Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rycerze. Honor i przemoc - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
5 października 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Rycerze. Honor i przemoc - ebook

Rycerzy – wojowników konnych –– zaczęto łączyć z pojęciem rycerskości, gdy zostało ono spopularyzowane przez średniowieczną literaturę. Oczekiwano od nich, że będą walczyć odważnie i honorowo oraz pozostaną lojalni wobec swego pana – w razie konieczności – aż do śmierci. W późniejszych czasach rycerskość utożsamiano z udziałem w turniejach i polowaniach oraz takimi zaletami charakteru jak sprawiedliwość, miłosierdzie i wiara. W czasach wypraw krzyżowych sformułowano kodeksy rycerskie, a niektóre zakony krzyżowców, między innymi templariusze, przeszły do legendy. Wraz z rozwojem sztuki wojennej w XV wieku rycerze stali się zbędni, ale określenie „rycerz” przetrwało jako honorowy tytuł nadawany za usługi oddane monarsze lub krajowi. Postać rycerza stała się też ikoną kultury popularnej. Ta książka opisuje rozkwit i schyłek epoki średniowiecznych rycerzy, w tym ich intensywny trening, kosztowny ekwipunek i uzbrojenie, turnieje oraz pojęcie rycerskości.

Rosie Serdiville – historyk społeczny, bierze udział w rekonstrukcjach historycznych, interesuje się zwłaszcza wpływem działań wojennych na ludność cywilną.

John Sadler – historyk wojskowości, autor licznych książek. Wykłada w Centre for Lifelong Learning na Uniwersytecie Newcastle.

Spis treści

Wprowadzenie. O broni i mężach
Kalendarium
Rozdział 1. Przełomowy rok 1066
Rozdział 2. Królestwo jerozolimskie
Rozdział 3. Edward i długonogi
Rozdział 4. Waleczne serca
Rozdział 5. Dzień św. Kryspina
Rozdział 6. Gra o tron
Rozdział 7. Ivanhoe
Słowniczek
Bibliografia
Podziękowania

Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8151-079-0
Rozmiar pliku: 3,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WPROWADZENIE

O broni i mężach

Mówicie: „Zawarliśmy przymierze ze Śmiercią,
i z Szeolem zrobiliśmy układ”.

Biblia, „Księga Izajasza”, 28,15

Ran­kiem 26 stycz­nia 1885 roku, dwa dni przed swo­imi pięć­dzie­sią­ty­mi dru­gi­mi uro­dzi­na­mi, ge­ne­rał Char­les Geo­r­ge Gor­don, zaj­mu­ją­cy sta­no­wi­sko gu­ber­na­to­ra Su­da­nu, był go­tów przy­stą­pić do swo­jej ostat­niej ofi­cjal­nej po­tycz­ki. Oko­licz­no­ści mu nie sprzy­ja­ły. Char­tum zo­stał nie­mal opa­no­wa­ny przez zwo­len­ni­ków Mah­die­go, cha­ry­zma­tycz­ne­go i bez­względ­ne­go wi­zjo­ne­ra, któ­ry wy­pi­sy­wał swo­je imię krwią nie­wier­nych. A tych nie bra­ko­wa­ło. „Chiń­ski” Gor­don przy­siągł bro­nić miesz­kań­ców Su­da­nu, lecz w koń­cu, mimo bo­ha­ter­skiej wal­ki, prze­grał. Od­dzia­ły wspar­cia, zbyt póź­no wy­sła­ne przez ocią­ga­ją­cy się rząd, nie do­tar­ły na czas. Przy na­brze­żu cze­kał szyb­ki pa­ro­wiec, któ­ry mógł za­brać gu­ber­na­to­ra w bez­piecz­ne miej­sce.

Ge­ne­rał Gor­don nie za­mie­rzał jed­nak opu­ścić tych, któ­rzy w nie­go wie­rzy­li. Mógł wy­świad­czyć im ostat­nią przy­słu­gę i zgi­nąć jak bo­ha­ter. Oko­licz­no­ści jego śmier­ci nie są zna­ne. Naj­praw­do­po­dob­niej wło­żył mun­dur, za­ła­do­wał pi­sto­let i zgi­nął, wal­cząc z sza­blą w dło­ni. Sam Lan­ce­lot nie ro­ze­grał­by tego le­piej. Był to akt pra­wej i nie­za­wod­nej ry­cer­sko­ści po­łą­czo­ny z mo­ral­nie słusz­nym mę­czeń­stwem. Śmierć ge­ne­ra­ła Gor­do­na od­bi­ła się sze­ro­kim echem w świe­cie.

Nie­dłu­go po­tem zgi­nął Mah­di, ale jego re­żim prze­trwał aż do 1898 roku. Puł­kow­nik Ho­ra­tio Kit­che­ner roz­gro­mił mah­dy­stów w bi­twie pod Omdur­ma­nem, a bry­tyj­ska ar­ty­le­ria zbu­rzy­ła grób Mu­ham­ma­da Ah­ma­da Ibn Abd Al­la­ha. Ge­ne­rał Gor­don – mię­dzy in­ny­mi dzię­ki wspa­nia­łej roli Charl­to­na He­sto­na w dra­ma­cie hi­sto­rycz­nym Char­tum z 1966 roku – stał się le­gen­dą.

Prze­ja­wy po­stę­po­wa­nia zgod­ne­go z ko­dek­sem ry­cer­skim znaj­dzie­my już u Ho­me­ra. Tro­jań­czyk Sar­pe­don wy­ja­śnia swo­je­mu przy­ja­cie­lo­wi Glau­ko­so­wi:

Za co czci nas jak bogów likijska kraina?
Za co na ucztach zawsze pierwsze miejsce nasze?
Lepsza część na biesiadach? Większe z winem czasze?
Za co dzierżym przy Ksancie tak obszerne niwy,
Okryte winnicami i pięknymi żniwy?
Oto, żebyśmy stojąc na wojsk naszych czele,
Tam szli pierwsi, gdzie Ares plon najgęstszy ściele.

(Homer, Iliada, Księga 12, 5036–5042)

Ko­rze­nie ry­cer­stwa się­ga­ją okry­tych mgłą hi­sto­rii z prze­szło­ści Ger­ma­nów, usank­cjo­no­wa­nej i sku­tecz­nie za­własz­czo­nej przez Ko­ściół. Ry­cer­skie ry­tu­ały le­gły u pod­staw fi­lo­zo­fii i ko­dek­su war­to­ści – no­ta­be­ne nie za­wsze prze­strze­ga­ne­go – oto­czo­nych aurą wy­jąt­ko­wo­ści. Ide­olo­gia w po­łą­cze­niu z wie­lo­let­nim tre­nin­giem i kosz­tow­nym ekwi­pun­kiem po­zwa­la­ła kon­nym ry­ce­rzom utrzy­mać eli­tar­ny i prze­waż­nie nie­kwe­stio­no­wa­ny sta­tus cham­pio­nów na polu bi­twy – przy­naj­mniej do cza­su, aż po­ja­wi­li się ci nie­zno­śni drob­ni wa­sa­le ze wsi ze swo­imi iry­tu­ją­cy­mi dłu­gi­mi łu­ka­mi.

Służba rycerska

W 1181 roku Hen­ryk II Plan­ta­ge­net, twór­ca im­pe­rium an­de­ga­weń­skie­go, pod­jął pró­bę ure­gu­lo­wa­nia kwe­stii woj­sko­wych w An­glii i w tym celu wy­dał Sta­tut o bro­ni. Okre­ślał on, ja­kie uzbro­je­nie i broń może no­sić przed­sta­wi­ciel każ­dej z klas spo­łecz­nych – od szla­chet­nie uro­dzo­ne­go po czło­wie­ka z gmi­nu. W 1242 roku Hen­ryk III Plan­ta­ge­net, król zu­peł­nie nie­zna­ją­cy się na pro­wa­dze­niu wo­jen, zmo­dy­fi­ko­wał te prze­pi­sy, gdy usi­ło­wał zwer­bo­wać do­sta­tecz­ną licz­bę ry­ce­rzy. Wiel­mo­żów ma­ją­cych do­cho­dy prze­kra­cza­ją­ce 20 fun­tów rocz­nie zo­bo­wią­zał do peł­nie­nia służ­by ry­cer­skiej. Każ­dy po­sia­dacz ru­cho­mo­ści war­tych 15 fun­tów mu­siał też wy­sta­wić wła­sne ko­nie, a po­sia­dacz ma­jąt­ku o war­to­ści 2 fun­tów za­opa­trzyć się we wła­sne łuki. Czter­dzie­ści lat póź­niej Edward I Dłu­go­no­gi po raz ko­lej­ny zmie­nił treść tego sta­tu­tu.

Moż­na się było wy­ku­pić ze służ­by ry­cer­skiej, wno­sząc od­po­wied­nią opła­tę, zwa­ną scu­ta­ge. Na tym eta­pie re­form nie pod­ję­to prób ujed­no­li­ce­nia jej wy­so­ko­ści. Zre­or­ga­ni­zo­wa­no na­to­miast mi­li­cję, to jest te­ry­to­rial­ne siły obron­ne po­wo­ły­wa­ne w róż­nych hrab­stwach, i po raz pierw­szy wpro­wa­dzo­no po­bór do służ­by woj­sko­wej. Sze­ry­fo­wie hrabstw zy­ska­li pra­wo i obo­wią­zek do­ko­ny­wa­nia prze­glą­du zdol­nych do wal­ki męż­czyzn w każ­dym hrab­stwie i po­wo­ły­wa­nia do służ­by w mi­li­cji od­po­wied­niej licz­by męż­czyzn z każ­dej osa­dy, wy­ekwi­po­wa­nych sto­sow­nie do swo­je­go sta­nu ma­jąt­ko­we­go. Ich ra­cje żyw­no­ścio­we fi­nan­so­wa­no ze środ­ków ko­mu­nal­nych. Ten ro­dzaj za­cią­gu ni­g­dy nie uzy­skał po­wszech­nej ak­cep­ta­cji, a pro­ce­du­ra czę­sto pro­wa­dzi­ła do nad­użyć, co spa­ro­dio­wał Sha­ke­spe­are w kro­ni­ce Hen­ryk IV:

Z kró­lew­skie­go po­bo­ru do woj­ska uczy­ni­łem uży­tek na­praw­dę ha­nieb­ny. W za­mian za po­zo­sta­wie­nie w cy­wi­lu stu pięć­dzie­się­ciu nie­do­szłych żoł­nie­rzy wzią­łem trzy­sta fun­tów i tro­chę drob­nych.

(William Shakespeare, Tragedie i kroniki, „Henryk IV”,
część I, akt IV, scena 2)

Służ­ba woj­sko­wa sta­no­wi­ła nie­od­łącz­ny ele­ment feu­da­li­zmu z jego skom­pli­ko­wa­ną sie­cią wza­jem­nych zo­bo­wią­zań mię­dzy kró­lem a wa­sa­la­mi kró­lew­ski­mi jako jego len­ni­ka­mi i mię­dzy se­nio­ra­mi a ich wa­sa­la­mi. Feu­dal­na struk­tu­ra spo­łecz­na przy­po­mi­na­ła dra­bi­nę. Na jej szczy­cie znaj­do­wał się wład­ca, a ni­żej – po­szcze­gól­ne sta­ny od len­ni­ków po war­stwy pra­cu­ją­ce na wsi, któ­rych obo­wiąz­kiem była upra­wa zie­mi, a nie wła­da­nie mie­czem. Obo­wią­zek po­mo­cy zbroj­nej se­nio­ro­wi wy­ni­kał z aktu wej­ścia wa­sa­la w oso­bi­sty sto­su­nek pod­dań­czy wzglę­dem se­nio­ra. Zwy­kle służ­ba woj­sko­wa trwa­ła czter­dzie­ści dni w roku, a naj­niż­sze gru­py spo­łecz­ne słu­ży­ły bez żad­ne­go wy­na­gro­dze­nia. Ana­lo­gicz­ny obo­wią­zek wiel­mo­ży wo­bec mo­nar­chy okre­śla­no mia­nem se­rvi­tium de­bi­tum (na­leż­na służ­ba). Gdy upły­nął usta­lo­ny czas służ­by, wa­sal miał pra­wo ocze­ki­wać za nią za­pła­ty. Moż­no­wład­cy mo­gli jed­nak słu­żyć da­lej, je­śli nie li­czy­li na gra­ty­fi­ka­cję pie­nięż­ną i wo­le­li wy­na­gro­dze­nie w po­sta­ci dóbr ma­te­rial­nych po uda­nym za­koń­cze­niu kam­pa­nii wo­jen­nej. W koń­cu zaj­mo­wa­li się ry­cer­stwem dla zy­sku.

Król był uza­leż­nio­ny od rady kró­lew­skiej, zwa­nej War­dro­be (przy­po­mi­na­ją­cej współ­cze­sny rząd), któ­ra za­pew­nia­ła zor­ga­ni­zo­wa­nie ar­mii i jej za­opa­trze­nia na po­trze­by pro­wa­dzo­nej przez nie­go woj­ny. Star­si ran­gą urzęd­ni­cy pań­stwo­wi – za­rząd­cy skar­bu i kon­tro­le­rzy dwo­ru kró­lew­skie­go – pro­wa­dzi­li szcze­gó­ło­we re­je­stry fi­nan­so­we. Aby nad­zo­ro­wać tak­że wy­dat­ki pod­czas kam­pa­nii wo­jen­nej, czę­sto oso­bi­ście to­wa­rzy­szy­li ar­mii (lub wy­sy­ła­li swo­ich przed­sta­wi­cie­li), za­bie­ra­jąc ze sobą na woj­nę służ­bę, po­moc­ni­ków i ba­ga­że. Za­opa­trze­nie ar­mii było bar­dzo waż­ne. Żoł­nie­rze z peł­ny­mi brzu­cha­mi ma­sze­ru­ją le­piej, a nie­do­stat­ki apro­wi­za­cyj­ne, jak ła­two prze­wi­dzieć, pro­wa­dzą do nie­bez­piecz­ne­go i nad­mier­ne­go spo­ży­cia piwa. Na przy­kład z po­wo­du bra­ku żyw­no­ści wy­bu­cha­ły kon­flik­ty po­mię­dzy an­giel­ski­mi i wa­lij­ski­mi od­dzia­ła­mi ar­mii kró­la Edwar­da I przed bi­twą pod Fal­kirk w 1298 roku. Bli­sko trzy de­ka­dy póź­niej po­dob­ne przy­pad­ki od­no­to­wał za­przy­jaź­nio­ny z sy­nem hra­bie­go Ha­inault kro­ni­karz Jean le Bel, słu­żą­cy kró­lo­wi Edwar­do­wi III pod­czas prze­gra­nej kam­pa­nii w We­ar­da­le w 1327 roku.

Evesham

W po­ło­wie XIII wie­ku więk­szość walk w polu to­czy­li ze sobą opan­ce­rze­ni w kol­czu­gi kon­ni ry­ce­rze. Pod­czas kam­pa­nii w Eve­sham w 1265 roku (do któ­rej wró­ci­my jesz­cze w roz­dzia­le 3) ksią­żę Edward (póź­niej­szy król Edward I) zmie­rzył się z woj­ska­mi dwóch ba­ro­nów: ze sta­cjo­nu­ją­cą na za­chód od rze­ki Se­vern ar­mią Szy­mo­na z Mont­fort star­sze­go i ob­le­ga­ją­cą Pe­ven­sey ar­mią jego syna, Szy­mo­na z Mont­fort młod­sze­go. Siły ksią­żę­ce szyb­ko się prze­miesz­cza­ły i pa­li­ły mo­sty, więc przy­par­ły za­chod­nią część ar­mii prze­ciw­ni­ków do rze­ki. Za­ję­ły też Glo­uce­ster i utrud­ni­ły re­be­lian­tom prze­pra­wę ło­dzia­mi sto­ją­cy­mi na ko­twi­cy w Bri­sto­lu. Szy­mon z Mont­fort młod­szy po­spie­szył na za­chód z po­mo­cą ojcu i do­tarł aż do Ke­nil­worth. Ksią­żę, prze­by­wa­ją­cy wów­czas w Wor­ce­ster, a za­tem w miej­scu do­god­nie po­ło­żo­nym do prze­pro­wa­dze­nia ata­ku na do­wol­ne­go z dwóch prze­ciw­ni­ków, po­ko­nał re­be­lian­tów w Ke­nil­worth, ude­rza­jąc na nich o świ­cie. Na­stęp­nie za­wró­cił, aby wy­dać de­cy­du­ją­cą bi­twę po­zo­sta­łym bun­tow­ni­kom w Eve­sham.

Nie­rzad­ko po­ja­wia­ły się su­ge­stie, że w tam­tych cza­sach do­wód­com woj­sko­wym bra­ko­wa­ło zmy­słu tak­tycz­ne­go, lecz kam­pa­nia księ­cia Edwar­da temu prze­czy. Dy­na­mi­kę dzia­łań księ­cia z ła­two­ścią moż­na prze­ciw­sta­wić nie­udol­no­ści jego ojca pod­czas wcze­śniej­szej kam­pa­nii, za­koń­czo­nej klę­ską pod Le­wes w 1264 roku. Jak za­uwa­żył sir Char­les Oman, je­den z ad­mi­ra­to­rów księ­cia Edwar­da, o suk­ce­sie ro­ja­li­stów w tej kam­pa­nii prze­są­dzi­ły dwa fak­ty: opa­no­wa­nie prze­praw przez rze­kę Se­vern i zni­we­cze­nie wszel­kich prób Szy­mo­na z Mont­fort, aby ją prze­kro­czyć. Ksią­żę Edward, trzy­maw­szy prze­ciw­ni­ków na dy­stans, naj­pierw prze­pro­wa­dził de­cy­du­ją­ce na­tar­cie na jed­ne­go, a na­stęp­nie na dru­gie­go.

W XIII wie­ku ra­cje żyw­no­ścio­we w ar­mii skła­da­ły się na ogół z chle­ba oraz mie­szan­ki fa­so­li, gro­chu i owsa, czy­li „po­traw­ki”. Ar­mia li­czą­ca kil­ka ty­się­cy lu­dzi po­trze­bo­wa­ła se­tek ton po­ży­wie­nia ty­go­dnio­wo, a tak­że pa­szy dla koni i mnó­stwa sła­be­go piwa.

Ry­ce­rze w mar­szu

Od­dzia­ły kon­ne nie­wąt­pli­wie do­wo­dzi­ły swo­jej wyż­szo­ści, gdy za­cho­dzi­ła ko­niecz­ność prze­pro­wa­dze­nia szyb­kich ma­new­rów. W śre­dnio­wie­czu stan­dar­do­wą jed­nost­kę tak­tycz­ną jaz­dy sta­no­wi­ła dzie­się­cio­oso­bo­wa con­roi (gru­pa ry­ce­rzy tre­nu­ją­cych i wal­czą­cych ra­zem). Była to ulu­bio­na for­ma­cja słyn­nych tem­pla­riu­szy. Po­ja­wi­ła się też moda na więk­sze od­dzia­ły. Wkrót­ce dwu­dzie­sto­oso­bo­we szwa­dro­ny po­więk­szy­ły się i po­wsta­ły od­dzia­ły li­czą­ce osiem­dzie­się­ciu gierm­ków, szes­na­stu ry­ce­rzy i czte­rech cho­rą­żych.

Ry­cer­stwo mo­gło szu­kać chwa­ły na po­lach bi­tew, lecz za­wsze mu­sia­ło brać pod uwa­gę kwe­stie prak­tycz­ne. Ci, któ­rzy byli na służ­bie woj­sko­wej, zwy­kle do­sta­wa­li glejt. Za­pew­niał im ochro­nę przed wszel­kim po­stę­po­wa­niem są­do­wym pod­czas peł­nie­nia służ­by – ry­ce­rze, po­dob­nie jak Ja­mes Bond, mie­li li­cen­cję na za­bi­ja­nie. Po­cho­dzą­ca z po­cząt­ku XIV wie­ku ilu­mi­no­wa­na Bi­blia z Hol­kham za­wie­ra mię­dzy in­ny­mi parę bar­dzo cie­ka­wych ilu­stra­cji. Gór­na przed­sta­wia bru­tal­nie wal­czą­cych ze sobą ry­ce­rzy w kol­czu­gach. Na dol­nej pie­cho­ta to­czy za­cię­ty bój z fu­rią, ale mniej ho­no­ro­wo, o czym świad­czą mie­cze, pu­kle­rze, to­po­ry i groź­ne ta­sa­ki.

Cho­rą­ży to ry­cerz, któ­ry pod­czas woj­ny do­wo­dził od­dzia­łem woj­ska pod wła­sną cho­rą­gwią. Zgod­nie ze zwy­cza­jem tem­pla­riu­szy ry­cerz mógł sfor­mo­wać po­czet, po­wo­łu­jąc jed­ne­go człon­ka swo­jej świ­ty na gierm­ka no­szą­ce­go jego ko­pię, a dru­gie­go na gierm­ka po­zo­sta­ją­ce­go w od­wo­dzie z za­pa­so­wy­mi koń­mi i ekwi­pun­kiem. Gdy po­czet włą­czał się do wal­ki, gier­mek wrę­czał ko­pię swo­je­mu panu i po­dą­żał za nim.

Dość zna­mien­ne są sta­ty­sty­ki. Na pierw­szą ze swo­ich wa­lij­skich kam­pa­nii król Edward I we­zwał oko­ło 15 ty­się­cy pie­chu­rów, w tym wie­lu ścią­gnię­tych z po­łu­dnio­wych krań­ców księ­stwa. Na dru­gą kam­pa­nię prze­ciw po­wstań­com pod wo­dzą Wil­lia­ma Wal­la­ce’a król wy­sta­wił 20 ty­się­cy pie­cho­ty. Jed­nak pod­czas póź­niej­szych eks­pe­dy­cji li­czeb­ność ar­mii znacz­nie spa­dła. Bied­na lud­ność nie była w sta­nie za­opa­trzyć tak du­żych sił woj­sko­wych, bo po­zba­wia­ło ją to nie­zbęd­ne­go do prze­ży­cia je­dze­nia i opa­łu. Ów­cze­sny kro­ni­karz na­kre­ślił ob­raz an­giel­skiej ar­mii ma­sze­ru­ją­cej pod­czas szkoc­kiej kam­pa­nii w 1300 roku:

Było wie­le bo­ga­tych cza­pra­ków, ha­fto­wa­nych na je­dwa­biu i sa­ty­nie; wie­le pięk­nych pro­por­ców przy­cze­pio­nych do ko­pii, mnó­stwo wy­wie­szo­nych cho­rą­gwi. Rże­nie koni dało się sły­szeć już z da­le­ka; góry i do­li­ny wy­peł­ni­ły jucz­ne ko­nie, wozy z za­opa­trze­niem oraz sa­kwa­mi z na­mio­ta­mi i pa­wi­lo­na­mi.

(Wal­ter of Exe­ter, Le sie­ge de Kar­la­ve­rok)

Ta barw­na wi­zja, któ­ra mo­gła­by tak­że wyjść spod pió­ra Wal­te­ra Scot­ta lub Al­fre­da Ten­ny­so­na, jest nie­zwy­kle wy­ide­ali­zo­wa­na. Rze­czy­wi­stość pre­zen­to­wa­ła się bar­dziej pro­za­icz­nie. Ar­mia cią­gnę­ła z ha­ła­sem i w kłę­bach ku­rzu, z wi­de­ta­mi (kon­ne pa­tro­le) na przo­dzie i tyle. W dro­dze ry­ce­rze do­sia­da­li lek­kich wierz­chow­ców – stę­pa­ków, aby oszczę­dzać swo­je cen­ne de­strie­ry – ko­nie bo­jo­we. Na ogół cho­wa­li swo­je zbro­je w ba­ga­żach, gdyż bar­dzo nie­wy­god­nie się w nich je­cha­ło. Jucz­ne ko­nie zo­sta­wia­ły za sobą mnó­stwo łaj­na. Za nimi ma­sze­ro­wa­ła źle od­ży­wio­na i kiep­sko odzia­na pie­cho­ta w dłu­gich, roz­wle­kłych i cha­otycz­nych ko­lum­nach, po­ły­ka­jąc pe­łen nie­czy­sto­ści kurz.

Karol Wielki i papież Hadrian I, rycina Antoine’a Vérarda z 1493 roku (Archivo Iconografico, S.A./CORBIS-BETTMANN; Wikimedia Commons)

Da­lej cią­gnę­ła ogrom­na ka­ra­wa­na ży­we­go in­wen­ta­rza (ar­mia za­bie­ra­ła zwie­rzę­ta ze sobą, aby mieć za­opa­trze­nie) i to­czy­ły się wozy wy­ła­do­wa­ne an­tał­kami piwa, na­mio­ta­mi, sznu­ra­mi, ba­ga­ża­mi i róż­nym ek­wi­pun­kiem. W ślad za ry­ce­rza­mi po­dą­ża­li licz­ni mar­kie­ta­nie, a tak­że pi­wo­wa­rzy, pro­sty­tut­ki i kup­cy. W woj­sku nie­zbęd­ni byli rze­mieśl­ni­cy róż­nych spe­cjal­noś­ci: zbro­ja­rze, miecz­ni­cy, zbroj­mi­strze wy­ra­bia­ją­cy łuki i strza­ły, bed­na­rze, ko­ło­dzie­je i cie­śle, a tak­że chi­rur­dzy i zna­cho­rzy, ro­bot­ni­cy i pa­ste­rze. Ar­mii ni­g­dzie nie wi­ta­no z ra­do­ścią. Miej­sco­wa lud­ność, ma­jąc ku temu uza­sad­nio­ne po­wo­dy, oba­wia­ła się jej prze­mar­szu – i to za­rów­no ar­mii nie­przy­ja­ciel­skiej, jak i wła­snej.

Portret Edwarda I w opactwie westminsterskim w sedilii zbudowanej za jego panowania

Wie­śnia­cy żyli z dala od nie­ustan­ne­go zgieł­ku no­wo­czes­nego świa­ta. Ta wiel­ka, ha­ła­śli­wa ar­mia, za­le­wa­ją­ca ich do­tych­czas spo­koj­ną oko­li­cę i za­cho­wu­ją­ca się ni­czym przy­pły­wy i od­pły­wy mo­rza, mu­sia­ła im przy­wo­dzić na myśl apo­ka­lip­sę. I rze­czy­wi­ście do­syć czę­sto oka­zy­wa­ła się nie­mal rów­nie de­struk­cyj­na. Gdy na­stę­po­wa­ło roz­luź­nie­nie dys­cy­pli­ny, sze­rzy­ły się gwał­ty i gra­bie­że. Woj­ny an­giel­sko-szkoc­kie, to­czą­ce się od 1296 roku, cha­rak­te­ry­zo­wa­ło wy­jąt­ko­we zdzi­cze­nie oby­cza­jów. Nie od­róż­nia­no cy­wi­lów od żoł­nie­rzy i gnę­bie­nie lud­no­ści sta­ło się ak­cep­to­wa­ną tak­ty­ką woj­ny eko­no­micz­nej.

W bi­twie

Udział w bi­twie nie­sie ze sobą – i za­wsze niósł – ry­zy­ko. W śred­nio­wie­czu do­wód­ca miał ogra­ni­czo­ne siły do dys­po­zy­cji, w do­dat­ku część z nich była sła­ba. Jed­na klę­ska w polu mo­gła się oka­zać ka­ta­stro­fal­na w skut­kach. Ko­mu­ni­ka­cja za­le­ża­ła od kon­nych po­słań­ców, a tam gdzie to było moż­li­we, tak­że od sy­gna­li­za­cji fla­ga­mi. Trud­no­ści z za­opa­trze­niem przy­spa­rza­ły nie­ustan­nych zmar­twień. Zwy­kle ar­mia dzie­li­ła się na czte­ry kor­pu­sy, każ­dy do­wo­dzo­ny przez jed­ne­go z wiel­kich moż­no­wład­ców. Szlach­ci­com ła­twiej przy­cho­dzi­ło wy­da­wa­nie roz­ka­zów niż pod­po­rząd­ko­wa­nie się im. Na­wet tak wład­czy król jak Edward I miał cza­sa­mi pro­ble­my z utrzy­ma­niem po­rząd­ku wśród ry­cer­stwa.

Gdy mo­nar­cha do­wo­dził swo­ją ar­mią, za­wsze je­chał na cze­le jed­ne­go od­dzia­łu, w oto­cze­niu swo­jej świ­ty. Po roz­po­czę­ciu bi­twy na­czel­ny do­wód­ca miał już nie­wiel­ki wpływ na osta­tecz­ny wy­nik star­cia. Na polu bi­twy ry­cer­stwo usta­wia­ło się w szy­ku li­nio­wym, na­prze­ciw po­dob­nie usta­wio­ne­go nie­przy­ja­cie­la. Przed ru­sze­niem do boju moż­li­wo­ści ja­kich­kol­wiek ma­new­rów były bar­dzo ogra­ni­czo­ne. Każ­dy do­wód­ca musi mieć do­bry wi­dok na to, co się dzie­je na polu bi­twy, ale śre­dnio­wiecz­ny wódz nie mógł so­bie po­zwo­lić, aby jego od­wo­dy sta­nę­ły zbyt da­le­ko, bo za­nim wpro­wa­dził­by je do wal­ki, mógł­by już prze­grać bi­twę.

Współ­cze­sny pi­sarz tak pod­su­mo­wu­je sto­su­nek ry­ce­rzy do nie­bez­pie­czeń­stwa, ja­kie gro­zi­ło im w bi­twie:

Jak­że ra­do­sną rze­czą jest woj­na, gdyż w jej trak­cie mo­że­my być świad­ka­mi wie­lu wspa­nia­łych czy­nów i ode­brać wie­le cen­nych lek­cji. Na woj­nie tak bar­dzo ko­chasz swe­go to­wa­rzy­sza. Gdy wi­dzisz, że two­ja wal­ka jest spra­wie­dli­wa, a twój brat do­brze wal­czy, na­pły­wa­ją ci łzy do oczu. Wiel­ce słod­kie uczu­cie lo­jal­no­ści i żalu wy­peł­nia ci ser­ce, gdy wi­dzisz, że przy­ja­ciel tak męż­nie wy­sta­wia swe cia­ło, aby wy­peł­nić i zre­ali­zo­wać po­le­ce­nie na­sze­go Stwór­cy. Wte­dy szy­ku­jesz się, aby iść i żyć lub zgi­nąć wraz z nim, i z mi­ło­ści go nie po­rzu­cisz. A pły­nie z tego taka przy­jem­ność, że ten, kto jej nie po­sma­ko­wał, nie po­tra­fi po­wie­dzieć, co to za roz­kosz. Czy my­ślisz, że czło­wiek, któ­ry tego do­ko­na, boi się śmier­ci? Ani tro­chę. Po­nie­waż czu­je się po­krze­pio­ny; jest tak uszczę­śli­wio­ny, że nie wie, gdzie się znaj­du­je. Za­praw­dę ni­cze­go się nie oba­wia.

(Andrew W. Boardman, The Medieval Soldier in the Wars of the Roses, s. 173)

Broń i uzbrojenie

W czasach Szymo­na z Mont­fort kon­ne­go ry­ce­rza chro­ni­ły głów­nie zbro­ja kol­cza oraz hełm garncz­ko­wy z pła­sko zwień­czo­nym dzwo­nem, wą­ski­mi szpa­ra­mi wzro­ko­wy­mi (tak zwa­ne wi­zu­ry) i ma­ły­mi otwo­ra­mi wen­ty­la­cyj­ny­mi w czę­ści osła­nia­ją­cej po­licz­ki. Pod heł­mem no­sił pi­ko­wa­ny cze­piec i kap­tur kol­czy. Kol­czu­ga skła­da­ła się z dwóch czę­ści: się­ga­ją­cej ud tu­ni­ki z dłu­gi­mi rę­ka­wa­mi (hau­berk) i no­ga­wic (chau­sée). W po­rów­na­niu ze zbro­ją pły­to­wą kol­czu­ga jest ela­stycz­na i sto­sun­ko­wo lek­ka. Nie chro­ni jed­nak przed miaż­dżą­cym cio­sem, co gro­zi po­waż­ny­mi ob­ra­że­nia­mi lub zła­ma­nia­mi, na­wet je­śli oczka kol­czu­gi wy­trzy­ma­ją.

De­li­kat­ny ob­szar wo­kół szyi do­dat­ko­wo za­bez­pie­cza­no sztyw­nym, sznu­ro­wa­nym koł­nie­rzem, nie­kie­dy wzmoc­nio­nym sta­lo­wy­mi pły­ta­mi. Cza­sem no­szo­no zbro­ję łu­sko­wą (po­dob­ną do sta­ro­żyt­nej lo­ri­ca squ­ama­tae). Dło­nie chro­ni­ły rę­ka­wi­ce kol­cze. Na po­cząt­ku XIV wie­ku za­czę­to osła­niać ko­la­na do­dat­ko­wy­mi na­ko­lan­ni­ka­mi (po­leyns), któ­re za­kła­da­no na no­ga­wi­ce kol­cze i zwią­zy­wa­no z na­go­len­ni­ka­mi.

Gdy po­ja­wi­ło się za­po­trze­bo­wa­nie na lep­szą ochro­nę cia­ła, wśród jeźdź­ców na kon­ty­nen­cie za­pa­no­wa­ła moda na do­dat­ko­wą osło­nę w po­sta­ci swe­go ro­dza­ju pe­le­ry­ny, z przo­du i z tyłu wzmoc­nio­nej sta­lo­wy­mi pły­ta­mi. Wpro­wa­dzo­no też osło­ny ra­mion (ailet­te), na któ­rych czę­sto po­ja­wia­ły się her­by. W uży­ciu wciąż były tar­cze, w kształ­cie pod­sta­wy że­laz­ka i wy­pro­fi­lo­wa­ne tak, aby pa­so­wa­ły do kon­tu­rów cia­ła. Roz­po­wszech­nie­nie się dłu­gich łu­ków (po­cząw­szy od po­cząt­ku XIV wie­ku) wy­mu­si­ło szu­ka­nie dal­szych udo­sko­na­leń zbroi. Sama kol­czu­ga nie chro­ni­ła przed śmier­tel­nie nie­bez­piecz­ny­mi gro­ta­mi strzał typu bod­kin, wpro­wa­dzo­no więc ryn­no­we osło­ny ra­mion i nóg, przy­wią­zy­wa­ne na pan­cerz kol­czy.

Dla ry­ce­rza naj­więk­szym wy­dat­kiem, oprócz in­we­sty­cji w zbro­ję, był za­kup ko­nia bo­jo­we­go, czy­li de­strie­ra (de­xtra­rius). Taki ru­mak kosz­to­wał oko­ło 40 fun­tów, co sta­no­wi­ło dwu­krot­ną war­tość pod­sta­wo­wej kwa­li­fi­ka­cji ma­jąt­ko­wej do służ­by ry­cer­skiej. Do­bre ko­nie peł­nej krwi po­cho­dzi­ły z Fran­cji, Hisz­pa­nii i Wę­gier. Nie do­rów­ny­wa­ły wiel­ko­ścią współ­czes­nym ko­niom rasy hun­ter, po­nie­waż na ogół mie­rzy­ły w kłę­bie od 152 do 163 cen­ty­me­trów, ale mia­ły sil­ne nogi, po­jem­ną klat­kę pier­sio­wą i sze­ro­ki zad. Ge­ne­ral­nie de­strier był prze­zna­czo­ny do szar­ży, więc w dro­dze na pole bi­twy ry­cerz je­chał na stę­pa­ku (pal­frey), a jego lu­dzie po­dą­ża­li za nim na nie­dro­gich cha­be­tach (ro­un­cey) o róż­no­ra­kim prze­zna­cze­niu.

Sio­dło z wy­so­kim przed­nim i tyl­nym łę­kiem za­pew­nia­ło ry­ce­rzo­wi do­bre opar­cie i do­dat­ko­wą ochro­nę przed cię­cia­mi mie­czem. W po­łą­cze­niu ze strze­mio­na­mi da­wa­ło mu też pod­par­cie nie­zbęd­ne do pro­wa­dze­nia sku­tecz­nej wal­ki. Cen­ne ko­nie bo­jo­we rów­nież w pew­nym stop­niu opan­ce­rza­no – przed sio­dłem i za nim. Przed­nia część osło­ny okry­wa­ła łeb i mia­ła otwo­ry na noz­drza, oczy i pysk, a dłuż­sza tyl­na się­ga­ła aż do pę­cin. Tę skó­rza­ną, pi­ko­wa­ną osło­nę uzu­peł­niał na­czó­łek, czy­li wy­pro­fi­lo­wa­na me­ta­lo­wa osło­na koń­skie­go łba, w któ­ry zwy­kle ce­lo­wa­li pie­chu­rzy. Do­brze opan­ce­rzo­ny czło­wiek i koń two­rzy­li praw­dzi­wą jaz­dę pan­cer­ną, a jej szar­ża bu­dzi­ła prze­ra­że­nie.Podziękowania

Ry­cerz to ty­tuł o du­żym ła­dun­ku emo­cjo­nal­nym, szcze­gól­nie dla po­ko­le­nia wy­cho­wa­ne­go na pro­gra­mach te­le­wi­zyj­nych dla dzie­ci z lat pięć­dzie­sią­tych i wcze­snych sześć­dzie­sią­tych, ta­kich jak Kni­ghts of the Ro­und Ta­ble, Ro­bin Hood (oczy­wi­ście w wer­sji Ri­char­da Gre­ene’a), Wil­liam Tell oraz Ivan­hoe z Ro­ge­rem Mo­ore’e, któ­ry za­grał w nim jesz­cze przed wy­stę­pem w se­ria­lu Świę­ty. Szły one w pa­rze z lek­tu­rą wspa­nia­łej książ­ki Ro­ge­ra Lan­ce­ly­na Gre­ena Król Ar­tur i ry­ce­rze Okrą­głe­go Sto­łu opu­bli­ko­wa­nej przez Puf­fin Bo­oks, po­wie­ścia­mi Ro­se­ma­ry Sutc­liff, Hen­ry’ego Tre­ece’a, Geo­r­ge’a Al­fre­da Hen­ty’ego, Ro­ber­ta Lo­uisa Ste­ven­so­na i Alek­san­dra Du­ma­sa. Ry­cer­stwo i cno­ta ry­cer­sko­ści były naj­waż­niej­sze, a śre­dnio­wiecz­ną tra­dy­cję kon­ty­nu­owa­li Beau Ge­ste z po­wie­ści Per­ci­va­la Chri­sto­phe­ra Wre­na oraz dwaj bo­ha­te­ro­wie ko­mik­sów – pi­lot Big­gles i wi­king Karl (choć w za­sa­dzie po­cho­dzi z cza­sów przed­ry­cer­skich i jest nie­co szorst­ki).

Po­dzię­ko­wa­nia na­le­żą się przede wszyst­kim Ruth Shep­pard, na­szej re­dak­tor­ce z wy­daw­nic­twa Ca­se­ma­te, dok­tor Mau­re­en Me­ikle z Uni­wer­sy­te­tu Le­eds, dok­to­ro­wi Ri­char­do­wi Brit­nel­lo­wi z Uni­wer­sy­te­tu Dur­ham, pro­fe­so­ro­wi Tony’emu Pol­lar­do­wi z Uni­wer­sy­te­tu Te­es­si­de; na­szym ko­le­gom z by­łe­go Cen­tre for Li­fe­long Le­ar­ning na Uni­wer­sy­te­cie Sun­der­land, zwłasz­cza Col­mo­wi O’Brie­no­wi i Mak­so­wi Adam­so­wi, Chloe Ro­dham za zro­bie­nie map bi­tew, Edo­wi Wim­ble’owi, Ca­the­ri­ne Tur­ner z Dur­ham Ca­the­dral Li­bra­ry, Ia­ino­wi Dic­kie­mu i Mi­cha­elo­wi Ray­ne­ro­wi z Bat­tle­fields Trust, Tony’emu Whi­tin­go­wi z Eve­sham To­urist Cen­tre, Joh­no­wi Wol­la­sto­no­wi, Be­ryl Charl­ton i szcze­gól­nie Tony’emu Spi­ce­ro­wi, któ­ry po­dzie­lił się z nami swo­imi wy­ni­ka­mi ba­dań. Dzię­ku­je­my tak­że Ada­mo­wi Bar­ro­wo­wi za zdję­cia, Ro­ber­to­wi Har­dy’emu CBE, Ri­char­do­wi Gro­ococ­ko­wo­wi z Na­tio­nal Ar­chi­ves, dok­to­ro­wi Da­vi­do­wi Cald­wel­lo­wi z Na­tio­nal Mu­seum of Sco­tland, Chri­sto­phe­ro­wi Bur­ges­so­wi, Ali­sta­iro­wi Bow­de­no­wi z Re­mem­be­ring Flod­den, dok­to­ro­wi To­bia­so­wi Ca­pwel­lo­wo­wi z Wal­la­ce Col­lec­tion, Cli­ve’owi Hal­la­mo­wi-Ba­ke­ro­wo­wi, Fio­nie Arm­strong z Arm­strong Trust and He­ri­ta­ge Cen­tre, dok­tor Gil­lian Scott z Ca­stles Stu­dy Gro­up, dok­to­ro­wi Ia­no­wi Ro­bert­so­wi z North Tyne He­ri­ta­ge Cen­tre, Jen­ni­fer Gill i Liz Bre­gaz­zi z Co­un­ty Dur­ham Re­cord Of­fi­ce, Ma­lin Holst z Tow­ton Mass Gra­ve Pro­ject, Phi­li­po­wi Al­ber­to­wi i Joh­no­wi Wal­le­ro­wo­wi z Roy­al Ar­mo­uries, Ni­co­li Wa­ghorn z Na­tio­nal Gal­le­ry, Mat­thew Ba­iley­owi z Na­tio­nal Por­tra­it Gal­le­ry, per­so­ne­lo­wi Lit.& Phil. Li­bra­ry w New­ca­stle-upon-Tyne, Ad­ria­no­wi Wa­ite’owi z Red Wy­verns, Dun­ca­no­wi Brow­no­wi z EH Pho­to Li­bra­ry, An­thei Boyl­ston i Jo Buck­ber­ry z Uni­wer­sy­te­tu Brad­ford, Win­nie Ty­rell z Glas­gow Mu­seums, Mar­ko­wi Tay­lo­ro­wi i Gra­ha­mo­wi Dar­by­shi­re’owi z Tow­ton Bat­tle­field So­cie­ty, Bo­bo­wi Bro­ok­so­wi z Hot­spur Scho­ol of De­fen­ce oraz Pau­lo­wi Mac­Do­nal­do­wi z Mac­Do­nald Ar­mo­uries.

Za wszel­kie błę­dy i bra­ki od­po­wie­dzial­ność po­no­szą wy­łącz­nie au­to­rzy. Sta­ra­li­śmy się usta­lić ak­tu­al­nych wła­ści­cie­li praw au­tor­skich. Je­śli w któ­rymś z przy­pad­ków nam się nie uda­ło, bar­dzo pro­si­my o sto­sow­ną in­for­ma­cję i wów­czas po­pra­wi­my swój tekst.

Rosie Serdiville i John Sadler

Northumberland/Newcastle-upon-Tyne, 2017
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: