Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Smak ciemności. The Dark duet - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
17 lutego 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,90

Smak ciemności. The Dark duet - ebook

Czy jesteś gotowy przekroczyć wszelkie granice dla prawdziwego uczucia? Dobrze się zastanów, zanim powiesz… tak. Ostatnia część bestsellerowej trylogii „The dark duet” wywróci do góry nogami Wasze wyobrażenia o Calebie.

Piszę to, bo błagaliście. A wiecie, jak ja kocham, gdy błagacie. Właściwie to już za dużo o mnie wiecie. Kim jestem? Cóż, odpowiedź na to pytanie dopiero próbuję poznać. W dzieciństwie byłem dziwką, jako młody chłopak zostałem zabójcą, a w dorosłym życiu potworem. To ja porwałem Livvie. To ja trzymałem ją w ciemnym pokoju przez kilka tygodni. Jednak najważniejsze jest to, że jestem też mężczyzną, w którym się zakochała. Którego kocha. To trochę chore, prawda? Oczywiście naszej historii nie da się streścić w kilku krótkich zdaniach, jednak nie potrafię wytłumaczyć mojego zachowania z tamtego okresu. Zakładam, że jeśli to czytacie, nie muszę już nic tłumaczyć. Zdążyliście już mnie ocenić. Czytacie to, ponieważ pragniecie poznać zakończenie tej historii. Chcecie dowiedzieć się, co się wydarzyło tamtego ciepłego wrześniowego wieczora, kiedy to spotkałem Livvie w Barcelonie. Tamtej nocy moje życie znowu zupełnie się zmieniło. Nie przebiegło to jednak dokładnie tak, jak opisała to Livvie. Bardzo łaskawie potraktowała mnie w swojej opowieści. Prawda jest o wiele bardziej… skomplikowana.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7976-352-8
Rozmiar pliku: 893 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Jeden

Piszę, bo mnie błagaliście. Wiecie, jak bardzo to lubię. Właściwie chyba wiecie o mnie zbyt wiele.

Powinienem na samym początku uprzedzić, że nie należę do osób, które łatwo zdradzają swoje sekrety. Jednak Livvie opowiedziała mi, jak spisanie jej wersji naszej historii pomogło wyleczyć rany, co skłoniło mnie do poświęcenia się temu projektowi. Przynajmniej tyle mogłem dla niej zrobić, zważywszy na fakt, że to przeze mnie tak cierpiała. Dla mnie snucie tej opowieści nie służy temu samemu celowi, a jednak – oto ją spisuję.

Minęło wiele czasu od wydarzeń z Dotyku ciemności. Dzisiaj mamy piątek, 8 lutego 2013 roku. W maju miną cztery lata, odkąd siedziałem w sedanie z przyciemnionymi szybami i zastanawiałem się nad uprowadzeniem Livvie. Skończyłem dwadzieścia dziewięć lat i wreszcie nie mam co do tego wątpliwości. Czasami żałuję, że się o tym dowiedziałem, bo w sierpniu skończę trzydziestkę, co nie będzie łatwe. Livvie jest ode mnie osiem lat młodsza, jednak czasami zwraca się do mnie, jakby było na odwrót (podejrzewam, że lubi karne klapsy). Nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi, o których czytaliście. Ponieważ jednak ładnie poprosiliście, opowiem historię, którą tak bardzo pragnęliście poznać.

Zanim przejdę do sedna, chciałbym poświęcić chwilę kwestii imion. W książce Livvie stanowiły bardzo ważny element i warto o nich wspomnieć także teraz. „Czymże jest nazwa?”, pytał Szekspir, a ja odpowiem: piekielnie ważną sprawą.

Livvie teraz nazywa się Sophia. Zmieniła imię i nazwisko po skorzystaniu z programu ochrony świadków w zamian za zeznawanie przeciwko swojemu porywaczowi i gwałcicielowi (czyli mnie). Jednak znacie ją jako Livvie, więc tak też będę ją nazywał w tej opowieści. Oczywiście łączy się z tym inne pytanie: kim ja jestem?

Jestem Calebem?

Jestem Jamesem?

Często roztrząsałem tę kwestię i za każdym razem dochodziłem do innego wniosku. Być może jedyną prawdziwą odpowiedzią na te pytania jest: jednym i drugim.

Caleb zawsze będzie stanowił jakąś część mnie, zapewne największą. Jednak pragnę być Jamesem.

James ma dwadzieścia dziewięć lat i pochodzi z Oregonu. Został wychowany przez matkę i zawsze zastanawiał się, kim jest jego ojciec. Nauczył się szanować kobiety, jednak odczuwał również potrzebę zaznaczenia swojej męskości, ze względu na brak ojca. Spotkał Sophię na Paseo de Colon i od razu się w niej zakochał.

James nigdy nie poznał dziewczyny o imieniu Livvie. Nigdy też jej nie skrzywdził.

Wiemy jednak, jak naprawdę to wyglądało. Nie tak jawi się prawda. Dlatego na potrzeby książki, o którą błagaliście – jestem Caleb.

Jestem tym, który porwał Livvie. Jestem człowiekiem, który przez długie tygodnie więził ją w ciemności. Który przywiązał ją do łóżka i wychłostał. Który omal nie sprzedał jej do seksualnej niewoli. Jednak przede wszystkim jestem człowiekiem, którego pokochała.

Kocha mnie. To chore, prawda?

Oczywiście naszej historii nie da się podsumować w kilku krótkich zdaniach, jednak nie potrafię tłumaczyć mojego zachowania z tamtych czasów. Jeśli to czytasz, zakładam, że takie wyjaśnienia nie są potrzebne, bo już zdążyłaś mnie ocenić.

Sięgnęłaś po tę książkę, ponieważ chciałaś poznać resztę historii. Chcesz wiedzieć, co się stało tamtego ciepłego, wrześniowego wieczoru w 2010 roku, kiedy to spotkałem się z Livvie w Paseo. W tamtej chwili moje życie raz jeszcze wywróciło się do góry nogami.

Nie wydarzyło się to tak, jak opisywała to Livvie. Bardzo łaskawym okiem spojrzała na tę część naszej wspólnej historii. Prawda była znacznie bardziej... skomplikowana.

Livvie dała wam do zrozumienia, że nie potrzebowaliśmy żadnych słów, wystarczył pocałunek.

Chciałbym, żeby to było tak proste. Do pocałunku rzeczywiście doszło. Poczułem smak jej ust po dwunastu miesiącach bez jakiegokolwiek kontaktu. Cały rok po tym, jak zabiła dla mnie innego człowieka, a ja odpłaciłem jej, porzucając ją przed granicą z Meksykiem, umazaną krwią. Pocałowała mnie, aż zakręciło mi się w głowie. Mogę bez cienia wstydu powiedzieć, że nigdy wcześniej nie czułem się tak szczęśliwy.

A potem mnie spoliczkowała. Mocno. Aż mi w uszach zadzwoniło.

Pamiętam, że przyłożyłem dłoń do miejsca uderzenia i zastanawiałem się, czy zaraz trafię do więzienia.

– Jak mogłeś? – zapytała Livvie; pod wpływem bólu w jej głosie poczułem ukłucie w sercu.

Wierzyłem, że już o mnie zapomniała. Że ułożyła sobie życie, a ja wróciłem, żeby znowu je spieprzyć. Miałem wrażenie, że ta minuta ciągnie się w nieskończoność. W głowie zdążyłem odtworzyć każdą chwilę spędzoną z Livvie i karciłem się za choćby cień nadziei, że kiedykolwiek zdoła mi wybaczyć to wszystko, co jej zrobiłem.

– Nie będę uciekał, Livvie. Pozwolę im się aresztować i nigdy więcej nie będziesz musiała mnie oglądać.

Nie potrafiłem spojrzeć jej w oczy. Marzyłem o tym spotkaniu od tak dawna, wyobrażając sobie uśmiech na twarzy Livvie. Nie zniósłbym widoku grymasu obrzydzenia. Nie chciałem zapamiętać jej takiej.

Powoli minęła ta najdłuższa minuta mojego życia. Nie słyszałem policyjnych syren, nikt nie powalił mnie jeszcze na ziemię i nie zakuł w kajdanki. Co było dziwne.

– Nigdy nie będę musiała cię oglądać? Naprawdę jesteś taki głupi? Nie możesz wrócić do mojego życia i oczekiwać, że znowu dam się porzucić. Nie pozwolę ci na to, Caleb. Nie tym razem.

I, choć trudno w to uwierzyć, spoliczkowała mnie jeszcze raz.

– Oszalałaś? Przestań mnie bić!

Wreszcie podniosłem na nią wzrok, ale widziałem jak przez mgłę. Uderzyła mnie tak mocno, że do oczu napłynęły mi łzy (bo przecież nie płakałem; wszyscy wiedzą, jakim jestem twardzielem, a twardziele nie płaczą). Kiedy je wytarłem, zauważyłem w jej spojrzeniu gniew, ból, ale także – tęsknotę. Za mną. Wiedziałem o tym, ponieważ jej twarz była lustrzanym odbiciem mojej.

– Jak mogłeś mnie zostawić, Caleb? Myślałam... myślałam, że nie żyjesz.

Płakała. Objęła mnie rękami w pasie i przytuliła mocno. Czułem się cudownie, znowu tak blisko niej, i o niczym innym nie potrafiłem myśleć.

– Przepraszam, Livvie. Przepraszam – wyszeptałem w jej włosy.

Nie mogłem uwierzyć, że znowu jest przy mnie. Nie potrafię nawet opisać tego uczucia. Niech wystarczy tyle, że gdybym w tamtej chwili umarł, odszedłbym z tego świata szczęśliwy.

Staliśmy tak przez dłuższą chwilę. Ona się wtuliła we mnie, a ja w nią. Panująca między nami cisza mówiła to, czego nie potrafiliśmy wyrazić słowami. Myślę, że właśnie to miała na myśli, pisząc: „i nic nie musieli już mówić”.

Towarzyszyły mi w tamtej chwili emocje, które poznałem jedynie dzięki Livvie: czułem się jednocześnie pusty i pełny do granic wytrzymałości.

– Tęskniłem za tobą. Tęskniłem tak bardzo, że aż trudno w to uwierzyć.

Nie chciałem jej opuszczać. Nigdy nie chciałem. Niestety zajęło mi całą wieczność zebranie w końcu odwagi, by jej to wyznać.

Nie wiem, jak długo tam staliśmy, objęci, gdy mijali nas turyści. Dla nich byliśmy kolejną szczęśliwą parą, która korzysta z uroków ciepłego wieczora. Nikt nie miał pojęcia, kim jesteśmy i przez co przeszliśmy, żeby dotrzeć do tego punktu w naszym życiu. Jednak nawet w tej cudownie długiej chwili wiedziałem, że ona nie może trwać wiecznie. Miałem mnóstwo rzeczy do powiedzenia. Obawiałem się, co usłyszę w odpowiedzi.

Poczułem, jak Livvie drży w moich objęciach, jak trzęsą się jej ramiona, i zrozumiałem, że płacze. Nie miałem jej tego za złe. Zasłużyła na te łzy. Ja niestety nie potrafiłem w ten sposób dać upustu kłębiącym się we mnie emocjom. Tak wiele przeżyłem przez te prawie trzydzieści lat. Wypłakałem już wszystkie łzy, jakie miałem. Mogłem jej ofiarować tylko moją siłę. Mogłem być dla niej silny. Mogłem ją utulić, ukołysać i ochronić przed tuzinem obserwujących nas oczu.

Mijające nas kobiety patrzyły na mnie groźnie. „Coś ty jej zrobił?”, oskarżały ich spojrzenia.

Mężczyźni spoglądali na mnie ze współczuciem. „Masz przechlapane, kolego”.

Ignorowałem ich wszystkich. Nie byli warci mojej uwagi.

– Może chodźmy stąd? – zapytałem.

Poczułem nieznaczny, potakujący ruch głowy Livvie. Odsunąłem się powoli, nie mając pewności, czy jestem gotowy na to, co mogło się za chwilę wydarzyć. Nagle przestało to mieć jakiekolwiek znaczenie. Podniosła na mnie wzrok i uśmiechnęła się przez łzy. Czekałem bardzo długo na ten uśmiech. Był wart każdej potwornej sekundy, którą musiałem spędzić bez niej.

– Też za tobą tęskniłam. Bardzo – wyszeptała i wytarła oczy. – Przepraszam, nie chciałam płakać. Tylko... tak dobrze cię widzieć!

Wtedy i ja się uśmiechnąłem. Złapałem ją za rękę i ruszyliśmy. Cały świat dokoła wydawał się nierealny. Pomyślałbym, że śnię, gdyby nie piekł mnie policzek. Chciałem o tym wspomnieć, zażartować jakoś, żeby rozładować napięcie, które czyhało tuż pod powierzchnią radości, jednak postanowiłem, że lepiej milczeć. Livvie szła u mojego boku i nic więcej się nie liczyło.

– Przyjechałeś tu samochodem? – zapytała.

– Tak – odparłem, nieco zakłopotany. – Chyba postąpiłem optymistycznie. Pomyślałem, że albo to ostatnia okazja, żeby przejechać się po ulicach Barcelony, albo będę miał czym zawieźć cię do siebie – zaśmiałem się, nieco nerwowo.

Im dłużej szliśmy do samochodu, tym bardziej niezręczna wydawała się cała sytuacja. Nagle Livvie się zatrzymała.

– Chyba nie jestem na to gotowa...

Rozejrzała się dokoła, jakby chciała się upewnić, że nie jesteśmy sami. Puściła moją rękę.

Próbowałem się tym nie przejmować. Mogłem się spodziewać, że będzie się bała gdziekolwiek ze mną jechać, jednak i tak zabolało. Uśmiechnąłem się tak szczerze, jak tylko potrafiłem, i włożyłem ręce do kieszeni.

– Nie musimy jechać do mnie. Zabiorę cię tam, gdzie zechcesz. Tylko... Cholera, nawet nie wiem, co właściwie chcę powiedzieć.

Livvie posłała mi słaby uśmiech; jeden z tych, które nie odbijają się w oczach. Wyglądała tak pięknie i tak smutno.

– Nie wiem, co jest ze mną nie tak. Przez ostatnie cztery godziny siedziałam jak na szpilkach, nie mogąc się doczekać chwili, kiedy cię zobaczę, a teraz...

Skrzyżowała ręce na piersi i podniosła dłoń, by zacząć skubać dolną wargę. To był jeden z tych typowych dla niej, nieświadomych gestów. Najpierw przygryzała usta, a potem zaczynała skubać je palcami. W ten sposób przypomniała mi, że choć bardzo się zmieniła przez ostatni rok, pewne rzeczy pozostały i pozostaną niezmienne.

Trudno było się nie spodziewać, że zacznie się zastanawiać, co u mnie pozostało takie samo. Szczerze mówiąc, ledwo powstrzymywałem się, żeby nie chwycić jej siłą w ramiona (czasami wciąż walczę z tym odruchem). Byłem tak blisko zdobycia tego, czego pragnąłem najbardziej na świecie, a teraz możliwe, że nawet nie dotrzemy do samochodu. Chciałem ją złapać i sprawić, żeby mnie wysłuchała. Mógłbym ją błagać, gdyby było to konieczne. Chciałem wrzasnąć jej prosto w twarz, że mogę się zmienić, że mogę być inny... że nic prócz niej już mi nie zostało.

Jednak robiąc to, udowodniłbym tylko, że nie może mi ufać. Nagle sam straciłem do siebie zaufanie.

– Może... może to był błąd? – zacząłem nieśmiało.

Chciałem, żeby ona podjęła ostateczną decyzję, jednak bałem się odpowiedzi.

Zamknęła oczy i objęła się nieco mocniej. Zmarszczyła brwi, co w moich oczach było wyrazem smutku. Pokręciła nieznacznie głową.

Uznałem to za dobry znak. Jej gesty nie były świadomym wyborem, były odruchem. Cieszyłem się niezmiernie, że instynktownie czuła, iż nasze spotkanie nie było pomyłką. Na czubku języka miałem wyznanie wszystkich swoich uczuć. Wstrzymywałem te słowa od chwili, gdy patrzyłem, jak znika z mojego życia. Gdyby wtedy odwróciła się i spojrzała na mnie choć przez ułamek sekundy, nie potrafiłbym się powstrzymać i powiedziałbym jej wszystko.

Kocham cię.

Nie byłem tego pewien w Meksyku. Nie byłem pewien, czy naprawdę mnie kocha. Jednak bezdennej pustki, jaka zagościła w moim sercu po utracie Livvie, nie dało się niczym wypełnić. Ani zemstą, ani próbami zadośćuczynienia za błędy przeszłości, ani przypadkowymi kobietami czy alkoholem. Jedynie Livvie mogła sprawić, że znowu pozbieram się w całość, i kiedy zdałem sobie z tego sprawę, natychmiast zacząłem jej szukać. Wpadłem w obsesję przekonania się, czy naprawdę mnie kocha.

– Wiem, czego pragnę, Livvie. Chcę, żebyś znowu stała się częścią mojego życia. Rozumiem, że nie możemy cofnąć tego, co się wydarzyło. Rozumiem, że masz pełne prawo chcieć mojej śmierci, jednak...

Zakryła mi dłonią usta.

– Przestań. Na to też nie jestem gotowa – oznajmiła. Wydawała się wręcz rozgniewana.

Choćbym nie wiem, co napisał, i tak nie oddałbym piękna i głębi spojrzenia Livvie. Mógłbym patrzeć jej w oczy przez całą wieczność, aż zapomnę, jak się nazywam (co też, nie oszukujmy się, nie zajęłoby mi zbyt wiele czasu).

Wyciągnąłem lewą rękę z kieszeni i przykryłem dłoń Livvie, którą dotykała moich ust. Pocałowałem jej palce i kiwnąłem głową. Był to najbardziej błagalny gest, na jaki mogłem się poważyć, nie robiąc z siebie głupca. Chociaż zrobiłbym to bez zastanowienia, gdybym miał w ten sposób skłonić Livvie do tego, by wsiadła do mojego samochodu (wszyscy dobrze wiemy, że jestem bezwstydny).

Powoli odsunęła rękę od ust i splotła palce z moimi. Pokręciła głową i uśmiechnęła się smutno.

– Ja też nie wiem, co robię, Caleb. Pragnęłam tego od tak dawna. Pewne obszary mojego życia pozostały w zawieszeniu, ponieważ myślałam... miałam nadzieję, że któregoś dnia znowu mnie odnajdziesz. A teraz jesteś tutaj i, szczerze mówiąc... boję się.

Zbliżyłem się do niej. Ucieszyłem się niezmiernie, gdy się nie cofnęła. Czułem ciepło jej dłoni, widziałem czerwone usta, które wydawały się błagać o pocałunek. Tym pierwszym mnie zaskoczyła, więc teraz byłem zdeterminowany, by uczynić drugi o wiele dłuższym. Nie chciałem jednak odstręczać jej od siebie; nie teraz, gdy znalazłem się tak blisko.

– Rozumiem. Nie oczekuję od ciebie zaufania, Livvie, ale przysięgam, że nigdy więcej cię nie skrzywdzę. Daj mi drugą szansę, żebym mógł to udowodnić. Co mam zrobić?

Nie potrafiłem się powstrzymać przed pogłaskaniem jej opalonego ramienia. Wyglądała jak bogini. Jak chodzący seksapil na długich nogach. Jej koci języczek – dokładnie tak, jak zapamiętałem – przejechał po dolnej wardze, gdy zastanawiała się nad odpowiedzią.

– Nie mogę wytrzymać, gdy tak robisz.

Pochyliła lekko głowę na bok.

– Co takiego robię?

Skorzystałem z okazji i przysunąłem ją nieco bliżej. Wyciągnąłem drugą rękę z kieszeni i przeciągnąłem kciukiem po jędrnym łuku jej wargi. Oboje głośno przełknęliśmy ślinę.

– Chcę cię znowu pocałować, ale boję się, że cię tym wystraszę. – Cofnąłem się o krok, a ona się wyraźnie spięła. – Więc powstrzymam się.

Ledwo mi się udało. Drzemiący we mnie drapieżnik, przyzwyczajony do brania tego, czego pragnie, za wszelką cenę próbował przejąć kontrolę nad sytuacją.

Zdałem sobie sprawę, że po lekturze poprzedniej części mogliście odnieść wrażenie, iż moje instynkty zostały jakimś sposobem uśpione, jednak spodziewając się tego w tamtym momencie, bardzo byście się pomylili. Cały rok przed naszym ponownym spotkaniem spędziłem na naprawianiu dawnych błędów i czasami potrzebowałem do tego cech, które zaszczepił we mnie Rafiq.

– Jak mnie odnalazłeś, Caleb? – zapytała cicho Livvie, czym bardzo mnie zirytowała, ponieważ wyraźnie słyszałem w jej głosie strach, a ja wiedziałem, że słusznie się boi. Zależało jej na mnie. Nie pojawiłaby się tutaj, gdyby było inaczej, jednak bez względu na to i tak nienawidziłem jej trwogi.

– Co mam powiedzieć? Przecież wiesz, kim jestem. Wiesz, do czego jestem zdolny.

Puściłem jej rękę, zanim sama postanowiłaby to zrobić. Cały wieczór szybko zmierzał ku beznadziejnemu zakończeniu. Cieszyłem się, że nie zostałem aresztowany, lecz właściwie nie przygotowałem się na taką wersję wydarzeń, w której jestem niesamowicie podniecony i zakłopotany.

– Hej – szepnęła. – Nie o to mi chodziło. Cieszę się, że cię widzę, naprawdę! Jeśli jednak tobie udało się mnie znaleźć... skąd masz pewność, że innym się to nie uda?

Poczułem się jak idiota.

– To nie było łatwe. Gdyby nie nasze rozmowy i różne rzeczy, których się o tobie dowiedziałem, nie wydaje mi się, żebym był w stanie cię wyśledzić. Jesteś bezpieczna, Livvie. Nikt cię nie ściga. Przysięgam.

Nie wspomniałem o tym, że zabiłem każdego, komu mogłoby zależeć na jej odnalezieniu.

– Jakich rzeczy? – zapytała z wyraźnym wahaniem.

– Naprawdę chcesz wiedzieć? Bo jeśli ci powiem, nie będę mógł tego cofnąć.

Spojrzałem jej w oczy. Byłem gotów na wiele, żeby ją do siebie przekonać, jednak musiała zaakceptować gorzką prawdę, że nie jestem i nigdy nie będę człowiekiem, który ceni moralność.

– Skrzywdziłeś kogoś?

Jej wzrok błagał, żebym odpowiedział przecząco.

– Nie – przyznałem szczerze i nawet uśmiechnąłem się figlarnie.

Również się uśmiechnęła.

– No to nie muszę nic więcej wiedzieć.

Wyciągnęła do mnie rękę i pociągnęła w stronę, w którą mieliśmy się udać.

– To nadal nie rozwiązuje problemu, gdzie pojedziemy, gdy już trafimy do samochodu.

– Masz ręczną skrzynię biegów?

– Tak. A czemu pytasz? Czyżbyś wreszcie nauczyła się prowadzić? – zaśmiałem się pod wpływem wspomnienia z chwili, gdy przyznała, że tego nie potrafi. Zarechotałem jeszcze głośniej, kiedy spojrzała na mnie spode łba i wymierzyła bolesnego kuksańca w ramię.

– Dupek.

– Mhm, uwielbiasz, kiedy się z tobą droczę.

– Nie. Wcale nie.

– To dlaczego się uśmiechasz? – wyszeptałem jej do ucha, gdy szliśmy obok siebie. Mój świat wydał się nagle przyjemniejszy, gdy szturchnęła mnie ramieniem, a jej dłoń ścisnęła moją nieco mocniej.

– Potrafię prowadzić. Niestety słabo mi idzie z ręczną skrzynią biegów.

– Nie przypominam sobie, żebyś miała problem z przerzucaniem biegów moim lewarkiem.

Popatrzyła na mnie z szeroko otwartymi ustami, ale widziałem, że ma ochotę się roześmiać. W jednej rzeczy na pewno jestem mistrzem: we flirtowaniu.

– Widziałam, jak ty radzisz sobie ze swoim lewarkiem, Caleb. Jesteś w tym o wiele lepszy niż ja.

Nie odwróciła wzroku, gdy spojrzałem na nią, zszokowany, a jednak zaczerwieniła się jak burak. Chciałem coś powiedzieć, ale zabrakło mi słów. Zamiast tego tylko się uśmiechnąłem i pokręciłem głową. Livvie potrafiła wprawić mnie w przyjemne zakłopotanie. Najwyraźniej tylko ona posiadła tę umiejętność. Wiem, że to brzmi szczeniacko, ale to prawda.

Wreszcie dotarliśmy do samochodu. Skłamałbym, mówiąc, że nie spodziewałem się zobaczyć na twarzy Livvie wyrazu podziwu. Ten, kto stanąłby przed Lamborghini Gallardo Superleggera i nie doznał lekkiego mrowienia między nogami, musiałby być bardzo młody, bardzo stary albo zwyczajnie ślepy.

– Fajna fura – rzuciła Livvie.

Widziałem, że próbuje być nonszalancka. Niezbyt jej to szło. Tak naprawdę wyglądała dokładnie tak, jak wtedy, gdy ma mokrą cipkę.

– Poczekaj, aż wsiądziesz. W środku wygląda najlepiej.

Ach, tak, drodzy czytelnicy. Rzucam aż tak słabe teksty. Nie otworzyłem przed nią drzwi, jednak to i tak duży postęp, bo jestem przyzwyczajony, że to kobiety otwierają drzwi przede mną.

Zasiadłem na czarnym, skórzanym fotelu i sięgnąłem po pas po stronie pasażera. W ograniczonej przestrzeni samochodu zapach Livvie przyprawiał mnie o zawroty głowy. Nie śpieszyłem się z zapięciem jej pasów. Czułem jej niepokój jak fizyczną pieszczotę. Nie sądziłem, by przyczyną był strach.

Znajdowałem się ledwie kilka centymetrów od jej czerwonych ust. Były nieznacznie rozchylone. Słyszałem jej cichy oddech. Spojrzałem jej w oczy i zauważyłem w nich zarówno podniecenie, jak i czujność. Bardzo uważnie przyglądała się każdemu mojemu ruchowi.

Nachyliłem się bliżej; bardzo powoli, dając jej dość czasu, żeby mogła zaprotestować albo mnie odepchnąć. Ostrożnie oparłem się jedną ręką o drzwi. Nie chciałem jeszcze, żeby poczuła na sobie mój ciężar. Otarłem czubkiem nosa jej nos, zachęcając do podniesienia głowy. Poczułem jej oddech na ustach, szybszy i cięższy niż wcześniej. I wreszcie zobaczyłem, jak zamyka oczy, pochylając się do przodu.

Koniuszkiem języka przejechałem po jej dolnej wardze w nadziei, że rozchyli usta. Nie chciałem niczego przyśpieszać. No, właściwie to chciałem, i to bardzo, ale zdawałem sobie sprawę, że to nie jest dobry pomysł. Tak naprawdę pragnąłem ją podnieść i przycisnąć do drzwi, zerwać z niej majtki i wbić się w nią z całej siły, jednak z jej strony spodziewałem się nieco mniejszego entuzjazmu. W tamtej chwili wystarczało mi to, że rozchyliła dla mnie swoje usta. Nachyliłem się jeszcze bardziej, a ona jęknęła cicho.

Pragnęła mnie. Pragnęła mnie tak bardzo, jak ja jej.

Całowałem Livvie bardzo długo. Nie miałem dość jej jęków. Podobało mi się, gdy udawałem, że chcę się odsunąć, a ona pochylała się do przodu, goniąc moje usta. Byłem pewien, że gdybym wykorzystał swoje umiejętności w odpowiedni sposób, mógłbym zaciągnąć ją do łóżka. Mógłbym zobaczyć każdy skrawek jej cudownego ciała. Mógłbym posmakować jej cipki, a potem poczuć, jak oplata mnie nogami, i pieprzyć ją, aż nie zostanie we mnie nawet kropla nasienia.

Usłyszałem swój własny jęk, ale miałem to gdzieś. Nie uprawiałem seksu od kilku miesięcy, a i te wcześniejsze przygody, jakie miałem od czasu rozstania z Livvie, nie są warte wzmianki. Ulżyłem sobie przed przyjściem na to spotkanie, a i tak czułem ciężar w jądrach. Postanowiłem zaryzykować i zdjąłem rękę z drzwi. Pogłaskałem dziewczynę po ramieniu, żeby zobaczyć, jak zareaguje na mój dotyk.

– Caleb – westchnęła.

Romeo i Julia, tłum. Józefa Paszkowskiego.POLECAMY

Życie pełne jest niespodziewanych zbiegów okoliczności…

Anna wyjechała z Polski dwadzieścia lat temu. Mieszka w Londynie. Ma męża Anglika, przy boku którego prowadzi spokojne, ustatkowane życie. Pewnego dnia odbiera telefon od dawnej przyjaciółki z Krakowa szukającej wakacyjnej pracy dla swojego syna. Wojtek właśnie dostał się na uniwersytet i chce zarobić na studia. Anna postanawia zatrudnić chłopaka do pomocy w remoncie starego domu odziedziczonego przez jej męża. I choć Wojtek przylatuje do Anglii razem ze swoją dziewczyną, życie napisze dla całej trójki zupełnie inny, zaskakujący scenariusz.

Angielskie lato to przepiękna i wzruszająca opowieść o skrywanych tęsknotach i niespodziankach, które oferuje nam los.Gdy cichną weselne dzwony, nadchodzi proza życia

Monika nie wierzy własnemu szczęściu. Wystawny ślub, którego zazdrości jej cała wieś, bogaty i przystojny mąż oraz wspaniałe życie w okazałej willi teściów na warszawskim Żoliborzu. Wielkie miasto otwiera przed dziewczyną nowe możliwości, ale kryje też wiele pokus. Coraz częściej ulega im Robert, który nawet w oczach żony przestaje być księciem z bajki. Młodych łączy jednak marzenie o dziecku. Gdy więc w wigilijny wieczór Monika ujawnia rodzinie wynik testu ciążowego, nic jeszcze nie zapowiada tragedii…

Pozytywka to słodko-gorzka opowieść o marzeniach, które potrafią się spełniać w zaskakujący sposób. O samotności pośród ludzi, którzy nie potrafią ze sobą rozmawiać. Wreszcie o stracie, która wyzwala najgorsze instynkty, ale też wielką siłę.Nikt nie może być gwarantem twojego szczęścia. Szczęście jest w Tobie…

Natasza rozpoczyna kolejny rozdział w swoim życiu. Kobieta nie może mieć jednak pewności, że los pisze dla niej szczęśliwe zakończenie.

Po rozliczeniu z przeszłością bohaterka załamuje się. Jest samotna, nie ma siły, by zmobilizować się do działania. Kiedy jest o krok od powrotu do nałogu, otrząsa się z marazmu. Postanawia nie zostawiać przyszłości w rękach losu i zawalczyć o siebie. Rzuca się w wir pracy, zakłada fundację, która ma pomagać kobietom. Skleja połamane życie: odnajduje dawne znajome, nawiązuje nowe przyjaźnie. Jednocześnie będzie jednak musiała odpowiedzieć sobie na pytania: Czy związek z eksmężem może się udać? Czy warto dwa razy wchodzić do tej samej rzeki?

Książka Karoliny Wilczyńskiej to kontynuacja bestsellerowej powieści Jeszcze raz, Nataszo, którą pokochały polskie czytelniczki.To miał być najpiękniejszy dzień w życiu Kaliny. Długa, biała suknia, ukochany mężczyzna u boku i uroczyste słowa „I nie opuszczę cię aż do śmierci”. Piękny sen pryska, kiedy przed ołtarzem okazuje się, że pan młody wkrótce zostanie tatusiem... dziecka innej kobiety. Kalina, mimo niespodzianki, postanawia wykorzystać jedyny prezent ślubny, jaki otrzymuje po przerwanej ceremonii – voucher do spa w zabytkowym dworku. Uzbrojona w walizkę fatałaszków i powieść o Bridget Jones wyrusza, by zakosztować luksusów i wyleczyć złamane serce...

Niedoszła panna młoda trafia do niezwykłego miejsca, gdzie brakuje wanny z hydromasażem i drogich kosmetyków, zaś urodę poprawia się kozim twarożkiem i kąpielami w mleku. Niespodziewany splot okoliczności sprawia, że Kalina pojawia się w dworku w zupełnie innym charakterze niż planowała, a to dopiero początek niespodzianek...

I że ci nie odpuszczę jest komedią z nutką kryminału i ociupinką romansu.Iwonka, to pewna siebie trzydziestosiedmiolatka. Dzięki zaradnemu mężowi, który prowadzi sklep z luksusową bielizną dla pań, nie musi pracować na etacie i spełnia się, pisząc książki.

Niestety, sielanka nie trwa długo. Jej mąż aż zbyt dobrze sprawdza się w roli sprzedawcy. Pewnego dnia oddając w ręce obdarzonej hojnymi kształtami Adeli komplet koronkowej bielizny, oferuje jej także pewne usługi gratis…

Czego zatem może być pewna kobieta, którą zostawił mąż po osiemnastu latach małżeństwa? Tego, że jeśli ma czworo dzieci, dwa psy i całkiem sporo kotów, to nie pozwolą jej one długo rozczulać się nad sobą.

Nie zmienił się tylko blond to pełna humoru powieść o dojrzałej kobiecie, która musi na nowo poukładać sobie życie. Urzeknie czytelniczki w każdym wieku, bez względu na to, czy są blondynkami, czy też nie.Jak połączyć studia, pracę i marzącego o małżeństwie partnera? Co zrobić, kiedy dzwony weselne brzmią jak marsz pogrzebowy? Narzeczony Julii to ideał: kocha dziewczynę na zabój i ofiarowuje jej miłość do przysłowiowej grobowej deski, a ponadto jest spadkobiercą starego pałacyku. Materiał na scenariusz o księżniczce i rycerzu na białym koniu? Na wielkie love story z happy endem? Nie tym razem!

W pałacyku narzeczonego Julia znajduje pamiętnik pensjonarki, który przenosi bohaterkę na dziewiętnastowieczny dwór księżnej Izabeli Czartoryskiej. Kryminalna zagadka relacjonowana przez autorkę pamiętnika coraz bardziej pochłania uwagę dziewczyny i rozbudza jej detektywistyczne zacięcie.

Jak przystało na prawdziwą desperatkę, Julia rozwiązuje tajemnicę dworku żywiołowo i z humorem. Przy okazji sporządza swój osobisty przepis na szczęście.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: