Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Satyry - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Satyry - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 224 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

DO KRÓ­LA

Im wy­żej, tym wi­docz­niej. Chwa­le lub na­ga­nie

Pod­pa­da­ją kró­lo­wie, naj­ja­śniej­szy pa­nie!

Sa­ty­ra praw­dę mówi, wzglę­dów się wy­rze­ka:

Wiel­bi urząd, czci kró­la, lecz są­dzi czło­wie­ka.

Gdy więc ga­nię zdroż­no­ści i zda­nia mniej bacz­ne.

Po­zwo­lisz, mo­ści kró­lu, że od cie­bie za­cznę.

Je­steś kró­lem, a cze­mu nie kró­lew­skim sy­nem?

To nie­do­brze; krew pań­ska jest za­szczyt przed gmi­nem.

Kto się w zam­ku uro­dził, niech ten w zam­ku sie­dzi;

Z te­goć po­wo­du nasi szczę­śli­wi są­sie­dzi.

Bo na­tu­ra na rząd­czych po­ko­le­niach zna się,

In­szym po­wie­trzem żywi, in­szą stra­wą pa­sie.

Stąd ro­zum bez na­uki, stąd bie­głość bez pra­cy;

Mą­drzy, rząd­ni, wspa­nia­li, mo­ca­rze, ju­na­cy -

Wszyst­ko im ła­two idzie, a cho­ciaż­by któ­ry

Od­strych­nął się na mo­ment od swo­jej na­tu­ry,

Zno­wu się do niej wró­ci, a do­brym ko­niecz­nie

Być musi i sza­cow­nym w po­tom­no­ści wiecz­nie.

Bo od cze­goż po­eci? Skarb kró­le­stwa dro­gi,

Ro­dzaj moż­ny w aplau­zy, w sło­wa nie­ubo­gi,

Ro­dzaj, co umie zna­leźć, cze­go i nie było,

A co jest, a nie­do­brze, żeby się przy­ćmi­ło,

I w to oni po­tra­fią; stąd też jak na smy­czy

Szedł chwal­ca za chwa­lo­nym, zysk nio­sąc w zdo­by­czy,

A choć któ­ry fałsz po­strzegł, kom­pa­na nie zdra­dził;

Ten gar­dził, ale pła­cił, ów śmiał się, lecz ka­dził.

Tyś kró­lem, cze­mu nie ja? Mó­wiąc mię­dzy nami,

Ja się nie będę chwa­lił, ale przy­mio­ta­mi

Nie­zły­mi się za­szczy­cam. Je­stem Po­lak ro­dem,

A do tego i szlach­cic, a choć­bym i mio­dem

Szyn­ko­wał, tak jak nie­gdyś ów bart­nik w Krusz­wi­cy

Cze­muż bym nie mógł osieść na two­jej sto­li­cy?

Je­steś kró­lem – a by­łeś przed­tem mo­ści pa­nem;

To grzech nie­od­pusz­czo­ny. Każ­dy, któ­ry sta­nem

Przed­tem się z tobą rów­nał, a te­raz czcić musi,

Nim po­wie "naj­ja­śniej­szy", pier­wej się za­krztu­si;

I choć się przy­zwy­cza­ił, prze­cież go to łech­ce:

Usty cię czci, a ser­cem sza­no­wać cię nie chce.

I ma słusz­ne przy­czy­ny. Wszak w La­ce­de­mo­nie

Za­wż­dy sie­dział Te­sal­czyk na Li­kur­ga tro­nie,

Gre­ki ar­chon­tów swo­ich od Rzy­mia­nów bra­li,

Rzy­mia­nie dyk­ta­to­rów od Gre­ków przy­zwa­li;

Zgo­ła, byle był nie swój, choć­by i po­błą­dził,

Za­wż­dy to le­piej było, kie­dy cu­dzy rzą­dził.

Czyń, co mo­żesz i dzieł­mi są­sia­dów za­dzi­wiaj,

Szczep na­uki, wznoś han­del i kraj uszczę­śli­wiaj -

Choć wie­dzą, cho­ciaż czu­ją, żeś jest tro­nu god­ny,

Nie masz chrztu, co by zma­zał twój grzech pier­wo­rod­ny.

Skąd po­wstał na Mi­cha­ła ów spi­sek zdra­dziec­ki?

Stąd tyl­ko, że król Mi­chał zwał się Wisz­nio­wiec­ki.

Do Jana, że So­bie­ski, na­ród nie przy­wy­ka,

Król Sta­ni­sław dług pła­ci za pana stol­ni­ka.

Czu­jesz to – i ja czu­ję; więc się już nie trosz­czę,

Po­zwa­lam ci być kró­lem, tro­nu nie za­zdrosz­czę.

?le to więc, żeś jest Po­lak, źle, żeś nie przy­cho­dzień;

To gor­sza (lu­boć, praw­da, po­pra­wiasz się co dzień) -

Prze­cież mu­szę wy­mó­wić, wy­bacz, że nie piesz­czę -

Po­wiem więc bez ogród­ki: oto mło­dyś jesz­cze.

Pięk­nież to, gdy na tro­nie sę­dzi­wość się mie­ści;

Tyś nań wstą­pił ma­ją­cy lat tyl­ko trzy­dzie­ści,

Bez si­wi­zny, bez zmarszcz­ków; za­kał to nie lada.

Wszak si­wi­zna zwy­czaj­nie ta­len­ta po­sia­da,

Wszak w zmarszcz­kach ro­zum miesz­ka, a gdzie bro­da siwa,

Tam wszel­ka do­sko­na­łość zwy­czaj­nie prze­by­wa.

Nie by­łeś, praw­da, wi­nien temu, żeś nie­sta­ry;

Mło­dość, czer­stwość i rześ­kość pięk­neż to przy­wa­ry,

Prze­cież są przy­wa­ra­mi. Aleś się po­pra­wił:

Już cię tron z na­szej ła­ski si­wi­zny na­ba­wił.

Po­cze­kaj tyl­ko, je­śli zsta­rzeć ci się damy,

Jak cię tyl­ko w zgrzy­bia­łym wie­ku oglą­da­my,

Bę­dziem krzy­czeć na sta­rych, dla­te­go żeś sta­ry.

To już trzy, com ci w oczy wy­rzu­cił przy­wa­ry.

A czwar­ta jaka bę­dzie, mi­ło­ści­wy pa­nie?

O spo­so­bie rzą­dze­nia nie­do­bre masz zda­nie.

Król nie czło­wiek. To praw­da, a ty nie wiesz o tym;

Wszyst­ko ci się coś ma­rzy o tym wie­ku zło­tym.

Nie wierz baj­kom! Bądź ta­kim, jacy byli dru­dzy.

Po co to­bie przy­ja­ciół? Niech cię wiel­bią słu­dzy.

Chcesz, aby cię ko­cha­li? Niech się ra­czej boją.

Có­żeś zy­skał do­bro­cią, ła­god­no­ścią two­ją?

Zdzie­raj, a bę­dziesz moż­nym, gnęb, a bę­dziesz wiel­kim;

Tak się wsła­wisz, a prze­ciw na­wał­no­ściom wszel­kim

Trwa­le się ubez­pie­czysz. Nie chcesz? Tym ci go­rzej;

Przy­pa­dać będą na cię nie­for­tu­ny spo­rzej.

Znie­siesz męż­nie – cierp­że z tym my­śle­nia spo­so­bem;

Wolę ja być Kre­zu­sem ani­że­li Jo­bem.

Świad­czysz, a na złe idą do­bro­dziej­stwa two­je.

Cze­muż świad­czysz, z do­bro­ci gdy masz nie­po­ko­je?

Bo­le­jesz na nie­wdzięcz­ność – al­boż ci rzecz taj­na,

Że to w pła­cy za ła­ski mo­ne­ta zwy­czaj­na?

Po co nie brać sza­fun­ku sta­rostw, gdy da­wa­no?

Po tym ci tyl­ko w Pol­sz­cze kró­le po­zna­wa­no,

A za­grza­ne wspa­nia­łą mi­ło­ścią oj­czy­zny,

Ko­cha­ły pa­try­jo­ty daw­ce kró­lewsz­czy­zny.

Księ­gi lu­bisz i w lu­dziach ko­chasz się uczo­nych,

I to źle. Po­rzuć mę­dr­ków za­ba­ła­mu­co­nych.

Ża­den się na­ród księ­gą w moc nie przy­spo­so­bił:

Mą­dry prze­dy­spu­to­wał… ale głu­pi po­bił.

Ten, co nie­gdyś po­tra­fił flo­ty duń­skie chwy­tać -

Król Wi­zi­mierz – nie umiał pi­sać ani czy­tać.

Wa­szej kró­lew­skiej mo­ści nie prze­prę, jak wi­dzę;

W tym się po­praw przy­najm­niej, o co ja się wsty­dzę.

Do­broć ser­ca mo­nar­chom wca­le nie przy­stoi,

To mi to król, co go się każ­dy czło­wiek boi,

To mi król, co jak wspoj­źrzy, do ser­ca prze­nik­nie.

Kie­dy lud do do­bro­ci rzą­dzą­cych przy­wyk­nie,

Bry­ka, mo­ści­wy kró­lu, wzgląd wspacz­nie ob­ró­ci:

Zły, gdy kon­tent, po­wol­ny, kie­dy się za­smu­ci.

Nie moje to jest zda­nie, lecz przez ro­zum by­stry

Daw­no tak osą­dzi­ły prze­zor­ne mi­ni­stry.

Wie­dzą oni (a cze­goż mi­ni­stry nie wie­dzą?),

Przy sty­rze usta­wicz­nie, gdy pra­cu­ją, sie­dzą,

Do­cie­kli, na czym se­kret za­wisł pa­nu­ją­cych.

Z tych więc po­wo­dów umysł wskroś prze­ni­ka­ją­cych,

Nie trze­ba, mo­ści kró­lu, mieć ła­god­ne ser­ce:

Zwy­cięż się, zgaś ten ogień i za­tłum w iskier­ce!

Żeś do­bry, gor­szysz wszyst­kich, jak o to­bie sły­szę,

I ja się z cie­bie gor­szę, i sa­ty­ry pi­szę.

Bądź złym, a za­raz kła­dąc twe cno­ty na sza­lę,

Za to, żeś się po­pra­wił, i ją cię po­chwa­lę.1. ŚWIAT ZE­PSU­TY

Wol­no sza­leć mło­dzie­ży, wol­no sta­rym zwo­dzić,

Wol­no się na czas że­nić, wol­no i roz­wo­dzić.

Go­dzi się kraść oj­czy­znę ła­twą i po­wol­ną,

A mnie sar­kać na ta­kie bez­pra­wia nie wol­no?

Niech się mio­ta złość na cię i chy­trość bez­czel­na -

Ty mów praw­dę, mów śmia­ło, sa­ty­ro rze­tel­na.

Gdzie­żeś cno­to? gdzieś praw­do? gdzie­ście się po­dzia­ły?

Tu­ście nie­gdyś naj­mil­sze przy­tu­le­nie mia­ły.

Czci­ły was do­bre na­sze ojcy i pra­dzia­dy,

A sy­no­wie, co w bite stą­pać mie­li śla­dy,

Szy­dząc z świę­tej pod­ści­wych swych przod­ków pro­sto­ty,

Za blask czcze­go po­zo­ru za­mie­ni­li cno­ty.

Słów aż nad­to, a same ma­tac­twa i łgar­stwa;

Wstręt ustał, a jaw­ne­go spro­śność nie­do­wiar­stwa

Śmie się tar­gać na świę­te wia­ry ta­jem­ni­ce;

Jad się sze­rzy, a źró­dło bio­rąc od sto­li­ce

Gro­zi dal­szą za­ra­zą. Peł­no ksiąg bez­boż­nych,

Peł­no mi­strzów zu­chwa­łych, peł­no uczniów zdroż­nych;

A je­śli gdzie się cno­ta i po­boż­ność mie­ści,

Wy­śmie­wa ją zu­chwa­łość na­wet w płci nie­wie­ści­éj.

Wszę­dzie nie­rząd, roz­pu­sta, wy­stęp­ki szka­rad­ne.

Gdzie­że­ście, o ma­tro­ny, świę­te i przy­kład­ne?

Gdzie­że­ście, lu­dzie pra­wi, przy­stoj­na mło­dzie­ży?

Oślep tłusz­cza bez­boż­na w ot­chłań zbyt­ków bie­ży.

Co zysk pod­ły sko­ja­rzył, to pło­chość roz­przę­że;

Wzgar­dzi­ły jarz­mem cno­ty i żony, i męże.

Za­pa­mię­ta­łe dzie­ci ro­dzi­ców się wsty­dzą,

Wa­dzą się przy­ja­cie­le, bra­cia nie­na­wi­dzą,

Rwą krew­ni łup sie­ro­cy, łzy wdów piją zdraj­ce,

Oczysz­cza wzgląd nie­pra­wy jaw­ne wi­no­waj­ce.

Zdo­bycz wie­ków, zysk cno­ty po­sia­da­ją zdzier­ce,

Zwierzch­ność bez po­wa­że­nia, pra­wo w po­nie­wier­ce.

Zysk ser­ca opa­no­wał, a co nie­gdyś taj­na,

Te­raz złość na wi­do­ku, a cno­ta przedaj­na.

Du­chy przod­ków, nad­gro­dy cnót co uży­wa­cie,

Na wa­sze gniaz­do okiem je­że­li rzu­ca­cie.

Je­śli od­głos dzieł na­szych was kie­dy do­le­ci,

Czyż mo­że­cie z nas po­znać, że­śmy wa­sze dzie­ci?

Je­ste­śmy, ale z grun­tu ska­że­ni, wy­rod­ni,

Je­ste­śmy, ależ tego na­zwi­ska nie­god­ni.

To, co oni ho­no­rem, pod­ści­wo­ścią zwa­li,

My pro­sto­tą ochrzci­li; więc co sza­co­wa­li,

My tym gar­dziem, a grzecz­ność prze­no­sząc nad cno­tę,

Dzie­ci złe, psu­jem oj­ców pod­ści­wych ro­bo­tę.

Do­bra była upra­wa, lecz złe ziar­no pa­dło,

Stąd ci te­raz Fe­nik­sem pra­wie zgod­ne sta­dło.

Zysk mał­żeń­stwa ko­ja­rzy, żar­tem jest przy­się­ga,

Lu­bież­ność wspa­ja wę­zły, nie­sta­tek roz­przę­ga.

Mło­dzież próż­na na­uki, a roz­pu­sty chci­wa,

Sko­ra do roz­wią­zło­ści, do cno­ty le­ni­wa.

Za­pa­mię­ta­łe star­cy, zhań­bio­ne przy­mio­ty.

Śmie­je się zbrod­nia syta z po­gnę­bio­nej cno­ty.

Wstyd ustał, wstyd ostat­nia nie­cno­ty za­po­ra;

Złość, za­raź­na w swym źró­dle, a w skut­kach zbyt spo­ra

Prze­isto­czy­ła daw­ny grunt ustaw pod­ści­wych;

Chlu­bi się jaw­na kra­dzież z ko­rzy­ści ze­lży­wych.

Nie masz jarz­ma, a je­śli jest taki, co dźwi­ga,

Nie wło­ży­ła go cno­ta – fałsz, pod­łość, in­try­ga.

Pło­dzie, sza­cow­nych oj­ców no­szą­cy na­zwi­ska!

Ze­wsząd cię za­słu­żo­na do­le­gli­wość ści­ska;

Sa­meś spraw­cą twych lo­sów. Zdroż­ne oby­cza­je,

Krnąbr­ność, nie­rząd, roz­pu­sta, zbyt­ki gu­bią kra­je.

Próż­no się stan mnie­ma­ną po­tę­gą na­sro­żył,

Któ­ry na grun­cie cno­ty rzą­dów nie za­ło­żył,

Próż­no so­bie pod­chle­bia. Ten, co nie­gdyś sły­nął,

Rzym cno­tli­wy zwy­cię­żał, Rzym wy­stęp­ny zgi­nął.

Nie Goty i Ala­ny do szczę­tu go znio­sły:

Zbrod­nie, klęsk po­przed­ni­ki i upad­ków po­sły,

Te go w jarz­mo wpra­wi­ły. Sko­ro w cno­cie sty­gnął,

Upadł – i już się wię­cej od­tąd nie po­dźwi­gnął.

Był czas, kie­dy błąd śle­py nie­rzą­dem się chlu­bił:

Ten nas nie­rząd, o bra­cia, po­ko­nał i zgu­bił,

Ten nas cu­dzym w łup od­dał, z nas się złe za­czę­ło:

Dzień je­den nie­szczę­śli­wy znisz­czył wie­ków dzie­ło.

Pad­nie sła­by i lęże – wzmo­że się wspa­nia­ły.

Roz­pacz – po­dział nik­czem­nych! Wzma­ga­ją się wały,

Gro­zi bu­rza, grzmi nie­bo; okręt nie za­to­nie,

Majt­ki, zgod­ne z że­gla­rzem, gdy sta­ną w obro­nie;

A choć bez­piecz­niej okręt opu­ścić i pły­nąć,

Pod­ści­wiej być w okrę­cie, oca­lić lub zgi­nąć.2. ZŁOŚĆ UKRY­TA I JAW­NA

Ła­twiej nie łgać po­etom, mi­ni­strom nie zwo­dzić,

Ła­twiej głu­pie­go prze­przeć, wodę z ogniem zgo­dzić

Niż zra­cho­wać fi­lu­ty: ciż­ba, woj­sko spo­re.

Skąd za­cząć? Spo­śród tłu­mu na ha­zard wy­bio­rę.

Woj­ciech, ja­dem za­praw­ny, co go we­wnątrz mie­ści,

Zdrad­nie wita, po­zdra­wia, ca­łu­je i pie­ści,

W oczy ści­ska, w bok pa­trzy, a gdy łu­dzi wdzięcz­nie,

Cie­szy się we­wnątrz zdraj­ca, że oszu­kał zręcz­nie.

Czy­ni źle, bo gust w sa­mej upa­tru­je zło­ści,

Zdra­dza, by­le­by zdra­dził, a ten zysk chy­tro­ści

Sta­wia mu z cu­dzych tro­sków wdzięcz­ne wi­do­wi­ska.

Naj­mil­szy jego na­pój łza, któ­rą wy­ci­ska.

Co sło­wo – sztu­ka zdrad­na, co krok – pod­stęp nowy;

Zdraj­ca czyn­mi, ge­sta­mi, mil­cze­niem i sło­wy.

Na kogo tyl­ko wspoj­źrzy, sta­wia za­raz si­dła,

A gdy się co­raz wzma­ga złość jego obrzy­dła,

Jak pa­jąk, co snuł z sie­bie, roz­po­starł­szy sie­ci,

Czu­wa wśród pasm za­wi­łych, ry­chło w nie kto wle­ci.

Uśmiech jego nie­pra­wy zmy­ka się po twa­rzy.

W oczach skra za­ja­dło­ści błysz­czy się i ża­rzy,

Spusz­cza je na blask cno­ty, a zja­dle po­kor­ny,

Sili się swej nie­cno­cie kształt nadać po­zor­ny.

Próż­na pra­ca. Sama się złość z cza­sem od­kry­wa.

Spa­da masz­ka, a zdraj­ca, co pod nią prze­by­wa,

Tym jesz­cze wsze­tecz­niej­szy, im dłu­żej był taj­ny.

Ten… co ma umysł zwrot­ny, a ję­zyk przedaj­ny,

Idzie za nim Kon­stan­ty, szczę­śli­wy, że wy­grał,

A co w pierw­szych po­cząt­kach żar­to­wał i igrał,

Czy­niąc jak od nie­chce­nia, gdy sztucz­nie się cza­ił,

Tak kunszt zdrad­nych pod­stę­pów dow­cip­nie uta­ił,

Iż ten, co oszu­ka­ny, nie wie, jak wpadł w pęta.

Wpadł jed­nak, a for­tel­nie sztu­ka przed­się­wzię­ta

Tego, co ją do­ka­zał, uczy­ni­ła staw­nym.

A pod­ści­wość? Ten przy­miot słu­żył cza­som daw­nym;

A kto wie, czy i słu­żył? Każ­dy wiek miał ło­trów,

A co my te­raz mamy i Paw­łów, i Pio­trów!

Miał Rzym swo­je Wer­re­sy, swo­je Ka­ty­li­ny,

Był ten czas, kie­dy Kato, z pod­ści­wych je­dy­ny,

Si­lił się prze­ciw zdraj­com sam i padł w od­po­rze.

Nie w tak dzi­kim już te­raz jest cno­ta hu­mo­rze,

Umie ona, gdy trze­ba, zy­sko­wi do­ga­dzać:

Czło­wiek grzecz­no-pod­ści­wy, kie­dy kraść i zdra­dzać

Na­ka­że oko­licz­ność, zdra­dzi i okrad­nie,

Ale zdra­dzi przy­stoj­nie i ze­drze przy­kład­nie,

Ale wdzięcz­nie oszu­ka, kształt­nie przy­spo­so­bi,

Ochrzci cno­tą szka­ra­dę i złość przy­ozdo­bi,

A choć zra­ża sum­nie­nie, nie­bo stra­szy gro­mem,

Śmie­je się, zdra­dza, krad­nie – i jest ga­lan­to­mem.

Więc pod­ści­wych aż nad­to. Pa­weł trzech mszów słu­chał,

Zmó­wił czte­ry ró­żań­ce, na grom­ni­ce dmu­chał,

Wpi­sał się w wszyst­kie brac­twa, dwie go­dzi­ny klę­czał,

Krzy­wił się, szep­tał, mru­gał, i wzdy­chał, i ję­czał,

A pie­nią­dze dał w li­chwę. Świę­te są pa­cie­rze,

Zdat­ne brac­twa, lecz temu, co daje, nie bie­rze.

Syp fun­du­sze, a krad­nij, Bóg ofia­rą wzgar­dzi.

Tacy byli, mnie­ma­ną po­boż­no­ścią har­dzi,
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: