Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sezon na czarownice. Chilling Adventures of Sabrina. Tom1 - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
30 października 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,60

Sezon na czarownice. Chilling Adventures of Sabrina. Tom1 - ebook

Losy Sabriny sprzed pierwszego sezonu serialu Netflixa

To ostatnie lato Sabriny Spellman przed jej szesnastymi urodzinami, które będą prawdziwym przełomem… Dziewczyna od dziecka uczy się magii od swoich ciotek, Zeldy i Hildy, ale jednocześnie żyje jak zwykła nastolatka – uczy się w liceum, spotyka się z przyjaciółkami, Roz i Susie, oraz z Harveyem, który szalenie jej się podoba. Jednak czas spędzony wśród śmiertelników nieubłaganie dobiega końca. Pożegnanie z Roz, Susie i Harveyem wydaje się o wiele trudniejsze, niż Sabrina sądziła. Na domar złego, nie jest pewna, czy Harvey w ogóle coś do niej czuje. Postanawia z pomocą kuzyna Ambrose’a rzucić na chłopaka zaklęcie miłosne. Skutki okażą się nieprzewidywalne…

Sabrina od zawsze marzyła o zostaniu czarownicą, jednak teraz dręczą ją coraz większe wątpliwości. Czy będzie gotowa porzucić drogę światła i podążyć ku ciemności?

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-271-5968-7
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Na początku września zauważyliśmy na skraju lasu dziewczynę. Miała na sobie zielony płaszcz, a nieopodal stał jej czerwony sportowy wóz. Wyglądała jak żywcem wyjęta z reklamy samochodowej, która przekonałaby każdego chłopaka, że właśnie potrzebuje kupić dokładnie takie auto.

Sama nie wyglądam najgorzej. Ciotka Hilda twierdzi, że jestem śliczna jak ucho robala, a w jej przekonaniu robaki są piękne. W normalnych okolicznościach pogratulowałabym w duchu tej dziewczynie idealnego looku i poszłabym dalej, nie oglądając się za siebie – gdyby nie to, że mój chłopak się obejrzał, i to nie raz.

Harvey odprowadzał mnie po szkole do domu. Zanim spotkaliśmy tę dziewczynę, spieszyliśmy się, bo właśnie zrywał się wiatr. Jeden podmuch owinął się wokół nas niczym niewidzialny bat. Przyglądałam się, jak z drzew spadają pierwsze liście, niespodziewana zielona kaskada, i poczułam ukłucie żalu. Lato dobiegało końca.

Nad koronami drzew zawisła warstwa grubych ciemnych chmur. Tym samym w Greendale zapanował mrok. Widocznie noc miała nadejść wcześniej niż zwykle.

Trąciłam Harveya.

– Tak, wiem. Ona jest szalenie seksowna, ale robi się zimno – powiedziałam pozornie obojętnym głosem.

– W porównaniu z tobą jest nikim – odparł Harvey. – Ale ma supersamochód.

– Nie no, jasne, patrzyłeś na samochód.

– Właśnie tak! – obruszył się Harvey. – Brina!

Biegłam przez świeżo opadłe liście, protestując i śmiejąc się, a wiatr zawzięcie szarpał mnie za płaszcz, jakby duchy próbowały zwrócić na siebie moją uwagę. Dziewczyna w zieleni została z tyłu.

Harvey, Roz, Susie i ja przyjaźnimy się od pierwszego dnia szkoły podstawowej. Początek naszej znajomości był dość typowy: obce sobie dzieciaki przed pierwszym dzwonkiem, a już przed końcem długiej przerwy – najlepsi przyjaciele. Wszyscy dookoła zarzekali się, że chłopak nie będzie się chciał bawić z dziewczynami i w końcu od nas odpadnie. Na szczęście nigdy się tak nie stało.

Zawsze bardzo lubiłam Harveya i niemal od samego początku się w nim podkochiwałam. To z nim całowałam się po raz pierwszy i nigdy nie chciałam całować się z nikim innym.

Pamiętam szkolną wycieczkę po lasach Greendale. Trafiliśmy na starą opuszczoną studnię nieopodal strumienia. Podekscytowany Harvey natychmiast usiadł na brzegu i zaczął ją rysować. Spojrzałam na jego ciemną głowę pochyloną nad szkicownikiem i w myślach wypowiedziałam dla niego życzenie. Nie miałam jednak przy sobie monety, a kiedy próbowałam wrzucić do studni kamyk, chybiłam.

Zimą Harvey zaprosił mnie do kina. Gdy dotarłam na miejsce, okazało się, że jesteśmy tylko we dwoje. Byłam tak skołowana od buzujących we mnie emocji, że do dzisiaj nie potrafię powiedzieć, jaki film oglądałam i o czym był. Pamiętam tylko muskanie się naszych dłoni, gdy sięgaliśmy jednocześnie po popcorn. Taka prosta, głupia rzecz, ale dotyk był wręcz elektryzujący. W końcu Harvey splótł moje słone palce ze swoimi, a ja pomyślałam: „Tak właśnie płoną czarownice”.

Jednak najbardziej wyraziste wspomnienie tamtego wieczoru dotyczy powrotu do domu. Harvey mnie odprowadził, a pod bramą pochylił się i mnie pocałował. Zamknęłam oczy. I choć pocałunek był delikatny, zdziwiłam się, że wszystkie jabłonie w sadzie nie zmieniły się w kwitnące czerwone róże.

Od tamtego momentu w szkole trzymaliśmy się za ręce, a on codziennie odprowadzał mnie do domu. No i chodziliśmy na randki. Nigdy jednak nie zadeklarowaliśmy oficjalnie naszego związku. Czy jestem jego dziewczyną? Inni nazywali Harveya moim chłopakiem, ale ja nigdy... jeszcze nigdy.

Boję się utraty tego, co mam. Moja rodzina powtarza ciągle, że to wszystko długo nie potrwa.

Boję się też, że on nie czuje do mnie tego, co ja do niego.

Wiem, że mnie lubi i nigdy by mnie nie skrzywdził. Ale chciałabym, żeby na mój widok serce mu waliło tak, jakby ktoś dobijał się do jego duszy. Zastanawiam się czasami, czy to nie jest tak, że Harvey jest ze mną, bo wybrał bezpieczne rozwiązanie: dziewczyna z sąsiedztwa, a nie – miłość na całe życie.

Niekiedy chciałabym, żeby widział we mnie coś magicznego. W końcu jestem magiczna – przynajmniej połowicznie.

***

Harvey pożegnał mnie – jak zwykle – pocałunkiem pod bramą. Oczywiście, od czasu do czasu wchodzi ze mną i wita się z domownikami, ale z zasady staram się trzymać rodzinę i przyjaciół na odległość.

Zamknęłam za sobą drzwi i podążyłam śladem cudownie słodkiego zapachu, który unosił się w przedpokoju.

– Wrócił mój kochany opos! – zawołała ciotka Hilda z kuchni. – Robię dżem! Ze wszystkich twoich ulubionych składników z ogrodu: truskawek, borówek, wiewiórczych gałek ocznych...

– Nie! Ciociu Hildo! Rozmawiałyśmy już o tym!

Zatrzymałam się na progu kuchni, przerażona i zdradzona. Ciotka stała przy czarnym żeliwnym piecu i mieszała krwistoczerwoną substancję w wielkim garze. Miała na sobie różowy fartuch z napisem:

BUZIAKI DLA KUCHARKI!

Mrugnęła do mnie jednym okiem.

– Przekonasz się, że jest przepyszny.

– Niewątpliwie – odparłam.

Łagodna, dobrotliwa twarz ciotki wykrzywiła się łagodnie i dobrotliwie w wyrazie zdumienia.

Moja rodzina nie do końca rozumie ludzkie podniebienie. Kiedy byłam małą dziewczynką, ciotka Zelda wygłaszała długie bezowocne przemowy o odżywczej wartości larw i jako argument przywoływała głodujące wiedźmy w Szwajcarii.

Ciotka Hilda, znacznie bardziej wyluzowana, przyjmowała moje ludzkie zwyczaje zwykłym wzruszeniem ramion. Teraz podeszła do mnie i zmierzwiła mi czule włosy ręką, tą, w której nie trzymała umazanej na czerwono drewnianej łyżki.

– Moja ty wybredna dziewczynko! Nigdy nie chcesz jeść tego, co dla ciebie najlepsze. Może kiedy osiągniesz pełnię mocy, coś się zmieni w tym temacie.

Chociaż znajdowałam się w ciepłej, przytulnej, słodko pachnącej kuchni, poczułam lodowaty dreszcz na plecach.

– Może. – Nie chciałam się kłócić.

Ciotka Hilda uśmiechnęła się do mnie promiennie.

– Nie mogę uwierzyć, że zaraz twoje szesnaste urodziny. Mam wrażenie, jakby zaledwie wczoraj był ten dzień, w którym odebrałyśmy poród. Wyglądałaś tak cudownie, cała pokryta krwią i śluzem, a twoje łożysko było przepysz...

– Przestań, proszę.

– Ooo, to cię krępuje?

– Raczej obrzydza.

– Przecież to była cudowna, wyjątkowa chwila. Twoja biedna mama chciała urodzić cię w szpitalu, wyobrażasz to sobie? – Ciotka Hilda aż się wzdrygnęła. – Szpitale są niehigieniczne. Nie pozwoliłabym ci się zbliżyć do takiego okropnego miejsca. Jesteś moją ukochaną bratanicą, od razu obiecałam sobie, że będę się tobą opiekować. I proszę. Jak ty wyrosłaś! I jesteś gotowa oddać swoją duszę Czarnemu Panu!

Ciotka Hilda uszczypnęła mnie w policzek i wróciła do swojego dżemu. Nuciła pod nosem, jakby to, co powiedziała, było wyjątkowo kuszącą perspektywą.

Taka właśnie była moja rodzina: uwielbiająca mnie, jeszcze bardziej uwielbiająca wprawiać mnie w zakłopotanie, nieustannie przejmująca się tym, co jem, wymagająca w kwestii szkoły, pragnąca dla mnie wszystkiego, co najlepsze, a jednocześnie stawiająca mi wysoko poprzeczkę.

Czyli niespecjalnie różniąca się od każdej innej rodziny – nie licząc oddania Szatanowi.

Ciotka Hilda przestała nagle nucić.

– Jak tu dzisiaj cicho. Ciotka Zelda udała się na konsultacje do ojca Blackwooda, więc obiad zjemy tylko we troje. Jak tam twój kawaler?

– Oficjalnie nie jest moim chłopakiem. Ani kawalerem. Ale wszystko dobrze.

– To świetnie – odparła ciotka Hilda, nieobecna duchem. – To dobry chłopiec. Martwię się o niego i o jego brata. W domu bez matki, w którym rządzi surowy ojciec, najbardziej cierpią dzieci.

Myśl o Harveyu zwykle przynosiła mi ukojenie, ale nie tym razem.

Odchrząknęłam.

– Gdzie jest Ambrose?

– Twój kuzyn siedzi na dachu. Wiesz, jak uwielbia letnie burze.

***

Wyszłam przez okienko strychowe.

Niebo było już czarne, w powietrzu kłębiły się liście. Ambrose stał na krawędzi stromego dachu, tańcząc i śpiewając do wtóru ostatniego letniego wiatru. Wokół jego pasa wiła się kobra, jej okrągła głowa przywodziła na myśl klamrę wężowego paska, a złote ślepia świeciły jak klejnoty. W ręku, jak mikrofon, trzymał drugą kobrę. Jej pokryty łuskami ogon okręcał mu się wokół nadgarstka. Ambrose śpiewał prosto w jej otwarty pysk z widocznymi kłami jadowymi. Kręcił przy tym piruety i kołysał się, jak gdyby pochylony dach i rynny stanowiły idealny parkiet taneczny. Mój kuzyn tańczył z liśćmi, tańczył z wiatrem, tańczył z całą nocą. Liście wirowały wokół niego jak confetti, a wiatr syczał jak tysiąc węży.

Złożyłam dłonie wokół ust i zawołałam:

– Słyszałam o tym, że można mieć węża w kieszeni, ale to, co ty robisz, to już gruba przesada!

Ambrose się odwrócił, a wtedy wszystkie wiatry szalejące wokół naszego domu nagle ucichły. Iluzoryczne kobry rozpłynęły się w powietrzu. Kuzyn mrugnął do mnie.

– Doceniam metaforę – odparł. – Dosłownie. Witaj w domu, Sabrino. Co słychać w szerokim, niedobrym świecie?

Gdy byłam mała, wiecznie pytałam, dlaczego Ambrose nie może wyjść i pobawić się ze mną w lesie. Ciotka Hilda wyjaśniła mojej niczego nierozumiejącej sześcioletniej wersji, że chłopak jest uwięziony w czterech ścianach za karę.

– Wiedz, Sabrino, że kara była niesprawiedliwa, tym bardziej musimy go kochać, żeby mu to wynagrodzić – powiedziała. – To naturalne, że młodzieńcza energia musi znaleźć gdzieś ujście, stąd jego różne drobne figle, jak dokuczanie dziewczynom, rozbijanie powozów, topienie żeglarzy, palenie miast, niszczenie cywilizacji i tak dalej. Chłopcy muszą się wyszaleć.

Dopiero wiele lat później dowiedziałam się, co Ambrose rzeczywiście zmalował.

Ciotka Hilda od zawsze traktowała go pobłażliwie. Choć nie jest jego matką, przeprowadziła się do Anglii i wychowywała go, gdy był mały i potrzebował opieki. Mieszkali tam tak długo, że nawet teraz, niemal sto lat później, ciotka Hilda zachowała brytyjski akcent. Wyobrażam sobie, jak pojawiła się, by zająć się małym Ambrose’em, pełna magii i macierzyńskich uczuć, jak spadła z nieba niczym sataniczna wersja Mary Poppins.

Zaklęcie, które uwięziło Ambrose’a w naszym budynku, jest starsze ode mnie o kilkadziesiąt lat. Kuzyn od zawsze pozostaje częścią mojego życia – niczym przyjazny duch nawiedzający nasz dom. Gdy byłam małą dziewczynką, pozostawał idealnym kompanem do zabaw. Sprawiał, że moje lalki same się poruszały, a zabawki śmigały po pokoju. Teraz jest niczym mój starszy, nie do końca grzeczny brat, chętny do całodziennego plotkowania o chłopakach. Albo o dziewczynach, gdybym tylko wyraziła taką chęć. Nie ma to dla niego większego znaczenia.

Wzruszyłam ramionami, ostrożnie zeszłam po dachu i stanęłam obok Ambrose’a.

– Świat jest taki sam jak zwykle – powiedziałam.

– Naprawdę? Z tego, co słyszę, ciągle się zmienia. Zmiany klimatu, walka o prawa czarowników... to brzmi strasznie. – W jego głosie zadźwięczały posępne tony. – Szkoda, że sam nie mogę się o tym przekonać.

– Nie martw się. Nasze miasto jest ciągle takie samo. W Greendale nic się nie zmienia.

Ambrose zanucił coś pod nosem.

– Co cię martwi?

– Nic.

– Mnie nie oszukasz, Sabrino. Zbyt dobrze cię znam – odparł i dodał niedbale: – Rzuciłem na ciebie czar, za każdym razem, gdy mnie okłamiesz, twój nos zrobi się fioletowy.

– Żartujesz!

Zaśmiał się.

– Czy aby na pewno? Przekonamy się. Ale teraz zdradź mi, co cię trapi. Kuzyn Ambrose zamienia się w słuch.

Zawahałam się. Z dachu widać było niemal całe nasze miasteczko otoczone z każdej strony lasem. Linia drzew – ciemnych, mrocznych – biegła niemal na całym horyzoncie. Zadrżałam, Ambrose objął mnie ramieniem.

– Czy chodzi o twój czarny chrzest? A nie, moment. Tu na pewno chodzi o Harveya.

– Dlaczego tak uważasz? – zapytałam z napięciem w głosie.

Ambrose przytulił mnie mocniej.

– Tak sobie strzelam. Lubię strzelać. I wiem, jak bardzo ci na nim zależy. Co nie znaczy, że rozumiem twoje zainteresowanie, osobiście wolę złotych chłopców nieco ubabranych smołą.

Trąciłam go w bok, a on się zaśmiał.

– To co z tym twoim chłopakiem? Czyżby wpadł w nostalgiczny artystyczny trans? Na rogi Szatana, chyba nie zaczął nazywać cię swoją muzą?

Zamyśliłam się, zanim mu odpowiedziałam. Harveya otaczała niekiedy aura zmęczenia, jakby za bardzo się wszystkim przejmował i niósł na swoich barkach zbyt wielki ciężar.

– Czasami bywa smutny. Jego brat i tata pracują w kopalni. Ojciec chciałby, żeby Harvey też czasem zszedł na dół na zmianę. Często mówi o rodzinnym interesie i spuściźnie. Ale Harvey nie chce być uwięziony pod ziemią, w ciemności.

– Dobra wiadomość, Harvey! Górnictwo to wymierający zawód! – zauważył Ambrose, po czym dodał z rozmysłem: – Tyle że w naszym mieście nic nie zostaje długo wymarłe.

– Widzieliśmy – czuję się jak idiotka, gdy to mówię – widzieliśmy na skraju lasu prześliczną dziewczynę. Zastanawiam się, czy Harvey zauważył, że ona jest ode mnie ładniejsza.

– Niemożliwe – odparł Ambrose. – Absurdalne wręcz. Ale chwila, udało ci się zrobić zdjęcie temu okazowi nieziemskiej urody? Jeśli tak, pokaż mi, a ja powiem ci prawdę. Możesz mi zaufać. To znaczy... nie możesz mi zaufać. Ale i tak mi pokaż.

Odepchnęłam go od siebie.

– Bardzo ci dziękuję. Jesteś szalenie pomocny.

Usiedliśmy na dachu. Ambrose wyprostował nogi, a ja oplotłam ramionami swoje kolana.

– Podejrzewasz go o wiarołomność? Zawsze mogę rzucić na niego zaklęcie, za każdym razem, gdy jego wzrok gdzieś powędruje, będzie miał wrażenie, że oczy mu się rozpuszczają.

– Ambrose! Nie zrobiłbyś czegoś takiego!

Odwróciłam się i rzuciłam mu wściekłe spojrzenie. Ciemne oczy chłopaka pociemniały jeszcze bardziej, ale po chwili znów rozbłysły.

– Oczywiście, że nie. Żartuję. Rzuciłbym przezabawne i całkowicie niewinne zaklęcie, ponieważ jestem słodki. Prawda, że jestem słodki?

Uniosłam brwi. Ambrose się zaśmiał. Wykonałam gest podrzynania gardła, na co on przycisnął dłoń do serca, jakbym go śmiertelnie uraziła.

– Po prostu... chciałabym być pewna – odparłam. – Zawsze pragnęłam znaleźć wielką miłość, tak jak moi rodzice, ale żeby była wielka miłość, ta druga osoba musi odwzajemniać twoje uczucie.

Moja mama była śmiertelniczką, a ojciec – jednym z najpotężniejszych czarowników w Greendale. Musiał ją naprawdę bardzo kochać, skoro zdecydował założyć z nią rodzinę.

– Jest pewne zaklęcie, które mogłoby temu zaradzić. Masz może jakieś włosy Harveya?

– Nie! Nie mam jego włosów! I nie, Ambrose, nie chcę, żebyś rzucał zaklęcie miłosne na mojego faceta i do tego jednego z najlepszych przyjaciół od czasów dzieciństwa – jak jakiś ostatni zboczeniec. Dziękuję ci bardzo.

Powiedziałam to wszystko, naśladując najbardziej surowy ton głosu ciotki Zeldy. Ambrose machnął niedbale dłonią, a wtedy liście poszybowały w jego stronę niczym motyle, które chciałyby przycupnąć na jego palcach.

– Nie chodziło mi o zaklęcie miłosne, bo sam za nim nie przepadam. Takie zaklęcie zbytnio wszystko ułatwia, a ja wolę wyzwania. Jesteśmy uroczy i inteligentni, Sabrino, sugestia użycia zaklęcia miłosnego byłaby jak potwarz. Ale istnieje pewne zaklęcie, które mogłoby otworzyć mu oczy na twoją cudowność. Nastoletni chłopcy bywają ślepi – uwierz mi, wiem coś na ten temat, bo sam byłem nastolatkiem.

Mogłabym to zrobić. Potrafię rzucać proste zaklęcia. Zresztą ciotki i Ambrose zawsze są gotowi śpieszyć mi z pomocą. Od małego uczą mnie wszystkiego, czego się da, na temat świata magii. We wczesnym dzieciństwie poznałam łacinę i teksty czarów, dorastałam ze świadomością, że powinnam się wystrzegać demonów i szukać wsparcia dobrych duchów. Poznałam właściwości leśnych roślin, wiedziałam, które należy dodawać do mikstur i eliksirów. Ale bez względu na to, jak pilnie się uczyłam, ciągle mi powtarzano, że to nic w porównaniu z tym, czego się zacznę uczyć po czarnym chrzcie, gdy trafię do Akademii Sztuk Niewidzialnych.

– Kuszące – przyznałam.

– Jak to zwykle bywa z pokusami – odparł.

Gdybym rzuciła zasugerowane przez kuzyna zaklęcie, mogłabym już zawsze mieć pewność co do uczuć Harveya. Podobała mi się wizja, w której wpatruje się we mnie szeroko otwartymi oczami, zapominając o całym świecie. Nie zostało nam już wiele czasu, ale do chwili wyjazdu wiedziałabym, na czym stoję. Z trudem wyrzuciłam z głowy ten pomysł.

– Raczej nie – powiedziałam. – Rzucenie czaru na Harveya wyłącznie dla swoich własnych korzyści – nie, to nie wydaje się słuszne.

– Jak sobie życzysz. Jesteś taką dobrą dziewczyną. Niekiedy się zastanawiam, czy kiedykolwiek staniesz się złą wiedźmą.

– Właśnie – wyszeptałam do wiatru, zbyt cicho, by Ambrose mnie usłyszał. – Ja też się zastanawiam.

Mój kuzyn wstał i otrzepał czarne dżinsy z resztek suchych liści i śladów błyszczącej wężowej skóry.

– Robi się późno, a ja muszę zająć się nieszczęsną panią Portman, która czeka na balsamowanie.

Nasza rodzina prowadzi dom pogrzebowy. Nawet wiedźmy muszą z czegoś żyć.

Ambrose pochylił się i popukał mnie w brodę. Kiedy na niego spojrzałam, obdarzył mnie radosnym uśmiechem.

– Uszy do góry, kuzynko. I daj mi znać, jeśli zmienisz zdanie w kwestii zaklęcia.

Pokiwałam głową i zostałam na dachu sama, z burzą i swoimi rozterkami. W myślach cały czas słyszałam słowo „późno”. „Robi się późno”. „Późne lato”. „Jeszcze tylko kilka tygodni i będzie za późno”. To chyba najbardziej przerażające słowo, jakie znam.

Od samego początku wiedziałam, że gdy skończę szesnaście lat, przejdę czarny chrzest, zapiszę moje imię w czarnej księdze i rozpocznę naukę w Akademii Sztuk Niewidzialnych jako pełnoprawna wiedźma. W dzieciństwie, szykowałam się na ten dzień. Niecierpliwie czekałam na wypełnienie przeznaczenia, którego moi rodzice sobie dla mnie życzyli, na przyniesienie dumy ciotkom, na stanie się prawdziwą czarownicą.

Moje urodziny przypadają w Halloween, a już mamy koniec lata. W dzieciństwie nie zastanawiałam się nad tym, że wypełnienie przeznaczenia i zostanie wiedźmą będzie oznaczało porzucenie dotychczasowego życia, za to teraz nie mogę przestać myśleć o utracie przyjaciół i Harveya, a nawet o końcu lekcji matematyki w szkole Baxter High. Każdego dnia budzę się z poczuciem, że świat coraz bardziej mi się wymyka.

Owszem, nadal uwielbiam magię. Kocham to poczucie siły wypełniającej mój krwiobieg, cieszę się, że będę mogła więcej z niej korzystać. Bardzo lubię ten moment, kiedy zaklęcie idealnie się udaje, za to nienawidzę myśli, że mogłabym rozczarować swoją rodzinę.

To wybór zgoła niemożliwy, a jednak za chwilę przed nim stanę. Nigdy nie myślałam o tym, kiedy jako dziecko marzyłam o magicznej sile albo kiedy całowałam się pod bramą z Harveyem.

Chyba nie do końca wierzyłam, że ten dzień naprawdę kiedyś nadejdzie.

Przez tak długi czas miałam wrażenie, że przyszłość leży daleko za horyzontem, a teraz, gdy stoi tuż za progiem, nie jestem na nią gotowa.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: