Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Slatron. Przeznaczenie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 kwietnia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Slatron. Przeznaczenie - ebook

Salamina w wieku sześciu lat została adoptowana. Jej pochodzenie owiane jest tajemnicą ̵ nie wiadomo, kim byli jej rodzice ani gdzie się urodziła.

W dniu szesnastych urodzin okazuje się, że Salamina nie jest zwykłą nastolatką. Posiada niezwykłe moce, które będzie musiała nauczyć się kontrolować. Wszystko wyjaśni się podczas pobytu w szkole dla… postaci nadludzkich.

Kiedy było już ciemno i dobrze po dwudziestej, odprowadził mnie do pokoju. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami. Przyjrzał mi się uważnie, lekko się uśmiechnął i prawie niezauważalnie zbliżył do mnie na tyle blisko, że czułam jego ciepło bijące od ciała i miętowy oddech na skórze.
Wzdrygnęłam się, a on zaśmiał.
– To było świetne popołudnie. Dobrze się bawiłem.
– Ja też – powiedziałam cicho.
Przysunął się jeszcze bardziej, a nasze twarze dzieliły już centymetry. Moje policzki płonęły, a dłonie miałam lepkie od potu. Byliśmy sekundy od pocałunku. Chłopak nie przestawał się zbliżać.


Nazywam się Aleksandra Szymaniak. Urodziłam się 22 września 2000 roku w Gorzowie Wielkopolskim. Moją największą pasją jest pisanie, aktorstwo oraz taniec. W wolnych chwilach czytam oraz oglądam seriale amerykańskie. Książkę „Slatron. Przeznaczenie” tworzyłam półtora roku. Piszę także krótkie opowiadania, aby ćwiczyć i rozwijać umiejętności. Mam nadzieję, że moje „pióro” przypadnie Wam do gustu.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8083-365-4
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

25 sierpnia, wybrzeża Portugalii

Leżałam na wilgotnym piasku. W oddali słyszałam szum morskich fal. Powoli otworzyłam oczy, co mi przyszło z ogromną trudnością, ponieważ twarz miałam obsypaną piaskiem. Nade mną stały dwie osoby: kobieta i mężczyzna. Byli osłupieni i przerażeni. Zadawali mi różne pytania, głównie jak się tu znalazłam. Nic nie pamiętałam, nawet swojego imienia. Nie miałam przy sobie choćby torebki.

Nie wiedzieli, co ze mną zrobić – zaprowadzić na policję czy może jednak na własną rękę poszukać mojej rodziny. Na jakiś czas zabrali mnie do swojego domu. Nie był on duży, za to skromny i uroczy, z ogródkiem, który zdobiły piękne wiosenne kwiaty. Dostałam swój pokój, czyste ubranie oraz pięć posiłków dziennie.

Próbowali odszukać moich rodziców, dając ogłoszenia w lokalnej gazecie, pytając przechodniów w mieście, lecz na darmo. Postanowili mnie adoptować. Dali mi na imię Salamina, miałam wówczas sześć lat. Z czasem oswajałam się z tymi ludźmi, domem i miastem. Chodziłam nawet do przedszkola, ale nie miałam zbyt wielu przyjaciół. Zazwyczaj bawiłam się sama. Do opiekunów przywykłam mówić mama i tata już po kilku dniach od wypadku. Często spędzali ze mną czas. Bawili się, jeździli na miejscowy plac zabaw, kupowali mi prawie wszystko, co chciałam. Datę urodzin ustalili na dzień mojego znalezienia, czyli dwudziestego piątego sierpnia.

Gdy dorastałam, coraz bardziej zastanawiało mnie, skąd się wzięłam i kim są moi biologiczni rodzice. Byłam bardzo ciekawa świata. Pewnego dnia, w dzień moich szesnastych urodzin, nagle wszystko się zmieniło…Rozdział 1

Dziesięć lat później…

25 sierpnia

Obudziłam się o wschodzie słońca. Powoli otworzyłam oczy, przeciągnęłam się i prawą ręką chwyciłam telefon leżący na małej drewnianej półce obok mojego łóżka. Zerknęłam na zegar. Super! Spałam tylko cztery godziny. Męczyła mnie bezsenność. Jeśli już udało mi się jakimś cudem zasnąć, miałam koszmary lub czarną pustkę przed oczami. Bałam się, bo wkrótce zaczynała się szkoła i wstawanie przed szóstą rano, by zdążyć się przygotować i nie spóźnić na pierwszą lekcję.

Dziś były moje szesnaste urodziny. Od dziesiątego roku życia nie wyprawiałam przyjęć, gdyż właśnie wtedy jeden z zaproszonych kolegów z klasy obraził mnie przy wszystkich. Popłakałam się i nie chciałam wyjść już nigdy więcej ze swojego pokoju. To były najgorsze urodziny, jakie kiedykolwiek przeżyłam. Jednak gdy przyjaźniłam się z Blancą, z każdym rokiem sytuacja nieco się zmieniała. Teraz nie spędzałam już urodzin sama. Umówiłyśmy się w jedynej, ale dobrej, kawiarni w miasteczku.

Z Blancą znam się od małego. Chodziłyśmy razem do podstawówki – od pierwszej klasy. Od samego początku trzymałyśmy się razem. Dzięki niej nabrałam większej pewności siebie, bo przez wypadek, który przeżyłam w dzieciństwie, byłam bardzo nieśmiała. Wstydziłam się, wręcz bałam się ludzi. Polubiłam ją pewnie ze względu na to, że tylko ona odważyła się mnie obronić przed głupimi zaczepkami moich rówieśników.

Powolnym ruchem wstałam z łóżka. Spojrzałam w lustro wiszące nad komodą. Moje włosy były potargane, a oczy zmęczone. Miałam raptem dwie godziny, aby się przygotować.

Włożyłam kapcie i zeszłam po schodach na parter. Mój pokój znajdował się na piętrze. W kuchni spotkałam moich rodziców. Jedli śniadanie.

Tata jest wysoki i szczupły. Ma ciemne włosy i niebieskie oczy. Zawsze ubrany jest w garnitur, czasami nawet w domu. Mama natomiast jest niska, niewiele wyższa ode mnie. Szczupła i wysportowana. Ma czarne, krótkie włosy do ramion. Zazwyczaj wkłada dżinsy i biały T-shirt, a na niego marynarkę z idealnie ułożonymi mankietami.

Dostałam się niezauważona do łazienki dla gości, która mieściła się po lewej stronie schodów. Po prawej były drzwi frontowe. Zdjęłam pidżamę i weszłam pod prysznic. Umyłam ciało żelem kokosowym, a włosy szamponem, po czym dokładnie się spłukałam. Przez chwilę stałam jeszcze pod ciepłym strumieniem wody, a potem wychodząc, założyłam niebieski szlafrok.

Rozczesałam długie brązowe włosy i umyłam zęby. Kiedy wyszłam z łazienki, tata jeszcze był w domu, wkładał swoje idealnie wypastowane buty, poprawiał krawat i zakładał czarną marynarkę. Zawsze sprawiał wrażenie perfekcyjnego.

– Salamino, możesz tu na chwileczkę przyjść? – zawołał mnie tata.

– O co chodzi?

– Mama i ja mamy do załatwienia kilka formalności związanych z firmą i wzywają nas do banku. Nie będzie nas do szesnastej. Jeśli wrócisz przed nami, w lodówce masz obiad, odgrzej sobie, jakbyś była głodna – odparł.

– Dobrze, będę pamiętać! – przytaknęłam.

– Wszystkiego najlepszego, Salamino! – krzyknął i podał mi bukiet kwiatów oraz prezent.

– Myślałam, że zapomniałeś. – Uśmiechnęłam się.

– No jak bym mógł zapomnieć? Dobrze, moja jubilatko, ja już muszę jechać, bo się spóźnię. Mama również kazała ci przekazać życzenia. – Mocno mnie uścisnął i pocałował w czoło. – Do popołudnia! – Otworzył drzwi i wyszedł.

– Do zobaczenia! – krzyknęłam.

Stałam jeszcze przez chwilę w holu, przyglądając się różnorodnym kwiatkom owiniętym różowym ozdobnym papierem z kolorowymi wstążeczkami, i ruszyłam po schodach do swojego pokoju.

Miał on dużą przestrzeń, ściany koloru fioletowego i ogromne łóżko przykryte narzutą i poduszkami o różnych kolorach i kształtach. Naprzeciwko łóżka stała komoda, a nad nią wisiał telewizor średniej wielkości. Przy oknie miałam biurko, na którym zawsze panował bałagan i rzadko się zdarzało, abym na nim posprzątała. Leżał tam głównie laptop, woda mineralna, lampka, książki, ładowarka od telefonu.

Położyłam prezent na sofie i do dzbanka wlałam chłodnej wody, aby wstawić tam bukiet kwiatów. Postawiłam go na parapecie za moim biurkiem, a następnie spojrzałam na zegar wiszący nad łóżkiem.

Miałam jeszcze kilka dobrych minut do wyjścia.

Przyjrzałam się paczce. Prezent nie był duży, ale zapakowany w śliczną, ozdobioną różnymi wzorkami torbę. W środku znajdowało się malutkie pudełeczko na biżuterię. Otworzyłam je. Znalazłam łańcuszkową bransoletkę z moimi inicjałami. Widziałam identyczną w sklepie i bardzo mi się podobała. Najwyraźniej mama to wiedziała i sprawiła mi wraz z tatą wspaniały prezent. Aż łzy pociekły mi strużkami po zaróżowionych policzkach.

Przypomniały mi się wszystkie chwile, gdy kiedyś tańczyłam. Chodziłam do studia tanecznego między szóstym a czternastym rokiem życia. Niestety, doznałam kontuzji tak poważnej, że musiałam zrezygnować, bo po roku ciężko byłoby mi wrócić do dawnej formy. Teraz pozostało mi ćwiczenie w domu. Trochę też śpiewam. Tylko tej umiejętności uczyłam się sama. Ale z każdą piosenką idzie mi coraz lepiej. Zarówno taniec, jak i śpiew to moje największe pasje.

W końcu mogłam zacząć się ubierać. Nie chciałam tego robić za wcześnie, by nie pobrudzić i nie pognieść świeżo wypranych i wyprasowanych ubrań. Tak, jeśli chodzi o ubrania, miałam na tym punkcie obsesję.

Podeszłam dwa kroki i zajrzałam do komody. Musiałam pomyśleć, co dzisiaj założę, i postanowiłam, że będzie to jedwabna czarna sukienka do kolan z turkusowym paskiem w komplecie. Do tego włożyłam białe baleriny. Uwielbiałam dobierać ubrania, choć nie zawsze mi to wychodziło. Spakowałam jeszcze do torebeczki najpotrzebniejsze rzeczy i byłam gotowa do wyjścia.

Zeszłam schodami na parter. Porządnie zamknęłam drzwi frontowe, kilka razy się przy tym upewniając, i ruszyłam na przystanek autobusowy, który był niedaleko. Mieszkałam w małym miasteczku niedaleko Lizbony. Jest to spokojna i mało zaludniona miejscowość. Nie ma bloków ani drapaczy chmur. Za to są śliczne domki otoczone wysokimi płotami, przez które widać radosne dzieci biegające po podwórku.

Zazwyczaj jest tutaj ładna pogoda, rzadko pada deszcz, a temperatura wzrasta powyżej dwudziestu stopni. Miasteczko jest dla mnie wyjątkowe i urocze, może dlatego tak bardzo mi się tu podoba?

Na przystanek dotarłam po kilku minutach. Blanca już tam czekała. Gdy mnie ujrzała, uśmiechnęła się i ruszyła mi naprzeciw. Miała przepiękne czarne loki do ramion, a grzywkę często spinała lub zaczesywała do tyłu. Była równo opalona i lekko pomalowana, tak jak ja. Blanca jest szczupła i wysportowana. Uwielbia słodkie rzeczy, ale nigdy nie zauważyłam, by kiedykolwiek przytyła.

– Hej, Sal! Wszystkiego najlepszego! – Ścisnęła mnie bardzo mocno i podarowała prezent urodzinowy.

– Dziękuję ci bardzo. – Uśmiechnęłam się szeroko. – Za ile mamy autobus? – zmieniłam temat.

– Myślę, że za chwilkę powinien się zjawić. – Blanca odwróciła głowę, zerkając, czy jedzie nasz środek transportu.

Po krótkiej chwili pojazd wjechał na wyznaczony zjazd. Weszłyśmy do środka, zakupiłyśmy bilety u kierowcy, wymieniając z nim uśmiechy, i usiadłyśmy na wolnych miejscach. Całą drogę przesiedziałyśmy w ciszy. Tak szczerze, to był nasz zwyczaj; kiedy dokądś jedziemy, to rozmowy zostawiamy na później.

Lokal znajdował się w samym centrum, dlatego wysiadłyśmy jak najbliżej niego. Kiedy jednak szłyśmy, czułam, jakby ktoś nas obserwował, śledził. To było potworne uczucie. Przeszły mnie dreszcze. Zrobiło mi się zimno. Stałam tam jak skamieniała, nie mogąc się ruszyć. Poczułam ciepło zaraz za lewym ramieniem. Z każdą sekundą coraz bardziej zaczynało się nasilać, aż poczułam pieczenie, jakby od oparzenia. Skrzywiłam się. Po chwili ból minął. Nic już nie czułam. Jedynie ulgę i przerażenie tą sytuacją.

Rozejrzałam się dookoła. Nikogo w pobliżu nie było. Lekko szturchnęłam przyjaciółkę i momentalnie przyspieszyłam kroku. Blanca poszła w moje ślady. Obudził się we mnie strach. Coś w środku nakazywało mi stąd uciekać. Znajdowałyśmy się już na ulicy, przy której mieściła się kawiarnia. Szybko wbiegłyśmy do środka. Zwróciłyśmy na siebie uwagę gości.

Wnętrze udekorowane w stylu królewskim przykuwało wzrok klientów. Ściany obłożone były chropowatym marmurem, a po całym pomieszczeniu rozstawione zostały fotele z wysokimi oparciami i rączkami po bokach. Między siedziskami postawiono małe stoliczki do kawy. My zajęłyśmy miejsca przy dużym panoramicznym oknie.

Z lady zabrałyśmy karty napojów. Wybrałam gorącą czekoladę z bitą śmietaną i syropem klonowym. Nie przepadam za kawą. Uważam, że jeszcze za wcześnie na jej picie. Do tego domówiłam croissanta. Blanca zaś zamówiła mrożoną kawę z bitą śmietaną i polewą truskawkową. Czy to do siebie pasuje? Moim zdaniem nie do końca, ale każdy ma własny gust i nie miałam zamiaru jej tego wypominać.

Teraz dopiero mogłyśmy rozmawiać o codziennych „problemach nastoletnich dziewczyn”.

– No to opowiadaj: co u ciebie? – zapytałam pierwsza.

– A… no wiesz, nic nowego. – Zarumieniła się.

– Coś się stało. Widać z daleka, jak się czerwienisz – zaśmiałam się. – No powiedz. Jestem bardzo ciekawa.

– Poznałam chłopaka – zaczęła – na razie to nic wyjątkowego, ale bardzo mi się podoba, choć wydaje się, że uważa mnie tylko za koleżankę – ciągnęła. – Ma bujne czarne loki, jak ja, niebieskie oczy i piękne rysy twarzy. Jest nie za wysoki, ale za to umięśniony. Lubię, jak się uśmiecha… – rozmarzyła się.

– Ile ma lat? Jak się nazywa?! – przerwałam jej i zasypałam pytaniami.

– Jest dwa lata starszy i ma na imię Adriano. – Blanca uśmiechnęła się słodko. – Spotkałam się już z nim kilka razy. Mamy wiele wspólnego.

– To powiedz mu, co czujesz – zaproponowałam.

Pierwszy raz dałam komuś radę w sprawie miłości, chociaż sama jeszcze nigdy się nie zakochałam. To takie dziwne.

– To nie jest takie proste, a jeśli on mnie odrzuci i już nigdy się nie odezwie?

– Jeśli tak postąpi, to jest kompletnym dupkiem i gnojkiem. – Zaśmiałam się szczerze.

W tej samej chwili podszedł kelner i podał nam nasze napoje wraz z przekąskami. Wyglądały bardzo apetycznie. Na moment przerwałyśmy dyskusję i delektowałyśmy się tym, co mamy na talerzach i w kubkach.

Po wyjściu z kawiarni czułam, jak kurczy mi się żołądek. Bałam się, że znowu przytrafi mi się to samo. Żeby się tym nie zadręczać, obejrzałam prezent, który podarowała mi Blanca. Książka była zatytułowana Nauka tańca jazzowego – krok po kroku.

– Dziękuję jeszcze raz – wyszeptałam.

– Nie ma za co. Masz dzisiaj urodziny. – Przyjaciółka lekko podniosła lewy kącik ust. – A dlaczego po wyjściu z autobusu tak uciekałaś? – Skrzywiła się.

– Czułam, że ktoś mnie śledzi, i wystraszyłam się.

– Nadal tak masz? – spytała zdruzgotana.

– Teraz nie. Pierwszy raz odczułam to w drodze do kawiarni i oby ostatni. – Wzruszyłam ramionami.

Podjechał autobus. Wsiadłyśmy i kupiłyśmy bilet. Tym razem jechała dosyć duża grupa osób i nie było miejsca. Byłyśmy zmuszone stać. Blanca powiedziała, że wysiądzie przystanek wcześniej, więc wracałam do domu samotnie. Wtedy pierwszy raz tak bardzo się bałam. Uwielbiałam samotność, ale nie tym razem. Nie czułam się bezpiecznie. Miałam traumę po ostatnim wydarzeniu. Cały czas gnębiło mnie to przeczucie, że ktoś mnie obserwuje. Czy ja za bardzo wszystko wyolbrzymiałam? Czy jestem panikarą?

Zanim weszłam do domu, obejrzałam się dookoła, upewniając się, że na pewno nikogo nie ma w pobliżu. Otworzyłam drzwi. Trochę czasu mi to zajęło. Czasami mam problem z rozróżnianiem kluczy. Mam ich naprawdę bardzo dużo.

Zdjęłam baleriny, odłożyłam prezent i podniosłam pocztę, która wpadła nam przez otwór w drzwiach przeznaczony właśnie do tego celu. Było w sumie pięć przesyłek. Pierwsza to koperta od babci z Hiszpanii. Wysłała mi pieniądze i kartkę urodzinową – jak co roku. Druga była zaadresowana do rodziców, dlatego nie otwierałam. W trzeciej znajdowały się rachunki, a czwarta koperta w kolorze écru z dziwnym herbem na środku była skierowana… do mnie. W środku znajdował się list. Piąta już mnie nie interesowała.Rozdział 2

SZKOŁA DLA POSTACI NADLUDZKICH OMEGA

Szanowna Panno Salamino,

z przyjemnością pragniemy poinformować, że została Pani przyjęta do szkoły dla postaci nadludzkich OMEGA. Rok szkolny rozpoczyna się 7 września, a dzień wcześniej przyjedzie po Panią kierowca i dowiezie do szkoły. Szczegółowe informacje można uzyskać po wpisaniu w wyszukiwarce internetowej nazwy szkoły od tyłu i wypełnieniu wyznaczonego pola swoimi danymi (imię i nazwisko, wiek, numer identyfikacyjny).

Prosimy o zachowanie tego listu w tajemnicy!

Z wyrazami szacunku –

Lydie Bardes

sekretarka szkolna

Przez chwilę stałam jak wryta, patrząc na list. Nie rozumiałam, co to miało znaczyć. Dla postaci nadludzkich? Ja niby miałabym tam uczęszczać? Czy to był żart znajomych z klasy? A może naprawdę jest jakaś szkoła, do której chciano mnie przyjąć? Zastanawiałam się nad tym, do ilu szkół składałam podanie i jak one się nazywały. W spisie nie znalazł się uniwersytet o tej nazwie, a co najlepsze – tego rodzaju.

Podeszłam do biurka, na którym leżał laptop. W wyszukiwarce wpisałam to, o co prosili. Ku mojemu zdziwieniu na ekranie pojawił się duży napis: OMEGA. Poniżej wymagali imienia i nazwiska, a także należało podać wiek i numer identyfikacyjny. Bez wahania pobiegłam i chwyciłam rozdartą kopertę z podłogi w korytarzu. Z nadzieją przeczytałam ponownie komunikat. Zalała mnie fala mdłości. Aż musiałam złapać się za brzuch, żeby nie zwymiotować na środku przejścia do salonu. Kiedy usiadłam z powrotem na krześle, ponownie spojrzałam na kartkę kredowego papieru. Kilkadziesiąt sekund zajęło mi dojrzenie malutkiego druczku w prawym dolnym rogu.

Zaczęłam uzupełniać puste miejsca.

– Salamina Wingret – powiedziałam do siebie – lat szesnaście. Numer identyfikacyjny: 47341244.

Nacisnęłam enter.

– Udało się! – pisnęłam.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to motyw i kolorystyka – kość słoniowa i złoto – oraz duży symbol omega jako nagłówek. W zakładkach znalazłam między innymi informacje o szkole (pisali głównie o zbliżającym się nowym roku szkolnym), sklep z artykułami szkolnymi i podręcznikami, regulamin i informacje dla rodziców lub opiekunów prawnych.

Nie miałam szans zobaczyć niczego więcej, ponieważ do domu wpadła mama. Szybko zamknęłam laptop.

– Salamino, wróciliśmy! – krzyknęła, zdejmując buty. – Czemu rzuciłaś tutaj te wszystkie listy?

– Przepraszam, już je podnoszę. – Popatrzyłam na nią skoncentrowanym i poważnym wzrokiem. – Musimy koniecznie pogadać. – Podniosłam papiery i odłożyłam na blat w kuchni.

Bałam się reakcji rodziny. A jeśli nie będą chcieli mnie tam puścić? Albo powiedzą coś, o czym nie chciałabym wiedzieć, jak na przykład: „Masz nadnaturalne moce” lub: „Masz dar, za który chcą cię zabić”? Przeczytałam za dużo książek. Mam paranoje.

– To co chciałaś nam powiedzieć takiego ważnego? – Uśmiechnięta mama usiadła na sofie w salonie.

– Dzisiaj przyszedł dziwny list w kopercie… – Podałam jej kartkę. – Jest z jakiejś szkoły, ale nie takiej szkoły, jaką sobie wyobrażacie. – Pokręciłam prawie niedostrzegalnie głową, zastanawiając się, jak to bezsensownie zabrzmiało.

Mama przeczytała uważnie. Jej oczy się śmiały, a zaraz potem usta.

– To na pewno jakiś głupi żart. Nie ma takiej akademii w Portugalii, a poza tym magia nie istnieje!

Jeszcze bardziej się spięłam. Nie wiedziałam, co mam w tym momencie powiedzieć. Mnie wcale nie było do śmiechu i mama musiała to zauważyć, bo też przestała chichotać. Przyjrzała mi się dokładnie, marszcząc brwi i mocno się nad czymś zastanawiając.

Nastało kilka sekund ciszy, aż w końcu przypomniałam sobie o stronie internetowej.

– To nie jest żaden kawał. – Wzięłam głęboki wdech. – Adres internetowy tej szkoły wpisałam w wyszukiwarce i faktycznie istnieje. Pokażę wam.

Powędrowałam do biurka. Chwyciłam laptop, wpisałam to co wcześniej i podałam komputer tacie. Usiadłam ponownie na kanapie. Ukradkiem zerkałam na twarze to mamy, to taty. Nie potrafili ukrywać emocji. Widziałam w ich oczach zaskoczenie, ale dostrzegłam również przerażenie.

– Coś strasznego – wyszeptał tato, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Chcesz mi teraz pokazać, że jesteś wampirem lub… czarownicą? – Tata spojrzał z poważną miną na mamę. Ona tylko kiwnęła głową. – Znajdź mi, proszę, dane komórkowe szkoły.

Wyszedł z salonu długimi krokami. Wrócił po chwili ze swoim telefonem i spisał numer, który wskazałam.

Spuściłam głowę, starając się wyglądać na pogrążoną w rozmyślaniach, jednak dokładnie przysłuchiwałam się, o czym rozmawia z osobą po drugiej stronie. Padały z jego ust takie słowa jak: „rozumiem”, „że co?!”, „tak” i pytanie, które powtórzyło się chyba z dwadzieścia razy: „czy tam jest bezpiecznie?”. Po odłożeniu słuchawki spojrzał na mnie i na mamę, wstrzymując oddech.

– Na tę chwilę nic konkretnego nie mogli mi powiedzieć, bo nie jestem postacią nadludzką. Oznajmili jednak, że wkrótce zjawi się tutaj pewna osoba, która dokładnie ci to wyjaśni.

– Czy zmienię się w jakiegoś potwora? Zaczynam wariować?! – gorączkowałam się.

– Skarbie, nic ci nie będzie i nie wariujesz. My sami jesteśmy zdezorientowani tą sytuacją, ale wszystkiego się dowiemy niedługo. Wiem na pewno, że nie jesteś zwykłą nastolatką, ale tego to ty sama się domyśliłaś – powiedział łagodnym tonem tato.

– Może to mieć jakiś związek z moją biologiczną rodziną i… genami? – Przełknęłam ślinę.

– Nie wiem, ale jest to jak najbardziej możliwe.

Sama nie wiedziałam, czy czułam w tym momencie ulgę, czy strach, bo właśnie wtedy przez głowę przeszły mi najgorsze myśli: „A jeśli oni nie żyją? A może zostawili mnie i wyjechali, i nie będą chcieli poznać? Albo urodziłam się przypadkiem i mnie nie chcieli – bo to w sumie jest całkiem możliwe, prawda?”.

– Ja chyba nie chcę tam jechać – oznajmiłam. – Nie chcę was zostawiać samych. Nawet jeśli są gdzieś tam moi biologiczni rodzice… to nawet gdybym ich poznała, nie czułabym z nimi więzi. To wy jesteście moją rodziną. – Uśmiechnęłam się.

– Salamino… – szepnęła mama. Miała zaszklone oczy. – Pamiętaj, że zawsze będziemy cię kochać, bez względu na wszystko. Zawsze będziesz naszą kochaną córeczką. Ale nie odbieraj sobie prawdopodobnie jedynej szansy na poznanie prawdy. Na odkrycie, kim naprawdę jesteś i kim możesz być. Zastanów się. Zrób to dla mnie. – Położyła ciepłą dłoń na moim kolanie. Mimowolnie samotna łza spłynęła mi po policzku.

– Dobrze, pomyślę.

***

Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Bolała mnie głowa. To pewnie od nadmiaru dzisiejszych emocji, które w tym momencie odczuwałam.

Brałam już telefon z półki obok łóżka, chcąc zadzwonić do Blanki i opowiedzieć jej o wszystkim, jednak przypomniałam sobie, co było napisanie pod koniec pisma: „Prosimy o zachowanie listu w tajemnicy!”. Jak wiadomość miałam zachować w sekrecie, tak samo pewnie nie mogłam nikomu o tym powiedzieć.

Zrezygnowałam.

Wzięłam więc do ręki książkę i zaczęłam czytać. Kochałam to. Zawsze kiedy źle się czułam, byłam samotna lub smutna, czytałam. Książki odrywały mnie od szarej rzeczywistości. Wszystko ze mnie opadało. Nie było już tego. Zatapiałam się w słowach i historiach, wyobrażałam sobie ten lepszy świat, magiczny. Pochłonięta fantastyką zasnęłam.

26 sierpnia

Następnego dnia rano zbudziło mnie lekkie pukanie do drzwi. Gwałtownie się podniosłam, ale natychmiast znowu opadłam na miękkie poduszki pod wpływem zawrotów głowy.

– Och – jęknęłam.

– Salamino? Wszystko w porządku? – Tata otworzył drzwi, po czym rozejrzał się i zatrzymał zmartwiony wzrok na mnie.

– Tak. Jest okej. Zakręciło mi się w głowie, za szybko wstałam.

Tym razem przeniosłam się do siadu powoli, przykładając jedną dłoń do czoła. Bolało koszmarnie. Nie mogłam się na niczym skupić. Obraz był rozmazany. Miałam wrażenie, jakbym śniła. Wszystko przez mgłę.

– Rozmawiałem wczoraj wieczorem z mamą. Doszliśmy do wniosku, że jeśli zdecydujesz się wyjechać, nie staniemy ci na drodze. Będziemy cię wspierać we wszystkim, co postanowisz.

Nie miałam zbytnio czasu, aby obmyślić plan działania, ale głęboko w sercu pragnęłam dowiedzieć się, kim jest kobieta, która wydała mnie na świat, i kim jest mężczyzna, który miał pokazać, jak brutalne potrafi być życie. Od momentu, w którym poznałam prawdę, co wydarzyło się dziesięć lat temu, dużo o nich rozmyślałam, dzięki czemu przebrnęłam przez wiele nieprzespanych nocy. Teraz, gdy dostałam możliwość odkrycia, kim naprawdę jestem, trudno było odmówić.

– Dobrze – powiedziałam krótko.

– Dzwoniłem już do szkoły. Dzisiaj przyjedzie doradca, który wszystko wyjaśni.

– Skąd wiedziałeś, że się zgodzę? – zapytałam, a na mojej twarzy zakwitał lekki uśmieszek.

– Salamino, musiałbym cię nie znać, żeby nie wiedzieć, że łatwo nie odpuścisz i wyruszysz, chociażby z czystej ciekawości. – Parsknął śmiechem.

– Kiedy przyjedzie?

– Koło południa, a jest już po dziesiątej, dlatego cię obudziłem, żebyś mogła się przyszykować.

– Dobrze, dziękuję. – Mocno go przytuliłam. Trwaliśmy chwilę w uścisku. Potem tato opuścił pokój.

Jeszcze dwadzieścia cztery godziny temu nie wiedziałam, że nie jestem zwykłą nastolatką. Nie miałam pojęcia o istotach i szkole. Byłam lekko zdenerwowana tą rozmową, ale chyba nadal nie rozumiałam, co się dzieje. Moje ciało zawsze wszystko przyswaja z niemałym opóźnieniem i dopiero gdy nadejdzie dzień wyjazdu, pojmę powagę sytuacji.

Mocno potrząsnęłam głową, żeby się rozbudzić, otrząsnąć i nie wyglądać na niewyspaną. Zazwyczaj pomagało, jednak nie dzisiaj. Cały czas miałam wrażenie, że pominęłam ważny szczegół, że to, co ma się zdarzyć siódmego września, nie jest prawdą.

Ubrałam się w miarę elegancko – czarne, obcisłe spodnie, żółta tunika z koronkowymi rękawami do łokci, a do tego dodałam śliczny czarny pasek. Nie przepadałam za niewygodnymi strojami, dlatego zwykle stawiałam na dżinsy, T-shirt i tenisówki, jednak gdy okoliczność wymagała czegoś więcej, dostosowywałam się i robiłam wszystko, by wyglądać dobrze. Nie malowałam się. Rzadko nakładałam na twarz puder czy inne dziwactwa. Czasami błyszczyk, ale tylko w wyjątkowych sytuacjach.

Przed wyjściem z pokoju chwyciłam za łańcuszek, który dostałam od rodziców. Pięknie prezentował się na nadgarstku.

W kuchni zastałam tatę. Przygotowywał kanapki i herbatę, co nie było codziennym widokiem. Zazwyczaj mama odpowiadała za posiłki. Chwyciłam kromkę w rękę, uświadamiając sobie, jaka byłam głodna, bo od wczorajszego obiadu nic nie tknęłam. Chwilę później dołączyli do mnie rodzice. Spodziewałam się jakiejś niezręczności, przygnębienia po wczorajszym wieczorze, męczącej ciszy, podczas której każdy rozmyślałby o dzisiejszym spotkaniu, jednak stało się coś zupełnie innego. Rozmawialiśmy na błahe tematy i żartowaliśmy. Policzki bolały mnie od ciągłego uśmiechu, który gościł na mojej twarzy przez cały poranek. Znikł on w momencie ujrzenia przez okno nadjeżdżającego samochodu.

Zerwałam się z krzesła, przewracając je na podłogę. Pobiegłam do holu, gdzie przylgnęłam do okna, chcąc uzyskać lepszy widok na podjazd. Zobaczyłam parkującego nowoczesnego czarnego hummera, z którego właśnie wysiadł mężczyzna w garniturze, czarnych rękawiczkach i okularach przeciwsłonecznych, chociaż były one bezużyteczne, gdyż dzisiaj nie świeciło słońce. Spacerkiem podszedł do drzwi i zapukał trzy razy.Rozdział 3

Odczekałam chwilę i otworzyłam drzwi. Na jego twarzy pojawił się ciepły uśmiech. Ściągnął okulary i założył je na głowę.

Stanęłam jak wryta, nie przerywając spojrzenia. Jego oczy były intensywnie ciemnozielone. Błyskały w świetle słońca. Oślepiały mnie. Skórę miał tak bladą, że prawie białą, a usta krwistoczerwone, ale byłam przekonana, że nie malował ich pomadką. Powstrzymywałam się, aby się nie roześmiać, co w tym przypadku było dość trudne. Dopiero kiedy poczułam rękę mamy na swoim ramieniu, otrząsnęłam się i odwzajemniłam uśmiech. Mama też była zdziwiona jego wyglądem. Przyglądała mu się bez przerwy, starając się coś powiedzieć. Nie spodziewała się, że ten doradca będzie tak wyglądać. Ja też nie. Wtedy nasunęło mi się pytanie: „Czy on nie bał się chodzić tak w świetle dnia i to w miejscu publicznym, ryzykując, że ktoś go zobaczy?”.

Otworzyłam szerzej drzwi i wpuściłam go do środka. Skinął lekko głową, mijając nas w przejściu wolnym krokiem. Obejrzał się dookoła. Wskazałam mu salon, a mama zamknęła za mną drzwi.

Usiadłam naprzeciwko mężczyzny, cały czas nie mogąc nic powiedzieć. Na szczęście wyręczyła mnie mama, która – jak było widać – wzięła się w garść szybciej niż ja.

– Napije się pan czegoś? – zapytała, wchodząc do kuchni.

– Tak, z przyjemnością. Poproszę wodę mineralną – oznajmił mężczyzna. Miał ciepły, niski głos. Cały czas lekko się uśmiechał. Sięgnął po swoją torbę i wyjął z niej plik dokumentów.

Słyszałam schodzącego po schodach tatę. Po chwili wszedł do salonu.

– Witam, jestem Daniel Wingret, tata Salaminy. – Tata podszedł do niego i uścisnął mu dłoń, cały czas nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Mężczyzna zaś nie wiedział, co robić, był strasznie spięty i skrępowany. Znowu miałam ochotę roześmiać się wniebogłosy.

Przyszła mama i postawiła na stoliku szklankę pełną wody. Nasz gość napił się i odchrząknął:

– Dzień dobry państwu. Nazywam się Damiano Tenner. Od dzisiaj jestem osobistym doradcą tej oto młodej damy…

– Kim jestem? – wypaliłam, nie dając mężczyźnie skończyć zdania.

– Do tego przejdziemy za momencik… – odpowiedział spokojnie z machnięciem ręki.

– Kim jestem? – zapytałam chłodno i bardziej natarczywie.

Westchnął ciężko.

Natychmiast chciałam jakiegokolwiek wyjaśnienia, myślałam, że zaraz wybuchnę złością i zacznę krzyczeć, co nie raz już mi się zdarzało, gdy byłam mała. Odkąd sięgam pamięcią, cechowałam się niecierpliwością i wybuchowością.

– Salamino, w dniu szesnastych urodzin twoje moce nadludzkie się uaktywniły, zaczęłaś tak zwaną Przemianę, która trwać będzie trzy lata. Na tym etapie są one dla ciebie bardzo niebezpieczne. Mogą objawić się w każdym momencie, gdyż nie umiesz jeszcze nad nimi panować. Dlatego dostałaś list ze szkoły, która jako jedna z nielicznych na świecie może nauczyć cię to kontrolować. Odziedziczyłaś to po swoich rodzicach. Geny sprawiły, że jesteś postacią nadludzką.

– A wie pan, kim są moi biologiczni rodzice? – zapytałam pospiesznie i z nieskrywaną nadzieją.

Zmierzył wzrokiem mamę, tatę, a potem mnie.

– Niestety nie. – Zamilkł na chwilę. – W dniu przyjazdu do szkoły przejdziesz test. Nie jest to w żaden sposób bolesne, lecz może trochę stresujące. Po nim dowiesz się, jaki rodzaj mocy posiadasz: fizyczną czy psychiczną. W trakcie trwania procesu Przemiany twoja skóra przybierze blady, ale nie biały, odcień, a oczy zmienią kolor. Jak na razie rozumiesz to, co mówię? Masz jakieś pytania?

O mój Boże…

Nie mogłam w to uwierzyć. To brzmiało jak absurd, a jednak działo się naprawdę. Trudno mi było się otrząsnąć, dlatego potrzebowałam chwili przerwy, żeby przyswoić informacje. Kiedy otworzył usta, by mówić dalej, zatrzymałam go, pokazując, że ma się nie odzywać. Żadne z nas nie wypowiedziało jakichkolwiek słów przez prawie trzy minuty, dopóki nie podniosłam głowy. Przeczesałam włosy palcami i odetchnęłam głęboko.

– Czy mogę kontynuować? Nie mamy całego dnia.

Kiedy kiwnęłam twierdząco, pan Tenner spojrzał na kartkę.

– Przez pierwszy semestr uczysz się i rozwijasz swoje moce. Nauczyciele i trenerzy pomogą ci kontrolować je do pewnego stopnia. Więcej dowiesz się na miejscu. – Uśmiechnął się do mnie, choć widać było, że tego nie chce. Po prostu taką miał pracę.

– A będę mogła odwiedzać swoją rodzinę? Albo chociaż do nich pisać lub dzwonić?

– Spotkasz się z nimi na święta, wtedy są ferie bożonarodzeniowe. Następne są ferie polarne, a tydzień przed wyjazdem na Wielkanoc odbędzie się Bal Wiosenny przygotowywany co roku dla wszystkich uczniów szkoły.

– A co to są te ferie polarne? – Przybliżyłam się, by dobrze usłyszeć odpowiedź. Ten mężczyzna mówił dosyć cicho.

– Są to, tak jak w zwykłych szkołach, ferie zimowe. Niestety, tam, gdzie znajduje się szkoła, jest bardzo sroga zima, dlatego w jej trakcie studenci zostają odesłani do domów. Nazywamy to okresem polarnym.

Nigdy o czymś takim nie słyszałam. Znaczy wiem, że na Antarktydzie czy Arktyce jest bardzo zimno, ale w innych państwach nie. Byłam strasznie ciekawa, jak wygląda prawdziwa zima. Tutaj, w Portugalii, nie pada śnieg, przynajmniej w tym mieście. Dlatego nigdy nie widziałam ani nie czułam śniegu na skórze. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, jak robię aniołki lub wraz z Blancą rzucamy w siebie kulkami zrobionymi z białego puchu.

Do rzeczywistości wróciłam, kiedy ponownie usłyszałam głos pana Tennera.

– Wszystko w porządku? – zapytał naprawdę zaniepokojony.

– Nie, jest wszystko świetnie. – Uśmiechnęłam się szczerze. – Jak dojadę do akademii?

– Dokładnie siódmego września o godzinie dziewiątej przyjedzie samochód, który dowiezie cię na miejsce. Tam spotkasz się z opiekunką, która będzie ci towarzyszyć przez pierwszy rok nauki.

Ucieszyłam się na wieść, że będę mogła mieć kogoś, kto zastąpi mi przyjaciół, jeśli żadnych nie znajdę.

– Gdzie będę mogła zakupić podręczniki i artykuły szkolne?

– Zostaną one dostarczone do twojego pokoju. Tym nie musisz się przejmować.

Spojrzałam na rodziców. Na ich twarzach malowała się troska. Rozumiałam to. Sama byłam zdenerwowana i przejęta. Nie wiedziałam, co tam zastanę, co mnie spotka, przez co zostanę zmuszona przejść, ale chciałam spróbować i zaryzykować.

– Salamina jest w dobrych rękach i pod znakomitą opieką, a zresztą dziewczyna jest już prawie dorosła. Na pewno da sobie radę. Kiedy opiekun pozwoli, będzie mogła się z państwem kontaktować poprzez krótką rozmowę telefoniczną lub list. Spotkacie się przecież na święta! – wykrzyknął wesoło pan Tenner, ale nikt mu nie zawtórował. Jego entuzjazm szybko zgasł.

Nagle cała bariera w moim ciele pękła. Wszystko, co zdarzyło się wczorajszego wieczoru i dzisiejszego poranka, dotarło do mnie. Treść listu, bezsenność i zawroty głowy – objawy mocy, siły, która drzemie w moich żyłach – rozmowa z panem Tennerem… Nie sądziłam, że tyle nowych rzeczy może się wydarzyć w ciągu zaledwie dwóch dni.

Łzy napłynęły mi do oczu, a zaraz potem spłynęły po policzkach.

– Ja już muszę jechać z powrotem do szkoły. Zostało jeszcze dużo do zrobienia przed przyjazdem uczniów, a tak mało czasu. Najważniejsze dokumenty położyłem na stoliku. Prosiłbym o wypełnienie ich i wysłanie na adres szkoły zamieszczony na jednej z kartek. Proszę zrobić to w miarę wcześnie, aby zdążyły dojść przed początkiem września. Później zaczynamy szykować wszystkie samochody, które wysyłamy do studentów, i zatwierdzamy listę. – Wypowiadając ostatnie zdanie, wstał, podał każdemu z osobna rękę, po czym skierował się w stronę drzwi frontowych.

Otworzyłam je szeroko i odsunęłam się na bok, żeby mógł wyjść, ale zanim przekroczył próg domu, odwrócił się do mnie i przybliżył.

– Jeszcze jedno – szepnął – pamiętaj, nikomu o tym nie mów. Nawet swoim przyjaciołom. Nie mogą wiedzieć o tobie, a tym bardziej o postaciach nadludzkich. Jeśli nie posłuchasz rady i jednak ktoś się dowie, złapią cię i jeszcze tego samego dnia zginiesz.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: