Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Silver Stag. Wyspa Kości - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 listopada 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Silver Stag. Wyspa Kości - ebook

Kapitan Timothy Cuthrow i załoga Silver Stag powracają!

W New Providence powoli formuje się Republika Piratów. Sprawująca rządy Rada, w skład której wchodzą dowódcy cumujących w porcie Nassau niezależnych jednostek, podniosła wyspę z ruin. Handel uprawiany na niebezpiecznych wodach pomiędzy wyspami Bahama kwitnie, a apatyt morskich rabusiów rośnie.

Na jednym z posiedzeń samozwańczych władców Republiki ujawniony zostaje zrabowany kilka dni wcześniej list, który daje nadzieje na pomnożenie majątku i mocno rozbudza piracką wyobraźnię. Z dokumentu wynika, że pewien zamożny kupiec z okolic Panamy planuje przenieść swój interes na Florydę, a część majątku odesłać do Kadyksu, do głównej siedziby rodzinnej faktorii. I nie byłoby w tej wiadomości nic specjalnie interesującego, gdyby nie fakt, że trasa wynajętej przez kupca jednostki El Espectro łączy się z trasą Srebrnej Floty – silnie chronionego konwoju, który raz do roku przewozi kosztowności z Nowego Świata do Europy. Taka obstawa i środki bezpieczeństwa mogą oznaczać tylko jedno. Na pokładzie El Espectro muszą znajdować się przedmioty niebywałej wartości...

Przygodowo-piracka powieść osadzona w realiach historycznych. Kolonialna rywalizacja, zaskakujące zwroty akcji, barwne postaci, efektowne bitwy i niebezpieczne abordaże. Zapach morza i prochu. Kapitan Cuthrow zaprasza na pokład!

„Uczta dla miłośników efektownych bitew, niebezpiecznych abordaży, spragnionych zapachu morza i prochu!” Katarzyna Bonda

Spis treści

Streszczenie Silver Stag. Republika piratów

Rozdział I 13 lipca 1715 roku, sobota

Rozdział II 14 lipca 1715 roku, niedziela

Rozdział III 17 lipca 1715 roku, środa

Rozdział IV 19 lipca 1715 roku, piątek

Rozdział V 21 lipca 1715 roku, niedziela

Rozdział VI 23 lipca 1715 roku, wtorek

Rozdział VII 24 lipca 1715 roku, środa

Rozdział VIII 26 lipca 1715 roku, piątek

Rozdział IX 28 lipca 1715 roku, niedziela

Rozdział X 30 lipca 1715 roku, wtorek

Rozdział XI 30 lipca 1715 roku, wtorek

Rozdział XII 31 lipca 1715 roku, środa

Rozdział XIII 2 sierpnia 1715 roku, piątek

Rozdział XIV 4 sierpnia 1715 roku, niedziela

Epilog

 

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-950536-9-6
Rozmiar pliku: 2,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Stresz­cze­nie

Si­lver Stag. Re­pu­bli­ka pi­ra­tów

Ka­pi­tan Ti­mo­thy Cu­th­row, kor­sarz dzia­ła­ją­cy na zle­ce­nie bry­tyj­skiej ko­ro­ny i wy­ko­nu­ją­cy roz­ka­zy ko­mo­do­ra Jo­na­tha­na Wil­so­na, zo­sta­je oskar­żo­ny o ce­lo­we za­to­pie­nie stat­ku, któ­ry miał ochra­niać. Aresz­to­wa­ny, osą­dzo­ny i ska­za­ny na śmierć, cze­ka w celi na na­dej­ście dnia eg­ze­ku­cji. Wraz z Ja­co­bem ibn Ada­mem (zwa­nym przez An­gli­ków pa­nem Adam­sem) na kil­ka go­dzin przed po­wie­sze­niem zo­sta­je wy­pusz­czo­ny z celi przez wi­ce­gu­ber­na­to­ra Da­nie­la Smi­tha, czło­wie­ka wie­rzą­ce­go, że za­rzu­ty zo­sta­ły wy­ol­brzy­mio­ne, do­wo­dy sfa­bry­ko­wa­ne, a świad­ko­wie prze­ku­pie­ni. Cu­th­row po­cząt­ko­wo pra­gnie oczy­ścić swe imię, z cza­sem, kie­dy za­czy­na ro­zu­mieć, że nie bę­dzie to ta­kie pro­ste, za­czy­na dą­żyć wy­łącz­nie do ze­msty na ko­mo­do­rze. Uda­je mu się prze­do­stać przez mia­sto i do­trzeć do ukry­te­go w nie­wiel­kiej za­to­ce okrę­tu, któ­rym do­wo­dził – Si­lver Stag. By ra­to­wać znaj­du­ją­cą się pod jego roz­ka­za­mi za­ło­gę (któ­rej człon­ko­wie tak jak i on za­wi­śli­by na szu­bie­ni­cy), ka­pi­tan po­sta­na­wia uciec do Na­ssau na wy­spie New Pro­vi­den­ce, mia­sta opa­no­wa­ne­go przez pi­ra­tów, gdzie ma na­dzie­ję za­pla­no­wać ze­mstę na by­łym prze­ło­żo­nym.

Ben­ja­min Wil­son, syn ko­mo­do­ra od­de­le­go­wa­ny przez ojca na Ja­maj­kę, do­wia­du­je się o aresz­to­wa­niu i uciecz­ce z celi ka­pi­ta­na Cu­th­ro­wa. Po­sta­na­wia od­mó­wić wy­ko­na­nia roz­ka­zu i ru­sza na po­szu­ki­wa­nie zbie­ga. Za to zo­sta­je aresz­to­wa­ny przez Ro­ber­ta Wat­t­sa, szpie­ga umiesz­czo­ne­go na po­kła­dzie jego fre­ga­ty przez nie­uf­ne­go ko­mo­do­ra. Ben­ja­min, ode­sła­ny na An­ti­guę, wy­spę sta­no­wią­cą bra­mę No­we­go Świa­ta i sie­dzi­bę an­giel­skie­go gu­ber­na­to­ra Wysp Pod­wietrz­nych, zo­sta­je po­zba­wio­ny okrę­tu i po­in­for­mo­wa­ny o tym, że jego oj­ciec wy­ra­ził zgo­dę, by ten oże­nił się z cór­ką gu­ber­na­to­ra. Nie jest za­in­te­re­so­wa­ny ożen­kiem, nie tyle z Au­gu­stą, atrak­cyj­ną ma­rzy­ciel­ką, co w ogó­le. Uży­wa­jąc pod­stę­pu, prze­ko­nu­je gu­ber­na­to­ra, by ten po­zwo­lił mu do­łą­czyć do po­ści­gu i spró­bo­wać poj­mać Ti­mo­thy’ego Cu­th­ro­wa. Jako je­dy­ny wie, że ko­mo­dor sfin­go­wał pro­ces, by po­zbyć się ka­pi­ta­na, jego wie­lo­let­nie­go ko­chan­ka, a za­to­pie­nie stat­ku ku­piec­kie­go, o któ­re­go oskar­żo­no męż­czy­znę, nie ma tu nic do rze­czy. Ma też świa­do­mość tego, że w świe­tle pra­wa obaj po­win­ni za­pła­cić za ro­mans ży­ciem. Nie chcąc żyć bez Ti­mo­thy’ego, po­sta­na­wia bo­daj­że pierw­szy raz w ży­ciu prze­ciw­sta­wić się wpły­wo­we­mu i su­ro­we­mu ojcu.

W tym sa­mym cza­sie za­ło­dze Si­lver Stag uda­je się prze­do­stać do Na­ssau. Nie oby­wa się jed­nak bez trud­no­ści – wśród nie­za­do­wo­lo­nej z ob­ro­tu spraw za­ło­gi do­cho­dzi do po­dzia­łów. Wy­bu­cha bunt i tyl­ko dzię­ki spry­to­wi pana Adam­sa ka­pi­tan Cu­th­row nie tra­ci do­wódz­twa. Przez cały czas musi jed­nak uwa­żać na spi­skow­ców, któ­rzy pró­bu­ją prze­jąć spra­wy w swo­je ręce, uwa­ża­jąc, że ka­pi­tan zdra­dził swo­ich lu­dzi. Adams, czło­wiek nie­zwią­za­ny z że­glu­gą, zo­sta­je nie­ofi­cjal­ną pra­wą ręką Cu­th­ro­wa.

Na­ssau nie oka­zu­je się przed­sion­kiem pie­kieł, jak zwy­kli ob­ra­zo­wać to mia­sto przed­sta­wi­cie­le an­giel­skiej ad­mi­ra­li­cji, lecz sie­dli­skiem wol­nych, przed­się­bior­czych i uzbro­jo­nych po zęby lu­dzi. For­tem za­rzą­dza Ben­ja­min Hor­ni­gold, skon­flik­to­wa­ny z wie­lo­ma in­ny­mi pi­ra­ta­mi sa­mo­zwań­czy gu­ber­na­tor. Jego opo­zy­cję sta­no­wią Hen­ry Jen­nings i Edward En­gland. Po krót­kim na­my­śle to do ich frak­cji przy­stę­pu­je Cu­th­row. Na wy­spie po­zna­je też Mary Rose – wła­ści­ciel­kę do­brze pro­spe­ru­ją­ce­go lu­pa­na­ru, któ­ra da­rzy Hor­ni­gol­da naj­gor­szy­mi uczu­cia­mi. Po­sta­na­wia uwieść ją głów­nie po to, by zy­skać na miej­scu sprzy­mie­rzeń­ców oraz od­da­lić od sie­bie wszel­kie plot­ki i po­dej­rze­nia, ja­kie mo­gły­by po­ja­wić się w związ­ku z Ben­ja­mi­nem. Z cza­sem jed­nak za­ko­chu­je się w niej.

Ben­ja­min Wil­son w swo­im pierw­szym rej­sie w po­szu­ki­wa­niu zbie­ga na­ty­ka się na pi­rac­ki okręt. Za­miast za­ata­ko­wać, ku prze­ra­że­niu ofi­ce­rów, wy­bie­ra roz­mo­wę. Roz­po­zna­je w na­po­tka­nym czło­wie­ku Edwar­da En­glan­da i tłu­ma­cząc swym lu­dziom, że męż­czy­zna jest prze­kup­ny i z pew­no­ścią sprze­da in­for­ma­cje o miej­scu po­by­tu Cu­th­ro­wa, prze­cho­dzi na jego po­kład, by po­roz­ma­wiać. Tam od­da­je się w ręce pi­rac­kie­go ka­pi­ta­na, pro­sząc, by ten za­brał go do Na­ssau. W za­mian (i w do­wód do­brej woli) ofe­ru­je po­dzie­le­nie się pla­na­mi ad­mi­ra­li­cji i in­for­ma­cja­mi o za­mie­rze­niach ko­mo­do­ra na naj­bliż­sze ty­go­dnie. En­gland, choć za­sko­czo­ny i nie do koń­ca prze­ko­na­ny co do praw­dzi­wo­ści chę­ci przej­ścia syna do­wód­cy flo­tyl­li na stro­nę pi­ra­tów, przy­sta­je na jego pro­po­zy­cję. Po­cząt­ko­wo roz­wa­ża za­żą­da­nie za jego gło­wę oku­pu od gu­ber­na­to­ra, po­tem jed­nak po­sta­na­wia do­trzy­mać sło­wa. In­for­mu­je za­ło­gę, któ­rą Wil­son do­wo­dził, że po­ry­wa go dla oku­pu, pod­czas gdy w rze­czy­wi­sto­ści za­bie­ra go na New Pro­vi­den­ce.

Ka­pi­tan Cu­th­row, po­wia­do­mio­ny przez jed­ne­go z pi­ra­tów o tym, że ko­mo­dor Jo­na­than Wil­son bę­dzie ba­wił nie­da­le­ko Na­ssau na ślu­bie cór­ki swo­je­go przy­ja­cie­la, po­sta­na­wia sko­rzy­stać z oka­zji i roz­pra­wić się z wro­giem raz na za­wsze. Or­ga­ni­zu­je wy­pra­wę i na­paść na plan­ta­cję, na któ­rej od­by­wa się uro­czy­stość. Jego za­ło­dze uda­je się prze­do­stać na miej­sce i po­zo­stać nie­zau­wa­żo­ną. Ka­pi­tan sta­je do po­je­dyn­ku ze swo­im daw­nym prze­ło­żo­nym. Po­ko­nu­je ko­mo­do­ra, sa­me­mu zo­sta­jąc cięż­ko ran­nym. Ko­na­ją­ce­mu przy­zna­je, że z Ben­ja­mi­nem łą­czy go dłu­gi zwią­zek, a Wil­son wy­zna­je, że za­aran­żo­wał ślub, by jego syn się ustat­ko­wał i zmie­nił. Cu­th­row po­sta­na­wia pły­nąć na An­ti­guę, by od­bić Ben­ja­mi­na, jed­nak rany, ja­kie od­niósł w wal­ce, sku­tecz­nie mu tu unie­moż­li­wia­ją. Ka­pi­tan tra­ci przy­tom­ność i do­wo­dze­nie nad okrę­tem, na któ­rym zno­wu do­cho­dzi do bun­tu.

Gdy Cu­th­row bu­dzi się po kil­ku dniach, od­kry­wa, że nie jest na po­kła­dzie Si­lver Stag, lecz w lu­pa­na­rze Mary Rose. Ko­bie­ta nie ukry­wa wście­kło­ści, za­an­ga­żo­wa­ła się w zwią­zek i nie ma ocho­ty zo­stać wdo­wą w tak mło­dym wie­ku. Ka­pi­tan do­wia­du­je się, że nie jest już do­wód­cą bry­gu i że ten wpadł w ręce bun­tow­ni­ków, któ­rzy wró­ci­li do Na­ssau, wy­sa­dzi­li go wraz z kil­ko­ma naj­bar­dziej od­da­ny­mi ludź­mi i wró­ci­li na plan­ta­cję, by do­koń­czyć jej ra­bo­wa­nia. Ran­ne­go od­wie­dza Edward En­gland i in­for­mu­je, że Ben­ja­min jest jego za­kład­ni­kiem. Obie­cu­je wy­pu­ścić go, o ile Cu­th­row weź­mie udział w ata­ku na fort, któ­ry to atak En­gland za­pla­no­wał ra­zem z Jen­ning­sem, chcąc po­zbyć się raz na za­wsze Hor­ni­gol­da. Cu­th­row nie ma wyj­ścia, zga­dza się, choć nie ma lu­dzi i sam nie jest zdol­ny do wal­ki.

Atak zo­sta­je prze­pro­wa­dzo­ny zgod­nie z pla­nem i koń­czy się suk­ce­sem. Hor­ni­gol­da nie ma aku­rat na wy­spie, a ob­sa­da for­ty­fi­ka­cji jest na tyle nie­licz­na, że uda­je się ją po­ko­nać. W chwi­li gdy zwy­cięz­cy wcho­dzą na mury, by spraw­dzić stan umoc­nień, oka­zu­je się, że Si­lver Stag wła­śnie wcho­dzi do por­tu, cią­gnąc za sobą trzy an­giel­skie okrę­ty wo­jen­ne. Ad­mi­ra­li­cja, nie­świa­do­ma, że Cu­th­row stra­cił do­wo­dze­nie, jest prze­ko­na­na, że to jego – zbie­ga i czło­wie­ka od­po­wie­dzial­ne­go za za­mor­do­wa­nie ko­mo­do­ra Wil­so­na – ści­ga. Ri­chard Har­ris – że­glarz, któ­ry do­pro­wa­dził do bun­tu i prze­jął do­wo­dze­nie – wi­dząc, jak zła jest sy­tu­acja, ucie­ka z po­kła­du i zni­ka bez śla­du. Po­zba­wio­na do­wódz­twa za­ło­ga Si­lver Stag wpro­wa­dza okręt do por­tu i umoż­li­wia męż­czy­znom w for­cie ostrze­la­nie an­giel­skich jed­no­stek. Do­cho­dzi do bi­twy, w któ­rej wy­gry­wa­ją pi­ra­ci. Kosz­ty są jed­nak wy­so­kie, kil­ka jed­no­stek sto­ją­cych na ko­twi­cy zo­sta­je uszko­dzo­nych, w tym ta, pod któ­rej po­kła­dem znaj­du­je się Ben­ja­min Wil­son. En­gland, wi­dząc co się dzie­je, daje Cu­th­ro­wo­wi klucz do kłód­ki, któ­rą spię­te zo­sta­ły łań­cu­chy sku­wa­ją­ce syna ko­mo­do­ra. Ka­pi­tan do­cie­ra do por­tu, po czym do­pły­wa do wra­ku okrę­tu. W ostat­niej chwi­li uda­je mu się wy­do­stać ze środ­ka Ben­ja­mi­na.

Po po­grze­bie po­le­głe­go w bi­twie kwa­ter­mi­strza Si­lver Stag, jed­ne­go z od­da­nych stron­ni­ków Cu­th­ro­wa, któ­ry prze­ciw­sta­wiał się bun­tom, skru­szo­na za­ło­ga zwra­ca się do ka­pi­ta­na o po­now­ne ob­ję­cie do­wódz­twa. Ten zga­dza się, do­sta­jąc znów jed­nost­kę pod swo­je roz­ka­zy. Na wy­spie En­gland i Jen­nings two­rzą Radę, któ­ra ma za­rzą­dzać Re­pu­bli­ką Pi­ra­tów. Hor­ni­gold, po­zba­wio­ny for­tu, przy­pro­wa­dza do Na­ssau hisz­pań­ski man-o’-war, pły­wa­ją­cą for­te­cę.Be­cau­se the old black rum’s got a hold on me,

like a dog wrap­ped ro­und my leg.

And the old black rum’s got a hold on me,

will I live for ano­ther day?

Hey, will I live for ano­ther day?

The Old Black Rum, Gre­at Big Sea

Roz­dział II

New Pro­vi­den­ce, Na­ssau.

14 lip­ca 1715 roku, nie­dzie­la.

W głów­nej sali bur­de­lu Mary Rose pa­no­wa­ły spo­kój i ci­sza. W ta­kim miej­scu oko­li­ce po­łu­dnia były naj­od­po­wied­niej­szą porą do pro­wa­dze­nia dys­kret­nych roz­mów i do­bi­ja­nia in­te­re­sów. Pod­opiecz­ne bur­del­ma­my krzą­ta­ły się po sali, sta­ra­jąc się wy­glą­dać na za­pra­co­wa­ne. Nie­śpiesz­nie zle­wa­ły do dzba­nów nie­do­pi­te trun­ki, zbie­ra­ły kub­ki i ku­fle, za­mia­ta­ły pod­ło­gę, sprzą­ta­jąc po­tłu­czo­ne na­czy­nia. Wy­pro­szo­no już klien­tów, któ­rzy za­ba­wi­li u dziew­czyn całą noc, a do przyj­ścia no­wych zo­sta­ło jesz­cze kil­ka go­dzin.

Jed­na z dzi­wek, Agnes, sie­dzia­ła za szynk­wa­sem i uzu­peł­nia­ła księ­gę in­for­ma­cja­mi o opróż­nio­nych bu­tel­kach i becz­kach. Gra­ce, z któ­rą Agnes co­raz bar­dziej się zży­wa­ła, spo­rzą­dza­ła li­stę naj­pil­niej po­trzeb­nych to­wa­rów. Od ostat­niej wy­pra­wy ka­pi­ta­nów za­przy­jaź­nio­nych z Mary Rose mi­nę­ło spo­ro cza­su, a nie­ma­ją­cy wie­le do ro­bo­ty ma­ry­na­rze spę­dza­li wie­czo­ry w to­wa­rzy­stwie ko­biet, żą­da­jąc, by co rusz im po­le­wać. Za­pa­sy szyb­ko top­nia­ły i pół­ki w piw­nicz­ce wy­glą­da­ły co­raz bied­niej.

Ob­ser­wu­ją­cy ich pra­cę Ben­ja­min Wil­son nie mógł wyjść z po­dzi­wu wo­bec przed­się­bior­czej cór­ki wy­zwo­leń­ca. Do tej pory zda­wa­ło mu się, że choć opie­ka nad pro­sty­tut­ka­mi tra­dy­cyj­nie na­le­ża­ła do ko­bie­cych za­dań, pro­wa­dze­nie po­dob­ne­go przy­byt­ku bez po­mo­cy mę­skiej ręki nie mo­gło się udać. Wi­dział w swo­im ży­ciu wie­le lu­pa­na­rów i w każ­dym z nich to oni za­rzą­dza­li nie­ru­cho­mo­ścia­mi, de­cy­do­wa­li o re­mon­tach, pro­wa­dzi­li księ­gi ra­chun­ko­we, pil­no­wa­li za­opa­trze­nia czy wresz­cie strze­gli po­rząd­ku. Tu zde­cy­do­wa­ną więk­szość za­trud­nio­nych sta­no­wi­ły dziew­czy­ny. To­wa­rzy­szy­ło im le­d­wie kil­ku na­jem­ni­ków opła­ca­nych przez Cu­th­ro­wa i paru wy­zwo­leń­ców, któ­rzy rzą­dzi­li w kuch­ni i zaj­mo­wa­li się roz­ła­dun­kiem to­wa­rów, o ile oczy­wi­ście ja­kie­kol­wiek do­tar­ły na miej­sce.

„W Na­ssau wszyst­ko stoi na gło­wie” – po­my­ślał. – „Cór­ka nie­wol­ni­ka trzy­ma w sza­chu pół wy­spy, a daw­ni ofi­ce­ro­wie Roy­al Navy je­dzą jej z ręki i ro­bią, co im każe. Na do­da­tek dziw­ki zmie­nia­ją się w bu­chal­te­rów, a męż­czyź­ni sie­dzą przy ga­rach”.

Choć Wil­son spę­dzał spo­ro cza­su po­śród za­ło­gi, to wła­śnie lu­pa­nar, a nie obo­zo­wi­sko lu­dzi z Si­lver Stag, stał się jego do­mem. Od przy­by­cia na wy­spę miesz­kał w po­ko­ju przy­leg-łym do tego, w któ­rym Burns do­cho­dził do sie­bie, był czę­stym go­ściem w kuch­ni, kil­ka razy po­ma­gał też wy­rzu­cić za drzwi przy­byt­ku zbyt na­tar­czy­wych lub spłu­ka­nych ma­ry­na­rzy. Dzię­ki temu zdą­żył po­znać już wszyst­kich pra­cu­ją­cych dla Mary Rose lu­dzi. Wszyst­kich, poza kil­ko­ma, któ­rzy zda­wa­li się po­ja­wiać na miej­scu spo­ra­dycz­nie – przy­cho­dzi­li w in­te­re­sach lub, jak się zda­wa­ło, gdy ich wzy­wa­no. Za­mie­rzał pod­py­tać o nich ko­bie­tę, chciał do­wie­dzieć się wię­cej szcze­gól­nie o dwóch mło­dzień­cach prze­my­ka­ją­cych chył­kiem do po­koi na pię­trze.

– Spo­koj­nie się jest i ci­cho… Cał­kiem miło się jest – ode­zwał się na­gle Ja­cob ibn Adam, wy­ry­wa­jąc Wil­so­na z za­my­śle­nia.

– Nie da się ukryć – od­parł sie­dzą­cy na­prze­ciw swe­go do­rad­cy Ti­mo­thy Cu­th­row. Zer­k­nął na Żyda, cią­gle nie mo­gąc wyjść ze zdu­mie­nia. Spo­dzie­wał się, że męż­czy­zna, bądź co bądź wła­da­ją­cy już kil­ko­ma ję­zy­ka­mi, szyb­ko do­szli­fu­je tak­że an­giel­ski. Te­raz co­raz czę­ściej za­sta­na­wiał się, czy po­zo­sta­ły­mi wła­dał le­piej, czy może też wszyst­kie ka­le­czył w po­dob­ny spo­sób. Oczy­wi­ście nie mógł od­mó­wić mu po­stę­pów, Żyd po­słu­gi­wał się co­raz bo­gat­szym słow­nic­twem, jed­nak gra­ma­ty­ka naj­wy­raź­niej na­dal mia­ła przed nim wie­le ta­jem­nic. Naj­bar­dziej za­ska­ku­ją­ce było jed­nak to, że do­da­wa­ło to męż­czyź­nie spe­cy­ficz­ne­go uro­ku. Za­czy­nał na­wet po­dej­rze­wać, że to wła­śnie pod jego wpły­wem kon­tra­hen­ci, z któ­ry­mi do­bi­jał tar­gu, za­wsze pro­po­no­wa­li mu za­ska­ku­ją­co ko­rzyst­ne ceny.

– Cóż, pa­nie Adams, nie li­cząc in­cy­den­tu, w któ­ry za­mie­sza­ni byli ci głup­cy, ka­pi­ta­no­wie mego ojca, New Pro­vi­den­ce rze­czy­wi­ście ja­wić się może jako miej­sce dość spo­koj­ne, choć nie­co dziw­ne – do­dał Wil­son.

– Po­zo­ry, Ben. To tyl­ko po­zo­ry. Zresz­tą pan Adams za­pew­ne nie miał na my­śli tego, co dzie­je się na wy­spie, lecz to, że je­ste­śmy sami w miej­scu, w któ­rym kil­ka go­dzin temu nie zna­leź­li­by­śmy wol­ne­go krze­sła.

– Ka­pi­tan ma się ra­cję. Spo­koj­nie się jest tu i te­raz. Ale mia­sto się za­go­to­wu­je.

– Wrze – pod­po­wie­dział Cu­th­row. Pod­rzu­ca­nie Ja­co­bo­wi bra­ku­ją­cych słów we­szło mu w krew.

– Zro­zu­mia­łem, co pan Adams miał na my­śli. At­mos­fe­ra rze­czy­wi­ście jest dość na­pię­ta, ale na ra­zie ucier­pia­ły je­dy­nie na­sze ner­wy. To spo­koj­ne miej­sce i to się ra­czej nie zmie­ni.

– Zna­czy się, na­jaz­do­wa­nia się nie bę­dzie? Po­my­śleć się cięż­ko, że ma­ry­na­rze nam da­ro­wu­ją.

– Nie wie­rzę, by Ha­mil­ton miał za­miar so­bie od­pu­ścić, ale my­ślę, że naj­pierw ogra­ni­czy się do dy­plo­ma­cji – od­parł Wil­son. – Mógł przy­pu­ścić szyb­ki atak za­raz po po­raż­ce, ale z ja­kichś po­wo­dów tego nie zro­bił. Po­dej­rze­wam, że nie za­le­ży mu wy­łącz­nie na roz­bi­ciu nas, ale przede wszyst­kim na prze­ję­ciu kon­tro­li po­li­tycz­nej, a ta­kie rze­czy za­wsze wy­ma­ga­ją spo­ro cza­su. Sie­dzi pew­nie te­raz w tym swo­im ga­bi­ne­cie i pi­sze list za li­stem.

– Su­ge­ru­je Whi­te­hall kan­dy­da­ta na gu­ber­na­to­ra, a przy oka­zji zbie­ra na nas więk­sze siły? To samo tłu­ma­czy­łem ostat­nio Ra­dzie.

Ben­ja­min roz­lał do kub­ków reszt­ki z bu­tel­ki i od­po­wie­dział, sta­ran­nie do­bie­ra­jąc sło­wa:

– Ja na jego miej­scu tak wła­śnie bym po­stą­pił. Do­brze wiesz, że ad­mi­ra­li­cja nie do­pusz­cza do wy­so­kich sta­no­wisk lu­dzi nie­do­świad­czo­nych. To za­rad­ni, zdol­ni i spraw­ni ma­ry­na­rze, dla któ­rych sto­cze­nie nie­spo­dzie­wa­nej wal­ki nie po­win­no być pro­ble­mem. To, że spo­śród czte­rech ka­pi­ta­nów, któ­rzy mie­li cię zna­leźć i do­pro­wa­dzić przed ob­li­cze kata, wró­cił je­den, mu­sia­ło bar­dzo za­bo­leć Ha­mil­to­na. Ale wy­da­je mi się, że on nie na­le­ży do lu­dzi, któ­rzy ta­kie rze­czy pró­bu­ją za­tu­szo­wać, choć mu­szę przy­znać, że nie zdą­ży­łem do­brze go po­znać. On ra­czej nie uwa­ża, że jego re­pu­ta­cja ucier­pi, je­śli spra­wa uj­rzy świa­tło dzien­ne. Ra­czej za­cznie za­le­wać in­nych gu­ber­na­to­rów i Lon­dyn proś­ba­mi o wspar­cie, niż sa­mo­dziel­nie po­szu­ka roz­wią­za­nia pro­ble­mu. Opi­sze wszyst­ko w od­po­wied­ni spo­sób, doda kil­ka słów o prze­wa­ża­ją­cych si­łach, oce­ni na­sze moż­li­wo­ści, jak­by­śmy dys­po­no­wa­li Wiel­ką Ar­ma­dą, i do­pro­wa­dzi do tego, że zja­wi się tu ich pię­ciu albo i sze­ściu na jed­ne­go z na­szych.

– To nie­ho­no­ro­we jest się… Ta­kie siły?

– Dla nie­go punk­tem ho­no­ru – wy­ja­śnił Ben­ja­min, ob­ra­ca­jąc w dło­niach bu­tel­kę – jest de­fi­ni­tyw­ne za­koń­cze­nie spra­wy Ti­mo­thy’ego, a nie to, żeby zro­bić to sa­mo­dziel­nie, bez po­mo­cy z ze­wnątrz. Przy­zna­nie się do tego, że po­trze­bu­je się wspar­cia, nie do­wo­dzi sła­bo­ści. Dla nie­go to do­wód na to, z jak sil­nym wro­giem musi so­bie po­ra­dzić, i na to, że za­pro­wa­dza po­rzą­dek w zde­pra­wo­wa­nym za­kąt­ku świa­ta, nie li­cząc się z kosz­ta­mi. Nikt nie miał od­wa­gi się tego pod­jąć. Je­śli po­wie, że po­trzeb­ne mu ta­kie siły, do­sta­nie je. Może nie dziś, nie ju­tro, ale w koń­cu do tego doj­dzie.

Adams wsłu­chi­wał się w sło­wa Ben­ja­mi­na. Burns znał go na tyle do­brze, by wie­dzieć, że męż­czy­zna co­raz bar­dziej za­czy­nał się bać. Po­zwo­lił jed­nak kom­pa­no­wi kon­ty­nu­ować, uwa­ża­jąc, że sko­ro bu­chal­ter sta­wał się co­raz bar­dziej za­an­ga­żo­wa­nym i – co mu­siał przy­znać – wpły­wo­wym człon­kiem za­ło­gi, po­wi­nien w peł­ni ro­zu­mieć, jak mia­ły się spra­wy.

– Ka­pi­ta­no­wie mo­je­go ojca wpa­dli w pu­łap­kę, idąc za Si­lver Stag. Nie spo­dzie­wa­li się, że zo­sta­ną ostrze­la­ni z for­tu ani że za­gro­dzi im dro­gę ta łaj­ba Hor­ni­gol­da. Przez to, że je­den z nich wy­szedł ze star­cia, Ha­mil­ton i jego po­plecz­ni­cy wie­dzą, ja­ki­mi si­ła­mi dys­po­nu­je­my. Praw­do­po­dob­nie wie­rzą też, że je­ste­śmy w peł­ni zjed­no­cze­ni i dzia­ła­my ra­zem. Zna­jąc spo­sób my­śle­nia Roy­al Navy, je­stem w sta­nie prze­wi­dzieć, że lu­dzie, któ­rych po­pro­si o po­moc, nie po­prze­sta­ną na si­łach rów­nych na­szym. Zro­bią wszyst­ko, żeby przy­pro­wa­dzić tu dość pie­cho­ty i prze­wyż­szyć nas za­rów­no pod wzglę­dem uzbro­je­nia, jak i li­czeb­no­ści. To wy­ma­ga cza­su, ale kie­dy doj­dzie co do cze­go, bę­dzie­my mie­li po­waż­ny pro­blem.

– Whi­te­hall nie da mu sił, o ja­kie po­pro­si – od­parł Cu­th­row. – Oczy­wi­ście w No­wym Świe­cie sta­cjo­nu­je dość Bry­tyj­czy­ków, by za­blo­ko­wać port i za­lać nas pie­cho­tą, ale nikt o zdro­wych zmy­słach nie po­zo­sta­wi bez ochro­ny swo­je­go te­ry­to­rium. Gu­ber­na­to­ro­wie mogą udzie­lić mu po­mo­cy, ale nie roz­bro­ją się na jego rzecz, na­wet tym­cza­so­wo. Każ­dy ma swo­je pro­ble­my: pi­ra­ci, szmu­gle­rzy, Hisz­pa­nie, miej­sco­we ple­mio­na czy zbun­to­wa­ni nie­wol­ni­cy. Wy­pro­wa­dze­nie gar­ni­zo­nów to pro­sze­nie się o ka­ta­stro­fę.

– Nie mu­szą wy­pro­wa­dzać ca­ło­ści i od­sła­niać się na inne za­gro­że­nia… Na­ssau jest małe, wy­star­czy, by kil­ka gar­ni­zo­nów wy­sła­ło swo­je re­pre­zen­ta­cje. Dwie więk­sze jed­nost­ki za­blo­ku­ją prze­smyk, jed­na czy dwie ostrze­la­ją mia­sto i fort. Ja­sne, to nie bę­dzie pre­cy­zyj­ne bom­bar­do­wa­nie, ale je­śli za­czną od znisz­cze­nia umoc­nień, bi­twa po­trwa kil­ka go­dzin i po­czy­ni dość szkód, by nasi lu­dzie się zła­ma­li. Je­śli jed­na za­ło­ga się wy­ła­mie, mo­ra­le resz­ty tra­fi szlag, a Ha­mil­ton świet­nie to wie. Po­tem, kie­dy w na­szych sze­re­gach za­pa­nu­je cha­os, na­stą­pi głów­ny atak, któ­ry mar­twi mnie naj­bar­dziej. Gdy­bym to ja miał go po­pro­wa­dzić, nie ude­rzył­bym od za­to­ki, lecz od stro­ny lądu – wy­ja­śnił Ben­ja­min, wi­dząc na­ra­sta­ją­cą kon­ster­na­cję Adam­sa. – Dzia­ła chro­nią nas od wody, od dru­giej stro­ny je­ste­śmy od­sło­nię­ci, brak ja­kich­kol­wiek for­ty­fi­ka­cji, wa­łów czy choć­by ro­wów. Fakt, jest kil­ka farm, ale na­wet je­śli je ob­sa­dzi­my, nie moż­na trak­to­wać tych za­bu­do­wań jako po­waż­ne­go punk­tu obro­ny przed więk­szą gru­pą zbroj­nych, zwłasz­cza re­gu­lar­nej pie­cho­ty. Jest jesz­cze las, w któ­rym za­rów­no im, jak i nam bę­dzie się wal­czy­ło nie­zwy­kle trud­no. Hor­ni­gold zmar­no­wał czas, któ­ry lek­ko­myśl­nie po­da­ro­wa­li mu urzęd­ni­cy. Sie­dzi­my mię­dzy wodą a wzgó­rza­mi, kie­dy więc przyj­dzie co do cze­go, wszy­scy zdol­ni do wal­ki stło­czą się wo­kół za­to­ki. Oba­wiam się, że Rada to zbyt mało, by­śmy mo­gli mó­wić o zor­ga­ni­zo­wa­nej obro­nie. Po­win­ni­śmy wy­brać ko­goś, kto bę­dzie za nią od­po­wie­dzial­ny, ko­goś z au­to­ry­te­tem, kto wyda roz­ka­zy, któ­rych po­słu­cha resz­ta.

– Jest się roz­brzmie­wa bar­dzo źle. Bar­dzo źle. Na­sze dni są po­nu­me­ro­wa­ne…

– Po­li­czo­ne, pa­nie Adams, je­śli już. Zresz­tą nie war­to mar­twić się wszyst­ki­mi moż­li­wo­ścia­mi, o któ­rych tu roz­pra­wia­my. Żeby prze­pro­wa­dzić taką ope­ra­cję, Ha­mil­ton mu­siał­by dys­po­no­wać ol­brzy­mią ar­mią. To mało praw­do­po­dob­ne roz­wią­za­nie. Mu­siał­by też mieć na wy­spie szpie­gów.

– Tego się bra­ku­je… Je­śli się lu­dzie tu zo­rien­tu­ją, że szpie­gów się im trze­ba szu­kać, znaj­dą ich we mnie i Mi­riam. Co­nver­sos z tar­gu też się nie upie­cze. Za­wsze tak się jest. Jak gdzieś jest się szpieg, to się musi być Żyd.

– Niech się pan nie mar­twi na za­pas. Wiem, o czym pan mówi, pa­nie Adams, rze­czy­wi­ście w Sta­rym Świe­cie czę­sto oskar­ża się Ży­dów o szpie­go­stwo, jed­nak więk­szość lu­dzi, któ­rzy tu miesz­ka­ją, nie ma o tym bla­de­go po­ję­cia. Szyb­ciej za­czną oskar­żać się o zdra­dę za­ło­gi róż­nych ka­pi­ta­nów, może też do­stać się któ­re­muś z An­gli­ków, któ­rzy nie­daw­no prze­szli na na­szą stro­nę. To, o czym pan mówi, mógł­by za­su­ge­ro­wać tyl­ko ktoś z oby­ciem, świa­dom po­mó­wień i pro­ce­sów, któ­re od­by­wa­ją się w Eu­ro­pie. Ci lu­dzie nie mają o tym po­ję­cia. Sły­sze­li za­pew­ne, że wy­zwo­leń­cy sto­su­ją cza­ry, że rzu­ca­ją uro­ki i ro­bią dziw­ne rze­czy z ku­ra­mi, ale ich wy­ob­raź­nia i wie­dza da­lej po pro­stu nie się­ga­ją.

– Tim ma ra­cję, nic panu nie gro­zi. To nie Eu­ro­pa – wtrą­cił Ben­ja­min, po czym do­dał, wi­dząc prze­ra­że­nie na twa­rzy bu­chal­te­ra: – Bez ko­goś, kto do­no­sił­by o na­szych pa­tro­lach, kto umiał­by wska­zać ścież­ki i po­wie­dzieć, jak nie­po­strze­że­nie prze­pro­wa­dzić lu­dzi na skraj mia­sta, nikt nie po­rwie się na atak od stro­ny lądu. I nie mó­wię o kimś po­dej­rza­nym o szpie­go­stwo, lecz o zdraj­cy z praw­dzi­we­go zda­rze­nia. Wal­ka w le­sie prze­ra­ża nie tyl­ko nas, ale tak­że ich. Nikt nie wpro­wa­dzi od­dzia­łu w te za­ro­śla, nie ma­jąc za­ufa­ne­go prze­wod­ni­ka. Z ko­lei nie wy­obra­żam so­bie ko­goś, kto zgo­dzi się ode­grać taką rolę, ry­zy­ku­jąc, że sta­nie się wro­giem wszyst­kich miesz­kań­ców New Pro­vi­den­ce. Nikt nie bę­dzie chciał sku­pić na so­bie ich gnie­wu. Spójrz­my praw­dzie w oczy. Je­śli do cze­go­kol­wiek doj­dzie, nasi lu­dzie naj­pierw za­bi­ją, a po­tem będą za­da­wać py­ta­nia i do­wo­dzić winy, kłó­cąc się pod szu­bie­ni­cą. Do­dat­ko­wo atak, o któ­rym mó­wi­łem, wy­ma­ga współ­dzia­ła­nia ma­ry­nar­ki i pie­cho­ty, a te dwie for­ma­cje nie pa­ła­ją wo­bec sie­bie go­rą­cy­mi uczu­cia­mi. Ha­mil­ton jest urzęd­ni­kiem, nie woj­sko­wym. Nie może wy­da­wać roz­ka­zów bez wspar­cia mun­du­ro­wych. Ist­nie­je szan­sa, że ka­pi­ta­no­wie go po­prą, być może na­wet zor­ga­ni­zu­ją coś, by po­mścić mo­je­go ojca, ale pie­cho­ta nie ma po­wo­du w tym uczest­ni­czyć.

– Czy­li się mó­wi­cie o tym, co jest naj­gor­sze i się może zda­rzyć, ale uwa­ża­cie, że szan­sa jest się nie­wiel­ka?

– Otóż to, pa­nie Adams. Mój oj­ciec zdą­żył zra­zić do sie­bie więk­szość do­wód­ców for­to­wych re­gi­men­tów. Po­wiedz­my, że jego spo­sób by­cia od­po­wia­dał nie­wie­lu lu­dziom. Bez ich wspar­cia atak, o któ­rym wspo­mnia­łem, nie doj­dzie do skut­ku. Nie mają po­wo­du brać udzia­łu w ta­kiej wal­ce. Wie­le ry­zy­ku­ją, nie mo­gąc prak­tycz­nie nic zy­skać. Fakt, dla ma­ry­nar­ki to kwe­stia ho­no­ro­wa, tak jak dla Ha­mil­to­na, ale dla pie­cho­ty ho­no­ro­we bę­dzie nie­an­ga­żo­wa­nie się i po­ka­za­nie tym sa­mym, że to, co spo­tka­ło mego ojca, nic ich nie ob­cho­dzi. Pa­no­wie wy­ba­czą, chy­ba pora przy­nieść nową fla­szę…

Wsta­jąc, Wil­son uści­snął de­li­kat­nie ra­mię Ja­co­ba. Miał na­dzie­ję, że nie­co go uspo­ko­ił. Nie prze­wi­dział, że męż­czy­znę aż tak prze­stra­szą nic nie­war­te dy­wa­ga­cje. Ra­zem z Ti­mem miał zwy­czaj roz­wa­żać róż­ne moż­li­wo­ści, wspól­nie za­sta­na­wia­jąc się nad tym, co praw­do­po­dob­nie się wy­da­rzy. Te­raz za­sta­na­wiał się, czy nie prze­sa­dził, choć był prze­ko­na­ny, że bu­chal­ter po­wi­nien wie­dzieć, jak mo­gła pre­zen­to­wać się naj­bliż­sza przy­szłość wy­spy i jej miesz­kań­ców. Był in­te­li­gent­nym czło­wie­kiem, cza­sem tyl­ko do­pa­da­ły go lęki z prze­szło­ści, za­ćmie­wa­jąc umysł.

– Pa­nie Adams – zwró­cił się do bu­chal­te­ra Burns. Choć Żyd przy­wykł już nie­co do ży­cia po­śród ma­ry­na­rzy, to­wa­rzy­szą­ce wszyst­kim w ostat­nich ty­go­dniach na­pię­cie moc­no się na nim od­bi­ło. Ka­pi­tan czuł się za męż­czy­znę od­po­wie­dzial­ny, poza tym ce­nił go jako przed­sta­wi­cie­la han­dlo­we­go i wi­dział w jego obec­no­ści wśród za­ło­gi nie­ule­ga­ją­ce dys­ku­sji ko­rzy­ści. – Rada pró­bu­je za­pew­nić bez­pie­czeń­stwo wy­spie. Ja zaś sta­ram się dzia­łać ka­na­ła­mi dy­plo­ma­tycz­ny­mi, by od­wieść An­gli­ków od zro­bie­nia cze­goś, cze­go wszy­scy po­tem po­ża­łu­je­my. Mamy po dru­giej stro­nie nie tyl­ko wro­gów, ale i sprzy­mie­rzeń­ców. Sta­ram się do nich do­trzeć i wiem, że wcze­śniej czy póź­niej uda mi się to zro­bić. Niech więc nie tra­ci pan na­dziei, choć oczy­wi­ście przy­go­to­wa­nie się na naj­gor­sze to za­wsze do­bre roz­wią­za­nie.

– Naj­gor­sze?

– Tak. Za­wsze le­piej być przy­go­to­wa­nym niż za­sko­czo­nym – wy­ja­śnił. – Mogę też pana za­pew­nić, że tak dłu­go, jak dłu­go znaj­du­je się pan pod moją ochro­ną, ze stro­ny za­ło­gi Si­lver Stag nic panu nie gro­zi. Je­śli na lą­dzie bę­dzie się pan czuł nie­pew­nie, pro­szę wró­cić na po­kład i zo­stać pod opie­ką wach­to­wych.

Ja­cob spró­bo­wał uśmiech­nąć się i dać znać, że ro­zu­mie obiet­ni­cę ochro­ny i jest za nią wdzięcz­ny. Wie­dział, że nie wszy­scy na po­kła­dzie w rów­nym stop­niu za­słu­gi­wa­li na za­ufa­nie, ale w to­wa­rzy­stwie więk­szo­ści lu­dzi Burn­sa czuł się bez­piecz­nie.

– Ka­pi­ta­nie, co się do za­ło­gi. Lu­dzie są się nie­spo­koj­ni…

– Wiem, pa­nie Adams. Chce mi pan przy­po­mnieć, że nie mają pie­nię­dzy, praw­da?

Ja­cob kiw­nął gło­wą, zmie­sza­ny re­ak­cją do­wód­cy. Zwra­ca­nie uwa­gi do­wód­cy na kwe­stie fi­nan­so­we na­le­ża­ło do jego za­dań, na­wet je­śli był prze­ko­na­ny, że ten świet­nie zda­wał so­bie ze wszyst­kie­go spra­wę.

– Lu­dzie za­wsze uwa­ża­ją, że nie mają pie­nię­dzy, na­wet wów­czas, gdy nie do koń­ca jest to praw­dą. Przy­zwy­cza­ili się do tego, co zna­czy duży pryz, dla­te­go po­strze­ga­ją ubó­stwo ina­czej niż kie­dyś. Zresz­tą nie­ba­wem wy­ru­szy­my z por­tu. Wiem, że taka od­po­wiedź ich nie usa­tys­fak­cjo­nu­je, ale pro­szę im prze­ka­zać, by spo­dzie­wa­li się no­wych roz­ka­zów w naj­bliż­szych dniach. Zresz­tą roz­ma­wia­łem już z Mary, któ­ra zgo­dzi­ła się utrzy­mać otwar­ty ra­chu­nek dla za­ło­gi. Mogą się tu sto­ło­wać, za­ba­wić i na­pić. Dług spła­cą, gdy bę­dzie ich na to stać, a za­pew­niam pana, że nie­dłu­go będą mo­gli po­zwo­lić so­bie na znacz­nie wię­cej.

– Ro­zu­miem się.

– Niech pan nie my­śli, że nie ro­zu­miem po­wa­gi sy­tu­acji – do­dał. Nie mu­siał tłu­ma­czyć się przed bu­chal­te­rem. Po­sta­no­wił jed­nak wy­ja­śnić jesz­cze kil­ka spraw, spo­dzie­wa­jąc się, iż Ja­cob na­po­mknie o ich roz­mo­wie in­nym, roz­wią­zu­jąc przy­naj­mniej czę­ścio­wo pro­blem znie­cier­pli­wie­nia lu­dzi. – Za­ło­ga wy­bra­ła mnie na ka­pi­ta­na, mimo że wcze­śniej opo­wie­dzia­ła się za Har­ri­sem. Dali mi coś, co moż­na na­zwać dru­gą szan­są. Moż­na też spoj­rzeć na to jak na po­wrót do peł­ni władz umy­sło­wych, bo bądź­my szcze­rzy, Har­ris jako do­wód­ca za­pro­wa­dził­by ich tyl­ko na dno mo­rza lub na szu­bie­ni­cę. Jak­kol­wiek by­śmy to nie na­zwa­li, nie za­mie­rzam do­pu­ścić do ko­lej­nej re­be­lii. Nie będę się­gał do ter­ro­ru, są inne, lep­sze spo­so­by. Waż­ne jest to, jak mnie wi­dzą, i dla­cze­go mają do mnie sza­cu­nek. Ten naj­ła­twiej uzy­skać dzię­ki zło­tym mo­ne­tom, ale jest też w słusz­nych de­cy­zjach i nie­sza­fo­wa­niu zdro­wiem czy ży­ciem za­ło­gi. Po­sta­no­wi­łem za­pla­no­wać wszyst­ko bar­dzo do­kład­nie, a to wy­ma­ga cza­su, dla­te­go sto­imy na ko­twi­cy. Sta­ram się obrać cel, któ­ry po­zwo­li nam na­peł­nić kie­sę i jed­no­cze­śnie nie wy­zy­wać losu po­nad na­sze moż­li­wo­ści. Ro­zu­miem, że lu­dzie naj­chęt­niej wy­szli­by w mo­rze już dziś, ale tyl­ko do­głęb­ne przy­go­to­wa­nie da nam pew­ność, że coś, co być może oku­pi­my cięż­ką wal­ką, oka­że się war­te wy­sił­ków.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: