Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Spirit Animals. Upadek bestii. Szeptacz Burz. Tom 7 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
2 października 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Spirit Animals. Upadek bestii. Szeptacz Burz. Tom 7 - ebook

Spirit Animals. Upadek bestii to kontynuacja bestsellerowej serii Spirit Animals. Czwórka Zielonych Płaszczy, Conor, Abeke, Meilin, Rollan, próbuje ocalić swój świat od zagłady i nie dopuścić, by pradawne zło zwyciężyło. Z pomocą przychodzą im nierozłączni towarzysze – zwierzoduchy.

Zielone Płaszcze – Conor, Abeke, Meilin i Rollan – stali się poszukiwanymi za zdradę zbiegami. Docierają na pustynię Nilo, gdzie trafiają do wielkiej biblioteki, która kryje w sobie mądrość Erdas…

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-7373-9
Rozmiar pliku: 7,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1 Ścieżka wojownika

Abeke odetchnęła głęboko i jeszcze przez moment wstrzymała powietrze, zanim powoli wypuściła je z płuc. Stojąc na pokładzie statku, na chwilę przed świtem wyczuła wokół siebie nagłą zmianę, która wydała jej się znajoma. Choć nadal znajdowali się daleko od sawann, na których się wychowała, razem z podmuchami wiatru docierały do niej zapach, ciepło i swoisty posmak ojczyzny. Nilo niby już majaczyło na horyzoncie, lecz dalej wydawało jej się zbyt odległe.

Pięcioro Zielonych Płaszczy – Abeke, Conor, Meilin, Rollan i Anka – znajdowało się na pokładzie niewielkiego statku i tylko kilka dni żeglugi dzieliło ich od południowego brzegu Nilo, do którego zmierzali. Abeke miała wrażenie, że udziela jej się awersja Urazy do wody. Nie mogła się doczekać, aż postawi stopę na suchym lądzie… ale musiała uzbroić się w cierpliwość. Ich priorytetem było bowiem odszukanie w bibliotece dawnego klasztoru Takody wskazówki, która – mieli taką nadzieję – naprowadzi ich na symbole więzi. Lecz nadzieja ta powiązana była nieodłącznie z niechcianym towarzyszem… Z kimś, kim Abeke i reszta drużyny gardziła. Z kimś, kto również powrócił na teren klasztoru i, być może, potrafił udzielić im paru odpowiedzi.

Kovo. Na samą myśl o Wielkiej Małpie żołądek Abeke wywracał się na drugą stronę. Goryl stał zarówno za Pierwszą, jak i Drugą Wojną Pożeracza, które pochłonęły tysiące istnień, łącznie z ojcem Meilin. O czymś takim się ot tak, po prostu nie zapomina, nawet jeśli nowa wersja Kovo całkiem niedawno pomogła im pokonać Wyrma.

Budzące się słońce pomazało niebo różem i fioletem swoich promieni, przydając horyzontowi piękna. Niebawem Abeke spotka Kovo i będzie musiała zapomnieć o żywionej do niego niechęci.

Spojrzała na ciemnoniebieską toń.

Czy jej złość na Kovo była podobna do tego, co czuli ludzie na myśl o Zielonych Płaszczach?

Nie. Odepchnęła od siebie tę myśl. To zupełnie inna sytuacja. Zielone Płaszcze nie sprzymierzyły się świadomie z Wyrmem, zostały zakażone przez jego pasożyty. Poza tym padło pod ich adresem oskarżenie o zabójstwo cesarza Zhongu. Kovo z kolei dopuścił się wszystkich tych okropieństw z własnej inicjatywy. Doprowadził świat ludzi na skraj zagłady.

Dwukrotnie.

Myśl o Kovo i jego przebiegłości przyprawiła Abeke o dreszcz, który przeszedł jej po plecach.

Zadrżała.

Musiała trzymać gardę wysoko, gdy znajdzie się w obecności Wielkiej Bestii.

– Nie mogłaś spać? – zapytał Rollan, dołączając do Abeke. – Czy tylko podziwiasz świt?

– Ani jedno, ani drugie – westchnęła. – Tylko rozmyślam.

– Tak, ja też – odparł Rollan, opierając się plecami o reling. – A ta skrzypiąca łajba nie traktuje nas zbyt dobrze. Przed nami jeszcze tydzień podróży.

Abeke się uśmiechnęła. Zielone Płaszcze miały szczęście, że Dawson, usłyszawszy o losie swojego brata, nalegał, aby pomóc im wydostać się z Eury. Dzięki niemu mieli prowiant, broń, statek i dwuosobową załogę, na którą składali się starzy marynarze Milo i Keane.

– Myślałam o Kovo – przyznała Abeke. – Nie śpieszno mi do spotkania z nim.

– Potrafisz sobie wyobrazić, co czuje Conor? Ostatnim razem, kiedy znalazł się na morzu okalającym klasztor Takody, był zarażony pasożytem Wyrma. Musi to być dla niego trudne.

– Masz rację. Nawet nie potrafiłabym… – odparła dziewczyna, znowu wzdychając. Tak bardzo pochłonął ją powrót do Nilo, że przestała myśleć o Conorze. – Rozmawialiście? Co z nim?

– Nic mu nie będzie – odpowiedziała Meilin, zbliżając się od strony dziobu. – Jest Bohaterem Erdasu. Potrafi sobie poradzić.

– Tak sobie myślałam… – Dobiegł ich głos Anki, która nagle pojawiła się obok.

Abeke nadal czuła się nieswojo z powodu mocy kamuflażu Anki, bo zawsze była dumna ze swojego talentu myśliwskiego, lecz ta drobna wojowniczka potrafiła zaskoczyć nawet i ją.

– Jeśli w bibliotece nie znajdziemy żadnych informacji na temat symboli więzi, czy Kovo zgodzi się nam cokolwiek powiedzieć? – zapytała Anka. – Niby pomógł nam uporać się z Wyrmem, ale tylko dlatego, że ten zagrażał całemu światu. Nie przepada przecież zbytnio za ludźmi… ani za Zielonymi Płaszczami.

– Może więź z Takodą jednak go odmieniła – powiedział Rollan. – Spojrzał na wszystko z innej perspektywy. – Rollan podniósł wzrok i popatrzył na krążącą nad statkiem Essix. – Nasze zwierzoduchy nas zmieniły. I lubię myśleć, że my je również.

Gdy tylko skończył mówić, Essix zaskrzeczała i zanurkowała dziarsko ku bakburcie, wydzierając się Rollanowi nad głową, jakby chciała zaprotestować. Essix była uparta i zawzięta, lecz nie dało się zaprzeczyć, że miała słabość do Rollana. Dobrze im się pracowało razem, oboje byli niezależni i zaciekli, ale zawsze względem siebie lojalni.

– Faktycznie ją odmieniłeś – zakpiła Meilin.

– Bardzo śmieszne, Essix! – wykrzyknął Rollan. – Dzięki za potwierdzenie!

Sokolica zrobiła jeszcze jedną rundkę nad statkiem i przysiadła na szczycie masztu.

– Może coś zobaczyła. – Spod pokładu wyłonił się zaniepokojony Conor. Podszedł do relingu i spojrzał na horyzont. – Akurat szedłem wam powiedzieć, że może nie powinniśmy płynąć do klasztoru.

Meilin położyła mu dłoń na ramieniu.

– Conor, może to dla ciebie trudne po tym, co się stało, gdy Wyrm…

– Nie o to chodzi – przerwał jej. Cofnął się o krok i spojrzał na resztę grupy. – Miałem wizję. Co prawda krótką, nie taką jak przed wielką falą, ale myślę, że chyba musimy udać się gdzie indziej.

– Gdzie? – zapytała Abeke, starając się ukryć zadowolenie wywołane myślą, że może uda im się uniknąć spotkania z Kovo. – Co zobaczyłeś?

– Ogromną dziurę, może głęboki krater, z trzema mostami nad nią… jeden był przerzucony nad drugim. – Conor przymknął oczy. – Obok nich z góry do zbiornika w dole spływał wodospad.

– I był tam symbol? – zapytała Anka. – Jak z Pazurem Żbika, który ukryto za zasłoną wody?

Conor pokręcił głową.

– Nie sądzę, ale to byłby pierwszy krok ku jego odnalezieniu. Jestem tego pewien. I wydawało mi się, że jesteśmy blisko tego miejsca.

– Zupełnie jakbyś opisywał lej Otchłani Taabary – powiedziała Abeke. – Znajduje się niedaleko, bo w północnej części Nilo.

– Północne Nilo… podoba mi się! – uśmiechnął się szeroko Rollan. – Im mniej dni z chorobą morską, tym lepiej.

– Cóż, przynajmniej masz obok siebie swojego zwierzoducha – podkreśliła Meilin. – Reszta z nas musi odbywać tę podróż samotnie. Dobrze byłoby móc przywołać nasze.

– Może znowu się rozdzielmy – zaproponował Conor, kiedy Essix ponownie zaskrzeczała i poleciała ku niebu. – Kilkoro z nas może udać się do leja, a reszta zobaczy się z Takodą – dodał i się skrzywił. – Na wypadek, gdybym się mylił co do mojej wizji.

– Nie jestem przekonana – odparła Anka. – Chyba jednak powinniśmy trzymać się razem.

– Też tak myślę. – Abeke wyciągnęła rękę i ścisnęła przedramię Conora. Przeszli już razem niejedno i ufała jego instynktom. – Wierzę w to, co widziałeś… Jak do tej pory wizje cię nie zawiodły.

– Poza tym wspólne działanie może zapobiec powtórce tego, co się przydarzyło … – Rollan nie dokończył zdania. Mało co nie złamał niepisanej zasady.

Zapadła cisza. Rana spowodowana utratą Wartego w tamtej jaskini nadal była zbyt świeża. Przez kilka pierwszych dni rozmawiali jedynie o tym, ale pewnego ranka bez żadnego słowa po prostu przestali. Nie chodziło o to, że o nim nie myśleli, bynajmniej, po prostu skupili się na czekającym ich zadaniu. Od tego zależało ich przetrwanie. Od tamtej pory nie było mowy o dalszym usilnym zastanawianiu się, czy dobrze zrobili, zostawiając go tam. Nie zamartwiali się już tym, czy Warty uszedł z życiem, ani nie bali się dłużej o to, czy Przysięgli odnaleźli Pazur Żbika. Skupili się jedynie na swojej misji. Musieli odszukać pozostałe dwa symbole więzi, Szeptacza Burz i Smocze Oko.

Milczenie przerwała Anka.

– Abeke, potrafisz nam powiedzieć, ile czasu zajmie dotarcie do Otchłani Taabary?

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

– Niedługo, ale muszę sprawdzić na mapie. Czekajcie. – Abeke pobiegła pod pokład, złapała mapę Nilo i potruchtała z powrotem do przyjaciół.

– Patrzcie. – Rozpostarła planszę i wskazała punkt na oceanie znajdujący się nieopodal północnego wybrzeża kontynentu. – Jesteśmy gdzieś tutaj. Możemy poprosić Milo i Keane’a o zmianę kursu i skierować się ku tej rzece – zasugerowała i przesunęła palcami po linii brzegowej u ujścia rzeki, a potem po prowadzącej w głąb lądu kresce; zatrzymała się dopiero przy jakichś górach. – Kiedy już zacumujemy, będziemy mogli przejść przez sawanny, potem przeciąć wzgórza i wyjdziemy akurat na samą Otchłań Taabary. Może nawet uda nam się tam dotrzeć jeszcze przed zapadnięciem zmroku albo jutro rano. – Zamilkła na chwilę. – Chyba. Tak mi się wydaje.

– Czyli ustalone – potwierdził Rollan, wycelował palec w morze i powiedział: – Cała naprzód! Ku Otchłani Taabary!

– Ech, tak… – Meilin niby przewróciła oczami, słysząc teatralny okrzyk Rollana, ale nie potrafiła przestać się uśmiechać. – Może powiem Milo i Keane’owi, że zmieniliśmy plany?

– Tylko pamiętaj… – wydusił z siebie nieśmiało Conor, pocierając znak, który Wyrm zostawił na jego czole – Taabara może być dopiero początkiem, nie końcem. Mam przeczucie, że symbole nie będą takie łatwe do odnalezienia.

– A kiedy cokolwiek było dla nas łatwe? – Abeke puściła do Conora oko. – Lubimy wyzwania.

– Ano, chyba tak. – Conor odwrócił się ku wybrzeżu i zatonął w myślach.

***

Kiedy gramolili się do niewielkiej łodzi, słońce znajdowało się bezpośrednio nad ich głowami. W okolicy nie było żadnego portu, dlatego Milo rzucił kotwicę na środku rzeki, a Keane usiadł przy wiosłach.

– Jak długo mamy czekać na wasz powrót? – zapytał Keane, kiedy zbliżali się do brzegu porośniętego trzciną papirusową.

Abeke przygryzła wargę. Chciała mieć dostęp do statku, ale nie wydawało jej się uczciwe kazać czekać dwóm starszym mężczyznom na odludziu.

– Chodzi o to – zaczęła – że nie mamy pojęcia, ile nam zejdzie.

– Cóż, Dawson zapłacił nam jeszcze za dwa tygodnie podróży – odparł Keane – i zostało nam jedzenia na jakiś tydzień, dlatego wy decydujecie.

– Możecie poczekać na nas tutaj jeszcze przez kilka dni, a potem popłynąć gdzieś wzdłuż wybrzeża? – zapytał Rollan, kiedy łódź zbliżała się do brzegu rzeki.

– Pewnie – przytaknął Keane. – Mam siostrę w Badir, to nieduży port, jest niedaleko. Możemy się tam spotkać. Macie jeszcze dwa tygodnie, za tyle zapłacił Dawson… I tak dłużej bym z moją siostrą nie wytrzymał.

– Badir brzmi dobrze – podsumowała Meilin, zarzucając na ramię plecak wypełniony prowiantem, gdy dziób łodzi rozgarnął pierwsze trzciny. – Spotkamy się tam, jeśli nie zdążymy tutaj wrócić.

– Powodzenia! – zawołał Keane.

Pięcioro Zielonych Płaszczy wyskoczyło z łódki do wody głębokiej na jakieś pół metra.

Abeke brnęła przez rzekę, odgarniając zarośla, podczas gdy jej stopy zapadały się w piasku i rozjeżdżały przy każdym kroku. W końcu wszyscy stanęli na twardym, suchym gruncie. Kiedy już Abeke wydostała się spomiędzy trzcin i wyszła na trawy sawanny, nabrała powietrza w płuca i delektowała się ciepłym słońcem, które padało jej na twarz.

Była w domu.

I tylko jednego jej tutaj brakowało.

Odrzuciła połę płaszcza i wyciągnęła rękę.

– Uraza, dołącz do mnie!

Lamparcica pojawiła się w rozbłysku światła i wystawiła pysk do słońca. Nozdrza ogromnego kota drżały, kiedy napawała się niloańskim powietrzem. Wydała z siebie ukontentowany pomruk.

– Wiem, wiem – szepnęła Abeke, głaszcząc wygięty w łuk grzbiet Urazy, kiedy obie rozglądały się po okolicy. – Zrobiłam to samo. Dobrze być w domu.

Wysokie złote trawy sawanny uginały się delikatnie pod naporem lekkiego wietrzyku. Skaliste wzgórza, które Zielone Płaszcze musiały pokonać, wyrastały znad nie tak dalekiego horyzontu.

Uraza się przeciągnęła. Abeke wiedziała, czego pragnie lamparcica.

– Pędź – wyszeptała.

Uraza momentalnie wskoczyła w trawy i pobiegła sawanną ku wzgórzom tak szybko, jak tylko potrafiła. Abeke znała radość, jaką czuła Uraza, mogąc zaznać wolności. Jakże wspaniale byłoby móc pobiec razem z nią, upolować kolejny posiłek i delektować się słońcem, które przypiekałoby ramiona. Ale teraz nie było na to czasu. Mieli misję do wykonania.

– Uraza jest tak samo szczęśliwa jak ja, że zeszliśmy z tego statku – zauważył Rollan.

Trawa wydawała się poruszać razem z lamparcicą, szumiąc, kiedy Uraza biegała tam i nazad.

– Conor, nie przywołujesz Briggana?

Conor wytarł kark i spojrzał na bezchmurne błękitne niebo.

– Chyba zaczekam, aż się trochę ochłodzi.

– To Nilo – ostrzegła Abeke. – W ciągu dnia będzie upalnie.

Essix okrążyła grupę, zaskrzeczała, żeby zaznaczyć swoją obecność, po czym znowu odleciała.

– Tak, tak, już idziemy – odpowiedział na zawołanie sokolicy Rollan. Poprawił swój zielony płaszcz, plecak i manierkę. – Wszyscy mają swoje rzeczy?

– Od kiedy to ty jesteś tym odpowiedzialnym spośród nas? – droczyła się z nim Meilin.

Rollan się uśmiechnął.

– Odkąd uzmysłowiłem sobie, że będę musiał podzielić się wodą, jeśli ktoś zapomni swojej.

– Poważnie? – Conorowi ledwo udało się ukryć uśmiech. – Chciałeś chyba powiedzieć, że nie podzielisz się z Meilin?

Abeke usłyszała, jak Anka chichocze, choć zdążyła już się ukryć i zniknąć.

Wszyscy byli świadomi uczuć łączących Rollana i Meilin, lecz zwykle nikt nie odzywał się na ten temat ani słowem. Odpowiedzią na okazjonalne przytyki były zazwyczaj zarumienione policzki Meilin i szybka zmiana tematu przez Rollana.

– Tracimy czas… Chodźmy – powiedziała Meilin, ruszając przodem, zanim Abeke zdążyła zobaczyć, czy twarz przyjaciółki znowu spąsowiała.

Gdy tak szli ku Otchłani Taabary, na niebie zebrało się parę puchatych chmur, które od czasu do czasu dawały im wytchnienie od upału. Porośnięta trawami sawanna ustąpiła miejsca kamienistym zboczom, gdzieniegdzie upstrzonym drzewami. W oddali to, co z początku wyglądało na zwyczajne wzgórza, przeobraziło się w góry koloru bursztynu, pokryte tu i ówdzie plamkami zieleni.

Przystanęli na krótką przerwę w cieniu rozłożystego cyprysu i Conor wypuścił Briggana. Wilk z miejsca wyskoczył przed siebie, machając ogonem, dał susa na kompana i przewrócił go na ziemię.

– Ej, ej – zaprotestował chłopak i zaśmiał się, kiedy Briggan postawił przednie łapy na jego piersi i węszył z uniesionym pyskiem. Conor przejechał dłonią po szaro-białym futrze Wielkiego Wilka, podczas gdy ten przypatrywał się wszystkiemu kobaltowymi oczami. – Wyczuwasz coś? – zapytał.

Briggan spojrzał na Conora, szybkim ruchem jęzora polizał go po czole, po czym zeskoczył z niego i kontynuował inspekcję otoczenia.

– Ha, domyślam się, że wszystko gra – powiedziała Anka. Jej ciało stopiło się z korą drzewa, o które się opierała.

Abeke rozłożyła mapę i sprawdziła ich położenie. Wyglądało na to, że lej, który zwano Otchłanią Taabary, znajduje się naprawdę niedaleko.

– Obraliśmy dobry kurs? – zapytała Meilin.

– Tak mi się wydaje – odparła Abeke, osłaniając oczy przed blaskiem słońca.

Rozejrzała się, próbując wypatrzyć strumyczek, który mógłby dawać początek wodospadowi.

Biegający gdzieś w oddali Briggan wydał z siebie przeciągłe wycie.

Rollan wyciągnął rękę, żeby pomóc Conorowi wstać.

– Wygląda na to, że twój towarzysz znalazł coś godnego naszej uwagi.

Conor wyszczerzył się w uśmiechu.

– Pięć minut i już coś wytropił, to do niego pasuje.

Całą grupą udali się do miejsca, skąd dochodziło nawoływanie Briggana.

Rollan potrząsnął manierką.

– Mam nadzieję, że znalazł źródło świeżej wody, bo u mnie już prawie sucho.

Abeke pokręciła głową.

– Hm, a kto się martwił, czy wystarczy nam prowiantu i że będziemy się musieli dzielić? Ach, tak, ty.

– Hej – rzucił Rollan z psotnym uśmiechem na twarzy i wzruszył ramionami – te mięśnie wymagają dodatkowego nawodnienia.

Przyjaciele zareagowali na tę uwagę głośnym śmiechem.

– To nie miało być śmieszne – wymamrotał Rollan.

Niebawem dotarli do niewielkiego strumyczka, na którego brzegu przycupnęli Briggan i Uraza.

– Spójrzcie na tych dwoje – powiedziała Meilin. – Wyglądają jak…

– Ćśśś – wyszeptała Abeke i dotknęła jej ucha. – Słuchaj.

Poza bulgotaniem rzeczki odbijającej się od wystających ze strumienia kamieni, dochodził ich głośniejszy, łomoczący odgłos spadających gdzieś mas wody.

– Wodospad musi być blisko – powiedziała Abeke, kiedy Rollan napełniał manierkę. – Idźmy z biegiem nurtu.

Abeke i jej towarzysze szli wzdłuż rzeczki, aż grunt zaczął się obniżać i znikał, jakby pochłonięty przez ogromny lej. Z miejsca, gdzie stali, z krawędzi głębokiego krateru, widzieli przelatujący obok trzech uformowanych naturalnie mostów strumień spadającej wody. Każdy z nich przecinał lej na różnych głębokościach.

– A teraz co? – zapytał Rollan, wychylając się poza krawędź. – Ładujemy się do tej gigantycznej króliczej nory i przechodzimy przez któryś most czy zostajemy tutaj?

– Otwór krateru znajdował się w mojej wizji bardzo wysoko i woda spadała gdzieś z góry – odparł Conor, poklepując Briggana, który do nich dołączył. Wilk trącił jego dłoń nosem. – Dlatego wydaje mi się, że powinniśmy zejść na sam dół.

– Ech – westchnął Rollan. – Obawiałem się, że to powiesz.

Abeke spojrzała na zachodnie niebo, gdzie słońce wisiało już dość nisko. Dotarli tutaj w miarę szybko, ale wewnątrz leja będzie znacznie ciemniej, a światło dnia niebawem się rozproszy. Słyszała dobiegające z oddali szczebiotanie słowika. Jeśli mieli tam wejść, to musieli się czym prędzej decydować.

– Co o tym myślisz, Uraza? – zapytała lamparcicę, która również zaglądała do środka leja. – Mamy zejść i zobaczyć, co tam jest, czy powinniśmy zaczekać do rana?

Uraza skoczyła ze skalistego występu na prowadzącą w dół ścieżkę.

– Chyba właśnie otrzymałaś swoją odpowiedź – powiedziała Meilin, skacząc w ślad za Urazą, po czym odwróciła głowę i spojrzała na resztę grupy. – No chodźcie!

Gdy znaleźli się już na dnie krateru, Meilin wypuściła Jhi. Wielka Panda poczłapała do swojej towarzyszki i zetknęły się czołami. Szczere przywiązanie tej dwójki do siebie było dla Abeke ewidentne. Jhi podreptała do Briggana i Urazy, którzy chłeptali wodę przy brzegu niewielkiego stawu. Cała drużyna się rozproszyła w poszukiwaniu wskazówki z wizji Conora, która ich tu ściągnęła.

Abeke od razu poszła za ścianę wodospadu, z nadzieją, że tam może znajdować się taka jaskinia, jak w Eurze, ale niczego nie znalazła.

– A może będzie tak, jak z Sercem Ziemi – powiedział Rollan, dotykając symbolu, który nosił na piersi pod koszulą. – I trzeba szukać gdzieś za kamieniem.

– Jest tu milion kamieni – odparła Anka.

– To może trzeba sprawdzić tę ścieżkę? – zaproponował Conor, wskazując wąską szczelinę prowadzącą pomiędzy górskimi ścianami.

– Mówisz, żebyśmy poszli tamtędy? – zapytała Abeke.

Przesmyk wymusi na nich marsz gęsiego, a jeśli zrobi się tam jeszcze ciaśniej, ich zwierzoduchy na pewno się nie zmieszczą. Ba, Jhi nie miała szans nawet wejść do środka.

– Zauważyłaś, że skały są tu wytarte? – powiedział Conor, wskazując na ziemię. – Chodzono już tędy. I to nierzadko.

Dołączyli do nich Meilin i Rollan, oboje próbowali coś dojrzeć w długim, wąskim korytarzu.

– Powinniśmy się tam rozejrzeć, zanim zrobi się jeszcze ciemniej – stwierdziła Meilin. – Co o tym myślisz, Rollan?

Chłopak nie odpowiedział. Stał tylko i gapił się w ciemność.

– Rollan? – zapytał Conor.

Meilin położyła mu rękę na ramieniu.

– Myślisz o Tariku, prawda? – powiedziała. – O ostatniej bitwie, którą razem stoczyliście.

– Było tam bardzo podobnie – wymamrotał. – Taka sama szczelina. Ostatnia ścieżka wojownika.

– Ale to nie tutaj i nie bijemy się z Pożeraczem ani ze Zdobywcami – odparła delikatnie Meilin.

Abeke nagle poczuła się nieswojo. Było to idealne miejsce na zasadzkę. Rozejrzała się, a jej zmysły łowieckie były maksymalnie wyostrzone.

Panowała nienaturalna cisza.

Nawet słowik przestał śpiewać. Coś było nie tak.

– Chyba powinniśmy się stąd wynieść – rzuciła szeptem. – Może Essix wypatrzy, czy…

Zanim zdołała dokończyć zdanie, zeskoczyła między nich zakapturzona postać i zaczęła wymachiwać im przed nosem kijem.

– Teraz! – krzyknął ktoś z góry i nagle dopadli ich wojownicy w szarych płaszczach.

Pierwszy wylądował za Abeke, drugi tuż przed nią. Kolejnych dwóch zablokowało rozpadlinę.

Dziewczyna sięgnęła do kołczanu po strzałę i szybko założyła ją na cięciwę, podczas gdy Meilin wyciągnęła miecz. W okamgnieniu z klifu zeskoczyły co najmniej dwa tuziny tajemniczych postaci… wszystkie z obnażoną bronią, wymierzoną w Zielone Płaszcze albo w zwierzoduchy nadal stojące nad stawem. Wysoko nad nimi, rozstawieni strategicznie na moście, z wycelowanymi w Abeke i jej przyjaciół łukami, czekali kolejni napastnicy.

Nie było jak uciec… To była pułapka!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: