Śmierć powstańca - ebook
Śmierć powstańca - ebook
Czym jest "nieludzkie zachowanie"? Kiedy cały dzień nie myśli się o niczym innym, tylko o zdobyciu buraka? Czy kiedy przed poczęstowaniem kogoś kawałkiem warzywa analizuje się, jak długo ten człowiek pożyje? Narrator utworu nie odpowiada na te pytania, nie ocenia ludzi, którym przyszło żyć w skrajnie nieludzkich warunkach, tylko z niepokojącą oziębłością relacjonuje wydarzenia rozgrywające się w obozie pracy.
Opowiadanie wchodzi w skład zbioru "Pożegnanie z Marią".
Tadeusz Borowski (1922-1951) - polski poeta, pisarz, publicysta, przedstawiciel pokolenia Kolumbów, więzień obozów Auschwitz i Dachau. Pobierał naukę na tajnych kompletach, po czym rozpoczął studia polonistyczne na Uniwersytecie Warszawskim. Był związany z Marią Rundo, która stała się pierwowzorem bohaterki opowiadań zebranych w cykl "Pożegnanie z Marią". Więziony na Pawiaku, niedługo potem trafił do Auschwitz, skąd został wywieziony do obozu Natzweiler-Dautmergen, a następnie do Dachau-Allach. Po powrocie do Warszawy wziął ślub z Marią, wstąpił do Polskiej Partii Robotniczej i zaangażował się w aktywną działalność komunistyczną. Zmarł na skutek zatrucia gazem, stąd podejrzenie samobójstwa. Pochowany na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Przed wojną tworzył poezję w nurcie katastrofizmu, w swoich opowieściach obozowych sportretował "człowieka zlagrowanego".
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-28-30074-9 |
Rozmiar pliku: | 269 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Obok rowu, za wąskim pasmem łąki, leżało pole zasadzone burakami. Wychyliwszy się za brunatny nasyp świeżo wyrzuconej, lepkiej gliny, widziało się prawie że dosięgalne zielone, mięsiste liście, a pod nimi białe, o różowych żyłach końskie buraki, rozparte w mokrej ziemi. Pole ciągnęło się zboczem pod górę i urywało się pod ścianą czarnego lasu, rozmazanego w rzadkiej mgle. Na skraju lasu stał post. Sterczała z niego jak kopia śmieszna tyczka długiego, podobno duńskiego karabinu. O kilkadziesiąt metrów na lewo, pod rachitycznymi śliwami, rozsiadł się drugi post i owinąwszy się szczelnie w lotniczy szary płaszcz, patrzył spod nasuniętej na uszy i czoło furażerki w dolinę jak na dno wanny.
Dalej na zboczu, tam gdzie las schodził w dół kępami młodych wierzb, między niespodziewanie żywotną rzeczką a szosą przecinającą w poprzek dolinę, jeździły olbrzymie traktory, równając pługami ziemię rwaną przez bagry i podwożoną z dołu przez szeregi wagoników, pchanych przez ludzi. Było tam niebezpiecznie, gwarno i tłoczno. Ludzie pchali lory, nosili podkłady i szyny, rwali płatami murawę na zamaskowanie budynków, pod które grunt dopiero równał traktor.
Na dnie wanny kopaliśmy rów. Rów, przewidująco wykończony w dobrych czasach, kiedy świeciło słońce i pełno było pod drzewami dojrzałych, strząśniętych przez wiatr śliwek, zaczął się podczas deszczów obsypywać, a nawet grozić całkowitym zawaleniem się, jako że do wodociągów ściany kazano nam kopać prosto, a nie – jak to się mówi – na sago, nie przewidziawszy, że Norwegowie, którym polecono w rowach układać rury na wodociąg, wymrą solidarnie co do jednego już po pierwszych dziesięciu kilometrach. Czym prędzej więc zabrano nas do noszenia szyn i wyciągania poplątanych prętów stalowych, leżących, jak Bóg zdarzył, kupą na dworcu i zagnano na dno wanny poprawić rów, który ciągnął się nieprzyzwoicie blisko pola buraczanego.
– Pomyślałbyś, taki rów, że niby nic nie znaczy – rzekłem do Romka, byłego dywersanta spod Radomia, od dwóch lat odrabiającego w obozach Niemcom to, co im w Polsce napsuł. Pracowaliśmy na spółkę od chwili założenia tego parszywego obozu na skraju małej łączki pod jednym z wirtemberskich wzgórz i doszliśmy w kopaniu rowów do niejakiej wprawy. On dziabał kilofem miękką ziemię na kaszkę, a ja wyrzucałem ją końcem łopaty na grzbiet nasypu. Kiedy on się kiwał, przyczepiony leniwie do kilofa, opierałem się o wilgotną, popękaną ścianę rowu lub siadałem na umiejętnie podłożonej łopacie. Kiedy ja się kiwałem, on przejmował moją funkcję podpierania rowu. Z daleka wyglądało to tak, jakby w rowie był jeden człowiek, który pracuje wolno, ale za to gorliwie i bez odpoczynku.