Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Rzeź wołyńska. Pamięć piekła - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Maj 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rzeź wołyńska. Pamięć piekła - ebook

Czy pamięć o dokonanym dawno temu ludobójstwie pozwoli dziś ułożyć relacje z ukraińskimi sąsiadami? Czy nie stanie się przeszkodą w pomocy tym, których przodkowie pomagali Polakom?
Czy wystarczy wspomnienie tych, którzy zapłacili za to własnym życiem?

II wojna światowa. Józef, syn polskiego legionisty, kończy gimnazjum, przeżywa pierwszą miłość i pierwsze nadzieje.

Jednak wojna i narastające nastroje nacjonalistyczne nie sprzyjają realizacji młodzieńczych planów. Romantyczna sceneria zmysłowej inicjacji dwojga młodych kochanków myli – w tle rozgrywa się bowiem rzeź wołyńska.

Mordy na mieszkańcach polskich wiosek dokonywane przez bandy UPA, odwetowe akcje Armii Krajowej, tragiczny pochód przez Ziemię Wołyńską – wszystko to na zawsze naznaczy losy głównego bohatera, który dziś, prowokowany do zwierzeń, snuje swą przynoszącą ulgę opowieść.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7942-332-3
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ojciec

Wiozłem go z polowania. Na ogół był małomówny, nie mówił nigdy o swej przeszłości, choć słuchy chodziły, że życiorys ma bardzo pokręcony. Pochodził ze Wschodu – zdradzał go jego śpiewny język oraz nazwisko Golin. Na imię miał Józef, mówiłem do niego: „panie Józefie”. Był ode mnie starszy o jakieś dwadzieścia lat.

Lubiłem go i zastanawiałem się, dlaczego niczym szczególnym się nie wyróżniał. Zawsze podporządkowywał się zaleceniom panującym na polowaniu, dobrze strzelał, wiedział, czy trafił, czy spudłował. Miałem wobec niego jakiś dziwny szacunek. Ciekawa osobowość: z nikim nie wchodził w konflikty, lubił wypić jakąś wódkę. Często po polowaniu chodziliśmy do znajomego gajowego na talerz rosołu i tam, po wypiciu paru kieliszków, czasem wspominał czasy młodości spędzone na Ziemi Wołyńskiej w czasach Drugiej Rzeczypospolitej.

Rodzina jego pochodziła z Białostocczyzny. Po wojnie polsko-rosyjskiej ojciec jego otrzymał ziemię na Wołyniu. Mówił, że ziemia tam żyzna, nie potrzeba nawozić, bo sama rodzi. Uprawiali pszenicę, hodowali bydło szare rasy wschodniej, cztery konie obsługiwały gospodarstwo. Nowe zabudowania i dom mieszkalny oraz sprowadzone maszyny świadczyły o gospodarzach, jak mawiał – żyło im się bardzo dobrze – wspominał te czasy z nostalgią.

Nie za dużo chciał mówić. Czyniłem próby, aby się jak najwięcej od niego dowiedzieć. Nie dawał się wciągać w dyskusje, a mnie to interesowało, ponieważ ojciec mój tam się urodził i mieszkał do wojny polsko-rosyjskiej i częściowo z jego opowiadań powstał w mojej głowie obraz tamtych terenów. Zawsze chciałem tam pojechać, ale nigdy mi się to nie udało.

Pewnego razu pojechaliśmy z Józefem na polowanie na kaczki, na tak zwane zloty. Tuż przed zachodem słońca siada się nad siedliskiem kaczek i czeka na zlatujące ptaki. Tym razem kaczki jakoś nie nadlatywały. Siedzieliśmy więc bezczynnie obok siebie, a ja czyniłem starania, aby jeszcze coś opowiedział o wołyńskich czasach. Mówiłem mu, że w jakimś sensie są tam moje korzenie. On wiedział, że interesuję się historią, snuł więc swoje opowieści.

Jego ojciec zajmował się gospodarstwem, matka domem i trójką dzieci – sami chłopcy. On był najstarszy, skończył tam szkołę podstawową polską oraz trzy klasy gimnazjum w Łucku i tak było do wojny w 1939 roku. Lato w ostatnim roku pokoju było upalne, z małymi opadami. Zebrali sporo zboża i urodzaj nastrajał optymistycznie. Młodsi bracia szykowali się do szkoły. Józef, jako najstarszy w rodzinie, miał pozostać w domu i pomagać ojcu. Wszystko szło ustalonym trybem.

Wieś, w której mieszkali, była polska, jedynie trzy gospodarstwa należały do rodzin ukraińskich. Panował spokój oraz poprawne stosunki ukraińsko-polskie.

Polacy chodzili do cerkwi na nabożeństwa, Ukraińcy uczestniczyli w uroczystościach polskich. Patrząc na współżycie obu nacji, można wysunąć wniosek o poprawnych stosunkach sąsiedzkich. Jednak już latem 1939 roku nacjonalistyczne elementy ukraińskie zaczęły przejawiać dość dużą aktywność.

Plotki chodziły, że ich przywódca Taras Bulba, a także Bandera, przed wybuchem wojny szkoleni byli przez Niemców, jak walczyć z Polakami na Ukrainie. Jeszcze wtedy sąsiad Ukrainiec przyszedł do ojca Józefa, w tajemnicy informując go, iż ma wiarogodne informacje od syna, który należał do nacjonalistycznej organizacji ukraińskiej, że po wybuchu wojny będą rżnąć Polaków, i radził mu, aby się z Ukrainy wyprowadził.

– Ojciec do końca nie wierzył sąsiadowi – ciągnął Józef – ale w niedzielę zebrał nas i opowiedział, co mówił Ukrainiec. Byliśmy przerażeni tymi wieściami, jednak nie wierzyliśmy, że może to nastąpić.

W pewnej chwili przerwał. Był bardzo smutny, na pewno przypomniały mu się tragiczne zdarzenia, których wcale nie chciał wspominać.Dawny Wołyń

Poczułem się trochę źle ze świadomością, iż byłem powodem opowiadania o jego dawnych tragicznych przeżyciach. Choć byłem ciekaw, co się dalej stało z jego rodziną, nie próbowałem jednak prosić go o opowieści o losach Polaków na Wołyniu. Liczyłem się z tym, że za jakiś tydzień zaproszę go znowu na kaczki, może wtedy będzie miał lepszy humor i uda mi się usłyszeć dalsze opowieści. Przypomniały mi się wspomnienia ojca, który zamieszkiwał te tereny przed wojną polsko-rosyjską 1920 roku. W czasie rewolucji bolszewickiej też dochodziło do mordów na Polakach oraz na przeciwnikach politycznych walczących ze sobą stron. Po zdobyciu osady zwanej Bogusławka Biali ustawili pień na rynku, wyłapywali zwolenników rewolucji i szablą ścinali głowy. Podobnie zachowywali się Czerwoni. Ci ustawiali ich pod murem i rozstrzeliwali – sytuacja ta powtarzała się kilka razy. Polacy stanowili mniejszość: na wsi około siedemnaście procent, w miastach natomiast dwadzieścia osiem. Najliczniejszą grupę stanowili Żydzi – dziewiętnaście procent. Dzisiejsi Ukraińcy nazywani byli Rusinami, nie mieli tożsamości narodowej. Za czasów pierwszej Rzeczypospolitej prawie cała Ukraina, łącznie z obecną Białorusią, wchodziła w skład państwa polskiego.

Po wojnie polsko-rosyjskiej w 1920 roku Polska odzyskała tylko niewielką część dawnych terytoriów. Wspomniany teren Wołynia stanowił jej dawną część. Ojciec Józefa, żołnierz Armii Polskiej, za zasługi w wojnie 1920 roku otrzymał czterdzieści hektarów dobrej ziemi, na której z powodzeniem gospodarzył. Był tak zwanym osadnikiem, wzbudzając tym zazdrość wśród ukraińskich sąsiadów.

Nie mogłem się doczekać, kiedy znów spotkam się z Józefem i usłyszę opowiadane jego ciepłym głosem historie o dawnych stronach mojej rodziny.

Nadarzyła się okazja, w sobotę umówiliśmy się na zloty kaczek. Zawiozłem go swoim samochodem, usiedliśmy nad mokradłem obok siebie i czekamy na kaczki.

Po wypiciu piersiówki z nalewką zacząłem nieśmiało wspominać o sytuacji na Wołyniu. Józef zdawał sobie sprawę, po co ja tak zabiegam o jego towarzystwo. Nie był pewny, czy nie jestem jakimś agentem i czy nie chcę świadomie wyciągnąć od niego informacji o przeszłości. Podejrzliwość w dużym stopniu decydowała o jego zachowaniu.

Postanowiłem więc uprzedzić jego opowieść pewnymi informacjami o mojej rodzinie zamieszkującej dawne tereny Wołynia. Mówiłem mu, że dziadek mój zginął w niewyjaśnionych okolicznościach, a jeden z braci ojca został zamordowany, że rodzina rozproszyła się po Ukrainie i Białorusi, a nawet zawędrowała aż na Kaukaz Północny. Restrykcje ukraińskich elementów nacjonalistycznych w stosunku do Polaków były bardzo wyraźne. Polityka Drugiej Rzeczypospolitej w stosunku do mniejszości narodowych nie była właściwa. Na tym tle bazowały skrajnie nacjonalistyczne elementy ukraińskie, takie jak Bandera, który na metodę walki z Polakami wybrał terror i mord.

Wymordowanie Polaków i zniszczenie ich mienia miało doprowadzić do powstania wolnej Ukrainy. Jak wiemy, polityka ta nie przyniosła pozytywnych rozwiązań. Dopiero Stalin, metodami niewiele się różniącymi od sposobów Bandery, doprowadził do powstania Republiki Ukrainy – nie suwerennej, lecz włączonej do Związku Radzieckiego.

Dawną Zachodnią Ukrainę oraz Zakarpacie, kiedyś tereny polskie, na mocy układów jałtańskich przyłączono do Ukrainy.

Józef, sprowokowany moimi wywodami, mówi:

Dla mnie były to bardzo przykre czasy, po swoim wejściu Niemcy zaczęli faworyzować skrajnie nacjonalistyczne elementy ukraińskie walczące z Polakami. Polacy byli gorzej traktowani przez Niemców niż Ukraińcy. Pewnego razu ojciec wysłał mnie do Łucka do znajomych, aby zawieźć im trochę mięsa, kaszy. Piętnastokilogramowy bagaż przytroczyłem do konia i po przejechaniu dwudziestu kilometrów zostawiłem go u znajomych Polaków, wsiadłem do pociągu i dotarłem do Łucka.

Znajomi byli spakowani i czekali na dogodną chwilę, aby przedostać się na teren Generalnego Gubernatorstwa, za odpowiednie łapówki uzyskali od miejscowych władz takie zezwolenie. Nie były to dobre wiadomości, zabrałem od znajomych konia i nocą dotarłem do domu. Opowiedziałem im o złych nastrojach w stosunku do Polaków.Obrona

Ojciec wyciągnął spod strzechy schowany karabin i sprawdził, czy funkcjonuje, mówiąc:

– Trzeba się będzie, synu, bronić.

Matka, gdy zobaczyła karabin, bardzo się wystraszyła. Młodsi bracia, jedenastoletni i trzynastoletni, nie nadawali się do czynnej obrony.

Ojciec rozważał tę sytuację. Na koniec uległ matce i odesłał dzieci do brata w Lublinie. Zostałem sam z rodzicami. Ojciec poszedł do sąsiadów Polaków omówić aktualne wieści, bo podobno w sąsiedniej wsi był napad na polskie gospodarstwa, z których zrabowali dobytek, na oczach mężczyzn zgwałcili kobiety, a na koniec wszystkich zakłuli widłami. Ojciec przyniósł drugi karabin, pytając mnie, czy potrafię się nim posługiwać. W gimnazjum miałem przedmiot, a raczej zajęcia, z przysposobienia wojskowego i karabin nie stanowił dla mnie żadnej tajemnicy.

Zaczęliśmy rozważać, jak się zorganizować, aby dać odpór napadowi. Następnego dnia było zebranie mieszkających we wsi Polaków, na którym ustalono, jak ma wyglądać obrona wsi przed ukraińskimi bandami. Skrajne zabudowania wsi niestety nie zostały objęte obroną, dobytek i ludzie zostali rozlokowani u sąsiadów. Wykonano coś w rodzaju rowów strzeleckich i odpowiednio je zamaskowano. Przygotowania do obrony szły pełną parą, każdy z gospodarzy zobowiązany był zdobyć broń, amunicję, granaty. Odbyło się szkolenie na wypadek napaści, ojciec, jako stary wojskowy, tłumaczył ludziom, jak się mają zachowywać i jak mają używać broni. W pewnym sensie objął dowództwo.

Było lato 1940 roku, kończyły się żniwa. Pola pokryte bujną roślinnością dawałyby schronienie. Obecnie były nagie, przygotowane do następnych upraw. Ludzie bez wiary w przyszłe plony przystępowali do prac rolnych. Czekali na burzę, która miała nadejść. Sąsiedzi przynosili coraz to nowe wieści, że Niemcy organizowali i dozbrajali Ukraińców do walki z Polakami.

Wieś nasza nazywała się Zofiówka. Było to trzydzieści chałup, w tym trzy ukraińskie. Ojciec zarządził warty nocne, znajdujący się opodal las budził trwogę. Z tej strony, jak się wszyscy domyślali, mogło nadejść nieszczęście. Ukraiński sąsiad oddał ojcu zdobyty karabin i sporo amunicji oraz dwa granaty pałkowe. Mimo to prosił jednak ojca, aby zostawił gospodarstwo i wyjechał z Ukrainy. Tłumaczył mu, że on się wszystkim zaopiekuje. Ojciec jednak uważał, że to jest jego ziemia i musi jej bronić.

Postawa ojca miała decydujący wpływ na bieg dalszych wypadków. Odrzucił rady sąsiada Ukraińca oraz matki, która również namawiała go do opuszczenia tych ziem. Zakończono siewy zbóż, wykopano ziemniaki i je zakopcowano, szykowano się do nadchodzącej zimy.

Dochodziły nas coraz gorsze wieści: w sąsiedniej wsi spalona została szkoła polska, zamordowano nauczyciela, przywiązano jego ciało do bramy wejściowej i napisano na deskach „wróg”. Ten sam los spotkał księdza: obcięto mu głowę i przybito do drzwi wejściowych kościoła. Za parę dni spalono kościół.

Ludzie we wsi w nocy nie palili światła i przenosili się do lepiej przygotowanych do obrony chałup. Byli zmęczeni i nie wszyscy do końca zdawali sobie sprawę, co może ich spotkać.Marylka

Po chwili zmienił temat.

W sąsiedniej wsi, oddalonej od naszej jakieś pięć kilometrów, miałem dziewczynę. Jej matka była Polką, ojciec natomiast był Ukraińcem. Bardzo się kochaliśmy. Jeździłem do niej na moim koniu tuż przed zapadnięciem zmroku, spotykałem się z nią. Wszyscy we wsi wiedzieli, że to jest moja dziewczyna, że będę się z nią żenił. Byłem bardzo szczęśliwy. Marylka była piękną blondynką, dość wysoką, zgrabną, z długim jasnym warkoczem – wschodnia uroda.

Mówiła mi o przygotowaniach nacjonalistów ukraińskich do wypędzenia Polaków z tych ziem.

Pewnego jesiennego wieczoru, ku mojemu zaskoczeniu, wzięła mnie za rękę, szepcząc do ucha: „Kochaj mnie”. Kochaliśmy się na sianie. Była to moja pierwsza dziewczyna i ja byłem jej pierwszy. Przysięgaliśmy sobie, że się nigdy nie rozstaniemy. Był to dla nas cudowny wieczór pomimo tak trudnych czasów. Byłem bardzo szczęśliwy. Po powrocie do domu powiedziałem rodzicom, że się z Marylką ożenię. Ojciec popatrzył na mnie, mówiąc:

– Chyba będziesz musiał trochę poczekać – w jego głosie wyczułem jakąś dziwną niepewność.

Niemcy zaczęli dość przyjaźnie traktować Ukraińców. Stworzyli policję ukraińską oraz różne jednostki paramilitarne. Na Polaków nałożyli obowiązek dostarczania zboża oraz żywca zwierzęcego jako tak zwany kontyngent. Były to znacznie wyższe normy niż te nałożone na Ukraińców.

Od braci Józefa przyszedł list. Donosili, że są zdrowi i że starszy syn brata ojca nie wrócił z wojny. Matka ucieszyła się z listu, ale zmartwiła się, że taki wykształcony student mógł zginąć. Żal jej było bratanka. Ojciec ją ofuknął, że na wojnie tak się dzieje i nie ma co tak bardzo rozpaczać.

Na wsi przygotowania do obrony szły pełną parą, ojciec zarządził ćwiczenia na wypadek napaści. Ludzie skrzętnie wypełniali jego zarządzenia. Echo się rozeszło po okolicy, że wieś jest dobrze przygotowana do obrony.

Czasem Polacy z innych wsi przyjeżdżali rozmawiać z ojcem i przynosili straszne wieści, a on pokazywał im, jak planuje odeprzeć atak band ukraińskich. Był pełen optymizmu, wieś zgromadziła dziesięć karabinów typu mauser, dwa pistolety maszynowe – tak zwane szmajsery – oraz kilka granatów. Obrońcy mogli przesuwać się wzdłuż wsi wykopanymi uprzednio rowami, zajmując dogodne do sytuacji stanowiska.

Nawet sąsiad Ukrainiec czynnie włączył się do przygotowań.

Tego wieczoru osiodłałem swojego konia i pognałem do Marylki. Dziewczyna była smutna, bo otrzymali informacje, że rodziny polsko-ukraińskie będą tak samo traktowane jak rodziny polskie – nie oszczędzą nikogo.

Ojciec Marylki miał jeszcze dwóch młodszych synów, chodzili do szkoły polskiej. Bardzo kochał swoje dzieci oraz żonę i mówił, że „ziomki” nie powinni mu nic zrobić. Nie był zbyt zadowolony, że Józef przyjeżdża do córki. A on poprosił Marylkę o mały spacer.

Założyła ciepły kożuszek, głowę owinęła kolorową chustką i powoli szli przez wieś. Józef w pewnej chwili zauważył, że do drugiego końca wsi zbliża się duża grupa ludzi. Przez chwilę nie wiedział, co ma zrobić, złapał dziewczynę za rękę i szybko pobiegli w stronę domu, krzycząc, że idą bandyci. Józef poradził im, aby uciekali, sam natomiast złapał dziewczynę, posadził przed sobą na koniu i szybko pognał do swojej wsi.

Informacje o zaistniałej sytuacji przekazał ojcu. Ojciec zarządził alarm, obrońcy zajęli uprzednio przygotowane stanowiska, wystawione warty nie zauważyły żadnych podejrzanych ruchów. Ludzie nie spali, byli podnieceni, cały dzień na zmianę wystawiano warty na koniach. Panował spokój, jedynie w nocy widać było łunę znad palącej się rodzinnej wsi Marylki.

Józef był na swój sposób szczęśliwy – miał obok siebie ukochaną dziewczynę.

Jego rodzice przyjęli dziewczynę bardzo życzliwie. Pokój po młodszych braciach był wolny i otrzymała go Marylka, która jednak była bardzo smutna, bo nie wiedziała, czy jej rodzina przeżyła.

Następnego dnia Józef osiodłał swego konia i pognał zobaczyć, co się dzieje we wsi jego dziewczyny. Wiatr niósł dziwny odór spalenizny. Gdy dojeżdżał do wsi, wstrzymał konia, ten z galopu przeszedł w stępa, zatrzymał się. Domy i zabudowania gospodarskie – wszystko zostało spalone. Spod niektórych zgliszcz sączył się strumyczek dymu. Słodka woń palących się ciał pomordowanych mieszkańców była nie do zniesienia.

Chciał jak najszybciej opuścić pogorzelisko, ale wśród zamordowanych rozpoznał ojca Marylki. Matki nie znalazł. Ze wszystkich zabudowań wsi pozostała jedynie kuźnia stojąca na poboczu. Dach miała z blachy a ściany murowane – nie miało się co palić.

Przy jednym z zabudowań leżało kilka ciał: dorosłe osoby i troje dzieci, wszyscy zakłuci widłami. Nikogo nie spotkał, nie było wiadomo, czy ktoś się uratował. W sposób tak samo okrutny potraktowano rodziny polsko-ukraińskie.Kataklizm

– Żądza mordu i zemsty, grabież mienia i gwałty towarzyszyły tym pacyfikacjom. Niemcy i policja ukraińska tolerowali te poczynania. Niemcy na pewno popierali politykę eksterminacji Polaków.

Józef na chwilę przestał opowiadać. Był teraz gdzieś daleko na wołyńskiej ziemi i nie chciałem wytrącać go z tej zadumy. Przegapiliśmy pierwsze nadlatujące kaczki, z zadumy obudził go świst kolejnych ptaków. Uświadomiliśmy sobie, po co tu przyjechaliśmy: ja wiedziałem na pewno – Józef był jedynym bezpośrednim świadkiem tych zajść, chciałem się jak najwięcej od niego dowiedzieć, lubiłem, jak opowiada, takich ludzi pozostało już niewielu.

Już dawno przekroczył siedemdziesiąt lat i trochę dziwiło mnie, że tak chętnie opowiadał mi swoje przeżycia, ale domyślałem się, że nie chciał, aby poszły w zapomnienie. Ktoś powinien usłyszeć od niego, co przeżył. Mówiłem mu, że może kiedyś spiszę jego opowiadania.

Siedzimy dalej i czekamy na ostatnie kaczki, pogoda jest dobra. Pomimo nocy w świetle księżyca widać nadlatujące ptaki. Strzeliliśmy po dwie sztuki i idziemy do samochodu. Mówię, że chciałbym jeszcze usłyszeć o dalszych jego losach.

– Jak zdrowie dopisze, na pewno – odpowiada.

Pomimo tych tragicznych zbrodni i mordów na polskich rodzinach na Wołyniu i w Powstaniu Warszawskim czasem zdarzały się nieliczne przypadki ludzkich odruchów.

Jak już kiedyś wspominałem, w okresie okupacji aresztowano ojca i mnie. Ukrainiec w nocy przyjechał do mojej matki, aby ją powiadomić – a była to ostra zima 1944 roku – że rano będzie rewizja w naszym domu i żeby wszystkie wojskowe rzeczy wyniosła. Człowiek to nie samo zło, uratował nam życie. Dzięki mu za to.

Po paru dniach siedzenia w niemieckim areszcie zwolniono nas, nie będę tu opisywał, jak nas traktowano.

Po polowaniu na kuropatwy – a polowaliśmy nie dłużej jak do dwunastej – pojechaliśmy z Józefem do wiejskiej gospody, aby się czegoś napić. Sączyliśmy zimne piwo, pies mój Wezyr, który mi zawsze towarzyszył na polowaniu, domagał się swojej porcji jedzenia. Zamówiłem mu odpowiednie danie, które z wielką ochotą zjadł, potem położył się obok mnie i nie wolno było go ruszyć – samo jego warknięcie wzbudzało respekt.

Nie wiedziałem, jak sprowokować Józefa do dalszych opowieści o jego życiu na Ziemi Wołyńskiej. Zapytałem go więc, jak organizowano polowania i na co. Mówił, że do 1939 roku obowiązywało polskie prawo łowieckie, ale nagminnie szerzyło się kłusownictwo, szczególnie modne było wnykarstwo. Jeżeli ktoś chciał polować, musiał wykupić sobie na to tereny.

Czyniłem dalsze próby, aby Józef zaczął opowiadać o swoich tragicznych przeżyciach na Ziemi Wołyńskiej.

Po spaleniu jej wsi i zamordowaniu rodziców Marylka stała się małomówna, źle znosiła pobyt u nas. Prosiła mnie, abym ją zawiózł do jej wsi. Odradzałem jej to. Wiedziałem, jak będzie to przeżywać, że będzie to dla niej wielki stres. W końcu jednak wsiedliśmy do bryczki, tak zwanej dwukółki, wziąłem ze sobą karabin i – skoro słońce wzeszło – pojechaliśmy. Ojciec odradzał nam to, mówił, że mogą tam na nas czekać, ale musiałem spełnić oczekiwania Marylki. Doskonale ją rozumiałem, tam zostali jej najbliżsi.

Pół godziny jazdy i znaleźliśmy się nad pogorzeliskiem, Marylka odnalazła zwłoki ojca. Były jakoś poszarpane – może dzikie psy robiły tu swoje porządki, nie wiadomo. Przezornie wziąłem ze sobą szpadel, wykopałem grób i pochowaliśmy ojca. Nie odnaleźliśmy ani braci, ani matki. Może udało im się ujść z pożogi.

Późniejsze wiadomości, jakie nadeszły, wyjaśniły sytuację. Ze wsi uratowało się parę osób. W porę uciekły do pobliskiego lasu. Po około trzech dniach pięć osób z dawnej wsi Marylki przybyło do naszej wsi. Rozmieścił ich ojciec w innych gospodarstwach. U nas została młoda dziewczyna, którą umieściliśmy w pokoju Marylki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: