Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Saga rodu z Lipowej 24: Cichy ślub - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 lutego 2020
Ebook
7,99 zł
Audiobook
12,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Saga rodu z Lipowej 24: Cichy ślub - ebook

Wielotomowa saga o rodzie polskich rycerzy z Lipowej to nie tylko opowieść o szlacheckich tradycjach, ale i miłości.

Mądra niania pragnie pomóc nieszczęśliwej Matyldzie. Burmistrz Kleiner myśli, że jego córka jest chora, sprowadza medyków – wszystko na próżno. Dziewczyna nie wstaje z łóżka. Gdy Matyldę odwiedza Mateusz, jej stan nagle się poprawia.

Tymczasem pan Sędziwoj wyzywa na pojedynek Mikołaja z Lipowej. Ale nie tylko on cierpiąc z miłości, pragnie zadośćuczynienia…

Królewski Wawel, klasztory, gospody, lasy – drogi z nich wszystkich prowadzą do dworu w Lipowej, gdzie od trzech pokoleń dorastają i zakładają rodziny odważni rycerze. Bo Lipowa to dom. A "Saga" to wielotomowa opowieść o pięknych i mądrych kobietach, walecznych mężczyznach, o miłości, rodzinie i szczęściu, o cierpieniu, zdradzie i troskach. O losach zwykłych ludzi w czasach świetności polskiego rycerstwa i walki z zakonem krzyżackim.

Wszystko ma swój początek w dniu, w którym porwany zostaje chłopiec o dziwnym spojrzeniu – ma jedno oko niebieskie, a drugie brązowe.
Jeno – młody kowal z Lipowej - zostaje pasowany na rycerza przez króla Kazimierza Wielkiego. Wraz z Aleną, córką Jakuba z Lipowej, zakłada swój ród. Przeznaczenie realizuje się dalej, gdy na świat przychodzi jego syn Mikołaj…

Marian Piotr Rawinis znany też jako Peter Janees to polski poeta, powieściopisarz, scenarzysta i dziennikarz. To również działacz opozycji i były więzień polityczny w okresie stanu wojennego. Tworzył oraz pełnił funkcję redaktora naczelnego pierwszej niezależnej gazety w Częstochowie – „Dziennik Częstochowski 24 Godziny”. Współpracował m.in. z TVP Katowice, Gazetą Wyborczą czy Dziennikiem Polskim. Był również częstochowskim korespondentem PAP. W swoim literackim dorobku autor posiada powieści historyczne, sensacyjne, obyczajowe i kryminalne, np. „Facet z Beauty Falls”, „Martwa natura z księżycem”. W latach 80. publikował pod pseudonimem Peter Janees. Niewątpliwie uznanie czytelników zdobyła „Saga rodu z Lipowej” składająca się z 36 tomów. W 2011 roku pisarz pod pseudonimem Piotr Kukliński wydał kolejną sagę „Dworek nad malwami” (70 tomików). W latach 2015 – 2016 ukazała się trzecia saga autora pt. „Amerykański sen”.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-26-16704-7
Rozmiar pliku: 368 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

NAJLEPSZY MEDYK

Wiosna 1405

Na ulicy Szewskiej ktoś niespodziewanie szarpnął Mateusza za rękaw, a zaraz potem przycisnął do ściany.

– Dzięki Bogu, że cię wreszcie znalazłam! – powiedziała gruba niania.

Mateusz spojrzał, rozpoznał ją i opuścił wzrok zawstydzony.

– Czy to nie masz uszu? – naparła na niego. – Czy nie słysza¬łeś o chorobie Matyldy?

– Jest chora? – zaniepokoił się. – Jak się czuje?

– O święta naiwności! – zawołała. – Nogi za tobą wydeptuję od tygodni, a ten się pyta. Pewnie, że jest chora. Choruje z mi¬łości i tęsknoty, a ja jak jaka głupia latam po mieście, szukając ciebie. Czy ten twój przyjaciel, Jerka, nic ci nie powiedział?

– Jerka? No, coś mówił, że was spotkał.

Rozłożyła ręce.

– Nie odejdziesz, zanim nie powiem, co mam do powiedzenia, i nie dowiem się od ciebie, czemu nie dawałeś znaku życia przez tyle czasu. Przecież Matylda omal nie umarła z tęsknoty. Czy ty nie masz serca, chłopcze? Zapomniałeś, że coś jej obiecywałeś? Czemu skazałeś ją na ból, cierpienie i smutek?

Mateusz milczał, zaciskając pięści. Czemu nie wysłał jej wiadomości? Ale jaką wiadomość miałby przekazać? Że wpadł w ramiona Aurelii?

– Wypatruje za tobą oczy – mówiła niania. – Czy nie gnębi cię ta krzywda, którą jej uczyniłeś?

Wreszcie Mateusz się odezwał.

– Gnębi mnie – powiedział. – Ale zrobiłem coś, co się jej nie spodoba, dlatego uciekłem. Po tym, co uczyniłem, nie będzie chciała mnie widzieć ani mówić ze mną.

– Co takiego?

Nie odpowiedział. Patrzył w bok i musiała go szturchnąć, żeby nie milczał.

– Spowiednik kazał mi zapomnieć – przyznał się wreszcie.

Niania przyglądała mu się dłuższą chwilę.

– A ty zapomniałeś? – zapytała wreszcie.

Z trudem przełknął ślinę.

– Nie – oświadczył. – Nie zapomniałem, bo... bo ja... No i jeszcze musiałem się ukrywać, bo...

– Wiem, czemu się ukrywałeś.

– Wiecie? – zdziwił się.

– No, przecież słyszałam, że cię szukali po tym, jak umarł ten strażnik, którego dziabnąłeś nożem, kiedy cię napadli.

– Szukali mnie? Gdzie? Kto?

– Coś ty taki nieprzytomny? – odpowiedziała pytaniem. – Nic nie wiesz, jakbyś dopiero co wyszedł z jakiejś piwnicy po paru tygodniach.

– Właśnie wyszedłem... niedawno.

Dopiero po chwili uwierzyła.

– Matko Przenajświętsza! – jęknęła. – To znaczy, że ty nic nie wiesz. Nic nie wiesz...

– O czym?

Szybko opowiedziała mu, co zdarzyło się w ostatnich tygodniach. Jak Matylda cierpiała po jego odejściu. Jak na niego czekała, na jakiś znak, na sygnał, na list czy choć by na słowo. Jak martwi¬ła się i niepokoiła. Jak się przeraziła, gdy dowiedziała się, że został pojmany przez strażników. Jak pobiegła do więzienia, jak myśla¬ła o sposobie uratowania go albo chociaż ulżenia jego doli. Jak w więzieniu okazało się, że to nie on. Jak martwiła się, dalej nie wiedząc, co się z nim dzieje, jak wreszcie wymyśliły sposób, żeby się odezwał, a Matylda miała udawać chorą, żeby on mógł wejść do domu burmistrza, jeśli tylko zechce.

Mateusz słuchał i milczał, zadziwiając nianię swoim zachowaniem.

– I co z tym zamierzasz robić? – zapytała na koniec. – Ona cię przecież miłuje, głupcze. Wszystkie te podstępy z udawaniem choroby wymyśliła, żebyś przyszedł.

Nie odpowiedział od razu.

– Wątpię, czy mnie zechce... – wydukał wreszcie. – I sam nie czuję się jej godny..

Myślał o swoim związku z kupcową Aurelią, a niania sądziła, że ma opory ze względu na brak majątku.

– Głupi jesteś! – zauważyła. – Ale ci powiem, co powinieneś zrobić. Przyjść do domu jej ojca jako medyk i uleczyć jej duszę.

Mateuszowi drżały wargi.

– A potem? – zapytał niepewnie. – Przecież nie dostanę Matyldy...

Niania ujęła się pod boki.

– Nie dostaniesz, jeśli będziesz tu stał i wcale się o to nie postarasz. Ale jeśli ruszysz tyłek z miejsca, to kto wie.

– Jej ojciec...

Prychnęła.

– Z nim żenić się chyba nie zamierzasz – zakpiła. – Więc się nim tak bardzo nie przejmuj. Pomyśl o Matyldzie. Jeśli ona nadal cię chce, masz szansę.

– A jeszcze mnie chce?

– Sam ją zapytaj. Powiem ci tylko, że burmistrz obiecał dać wszystko lekarzowi, który uratuje Matyldę. Pojąłeś, chłopcze? Wszystko otrzyma ten, kto sprawi, że wstanie z łoża. I co o tym myślisz? Będziesz tu jeszcze długo tracił czas?

* * *

Na rogu ulicy, tuż przed wejściem na Rynek Mateusz z Lipowej natknął się twarzą w twarz ze strażnikiem Paluchem.

Drgnął zaskoczony i zrobił ruch, jakby chciał rzucić się do ucieczki. Ale Paluch nie miał najmniejszego zamiaru go ścigać. Nawet przeciwnie. Ku wielkiemu zdziwieniu Mateusza gruby wiertelnik nieznacznie skłonił przed nim głowę.

– Chyba nie chowacie urazy za to nieporozumienie...

Lipowski spojrzał na strażnika mocno zdziwiony, nie mogąc uwierzyć w tak wielką zmianę nastawienia – od nienawiści do szacunku.

– Chyba nie – bąknął w odpowiedzi.

– Nie wiedziałem, że nie podlegacie miejskiemu prawu – dodał strażnik i usunął się z drogi.

Gdyby Mateusz mijał go nie tak szybko, może usłyszałby, jak Paluch mruczy do siebie zafrasowanym głosem:

– I bądź tu mądry. Raz nosi wąsy, innym razem chodzi bez wąsów...

* * *

– Znalazłam go! – powiedziała niania do Matyldy. – Znalazłam twojego ukochanego Mateusza. Nic nie wiedział o twojej chorobie. Ukrywał się. Teraz mu wszystko wyjaśniłam. Przyjdzie tu jako lekarz.

Matylda zerwała się z krzesła, ręce przyciskając do piersi.

– Dzięki Bogu!

– Spokojnie, moje dziecko – łagodziła niania. – Tylko spokojnie, bo wszystko można zepsuć nadmiernym pośpiechem. Ojciec niczego nie może się domyślić.

Burmistrz Kleiner zamartwiał się stanem zdrowia córki i choć początkowo mamrotał niezadowolony, gdy w sieni jego domu tłoczyli się ludzie rozmaitych profesji, potem do tego przywykł.

– Nie wiem tylko, jak długo będzie to trwało – zauważył. – Cisną się tu, spodziewając się nagrody. Wcale im nie zależy na zdrowiu Matyldy.

Tego ranka znowu było ich kilku. Zachowywali się hałaśliwie, ale tylko do chwili, gdy pojawiła się niania i kazała im być cicho.

Prowadziła właśnie do komnaty wychowanki pierwszego medyka, gdy natknęli się na burmistrza. On sam już nie wychodził witać lekarzy, bo nie licowałoby z jego godnością rozmawiać z ludźmi podłego stanu. Profesorowie już prawie nie przychodzili, zjawiali się przyjezdni, ciekawscy albo chciwi nagród.

– On też jest medykiem? – zapytał, marszcząc brwi z niezadowolenia. – Taki młody?

Zanim Mateusz zdążył odpowiedzieć, wyręczyła go niania.

– Jest młody, bo to dopiero student medycyny – wyja¬śniła. – Ale wystarczająco wykształcony, żeby naszej biedaczce poczytać Ewangelię, jak nakazał ksiądz Andrzej. Po co wyrzucać pieniądze na dostojnych doktorów, kiedy chodzi tylko o czytanie. Taki młodzian jest przecież tańszy.

Czytanie było powszechnie uważane za pomocne we wszelkich chorobach, więc Kleiner się nie sprzeciwił.

– Niech czyta – zgodził się.

Zanim go jednak minął, zatrzymał się i przyjrzał wchodzącemu po schodach.

– Chyba cię gdzieś już widziałem – powiedział. – Jak się nazywasz, chłopcze?

– Wołają mnie Mateusz – przyznał się zapytany, choć niania dała mu znak, żeby wymyślił coś innego. – Ale nie sądzę, byście mnie znali, panie. Nie jestem nikim ważnym.

Burmistrz odszedł, a niania szepnęła do chłopca:

– Odważny jesteś, ale że chyba nie najmądrzejszy, skoro od razu zdradziłeś swoje imię.

Mateusz uśmiechnął się niepewnie. Serce mu biło przed spotkaniem z Matyldą.

– Należy kłamać jak najmniej – odszepnął.

Niania roześmiała się z uznaniem.

– Słusznie, mój chłopcze. Masz rację.

* * *

– Mateuszu – szeptała Matylda. – Dlaczego pozwoliłeś mi myśleć, że nie kochasz mnie wcale i nigdy już nie wrócisz? Czy wiesz, że omal nie umarłam z miłości i tęsknoty?

* * *

Burmistrz Kleiner nie od razu uwierzył opiekunce swojej córki. Osobiście pobiegł do jej komnaty.

– Czy to prawda, że czujesz się lepiej?

– Tak – potwierdziła. – Znacznie lepiej.

Kleiner obejrzał uważnie jej twarz i nie uszło jego uwagi, że policzki córki nie są już takie blade.

– Bogu niech będą dzięki! Czy ty wiesz dziecko, jak bardzo niepokoiłem się twoim stanem?

– Wiem, ojcze – przyznała Matylda cichym głosem. – Tak mi wstyd, że przyczyniłam wam tylu zmartwień. Ale zapewniam, że czuję się już prawie dobrze. Może za kilka dni... Może mogłabym pójść do kościoła...

Burmistrz śmiał się z radości.

– Zwycięstwo! – wołał. – Zwycięstwo!

Pobiegł szukać niani, a kiedy ją znalazł, pytał niecierpliwie:

– Który to? Który medyk to sprawił?

Niania wzruszyła ramionami.

– Na pewno nie wiem.

– Nie wiesz? – rozzłościł się. – Tygodniami szukamy lekarstwa dla mojej córki, a gdy się znajduje, ty nawet nie wiesz, który lekarz jej pomógł?

– Chyba ten młody, co czytał Ewangelię – udawała, że się zastanawia.

– Chyba? Jak można nie wiedzieć takich rzeczy! Gdzie on jest?

– Poszedł sobie.

– Na rany Chrystusa! Niewiasto, czyś ty do końca zgłupiała? Nie zauważyłaś poprawy zdrowia mojej Matyldy? Przecież trzeba go było zatrzymać, choćby i siłą.

– Chłopak poszedł, ale jutro czy pojutrze wróci – potwierdziła spokojnie.

– Dopilnujcie tego! – nakazał. – Dopilnujcie, żeby pamiętał! Młodzi dziś tak łatwo o wszystkim zapominają.

Następnego dnia młody medyk pojawił się znowu, a po jego wizycie stan zdrowia Matyldy jeszcze się poprawił.

– On ma lekarstwo! – cieszył się Kleiner. – Najwyraźniej znalazł właściwe! To Ewangelia!

Gotów był zatrzymać lekarza w domu, żeby mieć go na każde wezwanie, ale młody człowiek się wymówił.

– Mam jeszcze innych pacjentów – oświadczył burmistrzowi.

– Zostaw ich! Zapłacę więcej niż oni wszyscy razem!

Według niani ojciec chorej powinien całkowicie zaufać jego sztuce.

– Mówi, że Matyldzie dobrze zrobiłoby wyjście z domu. Na powietrze. Że powinna zobaczyć trawę i kwiaty.

– Na powietrze? Ależ naturalnie, może wyjść, gdzie zechce!

– Może zaprowadzę ją do domu przy ulicy Świętojańskiej? – podsunęła niania. – Będzie sobie siedziała na tarasie w ogrodzie, na słoneczku...

Kleiner był gotów zgodzić się na wszystko.

– A co z innymi medykami? – niania chciała pozbyć się intruzów. – Nadal się tutaj plączą...

– Już ich nie potrzebujemy – postanowił Kleiner. – Każ im odejść i więcej nie przychodzić. Tylko tego naszego pilnuj, kobieto, bo w żadnym wypadku nie możemy go stracić.

– Upilnuję na pewno. Nie bójcie się. Nie spuszczę go z oka ani przez chwilę.

– A może... – zastanowił się. – Może ten lekarz mógłby zamieszkać w naszej kamienicy na ulicy Świętojańskiej? Nie musiałby chodzić codziennie do chorej i byłby na wyciągnięcie ręki...

– Zapytam go – obiecała niewiasta.

– To mało – naciskał burmistrz. – Trzeba mu zapłacić albo nawet zmusić.

– To już lepiej zapłaćcie – poradziła. – Z niewolnika, powiadają, nie ma robotnika. I z doktora siłą też niczego nie wyciągniecie. Dowiem się, czy zgodzi się zostać i na jakich warunkach.

Wieczorem powiadomiła burmistrza, że medyk Mateusz zamieszka przy Świętojańskiej przez tydzień czy dwa.

– Chwała Bogu! – odetchnął z ulgą Kleiner. – Chwała Bogu!AURELIA

Kupcowa Aurelia łatwo odnalazła Mateusza, bo szybko odgadła, że znowu kwateruje w gospodzie Pod Czerwonym Kogutkiem.

Siedział w izbie nad kuflem piwa. Miała ochotę załamać ręce nad jego wyglądem, bo jak dawniej był ubrany w stary kaftan, a za pasem miał drewnianą łyżkę.

– Wszystko wiem – powiedziała łagodnym głosem. – Ale wcale się nie gniewam. Wróć do mnie, Mateuszu. Przecież w moim domu masz wszystko. O nic nie będę cię pytać, niczego nie będę wypominać.

Mateusz rozejrzał się po gospodzie.

– Niepotrzebnie tu przyszłaś – zauważył przyciszonym głosem. – Na próżno tracisz czas. Przecież ci powiedziałem, że wychodzę i nie zamierzam wrócić.

Aurelia zrobiła smętną minę.

– Nie powiedziałeś – poprawiła.

– Ale dałem ci wyraźny znak – uzupełnił. – Muszę odejść, bo dalej tak być nie może. Jestem ci wdzięczny, że dałaś mi schronienie, ale to już niepotrzebne. Nie mogę dalej żyć zamknięty w czterech ścianach. A ty też mi nic nie mówiłaś i nic nie wiedziałem, co dzieje się w mieście.

– Nie chciałam cię niepokoić – wyjaśniła, próbując uchwycić go za rękę. – Strażnicy szukali ciebie, wyszedł list gończy, a potem była wieść, że cię złapali.

– Nie złapali mnie, skoro jestem tutaj – zauważył sucho.

– Ale mogli złapać.

– Nie powiedziałaś mi o chorobie córki burmistrza.

Aurelia wzruszyła ramionami.

– A po co ci to wiedzieć? Nie jesteś medykiem.

– O innych sprawach też mi nie mówiłaś. A może są to wieści dla mnie ważne.

Uważała, że jest dla niej niesprawiedliwy. Ona starała się o niego jak umiała najlepiej, a on wcale tego nie zauważał.

– Krzywdzisz mnie – żaliła się. – Czy zrobiłam ci coś złego, żebyś mnie teraz obwiniał?

– Nieprawda – zaprzeczył. – Niczego ci nie obiecywałem. Jestem ci wdzięczny... za wszystko, ale nie mogę zostać. I tak by¬łem zbyt długo.

– Nie zostawiaj mnie samej – szepnęła i łzy zaczęły się toczyć po jej okrągłych policzkach. – Nie możesz. Przecież tak nam było dobrze...

Znowu próbowała dotknąć jego dłoni i musiał się odchylić od stołu.

– Jesteś zamężna – przypomniał.

– Dawniej ci to nie przeszkadzało – odpowiedziała szybko.

– Ale masz męża. On podobno wraca.

– Nie wpuszczę go.

Teraz on chwycił ją za ręce i ścisnął.

– Sama nie wiesz, co mówisz. Jak to go nie wpuścisz? Przecież ma prawo wejść do swojego domu. To dla mnie nie ma tam miejsca. Zresztą, nie chcę już być z tobą.

– Dlaczego? – dopytywała się. – Co się stało, że mnie nie chcesz? Przecież jeszcze nie tak dawno...

– Ale teraz nie chcę. Wracaj do siebie.

Prosiła go, lecz nie poddawał się jej słowom. Wiedziała, że nie ulegnie, a mimo to długo jeszcze nie zaprzestała błagań. Wreszcie stwierdziła, że domyśla się, co jest przyczyną jego decyzji.

– Wiem, czemu się zmieniłeś – powiedziała. – Dobrze wiem. To przez tę dziewczynę.

Mateusz udawał zdziwienie.

– Jaką dziewczynę?

– Tę, do której teraz chodzisz. Wiem, że chodzisz i wcale nie musisz zaprzeczać, bo tak jest. I wiem, kto ona. Może jest ładna, ale nie da ci przecież tego, co ja. Nie ma żadnego doświadczenia, a ten wasz związek wcale nie ma przyszłości. Kiedy tylko jej ojciec o wszystkim się dowie...

– Nie twoja sprawa! – przerwał jej ostro. – Nie twoja sprawa.

– Nie moja? – naburmuszyła się. – To jeszcze zobaczymy, czy nie moja. Wiem wszystko o tej dziewczynie. To córka burmistrza. Córka burmistrza, a ty jesteś biedakiem, który nie ma gdzie mieszkać i nie ma przed sobą żadnej przyszłości. Pobawi się tobą i cię zostawi. Tyle tylko będziesz z tego miał. Pobawi się tobą i wyrzuci.

– A tobie do czego służyłem? – odciął się. – Nie do zabawy? Też musisz się z tego wyspowiadać.

– Wróć – poprosiła znowu. – O wszystkim zapomnę. Teraz masz okazję, bo potem się pogniewam i nie wezmę cię, nawet jak ona cię odtrąci po skończonej zabawie.

– Nie! – powtórzył. – Nie i nie!

Nagle postanowiła zagrać o wszystko. Ujęła się pod boki.

– Jeszcze zdążę – powiedziała zuchowato. – Zdążę na pewno. A ty nie bądź głupi, bo... bo...

– Bo co?

– Bo pożałujesz!

Była zła, wiedziała, że Mateusz nie ulegnie jej przekonywaniu. Teraz już chciała dokuczyć.

– Straszysz mnie? – zapytał pochmurnie. – Mam iść z tobą dlatego, że mi grozisz?

– Nie – zaprzeczyła szybko. – Przecież ja wcale nie na poważnie. Nigdy nie zrobiłabym ci krzywdy. Ja tylko tak, z wielkiego miłowania.

– Nie chcę.

– Niedawno chciałeś.

– Ale teraz nie chcę.

Uwolnił się od jej rąk i zwyczajnie uciekł. Aurelia została sama, pochlipując.

– Jaki piękny! – buczała. – Jaki on piękny. Tak mnie kochał, tak mnie okropnie kochał. I jeszcze wiersze dla mnie pisał...

Po tej rozmowie Mateusz odetchnął, bo wydawało mu się, że wszystko wytłumaczył kupcowej Aurelii, a ona, choć z trudem, przyjęła jego argumenty.

Bardzo się mylił, ponieważ kupcowa Aurelia nie zamierza¬ła dać za wygraną. Dowiedziała się, czego dowiedzieć się chciała. Wiedziała, kto zawrócił w głowie Mateuszowi. Jej Mateuszowi. I nie zamierzała tej sprawy zostawić samej sobie.

Zaczęła od niani.

Opiekunka Matyldy nie poznała kupcowej, ale Aurelia szybko wytłumaczyła jej, kim jest i w jakiej sprawie przyszła.

– Mateusz Lipowski – wyjaśniła. – Słyszałam, że on chodzi po cichu do waszej wychowanki. Jej ojciec, dostojny pan burmistrz Kleiner, nie będzie zadowolony, gdy się o tym dowie.

Niania wzruszyła ramionami.

– Nie pojmuję, czego ty chcesz, niewiasto – odpowiedziała opanowanym głosem. – Sam burmistrz kazał szukać lekarza na melancholię Matyldy. Każdy mógł przyjść z poradą. I pan Mateusz to zrobił. Przychodzi czytać Pismo Święte.

– Już ja znam takie porady! A wam też coś poradzę. Powiedzcie mu, żeby zaprzestał leczenia. Inaczej burmistrz dowie się o wszystkim.

Niania ujęła się pod boki i odpowiedziała, starając się, żeby jej głos brzmiał zwyczajnie.

– Nikt tu nie czyni niczego niestosownego. Jeśli język was świerzbi, pomyślcie, jak was zaboli, kiedy burmistrz zechce wam go przyciąć.

– Doprawdy? – Aurelia aż zatrzęsła się z wściekłości. – To jeszcze zobaczymy!

O spotkaniu i tej rozmowie niania ledwie słowem wspomniała Mateuszowi, ale zabroniła mu mówić cokolwiek Matyldzie.

– Milcz – poleciła. – Żebyś się nie odważył choćby słowem o tym wspomnieć. Nie chcesz chyba zrobić dziewczynie przykrości. Ani słowa!

Mateusz nie wiedział, jak powinien postąpić i był wdzięczny za rady.

– Nie wiem tylko, czy to dobrze ukrywać coś przed nią – zgłosił swoje wątpliwości. – Chcę być uczciwy...

– Lepiej milcz – powtórzyła. – Co innego być uczciwym, a co innego głupim.

* * *
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: