Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Śmierć na żywo - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
Kwiecień 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Śmierć na żywo - ebook

 

 

RED to wyjątkowy oddział policji stworzony przez burmistrza Nowego Jorku. Wybrani detektywi prowadzą śledztwa, w które są zamieszani ludzie z pierwszych stron gazet – politycy, aktorzy i sportowcy. Elita chroni elitę. Ekipy telewizyjne niecierpliwie czekają na przyjazd Lavinii Travers. Gwiazda ma się pojawić na premierze najnowszego filmu w naszyjniku wartym osiem milionów dolarów. Jednemu z reporterów udaje się sfilmować, jak do limuzyny Lavinii podbiega dwóch zamaskowanych mężczyzn. Padają strzały, napastnicy znikają z naszyjnikiem, ranna Lavinia umiera kilka minut później. Śledztwo zaprowadzi detektywów Zacha Jordana i Kylie MacDonald w najmroczniejsze zakamarki Manhattanu.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-2938-8
Rozmiar pliku: 805 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Leopold Bassett przemknął przez pokój do miejsca, gdzie jego brat Maxwell w zadumie siedział nad kieliszkiem wina.

– Max, mój obserwator w holu donosi, że Lavinia już tu idzie – powiedział półgłosem. – Czy mógłbyś na dwadzieścia minut wyrwać się z melancholii?

– Nie popadam w żadną melancholię. Delektuję się doskonałym sancerre’em i próbuję policzyć, ile będzie nas kosztować ta twoja impreza.

– To przestań liczyć, bo skoro Lavinia przyszła, ta impreza warta jest każdego wydanego centa. Tak naprawdę tylko na niej nam zależy.

– W takim razie po co zapłaciliśmy piętnaście tysięcy dolarów za królewski apartament w Ritz-Carlton i co tu robi cała ta reszta sępów, oczywiście poza tym, że wyżerają kawior i wykańczają szampana?

– Max, ja ci nie mówię, jak masz projektować biżuterię, więc ty mnie nie pouczaj, jak organizować wydarzenia reklamowe. Gdyby Lavinia tu weszła i zobaczyła pusty pokój, to natychmiast by wyszła, i tyle byśmy ją widzieli. Ci ludzie to mięso armatnie.

– I to wszystko dla jednej felietonistki od plotek?

– Felietonistki od plotek? Raczej guru mody. Ludzie wczytują się w każde słowo, które ta kobieta napisze, wpatrują się w każde zdjęcie, które opublikuje. To trendsetterka i wyrocznia w sprawach gustu!

Drzwi apartamentu otworzyły się i Lavinia Begbie weszła do środka.

– No, no – powiedział Max. – Sądząc po tych uniesionych brwiach i zastygłym czole, najnowszy trend to źle zrobione zastrzyki z botoksu. Wygląda, jakby przeszła udar.

– Nienawidzę cię! – zawołał Leo i przebiegł przez pokój, by powitać najnowszego gościa wraz z orszakiem złożonym z fotografa, asystentki i białego teriera, którego Lavinia trzymała w ramionach.

Postawiła psa na podłodze, cmoknęła powietrze przy policzku Leo i ruszyła w stronę Maksa.

– Maxwell Bassett, jubiler gwiazd – powiedziała, potrząsając jego dłonią. – Cieszę się, że wreszcie mogę pana poznać. Nie jest pan zbyt towarzyski.

– Leo to prawdziwy tyran – z uśmiechem odparł Max. – Zmusza mnie, żebym od świtu do nocy siedział zamknięty w studio, projektując błyskotki dla nazwisk z gazetowych nagłówków.

– Zamknięty w studio, akurat! – odrzekła. – Kiedy ostatnio rozmawiałam z Leo, polował pan na białego nosorożca w Namibii.

– Ale proszę o tym nie pisać. – Anielskim gestem złożył dłonie przy piersi. – Ci od praw zwierząt i tak już mnie nienawidzą.

– Leo, bądź tak dobry i przynieś mi burbona. Niech będzie podwójny, czysty – poprosiła Lavinia.

– Gotowe. A co z psem? Czy mam jej dać wody?

– Nie zawracaj sobie tym głowy. Harlow uwielbia przyjęcia koktajlowe. Zaczeka, aż ktoś upuści coś do jedzenia, i od razu się na to rzuci. Ja to nazywam szwedzką podłogą. – Znów przeniosła uwagę na Maksa. – Porozmawiajmy.

Max zaczął starannie przygotowaną prezentację:

– Zajęło mi to wiele miesięcy, ale w końcu znalazłem dwadzieścia idealnie do siebie pasujących czterokaratowych szmaragdów…

– Proszę mi tego oszczędzić – wpadła mu w słowo. – Pański dział reklamy przysłał wszystkie szczegóły mejlem, a fotograf zrobi zdjęcie Eleny Travers w drodze na czerwony dywan. Przyszłam tu porozmawiać o plotkach.

– Wszystkie są prawdziwe – odparł Max. – Leo jest gejem. Mówiłem mu, że wpadł pani w oko.

– Słyszałam, że zamierzacie nawiązać romans z Precio Mundo.

– Z Precio? Z tym supermarketem? Niby jak mieliby sprzedawać taką markę jak Bassett? Obniżyć cenę bransolet ze stu na osiemdziesiąt dziewięć tysięcy i wystawić je na końcu alejki?

– Proszę nie robić uników. Według moich źródeł Precio Mundo chce, żebyście stworzyli linię…

– Szanowni państwo, proszę o uwagę! – Przy drzwiach sypialni stanęła Sonia Chen, rzeczniczka prasowa Leo. – Poznałam już wiele aktorek, które grały główne role, ale żadna z nich nie była tak olśniewająca i obdarzona takim wdziękiem jak młoda kobieta, która dziś wieczorem przejdzie po czerwonym dywanie na premierze swojego ostatniego filmu Eleonora Akwitańska. To zaszczyt dla mnie, że mogę przedstawić państwu Elenę Travers.

Aktorka stanęła w progu. Biała suknia od Valentina bez ramiączek doskonale harmonizowała z ostatnim arcydziełem Maksa. Goście zgotowali gorącą owację, kamery poszły w ruch, błysnęły flesze, a po drugiej stronie pokoju Leo Bassett zawołał:

– Wreszcie znalazłem dziewczynę z moich marzeń!

Zgromadzeni wybuchnęli śmiechem. Leo wyciągnął ramiona i rzucił się w stronę Eleny.

– Kochanie! – zaćwierkał, przykuwając do siebie ogólną uwagę. – Wyglądasz olśnie… – Natrafił stopą na białego teriera i runął do przodu.

Harlow zapiszczała, a Leo wrzasnął. Wyciągnął ręce przed siebie, żeby zamortyzować upadek, ale nie miał się na czym zatrzymać. Z impetem zderzył się z bufetem i wylądował na dywaniku, a jego elegancki strój pokrywał ceviche z okonia morskiego.

Kelner pomógł się podnieść Leo. U jego boku natychmiast pojawiła się Sonia z garścią serwetek i zaczęła wycierać frak z kawałków ryby i salsy. Leo odgonił ją ruchem ręki i stanął na środku pokoju.

– Pierwsza zasada show-biznesu – powiedział, popisując się przed gośćmi. – Nigdy nie pracuj z dziećmi ani z psami. – Odpowiedziały mu niepewne śmiechy, a Leo uśmiechnął się do Lavinii. – Jak się czuje mała Harlow?

– Zdenerwowana, ale nic jej nie będzie. – Lavinia przygarnęła suczkę do piersi. – Leo, tak mi przykro.

Wyciągnął rękę i zwrócił się do Eleny:

– Obawiam się, moja droga, że będziesz musiała znaleźć sobie innego partnera.

– Ależ Leo, komu przeszkadza odrobina sosu koktajlowego! Chodź, będziemy się dobrze bawić.

– Na litość boską, Leo, idź – dodał Max. – I tak nikt nie będzie na ciebie patrzył.

– Nie! – Omal nie rzucił się bratu do gardła. – Leo Bassett nie będzie szedł po czerwonym dywanie, śmierdząc paluszkami rybnymi. – Obrócił się na pięcie, wpadł do sypialni i zatrzasnął za sobą drzwi.

Max zerknął na Lavinię Begbie, ciekaw, jak zareaguje na ten pokaz histerii, ale jej twarz była tak mocno nastrzyknięta toksyczną botuliną, która miała wygładzać zmarszczki, że nic nie dało się z niej odczytać.ROZDZIAŁ DRUGI

Ian Altman przebiegł wzrokiem twarze ludzi stojących za aksamitnymi sznurami przed kinem Ziegfeld, szukając kogoś, kogo można by sfotografować, ale w tej chwili nie było tam nikogo interesującego.

Prawdę mówiąc, nie było prawie nikogo. Przecinające się na niebie smugi światła z lamp łukowych nie zwabiły tłumów na premierę nowego filmu Eleny Travers.

Na tym właśnie polega problem przy urządzaniu czerwonych dywanów w Nowym Jorku, pomyślał Altman. W Los Angeles takie wydarzenie przyciągnęłoby śmietankę towarzyską, natomiast w Nowym Jorku wszystko, co powoduje zablokowanie chodnika, traktowane jest jak kolejna cholerna niewygoda.

Jak na zawołanie jakiś facet, który próbował ominąć policyjną barierkę, wpadł na Altmana i omal nie wytrącił mu kamery z rąk.

– Dupek! – wrzasnął przechodzień. – Wydaje wam się, że całe ulice do was należą?

Altman został przeszkolony w unikaniu konfliktów z publicznością.

– Nie należą do nas, szanowny panie – odpowiedział. – Jestem tu z ekipą telewizyjną i mamy pozwolenie na…

Nagle powietrze przeszył grzmot, którego nie można pomylić z niczym innym. To wystrzał z broni palnej. Altman instynktownie skierował kamerę w tamtym kierunku, a w tej samej chwili do akcji ruszył tuzin policjantów z najlepiej wyszkolonego miejskiego oddziału w Ameryce. Wyciągnięto pistolety, przekaźniki radiowe ożyły i padły rozkazy. W następnej chwili rozległ się kolejny strzał i policjanci rozproszyli się. Kilku ruszyło na zachód, skąd dobiegły strzały, a pozostali próbowali zapanować nad ogłuszonym tłumem i skierować go w przeciwnym kierunku.

Ian Altman nie bał się kul. Odbył dwa turnusy w Afganistanie jako fotograf przy siłach powietrznych. Przyklęknął na jedno kolano i skierował kamerę w stronę akcji.

Widział wszystko przez obiektyw. Długi biały cadillac mknął bez żadnej kontroli Zachodnią Pięćdziesiątą Czwartą Ulicą. Otarł się bokiem o radiowóz, rykoszetem trafił w furgonetkę z napisem NYPD, czyli również należącą do nowojorskiej policji, na koniec uderzył czołowo w dwa reflektory o mocy ośmiuset milionów kandeli każdy, które rozświetlały noc.

Ksenonowe lampy eksplodowały, na kamerzystę posypał się grad iskier i odłamków szkła akurat w chwili, gdy robił zbliżenie samochodu od strony kierowcy. Na kierownicy leżało bezwładne ciało.

Pierwsza para policjantów dotarła do limuzyny i krótkimi szczeknięciami nakazała wszystkim wysiąść z uniesionymi rękami.

Altman w samą porę zatoczył łuk kamerą i uchwycił młodego człowieka w zakrwawionej koszuli, który wychodził z tylnego siedzenia. Policjanci otoczyli go ze wszystkich stron, krzycząc:

– Na ziemię! Już, już, już!

Mężczyzna opadł na kolana, wyrzucił ręce w powietrze i odkrzyknął:

– Ona została postrzelona! Wezwijcie karetkę!

Sierżant wydał rozkazy. Dwoje policjantów zajrzało do limuzyny, po czym schowało pistolety do kabur. Policjantka wsunęła się na tylne siedzenie, a jej partner obiegł samochód dokoła i wsiadł z przeciwnej strony. Powoli wynieśli z cadillaca Elenę Travers i ułożyli pod markizą. Wyglądała jak szmaciana lalka, a przód białej sukni był równie czerwony jak dywan, na którym leżała. Policjantka przyklękła obok i delikatnie położyła jej głowę na swoich kolanach.

Aktorka próbowała coś powiedzieć, ale z jej ust wydobywały się tylko jęki. Policjantka pochyliła się. Altman przysunął się na tyle blisko, że odczytał słowa z ruchu jej ust:

– Wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze.

Ale nie było dobrze. Dłonie Iana Altmana, który kadrował scenę na podglądzie, nie drżały, choć puls miał przyśpieszony. Aktorka i policjantka, połączone dziwną więzią, patrzyły sobie w oczy. Potem Elena wzięła ostatni oddech i światło w jej oczach zgasło.

Altmanowi zdarzało się już filmować śmierć, zawsze jednak działo się to na tle wojennych okropności. Ta scena wydawała się bardzo spokojna, ale przez to jeszcze bardziej wstrząsająca.

Z szacunku dla śmierci zaczął poszerzać kąt, oddalając obraz, aż w końcu znalazł finalne ujęcie, które miało zostać wyemitowane na żywo, a potem obejrzane przez setki milionów ludzi na całym świecie: obraz Eleny Travers, nieskazitelnie pięknej nawet w chwili śmierci, z wyjątkiem głębokich szram na dekolcie, skąd zerwano jedyny w swoim rodzaju naszyjnik Maxwella Bassetta, wart osiem milionów dolarów.ROZDZIAŁ PIERWSZY

Nic nie przyciąga tłumu tak jak martwa gwiazda.

Nim dotarliśmy z Kylie na miejsce przestępstwa, wokół kina Ziegfeld zebrał się już tłum ludzi ze świecami, kwiatami, pluszowymi zwierzakami i oczywiście zdjęciami nieżyjącej Eleny Travers.

Następnego poranka Daily News podsumował to jednym słowem:

FANDEMONIUM!

– Zach! Zach Jordan!

Podniosłem głowę i zobaczyłem Stavrosa Kellepourisa, który szedł w naszą stronę. Sierżant Kellepouris był ze starej szkoły – twardo traktował swoich podwładnych, a jeszcze twardziej siebie. Z tego powodu policjanci, którzy z nim pracują, albo go szanują, albo nienawidzą, albo jedno i drugie naraz.

– Zach, wiedziałem, że podrzucą to Red – powiedział, potrząsając moją dłonią, po czym spojrzał na Kylie. – A pani to na pewno detektyw MacDonald.

– Kylie. Miło mi wreszcie pana poznać, sierżancie. A dla ścisłości, nie podrzucili nam tego, tylko zrzucili z góry. Co pan tu ma?

– Martwą gwiazdę filmową, kierowcę limuzyny z kulą w plecach na intensywnej terapii, dwóch zbiegłych sprawców i nagranie, z którego niewiele wynika.

– Ma pan rację – przyznała Kylie. – Widziałam już to nagranie.

– Całe cholerne miasto je widziało – ze złością dodał Kellepouris. – Kiedy miała się tu pojawić żywa, przyszło może pięćdziesiąt, sześćdziesiąt osób, ale wystarczyło położyć ją na chodniku w kałuży krwi, a natychmiast ściągnęła tu armia sępów i zaczęła filmować telefonami z nadzieją, że na nagraniu uwieczniony zostanie fragment historii Hollywood.

– Proszę nam powiedzieć, co tu się działo, zanim padły strzały.

– Spokojny wieczór. Jak zwykle trzeba było upchnąć paparazzich za sznurem, ale bez żadnych problemów. Miałem więcej ludzi, niż potrzebowałem.

– Dlaczego?

– To przez te gówniane hollywoodzkie rozgrywki. Travers miała na sobie naszyjnik za pierdylion dolarów, więc komuś przyszło do głowy, że obstawa z dwunastu policjantów będzie wyglądała lepiej niż z czterech. Ci ze studia płacą miastu za zabezpieczenie imprezy, więc mogą sobie wziąć, ilu im się zamarzy. Dopóki gówno nie trafiło w wentylator, byliśmy tylko statystami w niebieskich mundurkach.

– Kto był z nią w samochodzie?

– Craig Jeffers. To jej osobisty trener. Ale z tego, co mi ktoś tam naszeptał do ucha, łączyły ich bardziej zażyłe stosunki, choć za bardzo się z tym nie afiszowali.

– Czy może nam pan powiedzieć coś, czego nie widać na filmie?

– Zdaje się, że to miał być zwykły rabunek. Dwóch pajaców z bronią zatrzymało limuzynę. Chyba nie mieli zamiaru zrobić nikomu krzywdy, chcieli tylko biżuterię.

– I co się stało?

– A stało, i to właśnie przez Jeffersa. Kulturysta, macho do szpiku kości. Zachciało mu się udawać Jasona Stathama i próbował wyrwać broń jednemu z napastników. Tylko że dalej nic nie poszło zgodnie z planem.

– Mężczyźni to kretyni – sarknęła Kylie, potrząsając głową.

– Szczęściarz z ciebie, Zach. – Kellepouris uśmiechnął się do mnie. – Ona mi się podoba. Mówi zupełnie jak moja żona.

– Coś jeszcze? – zapytałem.

– Zach, jestem tylko sierżantem, więc nie grzebałem zbyt głęboko. Poza tym Jeffers jest tak załamany, że nie można go porządnie przesłuchać. To, co zrobił, było beznadziejnie głupie, ale trudno mu nie współczuć. Ten biedny dureń już do końca życia będzie miał na rękach krew Eleny Travers.

– Właśnie to mi się w tobie podoba, Stavros – powiedziałem. – Zawsze mówisz, co myślisz.

– Przykro mi, że muszę pana rozczarować, detektywie, ale to nie jest moje zdanie, tylko słowa Craiga Jeffersa.ROZDZIAŁ DRUGI

Minęliśmy szczątki limuzyny wgniecionej w ciężarówkę z reflektorami. Nieco dalej, na czerwonym dywanie, Chuck Dryden klęczał obok ciała Eleny Travers.

Dryden, obdarzony urokiem przestępcy o średnim stopniu zagrożenia publicznego, podniósł głowę. Jego zazwyczaj nieprzystępnie obojętna twarz złagodniała na widok Kylie, ale zachowywał się rzeczowo jak zawsze.

– Dostała kulę dziewięć milimetrów w podbrzusze – powiedział bez żadnej gry wstępnej. – Wykrwawiła się na śmierć.

– Dzięki. – Kylie rzuciła mu swój wyćwiczony uśmiech, który mówił: jesteś moim ulubionym technikiem śledczym.

– To moja praca. – Skinął ręką, co miało oznaczać koniec raportu, i znów wrócił do swoich zadań.

Weszliśmy do niemal pustego kina Ziegfeld. Było tu tylko kilku policjantów oraz jakiś mężczyzna, który z głową schowaną w dłoniach siedział na podłodze oparty plecami o ścianę.

– Panie Jeffers – powiedziała Kylie łagodnie.

Podniósł głowę. Oczy miał zaczerwienione, twarz ściągniętą cierpieniem.

– Przeprosiłem ją – powiedział. – Zanim umarła, trzymałem ją na rękach i powiedziałem, że przepraszam. Nic nie odpowiedziała, ale wiem, że mnie usłyszała.

Kylie przyklękła obok niego.

– Znajdziemy tych, którzy to zrobili.

– Ja to zrobiłem… Ja. To przede wszystkim moja wina.

– Czy możemy porozmawiać? – Kylie podniosła się.

Jeffers też wstał. Miał jasne włosy, metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, szerokie ramiona, gruby kark i rozbudowane mięśnie, na których opinała się zakrwawiona koszulka. Nie można wykluczyć, że poszczęściło mu się i odziedziczył takie geny, ale wystarczająco dużo czasu spędzam na siłowni, by wiedzieć, kto używa sterydów, a kto nie. Nieproporcjonalnie mocno rozwinięte górne partie ciała, nabrzmiałe żyły na dłoniach i wyraźny trądzik jasno mówiły, że Craig Jeffers wspomaga się farmakologią.

– Staliśmy na czerwonych światłach – powiedział. – I nagle nie wiadomo skąd pojawili się ci dwaj z pistoletami i zmusili kierowcę, żeby otworzył okno. Jeden z nich celował w Elenę. Jestem pewien, że gdyby kazał jej oddać naszyjnik, to po prostu by go oddała, ale nie, on musiał wepchnąć paluchy w jej dekolt i zerwać naszyjnik z szyi. Wykrzyknęła, bo poranił ją do krwi. Usłyszałem ten krzyk i zareagowałem.

– Co pan ma na myśli, mówiąc „zareagowałem”? – zapytała Kylie.

– Rzuciłem się na niego. Chciałem mu wyrwać broń. Wiem, że w kółko wszyscy radzą, żeby tego nie robić, ale na takim zasilaczu z adrenaliny człowiek nie myśli. Złapałem go za przegub i chciałem odepchnąć drugą ręką, ale wtedy pistolet wypalił.

Słyszałem takie historie już wcześniej. Facet uzbrojony wyłącznie w nadmiar testosteronu próbuje szczęścia w walce z kimś uzbrojonym w pistolet. Owszem, takie numery wychodzą Jackiemu Chanowi w filmach, ale nie Craigowi Jeffersowi w prawdziwym życiu.

– I co było potem? – zapytała Kylie.

– Strzelił jeszcze raz. Potem się dowiedziałem, że trafił w kierowcę, ale nic więcej nie pamiętam. Widziałem tylko Elenę.

– Czy może pan opisać tych dwóch?

– Twarze mieli zasłonięte zielonymi maskami chirurgicznymi, a na głowach czarne wełniane czapki. Ten, który wsadził rękę przez okno, nie miał rękawiczek i widziałem jego dłonie. Był biały.

– Jakie stosunki łączyły pana z Eleną Travers? – zapytałem.

– Kochałem ją.

– Był pan również jej osobistym trenerem?

– Tak, od tego się zaczęło, ale pół roku temu zaprosiłem ją na kolację. Nie myślałem, że cokolwiek z tego wyniknie, ale wynikło. Trochę trwało, nim naprawdę w to uwierzyłem. Elena mogła mieć każdego faceta w Hollywood, ale chciała być tylko ze mną. Ja byłem gotów spędzić z nią resztę życia. A teraz… – Bezradnie potrząsnął głową.

Rozmowa była skończona, ale daliśmy mu jeszcze chwilę, żeby mógł zastanowić się nad tym, co stracił.

Wszyscy troje staliśmy na czerwonym dywanie w wielkim pustym holu kina Ziegfeld. Nad naszymi głowami iskrzyły się kryształowe kandelabry. Ze wszystkich stron nasze zmysły atakowały wielkie powiększenia zdjęć Eleny Travers. W końcu Jeffers przerwał milczenie.

– To wszystko moja wina – powiedział. – Gdyby Elena jechała z Leo, tak jak miało być, to nadal by żyła.

Naraz okazało się, że rozmowa nie jest jeszcze skończona.

– Kto to jest Leo? – zapytałem.ROZDZIAŁ TRZECI

Okazało się, że Leo to ktoś, kogo Kylie zna.

– Ale wątpię, czy on mnie pamięta – powiedziała, gdy wróciliśmy do samochodu.

– Jak to możliwe? Ze wszystkich policjantów ciebie najtrudniej zapomnieć.

– Tamtego wieczoru nie byłam policjantką. To była branżowa impreza, poszłam tam jako żona Spence’a Harringtona. Leo był tak oślepiony blaskiem Spence’a, że ledwie się ze mną przywitał. Ludzie tacy jak on nie tracą czasu na rozmowy z żonami tych, którzy robią filmy.

Znaleźliśmy numer Bassetta w komórce Eleny Travers. Zadzwoniłem do niego i powiedziałem, że mamy kilka pytań.

– Mój brat i ja też mamy kilka pytań – odparł. – Czy możecie przyjechać do nas?

Gdy tam dotarliśmy, ulica była już zapchana przez furgonetki wiadomości telewizyjnych, paparazzich i tych wszystkich różnych ludzi, których łączy tylko jedno: uzależnienie od gapienia się na morderstwa. Dwa radiowozy i dwóch policjantów z drogówki w żółtych odblaskowych kamizelkach próbowało zachować jakieś pozory porządku.

Dzięki pracy dla Red mogę się osobiście przekonać, jak żyje ta druga połowa ludzkości. Rzecz jasna bracia Bassettowie nawet nie należeli do tej drugiej połowy, tylko do jednego procenta z jednego procenta, a ich dom przypominał pałac.

W czasach industrialnej świetności Nowego Jorku upstrzono Dolny Manhattan budynkami, które miały przeznaczenie komercyjne lub przemysłowe i nie spełniały norm dla budynków mieszkalnych. Na początku lat osiemdziesiątych prawo się zmieniło i bogaci inwestorzy wykupili te zimne, ponure, zaszczurzone budowle za marne grosze.

Bassettowie wcześnie włączyli się do gry i przekształcili pięciopiętrowy magazyn przy Zachodniej Dwudziestej Pierwszej Ulicy w dwa olśniewające trzypoziomowe apartamenty. Leo zajmował niższą połowę budynku. Wsiedliśmy z Kylie do windy i pojechaliśmy na drugie piętro.

Drzwi otworzyły się na wielkie pomieszczenie z wysoko sklepionymi sufitami, olbrzymimi oknami i meblami jak z muzeum. Dwaj mężczyźni, którzy na nas czekali, zupełnie nie wyglądali na braci. Jeden był wielki i zwalisty, z siwą brodą i lodowatymi niebieskimi oczami, ubrany w spłowiałe dżinsy i nijaką bawełnianą koszulkę.

– Max Bassett – przedstawił się.

Drugi był niski z miękką nalaną twarzą i atramentowoczarnymi włosami w odcieniu, który mógł pochodzić tylko z butelki firmy kosmetycznej. Jego strój – czerwona smokingowa marynarka na purpurowej jedwabnej piżamie – wyglądał jak wyciągnięty z szafy Hugh Hefnera.

– Jestem Leo – powiedział. – Dziękuję, że przyjechaliście. Jesteśmy zrozpaczeni, a w telewizji właściwie nic nie mówią. Proszę, wyjaśnijcie nam, co się zdarzyło.

Usiedliśmy i pokrótce streściłem im sytuację.

– Nie rozumiem – powiedział Leo. – Już na nas napadano, ale złodzieje klejnotów rzadko uciekają się do przemocy. Dlaczego ją zastrzelili?

– Nie słuchałeś – napomniał go Max. – Zastrzelili ją, bo ten idiota, jej przyjaciel, próbował odebrać im broń.

– Chcesz powiedzieć, że to wszystko moja wina? – zdenerwował się Leo.

Max nie pozostał mu dłużny:

– Jezu, Leo, naprawdę myślisz, że tu chodzi o ciebie?

– Bo to ja miałem z nią jechać! Gdyby ktoś wycelował do mnie z pistoletu, powiedziałbym: zabierzcie naszyjnik, zabierzcie mój portfel, weźcie, co chcecie, tylko nie róbcie nam krzywdy! Ale nie pojechałem i teraz ona nie żyje.

– Dlaczego pan nie pojechał? – zapytałem.

– To był głupi wypadek – odparł Leo. – Ja…

– Raczej głupia decyzja – wtrącił Max. – Nie pojechał, bo poplamił sobie marynarkę sosem koktajlowym. Elenie to nie przeszkadzało i prosiła, żeby mimo wszystko z nią pojechał, ale on się uparł.

– Dziękuję ci, Max. – Leo wstał. – Jakbym i tak nie czuł się wystarczająco okropnie. – Spojrzał na mnie. – Nie czuję się dobrze. Jeśli macie do mnie jeszcze jakieś pytania, to z przyjemnością porozmawiam z wami rano, sam na sam. – Nie czekając na odpowiedź, odwrócił się i wyszedł.

– Sami widzicie, detektywi – oświadczył Max. – To cały mój brat. Wielkie wejścia i jeszcze większe wyjścia. Zachowuje się jak primadonna, nawet gdy nie chodzi o niego. To, co się stało, to okropna tragedia. Jak mogę wam pomóc znaleźć tych ludzi, którzy zabili Elenę?

– Czy może nam pan opisać naszyjnik? – zapytałem.

– Oczywiście, że mogę, przecież to ja go zaprojektowałem. Dwadzieścia idealnie dobranych czterokaratowych szmaragdów, każdy otoczony brylantami, okrągłymi i w kształcie gruszki. Brylanty są malutkie, po pół karata, ale dały olśniewający efekt. Elena wyglądała wspaniale.

– Kto wiedział, że będzie miała na sobie ten naszyjnik?

– Wszyscy wiedzieli. – Max desperacko potrząsnął głową. – To był jeden z poronionych, pardon, genialnych marketingowych pomysłów Leo.

– Wydaje mi się, że pan i pański brat różnicie się w poglądach na wiele spraw – zauważyła Kylie.

– Jak najbardziej. Może kiedyś można było wypuścić Marilyn Monroe albo Elizabeth Taylor na czerwony dywan w naszyjniku za osiem milionów dolarów i mieć nadzieję, że doda to firmie magicznego blasku, ale te czasy dawno minęły. Mówiłem Leo, że zatrzymał się w drugiej połowie dwudziestego wieku, bo rozgłos wzbudzi wyłącznie Elena i nikt nawet nie zauważy, że miała na sobie oryginalny naszyjnik Maksa Bassetta. No cóż, okazało się, że się myliłem. Teraz wszyscy zapamiętają mnie jako kogoś, kto zaprojektował naszyjnik, przez który zginęła Elena Travers.

– Panie Bassett, ten, kto zabrał naszyjnik, będzie próbował go sprzedać – stwierdziła Kylie. – Musimy jak najszybciej wysłać zdjęcia i znaki laserowe do JSA i FBI.

– Nasza rzeczniczka, Sonia Chen, przygotuje to w ciągu godziny – odparł Max. – Zaimponowaliście mi. Większość policjantów nie ma pojęcia o istnieniu Jewelers’ Security Alliance.

– Mamy nieco więcej doświadczenia w tych sprawach niż większość policjantów – powiedziała Kylie. Nie dodała jednak, że dla policjantów z Red kradzieże biżuterii są taką samą codziennością jak drobne kradzieże w sklepach.ROZDZIAŁ CZWARTY

W normalnych okolicznościach to, że dotarłem do domu pięć godzin po zakończeniu zmiany, nie stanowiłoby żadnego problemu, ale od dwudziestu czterech dni moje życie absolutnie nie było normalne. Cheryl i ja zamieszkaliśmy razem.

A w każdym razie próbowaliśmy razem zamieszkać, tylko że mnie nie udawało się wpasować w ten układ. Odkąd Cheryl wprowadziła się do mnie, był to już piąty wieczór, kiedy wracałem do domu późno, a do tego wezwano mnie do pracy podczas dwóch z trzech ostatnich weekendów.

Poznałem doktor Cheryl Robinson jakieś cztery lata temu, gdy znalazłem się na krótkiej liście kandydatów do NYPD Red, a ona jako wydziałowy psychiatra miała przeprowadzić ewaluację – czyli oszacowanie – mojej osoby. Wiem, że liczy się wnętrze, ale gdy spotyka się Cheryl, nie sposób nie zachwycić się jej zewnętrzną powłoką. Większość rodziny Cheryl stanowią Irlandczycy, ale dzięki genom babci Latynoski ma ciemnobrązowe oczy, kruczoczarne włosy i wspaniałą karmelową skórę, na widok której odwracają się głowy. Jej urok podziałał na mnie błyskawicznie i z niesamowitą siłą.

Miała tylko jedną wadę – męża. Ale to, co najlepsze, przychodzi do tych, którzy potrafią czekać. Rok temu małżeństwo Cheryl z Fredem Robinsonem spłonęło w katastrofie, a my z przyjaciół staliśmy się kochankami, by po jakimś czasie przejść do etapu, w którym dwoje ludzi zaczyna mieszkać razem, ale żadne z nich jeszcze nie rezygnuje z własnego mieszkania, bo nie ma pewności, co z tego wyjdzie.

– Pośpiesz się – powiedziała, gdy otworzyłem drzwi mieszkania.

– Przepraszam za spóźnienie. Byłem…

– Wiem, wiem. Zaraz pokażą w wiadomościach, o jedenastej.

Siedziała na kanapie w czarnych szortach do biegania i turkusowej koszulce na ramiączkach z włosami zebranymi w koński ogon. Poklepała poduszkę obok siebie. Gdy usiadłem, pochyliła się i pocałowała mnie.

– Na pewno jesteś bardzo głodny.

Byłem głodny, ale kiedy człowiek wraca do domu spóźniony o pięć godzin, to nie pyta, co jest na kolację. Zresztą nie musiałem pytać. Na stoliku obok butelki wina i dwóch kieliszków stał talerz z serem, oliwkami, salsą i chipsami. Ponury dziennikarz telewizyjny zaczął wiadomości od morderstwa Eleny Travers, a ja zająłem się jedzeniem.

Wiadomość przeplatana była migawkami filmowymi z kariery Eleny, obrazem rozbijającej się limuzyny i jej ciała na czerwonym dywanie. Potem pokazano nieruchome ujęcie brakującego naszyjnika. Ponieważ Kylie i ja w ostatnim roku zajmowaliśmy się trzema głośnymi sprawami, reporter uznał, że warto wymienić nasze nazwiska i skierować na nas kamerę w chwili, gdy wchodziliśmy do kina Ziegfeld, żeby przesłuchać Craiga Jeffersa.

Wiadomość kończyła się ujęciem nastolatki z twarzą zalaną łzami, która przyklękła i położyła bukiet kwiatów na prowizorycznym miejscu pamięci.

– To okropne – powiedziała Cheryl z oczami pełnymi łez. – Cieszę się, że ta sprawa przypadła tobie i Kylie. Rozwiążecie ją.

– To nie będzie łatwe – odparłem. – Wygląda na spartaczony napad rabunkowy, więc nie ma bezpośredniego powiązania między zabójcą a ofiarą.

– Nie wpadaj w przygnębienie. Radziłeś sobie już z trudniejszymi sprawami.

– Wiem, ale to oznacza, że będę musiał pracować po godzinach. Przepraszam.

– Przestań – powiedziała ostro.

Nie miałem pojęcia, co takiego zrobiłem, ale najwyraźniej nic dobrego.

– Co mam przestać?

– Przestań przepraszać.

– Myślałem, że kobiety lubią, gdy się je przeprasza. – Włączyłem swój chłopięcy uśmiech. – Szczególnie gdy tym przeprosinom towarzyszą kwiaty albo biżuteria.

Przyciszyła telewizor. To nie był dobry znak.

– Zach, nie wiem, co lubią inne kobiety, ale ta, z którą mieszkasz, nie lubi, kiedy ją przepraszasz.

– Nie jestem pewny, co to ma znaczyć.

– To znaczy, że właśnie przeprosiłeś mnie z góry, że będziesz musiał pracować po godzinach. To manipulacja. Próbujesz uprzedzić negatywną reakcję, jaka może się pojawić następnym razem, kiedy późno wrócisz do domu.

– Myślałem, że po prostu biorę odpowiedzialność za to, co robię.

– A mnie się wydaje, że prosisz o darmowy bilet. „Dlaczego Cheryl miałaby być wściekła? Przecież uprzedziłem ją, że tak będzie”.

– Co mam powiedzieć? Czuję się winny przez te wszystkie dni, kiedy pracowałem do późna.

– Dlaczego? Jesteś policjantem. Wiem, że pracujesz w dziwnych godzinach. Może pamiętasz, że między innymi ja pomogłam ci dostać tę pracę.

– Więc jak powinienem się zachować, pani doktor? Mam wycofać przeprosiny czy paść na kolana i błagać cię o wybaczenie za to, że przeprosiłem?

To przepaliło jej styki. Wybuchnęła śmiechem.

– Mam lepszy pomysł. Ty i ja przez cały wieczór skupialiśmy się na śmierci. Zróbmy teraz coś, co będzie afirmacją życia.

Wzięła mnie za rękę i poprowadziła do sypialni, a potem przytłumiła światło, aż został tylko ciepły złocisty blask. Rozbieraliśmy się powoli, bez pośpiechu, nie dotykając się i zostawiając tylko tyle przestrzeni między nami, żeby mogło się w niej gromadzić wyczekiwanie.

– Jeszcze nie – szepnęła, kiedy stałem nagi i w oczywisty sposób gotowy. To było jednocześnie hipnotyzujące i nie do zniesienia. Czekałem, a ona odsunęła prześcieradła i położyła się na łóżku. – Teraz – zakończyła z cichym westchnieniem.

Ostrożnie opadłem na nią, dotknąłem językiem piersi i wsunąłem się w Cheryl bez wysiłku.

I wtedy, w miękkim świetle, gdy byłem spleciony z kobietą, którą zaczynałem kochać z dnia na dzień coraz bardziej, cała brutalna rzeczywistość związana z noszeniem odznaki i pistoletu po prostu się roztopiła. Zniknęły lęki związane z przeszłością i niepokój o przyszłość.

Nie było słów, tylko spokój płynący z cudownego faktu, że jestem z jedyną osobą na świecie, która naprawdę się liczyła.

To była czysta, niczym nieskalana afirmacja życia.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: