Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Siła charakteru. O sensie i wartości długiego życia - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
31 marca 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Siła charakteru. O sensie i wartości długiego życia - ebook

Oto książka, która przynosi pociechę i ukojenie wszystkim tym, którzy boją się zestarzeć. Napisana z niezwykłą delikatnością i wyczuciem, obdarza nas mnóstwem głębokich, oświecających wglądów i refleksji.
„Los Angeles Times”

W swoim wielkim bestsellerze, Kod duszy, James Hillman ukazał w cudowny sposób centralną rolę i znaczenie, jaką w naszym duchowym i emocjonalnym życiu w dzieciństwie i młodości, odgrywa nasz charakter i osobowość. Tym razem, w tej oto wspaniałej książce, [74-letni] Hillman uzupełnia swoją analizę ludzkiego charakteru o niezwykle głębokie i rewolucyjnie odkrywcze refleksje odnoszące się do drugiej połowy życia człowieka.
„Aby w pełni się wykształcić i rozwinąć, charakter potrzebuje wielu dodatkowych lat – stwierdza Hillman – Ostatnie lata naszego życia stanowią potwierdzenie i spełnienie naszego charakteru”. Nagromadzenie wielu różnych doświadczeń nie osłabia ani nie przytępia naszego „ja” lecz przyczynia się do skoncentrowania esencji naszej istoty, ujawnienia, ukazania w jaśniejszym świetle naszej indywidualnej tajemnicy oraz unikalnej świadomości życia. Hillman prezentuje nam i objaśnia archetypy i mity, które rządzą procesem urealniania się i utwierdzania naszego „ja” w końcowych latach naszego życia.

W książce Siła charakteru Hillman zabiera nas w fascynującą i niezwykle wzbogacającą wewnętrznie podróż przez trzy etapy starzenia się człowieka – trwanie, czyli pogłębienie istnienia, jakie następuje wraz z wieloma przeżytymi latami; odchodzenie czyli przygotowywanie się do odejścia oraz pozostawianie za sobą i jednocześnie po sobie czyli wyjątkowa spuścizna, jaką przekazujemy tym, którzy przychodzą po nas. Po drodze zapoznajemy się ze znaczeniem oraz często ukrytymi zaletami następujących w nas w miarę starzenia się fizycznych i emocjonalnych zmian, takimi jak osłabienie i utrata pamięci, zaburzenia dawnego rytmu snu i czuwania czy tajemnicze rozbudzanie się i intensyfikowanie wyobraźni erotycznej.
Pełna ponadczasowej życiowej mądrości, przesycona wglądami Hillmana uzyskanymi pod wpływem lektury wielkich tekstów filozoficznych, poetyckich i religijnych, napisana w wyjątkowo jasny i przejrzysty sposób, Siła charakteru jest książką, która, potwierdzając wartość długiego życia, może zmienić nastawienie do jego przeżywania każdego, kto ją przeczyta.


James Hillman (1921–2011) – amerykański psycholog, jeden z najwybitniejszych współczesnych myślicieli, uczeń C.G. Junga, dyrektor programowy Instytutu C.G. Junga w Zurychu uważany za najoryginalniejszego „heretyka” szkoły jungowskiej, twórca tzw. psychologii archetypowej; wykładał na Yale University, Syracuse University, University of Chicago i University of Dallas (na którym był współzałożycielem Dallas Institute for the Humanities and Culture); autor ponad dwudziestu książek.

Spis treści

 

 

Okładka

Strona tytułowa

Strona redakcyjna

Spis treści

Dedykacja

PRZEDMOWA DLA CZYTELNIKA

PRZEDMOWA OD AUTORA

PRZEDMOWA DO KSIĄŻKI

Część 1. Trwanie

Rozdział 1. DŁUGOWIECZNOŚĆ

Rozdział 2. OSTATNI RAZ

Rozdział 3. IDEA TEGO, CO STARE

Część 2. Odchodzenie

Rozdział 4. OD TRWANIA DO ODCHODZENIA

Rozdział 5. POWTARZANIE

Rozdział 6. OPADANIE POD WPŁYWEM SIŁY CIĄŻENIA

Rozdział 7. BUDZENIE SIĘ W NOCY

Rozdział 8. NERWOWE POBUDZeNIE I ZAMĘT W GŁOWIE

Rozdział 9. WYSYCHANIE

Rozdział 10. PAMIĘĆ: STRATA NA KRÓTKĄ, ZYSK NA DŁUGĄ METĘ172

Rozdział 11. ZWIĘKSZONA DRAŻLIWOŚĆ

Rozdział 12. ROZPADANIE SIĘ I ROZSTAWANIE

Rozdział 13. EROTYKA

Rozdział 14. ANESTEZJA

Rozdział 15. NIEDOMAGANIA SERCA

Rozdział 16. POWRÓT

Interludium. Siła twarzy

Interludium. SIŁA TWARZY

Część 3 . To, co zostaje

Rozdział 17. OD „ODCHODZENIA” DO „TEGO, CO ZOSTAJE”

Rozdział 18. CHARAKTER „SFILOZOFOWANY”

Rozdział 19. CHARAKTER CNÓT I CHARAKTER ZMORALIZOWANY

Rozdział 20. CHARAKTER ZIMAGINOWANY

Rozdział 21. BYCIE DZIADKIEM

Rozdział 22. „STARA JĘDZA”

Rozdział 23. PRZYMIOTY CHARAKTERU

Rozdział 24. FINISZ – OSTATNIE POCIĄGNIĘCIA PĘDZLEM

BIBLIOGRAFIA

PRZYPISY

Kategoria: Zdrowie i uroda
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8087-493-0
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZEDMOWA DLA CZYTELNIKA

Starzenie się to nie rodzaj wypadku losowego, który zdarza się nam niespodziewanie. Jest ono konieczne z punktu widzenia conditio humana, zamierzone przez duszę. Starzenie jest wbudowane w naszą psychologię; jednak, zaskakując nas i przysparzając nam wielu dolegliwości, trwa długo po okresie naszej zdolności do rozmnażania się, a także pełnej sprawności naszych mięśni i naszych zmysłów. Z tego powodu potrzebujemy imaginatywnych idei, które pomogą nam dostrzec wartości i zalety procesu starzenia się, a także pozwolą nam mówić o nim w tak inteligentny sposób, na jaki on zasługuje. Niniejsza książka przedstawia taką właśnie wizję. Przynosi ze sobą obietnicę orzeźwienia umysłu czytelnika odświeżającym prysznicem wglądów, których celem jest głęboka, a może nawet trwała zmiana naszego stosunku do późnych lat życia.

A więc, właściwie dlaczego żyjemy aż tak długo? Inne ssaki szybciej odchodzą z tego świata, podczas gdy my ciągniemy nasz żywot jeszcze czterdzieści, pięćdziesiąt, a czasem nawet sześćdziesiąt lat po okresie menopauzy. Zostajemy przy życiu i mając osiemdziesiąt osiem lat trwamy wygodnie rozłożeni w miękkim fotelu z odchylanym oparciem lub nawet, tak jak dawniej kroczyliśmy mozolnie w kieracie codziennych obowiązków, tak teraz maszerujemy dziarsko po ruchomej bieżni.

Nie jestem zwolennikiem teorii, według której ludzka długowieczność jest sztucznym wytworem cywilizacji, jej nauki i sieci społecznych, produkujących coraz to liczniejsze zastępy żywych mumii, paradoksalne byty wegetujące w stanie zawieszenia w czymś w rodzaju mrocznej strefy pośredniej na pograniczu życia i śmierci – jakby ludzie starzy byli „osobnikami upośledzonymi”, czymś w rodzaju zombie.

Zamiast tego rozważmy ideę, zgodnie z którą nasz charakter domaga się dodatkowych lat życia, a długie trwanie nie jest wymuszane na nas przez geny ani przez medycynę nastawioną na przedłużanie życia, ani przez coś w rodzaju „zmowy społecznej”. Ostatnie lata naszego życia stanowią potwierdzenie i wypełnienie naszego charakteru.

* * *

Tym, czego ludzka natura chce się najbardziej dowiedzieć o ludzkiej naturze, nie jest znajomość kolejnych ogniw łańcucha swojego rozwoju od najdawniejszych początków do tu i teraz. Każdy z nas pragnie przede wszystkim zrozumieć sens starzenia się, które nie jest tylko coraz większym zużywaniem się, słabnięciem i wyczerpywaniem. Czemu właściwie służy starzenie się? Jaki ma ono cel?

Pytania tego rodzaju pojawiają się w naszej głowie nagle, mniej więcej w połowie życia, i to nie tylko w związku z podejrzanie amerykańskim „kryzysem wieku średniego”. Na ów kryzys składają się dwa czynniki: czy posuwając się coraz bardziej w latach, posuwam się także coraz dalej na drodze prowadzącej ku poznaniu tego, kim naprawdę jestem? Starzenie się i charakter w ujęciu równoległym. Ów popularny syndrom związany jest nie tyle z dojściem do połowy życia, osiągnięciem wieku średniego, ile z centralnym kryzysem naszej własnej natury, nie tyle z byciem nazbyt starym, ile z byciem wciąż nazbyt młodym. Tu nie chodzi o utratę zdolności, lecz o utratę iluzji.

O kryzysie wieku średniego dowiemy się znacznie więcej, spoglądając krytycznym wzrokiem za siebie, na sentymentalne przedłużenie okresu adolescencji, niż skupiając uwagę na warunkach panujących w domu spokojnej starości, w jakim za 40 lat możemy się znaleźć. Owa projekcja sprawia, że tak naprawdę wcale nie jesteśmy pośrodku drogi, lecz pogrążamy się w mroku lęków i obaw związanych z fascynującymi kwestiami odnoszącymi się do jej kresu. Mając czterdzieści lat, nie jesteśmy osiemdziesięciolatkami; wciąż mamy jeszcze o wiele więcej czasu i „świadomego życia” przed sobą niż za sobą. Dlatego nasze spotkanie ze starością pośrodku życia okazuje się przedwczesne. Ponieważ nie dysponujemy jeszcze percepcją, która pozwoliłaby nam na pełne zgłębienie i zrozumienie jej obrazów, to odpowiedzi, jakie znajdujemy w połowie życia, stanowią w większości jedynie odzwierciedlenie naszych lęków i obaw. W niniejszej książce ważymy się na udzielanie zgoła odmiennych odpowiedzi.

Aby wyjaśnić starzenie się, zwracamy się zwykle do biologii, genetyki i geriatrii; tymczasem by zrozumieć starzenie się, potrzebujemy czegoś więcej: idei charakteru. Biologia nie jest ciałem, lecz jedynie sposobem jego opisu. O starzeniu się dowiadujemy się za pośrednictwem historii, które się o nim opowiada. Biologia proponuje jeden rodzaj historii, psychologia drugi. Czy może raczej psychologia próbuje zrozumieć wyjaśnienia dostarczane przez biologię.

Tymczasem nasza realność jako żyjących, myślących istot poprzedza wszelkie wyjaśnienia naszego życia i naszego myślenia. Psychologiczne podejście do starzenia się musi brać pod uwagę ową kolejność. Jeżeli idea duszy (nawet jeśli nie potrafimy wyjaśnić owej idei) ma pierwszeństwo pod względem wartości, to również wszystkie inne idee powinny pozostawać w zgodzie z naszym rzeczywistym systemem wartości. Oznacza to, że musimy dokonać psychologizacji starzenia się, odkryć w nim duszę (gr. psyche).

W normalnym biegu życia starzenie się kończy się umieraniem, dlatego nasze normalne myślenie o starzeniu się przebiega w podobny sposób i prowadzi do tego samego wniosku. A jeśli wszelkie starzenie się kończy się umieraniem, to czy oznacza to, że głównym i jedynym celem starzenia się jest umieranie? Biologia traktuje starzenie się jako proces zmierzający ku coraz większej bezużyteczności, nieprzydatności, zbędności. Zamiast traktować ją jako rodzaj procesu, uznajmy starość raczej za rodzaj struktury mającej własną esencjonalną naturę.

Spróbujmy odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego późniejsze lata naszego życia przybierają taką, a nie inną formę oraz wykazują takie, a nie inne charakterystyczne cechy i właściwości. Może „użyteczność” i „przydatność” należy rozumieć w sposób estetyczny? Może dusza musi się po prostu w odpowiedni sposób zestarzeć, zanim opuści ciało? W takim razie możemy imaginować sobie starzenie się jako rodzaj transformacji w sferze piękna i w sferze biologii. Starzy ludzie są więc jak obrazy na wystawie; życie biologiczne ulega w nich transpozycji w imaginację, w sztukę. Starzy ludzie stają się mocno zapadającymi w pamięć, niedającymi się zapomnieć archetypowymi reprezentacjami naszych przodków, postaciami odgrywającymi swoje role w dramacie cywilizacji, z których każda jest jedyną w swoim rodzaju, niedającą się niczym zastąpić figurą o określonej wartości. Starzenie się jako forma sztuki?

* * *

Aby odkryć sens późniejszych lat życia, a także wszystkich tych często tak absurdalnych kłopotów i niedogodności oraz żałosnych degradacji i upokorzeń nierozerwalnie związanych ze starością, musimy wrócić do jednego z najgłębszych pytań, jakie od zawsze stawia sobie myślący człowiek: czym jest charakter i w jaki sposób narzuca on nam wzorce zachowań, którymi kierujemy się w życiu?

Tym, co się starzeje, są nie tylko nasze funkcje życiowe i organy ciała, lecz cała nasza natura, owa szczególna osoba, którą cały czas się stajemy i którą byliśmy już przed laty. Charakter formuje naszą twarz, nasze zwyczaje, nasze przyjaźnie, nasze osobliwości i dziwactwa, a także wyznacza poziom naszych ambicji, które odpowiadają za nasze wzloty i upadki, zarówno osobiste, jak i zawodowe. Charakter wpływa na sposób, w jaki dajemy i otrzymujemy; oddziałuje na naszą miłość i nasze dzieci. Wraca z nami wieczorem do domu, a potem długo może nie pozwalać nam zasnąć.

Ty i ja nie jesteśmy pierwszymi, którzy stają twarzą w twarz ze starością, nawet jeśli nam samym zdarza się to po raz pierwszy. Ponieważ ludzie zawsze się starzeli, może by tak przyjrzeć się temu i skorzystać z wiedzy dotyczącej tego, w jaki sposób inni radzili sobie z tą kwestią w poprzednich wiekach? W naszej kulturze byłoby to świeże podejście. Gdybyśmy czerpali nasze idee jedynie z wyników prowadzonych w ostatnich czasach badań, poważnie zawęzilibyśmy naszą perspektywę, ograniczając ją do tego, co nowe – a większość z tego, co nowe, pojawi się i przeminie szybciej niż ta strona zostanie wydrukowana, a następnie trafi do rąk czytelnika. Poza tym większość tego, co nowe, wynika z zaprzeczenia, odmowy. Głównym motywem współczesnych badań nad starzeniem się jest bowiem pragnienie uwolnienia się od niego, pozbycia się go, tak jakby było ono jakąś groźną chorobą w rodzaju raka.

Sam również staram się uwolnić od pewnej idei, a przynajmniej odsunąć od siebie mocno utrwalone i zakorzenione przekonanie, zgodnie z którym jesteśmy zasadniczo fizjologicznymi stworzeniami i dlatego nasze myślenie o nas samych można zredukować do myślenia o naszych ciałach. Tego rodzaju przekonanie oznacza dla nas wyrok; w ten sposób bowiem stajemy się skazańcami, ofiarami starzenia się. Wierzymy, że cała nasza egzystencja sprzężona jest nierozerwalnie, niczym jarzmem, z naszą fizjologią, która – w sposób najbardziej dramatyczny w późniejszych latach życia – całkowicie nią rządzi i kieruje.

Tymczasem idea, którą chcemy zastąpić to przekonanie, głosi, że tak naprawdę nasze istnienie jest najsilniej sprzężone z naszym charakterem. „Charakter – powiada Heraklit w początkowym okresie rozwoju zachodniej myśli filozoficznej – jest losem”(1). Nie Napoleon, nie geografia, a także nie Freud i nie anatomia, lecz charakter! Rządzi i kieruje charakter – także fizjologią. Będziemy więc twierdzić, z całą stanowczością i uporem, na jakie tylko nas stać, że nasze dziedzictwo genetyczne przyjmuje taki, a nie inny, specyficzny kształt, formę i wzór, które konstytuują każdego z nas, za sprawą charakteru, owej specyficznej kompozycji cech i właściwości, dziwactw, słabostek, nałogów, skłonności, upodobań i namiętności, które składają się na rozpoznawalną postać noszącą moje imię i nazwisko, będącą nosicielem mojej historii i mającą twarz, którą rozpoznaję w lustrze jako „siebie”.

Dzięki temu będziemy mogli postrzegać stopniowe obniżanie się sprawności naszego ciała i umysłu jako coś więcej niż tylko przykrą dolegliwość. Będziemy w stanie powiązać starzenie się z pewną fundamentalną prawdą, którą od dawna już przeczuwaliśmy, a mianowicie, że coś formuje ludzkie życie w pewien ogólny obraz, w którym jest miejsce także na wszelkiego rodzaju życiowe przypadkowości, chaotyczności i zaprzepaszczone szanse. Późniejsze lata naszego życia przeznaczone są często na eksplorację owych dotychczas mało czy też zupełnie nieistotnych spraw, odważne zapuszczenie się na terytorium dawnych błędów i porażek po to, żeby odkrywać tam dające się wyodrębnić i zrozumieć wzorce i schematy.

Owo zrozumienie, którego starzejący się umysł usiłuje udzielić starzejącemu się ciału, przyczynia się do transformacji ciała w metaforę i dodaje kolejne poziomy znaczenia zachodzącym w nim różnego rodzaju biologicznym procesom. Starzenie się deliteralizuje biologię akurat w momencie, kiedy jesteśmy przez nią najbardziej osaczeni i znękani. Późniejsze lata życia pozwalają nam na ponowne odczytanie i zinterpretowanie tego, co wcześniej zdawało się jedynie literalnie biologicznymi problemami. W innych kulturach niż nasza mówi się w takim wypadku o otwarciu się „trzeciego oka”, konsolidacji „ciała subtelnego” itp. Rozumiem to tak, że perspektywa psychologiczna wysuwa się na pierwszy plan, że nasza prymarna podstawa bytu przesuwa się w kierunku duszy.

Deliteralizacja biologii nie oznacza wyparcia jej wglądów. Nie możemy zaprzeczyć realności żadnego z procesów degeneracyjnych związanych ze starzeniem się czy też wpływu czynników genetycznych na nasz organizm. My po prostu przemieszczamy wszystkie te elementy z pierwszego planu na drugi, zmieniając kolejność naszych priorytetów. To, co może pojawiać się jako pierwsze w czasie – bakterie, mitochondria, śluzowce, związki chemiczne, ładunki elektryczne itp. – niekoniecznie pojawia się jako pierwsze w kontekście wartości i znaczenia czy też jako pierwsze przychodzi na myśl. Co więcej, „mechanizm przejścia od najbardziej złożonej mieszaniny organicznych związków chemicznych do najprostszej komórki nigdy nie został w przekonujący sposób wyjaśniony . Nigdy nie udało się przerzucić mostu nad przepaścią, jaka je dzieli. Ani w teorii, ani w praktyce, w laboratorium, nigdy nie udało się stworzyć życia ze związków chemicznych, bez względu na to, jak bardzo byłyby one złożone”, pisze biolożka ewolucyjna Lynn Margulis(2).

Choć podstawę życia mogą stanowić bakterie, śluzowce i związki chemiczne, to ludzka myśl zdolna jest do osiągnięcia złożoności, których nie da się zredukować do pierwotnych elementów budulcowych. Na tym właśnie polega jedna z największych zagadek myśli. Może ona stworzyć swój gatunek, dokonywać selekcji nienaturalnych idei oraz wskazywać drogę własnej ewolucji; w dodatku większość myśli należy do kategorii wcale nie najlepiej przystosowanych do przetrwania.

Jeśli jednak starzenie się jest rzeczywiście konieczne do tego, by charakter mógł się w pełni ukształtować i ujawnić, to co w takim razie z tymi, którzy nigdy się nie zestarzeją, odchodząc z tego świata, powiedzmy, przed pięćdziesiątką? Może powszechnie używane w takich wypadkach powiedzenia mają sens: „Umarła za wcześnie”, „Jego śmierć była przedwczesna”. Mówiąc tak, chcemy wyrazić, że ich charakter nie zdążył się jeszcze w pełni wykształcić. Co jednak począć z tą olbrzymią większością ludzi z wcześniejszych stuleci, którzy dożywali przeciętnie jedynie trzydziestu lub czterdziestu lat? Czy ich charakter nie miał szansy w pełni się wykształcić i pozostawał nieuformowany, niedorozwinięty?

Być może wówczas starość nie była tak bardzo potrzebna człowiekowi jak dziś. Stare kultury (podobnie jak wiele współczesnych tak zwanych kultur tubylczych) rytualizowały proces formowania się charakteru poprzez system obrzędów inicjacyjnych, różnego rodzaju świąt i ceremonii pogrzebowych; starszyzna zaś udzielała młodszym członkom swoich wspólnot niezbędnych do życia nauk i wskazówek. Choć tamta starszyzna składała się z osób młodszych od naszych seniorów, ich obecność w danej społeczności odgrywała bardzo ważną rolę; każdy ze starszych członków grupy bardzo uważnie przyglądał się każdemu z młodszych, nieustannie obserwując i kontrolując rozwój jego charakteru.

Od kiedy psychoanaliza zaczęła mówić o „zafiksowanym” i „zahamowanym” rozwoju charakteru oraz o „zaburzeniach charakteru” u dziecka, już nawet sama idea charakteru została trwale połączona z dzieciństwem. Stąd, badając rozwój charakteru, psychologia spoglądała wstecz, pomijając jasne i oczywiste dowody świadczące o tym, że w przypadku większości z nas charakter ujawnia w pełni swoją siłę kształtującą dopiero w znacznie późniejszym wieku. Specyficznego charakteru odpowiadającego temu, kim jesteśmy, nabieramy dopiero poprzez dłuższe trwanie przy życiu. To, w jaki sposób się starzejemy, nasze wzorce zachowań i zwyczaje, a także ogólny styl naszego wizerunku – to wszystko przedstawia charakter w działaniu. Charakter kieruje starzeniem się, a starzenie się coraz pełniej ujawnia charakter.

* * *

Starzenie się musi mieć swoich bogów, podobnie jak dzieciństwo i młodość mają swoich patronów i protektorów, którzy inspirują szaleństwa pierwszej miłości i błyskawicznie następujące po sobie dzikie przygody. Późniejsze lata życia zapraszają innych bogów, na których odkrycie i poznanie często potrzeba nam wielu znacznie spowolnionych lat. Choć żądania i inspiracje tych bogów bywają zwykle odmiennego rodzaju, równie trudno jest się im opierać i przeciwstawiać, jak bogom, którzy kierują nami za młodu. Odkrycia i obietnice nie przynależą wyłącznie do sfery młodości; ekscytujące objawienia zdarzają się także na starość.

Musimy sobie w pełni uświadomić, w jak beznadziejny sposób nasze myślenie o ostatnich latach życia człowieka utknęło w pułapce lekceważącego ageizmu(3) − rodzaju koncepcji klasowej, która wszystkie starsze osoby releguje do kategorii ludzi obciążonych określonymi upośledzającymi przypadłościami natury fizycznej i umysłowej, będącymi rezultatem starzenia się organizmu i wyczerpywania się jego naturalnych zasobów i rezerw. Biologia i ekonomia stanowią dziś podstawy naszego zachodniego modelu myślenia. Idee odnoszące się do duszy, indywidualnego charakteru, a także wpływ świadomości na procesy życiowe zostały sprowadzone do funkcji użytecznych elementów dekoracyjnych, które w razie potrzeby wykorzystuje się do łagodzenia i rozjaśniania czarnej rozpaczy oraz maskowania „rzeczywistej prawdy” na temat starości.

Taka właśnie konwencja ageizmu, owa „rzeczywista prawda”, sprawia, że czujemy się pochwyceni w pułapkę – i do tego skonfliktowani sami ze sobą, wewnętrznie rozdarci. W rezultacie albo pogrążamy się w coraz większym pesymizmie i rozpaczy, już po pięćdziesiątce dręczeni obsesją na punkcie postępującej utraty sprawności naszego ciała i umysłu, albo stosujemy taktykę pełnego optymizmu zaprzeczania „rzeczywistej prawdzie” i z wielkim zapałem przystępujemy do realizowania jakiegoś heroicznego programu, mającego na celu intensywną pracę nad rozwojem duchowym i poprawą kondycji fizycznej.

Zarówno podejście optymistyczne, jak i pesymistyczne opierają się na tym samym założeniu: starzenie się to niepożądana przypadłość, przykra dolegliwość, po prostu nieszczęście. To jest właśnie owa „rzeczywista prawda”. Bez względu na to, czy ją pokonasz, czy jej ulegniesz, natura starości pozostaje niezaprzeczalnie nacechowana samotnością, niedolą, przykrością i zbytnią długotrwałością. Wyobrażamy sobie siebie skazanych na życie w ubóstwie, zamkniętych, niczym w więzieniu, w ponurym domu starców, otępiałych, porażonych niemotą, niedomytych i brzydko pachnących, oczekujących już tylko nieuchronnego końca.

Przypuśćmy, że zarówno optymiści, jak i pesymiści mają rację, i to jedni i drudzy jednocześnie. Owszem, starzenie się to niepożądana przypadłość – szczególnie dolegliwa dla starzejącej się osoby jest przy tym sama idea dolegliwości. Tak długo, jak każde niekontrolowane drżenie dłoni, każdą plamę wątrobową na skórze, każde zapomniane nazwisko uważamy za objawy postępującego procesu utraty sprawności fizycznej i mentalnej, tak długo nękamy starzenie się wytworami naszego umysłu w taki sam sposób, w jaki nasz umysł nękany jest objawami starzenia się. Już samo powtarzanie naszej negatywnej diagnozy dotyczącej tego, co się z nami dzieje, za każdym razem, kiedy oglądamy własną twarz w lustrze, świadczy o tym, jak wielką siłą obdarzona jest idea, z którą wiążemy i której podporządkowujemy późniejsze lata naszego życia.

Umysł lubi idee. Ciągle potrzebuje nowych i świeżych, nawet nie do końca przemyślanych. Jego głównym zajęciem jest rozmyślanie i zastanawianie się. Umysł jest z natury ciekawski, pomysłowy i transgresywny. Starszym osobom zaleca się pozostawanie aktywnymi mentalnie, by w ten sposób opóźniać proces degradacji poszczególnych funkcji mózgowych. Naukowcy twierdzą, że sprawnie działający umysł przyczynia się do powstawania nowych połączeń nerwowych w mózgu. Używaj umysłu za wszelką cenę, ponieważ organ nieużywany zanika – nie ma przy tym znaczenia, o czym myślisz, jeżeli tylko regularnie trenujesz swój umysł niczym jeden z mięśni. Jednak idee nie są tylko czymś w rodzaju witamin, które służą do utrzymywania umysłu w stanie pełnej sprawności i gotowości do działania; także umysł służy ideom. Obracając je na wszystkie strony i rozbierając na czynniki pierwsze, umysł podtrzymuje żywot idei oraz zapobiega ich wyjaławianiu i trywializacji.

Nasze dotychczasowe idee na temat starzenia się domagają się zastąpienia przez inne. Podobnie jak robimy, gdy biodro nie jest już w stanie udźwignąć ciężaru ciała czy kiedy zmętniała soczewka oka nie pozwala wyraźnie widzieć otaczającego nas świata – także ze zużytymi ideami musimy udać się na salę operacyjną. Jednak wymiana naszych zużytych, przestarzałych mentalnych nawyków na nowe wymaga od nas zarówno wielkiej determinacji, jak i wytrwałości.

Aby zerwać ze zwyczajowymi, powszechnie obowiązującymi ideami na temat starzenia się, będziemy musieli oddzielić się od nich i przejrzeć je na wskroś. Dopiero wtedy zrozumiemy, że wiele konwencjonalnych idei, które stanowią dla nas rodzaj ustronia, gdzie możemy się schronić przed opresyjnymi dolegliwościami starzenia się, to w istocie miejsca, gdzie chowamy się przed siłą charakteru i stajemy się dla niej niedostępni.

Przyjemnie jest wierzyć, że wraz z upływem lat stajemy się mądrzejsi, że nasze opinie i sądy stają się bardziej wyważone i bezstronne, i że zmiany, jakie zachodzą w naszej fizjologii genitalnej, przynoszą nam, jak miał się wyrazić Sofokles, wyraźną ulgę(4). Łatwiej być starym, jeśli zgadzamy się ze stereotypami ageizmu w przekonaniu, że nastawienia i skłonności, które wraz z wiekiem coraz mocniej i wyraźniej się ujawniają, nie są przejawami naszej esencjonalnej natury, lecz jedynie skutkami starzenia się. Tak na przykład, kiedy nagle wzrusza nas do łez czyjaś uprzejmość lub sami oferujemy pomoc komuś, kto jej potrzebuje, zamiast uznać ową delikatność i wrażliwość za jedną z cech naszego charakteru, lekceważąco bagatelizujemy całą sytuację, zbywając ją powiedzeniem: „No cóż, na starość robię się zbyt uczuciowy”. Wydaje nam się również, że to nie nasz charakter, lecz wiek sprawia, że wypowiadamy złośliwe, rasistowskie uwagi, dajemy beznadziejnie małe napiwki i nieustannie szpiegujemy sąsiadów. „Jestem tylko bezbronną ofiarą starzenia się” − uparcie wmawiamy sobie, stawiając wszystko na głowie i odwracając kota ogonem.

Im dłużej jesteśmy przywiązani do zużytych idei, w tym większym stopniu oddziałują one na nas w sposób negatywny, spełniając funkcję patologii. W rezultacie główną patologią późniejszych lat naszego życia jest nasza idea późniejszych lat naszego życia. To twoja własna młodość oraz kultura, której idee wywodzą się głównie z młodości, mogą przyczyniać się do tego, że twoje starzenie się i starość jawią się jako coś chorobliwego i patologicznego. Tymczasem po pięćdziesiątce czy sześćdziesiątce może zacząć się terapia idei.

* * *

Starzenie się staje się największym zagrożeniem i lękiem pokolenia. To, czego każdy z nas boi się w skali indywidualnej, społeczeństwo, opierając się na prognozach demograficznych, przeżywa w skali zbiorowej. Olbrzymie sumy przeznacza się na eliminowanie przyczyn starzenia się oraz maksymalne opóźnianie jego nadejścia. Mimo to starzenie się postępuje zgodnie ze stałym statystycznym trendem. W nadchodzących latach będzie nieuchronnie coraz więcej osób w podeszłym wieku. XXI wiek(5) będzie być może bardziej zielony z powodu rozbudzania się powszechnej świadomości ekologicznej, z pewnością jednak będzie również bardziej posiwiały z powodu postępującego starzenia się ludności świata. Społeczeństwa krajów rozwiniętych starzeją się w coraz szybszym tempie; w niektórych państwach notuje się nawet znaczny spadek współczynnika urodzeń(6) z powodu coraz większej długowieczności obywateli. Odwieczna walka klasowa między „tymi, którzy mają” (bogatymi) i „tymi, którzy nie mają” (biednymi) może w nowym stuleciu przerodzić się w walkę między Starością a Młodością.

Theodore Roszak w swojej znakomitej książce America the Wise wieszczy nadejście ery dominacji i triumfu ludzi starych. Już sama ich liczba może zrewolucjonizować społeczeństwo, skłaniając je do odchodzenia od drapieżnego kapitalizmu i bezwzględnej eksploatacji środowiska naturalnego i do zwracania się w stronę tego, co Roszak nazywa „przetrwaniem najłagodniejszych”(7). Stale zwiększająca się proporcjonalna obecność seniorów w danej populacji przechyla szalę, faworyzując te wartości, które, zdaniem Roszaka, są seniorom najbliższe i najdroższe: łagodzenie cierpienia, niestosowanie przemocy, sprawiedliwość, opieka i troska, a także działalność na rzecz podtrzymywania „zdrowia i piękna naszej planety”.

Każdy z nas może pomóc w urzeczywistnieniu wizji Roszaka: po pierwsze, poprzez egzorcyzmowanie patologiczno-chorobowej idei starzenia się, która prowadzi do tego, że starsi obywatele zostają unieruchomieni przez depresję, pogrążają się w gniewie i rozpaczy oraz nie spełniają swojego powołania jako członkowie „starszyzny”; po drugie, poprzez ponowne odkrycie i ożywienie idei charakteru, która przyczynia się do umocnienia wiary w naszą indywidualną jedyność i niepowtarzalność jako podstawową siłę sprawczą, od której w znacznej mierze zależy to, jaki wkład wniesiemy w rozwój naszego świata, naszej planety.

Badając charakter przez pryzmat starzenia się, wkraczamy na zupełnie niezbadane dotąd terytorium. Aktualnie obowiązujące mapy starzenia się, które nie uwzględniają charakteru, koncentrują się na suchych faktach i beznadziejnie monotonnych płaszczyznach mentalnych, nie oferując żadnych wyrastających ponad przeciętność wyżyn inspiracji ani wilgotnych głębin duszy, podczas gdy książki traktujące o charakterze przypominają nie tyle przewodniki po kopalniach i głębokich źródłach ludzkiej natury, ile podręczniki tego, w jaki sposób wychowywać i karcić młodzież. Chociaż moraliści zawsze chętnie korzystali z tej idei do załatwiania własnych spraw, warto pamiętać, że charakter związany jest pierwotnie z naturą i dopiero wtórnie z moralnością. Dlatego charakter należy przede wszystkim badać jako rodzaj idei, zanim przystąpi się do jego moralnej oceny oraz prób jego naprawiania.

* * *

T.S. Eliot napisał, że „starzy ludzie powinni być odkrywcami”(8); dla mnie znaczy to: podążaj za swoją ciekawością, badaj i analizuj najważniejsze idee, podejmuj ryzyko transgresji. Zdaniem wybitnego hiszpańskiego filozofa José Ortegi y Gasseta „badanie, dochodzenie do prawdy”(9) to najbliższy znaczeniowo ekwiwalent greckiego słowa aletheia(10); jest to rodzaj aktywności naszego umysłu, który legł u podstaw wszelkiej zachodniej filozofii: „wysiłek (11). dotarcia do nagiej rzeczywistości ukrytej za zasłonami fałszu”. Fałsz często przebiera się w szaty powszechnie uznawanych prawd, nieświadomie żywionych przekonań i przeświadczeń, jakie dzielimy ze sobą nawzajem. Terapia idei mogłaby uwolnić nas od owych konwencji, które utrzymują nasz umysł w ryzach, powstrzymując go przed dokonywaniem interesujących transgresji.

Żeby przyjrzeć się z bliska sile charakteru, musimy całym sercem, bez reszty, zaangażować się w zdarzenia związane ze starzeniem się. Potrzeba nam do tego zarówno wiele ciekawości, jak i odwagi. Przez „odwagę” rozumiem pozwolenie sobie na odejście od starych, konwencjonalnych idei oraz dopuszczenie do siebie nowych, osobliwych idei, zmianę wagi i znaczenia zdarzeń, których się obawiamy. Chcę również, żeby odwaga miała w sobie ciekawość. Ciekawość jest jednym z potężnych impulsów, sił napędowych ludzkości, a nawet zapewne wszelkich form życia zwierzęcego w ogólności; to właśnie ciekawość popycha nas do nieustannej eksploracji świata, sprawia, że zarówno ludzie, małpy, jak i myszy podejmują ryzykowne wyprawy w nieznane, wyruszając na poszukiwanie przygód. Dla nas, ludzi, terytorium, na którym przeżywamy najciekawsze przygody, staje się coraz częściej nasz umysł. Ową mentalną odwagę, o której mowa, wielki angielski filozof Alfred North Whitehead nazywa „przygodą idei”. „Myśl – powiada – jest rodzajem wielkiego, ekscytującego poruszenia. Niczym wrzucony do stawu kamień wzburza całą powierzchnię naszej istoty”.PRZEDMOWA OD AUTORA

Dlaczego starsi ludzie robią się sentymentalni, mają skłonność do moralizowania oraz przyjmowania radykalnych postaw? Przywiązują się łańcuchami do zagrożonych wycięciem drzew; maszerują w demonstracjach; krzyczą i protestują. Głoszą kazania na temat moralnego upadku Zachodu, które i tak nie docierają do zatkanych słuchawkami walkmanów uszu młodych. My, ludzie starzy, często z byle powodu oburzamy się, wściekamy na innych, a także czujemy się zawstydzeni.

Dlaczego samo przemijanie, stopniowe zanikanie, nam nie wystarcza; dlaczego nie możemy z pełnym spokojem pozwolić na to, by światło naszego słońca zaszło za poszarzałymi i posrebrzonymi siwizną wzgórzami?

Zachód słońca to jednak niedobry obraz, jako że zajście, odejście słońca za horyzont, zaznacza się ogniem, ostatnim gwałtownym sprzeciwem, desperackim przywołaniem piękna. Bardzo chcielibyśmy przedłużyć ten dzień, chcielibyśmy móc nie pozwolić, żeby zgasł i przeszedł w pełen spokoju i ukojenia wieczór. „Więcej światła”, miał zawołać Goethe, odchodząc z tego świata. Nie słodki i beztroski szczebiot latających nisko nad ziemią o zmierzchu jaskółek, lecz poważny i monotonnie ponury dźwięk kościelnych dzwonów wzywających na nieszpory – przywołani do porządku idziemy z pokorą wysłuchać kazania. „Według Platona okradanie świątyń Bogów oraz prowadzenie działalności wywrotowej w państwie są przestępstwami, które można wybaczyć, biorąc pod uwagę podeszły wiek sprawcy”(12). Czy to przypadkiem nie działalność o charakterze wywrotowym skłoniła autora do napisania niniejszej książki?

Wyobraźmy sobie, że jesteśmy popychani do działania przez nasz temat, Charakter, oraz wariację autora na ów temat, czyli jego charakter, będąc przez cały czas obciążeni tym moralnym, sentymentalnym i radykalnym bagażem, jaki wszyscy starzy ludzie noszą na swoich barkach. Pisanie jako ciężar i brzemię; pisanie jako przygoda; pisanie jako ujawnianie.

Z pewnością nie chcę już czytać więcej na temat tego, w jaki sposób budować charakter i rozwijać mądrość wieku podeszłego. C.G. Jung, mimo że pośród archetypów wyróżnił postać starego mędrca, a nawet czasami sam się z nim identyfikował, napisał : „Pocieszam się myślą, że tylko głupiec oczekuje mądrości”. „A mądrość wieku podeszłego? – pyta w Czterech kwartetach T.S. Eliot. – Czy to nas, czy siebie/ Oszukała starszyzna, cichym szemrząc głosem,/ By nam zostawić w spadku rewers na oszustwo?”(13).

Mądrość, współczucie, zrozumienie i wszystkie te inne właściwości przypisywane starszyźnie służą głównie za uspokajające, przeciwlękowe idealizacje, których funkcją jest przeciwdziałanie zuchwałej i brutalnej sile starzejącego się charakteru, który niczym wąż leży zwinięty w kłębek na dnie starej duszy, w każdej chwili gotowy do skoku. My, ludzie starzy – znajdujący się w połowie drogi do uzyskania statusu widm, duchów zmarłych (ghost) jak nasi przodkowie oraz osiągnięcia nagiej zmysłowości czystych bytów duchowych (spirits) – potrafimy, jeśli tylko coś naprawdę nas wkurzy, znienacka zaatakować, rzucić się nagle do ataku jak rozdrażniona kobra. Zapalnik ma krótki lont, a bezpieczniki często zawodzą. To, czego oczekuję od książki, jest tym, o czym chcę napisać − zależy mi na książce, którą sam chciałbym przeczytać.

W przypadku autorów w zaawansowanym wieku wybór zdaje się znacznie zawężać: wspomnienia na temat minionego życia, rewidowanie, przepracowywanie i odwoływanie się do tego, co napisało się wcześniej, defensywne opracowywanie i podsumowywanie dawnych wglądów i przemyśleń. Czy istnieje jakaś inna możliwość?

Pisanie na temat tego, co w życiu ostatnie(14), nie może być obiektywnym studium, wobec którego autor zachowuje obojętny dystans. W grę wchodzi tu bowiem również jego własne życie, tak że pisanie, jeśli oczywiście wypływa prosto z serca, mówi nam bardzo wiele o charakterze autora. W ten sposób autorzy stają się bohaterami (characters) swoich własnych fikcji literackich. To, że książka oficjalnie przynależy do kategorii non-fiction i uważana jest za dzieło historyczne, naukowe, przytaczające wyniki badań i zawierające prawdę, nie jest w stanie zamaskować jej fikcyjnego charakteru. Żaden autor nie może uwolnić się od swojego charakteru we wszystkim, cokolwiek pisze.

Stary żołnierz wciąż na nowo walczy w swojej pierwszej bitwie, za każdym razem, kiedy z pasją angażuje się w jakąś nową działalność. Ostatki życia pełne są powtórzeń i powrotów dawnych, bazowych obsesji. Moja wojna – a dopiero mam przed sobą zwycięstwo w decydującej bitwie – to zmaganie się z trybami myślenia i warunkowymi reakcjami emocjonalnymi, jakie od dawna dominują w psychologii i stąd także w sposobie, w jaki myślimy o sobie i odczuwamy siebie. Spośród owych uwarunkowań żadne nie mają bardziej tyrańsko-bezwzględnego charakteru niż przekonania i przeświadczenia, które zamykają nasze umysły i serca w ciasnej klatce pozytywistycznej nauki (genetyzm i komputeryzm), ekonomii (drapieżny kapitalizm) oraz ślepej wiary religijnej (fundamentalizm). Idea charakteru pozostaje obca wszystkim tym trzem dziedzinom. Należę do jej najzagorzalszych zwolenników i obrońców właśnie dlatego, że jest ona tak całkowicie nieobecna na współczesnej scenie kulturowej.

Idea ta jest wielce użyteczna i wykona za mnie sporo roboty, jako że idee jako takie to moce, które opanowują umysł i nie opuszczają go, aż w końcu poświęcimy im nieco uwagi i zaczniemy się nad nimi zastanawiać. Idea charakteru wzywa mnie do pisania: chce zostać spisana, uwieczniona w druku. Zresztą samo słowo „charakter” pochodzi od greckiego charassein, czyli „wyryć, robić nacięcia, zaznaczać bruzdami, odciskać”; tymczasem greckie słowo charakter oznacza zarówno tego, kto wykonuje takie nacięcia i znaki, jak i same owe nacięcia i znaki − na przykład stemple, emblematy czy litery pisma. „Charakter” odnosi się do specyficznych, wyróżniających cech i właściwości danego indywiduum, a może też oznaczać osobę, która pojawia się na kartach fikcji literackiej lub na scenie teatralnej, czyli jest „postacią” z powieści lub wciela się w „rolę” ze sztuki teatralnej. Tak więc słowo to zawiera w sobie zarówno specyficzne cechy indywidualności autora, akt pisania, jak i książkę jako rodzaj sceny zaludnionej wyimaginowanymi postaciami.

Ale co to za rodzaj pisarstwa może uprawiać stary człowiek i jak w ogóle należy się do tego zabierać? „Nie zawsze łatwo jest odkryć różnicę między myśleniem a wyglądaniem przez okno”, powiedział Wallace Stevens(15). A jak ujął to inny z wielkich, Paul Valéry? „Myśleć?... Myśleć! Znaczy gubić wątek”(16). „Wie pan, pisanie to jedyna rzecz, która zatrzymuje myślenie”, stwierdził w jednym z wywiadów David Mamet(17). A jak przebiega owo pisanie, które zatrzymuje myślenie? Oddajmy głos Donowi DeLillo(18): „Książka bierze się z całego tego czasu zmarnowanego przez pisarza. Wstajemy od biurka, wyglądamy przez okno, przechadzamy się po mieszkaniu, po czym wracamy do rozpoczętej strony. ”. Tempo wyznacza rytm kroków żółwia, który niesie nas na swym grzbiecie. Odkrywanie i eksplorowanie jako powolne myślenie i myślenie jako jeszcze powolniejsze pisanie: my, ludzie starzy, jesteśmy koneserami zgubionych wątków, straconego czasu i bezczynności, ponieważ nie potrafimy dotrzymać kroku zwyczajnym, standardowym myślom.

Zwyczajne, standardowe myślenie o późniejszych latach życia ustaje w momencie śmierci. Nie to jest jednak przeznaczeniem tej książki, podobnie jak perspektywa śmierci nie jest odważnym sposobem deliberowania o starzeniu się. Co może być bardziej zwyczajne niż alegorie i odniesienia do natury: wspaniałe drzewa o wielkich, solidnych pniach; prastare żółwie w morskich głębinach; pełen aromat długo dojrzewających win i serów („Dojrzałość wszystkim”(19))?

Moja pasja nie znajduje zaspokojenia w tym, co ewidentne (evident), a nawet w tym, co zostało zewidencjonowane jako dowód (evidential). Koniec w śmierci nie zabiera nas raczej na obszar zakazanego terytorium. Mam tu na myśli powiedzenie Maurice’a Blanchota: „Pisać o tym, o czym zakazuje się czytać”. Każdy ma jakąś opinię na temat śmierci. Z kwestią tą związanych jest wiele stereotypów. Jak powiedział Woody Allen, „śmierć to jedna z tych niewielu rzeczy, których można dokonać, leżąc sobie i nic nie robiąc”(20). Rabini, mnisi, starożytni filozofowie, kaznodzieje puer aeternus, jasnowidze i spece od channelingu mogą napełnić ci uszy swoimi naukami. Jedna empiryczna obserwacja, która zdaje się być prawdziwa, głosi, że podczas gdy ulubieńcy bogów umierają młodo, śmierć preferuje ludzi bardzo starych.

Śmierć nie jest przedmiotem (subject for) myśli, ponieważ nie może zostać jej podporządkowana (be subjected to); śmierć jest poza myślą, niedostępna dla jej metod. Logika, dowodzenie, eksperyment – na nic się tu nie zdają. Śmierć nie ma psychologii, nie ma fenomenologii innej niż symbolizmy, spirytualizmy i spekulacje metafizyczne. Nikt niczego o niej nie wie. Myślimy więc o Niczym. „Człowiek wolny nie myśli o żadnej rzeczy tak mało, jak o śmierci”(21), napisał Spinoza.

Dlatego niezwykle istotne z punktu widzenia naszego dochodzenia prawdy (inquiry) jest oddzielenie śmierci od starzenia się i jednocześnie odtworzenie starożytnego związku starości z unikalnością i wyjątkowością charakteru. „Starość” obecna jest w różnym stopniu w wielu zjawiskach, których charakter podziwiamy, takich jak stare okręty, stare wiejskie chaty, stare fotografie; tutaj przymiotnik „stary” nie odnosi się ani do czegoś, co kontynuuje swój żywot poza wiek średni, ani do czegoś, co zmierza ku śmierci.

Na pytanie: „Dlaczego jestem stary?” zwykle udziela się odpowiedzi: „Ponieważ przybliżam się coraz bardziej do śmierci”. Jednak fakty świadczą o tym, że starzejąc się, ujawniam coraz bardziej swój charakter, a nie swoją śmierć. Nie zaprzeczam temu, że w końcu umrę, nie zamierzam jednak spędzać ostatnich lat życia na pisaniu o tym, czego nie mogę wiedzieć.

O wiele istotniejsze jest postrzeganie ostatnich lat życia jako specyficznego stanu istnienia, „starości” zaś jako czegoś w rodzaju archetypowego zjawiska z jego własnymi mitami, sensami i znaczeniami. Oto o wiele odważniejsze wyzwanie: odnaleźć wartości w dziedzinie samego starzenia się, bez potrzeby zapożyczania wartości od metafizyki i teologii śmierci. Starzenie się jako takie, rzecz sama w sobie, uwolnione od balastu zwłok.

Dociekliwe zainteresowanie „tym, co stare”, „starością” jako archetypową możliwością obecną we wszystkich rzeczach, w równym stopniu w istotach ludzkich co we wszelkich innych bytach, jest tym, czego brakuje w naszym społeczeństwie, czego brakuje zwłaszcza ludziom starszym, którzy bardzo chcieliby takie zainteresowanie w sobie odkryć. Albowiem wiemy, że nasze dni i noce musimy spędzać pod auspicjami nieprzejednanego, surowego boga, który rządzi ostatnimi latami naszego życia i żąda od nas ofiar. Zaniedbywanie tego boga znajduje swoje odzwierciedlenie w zaniedbywaniu ludzi starych, a także w instytucji domu starców z jego regulaminami i rutynowymi czynnościami w miejsce rytuałów, owym świeckim sanktuarium pozbawionym transcendentnej wizji i archetypowego podłoża.

Restauracja świątyni „Tego, co stare”, „Starości” nie wymaga literalnej konstrukcji. Mogłaby zacząć się jako restauracja literacka, pisemna konstrukcja, jako dzieło konstruktywnego pisarstwa. Okażmy się na tyle odważni i zuchwali, by nasze dochodzenie do prawdy imaginować sobie jako rodzaj rytuału – w jego trakcie nasze myślenie i pisanie przywołuje moce rządzące tematem, którym się tu zajmujemy. Imaginujmy sobie, że właśnie przystępujemy do aktu dedykacji(22).PRZEDMOWA DO KSIĄŻKI

Niniejsza książka składa się z trzech głównych części, podejmując temat charakteru na trzech kolejnych etapach. Owe etapy nie są jednak tymi trzema, które zwyczajowo przyjęło się wyróżniać – dzieciństwo, dojrzałość i starość; w tej książce zajmujemy się zmianami charakteru, jakie zachodzą wyłącznie w późniejszych latach naszego życia. Najpierw pragnienie trwania tak długo, jak tylko się da; następnie zmiany zachodzące w ciele i duszy, kiedy nasza zdolność do trwania słabnie, a charakter coraz bardziej się ujawnia i konsoliduje, aż w końcu dochodzimy do trzeciego elementu układanki: to, co zostaje po naszym odejściu. „Trwanie”. „Odchodzenie”. „To, co zostaje”. Trzy części, trzy główne idee.

Książka, zwłaszcza ta książka, zbudowana jest na ideach. Zdolność rozpatrywania, przyglądania się ideom i znajdowania w tym przyjemności stanowi od dawna usprawiedliwienie tego, by pisać i czytać książki, a także tego, by traktować idee jak cenną własność intelektualną, mienie o znacznej wartości. W rozdziale zatytułowanym „Długowieczność” zajmiemy się tym, co owa idea implikuje w szerszym kontekście, jakich aspiracji jest ona nośnikiem oraz w jaki sposób idea długowieczności może rozciągać się poza miary biologicznej sprawności i statystycznych oczekiwań. W części pierwszej przyjrzymy się również z bliska idei „starości”, „tego, co stare”, a także zbadamy, dlaczego starość, wiekowość ma kluczowe znaczenie w kontekście tego, co najbardziej lubimy w charakterze danej osoby, danego miejsca, danego przedmiotu.

W części drugiej zajmiemy się fizycznymi symptomami, które sprowadza na nas życie w okresie, kiedy zaczynamy z niego odchodzić, analizując owe symptomy pod kątem roli, jaką odgrywają one w formowaniu charakteru. Stanowi to samo sedno książki, jako że w tym właśnie miejscu wchodzimy w samo sedno każdego życia. „Odchodzenie” stara się zademonstrować, w dziesiątkach krótkich fragmentów, w jaki sposób dysfunkcje związane ze starzeniem się ulegają przetworzeniu w funkcje charakteru. Wszelkie utrapienia, przypadłości, dolegliwości i uciążliwe symptomy, jakie nawiedzają nas w późniejszych latach życia, zmieniają swój sens i znaczenie, kiedy tylko uda nam się odnaleźć ich cel, dowiedzieć się, czemu one służą. Ideą, jaką rozważamy w „Odchodzeniu” jako części książki oraz odchodzeniu jako części życia, jest to, że charakter uczy się mądrości od ciała.

„Odchodzenie” dokonuje ponownego przyłączenia psychologii do jej pierwszej historycznej ojczyzny, filozofii. Zadaniem filozofa, jak powiada Nietzsche, jest „tworzenie wartości”. Dzisiaj wartości są często niedoceniane i lekceważone, uznawane za osobiste opinie, a także dogmatyzowane i wykorzystywane w marketingu w celu zdobywania klientów. Stąd, odnajdując w późniejszych latach życia trwałe wartości, psycholog jako filozof zawsze pozostaje, jak ujął to Nietzsche, „w sprzeczności ze swoim dzisiaj”(23). Dlatego ta książka jest również książką filozoficzną. Starzy filozofowie są przez nas zawsze mile widziani i zapraszani do wypowiadania się w kwestii tworzenia wartości.

Pomiędzy „Odchodzeniem” a „Tym, co zostaje” umieściłem krótkie interludium pod tytułem „Siła twarzy”. Twierdzę w nim, że twarze starszych ludzi zostały naznaczone przez ich charakter, że ich piękno stanowi przejaw ich charakteru oraz że ich trwała moc jako obrazów inteligencji, wiedzy, autorytetu, tragedii, odwagi i głębi duszy wynika z ich charakteru. Brak owych cech i właściwości we współczesnym społeczeństwie, a także u jego poszczególnych przedstawicieli, tak zwanych osób publicznych, wynika, moim zdaniem, z falsyfikacji twarzy starszych ludzi, jaka dokonuje się na forum publicznym – głównie w mediach.

W części trzeciej, „To, co zostaje”, zmagam się ze starożytnym dictum, według którego „charakter jest losem”. Albowiem „to, co zostaje” jest fragmentem losu, który ucieleśnia jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny charakter każdej osoby. A bycie kimś jedynym w swoim rodzaju i niepowtarzalnym oznacza bycie osobliwym, specyficznym, szczególnym, wyjątkowym, odmiennym, nietypowym, innym od wszystkich; owe osobliwości i dziwactwa, które przez większość życia staramy się skrupulatnie powściągać i maskować, pod jego koniec ujawniają się z nową mocą, wywierając decydujący wpływ na ostateczną kompozycję obrazu osoby, jaki po sobie pozostawiamy.

Część trzecia zwraca uwagę na rozróżnienie między zagadką charakteru a abstrakcyjną ideą „ja” (self) faworyzowaną przez psychologów, a także między charakterem a bardziej popularną ideą osobowości, odpowiednią w kontekście rozważań na temat osobistego czaru i uroku celebrytów oraz potrzeb i pragnień ludzi młodych.

Poza tym o innego rodzaju rozróżnieniu mowa jest w całej książce: chodzi o różnicę między charakterem jako rodzajem struktury moralnej, wpajanej ludziom przez nakazy oraz podtrzymywanej siłą woli i środkami przymusu − z jednej strony, a charakterem jako estetycznym stylem trwałych cech i właściwości wyrażanym poprzez indywidualne gusty, smaki i predylekcje − z drugiej strony. Tym, co zostaje bowiem, kiedy schodzimy ze sceny życia, jest rodzaj idiosynkratycznego obrazu, zwłaszcza takiego, jaki przedstawialiśmy sobą w ostatnich latach, nie zaś moralne zasady, nakazy i zakazy, do których próbowaliśmy się stosować i których broniliśmy, przydając im przez pomyłkę miano „charakteru”. Pozostawiony przez nas obraz samych siebie, ów jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny sposób bycia i zachowania, który utrwalił się w umysłach innych ludzi, nadal na nich oddziałuje – w anegdocie, wspomnieniu, marzeniu sennym; jako przykład, głos mentora, przodek – rodzaj potencji czy też siły działającej w tych, którzy mają przed sobą jeszcze nieco życia do przeżycia.

W przedmowie do książki należy powiedzieć, o czym ona jest, dokonać streszczenia dzieła jako całości. Jednak nie uda się tego zrobić, jeśli książka jest dziełem psychologicznym. Dlaczego? Dlatego, że psychologia nigdy nie jest o czymś, nie traktuje o tym, co „zewnętrzne”, dające się ująć w formie streszczenia, abstraktu. Książka, która zaprasza duszę do swoich poszukiwań prawdy, wciąga nas do wnętrza swojego labiryntu. Przedmowa stara się przedstawić w zarysie ów labirynt na płaskiej, dwuwymiarowej mapie; nie jest jednak w stanie ukazać w pełnym wymiarze wszystkich tych zakrętów, ślepych uliczek i ciemnych korytarzy ani oddać atmosfery tych wyjątkowych momentów, w których do wnętrza labiryntu wdziera się jasne światło. Chyba więc najlepszym, czego może dokonać ta przedmowa, jest życzenie książce bon voyage, wyrażenie wdzięczności za to, że ona istnieje i że trafia do czyichś rąk, cieszy czyjeś oko, a może nawet rozjaśnia czyjś umysł i przemawia do czyjegoś serca.PRZEDMOWA DLA CZYTELNIKA

Lynn Margulis (wraz z Dorianem Saganem), „Stamps and Small Steps: The Origin of Life and Our Cells”, Netview: Global Business News (3 sierpnia 1997), s. 3.

Theodore Roszak, America the Wise: The Longevity Revolution and the True Wealth of Nations (New York: Houghton Mifflin, 1998), s. 240.

Ibid., s. 248.

T.S. Eliot, Four Quartets (London: Faber & Faber, 1944), II, 5.

José Ortega y Gasset, The Origin of Philosophy, Toby Talbot, trans. (New York, London: W.W. Norton & Co., 1967), ss. 62–63.

Alfred North Whitehead, Modes of Thought (New York: Capricorn Books, 1958), s. 50.PRZEDMOWA OD AUTORA

George Rosen, Madness in Society (London: Routledge & Kegan Paul, 1968), s. x.

C.G. Jung, Letters, vol. 1, G. Adler, A. Jaffé, eds. (Princeton, N.J.: Princeton University Press, 1973), s. 516.

Eliot, Four Quartets, II, 2.

Kathleen Woodward, At Last, the Real Distinguished Thing: The Late Poems of Eliot, Pound, Stevens, and Williams (Columbus: Ohio State University Press, 1980), s. 122.

David Mamet, cyt. w: John Lahr, “Fortress Mamet”, The New Yorker (17 listopada 1997), s. 82.

Don DeLillo, cyt. w: David Remnick, “Exile on Main Street”, The New Yorker (15 września 1997), s. 47.

Maurice Blanchot, The Writing of the Disaster, Ann Smock, trans. (Lincoln and London: University of Nebraska Press, 1995), s. 10.

Woody Allen, Without Feathers (New York: Random House, 1975), s. 102.

Baruch Spinoza, Ethics, IV (London: Everyman’s Library, 1910), s. 187.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: