Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Słoneczne jutro - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Marzec 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Słoneczne jutro - ebook

Dramatyczne wydarzenia zmusiły Annę do opuszczenia Polski. Młoda matka nie zdawała sobie sprawy, co oznacza samotne macierzyństwo w obcym kraju, dopóki nie wyjechała z Krakowa. Niespodziewana choroba syna oraz brak pracy stają się poważnym wyzwaniem dla całej rodziny. Anna jednak się nie poddaje.
Bywa, że w Barcelonie nie zawsze świeci słońce, mimo to bohaterka w Katalonii odnajduje promień nadziei.
Słoneczne jutro jest ostatnim tomem trylogii Kolory Uczuć.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65684-79-0
Rozmiar pliku: 799 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Zbli­żał się czas wy­jaz­du do Pol­ski. Z jed­nej stro­ny wszy­scy bar­dzo tę­sk­ni­li za kra­jem, z dru­giej myśl o po­wro­cie do miej­sca, gdzie tyle się wy­da­rzy­ło, na­pa­wa­ła stra­chem. Co gor­sze, Te­re­sa za­dzwo­ni­ła któ­re­goś dnia do Anny, by po­wie­dzieć jej, że ta do­sta­ła we­zwa­nie do pro­ku­ra­tu­ry. Wpraw­dzie ciot­ka pró­bo­wa­ła wy­ja­śniać spra­wę i prze­ka­za­ła, że Anny nie ma w kra­ju, ale w za­mian otrzy­ma­ła in­for­ma­cję, że je­śli Ka­li­now­ska się nie zgło­si na prze­słu­cha­nie, zo­sta­nie od­na­le­zio­na i do­pro­wa­dzo­na. Star­sza ko­bie­ta bar­dzo wy­stra­szy­ła się tego, że sio­strze­ni­cę cze­ka­ją kon­se­kwen­cje praw­ne. Przy­zna­ła więc, że ta wkrót­ce przy­je­dzie i na pew­no zgło­si się do­bro­wol­nie.

– Jak wi­dzisz, nie mia­łam wyj­ścia. Mu­sia­łam tak po­wie­dzieć. Prze­pra­szam. – Te­re­sa była roz­trzę­sio­na.

– To nie two­ja wina, cio­ciu. Mia­łam na­dzie­ję, że mi da­dzą spo­kój, ale wi­docz­nie ze­zna­nia są im do cze­goś po­trzeb­ne. Trud­no, za­dzwo­nię tam, gdy tyl­ko będę na miej­scu.

Kil­ka dni póź­niej wi­ta­li się na ter­mi­na­lu w Py­rzo­wi­cach. Chłop­cy byli bar­dzo pod­eks­cy­to­wa­ni naj­pierw sa­mym lo­tem, a po­tem po­wro­tem do kra­ju, tam jed­nak spo­tkał ich za­wód, bo Fo­rêt nie przy­je­chał po nich na lot­ni­sko.

– Pies cze­ka na was w domu. Pew­nie już go roz­no­si z nie­cier­pli­wo­ści. Od rana prze­czu­wał, że coś się świę­ci.

Gdy zna­leź­li się na miej­scu, po­wi­ta­niom nie było koń­ca. Te­re­sa co chwi­lę ocie­ra­ła łzy wzru­sze­nia. Fo­rêt sza­lał, bie­ga­jąc i ska­cząc ra­do­śnie.

– Po­znał mnie! Po­znał! – krzy­czał pod­nie­co­ny Ku­buś.

– No pew­nie! Psy nie za­po­mi­na­ją.

Fo­rêt ob­wą­chi­wał ich z każ­dej stro­ny. Za­pew­ne przy­wieź­li ze sobą obce i in­te­re­su­ją­ce zwie­rzę za­pa­chy.

– Do­brze, że je­ste­ście. Myj­cie ręce, a ja za­raz po­dam obiad. Po­tem sią­dzie­my so­bie na ta­ra­sie, bo dziś pięk­ny dzień. Wy to tam chy­ba ma­cie same pięk­ne dni!

– Te­raz tak, ale to nie­praw­da, że w Hisz­pa­nii cały czas świe­ci słoń­ce. W zi­mie jest spo­ro po­chmur­nych ty­go­dni. Deszcz pada, wiatr wie­je. Może nie jest tak zim­no jak tu, ale nie pa­nu­je tam wiecz­ne lato.

– Oj tam, oj tam. Sia­daj­cie, a ja pę­dzę do kuch­ni.

Miło było usiąść i nie mu­sieć o nic się mar­twić. Na te kil­ka dni to Te­re­sa mia­ła prze­jąć ste­ry, a Anna dla od­mia­ny być go­ściem.

Zo­sta­wi­ła dzie­ci pod opie­ką Te­re­sy, po­nie­waż chcia­ła po­być sama i za­ła­twić waż­ną dla niej spra­wę. Ku­pi­ła dwa bu­kie­ty świe­żych kwia­tów i kil­ka zni­czy w przy­cmen­tar­nej kwia­ciar­ni. Na szczę­ście o tej po­rze nie­wie­le osób krę­ci­ło się po ne­kro­po­lii. Od­szu­ka­ła wła­ści­wą ścież­kę i po­de­szła do mo­gi­ły. Na­gro­bek był czy­sty, a ro­śli­ny wo­kół upo­rząd­ko­wa­ne. Wi­dać było, że ktoś dba o miej­sce wiecz­ne­go spo­czyn­ku Ro­ber­ta. Ciot­ka pew­nie cza­sem za­cho­dzi­ła na jego grób, ale Anna nie po­dej­rze­wa­ła, żeby ro­bi­ła to re­gu­lar­nie. Mia­ła swo­je spra­wy na gło­wie, a je­śli już, to ra­czej od­wie­dza­ła mat­kę Anny. Ko­bie­ta pa­mię­ta­ła, że Mar­cin wy­mie­nił wa­zon. Może więc to on czę­ściej tu bywa? Wsta­wi­ła świe­że kwia­ty, choć te, któ­re tam były, cał­kiem do­brze jesz­cze wy­glą­da­ły. Uło­ży­ła je więc w wie­niec i umie­ści­ła na pły­cie. Za­pa­li­ła zni­cze i zmó­wi­ła krót­ką mo­dli­twę.

– Anna? – Usły­sza­ła na­gle za sobą zna­jo­my ko­bie­cy głos.

Od­wró­ci­ła się. Przed nią sta­li Aga­ta i Mar­cin.

– Wie­dzia­łeś, że jest w Kra­ko­wie? – Aga­ta zwró­ci­ła się do męża, a ten wzru­szył ra­mio­na­mi.

Anna po­sta­no­wi­ła się wtrą­cić:

– Nie mó­wi­łam Mar­ci­no­wi, kie­dy do­kład­nie będę. Ja­kie to ma zna­cze­nie?

– W su­mie żad­ne. Do­brze, że je­steś. – Aga­ta uca­ło­wa­ła ją w oba po­licz­ki. – Tyl­ko że gdy­by­śmy wie­dzie­li, to przy­go­to­wa­li­by­śmy coś na twój przy­jazd.

– Nie ma ta­kiej po­trze­by.

Roz­mo­wa była sztyw­na. W po­wie­trzu wi­sia­ło coś nie­okre­ślo­ne­go, co jed­nak spra­wia­ło wszyst­kim dys­kom­fort.

– Może wpad­niesz do nas? Zro­bi­my ko­la­cję! Wy­tłu­ma­czę ci, jak do­je­chać do Bra­nic.

– Nie wy­bie­ram się tam.

– Jak to? Je­steś w Pol­sce i nie od­wie­dzisz Mi­cha­ła? Obie­ca­łaś mi to.

– Słu­chaj, Aga­ta, nic ci nie obie­cy­wa­łam. Może kie­dyś to zro­bię, ale jesz­cze nie te­raz. I pro­szę, nie roz­ma­wiaj­my o nim nad gro­bem mo­je­go męża. – Głos Anny za­czął się ła­mać. Krę­ci­ło jej się w gło­wie. Czu­ła się osa­czo­na. Pa­trzy­ła wy­mow­nie na Mar­ci­na, pro­sząc go o po­moc.

Zro­zu­miał i chwy­cił żonę za ra­mię.

– Aga­ta, daj spo­kój. Pro­szę.

Ko­bie­ta wes­tchnę­ła gło­śno, ale po­wstrzy­ma­ła się od ko­men­ta­rza. Po­sta­li chwi­lę w mil­cze­niu. W koń­cu Mar­cin uznał, że prze­rwa­li An­nie waż­ną chwi­lę i po­win­ni już pójść.

– Aniu, je­śli znaj­dziesz chwi­lę, to wpad­nij do nas. To rze­czy­wi­ście nie naj­lep­szy mo­ment na roz­mo­wy, ale na­praw­dę by­ło­by nam bar­dzo miło, gdy­byś nas od­wie­dzi­ła.

– Dzię­ku­ję. Po­sta­ram się. Za­dzwo­nię.

Ode­szli, a ona wciąż sta­ła nad gro­bem, pa­trząc na na­pis wy­ry­ty na pły­cie. Dla­cze­go od­sze­dłeś? – py­ta­ło jej spoj­rze­nie. – Tak trud­no bez cie­bie żyć.

Opo­wia­da­ła w my­ślach, co sły­chać u niej i u sy­nów, jak so­bie ra­dzi w no­wym miej­scu i z ja­ki­mi pro­ble­ma­mi musi się zma­gać. Choć trud­no by­ło­by jej to wy­tłu­ma­czyć, czu­ła ulgę, kie­dy o tym my­śla­ła. Tak jak­by Ro­bert stał tuż obok i słu­chał. Kie­dy skoń­czy­ła, uca­ło­wa­ła pal­ce i przy­ło­ży­ła je do wy­ry­te­go na pły­cie imie­nia męża, że­gna­jąc się z nim.

Prze­szła kil­ka ale­jek i od­na­la­zła grób ro­dzi­ców. Strą­ci­ła li­ście, któ­re na nim le­ża­ły, i po­ło­ży­ła kwia­ty. Za nimi tak­że tę­sk­ni­ła. Przede wszyst­kim za mat­ką. Choć róż­nie ukła­da­ły się ich re­la­cje, ko­bie­ty były so­bie bar­dzo bli­skie. To na mamę za­wsze mo­gła li­czyć, to ona dzie­li­ła z nią do­bre i złe chwi­le. Nie­ste­ty czas ten zo­stał prze­cię­ty cho­ro­bą i przed­wcze­sną śmier­cią. Ko­lej­ną, któ­ra za­bra­ła An­nie bli­ską oso­bę. Wspo­mnie­nia o ojcu się za­tar­ły. Do­ra­sta­ła bez nie­go, tak jak te­raz jej dzie­ci bez Ro­ber­ta. Wi­dać taki los tej ro­dzi­ny, że ni­ko­mu nie było dane do­żyć póź­nej sta­ro­ści. Ka­li­now­ska mia­ła na­dzie­ję, że bę­dzie to­wa­rzy­szyć sy­nom przy­naj­mniej do cza­su, aż się usa­mo­dziel­nią.

Wró­ci­ła do domu bar­dzo póź­no, bo po wi­zy­cie na cmen­ta­rzu na Sal­wa­to­rze po­szła na spa­cer nad Wi­słę. Była pięk­na po­go­da, więc tłu­my spa­ce­ro­wi­czów ob­le­gły pro­me­na­dę. Spo­ro ro­we­rzy­stów su­nę­ło po ścież­ce ro­we­ro­wej, a dzie­ci bie­ga­ły we wszyst­kie stro­ny. Całe na­brze­że po­ro­sło so­czy­stą tra­wą. Drze­wa ugi­na­ły się od li­ści. Anna nie mo­gła na­sy­cić oczu in­ten­syw­no­ścią barw. Na­gle uświa­do­mi­ła so­bie, że ta­kiej zie­le­ni nie ma w Bar­ce­lo­nie. W cen­trum mia­sta czy w więk­szo­ści dziel­nic bra­ku­je traw­ni­ków i szpa­le­rów, a je­śli już się po­ja­wia­ją, to nie są tak bar­dzo zie­lo­ne jak tu. Wzdłuż pro­me­na­dy nad­mor­skiej cią­gną się pal­my, na osie­dlach ro­sną głów­nie pla­ta­ny o cha­rak­te­ry­stycz­nych pniach w ubar­wie­niu moro. Na­wet par­ki skła­da­ją się z piasz­czy­stych te­re­nów, a traw­ni­ki w le­cie są wy­su­szo­ne. Naj­bar­dziej zie­lo­ny ka­wa­łek znaj­do­wał się przy to­rach tram­wa­jo­wych wzdłuż muru Par­ku Ciu­ta­del­la, a i sam park miał zie­lo­ne te­re­ny. Lu­bi­ła tam cho­dzić z dzieć­mi, któ­rych bar­dziej niż flo­ra in­te­re­so­wał gi­gan­tycz­ny ma­mut. Chłop­cy huś­ta­li się na jego trą­bie do­pó­ty, do­pó­ki ja­kiś tu­ry­sta chcą­cy zro­bić so­bie pa­miąt­ko­we zdję­cie z tym oka­zem ich nie prze­go­nił.

Pro­sto z Sal­wa­to­ra prze­szła pod Wa­wel. Obe­szła za­mek z le­wej stro­ny i do­tar­ła na Grodz­ką. Od­wie­dzi­ła skle­pik z tra­dy­cyj­ny­mi wy­ro­ba­mi cze­ko­la­do­wy­mi z Kra­ko­wa i ku­pi­ła kil­ka pa­czek kró­wek i tor­ci­ków we­dlow­skich. Za­mie­rza­ła ob­da­ro­wać nimi przy­ja­ciół, gdy wró­ci do Bar­ce­lo­ny.

Dziw­nie czu­ła się w tym mie­ście, choć zna­ła je od uro­dze­nia. Te­raz od­no­si­ła wra­że­nie, że jest tu­ryst­ką. Ry­nek tęt­nił ży­ciem. Jak zwy­kle w le­cie wszyst­kie ka­wiar­nie wy­sta­wia­ły ogród­ki. Trze­ba było mieć szczę­ście, by zna­leźć wol­ny sto­lik. Kwia­ciar­ki ofe­ro­wa­ły ko­lo­ro­we bu­kie­ty, a całe ta­bu­ny go­łę­bi krą­ży­ły wo­kół sta­rusz­ki sprze­da­ją­cej ziar­no. Anna ogar­nę­ła wzro­kiem plac. Nic się nie zmie­ni­ło przez pół roku. Na­dal mię­dzy Sław­kow­ską a Flo­riań­ską sta­ły do­roż­ki z kon­ny­mi za­przę­ga­mi, a po­mnik Ada­ma Mic­kie­wi­cza ob­le­ga­ny był przez wy­ciecz­ki or­ga­ni­zu­ją­ce tam punkt spo­tkań.

Z Ryn­ku do miesz­ka­nia po Ro­ber­cie mia­ła pięć mi­nut dro­gi. Prze­wi­dzia­ła, że bę­dzie w po­bli­żu, i za­bra­ła klu­cze. Miesz­ka­niem opie­ko­wa­ła się Te­re­sa. Ciot­ka wyj­mo­wa­ła pocz­tę i od cza­su do cza­su wie­trzy­ła po­miesz­cze­nia. Prze­wio­zła do sie­bie wszyst­kie kwia­ty, nie było więc po­trze­by, by re­gu­lar­nie tam by­wać.

Anna do tej pory nie chcia­ła wy­naj­mo­wać miesz­ka­nia. Wspo­mnie­nia z nim zwią­za­ne były zbyt żywe, poza tym do wy­naj­mu przy­da­ło­by się je przy­go­to­wać. Kie­dy jed­nak się tam zna­la­zła, do­szła do wnio­sku, że przy­dał­by mu się re­mont. Przy oka­zji moż­na by po­my­śleć o wy­sta­wie­niu ofer­ty. Od wrze­śnia do Kra­ko­wa zjeż­dża­li stu­den­ci, a wie­lo­po­ko­jo­we miesz­ka­nie w cen­trum mia­sta i bli­sko róż­nych uczel­ni było atrak­cyj­ne. Po­my­śla­ła, że moż­na za­mknąć część prze­zna­czo­ną na daw­ne biu­ro Ro­ber­ta na klucz, a po­zo­sta­łe po­ko­je wy­na­jąć. Po­sta­no­wi­ła po­roz­ma­wiać o tym z Mar­ci­nem, bo tyl­ko jemu mo­gła­by po­wie­rzyć ta­kie za­da­nie. Te­re­sa ani nie mia­ła już siły na ob­słu­gę wy­naj­mu, ani cza­su, by czę­sto do­jeż­dżać do mia­sta. Mar­cin by­wał w cen­trum co­dzien­nie, może zgo­dził­by się za­jąć ad­mi­ni­stro­wa­niem, a wcze­śniej or­ga­ni­za­cją re­mon­tu. Anna zda­wa­ła so­bie spra­wę, że obar­czy­ła­by przy­ja­cie­la od­po­wie­dzial­nym za­da­niem, ale za­kła­da­ła, że je­śli nie bę­dzie mu to na rękę, to od­mó­wi, a wte­dy ona po­szu­ka in­nych roz­wią­zań.

– Cześć, Aniu, chcia­łem cię prze­pro­sić za Aga­tę. Głu­pio się wczo­raj za­cho­wa­ła. – Mar­cin za­dzwo­nił dru­gie­go dnia z rana.

– Ale nie ma spra­wy. Nic się nie sta­ło.

– Nie po­win­na tak na cie­bie na­ska­ki­wać.

– Daj spo­kój. Ro­zu­miem ją. Le­piej po­wiedz, jak się wam ukła­da.

– Cał­kiem nie­źle, o ile nie wra­ca te­mat jej bra­ta. Wła­śnie wczo­raj się tro­chę po­sprze­cza­li­śmy po po­wro­cie z cmen­ta­rza.

– Nie chcę być po­wo­dem wa­szych kłót­ni. Wiesz, że mu­szę sta­wić się w pro­ku­ra­tu­rze? Wzy­wa­li mnie kil­ka­krot­nie. My­śla­łam, że jak mnie nie ma w Pol­sce, to da­dzą spo­kój, ale nie. Za­dzwo­ni­łam tam dziś i po­wie­dzie­li, że moje ze­zna­nia są klu­czo­we. Mu­szę przyjść. Nie mam na to ocho­ty.

– Wy­obra­żam so­bie. Kie­dy po­win­naś się zgło­sić?

– Umó­wi­łam się na dwu­na­stą. Wolę to mieć już za sobą. Zresz­tą cóż ja mam im do po­wie­dze­nia? Nie­wie­le.

– Mnie też prze­słu­chi­wa­li, ale ja to zu­peł­nie nic nie by­łem w sta­nie po­wie­dzieć. Za to Aga­ta…

Za­sko­czył Annę tym wy­zna­niem.

– Tak? Nie mó­wi­łeś, że by­łeś ze­zna­wać.

– No ja­koś mi umknę­ło. To było za­raz po przy­jeź­dzie od cie­bie.

– Mniej­sza o to. – Po­sta­no­wi­ła od­pu­ścić te­mat. – Po­wiem, co wiem, i tyle. O prze­szło­ści Mi­cha­ła mam ni­kłe po­ję­cie.

– Mnie py­ta­li, czy jest wy­bu­cho­wy, czy by­łem świad­kiem jego na­pa­du zło­ści. Ta­kie tam.

– Już mam dość tego te­ma­tu. Le­d­wo tu przy­je­cha­łam, a nie ma chwi­li, żeby ktoś ze mną nie roz­ma­wiał na jego te­mat. Jezu, czy to się kie­dyś skoń­czy? Chcę nor­mal­nie żyć, a to się cią­gnie za mną jak smród po ga­ciach. W każ­dym ra­zie nie mam ocho­ty go wi­dzieć ani na­wet cza­su na to, by je­chać do Bra­nic.

– Mam na­dzie­ję, że nie będą cię mę­czyć za dłu­go.

– Mar­cin? Chcia­łam cię o coś za­py­tać…

– Tak?

– By­łam dziś na Tar­łow­skiej. Po­my­śla­łam, że może war­to by­ło­by wy­na­jąć to miesz­ka­nie.

– Świet­ny po­mysł!

– Tyl­ko nie bar­dzo mam jak się tym za­jąć, bo wy­jeż­dżam za trzy dni, a tam trze­ba by od­świe­żyć.

– Za­py­tam tę eki­pę, któ­ra nie­daw­no nam ro­bi­ła re­mont, kie­dy by mo­gli.

– O, by­ło­by faj­nie. A czy mo­gła­bym cię pro­sić o ogar­nię­cie te­ma­tu? Znaj­dziesz czas?

– Te­raz i przez wa­ka­cje mam tro­chę luzu, po­tem może być go­rzej, no ale gdy­by mo­gli szyb­ko wejść z re­mon­tem, to cze­mu nie. Słu­chaj, a dasz radę uprząt­nąć wa­sze rze­czy jesz­cze przed wy­jaz­dem?

– Je­śli tyl­ko cio­cia zgo­dzi się za­jąć chło­pa­ka­mi, to mogę ju­tro wszyst­ko spa­ko­wać. Pew­nie i tak spo­ro bę­dzie do wy­rzu­ce­nia. Rze­czy chłop­ców w więk­szo­ści już prze­wio­złam do Te­re­sy. Zo­sta­ły moje i Ro­ber­ta dro­bia­zgi… – za­wa­ha­ła się. Wpraw­dzie po śmier­ci męża dużo upo­rząd­ko­wa­ła, ale nie chcia­ła od razu po­zby­wać się wszel­kich jego śla­dów. Te­raz jed­nak nie było sen­su trzy­mać cze­go­kol­wiek w miesz­ka­niu, do któ­re­go nie za­mie­rza­ła wra­cać.

Po­że­gna­li się po tym, gdy wstęp­nie uzgod­ni­li dzia­ła­nia. Anna mia­ła przed wy­jaz­dem zo­sta­wić Mar­ci­no­wi klu­cze i zdać się cał­ko­wi­cie na nie­go za­rów­no co do re­mon­tu, jak i wa­run­ków wy­naj­mu. Mia­ła peł­ne za­ufa­nie do przy­ja­cie­la. Za­zna­czy­ła, że za wło­żo­ną pra­cę otrzy­ma wy­na­gro­dze­nie, ale ten wy­krę­cał się, mó­wiąc, że póki nie za­czną wpły­wać pie­nią­dze z wy­naj­mu, wy­świad­czy jej przy­słu­gę.

Odło­ży­ła te­le­fon na sto­lik i po­szła do ła­zien­ki, by zro­bić ma­ki­jaż. Nie będę wy­glą­dać jak sie­ro­ta, tyl­ko jak atrak­cyj­na ko­bie­ta, któ­ra so­bie ze wszyst­kim ra­dzi, po­sta­no­wi­ła.

– Mamo! – Usły­sza­ła po chwi­li zza drzwi głos syna.

– Słu­cham?

– Bo Ma­ciek nie chce się ze mną ba­wić! – Kuba był zde­ner­wo­wa­ny.

– Dla­cze­go?

– Wła­śnie nie wiem. Leży i mówi, że się źle czu­je.

Anna odło­ży­ła tusz do rzęs na pó­łecz­kę i szyb­ko opu­ści­ła ła­zien­kę. Mu­sia­ła spraw­dzić, co dzie­je się z dziec­kiem.

Ma­ciek le­żał na ka­na­pie zwi­nię­ty w kłę­bek. Do­tknę­ła jego czo­ła, ale nie było roz­pa­lo­ne. Po­my­śla­ła, że może mieć stan pod­go­rącz­ko­wy.

– Co się dzie­je, sy­necz­ku?

– Nie wiem. Je­stem sła­by.

– Boli cię coś?

– Gło­wa.

– Hm. Coś jesz­cze?

Ma­ciek za­prze­czył. Trud­no było mu opi­sać ogól­ne osła­bie­nie, któ­re nim za­wład­nę­ło. Anna jesz­cze raz spraw­dzi­ła, czy chło­piec ma go­rącz­kę, a po­tem stwier­dzi­ła, że być może do­pie­ro bie­rze go ja­kaś cho­ro­ba, więc ob­ja­wy są nie­wy­raź­ne. Bliź­nię­ta rzad­ko cho­ro­wa­ły, ale wie­dzia­ła, że cza­sem in­fek­cja roz­wi­ja się kil­ka dni. Mia­ła na­dzie­ję, że to chwi­lo­wa nie­dy­spo­zy­cja i wkrót­ce syn wró­ci do for­my. Nie chcia­ła­by le­cieć sa­mo­lo­tem z cho­rym dziec­kiem.

Po­da­ła mu sy­rop na od­por­ność z dużą daw­ką wi­ta­min i przy­kry­ła ko­cem, bo wy­glą­da­ło na to, że chło­piec za­czy­na mieć dresz­cze.

– Zdrzem­nij się, syn­ku. Nie mu­sisz nic ro­bić. Je­śli bie­rze cię ja­kaś cho­ro­ba, to sen po­mo­że ją zwal­czyć. – Po­ca­ło­wa­ła go w po­li­czek, a po­tem po­pro­si­ła Kubę, żeby po­ba­wił się grzecz­nie sam i nie za­wra­cał bra­tu gło­wy.

– Za­bie­ram się za przy­go­to­wa­nie ro­so­łu. To naj­lep­sza po­tra­wa na wszel­kie do­le­gli­wo­ści. A ty już idź, bo się spóź­nisz. – Te­re­sa, pod któ­rej opie­ką mie­li zo­stać chłop­cy, zmie­ni­ła zda­nie co do zupy, jaką bę­dzie go­to­wać tego dnia.

Anna spoj­rza­ła na ze­ga­rek. Rze­czy­wi­ście zo­sta­ło jej za­le­d­wie pół go­dzi­ny do spo­tka­nia w pro­ku­ra­tu­rze. Prze­cze­sa­ła wło­sy szczot­ką, re­zy­gnu­jąc z pla­nów uło­że­nia ele­ganc­kie­go koka.

Nie­mal w ostat­niej chwi­li do­tar­ła na miej­sce. Przy­wi­ta­ła ją star­sza pani, któ­ra przed­sta­wi­ła się jako pro­wa­dzą­ca śledz­two. Naj­pierw po­uczo­no Annę o od­po­wie­dzial­no­ści za skła­da­nie fał­szy­wych ze­znań lub za­ta­je­nie praw­dy, a po­tem spi­sa­no per­so­na­lia.

– Czy wie pani, w ja­kiej spra­wie zo­sta­ła tu we­zwa­na?

– Hm… Mi­cha­ła Da­wi­do­wi­cza.

– Tak. O co w tej spra­wie cho­dzi?

– No, że kie­dyś zgi­nę­ła jego dziew­czy­na. Pań­stwo chce­cie usta­lić, czy miał z tym coś wspól­ne­go, czy nie. – Anna po­czu­ła, że głos jej drży. O ile od po­cząt­ku trzy­ma­ła się dziel­nie, to w tej chwi­li ser­ce za­czę­ło ło­mo­tać, a cia­ło ogar­nia­ła pa­ni­ka.

Po­wiedz, co wiesz, a po­tem pój­dziesz do domu i da­dzą ci spo­kój, uspo­ka­ja­ła się w my­ślach, jed­nak ner­wy już opa­no­wa­ły jej cia­ło.

– Wi­dzę, że jest pani zde­ner­wo­wa­na. Dla­cze­go?

– Bo… bo źle się z tym czu­ję i w ogó­le nie mam ocho­ty ze­zna­wać.

– Z ja­kie­go po­wo­du?

– Nie wiem. Nie mam nic do po­wie­dze­nia.

– Zo­ba­czy­my. Od kie­dy zna pani Mi­cha­ła Da­wi­do­wi­cza i ja­kie re­la­cje pa­nią z nim łą­czą?

– Po­zna­li­śmy się przez jego sio­strę Aga­tę. Przy­szedł do nas, to jest do mnie i do mo­je­go męża, na przy­ję­cie. Na­szych dzie­ci nie było jesz­cze na świe­cie. Po­tem wi­dzia­łam go parę razy w cią­gu kil­ku lat. Raz by­li­śmy wspól­nie na wa­ka­cjach w więk­szej gru­pie, na­stęp­nie za­pro­po­no­wał mi pra­cę u sie­bie w ga­le­rii i wte­dy po­zna­li­śmy się bli­żej.

– Jak bli­sko?

– Naj­pierw się przy­jaź­ni­li­śmy i spo­ty­ka­li­śmy tyl­ko w pra­cy, ale po­tem roz­sta­łam się z mę­żem i… zbli­ży­li­śmy się do sie­bie.

– Za­miesz­ka­ła pani z nim?

–Tak.

– Czy to zna­czy, że byli pań­stwo parą?

– Tak. Moż­na tak po­wie­dzieć.

– Czy opo­wia­dał pani o swo­jej prze­szło­ści? O dziew­czy­nie sprzed lat?

– Mi­chał nie lu­bił mó­wić o so­bie. Za­my­kał się, kie­dy po­ru­sza­łam ta­kie te­ma­ty. Jak­by chciał się od­ciąć od wcze­śniej­sze­go ży­cia.

– Dla­cze­go? Jak pani my­śli?

– Nie wiem. Wte­dy by­łam prze­ko­na­na, że ktoś go skrzyw­dził i sta­ra się o tym za­po­mnieć.

– Tak?

– Opo­wia­dał mi o Na­stur­cji. Mó­wił, że był w niej bar­dzo za­ko­cha­ny, ale ona go zdra­dza­ła, a gdy mie­li wziąć ślub, na­gle ode­szła. Zro­zu­mia­łam, że ona ucie­kła. Do­pie­ro po­tem do­wie­dzia­łam się, że nie żyje, to jest że ode­szła na za­wsze. My­śla­łam, że chce o niej za­po­mnieć, ale kie­dy dzie­ci zna­la­zły to pu­deł­ko…

– Ja­kie pu­deł­ko?

– Moi sy­no­wie ba­wi­li się w jego po­ko­ju i wy­cią­gnę­li spod łóż­ka po­jem­nik ze zdję­cia­mi i li­sta­mi. Przej­rza­łam je, bo nie mo­głam po­wstrzy­mać cie­ka­wo­ści. Był tam też me­da­lion. Prze­czy­ta­łam li­sty i tro­chę się prze­stra­szy­łam.

– Dla­cze­go? Co mo­gło pa­nią prze­stra­szyć?

– Nie umiem tego okre­ślić. Niby zwy­kłe li­sty mi­ło­sne, ale po pierw­sze zdzi­wi­ło mnie, że to była ko­re­spon­den­cja do niej, a prze­cież za­zwy­czaj trzy­ma się li­sty od ko­goś, a nie wła­sne do tej oso­by. Wy­glą­da­ło na to, że ni­g­dy nie zo­sta­ły wy­sła­ne.

– To samo w so­bie nie po­win­no być prze­ra­ża­ją­ce, praw­da?

– No tak, ale on pi­sał do dziew­czy­ny tak ja­koś… za­bor­czo. Jak­by chciał ją kon­tro­lo­wać.

– I to pa­nią tak zbul­wer­so­wa­ło?

– Ra­czej za­nie­po­ko­iło. Sko­ro chciał za­po­mnieć o prze­szło­ści, to cze­mu trzy­mał te li­sty przez tyle lat? Nie po­tra­fię po­wie­dzieć, co aku­rat mnie za­nie­po­ko­iło. Po pro­stu spo­sób, w jaki pi­sał, spra­wiał, że cier­pła mi skó­ra. Jesz­cze wte­dy nie wie­dzia­łam, że ta dziew­czy­na nie żyje.

– Jak się pani uda­ło po­łą­czyć fak­ty?

– Pew­na oso­ba po­wie­dzia­ła mi, że roz­po­zna­je Mi­cha­ła i że mia­ła z nim kie­dyś kon­takt. Zdra­dzi­ła, w jaką spra­wę był za­mie­sza­ny. To wy­szło przy­pad­ko­wo. Po­dzie­li­łam się z nią tym, co od­kry­łam. Przy­pusz­czam, że ma­cie wszyst­kie te li­sty, ja nie wiem nic po­nad to, co wy­czy­ta­łam.

– Do­brze. A jaki on jest? Jaki ma cha­rak­ter?

– Dla mnie za­wsze był bar­dzo do­bry, opie­kuń­czy, ema­no­wał spo­ko­jem.

– Wo­bec pani dzie­ci też?

– Tak.

– Czy była pani świad­kiem sy­tu­acji, w któ­rej był­by zde­ner­wo­wa­ny? Po­kłó­ci­li­ście się kie­dyś?

Anna za­sta­no­wi­ła się chwi­lę.

– Wła­ści­wie nie. Nie przy­po­mi­nam so­bie żad­nej kłót­ni. Mi­chał za­wsze był opa­no­wa­ny. To mnie po­no­si­ły ner­wy. Jego nie.

– A w sto­sun­ku do in­nych osób? Czy ko­goś nie lu­bił?

– Tak… mo­je­go męża – za­wa­ha­ła się. – Te­raz so­bie przy­po­mi­nam, że cza­sem się sprze­cza­li, ale to nor­mal­ne, bo obaj czu­li się za­gro­że­ni i wal­czy­li o mnie.

– Nic pani nie nie­po­ko­iło w jego za­cho­wa­niu?

– Nie. Uspo­ka­ja­łam ich obu, bo oczy­wi­ście nie po­do­ba­ło mi się to, że są na sie­bie źli, ale to było na­tu­ral­ne w sy­tu­acji, w któ­rej się zna­leź­li­śmy.

– Czy kie­dy­kol­wiek po­czu­ła się pani w jego obec­no­ści za­gro­żo­na?

Anna ob­li­za­ła war­gi. Mia­ła su­cho w ustach i z chę­cią na­pi­ła­by się wody, ale jej nie za­pro­po­no­wa­no. Sama nie chcia­ła pro­sić. Prze­łknę­ła więc śli­nę i od­po­wie­dzia­ła na py­ta­nie:

– Po śmier­ci męża za­czę­ło się mię­dzy nami psuć. Ja bar­dzo to prze­ży­wa­łam, a Mi­chał pod­cho­dził ja­koś tak lu­zac­ko. Mia­łam do nie­go żal, bo do tego cza­su był za­wsze czu­ły i pe­łen zro­zu­mie­nia dla mo­ich spraw, a tu na­gle za­bra­kło mu em­pa­tii. Źle się wy­ra­żał o Ro­ber­cie i nie mógł zro­zu­mieć, że chcę być sama z dzieć­mi i w spo­ko­ju prze­żyć ża­ło­bę.

– Co ta­kie­go ro­bił?

– Czu­łam się osa­czo­na. Im bar­dziej chcia­łam być sama, tym bar­dziej był za­bor­czy. Kon­tro­lo­wał mnie, wy­dzwa­niał wie­lo­krot­nie, o wszyst­ko wy­py­ty­wał, a gdy nie chcia­łam roz­ma­wiać, miał do mnie pre­ten­sje.

– Wiem, że na­gle wy­je­cha­ła pani z kra­ju. Co się sta­ło?

– Nie ra­dzi­łam so­bie z tym. Za­czę­łam po­dej­rze­wać, że nie po­wie­dział mi praw­dy o tam­tej dziew­czy­nie, i nie po­do­ba­ło mi się, że za­czął mnie spraw­dzać. Chciał zdo­mi­no­wać. Spa­ni­ko­wa­łam. Wy­obra­ża­łam so­bie za dużo.

– Co pani so­bie wy­obra­ża­ła?

Anna po­czu­ła, że się poci. Jak mia­ła po­wie­dzieć, że my­śla­ła, iż Mi­chał za­bił swo­ją dziew­czy­nę, więc bała się o bez­pie­czeń­stwo wła­sne i dzie­ci? Nie chcia­ła ta­kim wy­zna­niem mu za­szko­dzić. Prze­cież były to tyl­ko jej od­czu­cia, może wy­bu­ja­ła wy­obraź­nia. Pani pro­ku­ra­tor za­uwa­ży­ła, że świa­dek krę­ci się nie­spo­koj­nie na krze­śle i roz­wa­ża od­po­wiedź. Nie po­spie­sza­ła jed­nak Anny, da­jąc jej czas, by sfor­mu­ło­wa­ła my­śli.

– By­łam w złym sta­nie psy­chicz­nym, w roz­pa­czy po śmier­ci męża i ogól­nie mia­łam wąt­pli­wo­ści co do de­cy­zji, któ­re pod­ję­łam w ostat­nim cza­sie. Spra­wa roz­wo­do­wa moc­no mnie stre­so­wa­ła, więc trwa­łam w na­pię­ciu. Do tego do­szły li­sty i me­da­lion, któ­re prze­czy­ły wszyst­kie­mu, co po­wie­dział mi Mi­chał. Za­czę­łam ukła­dać róż­ne sce­na­riu­sze jego prze­szło­ści. Od­su­nę­łam się od nie­go, a on chy­ba po­czuł się za­gro­żo­ny i im bar­dziej ja chcia­łam swo­bo­dy, tym bar­dziej on na­le­gał na kon­takt. Wmó­wi­łam so­bie, że je­śli jest cień po­dej­rze­nia, że mógł zro­bić coś tej dziew­czy­nie z za­zdro­ści, to może mu się nie spodo­bać, gdy za­cznę go od­su­wać.

– Co pani przez to ro­zu­mie?

– Jezu, no, ja… Na­praw­dę nie chcę mu za­szko­dzić, bo to do­bry czło­wiek. I nie wiem, czy miał coś wspól­ne­go ze śmier­cią tej dziew­czy­ny. To wy mu­si­cie dojść do praw­dy. Może jest cho­ry, nie wiem. Jego sio­stra mó­wi­ła mi, że mie­li cho­ro­bę psy­chicz­ną w ro­dzi­nie i że może dla­te­go tak się za­cho­wał. Ni­g­dy nie po­wie­dział ani nie zro­bił nic, co da­ło­by mi stu­pro­cen­to­wą pew­ność, ale mam dwój­kę dzie­ci! Dla­te­go ucie­kłam! A poza tym… – Anna zda­ła so­bie spra­wę, że ostat­nie zda­nia wy­krzy­cza­ła. Ze­szła z tonu i sta­ra­ła się za wszel­ką cenę opa­no­wać. – Po śmier­ci męża zro­zu­mia­łam, że tak na­praw­dę to nie chcia­łam się z nim roz­stać, że go ko­cham, a zwią­zek z Mi­cha­łem nie po­wi­nien był się wy­da­rzyć.

– My­ślę, że na dziś wy­star­czy. Chce pani coś do­dać?

Anna po­krę­ci­ła gło­wą. Była wy­czer­pa­na tą roz­mo­wą.

– W ta­kim ra­zie od­czy­tam pani to, co za­no­to­wa­łam w pro­to­ko­le. Je­śli bę­dzie chcia­ła pani coś spro­sto­wać albo do­dać, pro­szę mi prze­rwać. Po­tem pod­pi­sze­my.

– Czy będę jesz­cze wzy­wa­na?

– Nie wiem. Jest taka moż­li­wość.

– Ale ja miesz­kam za gra­ni­cą.

– Je­śli zaj­dzie ko­niecz­ność, wy­śle­my za­wia­do­mie­nie na pani ad­res poza Pol­ską.

Po­że­gna­ły się i Anna z ulgą opu­ści­ła gmach pro­ku­ra­tu­ry. Nie była pew­na, czy swo­imi ze­zna­nia­mi nie po­grą­ży­ła Mi­cha­ła. Nie chcia­ła tego ro­bić, ale prze­cież nie mo­gła ni­cze­go ukry­wać. Za­pra­gnę­ła już wró­cić do Bar­ce­lo­ny. Na­gle uświa­do­mi­ła so­bie, że o tym hisz­pań­skim mie­ście my­śli jak o domu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: