Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sławne koty i ich ludzie - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
10 lutego 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
32,99

Sławne koty i ich ludzie - ebook

Sławni muzycy, znakomici pisarze, wybitni politycy. Co ich łączy?

Wszyscy mają swojego kota!

Przypadek? Czy gotowy przepis na sukces?

Freddie Mercury miał 10 kotów. O swojej ulubienicy napisał nawet piosenkę. W trasach koncertowych dzwonił do swoich pupili, a w Boże Narodzenie obdarowywał je prezentami.

Kot Winstona Churchilla miał ciepłą posadkę w brytyjskim rządzie i stałą pensję. Bez ulubieńca siedzącego na swoim krześle w jadalni nie mógł rozpocząć się żaden posiłek w rezydencji Churchillów.

Wisława Szymborska wiedziała, że sekretem udanego związku jest posiadanie kota, a najlepszym sposobem opieki nad futrzakiem jest intensywna kocia demoralizacja. Gdyby mogła, sama zostałaby kotem – wtedy nie dostałaby tego nieszczęsnego Nobla.

Czy koty potrafią żyć bez swojego człowieka? Czy robią to, czego się od nich wymaga? Czy mają jakieś inne zadanie niż bycie puchatym królem swojego domu? Czy są rozpieszczane, głaskane i karmione jak prawdziwi arystokraci?

Więc kto kogo udomowił? Człowiek kota, czy kot swojego człowieka?

Powyższy opis pochodzi od wydawcy.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-7918-6
Rozmiar pliku: 4,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dlaczego ludzie złączyli swój los z kotami? Oto jedna z największych nierozwiązanych zagadek historii. Zwierzęta te nie strzegą domostw ani dobytku, ich mięso, podobnie jak sierść, jest bezużyteczne, futro zaś już dawno wyszło z mody. Nie są wymarzonymi towarzyszami polowań, a w zabawach biorą udział tylko wtedy, kiedy same mają na to ochotę. Doskonale za to sprawdzają się w roli punktualnych budzików, gdy przed świtem domagają się natarczywie, by dosypać im świeżej karmy. Okazują się przy tym prawdziwymi smakoszami i zaiste byle czym się nie zadowolą – przekona się o tym każdy właściciel kota. A jeśli któryś z nich sądził, że nakarmiwszy pupila, wypełnił wszystkie swoje obowiązki, czeka go prawdziwa niespodzianka – sprzątanie kociej kuwety, o ile mruczek w swej niezgłębionej mądrości nie postanowił jednak załatwić potrzeb fizjologicznych przy ścianie, drzwiach wejściowych albo w nierozważnie porzuconym bucie. A ponieważ koty nie są wybitnymi ekonomistami, nie znają emocjonalnej, nie mówiąc już o pieniężnej, wartości skórzanych sof czy antycznych stołów. O tym, że nie pozwalają się ludziom wychować, wie dobrze każde dziecko, najpóźniej od chwili, gdy poczuje na ramionach i nogach bolesne zadrapania. Działa to zgoła odwrotnie: to kot jest prawdziwym mistrzem tresury człowieka.

Nie sposób jednak zaprzeczyć, że coraz większa liczba ludzi mieszka z coraz większą liczbą kotów. W samych tylko Niemczech w tamtejszych gospodarstwach domowych mniej lub bardziej na stałe żyje obecnie około czternastu milionów kotów (kot mieszka zatem w niemal co czwartym domostwie), choć przecież myszy i szczury nie stanowią już żadnego zagrożenia dla naszej żywności i higieny. Pierwotne zadanie tępienia szkodników z powodzeniem przejął niezrównany tandem człowiek plus chemia. Będziemy raczej wstrząśnięci, gdy o poranku kot – wypełniając ów pradawny pakt – przywlecze nam do domu mysz, szczura czy ptaka. Albo urządzi sobie polowanie na naszą papużkę falistą czy złotą rybkę. Albo z upodobaniem zacznie gryźć nasze drogie zamszowe buty. Niech to jednak nie zbije nas z tropu: jeśli któryś z rodzimych sektorów gospodarki wykazuje prawdziwy wzrost, to właśnie rynek produktów związanych z żywieniem, pielęgnacją i rozrywką dla kotów. Branża ta przeżywa prawdziwy boom nawet w krajach, w których trudno by tego oczekiwać: w Japonii oraz w Chinach, gdzie wzorem „polityki jednego dziecka” z pewnością zostanie wkrótce wprowadzona „polityka jednego kota”.

Dla prawdziwego miłośnika kotów nie ma to jednak większego znaczenia. Doskonale zdaje on sobie sprawę z własnego uzależnienia, jest w pełni świadom tego, jak beznadziejna jest jego skłonność do posiadania włochatego, wywołującego alergię sierściucha. Choćby ze względów ekonomicznych: „Kot jest jedynym czworonożnym zwierzęciem, które wmówiło człowiekowi, że musi je utrzymywać, nie dostając nic w zamian” – napisał Kurt Tucholsky 17 czerwca 1928 roku na łamach „Vossische Zeitung”. Nawet dziś jakakolwiek polemika wydaje się tu bezcelowa. Można by czasem pomyśleć, iż koty istnieją jedynie po to, by nam udowodnić, że nie wszystko w życiu ma związek z ekonomią, że „bożek mamony” nie wszystkim rządzi twardą ręką, że możemy schronić się w czarodziejskiej krainie, gdzie mruczenie, miauczenie i oddawanie się pieszczotom wciąż jeszcze coś znaczą. Gdzie cały boży dzień można spędzić, drzemiąc i pielęgnując futerko – i nie zostać przy tym uznanym za leniucha czy darmozjada w duchu późnorzymskiej dekadencji. Gdzie wciąż można zaczynać od nowa, gdyż ma się przecież te siedem żywotów – i w którymś z nich w końcu się uda. Nie bójmy się przyznać: na widok kota kłuje nas niezdrowa zazdrość.

Na szczęście nie tylko my pozwoliliśmy się kotom omamić. We wszystkich epokach i we wszystkich zakątkach świata żyli ludzie, którzy szczerze wyznawali swe powinowactwo z kotami. Sławne kobiety i znani mężczyźni, których towarzystwa miłośnicy kotów nie muszą się wstydzić. Wręcz przeciwnie, wolno, ba, nawet należy być dumnym z przynależności do tak zacnego grona. Owa wspólna skłonność zbliża nas zarazem do tych uczonych, wykształconych, kreatywnych, wybitnych, wpływowych, pięknych i bogatych ludzi. Bez względu na to, ile w swym życiu osiągnęli, jesteśmy sobie równi, kiedy wytwornym gestem głaszczemy kota po grzbiecie. I czy na pewno możemy wykluczyć, że właśnie to głaskanie natchnęło tych ludzi do ich niezwykłych dokonań? A także, rzecz jasna, ciche pomrukiwanie futrzaka ułożonego na wznak w błogim rozleniwieniu.Gdyby kotolubnego literata postawić przed wyborem: Nagroda Nobla z literatury czy kocia rasa ochrzczona jego imieniem – jaką powziąłby decyzję? Cóż, Ernest Hemingway nie musiał się nad tym zastanawiać: zgarnął wszystko. Najpierw Nobla – w roku 1954 za _Starego człowieka i morze_ – a potem także zaszczyt nazwania całej rasy kotów dotkniętych polidaktylią. Przynajmniej w języku potocznym określa się je mianem „kotów Hemingwaya”, naukowe nazewnictwo interesuje wyłącznie ekspertów. Koty z polidaktylią, w odróżnieniu od swoich kuzynów, mają nawet po siedem palców na (zazwyczaj) przednich oraz (rzadziej) tylnych łapach. Ta genetyczna anomalia nie okazała się wszakże groźnym upośledzeniem. Wręcz przeciwnie: zwierzęta te są znacznie ruchliwsze i zręczniejsze niż koty o zwyczajowej liczbie palców.

Wielopalczaste kociaki nazwano na cześć Ernesta Hemingwaya dlatego, że pisarz miał takiego myszołapa – na imię mu było Snowball. Podarował go Hemingwayowi niejaki Stanley Dexter, kapitan statku ratowniczego, w roku 1931 podczas pobytu w Key West na Florydzie. Koty z polidaktylią uchodzą za nader skutecznych łowców myszy, stąd też na statkach są traktowane jak pożyteczne maskotki. W posiadłości Hemingwaya w Key West, która mieści dziś muzeum i nadal jest domem dla czterdziestu do sześćdziesięciu zwierzaków, Snowball parzył się z miejscowymi osobnikami, mnożąc w ten sposób polidaktyliczną populację. Mniej więcej połowa tamtejszych futrzaków ma większą liczbę palców; cecha ta, co prawda dziedziczna, nie jest jednakże dominująca – nie każdy potomek kota z polidaktylią wykazuje tę anomalię.

Dotknięte przez tę mutację koty prawdopodobnie ochrzczono mianem hemingwayowskich dopiero później, już po śmierci pisarza. Można to uznać za dowód pośmiertnej czci dla niezrównanego miłośnika kotów – równie dobrze jednak za spóźnioną ironię losu. Snowball bowiem oraz pozostałe koty z Key West nie były ani pierwszymi, ani jedynymi sierściuchami w życiu artysty. Od dzieciństwa wszędzie, gdzie mieszkał i pracował, towarzyszyły mu koty – z niektórymi łączyła go szczególnie zażyła więź. Sam Hemingway był święcie przekonany, że koty czynnie wspierają go w pracy. Starannie dbając o swój publiczny wizerunek „macho”, demonstrując w młodości fascynację polowaniami, dalekomorskimi połowami, boksem, a przede wszystkim walkami byków, pisarz żywił głębokie i czułe uczucia dla swoich kotów, w których czasem dostrzegał nawet „lepszych ludzi”. „Kot jest zupełnie szczery emocjonalnie” – wyznał. „Ludzie, nieważne z jakich powodów, lubią skrywać swoje uczucia – koty tak nie postępują”.

Hemingway kochał nie tylko koty – równie legendarna jest jego miłość do kobiet, obie przeplatają się ze sobą w osobliwy sposób. Tak w książkach, jak i w życiu nadawał kobietom pieszczotliwe kocie imiona: Kat, Kath, Cat, Feather Kitty, Katherine Kat, Kitten czy Kittner. Słane do kobiet listy podpisywał czasem: „Your Big Kitten”. Swoją miłość do kotów uwiecznił w piosence, która – jak wspomina – wielce się kociakom podobała: „A feather kitty’s talent lies in scratching out the other’s eyes. A feather kitty never dies, oh immortality”. Feather Kitty było zresztą ulubionym pieszczotliwym określeniem pierwszej żony pisarza, Hadley Richardson. W wielu utworach można odnaleźć wskazówki biograficzne dotyczące zarówno zdarzeń, jak i wypełniających jego życie osób i zwierząt.

W Paryżu, gdzie Hemingway zamieszkał razem z Hadley Richardson, towarzyszy mu kotka perska o imieniu Feather Puss, zwana później F. Puss, która w książce _Ruchome święto_, opublikowanej pośmiertnie w 1964 roku, zostanie opisana jako troskliwa opiekunka ich małego synka Johna „Bumby’ego”. Richardson poświęcone jest również wydane w roku 1924 opowiadanie _Kot na deszczu_, traktujące o młodej kobiecie, która udręczona poczuciem beznadziei życia zapragnęła mieć kota. Kiedy pisarz razem z drugą żoną Pauline oraz dwoma synami Patrickiem i Gregorym przenosi się do Key West, na scenie pojawia się sześciopalczasty Snowball – a w ślad za nim także wiele innych kotów. Jednakże dopiero w 1939 roku, czyli od czasu przeprowadzki na Kubę do Finca Vigía w pobliżu Hawany, gdzie towarzyszy mu trzecia żona Martha Gellhorn, a następnie przez kolejne kilka lat Mary Welsh, czwarta i ostatnia żona, uczucia Hemingwaya do kotów miały się rozwinąć w wyjątkowy i znamienny sposób. Tam właśnie kotka perska o imieniu Princessa oraz dawny włóczęga Boise z Cojímar dali początek wciąż rozrastającej się kociej populacji. Plany Hemingwaya, by z pomocą obu kotów, a także angorczyka Good Willa wyhodować całkiem nową odmianę, spełzły jednak na niczym. Kiedy wskutek chowu wsobnego pojawiły się choroby i upośledzenia, Martha poleciła wykastrować wszystkie dojrzałe płciowo zwierzęta – czego Hemingway nigdy jej nie wybaczył.

Koty zapełniły cały dom. Łatwo sobie wyobrazić, co to oznaczało dla domowników. Ostatecznie to Mary, która kochała koty równie mocno, jak Hemingway, wpadła na pomysł, by w pobliżu Finca wznieść dla nich osobny budynek, nie powinny bowiem – jak pisał Hemingway w jednym z listów – „czuć się, jakby je porzucono albo zesłano na Syberię”. Chciał też mieć pewność, że „będą szczęśliwe i otoczone troskliwą opieką”. Gwoli „kociego szczęścia” sam był zresztą gotów znieść niejedno. Nie okazał złości, gdy kocur Friendless, notabene syn Boise’a i Princessy, oznaczył _First Folio_ Szekspira, drogocenne pierwsze wydanie. Byłoby, jak wyznał, „nie fair, gdyby właściciel kota odpowiednio go nie karmił, a jego wrodzone instynkty traktował jako grzech”. Nie sposób rozstrzygnąć, czy mówił poważnie, proponując umieścić owo pierwsze wydanie w kocim domu, by Friendless nadal mógł je dowolnie znakować. Pewne jest natomiast, że nauczył go pić whiskey – z mlekiem, podczas gdy sam popijał czystą.

Wybudowano więc wieżę z całym piętrem dla kotów i dostosowano ją w równym stopniu do ich potrzeb, co do upodobań właścicieli – Hemingway mógł do niej zaglądać wprost ze swojej sypialni, łazienki, tarasu, kuchni oraz jadalni. Okna w całym domu pozostawały otwarte, by o każdej porze koty mogły swobodnie wchodzić i wychodzić. Ulubieńcy pisarza, jak na przykład Boise, spali w nocy u jego boku.

Z Boise’em, nazywanym „bratem”, łączyła Hemingwaya bodaj najsilniejsza więź. Ten biało-czarny krótkowłosy kocur o wyrazistej czarnej masce stał mu się bliski jak żaden inny człowiek czy zwierzę. Boise spacerował z nim krok w krok niczym pies, towarzyszył w trakcie pracy pisarskiej, siedział na kolanach podczas lektury, spał ułożony na jego piersiach albo u boku, dzielił z nim każdy posiłek – dosłownie, gdyż Boise gardził kocią karmą. Wyczuwał, że Hemingway wybiera się w podróż. Trudno też sobie wyobrazić ogrom smutku, który ogarnął pisarza na wieść, że podczas jego nieobecności, w roku 1956, pupil miał atak serca. „Listy o śmierci zwierząt nie należą do najmilszych” – wyznał.

Swój stosunek do Boise’a Hemingway uwiecznił w wydanej pośmiertnie książce _Wyspy na Golfsztromie_ (napisanej w 1951, opublikowanej w 1970 roku). Ta mocno autobiograficzna powieść ukazuje między innymi zranioną psychikę twardego i łobuzerskiego z pozoru artysty: „Wieczorem, gdy siedział w dużym fotelu i czytał, mając Boise’a przy swoim boku, pomyślał, że nie wie, co by zrobił, gdyby Boise został zabity. Sądząc po jego postępowaniu i desperacjach, przypuszczał, że kot czuje to samo w stosunku do niego. Na morzu często rozmyślał o Boisie, o jego dziwnych nawykach i desperackiej, beznadziejnej miłości”.

Dla Hemingwaya koty były „fabrykami pomruków”, określał je także mianem „gąbek miłości”, gdyż nasiąkały miłością ludzi i odwdzięczały się, ofiarowując im pociechę i swoje towarzystwo nawet w trudnych chwilach życia – a tych w biografii pisarza nie brakowało. Cierpiał na chorobę afektywną dwubiegunową, ciężką chorobę psychiczną zwaną uprzednio psychozą maniakalno-depresyjną. Powoduje ona nagłe, niedające się kontrolować zaburzenia nastroju o dużym nasileniu, w duchu słów „z rajskiej błogości spadać w ból bez dna…”. W chwilach naznaczonych głęboką depresją i tęsknotą za synami koty przez całe dziesięciolecia były dla pisarza źródłem pociechy i wsparcia – aż pewnego dnia nawet one nie mogły mu już pomóc. Rankiem 2 lipca 1961 roku Hemingway odebrał sobie życie w swoim ostatnim domu w Idaho – mając u boku kota imieniem Big Boy Peterson. Poważne problemy zdrowotne oraz wieści, które dotarły doń w kwietniu, kilka miesięcy wcześniej, dające do zrozumienia, że powrót na Kubę do ukochanej Finca, do łodzi, nieukończonych manuskryptów, a przede wszystkim do wielkiej rodziny psów i sześćdziesięciu bez mała kotów stał się po rewolucji niemożliwy, uzmysłowiły mu z bolesną mocą, że dawne życie bezpowrotnie przeminęło. W wieczór przed śmiercią wypowiedział do żony Mary ostatnie słowa: „Dobranoc, mój kotku”.

Kicia talent przejawia uroczy, wydrapując innym oczy. Nie odejdzie do wieczności, o nieśmiertelności! (ang.). Wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza.

E. Hemingway, _Wyspy na Golfsztromie_, przeł. B. Zieliński, Warszawa 2000, s. 250.Wisława Szymborska urodziła się w 1923 roku na Prowencie, w Krakowie w 1946 rozpoczęła studia na polonistyce, następnie studiowała socjologię, zaś w 1996 roku w Sztokholmie otrzymała Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury. Biografia Szymborskiej pełna jest kotów, lecz żaden z nich nie należał do niej. Mało tego, w poezji więcej miejsca niż kotom poświęciła małpom. Mimo tego rozumiała futrzaki i w kilku zaledwie strofach uchwyciła tajemnicę ich relacji z człowiekiem. Odpowiedziała również na uniwersalne pytanie, kim jest kociarz przyzwoity. Stąd wiemy, że miarą kociarza nie jest na pewno liczba posiadanych kotów. W wypadku Szymborskiej nie należy stosować zasady: „im więcej, tym lepiej”, lecz odwrotną, która głosi, że aby być przyzwoitym kociarzem, najlepiej nie posiadać kota wcale.

Gdy poetka rozwiodła się z Adamem Włodkiem, pierwszym i ostatnim mężczyzną, z którym mieszkała, zorientowała się, na czym polegał ich pierwszy błąd: nigdy nie mieli w domu kota. Po rozwodzie zrozumiała też drugi błąd i już nigdy nie wyszła za mąż. Z żadnym ze swoich późniejszych partnerów nigdy nie zamieszkała pod wspólnym dachem. Przede wszystkim nie zamieszkała zaś ze swoim wieloletnim towarzyszem, Kornelem Filipowiczem. Żeby uniknąć kolejnych błędów – sprawili sobie wspólne koty. To znaczy: Szymborska nigdy kotów nie miała, bo koty mieszkały u Filipowicza. To Filipowicza obarczyła obowiązkiem opieki nad Kizią i Mizią. Obowiązkiem czy raczej przywilejem? Najprawdopodobniej był to przywilej koci, tak zwany i popularny wśród kotów: przywilej posiadania człowieka.

Nie jest bowiem tajemnicą, że gdy tylko człowiek uzna, iż posiada kota, zaczyna wypowiadać się w taki sposób, jakby stał się tego kota własnością. Nie wiadomo, co na ten temat mówią koty, ponieważ koty nie mówią, a mruczą. Przeważnie jednak chcą tym mruczeniem wyrazić, że nadszedł czas karmienia albo głaskania, albo też czegoś, czego człowiek powinien się domyślić i czego – jak na człowieka przystało – najczęściej się domyśla.

Być może jednej Szymborskiej udało się zachować równościowe relacje z kotami, których nie była ani właścicielką, ani własnością, lecz partnerką. Gdy mieszkała w krakowskim Domu Literatów przy ulicy Krupniczej, zajmowała się kotami należącymi do jej znajomych; wiedzieli dobrze o jej miłości do kotów i zostawiali jej pod opieką swoje futrzaki. Oczywiście nie było mowy o żadnym dozorze, lecz o tak zwanej „intensywnej kociej demoralizacji”, czyli rozpieszczaniu kotów „do granic możliwości, pozwalając im na wszystko”. „Kiedy właściciele zwierzaka wracali, nie poznawali swojego pupila. Stawał się kompletnie rozbrykany. A to strącił łapką spodek od herbaty, a to wyprawiał inne swoje kocie harce w kuchni”.

Jak przystało na koty pisarza, Kizia i Mizia lubiły wylegiwać się na biurku usłanym kartkami. Szymborska z kolei lubiła ściągać koty z biurka i ustawiać się z nimi do zdjęcia. Zachowały się także zdjęcia poetki z kotami syna Filipowicza, Aleksandra, który mieszkał z Szarusią, Wołkogonowem i Cacuszką. Szarusia i Wołkogonow były bure i pręgowane, lecz tylko Szarusia miała obróżkę, bo Wołkogonowi nie było w niej do twarzy, czyli do pyszczka. Łaciata Cacuszka zamiast obróżki obnosiła się za to dumnie po mieszkaniu ze swoim zdrobnieniem – Ciacio.

Szymborska opowiadała, że stara się pisać wiersze pogodne, ponieważ nie lubiła ponuractwa. Częstokroć jednak w jej twórczości usłyszeć można smutne tony; rozbrzmiewają one również w wierszach o zwierzętach.

Wiersz _Zwierzęta cyrkowe_, z debiutanckiego tomu _Dlatego żyjemy_ (1952), ukazuje niegdyś dzikie zwierzęta przebrane w ludzkie ubrania, machające, podskakujące i pląsające po arenie cyrkowej.

W tomiku _Tarsjusz i inne wiersze_ (1976) uzbierało się Szymborskiej małe zoo, a bohaterami utworów były: dziobak, goryl, koliber, mątwa, modliszka, niedźwiedź, ośmiornica, stonoga, tarsjusz, zebra i żuk. Słynny tarsjusz to nie żaden grecki myśliciel czy dyplomata, lecz urokliwe zwierzątko z wyłupiastymi oczami, które Szymborska znalazła w encyklopedii. Pointa wiersza o tarsjuszu głosi, że ten maleńki, wyrakowaty stworek przeżył wśród ludzi tylko dlatego, że do niczego nie był im potrzebny. Między innymi to Komisja Noblowska doceniła w wierszach Szymborskiej – że te z wierzchu gładkie i „wysoce wycyzelowane obrazy” pod powierzchnią skrywają niepokój.

Szymborska miała na swoim koncie więcej zoologicznych odkryć. Do poduszki czytała bowiem encyklopedie, zielniki, słowniki i herbarze. Napisała wiersz o Yeti. To mityczne, niezidentyfikowane stworzenie dla Szymborskiej było symbolem nowych czasów, jakie nastały po śmierci Stalina, zwiastującej odwilż polityczno-kulturalną.

Yeti to oczywiście poważna sprawa, niemniej to dla kotów zarezerwowane są tematy najpoważniejsze. Gdy człowiek w ten czy inny sposób zbliża się do śmierci, zaczyna się robić poważnie. W ten czy inny sposób poważnie zaczyna się robić również wtedy, gdy umierają zwierzęta. Szymborska podkreślała, że zwierzęta nie „zdychają”, lecz właśnie umierają. Znała kocią naturę, a mimo to, umierając, niewybaczalnie uchybiła swoim znajomym kotom. Jak pisała bowiem w wierszu pod tytułem _Kot w pustym mieszkaniu_ (1991): „Umrzeć – tego nie robi się kotu”.

Pobrzmiewa w nim smutna, bo chwytająca za serca największych nawet wesołków nuta:

Coś się tu nie zaczyna / w swojej zwykłej porze. / Coś się tu nie odbywa jak powinno. / Ktoś tutaj był i był, / a potem nagle zniknął / i uporczywie go nie ma. / Do wszystkich szaf się zajrzało. / Przez półki przebiegło. / Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło. / Nawet złamało zakaz / i rozrzuciło papiery. / Co więcej jest do zrobienia. / Spać i czekać.

Choć może nie śmierć jest tu najbardziej przykrym faktem. W końcówce wiersza poetka skupia się na winie człowieka, który ośmiela się zaburzać kotu jego codzienny plan kocich aktywności i psot. Jednocześnie fragment ten jest pochwałą kociej wyrozumiałości, ponieważ koty – choć dumne – potrafią wybaczać jak nikt:

Niech no on tylko wróci, / niech no się pokaże. / Już on się dowie, / że tak z kotem nie można. / Będzie się szło w jego stronę / jakby się wcale nie chciało, / pomalutku, / na bardzo obrażonych łapach. / I żadnych skoków pisków na początek.

Kot przecież doskonale wie, że człowiek nie pojechał w żadną podróż, lecz po prostu bezczelnie go opuścił i teraz wraca do domu, aby błagać o przebaczenie.

W Polsce poeci cierpieli i wciąż cierpią z wielu powodów. Przyznanie Nobla również może być takim powodem. Pewien poeta i przyjaciel Szymborskiej wspominał, że owszem, po przyznaniu jej Nobla wszyscy przyjaciele poeci cierpieli razem z nią. Powodów ich cierpienia możemy się tylko domyślać. Choć o życiu prywatnym Szymborska starała się nie mówić wprost, a o emocjach nie pisać, Nobla nie udało jej się zataić. A to właśnie on sprawiał jej najwięcej problemów. Jako laureatka nagrody musiała znosić zbytek sławy i zaszczytów, o czym pisała w listach, żaląc się swoim przyjaciołom: „Jestem jak kot, zagłaskana na śmierć”. I chyba miała rację, gdyż czytelników nie doszły słuchy, aby jakiś kot żalił się z powodu niedopieszczenia, za to wielu nachalnych w pieszczotach ludzi poznało już smak kocich pazurków.

Pytana o to, z kim chciałaby się zamienić na życie, poetka odpowiadała: „Chciałabym być kotem Krysi Krynickiej”. Jak bowiem wiadomo, Ryszard i Krystyna Kryniccy, poeci oraz wydawcy poezji, pomieszkują w Krakowie u swoich kotów, a te, jak wieść głosi, mają w tym domu niebo na ziemi i – póki co – żaden z nich nie otrzymał jeszcze nieszczęsnego Nobla.

A skoro mowa o niebie, Szymborska raz wystąpiła w roli recenzentki wszystkich dzieł Stwórcy, dobrą notę wystawiając tylko w jednym przypadku: to jej przypisywany jest cytat, w którym mówi, że jedyne, co się Panu Bogu udało, to koty. Sama chciała być kotem, dążyła zatem do ideału.

Wisława Szymborska zmarła 1 lutego 2012 roku w Krakowie. Była kociarą, która pozostawiła innym kociarzom zagadkę. Jeśli ktoś nie ma kota, to czy może temu kotu umrzeć? I czy jeśli chce się być przyzwoitym kociarzem, nie powinno się raczej odwiedzać kota u swoich bliskich, aniżeli trzymać go u siebie w domu i dusić swoją miłością? Wśród miłośników twórczości Szymborskiej istnieje też pewien dylemat: skoro Wisława Szymborska umarła, to znaczy, że zniknęła czy też „uporczywie jej tu z nami nie ma”?

M. Rusinek, _Koty naprawdę mają duszę_, rozm. przepr. J. Weryńska, „Gazeta Krakowska” , 30 sierpnia 2008, .

W. Szymborska, _Kot w pustym mieszkaniu_ tejże, _Koniec i początek_, Poznań 1997, s. 20–21.

Tamże, s. 13.

A. Bikont, J. Szczęsna, _Pamiątkowe rupiecie. Biografia Wisławy Szymborskiej_, Kraków 2012, s. 240.Czym zajmuje się filozof, który kocha koty? Cóż, być może zadaje sobie pytanie: „Kim jestem ja, kim jest kot?”. A jeśli nadto jest filozofem nowoczesnym, dopuści więcej niż tylko jedną odpowiedź na to pytanie. Jeżeli bowiem w dzisiejszych czasach jesteśmy czegoś pewni, to tylko jednego: prawda nie istnieje, chyba że w określonym czasie i wyłącznie pod pewnymi warunkami, w najlepszym razie, jeśli w ogóle, jako mniej lub bardziej akceptowalne porozumienie w kwestii czasu. Prawda – by posłużyć się językiem filozofów – jest pojęciem „kontyngentnym”. To może być prawdą, wcale jednak nie musi, jutro zaś będzie zupełnie inaczej – a może tak samo. Po prostu tego nie wiemy, przede wszystkim zaś nie wiemy tego na pewno.

Oczywiście: człowiek to „człowiek”, a kot to „kot”, w tej kwestii w ciągu minionych tysiącleci niewiele się zmieniło, przynajmniej pod względem genetycznym, a to w dzisiejszych czasach wcale niemało. Cóż jednak oznaczają pojęcia „człowiek” i „kot”, jaki kryją w sobie „sens”, słowem: z czym je wiążemy? – to zmienia się względem czasu i przestrzeni, czasem także w międzyczasie. Nie ulega bowiem wątpliwości, że ludziom średniowiecza „kot” wydawał się czymś zupełnie innym niż człowiekowi współczesnemu – nie

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: