Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sól morza - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
23 stycznia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Sól morza - ebook

Zima 1945 roku. Troje młodych ludzi. Trzy tajemnice.

Druga wojna światowa zbliża się ku końcowi. Tysiące uchodźców szukają ratunku przed nadciągającą Armią Czerwoną. W trakcie ewakuacji Prus Wschodnich krzyżują się drogi trojga nastolatków. Emilia, Joana i Florian – każde z innego kraju, każde dręczone poczuciem winy, strachem i wstydem – muszą zrobić wszystko, by dostać się na pokład Wilhelma Gustloffa. Tylko czy zdołają sobie zaufać? I czy to wystarczy, żeby przetrwać?

Ruta Sepetys, autorka „Szarych śniegów Syberii” i laureatka wielu nagród, rzuca światło na największą tragedię morską w historii i składa hołd jej ofiarom, a jednocześnie dowodzi, że człowieczeństwo może zatriumfować nawet w najmroczniejszych czasach.

Urodziła się i wychowała w Detroit w rodzinie artystów, miłośników literatury i muzyki. Obecnie mieszka w Nashville. Jej pierwsza powieść to „Szare śniegi Syberii”, nakładem Wydawnictwa „Nasza Księgarnia” ukazały się również „Wybory”.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-10-13477-6
Rozmiar pliku: 4,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

joana

Wina jest myśliwym.

Sumienie przedrzeźniało mnie, szukając zaczepki niczym kapryśne dziecko.

„To wszystko twoja wina” – szeptał głos.

Przyspieszyłam kroku, by dogonić naszą grupkę. Gdybyśmy się natknęli na Niemców, z pewnością zgoniliby nas z drogi. Była zarezerwowana dla wojska. Nie wprowadzono jeszcze nakazu ewakuacyjnego, tak więc każdego, kto opuszczał Prusy Wschodnie, uznawano za dezertera. Ale jakie to miało znaczenie? Ja stałam się dezerterką już cztery lata temu, kiedy uciekłam z Litwy.

Litwa.

Wyjechałam w 1941 roku. Co się działo w domu? Czy prawdziwe były te okropieństwa, o których szeptano na ulicach?

Doszliśmy do kopca przy drodze. Malec idący przede mną zakwilił i pokazał palcem. Dołączył do nas przed dwoma dniami, po prostu wynurzył się z lasu, sam, i ruszył za nami.

– Cześć, mały. Ile masz lat? – zapytałam go wtedy.

– Sześć – odpowiedział.

– Z kim podróżujesz?

Zatrzymał się i spuścił głowę.

– Z moją Omi.

Spojrzałam w stronę lasu, by sprawdzić, czy zobaczę gdzieś jego babkę.

– A gdzie ona jest? – zapytałam.

Mały tułacz podniósł wzrok i otworzył szeroko wyblakłe oczy.

– Nie obudziła się.

I tak chłopiec poszedł z nami, często wysforowując się trochę albo zostając z tyłu. A teraz pokazywał kawałek ciemnej wełny wystający spod podobnej do bezy śnieżnej skorupy.

Przywołałam grupę i kiedy się zbliżyli, podbiegłam do przykrytego śniegiem garbu. Wiatr zdmuchnął warstwę lodowatych płatków i odsłonił siną twarz martwej kobiety, może dwudziestokilkuletniej. Usta i oczy miała otwarte, zastygłe w grymasie strachu. Przeszukałam jej zesztywniałe od mrozu kieszenie, ale ktoś zrobił to wcześniej. Za podszewką kurtki znalazłam dokumenty. Schowałam je do kieszeni płaszcza, by oddać je Czerwonemu Krzyżowi, po czym odciągnęłam ciało kobiety z drogi, dalej w pole. Wprawdzie była już martwa, mocno zesztywniała od zimna, ale nie mogłam znieść myśli, że przejechałyby po niej czołgi.

Wróciłam szybko do grupy. Mały wędrowiec stał na środku drogi, obsypywany padającym śniegiem.

– Ona też się nie obudziła? – zapytał cichutko.

Pokręciłam głową i wzięłam go za rękę w mitence.

I wtedy oboje usłyszeliśmy to w oddali.

BUM.florian

Los jest myśliwym.

Silniki buczały w górze. Der Schwarze Tod, „czarna śmierć”, tak je nazywano. Schowałem się pod drzewami. Nie widziałem samolotów, ale je wyczuwałem. Były blisko. Uwięziony między ciemnością przede mną i za mną rozważałem różne możliwości. Rozległ się wybuch i śmierć podpełzła bliżej, zaciskając wokół mnie dymne paluchy.

Zacząłem biec.

Moje nogi plątały się, ociężałe, odłączone od oszalałego umysłu. Siłą woli starałem się zmusić je do ruchu, lecz były jak związane w kostkach przez świadomość.

– Jesteś utalentowanym młodzieńcem, Florianie. – Tak powiedziała matka.

– Jesteś Prusakiem. Sam podejmuj decyzje – rzekł ojciec.

Czy zaaprobowałby moje decyzje, tajemnice, które teraz niosłem na plecach? Czy w tej wojnie między Hitlerem a Stalinem matka wciąż twierdziłaby, że jestem utalentowany, czy też uznałaby mnie za przestępcę?

Sowieci by mnie zabili. Tylko jakim torturom by mnie wcześniej poddali? Naziści by mnie zabili, lecz tylko wtedy, gdyby odkryli plan. Jak długo pozostanie on tajemnicą? Pytania popychały mnie naprzód, więc pędziłem przez zimny las, uchylając się przed gałęziami. Biegłem z dłonią przyciśniętą do boku, w drugiej trzymałem pistolet. Każdy krok i oddech powodowały falę bólu i wyciskały ciepłą krew z zaognionej rany.

Odgłos silników ucichł. Uciekałem od wielu dni i teraz mój umysł osłabł tak samo jak moje nogi. Myśliwy poluje na znużone i wycieńczone ofiary. Musiałem odpocząć. Ból coraz bardziej mnie spowalniał. W leśnej gęstwinie dostrzegłem starą ziemiankę zasłoniętą gałęziami. Wskoczyłem do niej.

BUM.emilia

Wstyd jest myśliwym.

Postanowiłam odpocząć chwilę. Chyba miałam na to czas? Wsunęłam się po zimnej ubitej ziemi w głąb groty. Ziemia zadrżała. Żołnierze byli blisko. Musiałam iść dalej, ale czułam potworne zmęczenie. Dobrze wymyśliłam, żeby zasłonić gałęziami wejście do tej leśnej piwnicy, prawda? Nikt jej nie wypatrzy z drogi. Chyba nie.

Naciągnęłam mocniej na uszy różową wełnianą czapkę i owinęłam się szczelnie płaszczem, aż po samą szyję. Pomimo warstw ubrania styczniowe zębiska kąsały dotkliwie. Straciłam czucie w palcach. Kępki włosów, przymarznięte sztywno do kołnierza, odrywały się, gdy odwracałam głowę. Pomyślałam więc o sierpniu.

Oczy same mi się zamknęły.

A potem się otworzyły.

Zobaczyłam rosyjskiego żołnierza.

Pochylał się nade mną z latarką, trącając mnie w ramię pistoletem.

Podskoczyłam i gwałtownie się odsunęłam.

– Fräulein. – Uśmiechnął się zadowolony, że żyję. – Komme, Fräulein. Ile masz lat?

– Piętnaście – wyszeptałam. – Proszę, nie jestem Niemką. Nicht Deutsche.

Nie słuchał mnie, nie rozumiał albo nic go to nie obchodziło. Skierował na mnie lufę i pociągnął mnie za nogę w kostce.

– Ciii, Fräulein. – Podsunął mi broń pod podbródek.

Błagałam go. Zasłoniłam brzuch dłońmi i błagałam.

Przysunął się bliżej.

Nie. To się nie stanie. Odwróciłam głowę.

– Zastrzel mnie, żołnierzu. Proszę.

BUM.alfred

Strach jest myśliwym.

Ale my, dzielni wojownicy, strzepujemy z siebie strach jednym ruchem dłoni. Śmiejemy mu się w twarz, kopiemy go jak kamień na ulicy. Tak, Hannelore, układam listy w głowie, gdyż nie mogę odchodzić od swoich ludzi tak często, jak często myślę o Tobie.

Będziesz dumna ze swojego czujnego towarzysza, marynarza Alfreda Fricka. Dzisiaj uratowałem młodą kobietę przed wpadnięciem do morza. Nic wielkiego, ale była mi tak wdzięczna, że uściskała mnie i nie chciała puścić.

„Dziękuję ci, marynarzu”. Jej ciepły szept zatrzymał się w moim uchu. Była całkiem ładna i pachniała jak świeże jajka, ale wiele tu jest wdzięcznych i ładnych dziewcząt. Och, nie martw się. Ty i twój czerwony sweter zajmujecie najwięcej miejsca w moich myślach. Z czułością i nieustannie myślę o czasach Hannelore i czerwonego swetra.

Lżej mi na duszy, gdy wiem, że Cię tu nie ma i nie oglądasz tego wszystkiego. Twoje słodkie serce nie zniosłoby tych potworności w porcie Gotenhafen. W tej chwili strzegę niebezpiecznych materiałów wybuchowych. Dobrze służę Niemcom. Mam dopiero siedemnaście lat, ale odznaczam się większym męstwem niż inni, dużo starsi ode mnie. Mówi się o ceremonii z wyróżnieniami, lecz jestem zbyt zajęty walką dla Führera, żeby przyjmować medale. One są dla zmarłych, tak im powiedziałem. My musimy walczyć, póki żyjemy!

Tak, Hannelore, wykażę się przed całymi Niemcami. Drzemie we mnie bohater, o tak.

BUM.

Porzuciłem układany w głowie list i schowałem się w składziku, licząc na to, że nikt mnie tam nie znajdzie. Nie chciałem wychodzić na zewnątrz.florian

Stałem w leśnej piwnicy z pistoletem wymierzonym w martwego Rosjanina. Tył jego głowy oddzielił się od czaszki. Zepchnąłem go z kobiety.

Nie była kobietą. Zaledwie dziewczyną w różowej wełnianej czapce. Straciła przytomność.

Przeszukałem sztywne od mrozu kieszenie Rosjanina i zabrałem papierosy, piersiówkę, dużą kiełbasę zawiniętą w papier oraz pistolet. Na nadgarstkach miał po dwa zegarki, trofea skradzione ofiarom. Nie tknąłem ich.

Przycupnąłem w kącie piwnicy i rozejrzałem się po jej zimnym wnętrzu, szukając czegoś do jedzenia, ale niczego nie znalazłem. Schowałem amunicję do plecaka, uważając na nieduże pudełko w jego wnętrzu owinięte kawałkiem tkaniny. Pudełko. Jak taki mały przedmiot mógł mieć taką moc? O mniejsze rzeczy toczono wojny. Czy naprawdę byłem gotów za to umrzeć? Ugryzłem wyschniętą kiełbasę, delektując się śliną, która napłynęła mi do ust.

Ziemia lekko zadrżała.

Rosjanin nie przyszedł tu sam. Będzie ich więcej. Musiałem iść dalej.

Otworzyłem flaszkę żołnierza i powąchałem jej zawartość. Wódka. Rozchyliłem płaszcz, a potem koszulę, i polałem sobie bok alkoholem. Przenikliwy ból sprawił, że aż mi pociemniało w oczach. Rozerwane ciało zareagowało obronnie, pulsując i skręcając się. Wziąłem głęboki wdech, zacisnąłem zęby, by powstrzymać jęk, i okrutnie potraktowałem ranę resztką alkoholu.

Leżąca na ziemi dziewczyna się poruszyła. Gwałtownie odsunęła głowę od martwego Rosjanina. Spojrzała na pistolet przy moich stopach i na piersiówkę w mojej ręce. Usiadła, mrugając szybko. Różowa czapka zsunęła jej się z głowy i spadła bezgłośnie na ziemię. Na boku płaszcza widniały strużki krwi. Wsunęła dłoń do kieszeni.

Odrzuciłem butelkę i chwyciłem za broń.

Dziewczyna otworzyła usta i przemówiła.

Polka.emilia

Rosyjski żołnierz wpatrywał się we mnie pustym spojrzeniem, z otwartymi ustami.

Martwy.

Co się stało?

W kącie kucał młody mężczyzna ubrany po cywilnemu. Płaszcz i koszulę miał niezapięte, skóra pod nimi była zakrwawiona i ciemnosina. Miał broń. Zamierzał mnie zabić? Nie, wcześniej zabił Rosjanina. Uratował mnie.

– Wszystko w porządku? – zapytałam, z trudem rozpoznając własny głos. Mężczyzna skrzywił się na dźwięk moich słów.

Był Niemcem.

Ja Polką.

Nie będzie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Adolf Hitler uznał Polaków za podludzi. Mieliśmy zostać zgładzeni, by Niemcy mogli zająć nasze ziemie na potrzeby swojego imperium. Hitler stwierdził, że Niemcy są lepsi i nie będą mieszkać wśród Polaków. Zostaliśmy uznani za niezdatnych do zniemczenia. Ale nasza ziemia się do tego nadawała.

Wyjęłam z kieszeni ziemniak i podsunęłam go mężczyźnie.

– Dziękuję.

Ziemia zapulsowała lekko. Ile czasu upłynęło?

– Musimy iść – powiedziałam.

Starałam się jak najlepiej mówić po niemiecku. W głowie zdania brzmiały idealnie, ale nie miałam pewności, czy tak samo są rozumiane na zewnątrz. Czasem, gdy posługiwałam się niemieckim, ludzie śmiali się ze mnie i wtedy się orientowałam, że kaleczę język. Opuściłam ramię i zobaczyłam na rękawie krew Rosjanina. Czy to się kiedyś skończy? Czułam, jak wzbierają we mnie łzy. Nie chciałam płakać.

Niemiec wpatrywał się we mnie, a na jego twarzy malowały się wycieńczenie i frustracja. Rozumiałam go.

Jego oczy, skierowane na ziemniak, mówiły: „Emilio, jestem głodny”.

A zaschnięta krew na koszuli mówiła: „Emilio, jestem ranny”.

Ale najwięcej dowiedziałam się z tego, jak kurczowo ściskał swój plecak.

EMILIO, NIE DOTYKAJ TEGO.joana

Powlekliśmy się dalej wąską drogą. Piętnaścioro uchodźców. Słońce wreszcie się poddało i zaraz nastąpił atak zimna. Idąca przede mną niewidoma dziewczyna o imieniu Ingrid trzymała sznur przywiązany do wozu ciągniętego przez konia. Ja wprawdzie widziałam, ale miałyśmy coś wspólnego: obie znalazłyśmy się w mrocznym tunelu wojny, nie mając pojęcia, co nas czeka. Może nawet jej utracony wzrok był darem. Potrafiła usłyszeć i wyczuć węchem różne rzeczy, zanim pozostali zdążyli się zorientować.

Czy usłyszała ostatni urwany oddech starca, gdy ten ześliznął się pod koła wozu kilkanaście kilometrów wcześniej? Czy wyczuła w ustach metaliczny posmak, kiedy szła po świeżej krwi rozlanej na śniegu?

– Serce pęka. Zabiły ją – odezwał się głos za mną. To był stary szewc. Zatrzymałam się, by mógł mnie dogonić. – Tamta zamarznięta kobieta – kontynuował. – Jej buty ją zabiły. Powtarzam wszystkim, ale mnie nie słuchają. Marnie uszyte buty zmasakrują ci stopy, będą uniemożliwiać marsz. Aż nie dasz rady iść dalej. – Ścisnął moje ramię. – A potem umrzesz – dodał szeptem.

Starzec nie mówił o niczym innym, tylko o butach. A mówił z taką miłością i takimi emocjami, że kobieta w naszej grupie nadała mu przydomek „trzewikowy poeta”. Kobieta zniknęła dzień później, ale przydomek został.

– Buty wszystko ci powiedzą – rzekł trzewikowy poeta.

– Nie zawsze – przeciwstawiłam się.

– A właśnie że zawsze. Twoje na przykład. Są drogie, dobrze wykonane. A to mi mówi, że pochodzisz z zamożnej rodziny. Ale mają fason butów przeznaczonych dla starszej kobiety, co mi podpowiada, że pewnie należały do twojej matki. Oddała buty córce. A to mi mówi, że jesteś przez kogoś kochana, moja droga. Twojej matki tutaj nie ma, co tłumaczy, dlaczego jesteś smutna, moja droga. Buty wszystko ci powiedzą.

Zatrzymałam się na skraju zamarzniętej drogi i patrzyłam, jak stary cholewkarz idzie dalej, powłócząc nogami. Miał rację. Matka się dla mnie poświęciła. Kiedy uciekliśmy z Litwy, posłała mnie do Insterburga, gdzie z pomocą przyjaciółki załatwiła mi pracę w szpitalu. Od tamtego czasu minęły już cztery lata. Gdzie teraz była moja matka?

Pomyślałam o niezliczonej rzeszy uchodźców zmierzających ku wolności. Ile milionów ludzi straciło domy i rodziny podczas wojny? Obiecałam matce, że będę patrzeć w przyszłość, lecz potajemnie marzyłam o powrocie do przeszłości. Czy ktoś miał jakieś wieści o moim ojcu i bracie?

Niewidoma dziewczyna skierowała twarz ku niebu i uniosła ramię w ostrzegawczym geście.

Wtedy je usłyszałam.

Samoloty.florian

Ledwo wyszliśmy z ziemianki, dziewczyna zaczęła płakać. Wiedziała, że chcę ją zostawić.

Nie miałem wyboru. Za bardzo by mnie spowalniała.

Celem Hitlera było zniszczenie wszystkich Polaków. Jako Słowianie zostali naznaczeni piętnem gorszych. Ojciec powiedział, że naziści zgładzili miliony Polaków. Polscy intelektualiści byli okrutnie zabijani w miejscach publicznych. Hitler zakładał obozy zagłady na terenach okupowanych przez Niemców, nasączając polską ziemię krwią niewinnych Żydów.

Hitler był tchórzem. W tym jednym zgadzałem się z ojcem.

– Proszę… Bitte… – błagała, przechodząc z polskiego na łamany niemiecki.

Nie mogłem znieść jej widoku, strużek krwi martwego Rosjanina na jej rękawie. Ruszyłem przed siebie, ścigany jej szlochem.

– Zaczekaj. Proszę! – zawołała.

Jej płacz zabrzmiał boleśnie znajomo. Dokładnie tak samo jak płacz mojej młodszej siostry Anni na korytarzu w dniu, w którym nasza matka wydała ostatnie tchnienie.

Anni. Gdzie teraz była? Też w jakiejś ciemnej leśnej dziurze z pistoletem przystawionym do głowy?

Fala bólu przepłynęła przez mój bok, zmuszając mnie do zatrzymania się. Stopy dziewczyny szybko ją do mnie przyniosły. Ruszyłem dalej.

– Dziękuję – pisnęła za moimi plecami.

Słońce się schowało i mróz zacisnął pięść. Wyliczyłem, że powinienem przejść jeszcze ze dwa kilometry, zanim zatrzymam się na noc. Przy polnej drodze istniała większa szansa na znalezienie schronienia, ale też groziło nam większe niebezpieczeństwo natknięcia się na wojsko. Rozsądniej było poruszać się wzdłuż krawędzi lasu.

Dziewczyna usłyszała je wcześniej. Chwyciła mnie za ramię. Buczenie samolotowych silników szybko się zbliżało od tyłu. Rosjanie atakowali w pobliżu niemieckie wojska lądowe. Przed nami czy za nami?

Zaczęły spadać bomby. Po każdym wybuchu wszystkie moje kości wibrowały i dudniły, uderzając gwałtownie o kopułę dzwonu mojego ciała. W odpowiedzi na wybuchy po niebie przetoczył się grzmot ognia przeciwlotniczego.

Dziewczyna próbowała odciągnąć mnie dalej.

Odepchnąłem ją.

– Biegnij!

Pokręciła głową i pokazała do przodu, nieporadnie próbując prowadzić mnie przez śnieg. Chciałem biec, zapomnieć o niej, zostawić ją w lesie. I wtedy dostrzegłem krople krwi na śniegu kapiące spod jej obszernego płaszcza.

Nie mogłem.emilia

Chciał mnie zostawić. Sam biec w swoim wyścigu.

Kim był ten niemiecki chłopak, na tyle dorosły, by służyć w Wehrmachcie, ale ubrany po cywilnemu? Dla mnie okazał się zdobywcą, śpiącym rycerzem, jak w tych opowieściach, które słyszałam od mamy. Polska legenda mówiła o królu i dzielnych rycerzach, którzy spali w górskich jaskiniach. Kiedy Polska znajdowała się w potrzebie, rycerze budzili się i przybywali jej na ratunek.

Tak sobie umyśliłam, że ten przystojny młodzieniec jest śpiącym rycerzem. Szedł przed siebie z pistoletem w dłoni. Odchodził.

Dlaczego wszyscy mnie zostawiali?

Samoloty strzelały nad naszymi głowami. Kręciło mi się w głowie od bzyczenia w uszach. Spadła bomba. Potem następna. Zatrzęsła się ziemia, grożąc, że otworzy swój pysk i nas pożre.

Próbowałam go dogonić, ignorując ból i upokorzenie skryte pod płaszczem. Nie miałam czasu ani odwagi, by tłumaczyć, dlaczego nie mogę biec. Zamiast tego nakazałam sobie iść przez śnieg jak najszybciej. Rycerz biegł przodem, przemykając się między drzewami, z ręką przyciśniętą do boku, dręczony bólem.

Przez nogi wyciekały ze mnie resztki sił. Pomyślałam o nadchodzących Rosjanach, o lufie pistoletu na mojej szyi w tamtej ziemiance, i siłą woli zmusiłam się do ruchu. Człapałam w głębokim śniegu jak kaczka. Niespodziewanie w mojej głowie zabrzmiała słodka piosenka dla dzieci, którą śpiewała mi mama.

Wszystkie kaczątka z łebkami pod wodą,

Z łebkami pod wodą.

Wszystkie kaczątka z łebkami pod wodą.

Och, słodziutkie kaczątka.

Gdzie teraz były wszystkie kaczątka?alfred

– Frick, co robisz?

– Uzupełniam amunicję. – Udawałem, że coś przestawiam na półce.

– To nie należy do twoich obowiązków – rzucił oficer. – Jesteś potrzebny w porcie, a nie w magazynie. Lada moment wydadzą rozkazy. Musimy być gotowi. Będziemy szykować każdy dostępny statek. Jeśli tu utkniemy, jakiś morderca z Moskwy zrobi z ciebie swoją dziewczynę. Chcesz tego?

Z pewnością nie. Nie chciałem mieć nic wspólnego z sowieckimi siłami. Ich droga zniszczenia była długa i szeroka. Spanikowani wieśniacy opowiadali na ulicach o rosyjskich żołnierzach, którzy noszą naszyjniki z dziecięcych zębów. A teraz Armia Czerwona zmierzała prosto na nas, razem ze swoimi sprzymierzeńcami, Ameryką i Anglią, dmuchając w żagiel Stalina. Musiałem dostać się na statek. Dalszy pobyt w Gotenhafen oznaczał pewną śmierć.

– Powtarzam, chcesz zostać dziewczyną Moskwy? – warknął oficer.

– Nie!

– No to zabieraj swoje graty i do portu. Na miejscu dostaniesz dalsze instrukcje.

Przez chwilę zastanawiałem się, czy spróbować coś zwędzić z magazynu.

– Na co jeszcze czekasz, Frick? Wynoś się stąd, ty żałosny leniu.

Tak, Hannelore, mundur, całkiem mi w nim do twarzy. Jeśli znajdę chwilę, to zrobię sobie zdjęcie, żebyś je postawiła na nocnym stoliku. Ale niestety, dzielni mężczyźni nie mają zbyt wiele wolnego czasu. A skoro już mówimy o bohaterstwie, to chyba niebawem otrzymam awans.

Och, na pewno, kochana, więc możesz rozpowiedzieć o tym w sąsiedztwie.joana

Mały wędrowiec znalazł opuszczoną stodołę niedaleko drogi. Postanowiliśmy zatrzymać się w niej na noc. Wcześniej szliśmy całe dnie, teraz nasze siły i morale bardzo osłabły. Bomby sprawiły, że byliśmy wszyscy u kresu wytrzymałości nerwowej. Chodziłam od jednego do drugiego, opatrując pęcherze, rany, odmrożenia. Ale na to, co najbardziej doskwierało ludziom, nie miałam lekarstwa.

Strach.

Niemcy napadły na Rosję w 1941 roku. Przez ostatnie cztery lata obie armie dopuściły się niewypowiedzianych okropności nie tylko wobec siebie nawzajem, lecz także wobec niewinnych cywilów, którzy znaleźli się na ich bitewnym szlaku. Ludzie mijani po drodze opowiadali różne rzeczy. Hitler eksterminował miliony Żydów i miał coraz dłuższą listę niepożądanych, których zabijano albo wtrącano do więzień. Stalin niszczył narody Polski, Ukrainy i krajów nadbałtyckich.

Z szokującą brutalnością popełniano haniebne akty bestialstwa. Nikt nie chciał wpaść w ręce wroga. Tylko coraz trudniej było określić, kto jest wrogiem. Kilka dni temu stary Niemiec odciągnął mnie na bok.

– Masz jakąś truciznę? Ludzie pytają o takie rzeczy – powiedział.

– Nie zamierzam podawać nikomu trucizny – odrzekłam.

– Rozumiem. Ale jesteś ładna. Jeśli dogoni nas rosyjskie wojsko, będziesz jej potrzebowała dla siebie.

Nie wiedziałam, ile w tych słowach było przesady, a ile prawdy. Ale sporo widziałam. Martwą dziewczynę w rowie, z zadartą spódnicą. Staruszkę płaczącą, że spalono jej dom. Wszędzie panował terror. I podążał za nami. Tak więc biegliśmy na zachód, w kierunku części Niemiec jeszcze nieobjętej okupacją.

A teraz siedzieliśmy w opuszczonej stodole, usiłując rozpalić ognisko, żeby się ogrzać. Zdjęłam rękawiczki i zaczęłam masować sobie spękane dłonie. Przez cztery lata pracowałam w Insterburgu jako asystentka chirurga. W miarę jak zawierucha wojenna się nasilała, zaczęło brakować personelu, tak więc przestałam się zajmować zaopatrzeniem i zaczęłam asystować przy zabiegach.

– Masz pewne ręce, Joano, i mocne nerwy. Poradzisz sobie w medycynie – powiedział.

Medycyna. Moje marzenie. Byłam pilna, oddana, może nawet aż za bardzo. Mój ostatni chłopak zarzucił mi, że wolę naukę od niego. Zanim zdążyłam mu udowodnić, że się myli, znalazł sobie inną dziewczynę.

Starałam się wmasować ciepło w zesztywniałe palce. Bardziej od rąk martwiły mnie moje zapasy. Niewiele zostało. Spodziewałam się, że przy tamtej martwej kobiecie obok drogi znajdę coś przydatnego – nić, herbatę czy choćby czystą chusteczkę. Ale nic nie było czyste. Wszystko bardzo brudne.

A szczególnie moje sumienie.

Podnieśliśmy wzrok, kiedy weszli do stodoły: młody mężczyzna z pistoletem w dłoni, a za nim niska dziewczyna z jasnymi warkoczami, w różowej czapce. Oboje wyglądali na zabiedzonych. Twarz dziewczyny była czerwona z wysiłku. Młody mężczyzna miał rumieńce.

Z gorączki.florian

Inni nas ubiegli. Zbieranina zdezelowanych wozów konnych stała schowana za krzakami, jakże realistyczny obraz wędrówki ku wolności. Wolałbym jakieś opuszczone miejsce, ale wiedziałem, że nie dam rady iść dalej. Polka pociągnęła mnie za rękaw.

Stała w śniegu i sprawdzała spojrzeniem dobytek pozostawiony przed stodołą; starała się odgadnąć, do kogo może należeć. Nie zauważyłem żadnych śladów wojska.

– Chyba jest w porządku – powiedziała.

Weszliśmy.

Grupa piętnastu, może dwudziestu osób siedziała ciasno wokół małego ogniska. Odwrócili głowy, gdy wsunąłem się do środka i stanąłem w drzwiach. Matki, dzieci, starsi. Wszyscy wyczerpani i zgnębieni. Polka poszła prosto do wolnego kąta i usiadła z rękami skrzyżowanymi ciasno na piersi. Do mnie podeszła młoda kobieta.

– Jesteś ranny? Mam przygotowanie medyczne.

Mówiła płynnie po niemiecku, ale nie był to jej ojczysty język. Nic nie odpowiedziałem. Nie zamierzałem z nikim rozmawiać.

– Masz coś do jedzenia, żeby się podzielić? – zapytała.

Uznałem, że nie powinno to nikogo obchodzić, nawet gdybym coś miał.

– A ona? – zapytała kobieta, pokazując młodą Polkę w kącie. – Wygląda na przestraszoną.

Nie patrząc na nią, mruknąłem:

– Była w lesie. Dopadł ją Rosjanin. Potem poszła za mną. Ma kilka ziemniaków. Daj mi już spokój.

Młoda kobieta zamrugała, gdy wspomniałem o Rosjaninie. Szybko skierowała się do dziewczyny.

Znalazłem spokojne miejsce z dala od grupy i usiadłem. Postawiłem plecak przy ścianie stodoły i ostrożnie się na nim oparłem. Byłoby mi cieplej przy ogniu, razem ze wszystkimi, ale nie mogłem ryzykować. Żadnych rozmów.

Zjadłem mały kawałek kiełbasy zabranej martwemu Rosjaninowi i obserwowałem młodą kobietę, która próbowała nawiązać rozmowę z dziewczyną z lasu. Inni zaczęli ją przywoływać, żeby przyszła im pomóc. Pewnie była pielęgniarką. Wyglądała na kilka lat starszą ode mnie. Ładna. Tak naturalnie ładna. Typ kobiety, która nawet brudna dalej jest atrakcyjna, może jeszcze bardziej niż zwykle. A tu, w stodole wszyscy byli bardzo brudni. Odór wysiłku, słabych pęcherzy i przede wszystkim strachu był gorszy niż smród bydła. Pielęgniarka zawróciłaby mi w głowie, gdybyśmy się spotkali w Königsbergu.

Zamknąłem oczy. Nie chciałem patrzeć na tę ładną dziewczynę. Musiałem być gotowy, by ją zabić, zabić ich wszystkich w razie potrzeby. Moje ciało domagało się snu, lecz umysł ostrzegał mnie, żebym nie wierzył tym ludziom. Ktoś dotknął mojej stopy. Otworzyłem oczy.

– Nie powiedziałeś, że to Polka – rzekła pielęgniarka. – A Rosjanin?

– Zająłem się nim – odparłem. – Muszę się przespać.

Przyklękła obok. Ledwo ją słyszałem.

– Raczej musisz pokazać mi ranę, którą próbujesz ukryć.emilia

Pomyślałam o wozach za stodołą, wypełnionych dobytkiem uchodźców. Kuframi, walizkami i meblami. Widziałam nawet maszynę do szycia, jak u mamy.

– Dlaczego nie szyjesz sukienek? – Pamiętam, jak zapytałam ją o to usadowiona w słonecznym miejscu kuchni.

Mama spojrzała na mnie znad maszyny.

– A umiesz dochować tajemnicy?

Energicznie skinęłam głową i przysunęłam się do niej.

Wtedy położyła dłonie na swoim dużym brzuchu i się uśmiechnęła.

– Myślę, że to chłopiec. Po prostu wiem, że urodzi się chłopiec. – Objęła mnie mocno i przycisnęła ciepłe usta do mojego czoła. – I wiesz co? Będziesz wspaniałą starszą siostrą, Emilio.

A teraz siedziałam w lodowatej stodole, sama, z dala od domu. Ci ludzie mieli przynajmniej czas, żeby się spakować. Ja nie. Zostawiłam całe swoje życie w drobnych kawałkach. Kto teraz szył na maszynie mamy?

Rycerz nie chciał wejść do stodoły. Jak miał na imię? Przed kim uciekał? Przyjrzałam się wozom i załadowanym na nie rzeczom, by wybadać ich właścicieli, ocenić, czy bezpiecznie będzie wejść do środka. Ale i tak nie mieliśmy wyboru. Sen pod gołym niebem oznaczał pewną śmierć.

Usiadłam w kącie i wsunęłam sobie słomę pod płaszcz, żeby się dogrzać. Kiedy przestałam się ruszać, ból ustąpił. Schowałam twarz w dłoniach.

Poczułam dotyk na ramieniu.

– Wszystko w porządku?

Podniosłam głowę i zobaczyłam nad sobą młodą kobietę. Mówiła po niemiecku, ale z akcentem. Brązowe włosy nosiła związane z tyłu głowy. I miała miłą twarz.

– Jesteś ranna? – zapytała.

Starałam się to kontrolować.

Panować nad tym.

A potem po moim policzku spłynęła łza.

Kobieta przysunęła się bliżej.

– Gdzie cię boli? – zapytała szeptem. – Mam przygotowanie medyczne.

Szczelniej owinęłam się płaszczem i pokręciłam głową.

– Nie. Danke.

Dziewczyna lekko przechyliła głowę. Zdradził mnie akcent.

– Deutsche? – zapytała szeptem.

Nic nie odpowiedziałam. Pozostali wpatrywali się we mnie. Może zostawią mnie w spokoju, jak im oddam jedzenie? Z kieszeni płaszcza wyjęłam ziemniak i podałam go kobiecie.

Ziemniak za milczenie.joana

Przybycie Niemca i młodej dziewczyny mnie zaniepokoiło. Żadne z nich nie chciało mówić otwarcie. Oczy dziewczyny po traumatycznych przejściach były rozbiegane, a jej ramiona drżały. Podeszłam do Evy. Była kobietą po pięćdziesiątce, olbrzymką, niczym wiking. Stopy i dłonie miała większe niż niejeden mężczyzna. Niektórzy z naszej grupy nazywali ją „Przepraszam Eva”, ponieważ często mówiła straszne rzeczy, ale wtrącała „przepraszam” na początku albo na końcu wypowiedzi, jakby chciała złagodzić ukłucie żądłem.

– Eva, mówisz trochę po polsku, prawda? – wyszeptałam.

– O czym ty nie wiesz – odrzekła.

– Nikomu nie powiem. Ta biedna dziewczyna cierpi. Myślę, że jest Polką. Spróbujesz z nią porozmawiać? Przekonaj ją, żeby pozwoliła sobie pomóc.

– A kim jest ten Niemiec, z którym przyszła, i dlaczego nie nosi munduru? Nie mamy jeszcze pozwolenia na ewakuację. Jak jakiś sługus Hitlera znajdzie nas z dezerterem, to wszyscy dostaniemy kulkę w łeb. Przepraszam – powiedziała Eva.

– Nie wiemy, czy jest dezerterem. Nie wiem, kto to taki, ale jest ranny. Znalazł dziewczynę w lesie. – Zniżyłam głos. – Dopadł ją Rosjanin.

Twarz Evy pobladła.

– Jak daleko stąd? – zapytała.

– Nie wiem. Proszę, spróbuj z nią porozmawiać. Zdobądź jakieś informacje.

Mąż Evy był za stary, żeby służyć w regularnej armii, ale powołano go do Volkssturmu, narodowego pospolitego ruszenia. Hitler był zdesperowany i wydał rozkaz mobilizacji wszystkich mężczyzn i chłopców, jacy jeszcze pozostali. Ale młody mężczyzna siedzący w przeciwległej części stodoły nie wyglądał na kogoś z takiej formacji. Dlaczego?

Mąż Evy nalegał, żeby wyruszyła w drogę na zachód. Był przekonany, że Hitler przegra i Związek Radziecki zajmie Prusy Wschodnie – niszcząc wszystko po drodze.

W szkole mówiono nam, że Prusy Wschodnie to jeden z najpiękniejszych regionów, lecz dla nas, uciekinierów, okazał się zdradziecki. Graniczący od północy z Litwą i od południa z Polską był krainą głębokich jezior i mrocznych lasów. Eva miała taki sam plan jak każdy w grupie – dotrzeć do nieokupowanej części Niemiec i ponownie połączyć się z rodziną po zakończeniu wojny.

Na razie zajmowałam się ludźmi w stodole najlepiej, jak potrafiłam. Wielu z nich zasnęło, gdy tylko usiedli.

– Stopy – przypomniał łagodnie trzewikowy poeta, gdy go mijałam. – Opatrz im stopy, bo inaczej wszystko na nic.

– A twoje stopy? – zapytałam. Krótki tułów starca był wklęsły, jakby złapał wielką piłkę i wciąż ją trzymał.

– Ja mógłbym przejść i tysiąc mil, moja droga. – Uśmiechnął się szeroko. – Doskonałe buty.

Eva odciągnęła mnie na bok.

– Miałaś rację, to Polka. Ma na imię Emilia. Ma piętnaście lat i pochodzi ze Lwowa. I żadnych dokumentów.

– A gdzie jest Lwów? – zapytałam.

– W południowo-wschodniej Polsce. Obszar Galicji.

To miało sens. Niektórzy mieszkańcy Galicji mieli jasne włosy i niebieskie oczy, tak jak ta dziewczyna. Aryjska uroda mogła ją uratować przed nazistami.

– Jej ojciec jest profesorem matematyki i wysłał ją do Prus Wschodnich dla bezpieczeństwa. Wylądowała w gospodarstwie, gdzie pracowała. – Eva ściszyła głos. – W okolicach Nemmersdorfu.

– Nie – wyszeptałam.

Eva potwierdziła skinieniem głowy.

– Nie chciała o tym mówić. Powiedziała tylko, że uciekała przez Nemmersdorf i się ukrywała.

Nemmersdorf.

Wszyscy znali te pogłoski. Przed kilkoma miesiącami Rosjanie napadli na wieś i ponoć dopuścili się tam strasznych aktów przemocy. Przybijali kobiety do drzwi stodół, okaleczali dzieci. Wieści o masakrze szybko się rozniosły i wywołały wśród ludzi panikę. Wielu od razu się spakowało i wyruszyło na zachód, gdyż byli przekonani, że ich wioska będzie następną, która wpadnie w ręce armii Stalina. I ta młoda dziewczyna tam była.

– Biedactwo – wyszeptałam do Evy. – A Niemiec powiedział mi, że w lesie dopadł ją Rosjanin.

– I gdzie jest teraz ten Rosjanin? – zapytała Eva, wyraźnie zaniepokojona.

– Myślę, że go zabił.

Bardzo było mi żal tej dziewczyny. Co ona widziała? Domyślałam się prawdy. Hitler wypędzał polskie dziewczyny, takie jak Emilia, żeby zrobić miejsce dla „Niemców bałtyckich”, ludzi z niemieckim pochodzeniem. Takich jak ja. Mój ojciec był Litwinem, ale rodzina matki miała niemieckie korzenie. Dlatego mogliśmy uciec przed Stalinem, by wpaść w kolczaste ramiona Hitlera.

– Wiesz, myślę, że mogło być gorzej – rzekła Eva.

– Co masz na myśli?

– Mój mąż twierdził, że Hitler podejrzewa polskich intelektualistów o działalność antynazistowską. Lwowscy profesorowie, wszyscy, zostali straceni. Tak więc ojciec dziewczyny, przepraszam, ale pewnie został uduszony struną od fortepianu i…

– Przestań, Evo.

– Nie możemy jej zabrać ze sobą. Ma płaszcz poplamiony krwią. Od razu widać, że ma kłopoty. No i jest Polką.

– A ja jestem Litwinką. Mnie też wyrzucisz? – Miałam już tego dość. Dość słuchania, że „tylko Niemcy”. Czy naprawdę mogliśmy odwracać się plecami do niewinnych, bezdomnych dzieci? Przecież one były ofiarami, a nie żołnierzami. Niestety wiedziałam, że inni widzą to inaczej.

Spojrzałam na dziewczynę w kącie. Siedziała z twarzą zalaną łzami, które zostawiały brudne smugi. Miała piętnaście lat i była sama. Jej łzy o kimś mi przypomniały. To wspomnienie otworzyło w moim umyśle małe drzwiczki, a przez nie przecisnął się mroczny głos.

TO WSZYSTKO TWOJA WINA.florian

Patrzyłem, jak młoda pielęgniarka chodzi od jednej osoby do drugiej, aplikując każdemu coś ze swojej torby z brązowej skóry. Miałem gorączkę i wiedziałem, że muszę się jej pozbyć, jeśli chcę iść dalej. Rana znajdowała się z boku, w takim miejscu, że nie mogłem jej obejrzeć ani do niej sięgnąć. Zaufanie tej dziewczynie nie było warunkiem koniecznym. Więcej jej nie zobaczę. Spojrzała w moją stronę, a ja skinąłem głową.

– Namyśliłeś się?

– Jak wszyscy zasną – wyszeptałem.

Nie trwało to długo. Niebawem zimna stodoła pełna była drżących mięśni i chrapliwych oddechów. Pielęgniarka przypiekła ziemniaka na ogniu i zjadła go. Powoli, elegancko, wkładając do ust małe kawałki i wykazując cierpliwość pomimo głodu. Była wysoko urodzona.

Potem przyszła do mnie ze swoją torbą.

– Rana postrzałowa? – zapytała szeptem.

Pokręciłem głową. Powoli ściągnąłem rękaw płaszcza, zaciskając zęby. Ułożyłem się na boku z głową odwróconą od niej. Ściągnęła lepką koszulę z rany pokrytej zakrzepłą krwią.

Nie wciągnęła głośno powietrza ani nie krzyknęła, jak to robiły inne dziewczyny na widok czegoś makabrycznego. Nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Może pielęgniarki są przyzwyczajone do takich widoków. Zerknąłem przez ramię, by sprawdzić, czy wciąż jest przy mnie. Zobaczyłem jej twarz niemal przysuniętą do rany. Badała ją skupiona, a potem pochyliła się do przodu i wyszeptała do mojego prawego ucha:

– Szrapnel. Jakieś dwa dni temu. Zatrzymałeś krwawienie uciskiem, lecz przez to wepchnąłeś głębiej odłamki pocisku, co spowodowało większy ból. Rana jest zainfekowana. W którymś momencie czymś ją polałeś.

– Wódką.

Jej głos znowu rozbrzmiał w moim uchu:

– Zostało kilka fragmentów. Chcę je wyjąć. Nie mam żadnego znieczulenia.

– A masz coś do picia? – zapytałem.

– Tak, ale będę potrzebowała alkoholu do oczyszczenia rany, zanim ją opatrzę. – Poczułem jej dłoń na ramieniu. – Powinnam to zrobić teraz, zanim infekcja się rozwinie.

Przed moją twarzą pojawiły się małe buty. Polka przyklękła przede mną z grudą śniegu zawiniętą w chusteczkę. Odgarnęła mi włosy i przycisnęła do czoła kompres.

– Odejdź – poleciłem jej.

– Zaczekaj. – Pielęgniarka spojrzała na Polkę. – Mogłabyś pójść i poszukać dużego patyka?

Dziewczyna skinęła głową i wyszła na zewnątrz. Pielęgniarka usiadła przede mną. Patrzyłem na jej usta, kiedy mówiła szeptem.

– Ma na imię Emilia. Pochodzi z południowej Polski. Ojciec dla bezpieczeństwa wysłał ją na wieś… w okolice Nemmersdorfu.

– Cholera – wyszeptałem.

Przytaknęła i otworzyła torbę.

– Ja mam na imię Joana. Przez kilka lat pracowałam jako asystentka lekarza. Nie jestem Niemką. Pochodzę z Litwy. Czy to jakiś problem?

– Nie obchodzi mnie, kim jesteś. Robiłaś to już wcześniej?

– Podobne zabiegi. Jak masz na imię? – zapytała.

Milczałem przez chwilę. Co powinienem jej powiedzieć?

– A ten patyk to po co?

Zignorowała moje pytanie i powtórzyła swoje:

– Jak masz na imię?

Gorączka rozpalała mnie od wewnątrz, powodując osłabienie i oszołomienie. Moje imię. Otrzymałem je na cześć osiemnastowiecznego malarza, którego uwielbiała matka. Nie. Nie wyjawię go. Żadnych rozmów.

Pielęgniarka westchnęła.

– Zaciśniesz zęby na patyku. Bo będzie bolało.

Zamknąłem oczy.

„Florian – chciałem powiedzieć. – Jestem Florian”.

I wkrótce umrę.emilia

Ta ogromna kobieta, Eva, powiedziała mi, że młoda pielęgniarka jest Litwinką. Ma na imię Joana. Sprawiała miłe wrażenie, ale skąd mogę mieć pewność? Uznałam, że jeśli zamierza się zająć rycerzem, to powinnam stanąć na straży. W końcu jestem jego dłużniczką, czyż nie?

Kazał mi odejść. Jeszcze jeden głos w chórze tych, którzy chcieli, żeby Polacy zniknęli. Na zawsze. Po ucieczce przez Nemmersdorf spotkałam na drodze staruszkę ze Lwowa, w jej oczach szalała śmierć. Powiedziała mi, że naziści zabili we Lwowie tysiące polskich Żydów.

– Weigelowie? – zapytałam.

– Zgładzeni.

– Lampelowie? – mówiłam coraz ciszej.

– Czemu wciąż pytasz? Mówiłam ci, wszyscy zginęli. Prawdopodobnie setki tysięcy.

Dlaczego pytałam? Ponieważ Rachela i Helena były moimi przyjaciółkami. Kiedy ojciec postanowił wysłać mnie do Prus Wschodnich, przekradły się do mnie ostatniej nocy i przyniosły mi słodycze i różne prezenty.

NIE ŻYJĄ. Jak mogła powiedzieć to z taką pewnością? Nie chciałam jej uwierzyć.

Ładna Litwinka Joana kazała mi znaleźć patyk. Wyszłam przed stodołę. Wiatr i śnieg od razu dobrały mi się do twarzy.

Czy powinnam zwierzyć się Joanie? Może umiałaby mi pomóc. Ale wiedziałam, co by się stało. Byłaby zdegustowana.

Usłyszałam coś i spojrzałam do góry. I wtedy je zobaczyłam. Na dachu stodoły tkwiło największe gniazdo, jakie kiedykolwiek widziałam.alfred

Witaj, droga Hannelore!

Jakże napisanie czy tylko pomyślenie Twojego imienia zmienia mój nastrój. Czasem leżę na pryczy i wymawiam je szeptem, och, tak powoli, w ciemności. Han-ne-lore, Mała Lore.

Jest późny wieczór. Wyobrażam sobie, że jesteś w domu, nawijasz na palec włosy pogrążona w lekturze jednej ze swoich ulubionych książek. Może pada tam śnieg, tak jak tutaj?

Dom w Heidelbergu wydaje się tak daleki. Osłonięty odległością. Czuję, że muszę podzielić się z Tobą pewną tajemnicą. Może nie powinienem o tym wspominać, ale czy zdajesz sobie sprawę z tego, że wasze okno kuchenne znajduje się naprzeciwko naszego okna w łazience na parterze? Często czułem w łazience zapach kaczki pieczonej przez Twoją matkę. Tak, często patrzyłem, jak jesz śniadanie przed pójściem do szkoły. Och, nie czuj się zażenowana, Lore. Sąsiedzi dzielą się bliskością. Oczywiście my dzieliliśmy coś więcej. Tamte wspomnienia są węgielkami, które chronią moje serce przed mrozem.

Niestety nie mam zbyt wiele czasu na refleksje. Dla dzielnych ludzi z Kriegsmarine nie istnieje nic takiego jak relaks. Jak wiesz, jestem całkiem doświadczonym strażnikiem. Umiejętność zwracania uwagi na szczegóły zawsze należała do moich atutów, dlatego notuję wszystko, by Ci o tym opowiedzieć. Mówi się o wielkiej morskiej ewakuacji, do której przygotowujemy się w porcie. Wreszcie wypłynę w morze i dalej, by przemierzać oceany, jak poszukiwacze przygód, o których tak lubisz czytać.

To będzie przygoda, Lore. Ludzie już przybywają do portu i ustawiają się w kolejce, by wejść na pokład któregoś z wielkich statków. Niektórzy przywieźli ze sobą cały swój ziemski dobytek, złożony na furach albo saniach. Drogie dywany, zegary, porcelana, krzesła, co tylko chcesz. A przecież nie dostaną tyle miejsca i część rzeczy będą musieli zostawić. Na jednym z wozów widziałem dzisiaj ślicznego kryształowego motyla. Od razu pomyślałem o Tobie – o tym, jak Twoje ciemne jedwabiste włosy powiewają na wietrze niczym nitki babiego lata. Uznałem, że jeśli nie pozwolą im wnieść na pokład motyla, to go zatrzymam. Redystrybucja dla tych, którzy są tego godni. To brzmi sensownie.

Pękłoby Twoje czułe serce, gdybyś zobaczyła wszystkich tych ludzi w porcie. Utrudzeni i potwornie brudni po długiej podróży. Niektórzy uciekli z krajów tak odległych jak Estonia. Dasz wiarę? Stalin ukradł coś więcej niż tylko ziemie, Hannelore, ukradł też ludzką godność. Widzę to w pełnych beznadziei spojrzeniach i pokurczonej posturze uchodźców. A wszystko to jest winą komunistów. Zwierzęta.

Armia Stalina się zbliża i ludzie panikują. Nie, nie, nie obawiaj się. Jestem całkiem pewny siebie i swoich umiejętności. W końcu nie da się człowieka wyszkolić do zadań w takiej sytuacji, człowiek musi się dla nich urodzić. I Bogu niech będą dzięki, że ja się taki urodziłem.

Przetoczyłem i wysunąłem spod pryczy swój worek marynarski. Kiedy wyjmowałem z niego podniszczony egzemplarz książki Hitlera Mein Kampf, zauważyłem papier listowy, który dała mi Mutter. Może jutro naprawdę coś napiszę.joana

Zapaliłam zapałkę, żeby wysterylizować skalpel, i zaczęłam mówić. Lekarz w Insterburgu nauczył mnie, że przemawianie do pacjentów często ich uspokaja.

– Kiedy Stalin zajął Litwę, moja rodzina uciekła – powiedziałam. – Matka miała niemieckie korzenie, tak więc Hitler pozwolił nam na repatriację i wyjazd do Niemiec. Dotarłam tylko do Insterburga.

– Insterburg leży w Prusach Wschodnich. Rzeczywiście, Hitler jest waszym wybawcą!

Nic więcej nie dodał, wystarczyło to sarkastyczne prychnięcie. Albo odnosił się krytycznie do nazistów, albo do mnie z powodu repatriacji, albo też i do nich, i do mnie. Nie potrzebowałam jego krytyki. Sama czułam się wystarczająco winna. Zrobiłam wszystko źle. Miałam w szkole najlepsze oceny, ale nie zostałam mistrzynią zdrowego rozsądku.

– Wiem, że jest zimno, ale zdejmiemy ci płaszcz i położymy cię na brzuchu – poleciłam.

Kiedy ściągnęłam mu rękaw, bladozielony dowód osobisty wysunął się nieco z wewnętrznej kieszeni. Świetnie. Jeśli nie powie mi, jak ma na imię, sama to sprawdzę.

– Będę uciskać miejsca wokół rany, żeby sprawdzić, jak daleko posunęła się infekcja. – Milczał. – Powiedz, kiedy zaboli. – Zaczęłam delikatnie naciskać jedną ręką na granicy rany, starając się zlokalizować wrażliwe miejsca. Drugą spróbowałam wysunąć jego dokumenty z kieszeni płaszcza.

– Przestań. – Rzucił to z taką zaciekłością, że aż drgnęłam. – Podaj mi moje papiery.

– Co?

– Słyszałaś. Już.

Wystawił dłoń do tyłu, a ja wsunęłam mu do niej dowód.

– I jeszcze tamten złożony papier. Też jest w kieszeni – powiedział.

Wyjęłam kremową kartkę, starając się jej przyjrzeć. Nic nie zobaczyłam. Wyrwał mi papier i wsunął go pod siebie.

Wróciła Emilia z patykiem. Na jej różowej czapce migotały płatki śniegu.

– Znowu pada? – zapytałam. Przytaknęła. To utrudni nam marsz jutro.

– Zróbmy to – rzekł pacjent.

Nie widziałam jeszcze nikogo z taką wytrzymałością na ból. Zacisnął zęby na patyku nie z konieczności, lecz raczej w geście lekceważenia.

Emilia była uważną asystentką, umiała wyczuć moje i jego potrzeby. Sprawiała jednak wrażenie bardzo zmęczonej, więc odesłałam ją do kąta, żeby odpoczęła. Nie zasnęła. Obserwowała każdy mój ruch.

Ostatni odłamek szrapnela tkwił głęboko. Moje kłykcie zniknęły, gdy wsunęłam palce w głąb rany, by go wydostać. Obawiałam się gangreny, ale nie wspomniałam o tym mężczyźnie. Wystarczyło, że musiał zmagać się z bólem. Pochyliłam się i wyszeptałam:

– Chyba mam wszystko. Głęboko siedział i rana jest szeroka. Obudzę szewca, żeby ci ją zaszył. Pewnie będzie umiał użyć ciaśniejszego ściegu.

Wypluł kij.

– Nie, ty to zrób. – Zamilkł i po chwili dodał: – Proszę.

Przyjrzałam się otwartej ranie. Poeta dużo pracował w skórze i pewnie zaszyłby ranę równiej niż ja, nie wiedziałam tylko, czy zniesie widok krwi.

Zszyłam i opatrzyłam ranę.

– Nie obejrzałam twoich dokumentów, ale wypatrzyłam w twojej kieszeni papierosy – powiedziałam, wycierając ręce.

– Nie wspominałaś nic o zapłacie.

Spojrzał na mnie, a jego oczy migotały jak lampy gazowe. Oblicze przepełnione bólem – fizyczny ból, taki sam, jaki widziałam w szpitalu, lecz także ból emocjonalny, jaki zapamiętałam z twarzy moich rodziców.

– Zapałki są w tej samej kieszeni – odezwał się wreszcie.

Wyjęłam papierosa i przesunęłam go między palcami, by go wyprostować. Zapaliłam i z przyjemnością się zaciągnęłam. Potem nachyliłam się i delikatnie wsunęłam mężczyźnie papierosa do ust, by mógł się zaciągnąć. Rozjarzony koniec oświetlił mu twarz. Spod brudu i siniaków wyzierały ślady urody.

– Ile masz lat? – zapytałam.

– Zachowaj resztę. Trudno je zdobyć – mruknął, wydychając dym.

Zgasiłam papierosa o podeszwę buta i schowałam z powrotem do jego kieszeni.

– Chcesz zobaczyć odłamki, które ci wyjęłam? Ten duży ma prawie wielkość kapsla od butelki. – Przysunęłam dłoń, wtedy chwycił mnie za nadgarstek.

– Nigdy nie próbuj mnie okraść – wyszeptał.

– O czym ty mówisz? – odpowiedziałam, próbując wyszarpnąć rękę.

Zacisnął uchwyt.

– Widziałaś moje papiery.

– Nie widziałam. Przestań, to boli.

– Wiesz coś o mnie. Ta rana. – Jego głos, choć słaby, wyrażał niepokój. A może to było delirium? Mamrotał coś przez chwilę, a potem poprosił: – Opowiedz mi o sobie. – Zwolnił nieco uścisk.

– Chcesz się czegoś o mnie dowiedzieć? – zapytałam.

Wpatrywałam się w jego zmęczoną twarz. Czekał, a jego powieki opadały powoli. Wreszcie zatrzepotały i się zamknęły, wtedy palce powoli uwolniły mój nadgarstek. Przez chwilę patrzyłam, jak oddycha, papiery pozostawały wciśnięte pod klatkę piersiową. Chciał się czegoś o mnie dowiedzieć. Nachyliłam się i przysunąwszy usta do jego ucha, powiedziałam ledwo słyszalnym szeptem:

– Jestem morderczynią.florian

Myśli o pielęgniarce podążyły za mną w głąb snu i pozostały ze mną, gdy się obudziłem. Czy mi się śniło, że z nią rozmawiałem? Zdenerwowało mnie to. Zagrożenie rosło z każdym dniem. Czy w Königsbergu już się zorientowali? Nie mogłem pozwolić, żeby rozpraszała mnie jakaś ładna dziewczyna.

W stodole wciąż panowały ciemności. To miejsce, w którym się schronili wysiedleńcy, zionęło pustką, wyzierającą też z ich oczu. Mój zegarek wskazywał prawie czwartą rano. Zebrałem się w sobie i usiadłem, zaciskając zęby, by wytrzymać ból. Plecak leżał nieruszony, dokumenty miałem pod sobą. Schowałem je do kieszeni płaszcza i wstałem.

Zrobiłem kilka kroków w kierunku drzwi stodoły, a wtedy niewidoma dziewczyna usiadła, mrugając mlecznymi oczami. Pielęgniarka spała obok niej, jej walizka była otwarta, ładne brązowe włosy okalały twarz. Powiedziała, że jak ma na imię? Nie, to nie miało znaczenia. Była brzydka. Tak sobie wmawiałem.

Przykucnąłem i zacząłem przeglądać walizkę pielęgniarki. Niewidoma dziewczyna zwróciła nos ku dachowi. Potem odwróciła głowę i utkwiła we mnie spojrzenie. Co widziała? Czy jej oczy były pokryte szronem jak oblodzone okno, przepuszczające światło i ciemność? Czy też czarna kurtyna całkowicie zasłaniała jej świat? Moje dłonie bezgłośnie przeszukiwały rzeczy pielęgniarki. Co ja robię? Ta dziewczyna pewnie mnie uratowała, za jedno sztachnięcie się papierosem. Powiedziałem sobie, że to nie jest kradzież. Tylko obrona.

Znalazłem ubrania, książkę medyczną, widelec, którym jadła ziemniaka, aż trafiłem na coś niespodziewanego. Spojrzałem na rozrzucone brązowe loki pielęgniarki, po czym schowałem to do kieszeni marynarki i wyszedłem.

W lasach byli Rosjanie. Już o tym wiedziałem. Najprawdopodobniej zwiadowcy albo maruderzy, którzy zgubili swój oddział. Mogłem sobie poradzić z jednym żołnierzem. Ale należało się spodziewać, że lada moment całą okolicę zaleją regularne wojska. Miałem dwa tygodnie na dotarcie do portu. Według planu. Potem zamierzałem wsiąść na statek i popłynąć na zachód; misja zostałaby ukończona.

Już na zewnątrz przepakowałem plecak. Obok dowodu zobaczyłem list i nie mogłem przestać o nim myśleć.

Doktor Lange.

Doktor Lange był dyrektorem muzeum w Königsbergu. Przyjął mnie do siebie na naukę zawodu konserwatora dzieł sztuki, wyszkolił i nawet posłał do najlepszej szkoły. Patrzyłem na niego z uznaniem i pisałem obszerne listy z instytutu, dzieląc się swoimi przemyśleniami na temat sztuki i filozofii. Doktor Lange twierdził, że jestem wspaniały. Powiedział, że dzięki swoim talentom bardzo się przysłużę Niemcom i przyczynię do zrealizowania marzenia Führera, by w jego rodzinnym Linzu powstało muzeum sztuki narodowej. Potem przedstawił mnie gauleiterowi Erichowi Kochowi. Koch był okręgowym liderem partii nazistowskiej.

Był też potworem.

Gdy zaczęto zwozić do muzeum skrzynie z dziełami sztuki, entuzjazm doktora Langego stał się zaraźliwy. Niektóre obrazy wyciskały mu łzy z oczu. Czasem musiałem go podtrzymywać podczas rozpakowywania nowych nabytków. Zaganiał mnie do roboty, gdy tylko przywieziono kolejną partię dzieł. Czasem pracowałem nad obrazem przez całą noc, żeby doktor Lange mógł złożyć raport Kochowi nazajutrz z samego rana. Nie dosypiałem, nie dojadałem, nawet nie pojechałem na urodziny ojca, żeby tylko dokończyć zadanie i zadowolić doktora Langego. „Tworzymy świetny zespół, co, Florianie?” – powtarzał, szczerząc zęby w uśmiechu.

Któregoś ranka doktor Lange posłał mnie po kłębek sznurka. Szukając go, znalazłem wszystkie listy, które pisałem do niego z instytutu, wrzucone do szuflady z przyborami do pisania. Nie otworzył ani jednego. Nawet się nie pofatygował, żeby je przeczytać.

W ciemności za mną rozległ się czyjś głos, rozpraszając moje myśli. Chwyciłem za pistolet i obróciłem się na pięcie.

– Zaczekaj. Proszę!

Polka, zarumieniona i zdyszana, biegła do mnie przez śnieg.emilia

Poszliśmy w stronę ogromnego domu. Z każdym krokiem czułam się gorzej.

Zastrzeliłam go.

Zastrzeliłam człowieka.

Najpierw rycerz uratował mnie, a teraz ja jego. Dlaczego więc nie poczułam się lepiej?

Huk wystrzału uczynił w moim umyśle jakieś pęknięcie, przez które zaczęły wyciekać odrzucone wspomnienia.

Buty. Krzyki. Brzęk tłuczonego szkła. Wystrzały. Odgłos czaszki uderzającej o drewno.

Starałam się je od siebie odsunąć.

ODEJDŹCIE, PROSZĘ.

Nie potrafiłam ich powstrzymać. Spływały na mnie, coraz szybciej i szybciej.

Wszystkie kaczuszki z łebkami pod wodą

Z łebkami pod wodą

Wszystkie kaczuszki z łebkami pod wodą

Och, takie słodkie kaczuszki

Palący ból przeniknął całe moje ciało i upadłam na śnieg.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: