Słodkie opętanie - ebook
Słodkie opętanie - ebook
Nie, nie jesteśmy parą. Jesteśmy monogamistami bez zobowiązań. Dylan Sparks zna zasady. Kiedy na ślubie byłego chłopaka spędza kilka upojnych chwil z przystojnym nieznajomym, wie, że nic z tego nie wyniknie. Mimo że to był najlepszy seks w jej życiu. Ale Reese Carroll chce więcej. I jest zbyt słodki, żeby Dylan mogła mu się oprzeć… Czy można pragnąć kogoś do szaleństwa i się nie zakochać? Jak długo da się ukrywać prawdziwe uczucia? Zwłaszcza przed sobą?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7642-914-4 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
CHOLERA JASNA! JOEY? Gdzie jesteś?! – Jak zwykle spóźniona, próbuję trzęsącymi się z pośpiechu rękami zapiąć zamek na plecach mojej małej czarnej, ale mi się nie udaje. – Niech to szlag, Joey!
Wyrzucając ręce do góry w bezsilnym geście, wsuwam stopy w ulubione czarne szpilki i zbiegam schodami do cukierni z rozpiętą sukienką i gołymi plecami. Joey, mój pomocnik i najlepszy przyjaciel, opiera swoją wysoką, idealnie zbudowaną sylwetkę o futrynę drzwi i przygląda mi się z wyraźnie rozbawioną miną. Ma zabójczy uśmiech i jest tak przystojny, że mimo poirytowania mam ochotę przystanąć i przyglądać mu się bez końca.
– Możesz mi zapiąć ten cholerny zamek, żebyśmy mogli wreszcie wyjść? Tort trzeba było zawieźć już dobrą godzinę temu.
Odrywa się od drzwi i idzie w moją stronę, łagodniejąc na twarzy.
– Spokojnie, złotko, jest już na miejscu.
Prostuję odruchowo plecy, czując prześlizgujący się wzdłuż kręgosłupa chłodny dotyk metalowego suwaka.
– Co takiego? Ależ skąd!
– Właśnie że tak. – Chwyta mnie dłońmi za ramiona i odwraca przodem do siebie. – Sam go zawiozłem, bo wiedziałem, że będziesz wariować z przygotowaniami i możemy się spóźnić.
– Serio? – pytam, nie do końca przekonana.
Kiwa potakująco głową.
– Serio, babeczko.
Z uśmiechem staję na palcach i całuję go przelotnie w świeżo ogolony policzek.
– Jesteś wielki. Wiesz o tym, prawda?
– Wiem. – Jego oczy prześlizgują się po mojej sylwetce, aż zaczynają mnie lekko palić policzki. – Wyglądasz rewelacyjnie, Dylan. Słowo. – Porusza znacząco brwiami. – Gdyby mnie kręciły cycki…
Unoszę dłoń na znak, że ma natychmiast przestać, ale jednocześnie podciągam przekornie obiema rękami biust. – Prawda, że są niezłe? – W odpowiedzi uśmiecha się szeroko, ukazując głęboki dołek w policzku.
– Jesteś pewna, że dasz radę? – pyta i odgarnia mi włosy na plecy. – Jeszcze możemy się wycofać. Jestem za tym, żeby olać tę denną imprezę i zrobić rundkę po barach. – Podnosi brew, wpatrując się we mnie z uwagą, w oczekiwaniu na to, co powiem.
Wypuszczam głośno powietrze z płuc, chwytam go stanowczo za rękę i ciągnę w kierunku drzwi.
– Nie możemy nie iść, bo Juls będzie wkurzona. Poza tym – zatrzymuję się przy drzwiach i łapię go za barczyste ramiona – podobno chciałeś wyrywać tam parę facetów na jeden raz? – Przyjęcia weselne sprzyjają jednorazowym numerkom, więc jeśli chodzi o mnie, jestem jak najbardziej chętna.
W jego oczach momentalnie zapala się łobuzerski ognik. Cały Joey, niegrzeczny chłopiec. Taki, jakiego znam i uwielbiam.
– Ożeż ty! Dawaj, babeczko, idziemy!
***
W ten pogodny czerwcowy wieczór na Fayette Street aż mrowi się od przechodniów odwiedzających tutejsze sklepy. Zamykam drzwi na klucz i odwracam się w stronę Joeya. Widzę, że przytupuje nogą z irytacją, wskazując czubkiem buta nasz środek transportu.
– Serio, Dylan? Mamy jechać furgonetką? W takim eleganckim garniturze, jak mój? Poza tym pomyśl sobie, jakimi wozami podjadą wszystkie te nadziane łajzy. – Zamaszystym ruchem wskazuje swoją marynarkę, gdy podchodzę do drzwi kierowcy.
– Przepraszam bardzo, masz jakąś inną propozycję? Twój samochód jest w warsztacie, a ja na tę chwilę nie mam nic innego. – Otwieram drzwi, staję jedną nogą na progu i patrzę ponad dachem na jego skrzywioną twarz. – I bądź miły dla Sama. Ostatnio dużo przeszedł.
Joey wypuszcza z rezygnacją powietrze.
– Jeśli ubrudzę sobie w nim garnitur… A przy okazji, wytłumacz mi, proszę, po co nazwałaś tę głupią budę? Kto normalny nadaje imię dostawczakowi?
Puszczam mimo uszu jego ostatnią uwagę i zapalam silnik. Spoglądam na Joeya ostrym wzrokiem, kiedy usadawia się na siedzeniu obok, chcąc mu dać do zrozumienia, że ma się powstrzymać od podobnych komentarzy.
– Jeszcze słowo, a cię posadzę na pace – odzywam się ostrzegawczo. Ruszam z miejsca, by rozpocząć wieczór pełen zaskakujących i niezręcznych sytuacji.
***
– A niech mnie! Ale miejscówka! – jęczy Joey, gdy wjeżdżam na podjazd prowadzący do Whitmore Mansion, by ustawić się na końcu długiej kolejki drogich luksusowych samochodów. Na ich widok krzywię się i głaszczę pieszczotliwie kierownicę, jakbym chciała przygotować Sama na pogardliwe spojrzenia, jakie go tu czekają.
– No super, popatrz tylko. Mówiłem, że wyjdziemy na idiotów! Wiesz, gdzie stoimy? Między mercedesem a lamborghini. Tak, dobrze słyszysz, cholernym lamborghini.
Przełykam ślinę przez ściśnięte gardło. Joey ma rację. Moja furgonetka z wymalowanymi po obu stronach babeczkami i kleksami z kremu kompletnie tu nie pasuje. Mogę się założyć, że będzie jedynym niechlubnym wyjątkiem na całym parkingu.
Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk komórki. Szybko sięgam po nią do swojej kopertówki i włączam tryb głośnomówiący.
– Cześć, Juls!
– Jesteś już? Nie mogę się doczekać, kiedy przedstawię cię Ianowi i jego zabójczym kumplom. EJ! A ty gdzie? Powinieneś zacząć zbierać drużbów! Boże, czy ja naprawdę muszę sama o wszystkim myśleć?
Podśmiewam się lekko z mojej najlepszej przyjaciółki, pokonując w żółwim tempie kolejne centymetry w kierunku parkingowych. Zazwyczaj Juls jest spokojna i poukładana, ale to się zmienia, gdy nadchodzi godzina zero.
– Błagam cię, powiedz, że choć jeden z nich woli fiutki. Muszę coś zaliczyć, i to pilnie, na wczoraj. – Joey z wrażenia dosłownie podskakuje na swoim siedzeniu, aż nie mogę się nie roześmiać. Nic nie kręci go bardziej niż szybkie podrywy bez zobowiązań, a przyjęcia weselne idealnie się do tego nadają. Zwłaszcza te z open barem.
– Faktycznie, chyba jest jeden, Billy. Nawet nie spojrzał na moje cycki, kiedy się nachyliłam. Spróbuj do niego zastartować, JoJo. – Na te słowa mój kumpel szybko opuszcza osłonę przeciwsłoneczną i zerkając w lusterko, zaczyna poprawiać swoją i tak idealnie ułożoną blond fryzurę.
– Jesteśmy już na parkingu, za chwilę się pojawimy.
Rozłączam się i zatrzymuję przed trójką młodych chłopaków. Mierzą Sama podejrzliwym wzrokiem, wymieniając między sobą pytające spojrzenia, jakby każdy z nich miał nadzieję, że to nie on będzie musiał go odprowadzić. Zabieram torebkę, wychodzę z samochodu i idę w ich kierunku.
– Proszę. Sprzęgło się zacina, więc trzeba z nim ostro.
Rzucam kluczyki stojącemu najbliżej i wsuwam Joeyowi rękę pod ramię. Pozostała dwójka, której się upiekło, podśmiewa się ze swojego kolegi.
– Czujesz? Pachnie w nim ciachami.
Odchylam głowę do tyłu i śmieję się razem z Joeyem. Dołączamy do gości zmierzających tłumnie do środka.
Określenie rezydencji, w której mają się odbyć ślub i przyjęcie, mianem pięknej byłoby sporym niedopowiedzeniem. Tuż za rustykalnymi drzwiami naszym oczom ukazuje się przestronny hol oświetlony przyćmionym światłem kryształowych żyrandoli w stylu Tiffany’ego. Wokół drzwi znajdują się wspaniałe witraże, a wnętrze zdobią antyki i dzieła sztuki. Goście przechodzą korytarzem do drugiej, równie obszernej sali, gdzie prawdopodobnie odbędzie się główna ceremonia. Na górne piętro prowadzą schody tak szerokie, że z powodzeniem pomieściłoby się na nich obok siebie co najmniej dziesięć osób. Wciągam w płuca charakterystyczny zapach szlachetnego drewna przemieszany z wonią kalii. Ale bajer. Od razu widać, że to wesele naprawdę w wielkim stylu.
– No, nareszcie! Kurczę, Dyl, wyglądasz wystrzałowo. Mów, czy to nowa kiecka i kiedy ją mogę pożyczyć. – Moja niesamowicie atrakcyjna przyjaciółka ma na sobie granatową suknię z podwyższoną talią, a swoje ciemnobrązowe włosy spięła gładko w modny kok. – Justin narobi w portki na twój widok – szepcze mi do ucha, ściskając mnie na powitanie.
Wolałabym, żeby zamiast tego padł trupem, ale wątpię, żeby aż tak mi się poszczęściło.
– Dzięki. Wyglądasz jak zwykle fantastycznie. Jak tam panna młoda?
Jej palce prześlizgują się po blond lokach opadających mi na plecy. Zaraz potem wspina się na palce i całuje Joeya w oba policzki.
– Wkurzająca. Chodźcie, musicie szybko znaleźć sobie wolne miejsca. Zaraz się zacznie. – Łapie mnie za rękę, a ja pociągam za sobą Joeya i kierujemy się prosto do czegoś, co nazywają tu Salą Wielką.
– No dobra, to gdzie ci seksowni faceci? – Joey przeczesuje wzrokiem tłum w pomieszczeniu, prawie podskakując z niecierpliwości. Przyszedł tu na podryw i nie jest w stanie skupić się na niczym innym.
Potrząsam z dezaprobatą głową.
– Postaraj się utrzymać go w spodniach chociaż podczas ślubu, co? Poza tym przypominam ci, że przyszedłeś tu ze mną. Możesz chwilę zaczekać, wyrwiesz sobie jakiegoś przystojniaka na przyjęciu.
– Niczego nie mogę obiecać, babeczko. – Unosi znacząco brew i wygładza marynarkę. Juls wskazuje palcem na lewą stronę sali.
– Widzisz faceta z kucykiem w piątym rzędzie od końca?
Zaczynam się śmiać, aż spogląda na mnie zdziwionym wzrokiem.
– Z kucykiem? Nie mówiłaś, że Ian ma kucyk.
– No ma. I pozwala mi za niego ciągnąć, kiedy dochodzę.
– Przystopuj, Juls! – Joey zaczyna się wachlować dłonią, a ja mam ochotę zrobić to samo. Czuję, że zaczynają mnie palić policzki, choć nie powinnam być zmieszana bezpośredniością przyjaciółki. Cała nasza trójka ma bzika na punkcie facetów.
– Wracając do tematu – ciągnie Juls tym samym tonem – koło niego siedzi trójka przystojniaków, to jego kumple. Billy – zwraca się do wyraźnie niecierpliwiącego się Joeya – to ten, obok którego są dwa wolne miejsca. Lepiej się pospieszcie, zanim ktoś wam je zajmie. O cholera! – Zerka na zegarek, po czym popycha nas w głąb sali. – Siadajcie, szybko. – Odwraca się i pospiesznie odchodzi, stukając szpilkami.
Wbijam wzrok w środkowe przejście między rzędami, gdzie lada chwila pojawi się panna młoda. Niech to szlag! Nie mogę się tamtędy dostać do wolnych miejsc. Przejście drogą, po której zaraz będzie kroczyć przyszła żona twojego byłego faceta, nie rokuje dobrze na przyszłość. Wielkie dzięki, wolę uniknąć pecha.
– Chodź! – Łapię Joeya za rękaw i ciągnę go za sobą na lewą stronę sali. Mijamy pospiesznie kolejne rzędy, aż zatrzymujemy się przy piątym od końca. Siedzący na brzegu pan Kucyk podnosi na mnie wzrok i się uśmiecha. Mmm… ale słodziak.
– Przepraszam – mówię cicho i zaczynam się przeciskać między jego długimi nogami a sąsiednim rzędem, żeby dostać się do wolnych siedzeń. Podśmiewam się w duchu z mojego umięśnionego, prawie dwumetrowego towarzysza, który musi nieźle się nagimnastykować w tej ciasnocie. Światła zaczynają przygasać na znak, że zaraz się zacznie, więc przyspieszam kroku, czując, jak Joey mnie popycha.
– O, nie! – Obcas poślizgnął mi się na rękawie marynarki wiszącej na oparciu krzesła. Lecę jak kłoda do tyłu i ląduję wprost na kolanach faceta siedzącego dwa miejsca dalej od Iana. Łapie mnie odruchowo obiema rękami wpół, aż omal nie krzyczę pod niespodziewanym dotykiem.
Nieźle, Dylan. Gratulacje.
Pochylam ostrożnie głowę i dostrzegam parę najseksowniejszych męskich dłoni, jakie kiedykolwiek widziałam. Szerokie, o długich palcach, mocno i pewnie zaciśniętych na moich biodrach. Ich lekko opalona skóra przyjemnie kontrastuje z czernią mojej sukienki. Z tyłu i z boków dobiegają mnie pojedyncze stłumione śmiechy. Podnoszę pospiesznie wzrok na Joeya, który z rozbawieniem zerka, na czyich kolanach usiadłam. Błyskawicznie podrywam się na nogi i odwracam do tyłu, dopiero teraz mając okazję przyjrzeć się facetowi, na którego wpakowałam tyłek.
– O, kurczę! – wyrywa mi się na widok lekkiego uśmieszku w kąciku idealnie wykrojonych ust. Mmm… Żeby tak poczuć je na sobie… Pełnych i różowych, z idealnym rowkiem w dolnej wardze, po której na dodatek właśnie wodzi powoli językiem… Ej, przystopuj, Dylan!
– Nic nie szkodzi.
Nie mogę, ten głos! To mi się tylko śni, prawda? Niski i apetyczny, do schrupania. Szybko przebiegam wzrokiem resztę jego twarzy, bo Joey już trąca mnie niecierpliwie w plecy, żebym przechodziła dalej. Niech go szlag! Mógłby mi dać chwilę i pozwolić się napatrzeć na to ciacho. Wysportowana, umięśniona sylwetka – wyraźnie widać, że do końca wykorzystuje karnet na siłownię. Ciemnobrązowe, nieco dłuższe i modnie potargane włosy, intensywnie zielone oczy wpatrzone prosto we mnie, mocno zarysowana szczęka. Jezu, czy ten facet jest prawdziwy? Z takim wyglądem mógłby z powodzeniem zarabiać na życie jako model.
– Prze… ekhm… przepraszam… – wykrztuszam z trudem przez ściśnięte gardło. Przechodzę dalej i z ulgą opadam na wolne krzesło tuż przy samym przejściu, czując, jak wali mi serce.
– Co to miało znaczyć? – szepcze do mnie Joey, sadowiąc się obok i zasłaniając mi widok na najatrakcyjniejszego faceta, jakiego w życiu spotkałam.
– Nic, poślizgnęłam się i upadłam.
– Akurat! Ale z ciebie ziółko, zrobiłaś to celowo. Rany, ale przystojniak!
Joey odchyla się nieco do tyłu i wtedy napotykam przelotnie jego wzrok. Pospiesznie opuszczam głowę, czuję, jak palą mnie policzki.
– Stwardniał? Ma dużego? Wygląda na dużego.
Zasłaniam dłonią usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
– Zamknij swoją niewyparzoną gębę! Dzięki Bogu, że nie jesteśmy w kościele. Ale faktycznie wygląda na dużego, no nie?
Chichoczemy, pokazując sobie nieprzyzwoite gesty. W tle rozlegają się dźwięki ślubnej muzyki.
– Założę się, że ma większego od Justina – podpuszcza mnie. Rzucam mu zdziwione spojrzenie.
– Żartujesz? Chłopczyk z obrączkami ma większego od Justina.
Joey rozdziawia usta.
– Wiedziałem, po prostu wiedziałem! Choć nigdy się nie skarżyłaś.
– Uhm. – Grożę mu palcem, ale nie wytrzymuję i parskam śmiechem. – Trzeba było kupić Sarze w prezencie ślubnym wibrator. Przydałby się jej.
Widzę jeszcze, jak Joey mówi bezgłośnie: „Biedaczka!”, ale zaraz przenoszę wzrok na przód sali, gdzie czeka już Justin w towarzystwie drużbów. Cholera, całkiem dobrze wygląda. Miałam nadzieję, że chociaż utył.
– W porządku? – szepcze Joey. Potakuję, odwracając się w bok, żeby zobaczyć idące środkiem sali druhny. Każda z nich ma na sobie długą brzoskwiniową suknię sunącą majestatycznie po podłodze. Uśmiecham się do dziewczynki, która sypie płatki kwiatów wzdłuż przejścia, a potem staje z przodu wraz z resztą orszaku. Sala wygląda przepięknie, cała na biało-koralowo. Przy każdym rzędzie krzeseł stoją wysokie okrągłe misy ze szkła wypełnione wodą, po której pływają zapalone świeczki. Tu i ówdzie porozstawiano na małych stolikach wazony z kaliami; każda z druhen ma również po jednej w ręce. Nagle tony muzyki zmieniają się i wszyscy wstają z miejsc, odwracając się do tyłu. Od razu napotykam wzrokiem Juls stojącą obok zamkniętych drzwi.
– W porządku? – pyta mnie bezgłośnie z daleka.
„Spoko” – odpowiadam jej wzrokiem. Robi krok do przodu i otwiera ciężkie podwójne drzwi, w których ukazuje się Sara z ojcem u boku.
Przez resztę uroczystości siedzę ze spuszczoną głową, wpatrzona w leżące na kolanach dłonie. Przyglądam się paznokciom świeżo pomalowanym na śliwkowy kolor. Uśmiecham się do siebie na widok resztki kremu na serdecznym palcu lewej ręki. Wkładam go do ust i cicho wzdycham, czując słodycz na języku. Siedzący obok mnie Joey płacze jak bóbr. Ja tymczasem ku swojemu zdumieniu odkrywam, że nie czuję ani śladu wzruszenia. Na ślubach zwykle rozklejam się jak idiotka, ale nie tym razem. Dziś nie ma we mnie żadnych emocji. Choć prawdę mówiąc, może powinnam odczuwać lekki smutek? Nie dlatego, że mój były chłopak żeni się z inną, ale że przez niego straciłam dwa lata w związku, który prawie zniszczył mnie psychicznie. Widok Justina – wyjątkowo irytujący – przypomniał mi, ile czasu przy nim zmarnowałam. Dlaczego w ogóle tak długo z nim byłam? Na pewno nie ze względu na seks, bo z Justinem zawsze było nudno i banalnie. Nigdy nie doprowadził mnie do orgazmu, ani razu. Radziłam sobie sama, gdy po wszystkim podnosił się z łóżka i znikał w łazience. Potem oczywiście udawałam, że to on mnie zaspokoił. Muszę mu się jakoś za to zrewanżować. Unoszę głowę i patrzę wilkiem na jego profil. Wielkie dzięki, fiucie.
– Szanowni państwo, mam zaszczyt przestawić wam po raz pierwszy pana i panią Banks! Może pan pocałować pannę młodą.
Wszyscy wstają z miejsc i wiwatują, więc przyłączam się do chóru. Byłoby niegrzecznie tego nie zrobić, poza tym nie jestem aż tak rozgoryczona. Justin i Sara wymieniają długi pocałunek, za co kilku gości nagradza ich gwizdami uznania. Czując, jak ręka Joeya ściska moją dłoń, podnoszę głowę i spoglądam w jego przepastne błękitne oczy.
– Już nie mogę się doczekać, żeby się zalać w trupa – szepczę do niego.
Nachyla się, przybliżając wargi do mojego ucha.
– A ja nie mogę się doczekać, żeby włożyć rękę do spodni gościa obok. I nie tylko rękę.
– Rany, a ty znowu swoje.
Wszyscy patrzą na młodą parę kroczącą środkiem sali. Ja w tym czasie jestem pochłonięta przekomarzaniem się ze swoim kumplem. Chichoczę tak mocno, że oczy zachodzą mi łzami – jedynymi, jakie mam zamiar uronić dzisiejszego wieczoru.
– Przestań, Dylan, dobrze wiem, że tylko czekasz, żeby się zaszyć w ciemnym kącie z facetem, na kolanach którego wylądowałaś, tym razem na coś więcej.
Unoszę brew i odchylam się lekko do tyłu. Momentalnie napotykam przeszywające spojrzenie zielonych oczu i lekki uśmieszek w kąciku ust. Fakt, jest naprawdę fantastyczny. Pospiesznie prostuję się, udając obojętność, ale z marnym skutkiem, bo nie jestem w stanie powstrzymać uśmiechu zadowolenia.
– Racja. I dlatego tak uwielbiam wesela.Rozdział 3
NIE PAMIĘTAM prawie nic z następnego dnia. Całą niedzielę przeleżałam w łóżku, wstając tylko do łazienki i do kuchni, żeby przynieść sobie coś do jedzenia. Joey kilka razy się odzywał, ale ignorowałam jego telefony i SMS-y, aż w końcu wyłączyłam telefon. Juls pewnie już się przed nim wygadała, że Reese jest żonaty. Różnica między nimi polega na tym, że ona będzie mi prawić kazania, a Joey przybije piątkę i zacznie mnie wypytywać o pikantne szczegóły. Nie byłam w nastroju do rozmowy z żadnym z nich. Nie chciałam znów przypominać sobie najbardziej ognistego seksu w całym swoim życiu. Ani dotyku jego ust na mojej skórze i wargach, ani jego smaku i zapachu, spojrzenia i wyrazu twarzy, gdy dochodził, tego, jak wymawiał moje imię i jak na mnie patrzył, kiedy przyparł mnie całym sobą do umywalki, ani jego imponujących rozmiarów. Wszystko dlatego, że był żonaty. I że okazał się strasznym dupkiem, wymykając się na szybki seks za plecami żony.
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej