Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Skrywana namiętność - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Rok wydania:
2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Skrywana namiętność - ebook

Marisa poszukuje celebryty do poprowadzenia zbiórki pieniędzy na rozbudowę szkoły, w której uczy. Jej wybór pada na Cole’a, niegdyś sławnego hokeistę, dziś szefa firmy budowlanej. Jest tylko jeden problem. Marisa i Cole mieli kiedyś romans, który zakończył się katastrofą. Cole odrzuca jej propozycję, ale Marisa jest przekonana, że pod jego szorstkością kryje się dawna namiętność...

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-3372-9
Rozmiar pliku: 717 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Cole Serenghetti, pokaż się, no pokaż! – mruknęła pod nosem.

Czuła, że mówi jak bohaterka staroświeckiej bajki, ale słowa nie mogą przecież niczemu zaszkodzić.

Chociaż z drugiej strony lepiej uważać, czego się pragnie. Jakby na zawołanie spod rusztowania na budowie wyłonił się wysoki mężczyzna.

Żołądek skurczył się jej ze strachu. Ile już razy postanawiała to zrobić, ale w ostatniej chwili brakowało jej odwagi? Trzy? Cztery?

Jednakże uczniowie liceum Pershinga oczekiwali od niej, że sprowadzi Cole’a Serenghettiego do szkoły, nie mówiąc o tym, że zależała od tego jej kariera.

Marisa zdjęła rękę z kierownicy i podniosła do oczu lornetkę. Mężczyzna, którego twarz kryła się pod żółtym kaskiem, ruszył tymczasem w kierunku wyjścia z otoczonego łańcuchem terenu budowy przyszłego czterokondygnacyjnego szpitala. Sądząc po ubraniu – dżinsy, kraciasta koszula, kamizelka i robocze buty – mógłby ujść za zwykłego robotnika. Ale miał w sobie coś nieomylnie władczego, a dodatkowo wyróżniała go imponująca fizyczność.

Serce mocno jej zabiło.

Cole Serenghetti. Były zawodowy hokeista, dziś pełniący funkcję szefa rodzinnej firmy budowlanej Serenghetti Construction. Z którym jej dawny szkolny flirt doczekał się fatalnego zakończenia.

Nie wróżyło to niczego dobrego.

Marisa opuściła lornetkę i skurczyła się na siedzeniu. Tego tylko brakowało, by policjant przyłapał ją na śledzeniu bogatego dewelopera!

Szantażystka? Kochanka w ciąży? Złodziejka czyhająca na zaparkowanego nieopodal luksusowego range rovera?

Jak miałaby przekonać funkcjonariusza, że jest cenioną nauczycielką miejscowego liceum i nie ma złych zamiarów? Co by to była za ironia, gdyby została oskarżona o przestępcze prześladowanie wartego miliony faceta, straciła pracę i szacunek ludzi, podczas gdy w rzeczywistości chciała jedynie pomóc uczniom swojej szkoły.

Odłożywszy lornetkę, wyskoczyła z samochodu i pospieszyła w rozwianym płaszczu w kierunku mężczyzny, który zdążył tymczasem wyjść na chodnik. Mimo że było późne popołudnie i w mieście Springfield w zachodnim Massachusetts zbliżała się godzina natężonego ruchu, na bocznej uliczce panowała pustka.

Zaburczało jej w żołądku. Zdenerwowana perspektywą spotkania z Cole’em nie była w stanie zjeść lunchu.

– Cole Serenghetti?

Mężczyzna odwrócił się i zdjął z głowy kask.

Na widok ciemnych zmierzwionych włosów, orzechowych oczu i czerwonych, jakby wyrzeźbionych warg, Marisa zwolniła kroku. Lewy policzek mężczyzny przecinała długa blizna łącząca się z drugą mniejszą, na podbródku, którą miał już za szkolnych czasów.

Co nie przeszkadzało, że był wciąż najseksowniejszym mężczyzną, któremu kiedykolwiek nadepnęła na odcisk.

Wypatrując na jego twarzy znamion czasu, starała się pozbierać rozbiegane myśli.

Był dziś mężniejszy i bardziej barczysty niż jako osiemnastolatek, a na jego twarzy pojawiły się ostre bruzdy. Ale najbardziej uderzającą zmianą była emanująca z niego charyzma niegdysiejszego gwiazdora Krajowej Ligi Hokeja, który przeistoczył się we władającego milionami dewelopera.

Mimo że liceum Pershinga mieściło się na peryferiach Welsdale, miasta, które rodzina Sereghettich uważała za swój dom, Marisa po ukończeniu szkoły ani razu nie natknęła się na Cole’a.

On tymczasem obrzucił ją spojrzeniem, a na jego twarz wypłynął leniwy uśmiech.

Poczuła ogromną ulgę. Uśmiech zdawał się sugerować, że Cole jest gotów zapomnieć o dawnej krzywdzie.

– Powiedziałbym „tak”, nawet gdybym nie był Cole’em Serenghettim, ślicznotko. – Ponownie zlustrował jej postać, zatrzymując wzrok na głębokim wycięciu sukienki i smukłych nogach.

No nie! Nawet jej nie rozpoznał! Marisie zrobiło się słabo. Podczas gdy ona od piętnastu lat rozpamiętuje swoją, i jego, dawną zdradę, on najwyraźniej o wszystkim zapomniał i nic nie zakłóca mu spokojnego snu.

Zdawała sobie sprawę, że ona też się zmieniła. Jej włosy były krótsze, rozjaśnione, rozpuszczone, sięgające ramion. Figura nabrała kształtów, no i nie nosiła już tych koszmarnych okularów. Niemniej…

Początek był miły, ale musi mu jednak uświadomić, z kim ma do czynienia.

Wzięła głęboki oddech, by się uspokoić.

– Jak się masz Cole? Jestem Marisa Danieli.

Zapadła długa cisza. Twarz mu stężała, uśmiech zgasł.

Zdecydowała się przerwać milczenie.

– Mam nadzieję, że twoje „tak” jest aktualne – dodała, próbując obrócić niejasną sytuację w żart.

– Na twoim miejscu nie byłbym tego taki pewny.

Uff. Stało się to, czego najbardziej się obawiała.

– Upłynęło tyle czasu – odparła, starając się opanować drżenie głosu.

– I co z tego? – Obrzucił ją oceniającym spojrzeniem. – Jeśli dobrze zgaduję, nie znalazłaś się tu przypadkiem. Chyba że nabrałaś zwyczaju węszenia, co się dzieje na budowach.

Pracując dorywczo w latach szkolnych jako akwizytorka, Marisa przekonała się, że nie posiada daru przekonywania. Najwyraźniej nic się pod tym względem nie zmieniło. Spokojnie, tyko spokojnie.

– Liceum Pershinga potrzebuje twojej pomocy. Zwracamy się do ciebie, bo jesteś naszym najbardziej znanym absolwentem.

– Naszym?

Skinęła głową.

– Tak, uczę angielskiego w dziesiątej klasie naszej dawnej szkoły.

– Która nadal może na tobie polegać – zauważył z ironią w głosie.

– Tak. Jestem odpowiedzialna za zbieranie funduszy na nowe inwestycje.

– Gratuluję. Życzę powodzenia. – Wyminął ją bokiem, a ona odwróciła się w ślad za nim.

– Gdybyś mnie tylko wysłuchał…

– Na pewno bym uległ? Otóż wyobraź sobie, że nie jestem już tak wrażliwy na spojrzenia sarnich oczu jak piętnaście lat temu.

Zaskoczyła ją wzmianka na temat „sarnich oczu”, ale nie będzie się nad tym teraz zastanawiać.

– Szkoła pilnie potrzebuje nowej sali gimnastycznej. Jako zawodowy hokeista potrafisz najlepiej ocenić…

– Były hokeista – odparł, kładąc nacisk na pierwsze słowo. – Poszukaj kogoś innego.

– Przejrzałam rankingi wybitnych sportowców. Nadal jesteś pierwszy na liście. – Marisa potykała się o dziury w chodniku, usiłując dotrzymać mu kroku. Przydatne w szkole buty na obcasie nie zdawały w tych okolicznościach egzaminu.

Cole odwrócił się tak raptownie, że omal się z nim nie zderzyła.

– Nadal pierwszy na twojej liście? Czuję się zaszczycony – rzekł z gorzką ironią.

Marisie zapłonęły policzki. Brzmiało to tak, jakby próbowała go uwieść, a on ponownie odrzucał jej awanse.

W stosunkach męsko-damskich zaliczyła w życiu wiele niepowodzeń, ukoronowanych niedawnym zerwaniem zaręczyn przez narzeczonego. A wszystko zaczęło się w szkole, za sprawą Cole’a.

Dawno temu ona i Cole pochylali się razem nad książkami. Marisa kręciła się na krześle, myśląc o tym, by otrzeć się pod stołem nogą o jego nogę. Tak też zrobiła, i to nie raz, a on dotykał wargami jej ust…

Przemogła się.

– Szkoła potrzebuje twojej pomocy – podjęła. – Chodzi o to, żeby ktoś tak znany poprowadził planowaną za parę miesięcy uroczystą galę połączoną ze zbiórką pieniędzy na budowę nowej sali gimnastycznej.

– To znaczy, że ty potrzebujesz pomocy. Ale poszukaj sobie innego pomocnika – oświadczył nieprzejednanym tonem, choć w jego oczach zapaliły się osobliwe błyski.

– Udział w zbiórce pieniędzy na szkołę na pewno przyniesie korzyść Serenghetti Construction – podjęła kolejną próbę, rzucając na szalę wcześniej przygotowany argument. – Stworzy znakomitą okazję do nawiązania nowych kontaktów.

Odwrócił się, chcąc odejść, a ona chwyciła go za rękę. Natychmiast zrozumiała swój błąd i gwałtownie cofnęła rękę. Przypomniała sobie, jak kiedyś, piętnaście lat temu, wodząc dłońmi po ramionach Cole’a, wyszeptała jego imię, a on zaczął całować jej piersi. Czy nic się nie zmieniło? Czy jej zmysły będą zawsze tak samo gorąco reagować na każdy jego dotyk, każde spojrzenie i każde słowo?

– Przyszłaś, bo jestem ci potrzebny – stwierdził rzeczowym tonem.

Marisa skinęła głową. W ustach jej wyschło, mimo chłodu oblała ją fala gorąca.

– Ja niestety nie wybaczam tak łatwo, ani nie zapominam celowo popełnionych zdrad. Może to wada charakteru, ale tak już jest.

Oblała się rumieńcem. Często zadawała sobie pytanie, czy Cole wie na pewno, kto wygadał dyrektorowi, że to on spłatał szkole tamtego figla, wskutek czego został zawieszony w prawach uczniach, a szkolna drużyna przegrała doroczne mistrzostwa. No i teraz ma odpowiedź.

Miała wtedy poważne powody, aby postąpić tak, jak postąpiła, ale Cole zapewne nigdy tego nie zaakceptuje.

– Cole, to było dawno temu.

– Zgadza się. To należy do przeszłości, podobnie jak nasza znajomość – odparł, a spojrzawszy na zaparkowany przy krawężniku samochód, spytał: – To twój?

– Tak.

Otworzył drzwi, a ona zbliżyła się do krawężnika. Poczuła zawrót głowy i lekko się zatoczyła. Musi zebrać siły, aby dojść z godnością do samochodu, pomyślała, ale w tej samej chwili pociemniało jej w oczach.

Tracąc przytomność, usłyszała, jak Cole klnie pod nosem, oraz uderzenie kasku o bruk, po czym osunęła się wprost w jego ramiona.

Kiedy się ocknęła, powtarzał jej imię. Przez moment wyobraziła sobie, że czas się cofnął i wymieniają pieszczoty jak kiedyś w szkole, szybko jednak oprzytomniała i zrozumiała, co się stało. Czując bliskość jego ciepłego mocnego ciała, ostrożnie otworzyła oczy. Zobaczyła tuż przed sobą długą bliznę na policzku. Miała ochotę unieść dłoń i powieść po niej palcem.

– Jak się czujesz? – usłyszała jego głos.

– Już dobrze. Możesz mnie puścić.

– Jesteś pewna? Mam wątpliwości, czy to dobry pomysł.

Nie wiedziała, jakie były długofalowe skutki wypadku, który położył kres jego sportowej karierze, ale chyba niezbyt poważne, skoro bez widocznego wysiłku Cole utrzymywał ciężar kobiety średniego wzrostu.

– Wszystko w porządku, naprawdę.

Z wahaniem wypuścił ją z ramion, ale widząc, że Marisa stoi pewnie na nogach, cofnął się o krok.

Upokorzona, nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy.

– Całkiem jak za dawnych czasów – mruknął Cole z nutką ironii w głosie.

Nie musi jej przypominać. Pamiętała dobrze swoje zemdlenie podczas wspólnej nauki w szkolnej świetlicy. Wtedy po raz pierwszy wylądowała w jego ramionach.

– Jak długo byłam nieprzytomna?

– Niecałą minutę. – Schował ręce do kieszeni. – Czy coś ci dolega? Bo widzę, że nadal masz tę skłonność.

– Nic mi nie jest. Faktycznie czasami zdarza mi się zemdleć, lekarze mają na to jakąś skomplikowaną nazwę, ale bardzo rzadko.

Najwyraźniej ma fatalny zwyczaj popadania w omdlenie, kiedy Cole jest w pobliżu! Spotykają się pierwszy raz po piętnastu latach i ona znowu wycina taki numer. Wolała się nie zastanawiać, co mu teraz chodzi po głowie. Pewnie uważa ją za intrygantkę obdarzoną aktorskim talentem.

– To było świetnie zaplanowane podanie – zauważył zgryźliwie, odwołując się do sportowej terminologii.

Wyraźnie sugerował, że celowo zemdlała, aby zyskać na czasie i wzbudzić współczucie. Ale nawet się nie oburzyła, była na to zbyt zażenowana.

– Piłkę podaje się w futbolu, a ty jesteś przecież hokeistą. Więc po co miałabym to robić?

– Żeby zmylić przeciwnika.

– I co, udało się?

Cole miał taką minę, jakby żałował, że nie ma na sobie ochronnego stroju hokeisty. Więc jednak wytrąciła go z równowagi. Chwilowy triumf dodał jej ducha.

– Zdania nie zmieniłem.

Ręce jej opadły. Ruszyła wolno do samochodu.

– Czujesz się na tyle dobrze, żeby prowadzić? – zapytał, nie wyjmując rąk z kieszeni.

– Najzupełniej. – Poza tym, że była wyczerpana, czuła się pokonana i głęboko upokorzona.

– Powodzenia, Mariso.

Zdecydowanym gestem zatrzasnął drzwi jej samochodu, jakby ostatecznie się z nią żegnał. Już raz, wiele lat temu, zrobił jej coś podobnego.

Przekręcając klucz w stacyjce, czuła na sobie jego spojrzenie. A gdy odjeżdżając, popatrzyła we wsteczne lusterko, zobaczyła, że Cole stoi na chodniku, odprowadzając ją wzrokiem.

Nie powinna była przyjeżdżać. Niemniej musi jakimś sposobem uzyskać jego zgodę na poprowadzenie zbiórki. Nie po to zdobyła się na tak wielki wysiłek, żeby od razu rezygnować.

– Wyglądasz na faceta, który pilnie potrzebuje treningowego worka – zauważył Jordan Serenghetti, nakładając bokserskie rękawice.

– Cholerny szczęściarz! Ty przynajmniej możesz się wyładować, przykładając komuś kijem na lodzie.

W przeciwieństwie do starszego brata, który po ciężkim urazie musiał zrezygnować z kariery, Jordan nadal błyszczał w Lidze Hokeja.

Ilekroć Jordan wracał z trasy do rodzinnego miasta, dwaj bracia regularnie spotykali się na ringu. Cole’owi, który starał się zachować formę, sparingi z bratem urozmaicały nudną rutynę samotnych ćwiczeń w sali gimnastycznej.

– Mój najbliższy mecz i pierwsza okazja, żeby komuś przyłożyć, dopiero za trzy dni – odparł Jordan, podnosząc rękawice. – Ale ty masz chyba na tapecie jakąś wartą zachodu ślicznotkę.

Marisa Danieli była wprawdzie ślicznotką jak się patrzy, lecz Cole poprzysiągł sobie unikać jej jak zarazy. Jak na złość, odkąd w ostatni piątek ponownie wylądowała w jego ramionach, jej obraz go prześladował.

Jordan z szerokim uśmiechem poprawił na głowie bokserski kask.

– Ach prawda, zapomniałem, że Vicky rzuciła cię dla jakiegoś sportowego agenta. Jak on się nazywa?

– Sal Piazza – rzucił Cole, uchylając się od ciosu.

– No jasne, Salami Pizza.

– Wcale mnie nie rzuciła – burknął Cole. – Vicky…

– Zmęczył ją brak zaangażowania z twojej strony.

Cole wymierzył Jordanowi prawy prosty.

– Dobrze wiedziała, że łączył nas przelotny romans.

– Bo doszły ją słuchy, jaką masz opinię i wolała znaleźć sobie w porę kogoś innego.

– No i wszyscy są zadowoleni. – Wymieniali ciosy, tańcząc wokół ringu, nieświadomi otaczającego ich gwaru.

Mimo że była środa po południu, w hali bokserskiej Jimmy’ego nie brakowało ćwiczących. I chociaż utrzymywano w niej niską temperaturę, w powietrzu rozchodził się silny zapach potu.

Jordan wykonał parę obrotów głową.

– Mama chciałaby, żebyś się wreszcie ustatkował.

Cole wyszczerzył zęby.

– Tak samo byłaby uszczęśliwiona, gdybyś ty rzucił hokeja i przestał ryzykować wydanie fortuny na ortodontę, co jak wiesz również się nie stanie.

– Jedyna jej nadzieja w Ricku – dodał Jordan, mając na myśli średniego brata. – Ale czy ktoś wie, gdzie on się podziewa?

– Słyszałem, że jest z ekipą filmową na włoskiej Riwierze.

Brat Cole’a i Jordana był kaskaderem, czyli superryzykantem w gronie lubiących ryzyko braci. Ich matka często powtarzała, że wychowując trzech synów i córkę, prowadzi całodobowe pogotowie ratunkowe.

– Pewnie mają w ekipie co najmniej jedną ociekającą seksem gwiazdę i na planie roi się od paparazzich – rzekł Jordan, wykrzywiając usta.

– Mama może jeszcze liczyć na Mię, chociaż nie ma jej pod ręką. – Ich jedyna siostra, najmłodsza z rodzeństwa, przeniosła się do Nowego Jorku, gdzie odnosiła sukcesy jako projektantka mody. Tak więc z całego rodzeństwa tylko Cole miał stałą bazę w rodzinnym mieście.

– Ciężko być najstarszym – zauważył Jordan, jakby czytał w głowie brata. – Ale z nas wszystkich tylko ty nadajesz się do prowadzenia firmy.

Tuż po tym, jak kontuzja położyła kres sportowej karierze Cole’a, ich ojciec Serg doznał rozległego wylewu i najstarszy syn przejął po nim władztwo w firmie budowlanej Serenghetti Construction.

– Ciężko nie ciężko, to po prostu mój obowiązek.

To powiedziawszy, Cole skorzystał z okazji, by wymierzyć Jordanowi prawy sierpowy. Bardzo brata kochał, niemniej trochę mu zazdrościł, nie tyle pozycji gwiazdora, którą sam niedawno utracił, ile zażywanej przez niego swobody.

Ojciec od lat nosił się z nadzieją, że przynajmniej jeden z synów przejmie po nim rodzinny interes i odpowiednio ich do tego przygotowywał.

Cole od wczesnych lat pracował w wakacje na budowach, ale nie przewidział, że będzie nagle zmuszony nie tylko przejąć firmę, ale stać się niejako głową rodziny. W dodatku przedsiębiorstwo od dawna kulało i Cole robił, co mógł, aby utrzymać się na rynku.

Ale jeżeli sprawy ułożą się po jego myśli, powróci wkrótce do dawnego życia. Już nie jako zawodnik, ale dawne kontakty otwierały przed nim różne możliwości, na przykład mógłby zostać trenerem.

– No więc powiedz w końcu, co cię wprawiło w taki zły humor – zagadnął Jordan, jakby prowadzili zwykłą rozmowę, a nie walczyli na ringu.

Cole wrócił myślami do problemu, który od kilku godzin uwierał go jak kamień w bucie. Czyli do kobiety, która… Skoncentruj się na tym, ile złego ci wyrządziła, upomniał się w duchu. A na głos powiedział:

– Dzisiaj w południe na budowie zjawiła się Marisa Danieli.

Jordan wyraźnie nie kojarzył.

– Liceum – podrzucił Cole.

Bracia chodzili wprawdzie do różnych szkół średnich, ale Jordan wiedział, kim była Marisa. Po tym, jak się walnie przyczyniła do zawieszenia Cole’a w ostatniej klasie, zyskała sobie złą sławę zarówno wśród braci, jak i ich kolegów.

– Bombowa Lola Danieli? – zapytał Jordan z krzywym uśmieszkiem.

Cole nigdy nie lubił tego przezwiska, i to jeszcze zanim Marisa stała się w jego oczach winną jego szkolnych niepowodzeń Lolitą. Przydomek miał ironiczny charakter, bo w sposobie, w jaki się wówczas zachowywała i ubierała, nie było nic seksownego.

Nigdy nie przyznał się nikomu, co ich wcześniej łączyło. Dopiero bracia mieliby używanie! Postronni wiedzieli o niej tylko, że doniosła na Cole’a do dyrektora szkoły, czym ostatecznie przypieczętowała jego los.

Chwila, w której dyrektor dał do zrozumienia, że donosicielką jest Marisa, na zawsze wryła mu się w pamięć. Od tamtej pory zaprzestał płatania w szkole psikusów.

Ale chodziło nie tylko o to. Na niekorzyść Marisy dodatkowo przemawiał fakt, że zjawiła się niedługo po tym, jak ciężka kontuzja ostatecznie zakończyła jego sportową karierę, przypominając mu, że u samego początku omal nie zamknęła mu drogi na lodowisko.

Mocny cios Jordana w ramię sprawił, że Cole zachwiał się, co zmusiło go do powrotu do rzeczywistości.

– Nie gap się, braciszku! – upomniał go Jordan. – Co do mnie, to nie widziałem Marisy na oczy od matury.

– Jeszcze wczoraj mogłem powiedzieć to samo.

– I co? Zorientowała się, że stanąłeś na nogi i chce cię znowu znokautować?

– Ale z ciebie dowcipniś.

– Jestem bratem od rozśmieszania.

– I co za braterska lojalność!

Jordan opuścił gardę.

– Nie zamierzam bronić tego, co ci zrobiła. Wykluczenie z gry w ostatnim meczu, przez co szkoła utraciła tytuł mistrzowski, musiało cię cholernie dużo kosztować. Zresztą wszyscy potem obchodzili ją szerokim łukiem. Ale ludzie się zmieniają.

Cole trafił go prawym prostym.

– Chce, żebym poprowadził galę połączoną ze zbieraniem funduszy na budowę nowej sali gimnastycznej w Pershingu.

Jordan gwizdnął przez zęby.

– Ma baba charakter.

Marisa zmieniła się także pod innymi względami, ale na ten temat Cole wolał się przed bratem nie rozwodzić. Jej dzisiejsze wcielenie zasługiwało w pełni na miano Bombowej Loli. W pierwszej chwili, nim ją rozpoznał, zrobiła na nim piorunujące wrażenie. Zobaczył przed sobą chodzący seks. To czysty kryminał, by nauczycielka śmiała tak wyglądać!

Znikły sowie okulary, jakie nosiła w szkolnych czasach, a dłuższe niż wówczas, rozpuszczone włosy opadały na ramiona burzą loków. Zamiast bezkształtnych bluz miała na sobie sukienkę podkreślającą kształty, które zaokrągliły się wszędzie, gdzie trzeba. Cole był w stanie to ocenić, bo sam kiedyś je pieścił.

Nim zrozumiał, z kim ma do czynienia, pomyślał, że sami bogowie zesłali mu nagrodę za ciężko przepracowany tydzień. Kiedy zaś się opamiętał, Marisa znowu wpadła mu w ramiona. I przez kilka następnych sekund wpatrywał się w jej twarz, targany sprzecznymi uczuciami: zdziwienia, złości, troski i… tak, pożądania. Wciąż czuł dotyk spoczywającego w jego ramionach ciała, którego sygnały działały na jego zmysły, całkowicie omijając zdrowy rozsądek.

Tym razem to Jordan trafił go w środek torsu.

– Obudź się, braciszku! Wciąż o niej myślisz?

Cole uśmiechnął się smętnie.

– Wysunęła argument, że moje uczestnictwo w zbiórce pieniędzy na szkołę może stanowić dobrą reklamę dla Serenghetti Construction.

– Sprytna baba. Trudno mieć jej to za złe.

Cole wydał z siebie niechętne burknięcie. Argument Marisy ma sens, ale wolałby stracić przednie zęby, niż przyznać jej rację. Miał wrodzoną niechęć do autoreklamy. Jako zawodowy hokeista, ku rozpaczy swego agenta, unikał jak ognia okazji do zdobycia tak zwanej osobistej popularności. A po przejęciu sterów rodzinnego przedsiębiorstwa koncentrował się bardziej na doskonaleniu organizacji pracy niż na reklamie.

Marisa miała głowę nie od parady, to fakt. Czego nie można było powiedzieć o większości kobiet, za którymi się uganiał jako gwiazda hokeja. W szkole uchodziła wręcz za książkowego mola. Koledzy, którzy w męskiej garderobie lubili wymieniać uwagi na temat dziewcząt, nie mieli pojęcia o jej rozmiarach; była poza ich zasięgiem. Tylko on odkrył w końcu, że Marisa nosi biustonosz rozmiar C. I za to odkrycie zapłacił wysoką cenę.

Teraz jak nic nosiła rozmiar D. I była w stanie doprowadzić do zguby każdego mężczyznę, który stanął na jej drodze. Ale tym razem on nie będzie jej ofiarą.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: