Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Saga rodu z Lipowej 30: Krwawa zemsta - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 marca 2020
Ebook
7,99 zł
Audiobook
12,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Saga rodu z Lipowej 30: Krwawa zemsta - ebook

Kolejna część wielotomowej historia rodu wielkich polskich rycerzy z Lipowej.

Podstęp Parysa się udaje. Marcin z Lipowej planuje odbić Annę de Berg. Okrutna zemsta jej męża będzie wymierzona w cały ród. Syna Mikołaja prawie przypłaci ją życiem…

Hedwiga myśli, że straciła Mateusza na zawsze. Podczas gdy matka opłakuje syna, ten rusza na kolejną wyprawę. Wcześniej jednak kupiec Herzog planuje go wyswatać i zrobić na tym małżeństwie interes. Jedzie do swojej ubogiej siostry i przywozi do domu jedną z jej córek.

Królewski Wawel, klasztory, gospody, lasy – drogi z nich wszystkich prowadzą do dworu w Lipowej, gdzie od trzech pokoleń dorastają i zakładają rodziny odważni rycerze. Bo Lipowa to dom. A "Saga" to wielotomowa opowieść o pięknych i mądrych kobietach, walecznych mężczyznach, o miłości, rodzinie i szczęściu, o cierpieniu, zdradzie i troskach. O losach zwykłych ludzi w czasach świetności polskiego rycerstwa i walki z zakonem krzyżackim.

Wszystko ma swój początek w dniu, w którym porwany zostaje chłopiec o dziwnym spojrzeniu – ma jedno oko niebieskie, a drugie brązowe.
Jeno – młody kowal z Lipowej - zostaje pasowany na rycerza przez króla Kazimierza Wielkiego. Wraz z Aleną, córką Jakuba z Lipowej, zakłada swój ród. Przeznaczenie realizuje się dalej, gdy na świat przychodzi jego syn Mikołaj…

Marian Piotr Rawinis znany też jako Peter Janees to polski poeta, powieściopisarz, scenarzysta i dziennikarz. To również działacz opozycji i były więzień polityczny w okresie stanu wojennego. Tworzył oraz pełnił funkcję redaktora naczelnego pierwszej niezależnej gazety w Częstochowie – „Dziennik Częstochowski 24 Godziny”. Współpracował m.in. z TVP Katowice, Gazetą Wyborczą czy Dziennikiem Polskim. Był również częstochowskim korespondentem PAP. W swoim literackim dorobku autor posiada powieści historyczne, sensacyjne, obyczajowe i kryminalne, np. „Facet z Beauty Falls”, „Martwa natura z księżycem”. W latach 80. publikował pod pseudonimem Peter Janees. Niewątpliwie uznanie czytelników zdobyła „Saga rodu z Lipowej” składająca się z 36 tomów. W 2011 roku pisarz pod pseudonimem Piotr Kukliński wydał kolejną sagę „Dworek nad malwami” (70 tomików). W latach 2015 – 2016 ukazała się trzecia saga autora pt. „Amerykański sen”.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-26-16710-8
Rozmiar pliku: 315 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Odbicie Anny de Berg

Siedzieli w gospodzie Pod Jeleniem i omawiali szczegółowy plan akcji.

– Najlepszy będzie habit – radził Dominik. – Przebierzesz się, bo lepiej żeby cię nikt nie rozpoznał przed czasem. To będzie niby mój poczet. Pojedziemy jakby w gościnę, zabierzemy panią Annę. To rzeczywiście proste.

– Habit? – zmarszczył brwi Marcin.

– Żeby cię nikt nie rozpoznał. Habit dobrze ukryje. Mam nawet jakiś w Potoku. Wezmę z ośmiu czy dziesięciu ludzi i pojedziemy. Jeśli pan Parys wyjechał, nikt nas nie zatrzyma.

– Tylko nic nie gadaj matce – przypomniał Marcin, bo Dominik był znany z tego, że ze wszystkiego opowiada się pani Marinie niczym księdzu na spowiedzi.

– Nie martw się – zapewnił ten z uśmiechem. – Powiem jej, ale dopiero po naszym powrocie.

Anna de Berg długo była oszołomiona i nie mogła uwierzyć w niespodziewaną odmianę losu. Nawet gdy już Wachelka osobiście obmyła ją w balii, pomogła założyć szaty, pozwoliła najeść się do syta.

Siedziała właśnie przy stole i jadła, gdy znowu zajrzał pan Parys. Obrzucił żonę uważnym spojrzeniem, ale nic nie powiedział. Rozkazał za to Wachelce, by po posiłku zaprowadziła panią do mieszkalnej izby.

Anna de Berg usiadła na skraju łoża, oszołomiona, cały czas czując ogromny, głośny szum w uszach. Wszystko to było takie niespodziewane, takie nieoczekiwane, takie wielkie i mocne, że czuła niemoc w nogach i bała się wstać, by nie okazało się, że kolana nie wytrzymają obciążenia i się załamią.

Wachelka stała naprzeciw z wyczekującą miną.

– Co rozkażecie? – zapytała. – Co rozkażecie, pani?

To wszystko z trudem docierało do Anny. Pani? Znowu pani? Czy to znaczy, że rzeczywiście na powrót jest władczynią na tym zamku, gdzie była dopiero co ostatnim popychadłem, sługą, gorszą i nędzniejszą od zwierzęcia? Jak to możliwe? A może to tylko sen?

– Co rozkażecie? – powtórzyła Wachelka. – Czym mogę wam usłużyć? Pewnie wielce jesteście na mnie zagniewana, ale nie mogłam, sami to wiecie, nie mogłam postępować inaczej. Pan surowo przykazał, co i jak ma być z wami. On jest tu panem nas wszystkich, ja nie mogłam, nie śmiałam sprzeciwić mu się ani na najmniejszą chwilę.

Pani Anna słuchała nieuważnie. Nadal siedziała skulona, płakała bezgłośnie.

– Różaniec – odezwała się po chwili. – Przynieś mi różaniec.

Wachelka wybiegła za drzwi, modląc się w duchu, żeby pani nie pamiętała jej razów i szturchańców. Przecież wszystko robiła z woli pana, nie dokuczała pani samowolnie. Wypełniała tylko jego polecenia.

Pan Parys stał za drzwiami.

– Jak ona? – zapytał ze zmarszczonymi brwiami.

– Płacze – odpowiedziała Wachelka. – Chce się modlić, posłała mnie po różaniec.

– Płacze? – zdziwił się. – Chce się modlić?

Wachelka zdobyła się na odwagę.

– Panie – poprosiła. – Czy wstawicie się za mną u pani? Boję się, że ona myśli, że ją źle traktowałam w kuchni. A przecież ja nic złego nie chciałam, tylko postępowałam wedle waszych rozkazów...

Pan Parys machnął ręką.

– Idź po różaniec.

Sam nie wszedł do izby żony i czekał, aż Wachelka przybiegnie z żądanym przedmiotem w ręku.

– Idę spać – oznajmił. – Jutro ruszamy przed świtem. - A ty pamiętaj, co powiedziałem. Masz ją znowu traktować jak panią.

Pani Anna zasnęła na łożu, ubrana, w ciżmach na nogach. Płakała i tak wreszcie zasnęła. Kiedy Wachelka weszła do izby z różańcem, pani Anna już leżała. Kucharka zbliżyła się i przykryła ją futrzaną narzutą, bo w nieopalonej izbie panował chłod. Pani spała, a jej oddech był głęboki, równy, na twarz zawitał dawno nie widziany wyraz niepewnego jeszcze uśmiechu.

Wachelka pomyślała, że jutro rano pani się obudzi i może przypomni sobie to wszystko, czego doświadczyła w ostatnim czasie. Nie były to wesołe myśli, ale trzeba było się do tego przygotować.

Parys ruszył w kilkanaście koni, a za nim pociągnął wóz, wyładowany namiotem i sprzętem obozowym. Stukot kopyt na pomoście długo rozlegał się w ciemnościach, zanim jeszcze nastał świt.

Nikt nie widział, jak ujechawszy małą część drogi, pan Parys zszedł z konia, a z pomostu zsunął się do przygotowanej łodzi. Była mgła i nawet z bliskiej odległości nikt tego nie mógłby zobaczyć. Jego ludzie pojechali dalej, zgodnie z poleceniami, jakie im wydał.

Dominik z Potoka, mając u boku wysokiego człowieka w mnisim habicie, stał u początku pomostu, który nad rozlewiskami Liswarty wiódł do Krzepic. Właśnie doniesiono, że z zamku wyjechał długi ciąg zbrojnych i jeden wóz dobrze opatrzony.

Dominik uśmiechnął się do ciotecznego brata.

– No, widzisz? – zapytał z zadowolonym uśmiechem. – Wszystko układa się po naszej myśli.

Zakonnik skinął głową.

– Jedźmy już – ponaglał.

– Jeszcze nie – sprzeciwił się Dominik. – We mgle głos bardzo niesie. Tamci mogą usłyszeć końskie kopyta i posłać kogoś, żeby zawrócił i sprawdził, co się dzieje i kto jedzie w tak dużej liczbie. Odczekajmy kilka pacierzy.

Ukryty w łodzi zakotwiczonej pod pomostem, w połowie drogi między zamkiem i miastem, pan Parys zacierał ręce, usiłując trochę się rozgrzać. Zmarzł od tego długiego czekania. Ale na szczęście to już był koniec, bo pachołek, którego posłano boso pomostem ku zamkowi, wrócił z wiadomością, że zaraz po ich wyjeździe duży zbrojny orszak wjechał do zamku przez nikogo nie zatrzymywany. Oczekujący pod pomostem widzieli go zresztą także z niewielkiej odległości.

– No tak – mruknął Parys bez zdziwienia. – Mogłem się domyślić, że właśnie Dominika z Potoka weźmie sobie do pomocy Lipowski. To jego cioteczny brat.

Odwrócił się do Boguty.

– Pamiętaj, co rozkazałem. Tylko do Lipowskiego mam sprawę. Innych przepędzić i nikomu nie robić krzywdy.

Anna de Berg obudziła się ze świtem, jak była przyzwyczajona w ostatnich miesiącach. W głowie miała szum. Zerwała się, chciała biec do roboty, rozpalać ogień, stawiać na nim sagany i garnki, nosić drwa i wodę. Zdziwiona zobaczyła, że jest w izbie mieszkalnej, że płonie tu ogień w kominie i znowu pomyślała, że to chyba sen.

Ale to nie sen. Była panią na Krzepicach. I to niepodzielną panią, bo mąż wyjechał w daleką drogę z gromadą swoich towarzyszy i pachołków. Nie dowierzając jeszcze, że to jawa, pani Anna wyszła z łoża, przeciągnęła się. Przez jej głowę przebiegały różne myśli. I twarze wszystkich tych osób, z którymi miała zamiar pomówić w pierwszej kolejności.

– Wachelka! – zawołała głośno.

Kucharka musiała być w pobliżu, bo pojawiła się prawie natychmiast.

– Tak, pani?

– Mój mąż odjechał?

– Przed świtaniem. Niechaj mu Bóg da dobrą drogę. Podobno nie wróci wcześniej jak za pięć miesięcy.

– Tak powiedział? – upewniła się Anna. – Zatem wszystko znowu będzie spoczywało na mojej głowie. Chyba wiesz, że mam wiele rzeczy do zrobienia...

Ciarki przeszły po plecach kucharki i od razu padła na kolana.

– Wybaczcie, pani! – wołała z przestrachem. – Wybaczcie, że was tak źle traktowałam, ale to pan mi tak kazał.

Rzuciła się do całowania rąk pani, ale Anna przypomniała sobie jej ciosy w kark i po głowie, i odsunęła się z wyraźną odrazą.

– Boguta pojechał z panem? – upewniła się. – To komu mój mąż powierzył zarząd nad zamkiem?

Wachelka spojrzała zdumiona. Pan Parys nikogo nie wyznaczył na miejsce Boguty, więc cała władza spoczywała teraz w rękach pani Anny.

– W moich rękach? – w głosie pani było zastanowienie. – Nie wiem, czy pamiętam jeszcze, co i jak powinnam wykonywać...

– Na pewno pamiętacie, pani – pospieszyła z pocieszeniem Wachelka, wciąż niepewna, co i jak mówić. – Przecież przez tak krótki czas nie moglibyście... to jest chciałam powiedzieć, że nie mogliście zapomnieć wszystkiego.

– Przez tak krótki czas? – przymrużyła czarne oczy Anna de Berg. – To jest wedle ciebie krótki czas? Może jeszcze powiesz, że w ogóle powinnam o nim zapomnieć i wszystkim wam darować?

– Pani! – błagała Wachelka. – My na rozkaz pana! Na jego rozkaz!

Anna de Berg wstała energicznie.

– Zawołaj tu Dadka. Bo to on jest starszy nad zamkowymi strażnikami?

– Tak, pani.

Wachelka pobiegła wypełnić polecenie, a po chwili wszedł do izby niski żołnierz, starszy, spokojny, nieco onieśmielony wezwaniem.

– Dadko – powiedziała pani Anna. – Wiesz, że znowu wszyscy w tym zamku mają mnie słuchać?

– Wiem – potwierdził. – Pan tak rozkazał.

– Tedy posłuchaj moich pierwszych rozkazów. Niechaj wszyscy, co są w zamku, wyjdą zaraz na dziedziniec. Wszyscy bez wyjątku. I przygotuj rózgi. Wiele rózeg.

Podsłuchująca pod drzwiami Wachelka omal nie zemdlała na te słowa.

Dominik z Potoka wjechał na dziedziniec krzepickiego zamku bez żadnego oporu ze strony miejscowych żołnierzy. Do głowy mu nie przyszło, że może to być zasadzka.

– Pana nie ma – powiadomił miejscowy pachołek. – Właśnie wyjechał.

Dominik udawał zdumionego.

– Ale chyba możemy przenocować?

Pachołek potwierdził, bo nie należy się sprzeciwiać rycerzom. Chciał pobiec zapytać pani o pozwolenie, ale gość stanowczo oświadczył, że sam to zrobi.

Dominik uśmiechnął się zadowolony, jego plan sprawdzał się bez zarzutu. Skoro pan Parys rzeczywiście wyjechał, nie ma powodów do pośpiechu. Zsiadł z konia, polecając służbie, by napojono zwierzęta, a swoim ludziom kazał się trzymać blisko bramy. W towarzystwie wysokiego, milczącego zakonnika, który nie podnosił głowy, skierował się ku części mieszkalnej.

Pani Anna przebywała w wielkiej izbie, rozkazując służbie, co i jak mają tu zmienić na czas nieobecności męża, zamierzała bowiem tutaj zamieszkać. Kazała przynieść futra i skóry, materie i klejnoty. Dotykała teraz każdej z tych rzeczy, czerpiąc przyjemność z głaskania przedmiotów miękkich, pięknych i ciepłych.

– Pani – stanęła w drzwiach Wachelka. – Goście przyjechali.

– Goście? – zdumiała się Anna de Berg. – Któż taki?

– Pan Dominik z Potoka.

Kubek wypadł z rąk pani Anny. Domyśliła się od razu, że Dominik nie zjawił się sam. I rzeczywiście po chwili weszli obaj – gruby Dominik, z uśmiechem na otyłej twarzy, i wysoki zakonnik. Już w progu mnich odrzucił kaptur i skoczył ku niej.

– Anno!

Cofnęła się. Choć go czekała tyle miesięcy, choć wzywała go w myślach i w modlitwach, teraz cofnęła się przed jego ramionami.

– Anno, to ja! – wołał przyciszonym głosem Marcin Lipowski. – Przybiegłem cię uwolnić.

Podniosła ręce do ust. Świat zawirował. A więc stało się. Jednak po nią przyjechał. Cierpiała tak długo, myślała, że całkiem o niej zapomniał, a on czekał tylko na odpowiednią sposobność. I przyjechał natychmiast po wyjeździe pana Parysa. Przyjechał, więc myślał o niej. Tylko czemu dopiero teraz, czemu teraz, a nie wcześniej? Pan Parys wyjeżdżał niejeden raz w ostatnim czasie i zapewne Marcin mógł wybrać inny termin. Skróciłby jej cierpienia i poniżenie.

– Uwolnię cię – wołał teraz, chwytając Annę za ręce. – Słyszysz? Uwolnię. To miłość mnie do ciebie wiodła.

Znowu cofnęła się.

– Spóźniłeś się – odpowiedziała. – Spóźniłeś się o jeden dzień. Bo od wczoraj nie jestem już popychadłem kuchennym i nie jestem już w niewoli.

W łodzi pod pomostem nad zamarzniętymi rozlewiskami Liswarty Boguta dotknął ramienia pana Parysa.

– Już czas – powiadomił szeptem.

Parys przetarł oczy dłonią. Jego ludzie wspinali się już z łodzi na pomost. Szli ku zamkowi, starając się nie robić hałasu.

– Tylko cicho – upominał szeptem Boguta.

Skradali się powoli, a od drugiej strony pomostu nadchodziła inna grupa, złożona z kilku zbrojnych. Spotkali się przy bramie, dokładnie jak było omówione wcześniej. Pan Parys wyszedł na ich czoło i poprowadził do środka.

Kiedy weszli przez bramę na dziedziniec, nie mieli żadnych kłopotów z unieszkodliwieniem stojących tu obcych zbrojnych. Tamci byli tak zaskoczeni, że żadna ręka nie zdążyła się nawet podnieść w obronie.

– Gdzie Lipowski? – ostro zapytał Parys najbliższego.

Pachołek wzrokiem powoli powiódł na mieszkalną wieżę. Pan Parys dał znak i jego strzelcy skierowali kusze w gości. On sam wyjął miecz i ostrzem wskazał bramę.

– Odejdźcie stąd – warknął. – Do was nie mam nic.

Zawahali się, ale nie mieli wyboru. Zaczęli się więc wycofywać, oglądając na swoje konie, ale te musieli zostawić. Wiedzieli, że są w mniejszej liczbie, może niektórzy domyślili się już, że to zasadzka, i umykali, łomocąc stopami po pomoście, żeby jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznej okolicy.

Parys, Boguta i kilku innych z bronią gotową do użycia skierowali się ku wieży. Weszli cicho, powstrzymując oddechy, wdrapali się po schodach na pierwsze piętro.

W wielkiej izbie pani Anna stała gotowa do drogi, w płaszczu na ramionach, z węzełkiem w ręku.

Pan Parys wbiegł do środka niczym żbik. Blizna na jego twarzy poczerwieniała.

– Żono! – zapytał. – A ty dokąd?!

Anna de Berg padła na podłogę zemdlona. Marcin Lipowski wydobył miecz, zasłaniając się migoczącym żelazem.

– Zdrajco! – wycedził pan Parys przez zęby. – Podnosisz rękę na gospodarza w jego własnym domu.

– Przyszedłem uwolnić niewiastę, którą pomiatasz, choć jest twoją prawą żoną i kobietą szlachetnego rodu.

– Pomyliłeś się – sprostował Parys spokojnie. – To nie jest niewolnica. A gdyby nawet, to moja żona i nie ty będziesz mnie pouczał.

Marcin zasłonił się ostrzem. Dominik stanął obok, także z bronią w ręku. Nie miał ochoty na walkę, ale nie widział innego wyjścia. Parys skinął w jego kierunku.

– Wyjdźcie, a zapomnę, że i wy braliście udział w tej zdradzie.

Dominik zawahał się, spojrzał na Marcina, szukając u niego rady, ale ten zbyt był zajęty kreśleniem kółek w powietrzu ostrzem swojego miecza. Więc pan z Potoka wolno zaczął się wycofywać.

Pani Anna nadal leżała zemdlona, lecz ani jej mąż, ani kochanek nie myśleli teraz o niewieście. Jeśli Lipowski spodziewał się, że Parys z Krzepic zechce się z nim zmierzyć, srodze się zawiódł. Pan Parys wskazał przeciwnika swoim ludziom.

– Powalcie to ścierwo! – rozkazał. – I zróbcie z nim, co należy, by nie mógł już przedłużyć swojego rodu.

Skoczyli gromadą, przyparli Marcina do ściany. Próbował się bronić, ale zdołał wykonać ledwie kilka wymachów. Gruba pięść Boguty wylądowała mu na twarzy, potem raz następny i kolejny.Kara

Gdy Anna de Berg obudziła się z omdlenia, kucharka Wachelka cuciła ją szmatą zmoczoną w wodzie z octem.

– Co się stało? – zapytała pani słabym głosem. – Gdzie jestem?

Była znowu w izbie, którą poprzedniego dnia pan Parys przeznaczył jej na mieszkanie. Izba była teraz prawie pusta, bo kazała z niej wynieść wszystko i umieścić w izbie sąsiedniej, gdzie szykowała się spędzić całą zimę.

– Gdzie mój mąż? – zapytała niepewnie, bo już sama nie wiedziała, co jest snem, a co jawą. – Wyjechał czy powrócił?

– Powrócił – potwierdziła Wachelka. – A może nie wyjechał. Ja tam nic nie wiem. On sam wam to powie.

Anna de Berg wstała z podłogi, przy pomocy służącej przeszła na łoże. Przed oczami latały jej płatki. Złote płatki w ciemności. Co teraz będzie? Co będzie?

– Czy wiesz... –

Chciała o coś zapytać, ale przerwała nagle, bo na korytarzu rozległy się liczne kroki i sam pan Parys wszedł do izby. Był pochmurny, jego blizna wydawała się świecić. Popatrzył na żonę z odrazą.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: