Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Stan wyższej świadomości - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 listopada 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Stan wyższej świadomości - ebook

Jak wygląda świat w antymaterii? Czy w odległej przyszłości życie w znanej nam formie będzie możliwe? Co jest po drugiej stronie lustra? ,,Stan wyższej świadomości” to historia człowieka, który, nie zdając sobie z tego sprawy, stracił wszystko, zyskując wiedzę.

Na świecie zaczynają dziać się niepokojące wydarzenia. Kobiety w ciąży padają ofiarami bestialskich mordów, znikają dzieci zabrane z łona matek. Astronomowie obserwują dziwne zjawisko, tajemniczą mgłę zbliżającą się błyskawicznie do naszej planety, którą nagle opanowują obce istoty – fioletowe, opancerzone, kradnące życiodajny tlen. Gdy wstaje czerwone słońce, Ziemia staje się dla gatunku ludzkiego wrogim miejscem, a jedyne schronienie nielicznym dają bunkry. Wojsko wystawia do walki najnowocześniejszy sprzęt, a naukowcy próbują zbadać fioletowych i ustalić ich cel oraz możliwości. Lecz to dopiero początek…

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8083-468-2
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Jechali Marszałkowską ze szpitala w kierunku A2, byli szczęśliwi, bo ich przypuszczenia się spełniły – Milena była w ciąży.

– Popatrz, znowu korek – powiedział Patryk, wytracając prędkość.

– No, a mi trochę niedobrze jest.

– Chyba od tych spalin.

– Pewnie tak. Nie wiem, jak ludzie mogą tu mieszkać – stwierdziła Milena.

– Wiesz, jak się tu urodzili, to są przyzwyczajeni. Czego trąbisz, bałwanie! Kobietę w ciąży wiozę – krzyknął Patryk, zmieniając pas ruchu.

– No przecież mu zajechałeś.

Teraz mogli już dostrzec przyczynę zakorkowania, bo ulica skręcała lekkim łukiem. Jakieś sto dwadzieścia metrów przed nimi na wjeździe pod wiadukt płonął ciężarowy samochód. Cała ulica była zakorkowana.

– O ja pierniczę, stąd ten dym.

Mężczyzna spojrzał do tyłu, ale o wycofaniu się nie było już mowy, za nimi wszystkie pasy zajęte.

– Patryk, niedobrze mi…

– Dobra, idę. Niedaleko jest apteka, coś kupię – odrzekł.

– A jak ruszą?

– Coś ty… jeszcze straży nie ma, zanim dojadą, ugaszą…

Poszedł.

Gdy wrócił, Milena wyglądała blado.

– Dali mi to, podobno dobre – powiedział z troską, wsiadłszy do samochodu. Podał butelkę mineralnej.

– Kurczę, nie myślałam, że tak się trzeba męczyć.

– Z nami męczyli się nasi rodzice… Teraz nasza kolej.

– Wiesz co, ale myślę, że ja dla naszego dzidziusia będę inna.

– No wiem… twoje relacje z matką…

– Nic nie wiesz – powiedziała ze łzami w oczach.

– Bo ty w ogóle jakaś zamknięta jesteś, ja właściwie niewiele wiem… Opowiadaj, mamy czas.

– Co ci będę opowiadać… Że dostawałam kablem po plecach, że spałam po stodołach?

– Czasem trzeba się wygadać, wyrzucić z siebie, co złe. Komu powiesz, jak nie mi? – dodał.

– A ty wiesz, że pamiętam czasy, gdy byłam malutkim dzieckiem? – powiedziała, uśmiechając się pod nosem.

– Chyba żartujesz, ja najdalej sięgam pamięcią do przedszkola.

– A ja prawie wszystko pamiętam. Miałam takie białe łóżeczko z nylonową siatką i strasznie go nie lubiłam, wręcz nie cierpiałam, i chciałam się stamtąd wydostać – zaczęła opowiadać. – Mieliśmy duże mieszkanie. Mój ojciec jest wędkarzem i zmajstrował mnie właśnie na rybach, a żeby było zabawnie, to ja jestem właśnie spod znaku ryb. Taki przypadek. Gdy się urodziłam, mieliśmy mieszkanie w Warce, pamiętam, że ojciec miał swój pokój. Były tam akwaria z różnokolorowymi rybkami, wisiały klatki z ptaszkami, a na podłodze stały z jakimiś myszkami. Bardzo lubił się nimi zajmować. A oprócz tego często jeździł na ryby, i z tego okresu pamiętam taką sytuację, że z rodzicami, ich znajomymi z dziećmi pojechaliśmy nad jezioro. Ale wcale mi się tam nie podobało, nigdzie nie wolno było chodzić, bo wszędzie skarpy i wykroty. I pamiętam, że jakaś kobieta dała mi laleczkę, taką czerwoną, w tamtych latach były popularne. Takie czerwone kapturki z kiosku Ruchu. Kojarzysz? Taka plastikowa główka, złote włoski, a jak je rozczesać, to łysa pod spodem.

– Coś tam pamiętam, widywałem takie rozwalone.

– I były z nami jakieś dwie dziewczynki, które mi dokuczały, więc nie byłam z tego wyjazdu zadowolona. Po powrocie do domu rodzice się bardzo kłócili i bili, dla mnie strasznym upokorzeniem była sytuacja, gdy ugryzłam ojca w pupę, aby ratować mamę, a mama kazała mi go przeprosić. W moim dziecięcym mniemaniu było to nie w porządku, kompletnie mi się to nie podobało. Ojciec leżał w ciemnym pokoju, bo w końcu przywaliła mu popielniczką i rozwaliła głowę. Zresztą to nie był incydent jednorazowy, kiedy krew się polała, może dlatego nie mam żadnych lęków przed krwią, w każdym razie ojciec leżał w tym pokoju, a mama mnie wepchnęła na siłę. Miałam z nim rozmowę tylko ja i on. No i ja mówię, że przepraszam, a on powiedział, że to nie jest moja wina i wcale nie muszę tego robić. No i poszłam obrażona, teraz wiem, że zostałam przez matkę wykorzystana instrumentalnie.

Później rodzice się rozstali, moja mama wyprowadziła się do Żyrardowa i z Warką straciłam całkowicie kontakt. Pamiętam, jak ojciec odprowadzał nas na autobus, kupiliśmy los w kiosku Ruchu i wygrałam króliczka z gąbki. Był już późny wieczór, rodzice się pożegnali i w ten sposób przeprowadziłyśmy się do siostry mojej mamy, czyli mojej ciotki. Tam złapałam wszawicę, był to dla mnie wielki szok, ponieważ ogolono mi głowę na łyso. Byłam wtedy bardzo nieszczęśliwa. I pewnego razu postanowiłam, że pójdę do babci, wyszłam z piaskownicy i poszłam, to było około kilometra. Po drodze mijałam mleczarnię i tam wyżebrałam loda, pewnie dlatego tak dobrze to pamiętam. Jak doszłam do babci, to ona już siedziała zapłakana, bo się o mnie martwiła. Mama jak zwykle spuściła mi porządne lanie, ale bicie niestety na mnie odnosiło negatywny skutek. Później pamiętam, że bardzo się pochorowałam, a za oknem padał śnieg – zaczęła się zima. Mama ulepiła mi bałwana i to był taki ostatni moment, kiedy pamiętam ją jeszcze jako prawdziwą bliską mi osobę. Miałam tam psa Kazana i on dawał mi uczuciowo właściwie wszystko, był dla mnie tym, kim nie była dla mnie mama, ponieważ poznała nowego faceta, a jedynym argumentem w moim wychowaniu stał się kabel. Kazan zaatakował idącego ulicą pijanego człowieka. Okazało się, że tym pijakiem był policjant w cywilu, i mama musiała psa uśpić.

Później pamiętam, że mamy najczęściej nie było w domu, bo poza pracą spotykała się ze swoim facetem, więc mnie zostawiała pod opieką znajomych. Zazwyczaj w pobliskiej wsi w jakimś starym domu, nawet pamiętam, jak mnie krowa po asfalcie przeciągła, bo złapałam za łańcuch, próbując ją zatrzymać. Ale generalnie miałam stamtąd miłe wspomnienia, poza jednym. Ponieważ wtedy zostałam sama z taką dziewczyną, która miała lat chyba piętnaście albo szesnaście i na imię Basia. Ona kazała mi, żebym ją lizała.

– No nieźle! – zdziwił się Patryk. – I jak ty na to zareagowałaś?

– Powiedziałam, że się brzydzę.

– Ale co? Zdjęła majtki i kazała ci lizać?

– Ona już była bez, pod kołdrą, ja nie pamiętam, jakim cudem tam z nią wylądowałam. I w ogóle nawet nie pamiętam, czy to było w dzień, czy w nocy. Czułam, że to nie jest ani dobre, ani… no źle się z tym czułam.

– No dobra, i jak to się skończyło? Ty odmówiłaś i ona co… odpuściła?

– Mówiłam nie! I ona jakoś tak… zepchnęła mnie z łóżka. Ja bardziej się koncentrowałam na moich uczuciach, czułam, że to, co ona mi zrobiła… bo ona w ogóle mnie dotykała, tam na dole też. Czułam, jak ona się podnieca, czułam, że to, co ona mi robi, jest podłe. A jak powiedziałam mamie, to mama mnie skrzyczała i powiedziała, że głupoty opowiadam.

A ten mamy partner, Paweł, został później moim ojczymem, zresztą chyba doceniłam go zbyt późno, pamiętam wiele dobrego z jego inicjatywy, wiele pozytywów w moim wychowaniu, na których w sumie dzisiaj się opiera wszystko, co mam. Pamiętam moje szóste urodziny, gdzie miałam tort z cukrową tabliczką, na której widniał napis: „Z okazji szóstych urodzin dla Milenki – mama i Paweł”.

Milenie w oczach pokazały się łzy.

Zaczęła mówić dalej.

– A w pierwszą Wigilię, gdy był z nami Paweł, zorganizowaną przez jego ojca, dziadka Franciszka, byłam naprawdę szczęśliwa. I później pojawił się mój przyrodni brat. Mama była wtedy w szpitalu, obudziłam się w nocy, gdy Paweł ze swoim kolegą opijali pępkowe. W pewnym momencie stwierdzili, że idą na dach, więc ja powiedziałam, że idę z nimi… Zawinęli mnie w koszulę, po parapecie wciągnęli na dach i usadowili przy kominie, żeby mi było ciepło. Później przyjechała policja i nas wszystkich zwinęła. I tak się zaczęła moja kryminalna przeszłość. – Milena zaśmiała się przez łzy.

– No ale ciebie na komendę chyba nie zabrali? – spytał Patryk.

– Zabrali, bo nie mieli mnie z kim zostawić.

– No to niezły numer. – Patryk otarł jej łzy rękawem.

– No, bardzo lubiłam mieszkać w Żyrardowie, na Środkowej bardzo mi się podobało, ale tam zaczęłam już swoje wędrówki. Czasami nie wracałam do dziesiątej, jedenastej w nocy. Nie wiem… zawsze miałam jakiś dar, że zahaczyłam się u jakichś ludzi, coś zjadłam, czegoś się napiłam, miałam nawet stałe mety. Nie chciałam wracać do domu. Mama stawała się coraz bardziej agresywna, z Pawłem po pewnym czasie też jej się nie układało. Chociaż w stosunku do mnie to był naprawdę dobry i cierpliwy człowiek. Pamiętam, jak się mną opiekował, gdy miałam zapalenie płuc. A właśnie w tym okresie mamy w ogóle nie pamiętam, wtedy była mi przecież najbardziej potrzebna. Wiem, że ona dużo pracowała, ale naprawdę nie było jej nigdy. I pamiętam, jak przyszła do mnie pielęgniarka, aby postawić mi bańki, bo to wtedy się tak robiło, i Paweł mi powiedział, że ma dla mnie niespodziankę. Wyciągnął pudełko i zrobił mi przedstawienie marionetek o smoku wawelskim, i w ogóle spędzał ze mną dużo czasu. A że nie miał człowiek doświadczenia z dziećmi, to pewnego razu dał mi do czytania mitologię grecką.

– Aha… rozumiem – zaśmiał się Patryk.

– Też ciekawe, nie? – skwitowała Milena. Później sobie zdałam sprawę z tego, że te wszystkie moje zainteresowania i późniejsze studia to jakoś wtedy się chyba rozbudziły, jestem mu za to bardzo wdzięczna. Pamiętam też, że Paweł zabierał mnie często do kina na takie niedzielne poranki. I czasami też do muzeum i wszystko byłoby pięknie, gdyby między nimi wszystko grało. Pamiętam, jak pojechaliśmy z Pawłem na wycieczkę do Ojcowa na Czerwony Prądnik, tam się wtedy mało nie utopiłam. Paweł zrobił mi wianek, a ja go sobie puściłam na strumień. Jak się nachyliłam, to wpadłam i woda wciągnęła mnie pod mostek. Paweł mnie stamtąd wyciągnął. Zaraz jakaś kobieta wybiegła z domu i zabrała nas do siebie. Wysuszyła moje ubranie i prasowała, a ja siedziałam w kocu i wtedy czekoladę zarobiłam.

– No… za takie poświęcenie – stwierdził Patryk.

– Prawda?…

Później, gdy byłam już trochę starsza, to strasznie się w domu nudziłam, chyba to były wakacje, więc przyrządziłam grochówkę z torebki i Paweł ją dzielnie zjadł. Przygotowałam stół, i nakryłam jak prawdziwa kobieta. Problem był w tym, że my mieliśmy taką kuchnię kaflową z blachą, na której stała żeliwna kuchenka, ale nie wolno było mi z niej korzystać, więc wymieszałam grochówkę z zimną wodą.

– Czyli co? Zaliczył kibelek po tym?

– Ale on wiedział, a jednak bohatersko zjadł.

– Bo nie chciał ci robić przykrości?

– Pewnie tak. A później spowodowałam tam pożar. Jak do tego doszło, nie wiem. Wiem, że Paweł spał z moim przyrodnim bratem w sąsiednim pokoju… Zajęło się wszystko, ściany tej kuchniojadalni były wyłożone takim bawełnianym materiałem. A w sąsiednim pokoju były stare drewniane boazerie sięgające do połowy wysokości ścian, zresztą Paweł lubił stare rzeczy. Mieliśmy nad łóżkiem skórę z dzika i szable, takie po jego przodkach. Miał też „Judytę”, obraz kobiety z odciętą głową, olejną kopię malowaną przez jego przyjaciela. A do tego jakiś stary, poniemiecki, przestrzelony hełm, w takim klimacie lubił przebywać. I masa książek, dzisiaj mam wyrzuty sumienia, ile ja tych pięknych książek zniszczyłam, ja bym chyba swoje własne dziecko zabiła. Miał jedno z pierwszych wydań Szekspira pisane jeszcze po staroangielsku, oprawione w skórę ze złoceniami.

– Ale tego mu chyba nie zniszczyłaś?

– Nie, tego bardzo pilnował.

Wreszcie poszłam do szkoły do pierwszej klasy, miałam tam nauczycielkę, panią Wróblewską, i ona nagminnie ciągnęła za włosy dzieci i biła zeszytem po głowie.

– No niewiarygodne! Ale dostałaś kiedyś od niej?

– Oj, nie raz i nie dwa za kucyki mnie ciągnęła. Ja się lubię czemuś oddać, czemuś poświęcić, ale czemuś, co lubię robić, a jeśli ktoś wywiera na mnie presję i zaczyna do mnie mówić „ty głąbie”, to mi się włącza „mam cię w dupie”. A dorosłych ludzi bardzo denerwowało to, że cielesne ukaranie mnie nie przynosiło takich efektów, jakich oczekiwali. Wręcz przeciwnie, zaczynałam jeszcze bardziej się stawiać. Byłam przez tę nauczycielkę bardzo nielubiana i pamiętam, że pewnego razu walnęła mnie tak, że uderzyłam głową o ławkę, i wtedy miała u mnie już tak posprzątane… Do dzisiaj pamiętam wyraz jej twarzy.

Mama niestety nie stanęła w mojej obronie. I wtedy pod koniec roku po prostu przestałam chodzić do szkoły, zaczęłam się zrywać na wagary. Na szczęście ta kobieta tylko jeden rok mnie prowadziła. Na podwórku miałam obcykany teren, wiedziałam, gdzie mogę sobie pójść, żeby mnie nie widzieli znajomi mamy. A poza tym wywnioskowałam, że jak się w jedną stronę autobusem na gapę pojechało, to widocznie tak samo można wrócić.

– I sama chodziłaś na te wagary?

– No. Ja się po prostu włóczyłam, a za mną stado psów, jakoś tak przyciągam do siebie psy, czuliśmy się razem świetnie. One zastępowały mi ludzi. I pewnego razu wracając do domu przez park, zobaczyłam innego psa, który wydawał mi się moim dawnym Kazanem, skoro go wywieźli. Po pogryzieniu tego policjanta przecież nie powiedzieli mi, że pojechali go uśpić.

Ale później… nie, to nie był on. Ale nie szkodzi, uznałam, że jak będzie taki jak Kazan, to będzie mój. Chodził za mną przez kilka godzin, więc w końcu stwierdziłam, że jest biedny i bezdomny, więc biorę go do domu, wreszcie będę mieć swojego pieska. Przyszłam do domu, otworzyłam drzwi i wpuściłam go. No i czekałam na rodziców, na Pawła i na matkę.

Nie przewidziałam, że Paweł panicznie bał się obcych psów. Wchodzi facet do domu, a tu pies, i warczy na niego, w jego własnym domu, a za psem dziecko. Zaczęłam psa uspokajać, Kaziu do niego cały czas mówiłam, co ciekawe, miał naprawdę na imię Kazan. Później znaleźli się jego właściciele, trzy bloki dalej. No i zabrali pieska.

– Ale skąd się dowiedzieli, że jest u was?

– No Paweł po policję zadzwonił, bo ten pies nie dawał mu wejść do domu, a oni zaczęli pytać, skąd ja go mam. Dostałam burę, zabrali mi psa, ale wolno mi było się z nim widywać. Aż pewnego dnia ni stąd, ni zowąd pojawił się u nas mój ojciec. Ja strasznie za nim tęskniłam i bardzo się ucieszyłam, bo chciałam mieć swojego prawdziwego tatę. Paweł przecież nie był moim tatą, więc mimo że bardzo się starał, to jako dziecko zawsze toczyłam z nim wojny. Dlatego były książki zniszczone… potrafiłam mu dokuczać strasznie. Przecież zabierał czas mamie i w ogóle mi przeszkadzał, więc po prostu musiał stać się moim wrogiem. Aczkolwiek widziałam jego troskę o mnie i w związku z tym często dawałam mu dyspensę.

Pamiętam, jak pobił się z mamą, później przyszedł do mnie do pokoju, a to były moje urodziny. Dostałam od niego czekoladę, a mama nawet nie pamiętała, że mam święto. Powiedział wtedy do mnie: „Tylko nie mów mamie”. Ten mój dobry stosunek do niego pojawił się dużo później, jak zaczęłam pewne rzeczy rozumieć, dopiero wtedy go doceniłam. Wiesz, myślę, że wszystko, co nas spotyka, do czegoś prowadzi albo czegoś nas uczy, nic tak naprawdę nie dzieje się bez celu.

– Też tak myślę – odparł Patryk.

– I wtedy zaczęło się moje takie prawdziwie globtroterskie życie. W każdym razie jak ojciec się pojawił, podarował mi złoty zegarek. Ten zegarek nie miał dla mnie żadnego znaczenia, bo byłam na to za mała, biżuteria nie robiła na mnie wrażenia. A jeszcze do tego byłam trochę chłopczyca i z piłki bardziej bym się ucieszyła. Pamiętam, że jak dostałam ten zegarek, ojciec był już z drugą żoną, Grażyną, i rozpętała się awantura. Wręcz wojna, bo mama nie chciała dać mnie na wakacje do nich, stwierdziła, że mam wszystko brudne. To Grażyna powiedziała, że mi to wszystko upierze, ale matka w żaden sposób nie chciała się zgodzić. Wtedy wtrącił się Paweł i wyrzucił ich z domu. Powiem ci, Patryk… Obydwoje tak jakby coś złamali we mnie i już musieli być moimi wrogami. Odebrali mi ojca, nie pozwalali mi się z nim widzieć.

– No rzeczywiście, nie powinni, jaki by nie był.

– No właśnie, a jeszcze na dodatek ta głupia baba, ona to powinna w ogóle…

– Zniknąć?

– No! To był mój tata! Przez wiele lat miałam hopla na punkcie ojca. I po tym incydencie, jeszcze tego samego dnia, wyszłam na podwórko i już do domu nie wróciłam. Wreszcie o jedenastej czy dwunastej w nocy znalazła mnie policja, gdzieś na ulicy poza miastem i przywiozła do domu.

Później już wolałam nie przebywać w domu, chodziłam na osiedle, wchodziłam na klatki schodowe i z półpiętra obserwowałam bloki naprzeciwko. Niekoniecznie chciałam być sama, ciągnęło mnie do ludzi, ale ciągle się na nich zawodziłam. Po jakimś czasie ojciec wrócił z ciotką i zabrali mnie pociągiem do siebie. Jadąc z Żyrardowa do Warki przez Warszawę, przyklejałyśmy z ciotką naklejki na szybie, takie wisienki, truskawki i różne inne owoce na przeźroczystych plakietkach. I po wielu latach trafiłam na ten pociąg i te naklejki. Wyobrażasz sobie?

– Przetrwały?

– W tym samym miejscu! Byłam w szoku, gdy je zobaczyłam.

– Niewiarygodne.

– Prawda? Ale wtedy ciotka była jeszcze moim wrogiem i cokolwiek by nie zrobiła, to byłoby źle. W każdym razie wtedy jakoś tak zakodowałam sobie w pamięci drogę do Warki. Później już pokonywałam ją pociągami sama. Nawiasem mówiąc, czasami metodą prób i błędów: lądując w Sochaczewie albo w Otwocku. No i w tej Warce po kilku dniach zabrali mnie ze sobą na wesele, na tym weselu strasznie się pochorowałam, dostałam wysokiej gorączki i pamiętam, że położyłam się na podłodze, bo jej chłód przynosił mi ulgę. Ciotka się mną zajęła – no i wtedy zdobyła u mnie parę punktów, bo jest troskliwa… Po tym zdarzeniu wróciłam do Żyrardowa. No i już w sumie na kosę, mama w tym okresie biła mnie strasznie.

– Ale za co?

– No wiesz, byłam dzieckiem pomysłowym, a że często zamykano mnie samą w domu na długie godziny, to nudziłam się strasznie, robiłam różne rzeczy. Spaliłam dywan, wyciągnęłam pończochy, powiązałam i zastanawiałam się, czy mogę po nich zejść na dół. Ale stwierdziłam, że jednak nie mam odwagi, choć fajnie wyglądają powiewające z okna. No i mama po powrocie przywiązała mnie do stołka i kablem od żelazka strasznie mnie stłukła. I tak często dostawałam. Wtedy zaczęłam uciekać z domu coraz częściej. Im bardziej mama mnie biła, tym częściej ja, gdy tylko znalazłam okazję wyjścia na podwórko, od razu w długą. I już byłam nie do zatrzymania, absolutnie. Nauczyłam się tak kłamać… Zawsze potrafiłam się wkraść w łaski, że melodia. Jak ktoś mnie przyuważył, że się samotnie błąkam, to z marszu wymyślałam, że mama jest w sklepie albo weszła do sąsiadki na chwilę. A ludzie nie są psychologami. Tak więc uciekałam coraz częściej. Moja mama miała znajomego który pracował w kinie Len, więc zdarzało mi się wkradać tam specjalnymi przejściami na jakieś seanse. Albo jeździłam pociągiem do Warszawy i łaziłam z wycieczkami po muzeach. Po ulicach się szwendałam. Raz pojechałam do Witkowic koło Krakowa. Jest tam szpital okulistyczny, a dalej wioska, w której znalazłam strumień, skałę i jaskinię. W tej wiosce, no to wiesz, dzieci biegają… „A przynieś mi chleba z cukrem”, wiesz, jak to dzieci między sobą. I właśnie w tej jaskini się ulokowałam, stwierdziłam, że tam sobie zamieszkam, podobało mi się tam bardzo. Dzieci sobie szybko przygruchałam, więc żyć, nie umierać, zabawy w Indian i tak dalej. Na noc wymościłam sobie fajne legowisko, stolik z kamieni zrobiłam, było super. Dopóki nie nadszedł zmierzch. Byłam co prawda po kilku nockach spędzonych gdzieś w blokach, na klatkach albo w suszarniach, ale tam jest zawsze ciepło. Dla mnie noc poza domem to nie był problem, a zresztą wolałam być wszędzie, tylko nie w domu. Ale tam w jaskini było strasznie zimno, jedna dziewczynka przyniosła mi koc, taki szary, ostry, ale nadal strasznie marzłam. Okręciłam się w rurkę, ale dalej było mi bardzo zimno, to sobie myślę: „kij, idę do stodoły”. A było już przecież ciemno. Po wejściu do jakiejś stodoły poczułam piękny zapach świeżego siana, uwiłam sobie gniazdko. Zwinęłam się w kulkę, okręciłam kocem razem z głową i ogrzewając się własnym oddechem, usnęłam. Przespałam już do rana. Ale stwierdziłam, że noce w jaskini to nie jest doskonały pomysł, więc wróciłam do Warszawy, tam zgarnęła mnie policja i kolejny raz odwiozła do domu.

I wreszcie nadszedł dzień, kiedy uznałam, że jadę do ojca sama. To była zima. Poszłam do szkoły, zostawiłam w szatni kurtkę, a ponieważ uciekałam ze szkoły bardzo często, więc nauczyciele mnie pilnowali. Całą klasą szliśmy na WF, to korzystając z okazji, ruszyłam prosto z przebieralni w długą. Ale bez kurtki.

Następnego dnia moja mama dała ogłoszenie do gazety o moim zaginięciu, że jestem tylko w fartuszku. No więc jak wsiadłam do pociągu, to w tym fartuszku wzbudzałam podejrzenia i kilka razy zatrzymywał mnie konduktor, ale ja za każdym razem tłumaczyłam, że mama jest w toalecie albo w Warsie. W Warszawie przesiadłam się do drugiego pociągu i po jakimś czasie na następnej stacji do pociągu wsiedli studenci, trzy dziewczyny i dwóch chłopaków. Zajęli cały przedział, co mi bardzo pasowało, bo konduktor już się tam nie wcinał. Studenci go specjalnie nie interesowali, a ponieważ byłam z nimi, to miałam spokój. Jedna z tych studentek była dla mnie bardzo, bardzo miła. Zapytała mnie, czemu od mamy uciekam. Otworzyłam się przed nią i opowiedziałam jej całą moją historię. I wtedy ona powiedziała mi, że się mną zaopiekuje, że mnie weźmie ze sobą. To była bardzo ciekawa sytuacja. Teraz, jako dorosła osoba próbuję sobie wytłumaczyć te uczucia, które wtedy nami obiema kierowały.

W Warce na dworcu czekała już na nas policja. Ja wiedziałam, że ona ze sobą mnie zabrać nie może, ale i tak miałam w sobie wielką gorycz i rozczarowanie dorosłymi. Pamiętam, że gdy policja mnie zabierała, to ona płakała.

– No, ale ktoś tę policję musiał przecież wezwać – powiedział Patryk.

– Ci studenci wezwali, bo oni tłumaczyli dziewczynie, że źle robi… że nie może mnie zatrzymać. Ona na tym dworcu strasznie płakała i koleżanki ją przytulały. Ja nawet nie płakałam, tylko poszłam z policjantami. Zawieźli mnie do domu małego dziecka w Warce, dostałam tam łóżko i muszę ci powiedzieć, że mi się tam zajebiście podobało.

– To rzeczywiście w domu musiałaś mieć niewesoło.

– Chciałam tam zostać, ale przyjechała po mnie mama.

– No tak…

– I nikt nie mógł zrozumieć, dlaczego nie chcę z nią wracać, ale po prostu… – Milenie znowu załamał się głos.

– No i wtedy powinien wkroczyć psycholog.

– Ja miałam psychologa, znalazł u mnie…

– Twoja matka bardziej potrzebowała psychologa niż ty.

– Ale posłuchaj, co znalazł ciekawego. To była padaczka skroniowa, niewykrywalna. Ale ja nie miałam żadnych ubytków pamięci, wiedziałam dokładnie, co robię, pamiętałam każdy krok, ale skoro nie mogłam się z nimi porozumieć, a jedynym argumentem mojej matki był kabel, to gdy pytali, dlaczego to robię, odpowiadałam, że nie wiem. A przecież w szkole, choć starałam się to ukrywać, musieli zauważyć na moim ciele pręgi po kablu. Pewnego razu przyjechał do mnie nawet hipnotyzer! Przyjechał do znajomego mojej mamy, a niejako przy okazji przyszedł do nas i mnie hipnotyzował. Na końcu zapytał, czy coś pamiętam, więc mu odpowiedziałam, że tak. A on zaczął tłumaczyć mojej mamie, że nie jest to możliwe, że ja nie mogę pamiętać, bo byłam zahipnotyzowana. Pewnie domyślasz się, jakie mam zdanie na temat hipnotyzerów.

– Ja mam podobne – roześmiał się Patryk. – No niestety, to są w większości po prostu oszuści.

– No, odpowiadałam, co chciał… pytał, to odpowiadałam. Później niestety nadal nic się nie zmieniło, dalej była agresja i wrzaski, a ja robiłam swoje. Im więcej agresji, tym częściej uciekałam z domu. Później mama zabrała mnie do Sopotu. Była zima i wtedy pierwszy raz widziałam morze. To było takie miłe. Nawet się zastanawiałam, czy mamie nie zaufać znowu. Potem przyszła wiosna, pewnego razu wzięłam za rękę mojego przyrodniego brata i urwałam się z domu kolejny raz, pojechałam do Warszawy. Tam natknęliśmy się na zwiedzających miasto Anglików. Oprowadziłam ich po Starym Mieście, później zabrałam do Muzeum Narodowego. Miałam wprawę, bo włóczyłam się wcześniej za wycieczkami. Pomimo tego, że w wieku dziewięciu lat po angielsku jeszcze nie mówiłam, to jakoś się dogadywaliśmy. Dali mi wtedy funty, a ja nie wiedziałam, co to za pieniądz, bo dolary to znałam, ale funty… Jeden z Anglików zrobił nam wspólne zdjęcie i oni poszli w swoją stronę, a ja z bratem do sklepu ze słodyczami. Ekspedientka zrobiła oczy jak pięciozłotówki, pytała mnie, skąd ja mam taką kasę. No to ja jej powiedziałam, że po drugiej stronie ulicy kiedyś pracowała moja mama. I wtedy skojarzyła, że jeszcze dwa lata temu opodal pracowała mama i Paweł (tak się właśnie, nawiasem mówiąc, poznali). Zdarzało się, że bywali w tym sklepie, więc moja buzia jej się skojarzyła. No i mi wszystko sprzedała, a nawet resztę wydała, oczywiście już w złotówkach.

– A co kupowałaś?

– Jakieś głupotki, gumy do żucia, czekoladki, co innego dziecko mogło kupić… I w sumie tereny żyrardowskie coraz mniej mi odpowiadały, więc do Warszawy przyjeżdżałam coraz częściej. Wreszcie za którymś razem z kolei udało mi się samodzielnie dotrzeć do Warki, bo nauczyłam się po prostu omijać ludzi. Wiedziałam, że jak wejdę w kontakt z dorosłym, to wyląduję na mendzie. Więc musiałam te kontakty ograniczać do minimum. A żyłam w przekonaniu i z nadzieją, że tata mnie kocha, tata na mnie czeka, tata mnie potrzebuje, więc jeździłam do tej Warki. Oczywiście nadal nie za każdym razem udawało mi się tam dotrzeć, najczęściej za szybko mnie łapali.

W każdym razie wtedy pierwszy raz dotarłam do Warki skutecznie. Po wyjściu z budynku stacji prawie naprzeciw stał taki wielki dom z metalową zieloną bramą, a za nią masa szczeniaków. Facet powiedział, że jak chcę, to mogę sobie jednego wziąć i tak właśnie zrobiłam. Była to suczka i nazwałam ją Sara. Postanowiłam, że najpierw pójdę do ciotki, ponieważ mieszkała dużo bliżej niż ojciec, a z Sarą byłby kłopot w autobusie. Ciotka oczywiście już znała moje ciągotki do wędrówek, więc nie mając możliwości mnie odwieźć, chciała wezwać policję. Gdy to usłyszałam, to się zawinęłam i w długą. A że było już późno, to się zakopałam w stogu słomy na polach za miastem i tak żeśmy przenocowały z psiną do rana.

– Wykopałaś sobie taką jaskinię w tym stogu?

– No, fajną. Piesek spał ze mną całą noc, grzecznie, zresztą zimno było, to nie miał innego wyjścia. No i postanowiłam, że jadę do taty. Dotarłam więc do najbliższej trasy i złapałam okazję. Bo na dworzec nie chciałam już wracać, choć wystarczyło podjechać dwa przystanki, ale tam mogli mnie zgarnąć. Miejscowym policjantom byłam już znana jako Milenka wędrowniczka. A z tymi okazjami to też musiałam ostro zmyślać, bo skoro stwierdziłam, że dorosłym nie można ufać, to trzeba ich wkręcić. Jakbym powiedziała, że ja chcę do jakiejś miejscowości, to mnie zawiozą, ale na mendy. To mówiłam, że ciotka we wsi obok ma roboty na polu i muszę podjechać, aby pomóc, albo do babci jadę przy sianie pracować. W każdym razie po kilku przesiadkach dojechałam do miejscowości pod Warką, gdzie razem z ciotką mieszkał mój tata. I tam pierwszy raz odczułam, że jestem problemem. Miałam żal, bo wyraźnie im przeszkadzałam. Poczułam się bardzo źle, bo choć nie czułam do małego Radka jakichś negatywnych emocji, to mały synek ojca stanowił dla mnie konkurencję. I wtedy moja matka bardzo szybko po mnie przyjechała i mnie stamtąd zabrała. Później znowu byłam z moim młodszym bratem zamykana na całe dnie w domu. Sąsiadka rzucała nam na balkon bułki.

– To jak? Zostawiała was, zamykała i co? Nawet nie mieliście co jeść?

– Nie pamiętam dokładnie, jak to się stało, ale Paweł się wyprowadził na jakiś czas z domu. Dlaczego myśmy do szkoły wtedy nie chodzili, nie mam pojęcia, nawet nie wiem, czy to był okres szkolny czy wakacyjny. No i tego dnia mama wróciła bardzo późno w nocy, pijana. A ta sąsiadka była wcześniej pod drzwiami, ale były zamknięte, zresztą często u tej sąsiadki zostawaliśmy na noc. Później jeszcze raz uciekłam z domu, tym razem autobusem, ale zatrzymali mnie w Grójcu, pobrali mi odciski palców…

– O kurczę, ile ty lat wtedy miałaś?

– Myślę, że może dziesięć… Pamiętam, że zrobili mi zdjęcie, byłam zadowolona, pobrali te odciski, nawet zapytałam, jak to się robi. Pan mi wytłumaczył i pokazał wszystko. Policjanci byli zajebiści, naprawdę super. Bardzo fajni byli panowie w Grójcu, zresztą potem jeszcze kilka razy ich widziałam.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: