Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ruchome piaski - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
2 sierpnia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Ruchome piaski - ebook

Maja Norberg: Winna czy niewinna? Ofiara czy morderczyni?

Powietrze jest szare i gęste od dymu z pistoletu.

Wszyscy oprócz mnie nie żyją. Ja mam tylko jednego siniaka…

Czy Maja jest zwykłą osiemnastolatką cudem ocalałą z tragedii? Czy może najbardziej znienawidzoną nastolatką w kraju? Jedno jest pewne – każdy zna jej imię. Spędziła dziewięć potwornych miesięcy w więzieniu, czekając na proces, oskarżona o masowe zabójstwo, którego ofiarami byli jej chłopak i najlepsza przyjaciółka, a teraz nadszedł czas, by weszła na salę sądową i opowiedziała swoją historię.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8015-519-0
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przy ławkach stojących w lewym rzędzie leży Dennis. Jak zwykle ubrany jest w T-shirt z nadrukiem, proste dżinsy z supermarketu i niezawiązane tenisówki. Dennis pochodzi z Ugandy. Twierdzi, że ma siedemnaście lat, ale jest tak gruby, że wygląda przynajmniej na dwadzieścia pięć. Uczy się na profilu zawodowym i mieszka w Sollentunie, w specjalnym ośrodku dla takich jak on. Obok niego, na boku, leży Samir. Chodzi do naszej klasy, bo dostał się na profil o nazwie „Gospodarka światowa i wiedza o społeczeństwie”.

Przy katedrze widać Christera, naszego wychowawcę i samozwańczego naprawiacza świata. Jego kubek przewrócił się na stolik, kawa poplamiła mu nogawkę spodni. Amanda siedzi niecałe dwa metry od niego, oparta o kaloryfer pod oknem. W promieniach wiosennego słońca nadal błyszczą jej diamentowe kolczyki, które dostała na konfirmację. Jeszcze kilka minut temu ubrana była w piękny kaszmir, białe złoto i sandały, ale patrząc na nią teraz, można by pomyśleć, że jest pokryta błotem. Ja siedzę na podłodze. Na moich kolanach leży Sebastian, syn najbogatszego człowieka w Szwecji, Claesa Fagermana.

Osoby znajdujące się w klasie nie pasują do siebie. Tacy jak my nie spotykają się w takim gronie, chyba że w wagonie restauracyjnym albo na peronie metra podczas strajku taksówkarzy. Na pewno jednak nie w szkolnej klasie.

Śmierdzi tu zgniłymi jajkami. Powietrze jest szare i gęste od dymu. Wszyscy zostali zastrzeleni. Z wyjątkiem mnie. U mnie skończyło się na siniaku.Pierwszy tydzień procesu — poniedziałek

3.

Tak czy inaczej, lubiłam przebywać w jej towarzystwie. Większość czasu spędzałyśmy razem. Siedziałyśmy obok siebie w klasie i w stołówce, uczyłyśmy się i chodziłyśmy na wagary. Obgadywałyśmy dziewczyny, które nam w czymś zawiniły (nie po to, żeby zachować się wobec nich paskudnie, ale…), a na elektrycznych bieżniach w fitness klubie wydeptywałyśmy kilometry ścieżek prowadzących donikąd. Razem robiłyśmy makijaż i chodziłyśmy na zakupy, godzinami ze sobą gadałyśmy, spędzałyśmy mnóstwo czasu na czacie i śmiałyśmy się z różnych rzeczy. Śpiewałyśmy do szczoteczki do zębów udającej mikrofon i, strojąc miny, naśladowałyśmy głupi wyraz twarzy tej czy innej dziewczyny ze szkoły.

Na imprezy też chodziłyśmy razem. Amanda szybko się upijała i zawsze wszystko przebiegało według tego samego schematu: chichotała, śmiała się, tańczyła, przewracała na podłogę, znowu się śmiała, kładła się na kanapę i rzewnie płakała, a łzy płynęły jej po szyi. Potem wymiotowała, aż w końcu wracała do domu. To ja się nią zawsze opiekowałam, nigdy odwrotnie.

Lubiłam spędzać z nią czas, bo było fajnie i potrafiłam się przy niej całkowicie zrelaksować. Było dla nas rzeczą oczywistą, że życie należy spędzać jak najprzyjemniej. Kiedy Amanda udawała głupią blondynkę, naprawdę potrafiła mnie rozbawić. Jeśli ktoś ją pytał o pogodę, odpowiadała „flip flop” albo „będzie 40 denierów”. Kiedy robiło się naprawdę zimno, przychodziła do szkoły w legginsach na podpince, butach marki Moon Boots i puchowej kurtce z kołnierzem ze skóry królika.

Twierdzenie, że Amanda była powierzchowna i płytka, byłoby zbyt proste. Owszem, nie umiałaby napisać wstępniaka dla jakiejś poważnej gazety, uważała, że ucisk to straszna rzecz i że rasizm też jest straszny, ale najstraszniejsza jest bieda. Była tak zwanym pozytywnym jąkałą, który podwaja słowa będące oceną jakiegoś stanu albo zjawiska. Mówiła na przykład „bardzo, bardzo dobrze”, „super, superuroczo” albo „mało, maciupko maciupeńko” (to ostatnie określenie było chyba potrójnym wzmocnieniem?). Swoje poglądy na kwestię równouprawnienia lub na każdą inną sprawę polityczną, która nie podlega wyborowi, zbudowała na niespełna czterech odcinkach telewizyjnego programu śledczego Uppdrag granskning, na którym za każdym razem płakała. A gdy na YouTubie oglądała nagranie poświęcone najgrubszemu człowiekowi świata, który po trzydziestu latach pierwszy raz wyszedł z domu, powiedziała: „Nie przeszkadzaj mi teraz! Oglądam wiadomości!”.

Amanda najbardziej lubiła rozmawiać o swoim strachu. Pochylała się wtedy i szeptała mi, jakie ma kłopoty z układem trawiennym i bezsennością („naprawdę bardzo, ale to bardzo duże kłopoty”). Kiedyś oświadczyła, że musi unikać koloru zielonego i cyfry dziewięć, omijać krawężniki („to znaczy ja ich nie wybieram, ale muszę to robić, bo chybabym umarła, umarła naprawdę, naprawdę umarła”). Czasem, gdy zabrakło spodziewanej reakcji, podkręcała atmosferę. Udawała, że znamię, którego nabawiła się podczas wspólnego smażenia naleśników na podwieczorek, to blizna po czymś innym, o czym najchętniej wolałaby nie mówić. Zależało jej, aby wszyscy uwierzyli, że to efekt próby samobójczej. I nawet nie przyszło jej do głowy, że mogłabym komuś zdradzić prawdę.

Problem polegał jednak nie tylko na tym, że Amanda kłamała. Uważała, że życie bywa trudne, że strach to uczucie, kiedy spóźnia się na autobus, i że cierpi na bulimię, bo zrobiło jej się niedobrze, gdy w niecałe dziesięć minut zjadła dwieście gramów czekolady z orzechami.

Amanda była niezwykle rozpieszczona przez mamę, tatę, terapeutę i stajennego, który zajmował się jej koniem. Nie chodziło jednak o ubrania i błyskotki, tylko o coś innego. Amanda miała taki sam stosunek do rodziców i nauczycieli – to znaczy do uznanych autorytetów, w tym także Boga – jak do pracowników punktów usługowych, na przykład recepcjonistek w luksusowych hotelach. Oczekiwała, że każdy udzieli jej pomocy w tak różnych sprawach jak pryszcz na czubku nosa, odnalezienie zagubionego kolczyka czy choroba bądź kwestia wiecznego życia. Nie interesowało jej, czy Bóg istnieje, ale było dla niej całkiem oczywiste, że powinien pomóc jej choremu na raka kuzynowi, ponieważ bardzo, ale to bardzo jest jej go żal, a przecież kuzyn jest taki bardzo, bardzo milutki, chociaż ma łysą głowę. Użalała się nad ludźmi mającymi kłopoty, lecz nie mogła się pogodzić z faktem, że ludzie nie użalali się nad nią.

Poza tym Amanda była zajęta sobą. Swoim sięgającym do pasa włosom poświęcała tyle czasu, zupełnie jakby chodziło o jej umierającą babcię. Ludzie uważali, że jest miłą osobą. Ale to nie do końca prawda. Zawsze dwa razy pytała, czy ktoś chce mleczko do kawy („Na pewno?”), a czyjś wygląd komentowała tak zgryźliwym tonem, że człowiek czuł się przy niej jak grubas. Mawiała na przykład: „Tak bardzo chciałabym umieć podchodzić do swojego wyglądu jak ty, na pełnym luzie” albo „Jesteś naprawdę niezwykle fotogeniczna” i oczekiwała, że za takie stwierdzenia należą jej się podziękowania. Do głowy by jej nie przyszło, że inni mogą uznać jej słowa za obraźliwe.

O polityce mawiała, że jest super, superważna. Nie była jednak zaangażowana politycznie aż w takim stopniu jak inni ludzie, którzy zapisują się do organizacji młodzieżowych, jeżdżą na obozy i strzelają z łuku. Nigdy nie pofarbowałaby sobie włosów na czarno, nie podpaliłaby farmy norek i nie byłaby w stanie przebrnąć przez raport o dziurze ozonowej albo o kurczącej się rafie koralowej. Jej zaangażowanie nie przypominało też zaangażowania ojca Samira, który kiedyś siedział w więzieniu i był torturowany za swoje poglądy polityczne.

Amanda uważała, że polityka polega na tym, iż budżet państwa powinien jej zwrócić koszty operacji wszczepienia bajpasu, której zamierzała się poddać w sytuacji, gdyby kiedykolwiek przekroczyła granicę powiedzmy… sześćdziesięciu kilogramów. Byłoby to, jej zdaniem, co najmniej słuszne, a to ze względu na podatki, które płacimy. Kiedy mówiła „my”, nie miała na myśli swojej mamy, bo jedyne pieniądze, którymi jej mama mogła swobodnie dysponować, pochodziły z kasy w sklepie ICA, gdy po zrobieniu zakupów dostawała resztę. Wpłacała je na swoje konto w banku, które nazywała żartobliwie kontem obuwniczym i traktowała jako coś w rodzaju symbolu niezależności finansowej – od męża, do którego te pieniądze tak naprawdę należały. Na samą myśl o tym koncie Amanda wznosiła oczy do nieba. Gardziła nim, a opowiadała mi to tylko dlatego, że uważała swoją mamę za postać żałosną. Nie dlatego jednak, że na okres listopadowych ferii szkolnych jej mama potrafiła spontanicznie zamówić dla całej rodziny wycieczkę z przelotem w klasie biznes i noclegami w luksusowym hotelu w Dubaju, ale dlatego, że musiała podbierać drobne kwoty, aby móc sobie kupić nowe dżinsy, nie pytając męża o pozwolenie.

Nigdy nie udało mi się ustalić, jakim sposobem Amanda, jej tata i jego pieniądze stali się nagle częścią „nas”, i dlaczego uważała, że ona też wspiera narodową gospodarkę.

Kilka miesięcy przed tym, co się wydarzyło, wdaliśmy się z Christerem w dyskusję o polityce. Rozmowa zeszła na Che Guevarę.

– Uważam, że zabijanie dzieci jest odrażające – stwierdziła Amanda – chociaż nie za bardzo się orientuję, o co im tam chodzi na Bliskim Wschodzie.

Samir siedział w klasie po skosie od niej i dlatego dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że Amanda skierowała te słowa do niego.

– Domyślam się, że nienawidzisz Amerykanów? – spytała, gdy w końcu udało jej się przyciągnąć jego wzrok.

Nie pamiętam, co odpowiedział Christer, ale Samir popatrzył wtedy na mnie. Właśnie na mnie, nie na nią. Pewnie uważał, że to przeze mnie Amanda nie wie, kim był Che Guevara, nie potrafi odróżnić Ameryki Łacińskiej od Izraela i Palestyny, a na dodatek wbiła sobie do głowy, że Samir jest z zasady wrogo nastawiony do Stanów Zjednoczonych.

To prawda, Amanda była zaangażowana politycznie w ten naiwny, a nawet dziecinny sposób. Czasem nawet nie można było o niej powiedzieć, że jest aż tak super, superrozbrajająca. O polityce rozmawiałyśmy rzadko. Bolała mnie od tego głowa, a Amanda traciła humor – dobrze wiedziała, że wszyscy widzą, jak się miota i nie bardzo wie, o czym mówi.

Gdy tak leżałam w jej pokoju na dywanie i słuchałam, jak swoim pełnym entuzjazmu głosem oznajmia, że od tej chwili występujemy w cudownym filmie młodzieżowym, w którym wszyscy wskakują do swoich kabrioletów, nie otwierając przy tym drzwi, często dochodziłam do wniosku, że tak bardzo się od siebie różniłyśmy, aż w końcu się do siebie upodobniłyśmy. Amanda udawała, że jest czymś zaabsorbowana, a ja, że mnie to nie obchodzi. W tym udawaniu byłyśmy tak dobre, że zdołałyśmy oszukać wszystkich – w tym także siebie.

Czy Amanda była szurnięta? W aktach śledztwa znajduje się treść esemesa, który na cztery dni przed śmiercią wysłała Sebastianowi. Brzmiał on następująco: „Nie smuć się. Już wkrótce ta wiosna będzie tylko wspomnieniem”.

Pani prokurator na razie nie wspomniała o Amandzie. Postanowiła zachować ten wątek do czasu, aż wygłosi swoje crescendo. Tymczasem skupiła uwagę na Sebastianie.

Sebastian, Sebastian, Sebastian… Będzie o nim mówiła przez kilka dni. Zresztą nie tylko ona – wszyscy będą to robić. Przez cały czas. Sebastian zaczyna przypominać pod tym względem gwiazdę rocka. Sander pokazał mi fotografie, które wygrzebała, a potem opublikowała prasa. Czarno-białe zdjęcie Sebastiana trafiło przynajmniej na dwadzieścia okładek na całym świecie, w tym na pierwszą stronę magazynu „Rolling Stone”. Ale były też inne zdjęcia: na jednym z nich Sebastian leży z papierosem w ustach, jest pijany i spocony; na drugim stoi na rufie swojej łodzi, którą płynęliśmy kanałem Djurgårdsbrunn w drodze na wyspy Fjäderholmarna, a ja siedzę z głową opartą o jego ramię. Na innym zdjęciu, zrobionym na tej samej imprezie, siedzi przy mnie Samir, patrzy jednak w inną stronę niż my. Ma taką minę, jakbyśmy mu kazali tam usiąść, żeby od samego przebywania w naszym towarzystwie nabawił się choroby morskiej. Amanda siedzi po mojej drugiej stronie. Ma białe zęby, opalone nogi, niebieskie oczy i bujne włosy, które falują na wietrze. Na zdjęciu nie ma oczywiście Dennisa, ale jego fotografie są w aktach śledztwa. Sebastian miał ich trochę w swojej komórce – lubił fotografować Dennisa, gdy ten był pijany. Nie wiem, dlaczego nikt ich nie zabezpieczył. Faktem jest, że istnieją fotografie, na których Dennis i Sebastian są razem, tak samo pijani, głośni i szaleni. Na każdej z nich Sebastian jest strasznie przystojny, a Dennis wygląda… jak Dennis.

Pani prokurator będzie opowiadać bardziej o tym, co zrobił Sebastian, niż o innych sprawach. Uznała bowiem, że wszystko robiliśmy wspólnie. Nie wiem, czy zniosę jej gadaninę, ale nie wolno mi się zdekoncentrować. To niebezpieczne, bo w takich chwilach pojawiają się dźwięki.

Jeden z nich usłyszałam w klasie, gdy mnie z niej wynosili; drugi – gdy Sebastian upadł na podłogę i uderzył o nią głową. Dźwięki huczą we mnie i jeśli się nie pilnuję, wracają. Wbijam paznokcie w skórę, próbuję przed nimi uciec, lecz nic nie pomaga. Nie umiem się ich pozbyć. Mój umysł za każdym razem każe mi wrócić do tej cholernej klasy.

Czasem śni mi się Sebastian. Zanim usłyszę te dźwięki, bardzo dokładnie wszystko widzę. Sebastian leży na moich kolanach, a ja z całej siły zaciskam ranę. Niestety, bez względu na to, jak bardzo się staram, nie mogę zatamować krwi. To tak, jakbym próbowała zatkać szczeliny w ogrodowym wężu, przez które tryska woda. Czy ktoś z was wiedział, że krew może tryskać i że nie da się jej zatamować rękami? Kiedy Sebastian leżał tak na moich kolanach, robił się coraz zimniejszy – jeszcze teraz każdej nocy czuję chłód jego dłoni. W snach pojawia się też Christer, który wydaje z siebie ostatnie tchnienie. Brzmi to tak, jak gdyby ktoś wlał do zlewu sodę kaustyczną. Nie wiedziałam, że można śnić o tym, jaka jest w dotyku czyjaś skóra i jak brzmią różne dźwięki. Najwidoczniej jest to możliwe, bo ja tego doświadczam przez cały czas.

Staram się nie patrzeć na publiczność, która przyszła na salę rozpraw, żeby się na mnie gapić. Nie spojrzałam nawet na tatę, gdy się zjawił. Za to gdy przechodziłam koło mamy, chwyciła mnie za rękę. W jej oczach dostrzegłam coś, czego nie widziałam nigdy wcześniej. Uśmiechnęła się do mnie, odrzuciła głowę w bok i uniosła kąciki ust, jakby chciała mi przypomnieć o tym, co mi powiedziała poprzedniego dnia przez telefon. Był to jeden z jej typowych uśmiechów, jak gdyby chciała mnie pocieszyć: „Jakoś to będzie”. Zanim jednak odwróciłam wzrok, zauważyłam, że mama zadrżała. Zrobiła to jedną tysięczną sekundy za wcześnie, jakby coś chciała z siebie strzepnąć.

Zanim doszło do strzelaniny, najważniejszym wyzwaniem było dla niej powstrzymywanie się od węglowodanów. Mama przybierała i traciła na wadze w tak szybkim tempie, jakby to był jej zawód. Jeśli umiała kontrolować to, co jadła, odczuwała prawdziwą dumę. Teraz siedzi w sali rozpraw.

W aktach śledztwa można znaleźć wiele faktów i to nie tylko tych, które odnoszą się do tamtego dnia. Są też wzmianki o naszych imprezach, o tym, co robił Sebastian i co robiłam ja. No i trochę o Amandzie. Moja mama ją uwielbiała. Sebastiana zresztą także, przynajmniej na początku, ale teraz już się do tego nie przyzna.

Ciekawe, czy mama wierzy albo czy postanowiła uwierzyć w moją wersję. Ani razu o tym nie wspomniała, a ja nie pytałam. Po co? Nie widziałam się z rodzicami od dnia, gdy przed dziewięcioma miesiącami trafiłam do aresztu. Poza tym nasze rozmowy telefonicznie nie były zbyt szczere i pełne zaufania.

Czy to nie dziwne? Ostatni raz byłam na tej sali z rodzicami dziewięć miesięcy temu. Ale wtedy też z nimi nie rozmawiałam. Widziałam ich tylko przez szybę między salą rozpraw w areszcie, która była wielkości klasy, a rzędami ławek dla publiczności, która siedziała tam mniej więcej przez kwadrans, po czym sędzia oświadczył, że posiedzenie w sprawie decyzji o umieszczeniu mnie w areszcie będzie się toczyć za zamkniętymi drzwiami, i wszystkich, w tym moich rodziców, wyprosił na korytarz.

Podczas tamtego posiedzenia płakałam tak rzewnymi łzami, że nie mogłam się powstrzymać. Płakałam już wówczas, gdy wchodziliśmy do sali. Czułam się jak gęś tuczona na wątróbki. Mniej więcej. Zrobiło mi się niedobrze, a moi rodzice wyglądali na śmiertelnie przerażonych.

Mama włożyła na tamtą rozprawę nową bluzkę, której nigdy przedtem nie widziałam. Ciekawe, po co się tak wystroiła. Przecież nic wtedy jeszcze nie wiedziała. Mój los nadal był niepewny, bo sędzia nie podjął jeszcze decyzji w sprawie. Pewnie wam się wydaje, że zrobiła się na matkę, która wie – na pewno wie – że cała ta sprawa jest jednym wielkim nieporozumieniem, a jej córka jest niewinna. Moim zdaniem było inaczej: chciała wyglądać jak matka, której za nic nie wolno obwiniać, bez względu na to, co się wydarzyło.

Tamta rozprawa odbyła się trzy dni po tym, jak trafiłam do aresztu śledczego. Dziś żałuję, że tak wtedy ryczałam. Powinnam była raczej rozbić tamtą szybę, żeby spytać mamę o sprawy, które nie miały znaczenia.

Chciałam ją spytać, czy po tym, jak poszłam do Sebastiana, pościeliła moje łóżko? Tanja nie pracuje przecież w piątki. Czy łóżko stało nieruszone do czasu, aż zjawiła się policja? Co było potem? Co wydarzyło się później? Czy Tanja posprzątała pokój? A może rodzice zabronili jej tam wchodzić? Rodzice czasem tak robią, gdy ich dziecko nagle umiera: przez trzydzieści lat starają się zachować dziecięcy pokój w nienaruszonym stanie, żeby ciągle wyglądał tak jak w dniu, w którym ich syn albo córka odeszli z tego świata.

Szkoda, że moi rodzice tego nie zrobili. Chciałam usłyszeć, że wszystko wygląda dokładnie tak samo jak w dniu, w którym odeszłam, że policja nic w nim nie zmieniła, a moje wcześniejsze życie zostało zamrożone, zakonserwowane, owinięte grubą warstwą bandaży, jakimi owija się mumie. Jeśli przez to wszystko przejdę i wolno mi będzie wrócić do domu, chciałabym się tam poczuć jak dawniej.

Ale o tym nie mogli mi oczywiście powiedzieć. Prawdopodobnie nie miało to żadnego znaczenia, czy mama to łóżko pościeliła, czy nie. I tak wiedziałam, że policja przeszukała cały dom, bo śledczy powiedzieli mi o tym podczas przesłuchania. Zabrali komputer, a do szpitala przynieśli mój telefon komórkowy. Musiałam im podać moje hasła i kody dostępu na każde forum dyskusyjne i każdą stronę, na jakiej byłam. Kiedy ich spytałam, co jeszcze mi zabrali, odparli: „Większość rzeczy… iPoda, różne papiery… książki, pościel i twoje ubranie z imprezy”. „Jakie ubranie?”, spytałam, a oni odpowiedzieli mi takim tonem, jak gdyby to była najzwyklejsza rzecz na świecie: „Twoją sukienkę, biustonosz i majtki”.

No proszę, wzięli nawet moje brudne majtki. Po co? Miałam ochotę roztrzaskać szybę i zażądać, żeby mama się przede mną wytłumaczyła. O nic nie chciałam pytać Sandera. „Mamo, dlaczego wzięli moje majtki?”. Właśnie o to chciałam ją spytać. Nie wypadało mi pytać Sandera o bieliznę, na której znajdowały się ślady po moich upławach.

A co rodzice zrobili z rzeczami, które policja zostawiła na miejscu? Tego też się chciałam dowiedzieć. Ciekawe, czy Tanja musiała wyprać moje ubrania, żeby pozbyć się z nich mojego zapachu. Zawsze mi się wydawało, że lubi rozwieszać pranie, wygładzać zmarszczki, prostować szwy, równać do brzegu, a koszule i swetry wieszać rękawami w dół, jak w geście rozpaczy, gdy ktoś chce się poddać. No i skarpetki – każdą parę przy użyciu jednej klamerki, żeby potem łatwiej je było układać.

Ciekawe, czy kazali jej po mnie posprzątać. Albo czy mama patrzyła każdego ranka na nóż do masła, który zawsze zostawiam na wierzchu, i myślała sobie: „Jeszcze niedawno tu była, a teraz jej nie ma”.

– Mamo! – Miałam ochotę krzyknąć. – Co tu się dzieje?

Niestety, rozdzielała nas tamta szyba. Zresztą ledwo zdążyłam zająć miejsce, sędzia wyprosił wszystkich z sali. Nikt nie odpowiedział mi na żadne pytanie. Zamiast tego zostałam aresztowana.

Dawno temu, jeszcze zanim do tego wszystkiego doszło, spytałam mamę, dlaczego nigdy nie pyta mnie o ważne sprawy.

– A chcesz, żebym cię o nie pytała?

Nawet nie próbowała zgadnąć.

Dzisiaj moim rodzicom wolno zostać w sali. Mają zarezerwowane miejsca – najlepsze, jak sądzę, na samym przedzie, niedaleko ode mnie (chociaż dzieli nas kilka metrów). Widzę, że mama przytyła. Tym razem ubrana jest jak matka, która wprawdzie nie popełniła żadnego błędu, ale dla poprawienia humoru trochę podjadała. Objadała się pysznym makaronem z masłem, serem i keczupem, obżerała się węglowodanami. Zważywszy na to, co zrobiłam, na wszystko ma wytłumaczenie, nawet na to, że przytyła. Wszyscy ją zrozumieją i nie będą nią gardzić, bez względu na to, czy jest, czy nie jest szczupła.

Kiedy coś ją zdenerwuje, na szyi wykwitają jej plamy. Denerwuje się zawsze, gdy musi komuś wyjaśnić, co ma na myśli. Trudno jej się skupić na tym, co mówi, bo każdy odruchowo gapi się na te plamy na szyi. Podobno właśnie dlatego tak rzadko nam mówi, co myśli. To dla niej zbyt ryzykowne. Ogranicza się więc tylko do tego, że o zdanie pyta tatę. Jeśli tata jest akurat w dobrym humorze, łaskawie jej odpowiada, a wtedy może upłynąć nawet cały wieczór, a ona nie odezwie się ani słowem.

To niepojęte, że martwi ją to, iż ktoś z nią za mało rozmawia, a jednocześnie brakuje jej odwagi, by spytać, jak ten ktoś się czuje. Za to nigdy nie czułam do niej niechęci z powodu niewłaściwego nadzoru, jaki nade mną sprawowała. Nienawidzę jej, bo ona sama tego chce, a najbardziej nienawidzę jej wtedy, kiedy próbuje mi wmawiać, że wie, co czuję. W takiej sytuacji mówi na przykład: „Wiem, że jesteś niespokojna” albo „Wiem, jak bardzo się boisz” czy „Wiem, co czujesz”.

Moja mama to idiotka.

– Chciałabym być na miejscu Mai.

Czy to ona wypowiedziała te słowa?

W każdym razie nie skierowała ich do mnie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: