Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Święte Niemcy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 listopada 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
44,00

Święte Niemcy - ebook

Święte Niemcy, IV Rzesza – kraj rozciągający się od brzegów Wisły po wybrzeża Bretanii. Kraj Obywateli, Rezydentów i Zajmujących, nawet w sześćdziesiąt lat po udanym zamachu na Hitlera dokonanym przez I kanclerza IV Rzeszy – Clausa von Stauffenberga. Kraj, w którym władza sądownicza znajduje się pod butem władzy wykonawczej we wszystkich landach, w tym w Lechistanie ze stolicą w lewobrzeżnej Warszawie.
Poznaj losy Adama Utkowskiego, Rezydenta, Lechity, przeciętnego mieszkańca Świętych Niemiec, który zostaje skazany na śmierć. Nie wszystko jednak stracone – do gry wchodzi adwokat Juschendorf oraz tajemnicza organizacja DEiP.

Konrad Witkowski – zwykły, szary człowiek. Taki sam jak każdy inny. Nie zauważycie go na ulicy, imprezie czy u znajomych, bo najczęściej go tam nie będzie. Jak duża część Polaków pracuje po trzysta i więcej godzin w miesiącu, aby zapewnić swojej rodzinie w miarę godziwy byt.

Janusz Grażyński – przeciętny obywatel, Polak w wieku średnim, który widząc rozpad Europy, nie chce na starość uczyć się rosyjskiego. W końcu wiadomo, kto wywołał II wojnę światową i musi ponieść konsekwencje.
Jako obserwator niebędący członkiem establishmentu ma poważne obawy co do kierunku, w jakim zmierzamy. W jego mniemaniu obecne elity kierują Polskę w objęcia Rosji – świadomie lub, co gorsza, nieświadomie. Dlatego próbuje w sposób obrazowy starać się unaocznić zagrożenia wynikające z polityki izolacjonizmu opartego na zawołaniu o wstawanie z kolan w państwie, które nie jest geograficznie samotną niezdobytą wyspą.

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8159-882-8
Rozmiar pliku: 9,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

POMOCNICY – RACZKUJĄCY POLITYCY

Pomocnicy aniołom nie diabłom przydajni…

Dodają Smaku do wszystkiego i wszytki!

Pijają u Damy, mówią na Pannę Młodą

Zaprowadzą najszybciej pokój między bitki

Wprowadzą zbytki między biedę – każdą drogą!

Wydają pieniądze ludziom dobrym nie sobie!

Nadają godność Państwu nie chwaląc się wiele

Słowa treści pełne nie puste mówią Tobie

Głowa ich skarbnicą nie tylko suchym zielem!

Politycy ludzie wielcy nie tak zwyczajni…

Xristo’04

_Pomocnicy_ _– raczkujący Politycy_ jest utworem typu raki.

Przeczytaj go teraz, Drogi Czytelniku, od końca.

Dla ułatwienia wersja czytana wspak znajduje się na końcu książki.

„Z polityką jak ze zdrowiem – możesz się nimi nie interesować,

ale prędzej czy później zaskoczą cię one… ciosem między oczy.”

Xristo’201. EGZEKUCJA

Był rok… Adam nie mógł sobie przypomnieć który, ponieważ był pod wpływem silnych środków odurzających. Dlaczego? Szedł ku swojemu ostatecznemu przeznaczeniu. Święte Niemcy, jako państwo humanitarne, nie pozwalały, by więźniowie – zgodnie z konwencjami międzynarodowymi – nadzwyczajnie cierpieli. Niemniej jednak skazany powinien mieć świadomość zachowaną na tyle, aby uczestniczyć dość aktywnie w spektaklu zwanym egzekucją. Nie mógł być więc całkowicie znieczulony. Adam, częściowo otumaniony, idąc w kierunku nieuniknionego, rozmyślał.

Był lekarzem, co uwzględniając to, że należał do Rezydentów, wyglądało w Świętych Niemczech (IV Rzeszy) na wyczyn sam w sobie. Rzadko się zdarzało, aby Lechita1 miał tak odpowiedzialny zawód. Niestety, nie był dobrym lekarzem…

Został skazany za zabicie Obywatela – Niemca. Jak do tego doszło? Adam rozważał dalej. Może dlatego, że jako Polak, mimo że żył w Świętej Rzeszy, nie mógł opanować języka niemieckiego? Nie miał talentu do języków. Przypomniał sobie rozprawę, podczas której udowodniono, iż to JEGO wina, że jego pacjent źle zrozumiał zalecenia. Tabletki trzy razy na tydzień, a nie trzy razy dziennie… czy jakoś tak. Sędzia zgodził się z argumentacją prokuratora. Brak perfekcyjnej znajomości języka niemieckiego nie był okolicznością łagodzącą, a śmierć pacjenta tragiczną pomyłką, ale okolicznością obciążającą, gdyż jako Rezydent, będąc dopuszczony do zaszczytu niesienia pomocy Obywatelom (głównie Niemcom), powinien zachować szczególną staranność.

„Swoją drogą” – pomyślał Adam – „gdybym był Obywatelem, pewnie nie zostałbym skazany na śmierć. Owszem, możliwe, że byłbym pozbawiony prawa wykonywania zawodu, ale zachowałbym głowę. A i ten sędzia… przecież też nie Obywatel, tylko Rezydent, jeden z niewielu. Cóż, chyba został sędzią niedawno, a będąc na okresie próbnym, chciał przypodobać się władzy. Skwapliwie godził się praktycznie z każdym argumentem prokuratora, odrzucał każdy argument obrony. Ponadto często sam dorzucał uszczypliwe komentarze, a argumenty adwokata zbywał obcesowymi uwagami. Tak… chyba nastawienie w teorii bezstronnego sędziego było nader oczywiste”.

Ponieważ proces filmowano i nadawano w publicznej telewizji, sędzia chciał na klęsce Adama odnieść sukces i pokazać, że jest świętszy od papieża. Chciał zapewne też udowodnić, że Rezydenci potrafią skutecznie oczyszczać się z jednostek felernych, złych, nie muszą mieć ciągłej opieki ze strony Obywateli.

„Jednak z drugiej strony dobrze, że jestem Rezydentem, a nie Zajmującym. Im niższa kategoria (Obywatel > Rezydent > Zajmujący2), tym mniejsze możliwości obrony”.

Najgorzej mieli właśnie Zajmujący. Już sama nazwa sugerowała, że w zasadzie niepotrzebnie zajmują miejsce w obrębie Świętych Niemiec. Mając żydowskie albo cygańskie pochodzenie, było się właśnie Zajmującym. Obecnie większość tej kategorii mieszkańców była nie-Żydami, głównie ludźmi rekrutującymi się spośród wyższych kategorii, zdegradowanymi na skutek popełnienia czynów karalnych, których, jak przystało na państwo prawa, było kilkaset, jak nie kilka tysięcy rodzajów i kategorii. Większość „prawdziwych” Zajmujących została zabita, uciekła lub w inny sposób została zniechęcona do życia we Wspaniałej Federacji IV Rzeszy.

Adam nie miał za złe, że jest traktowany inaczej niż Obywatel, bo to była jego normalność i rzeczywistość. Zaznaczyć wypada – stan utrwalony od wielu lat, na długo przed jego narodzinami. Święte Niemcy od czasów powstania, to znaczy zabicia Hitlera w wyniku zamachu i nominacji Stauffenberga na I kanclerza, właśnie tak były zorganizowane. Wkrótce po wdrożeniu planu Walkiria3 ludzie związani z pułkownikiem, widząc niechybną groźbę wojny domowej, mimo niechęci zawarli porozumienie z nazistami i SS. Państwo niemieckie przemianowane na Święte Niemcy (IV Rzeszę) nie upadło, a zachowało liczne zdobycze z wczesnych lat czterdziestych XX wieku. Rzeszy udało się podpisać pokój z ZSRR i częścią aliantów – w zamian za powrót do granic ustalonych w pakcie Ribbentrop-Mołotow. Obecnie federacja roztaczała się od kamienistych plaż Bretanii aż po brzegi Wisły.

***

I cóż, kolejny krok zbliżający go do niechybnego zakończenia żywota… Adam pogodził się z wizją rychłej śmierci – a może to wpływ leków? Kolejny krok. Zachwiał się… Nie mógł upaść, egzekucja nie była tylko dla niego, ale dla społeczeństwa i społeczności międzynarodowej. Miał wobec tego obok siebie strażników, którzy szczególnie jak zauważyli, że są filmowani, starali się zachowywać empatycznie i wspierać skazańca w jego ostatniej drodze. Jednakże nie mogli dopuścić, aby Adam upadł, więc w takiej sytuacji jak ta mieli pozwolenie na używanie… stymulacji zmodyfikowanymi paralizatorami, starając się, aby ich użycie nie było nadmiernie widoczne. Tak jak w tej chwili – właśnie Adam o mało co nie upadł, ale „drobne wsparcie” prądem z urządzeń strażników i efekt jest – postawienie na nogi (z niewielkim grymasem bólu, który publiczność odbierała jako wyraz skruchy).

Powoli w świetle reflektorów zbliżali się do pomieszczenia, w którym wyrok miał być wykonany. Publiczność klaskała z zadowolenia. Kamery filmowały przedstawienie. Wszyscy oglądali teraz egzekucję, tak jak obserwowali wcześniejszy proces. Telewizja publiczna, będąc de facto telewizją rządową, starała się z całych sił podążać za „racją stanu”. Prezesem telewizji był dawny polityk formacji rządzącej w kraju lechickim4, który ze względu na ostatnie niepokoje oraz wcześniejsze perypetie związane z „referendami niepodległościowymi” starał się nade wszystko przypodobać niemieckiej władzy centralnej.

Na terenie dawnej Polski, to znaczy w jednym z krajów związkowych Świętych Niemiec, znanych także pod nazwą IV Rzeszy, działały zarówno telewizje publiczne, jak i prywatne (teoretycznie niezależne), w tym także nadające w języku polskim. Dostępna była również telewizja ogólnofederacyjna i kanały niemieckie. Telewizje zagraniczne były naprawdę trudno dostępne. Po pierwsze, w większości obcojęzyczne, a po drugie – do praktycznie wszystkich z nich trzeba było mieć antenę satelitarną i specjalny dekoder. Inne sposoby odbioru sygnału telewizyjnego były bardzo utrudnione. Święte Niemcy w drugiej połowie XX wieku doszły do porozumienia z innymi państwami. W trosce o swoich obywateli ustalono, że sygnał satelitarny musi być kodowany. Obecnie większość państw globu przystąpiła do Konwencji satelitarnej. Zanotowano pojedyncze przypadki nadawania programów niekodowanych, ale… w Świętych Niemczech posiadanie anteny satelitarnej było ściśle reglamentowane, rejestrowane i monitorowane. Jej instalacja bez pozwolenia groziła nie tylko automatyczną konfiskatą, lecz także surowymi karami. Oczywiście dla Obywateli kary były mniej dotkliwe niż dla Rezydentów czy Zajmujących. Obecnie sprawdzenie było jeszcze prostsze – zdjęcie z powietrza i wyszukanie w rejestrze zazwyczaj wystarczało, tym bardziej że zarejestrowana antena satelitarna musiała mieć wyraźnie widoczny urzędowy hologram. Wobec tego większość społeczeństwa oglądała telewizję niesatelitarną pozostającą pod znacznym wpływem władzy, jeśli nie oficjalnym, to wynikającym z chęci przypodobania się. Propaganda, szczególnie w telewizji publicznej, była wręcz totalna. Duża część obywateli wybierała telewizję prywatną – tam przynajmniej nie było tak bardzo znanych pasków informacyjnych. Niemniej jednak proces, a potem egzekucję „Mordercy Narodu Niemieckiego” – emitowano na wszystkich kanałach. Telewizja publiczna nadawała na żywo, a na pierwszym planie widniał czerwony pasek, na którym przesuwały się następujące sformułowania: „Morderca SPRAWIEDLIWIE osądzony”, „Lechistan dba o swoich obywateli – morderców karze surowo”, „Sądy Lechistanu dbają o OBYWATELI”, „Lechistan – przykładny członek Federacji Świętych Niemiec” i podobne.

Sam wyrok – uśpienie gazem anestetycznym (lub jak niektórzy nazywali – komora gazowa), miał być wykonywany szybko, bez udziału mediów. Tym różniły się Święte Niemcy XXI wieku od Cesarstwa Rzymskiego.

Adam powoli, w świetle kamer, zbliżał się do dużych, masywnych, litych drzwi. Strażnicy na trzy metry przed drzwiami (po aplikacji ostatniej dawki elektrycznego stymulanta) odstąpili od skazańca. Został sam. „Cóż, tak kończy się moje życie” – pomyślał. „Nie było ono zbyt udane, ale sądziłem, że potrwa dłużej. Z drugiej strony, każdy kiedyś umiera, a śmierć, a raczej umieranie na starość – bywa wyjątkowo obrzydliwe”. Przekonywał się o tym wielokrotnie podczas wizyt domowych. „Może lepszy właśnie taki koniec. Przynajmniej jestem sławny i będę zapamiętany, a to, że negatywnie, cóż… ale będą mnie wspominać. Nie dam teraz plamy”. Mimo senności – chyba rzeczywiście przestrzelono z tymi środkami uspokajającymi – Adam zebrał się w sobie i pewnie doszedł do drzwi, które otworzyły się z łoskotem. Było ciemno – tu jasno, tam noc. Nic nie widział w pierwszej chwili. Wszedł. Drzwi się zamknęły. Adam stanął, wydawało mu się, że jest sam, panowała absolutna cisza. Czekał, aż wzrok przyzwyczai się do ciemności i zaczął odruchowo szukać krzesła. Wyrzut adrenaliny, który go orzeźwił i spowodował, że wszedł pewnym krokiem, minął. Czuł coraz większą słabość, szczególnie w nogach, oraz narastającą obojętność. „Kurwa, naćpać mnie do maksa, a na końcu nie dać żadnego pierdolonego krzesła, kurwa mać, to jebane życie” – złorzeczył w myślach. Już miał osunąć się bezwładnie, ale – ponieważ wzrok zdążył się przyzwyczaić – zauważył na środku sali obrys krzesła. Siły częściowo wróciły, usiadł, w zasadzie opadł i zasypiał… „Jeżeli tak wygląda koniec, to nie jest źle. Nie widzę światełka. Może jest ono tylko dla wybranych?” – pomyślał. Czuł, że powoli traci kontakt z rzeczywistością.

– Adam Utkowski? Adam Utkowski? Zgadza się pan na podanie stymulanta? – usłyszał niewyraźnie, jakby zza ściany.

„Co? Na koniec stymulant?” – zamajaczyło w umyśle skazańca. „Chcą, żeby człowiek umierał w pełni świadomy? Gówno, NIE ZGADZAM SIĘ”. Tyle że z chęci zamanifestowania sprzeciwu wskutek osłabienia wyszło jedynie lekkie wzruszenie ramionami, co pytający odczytał jako zgodę. Zakapturzony mężczyzna zbliżył się… i Adam poczuł jakby po raz kolejny zaaplikowano mu elektryczny stymulant. Po chwili siły zaczęły wracać, a chmura polekowej obojętności przerzedzać się. Pierwsze, co zrobił, to poprawił się na krześle, po czym rozejrzał się dookoła. Panowała ciemność, dawało się zauważyć obrysy przedmiotów. Oprócz krzesła nie dostrzegł żadnego innego mebla. W sumie to dziwne, że było krzesło – z tego, co wiedział, wyrok na nim miał być wykonany przez uśpienie gazem anestetycznym. „Po co stymulant? To jednak jest barbarzyństwo”.

– O, widzę, że jest pan bardziej kontaktowy – odezwał się zakapturzony osobnik. – Nie mamy za dużo czasu, więc krótka piłka. CHCE PAN ŻYĆ?

Adama zamurowało, nic się nie odezwał, nie tak wyobrażał sobie ostatnie znieczulenie.

– Chce pan żyć? Niech pan odpowie lub da wyraźny znak, że się pan zgadza. MUSZĘ mieć pańską zgodę – zaznaczył zakapturzony.

Adam, trochę trzeźwiejszy, szybko pomyślał, że wybór jest w zasadzie jeden. Życie pozagrobowe było raczej niepewne, zwłaszcza że nie zobaczył światełka w tunelu… „Tak, tak, tak” – tylko nie był pewien, że tym razem nieznajomy dobrze odczyta jego intencje.

– TAAK! – krzyknął Adam, ale z jego ust wyszło ciche „taak”, mimo to nieznajomy chyba go zrozumiał… Mężczyzna zamajaczył nad nim, po czym się odezwał, niestety, niezrozumiale. Dla Adama trwało to wieczność, ale zauważył („Jednak ludzkie oczy potrafią przyzwyczaić się nawet do największych ciemności” – pomyślał), że zamazana postać wskazuje ręką… ale gdzie?, pod krzesło? Odruchowo sięgnął tam, nie spodziewając się niczego specjalnego, a jednak coś wyczuł. Domyślając się, że o to chodziło nieznajomemu, wyjął tę rzecz (poszło niespodziewanie łatwo) i postawił sobie na kolanach. Mężczyzna też to zauważył, bowiem schował wyciągniętą rękę i powiedział głośniej (tym razem Adam zrozumiał):

– Niech pan wyjmie ustnik z opakowania.

„Ustnik?” – zdziwił się w myśli Adam.

– Szybko, szybko – nieznajomy zaczął go ponaglać – zaraz wpuszczą tu…

W tym momencie oboje usłyszeli cichy syk pomp.

‒ …gaz – dokończył nieznajomy, starając się być głośniejszy niż powstały szum.

Adam, wiedząc, że to drugi etap – pierwszym były środki uspokajające – gorączkowo usiłował namierzyć coś, co przypominałoby ustnik, coś gumowego albo cokolwiek, co pomogłoby mu w tej sytuacji. Niespodziewanie dla siebie (och, ta adrenalina) wymacał to coś, szybko wyjął i pokazał nieznajomemu. Postać w odpowiedzi wskazała rękami twarz (chyba – wszystko odbywało się w prawie kompletnej ciemności). Adam prędko założył ustnik… i nic nie poczuł, nic nie usłyszał. Robił się coraz bardziej senny, czuł coraz większą duszność… Przez zwężające się powieki zobaczył, że postać dość nerwowo wykonuje szybkie ruchy ręką. „Może coś trzeba wcisnąć” – pomyślał. Mając chyba dobrą stroną ustnik w ustach, poszukiwał nerwowo ręką jakiegoś wybrzuszenia bądź czegokolwiek, co przypominałoby przycisk, wreszcie natrafił na coś, wcisnął i przytrzymał… Poczuł w ustach przyjemne orzeźwienie, a także jakby smak cukierka piankowego w ustach. „Czyżby flumazenil5 – ale śródustnie?” – pomyślał. Czuł, że duszność się zmniejszała. Zobaczył, jak postać wykonała gest jakby otarcia potu z czoła, ale może mu się wydawało. Usłyszał teraz znacznie wyraźniej:

– Proszę się pospieszyć. Normalnie zaraz po uśpieniu skazanego następuje etap wypompowania powietrza z komory, co definitywnie kończy żywot. Teraz trzeba się zająć monitorowaniem.

Adam zdał sobie sprawę, że przed egzekucją dostał przedmiot przypominający zegarek na rękę.

– Niech pan weźmie z tego pudełka – kontynuowała postać – urządzenie przypominające kalkulator, naciśnie duży czerwony przycisk i przystawi do bransoletki, która odpowiada za monitorowanie pana czynności życiowych. Aha… jeszcze nie teraz! – zawołał nieznajomy. – Standardowo – ciągnął – po kilku minutach pompowania gazu zaczynają wypompowywać powietrze z komory. Najważniejsze – niech pan najpierw weźmie ten templok i przypnie sobie na drugiej ręce. Właśnie to jest pana szansa na życie. To jedyna szansa.

Tymczasem ciche syczenie zostało zastąpione głośniejszym buczeniem.

– Właśnie zaczynają tworzyć próżnię, aby dokończyć dzieła – stwierdziła postać. – Niech pan się pospieszy, jeśli nadal urządzenie monitorujące na pana ręce będzie odbierać oznaki życia, zorientują się, że coś jest nie tak i… klapa.

Adam wymacał pasek i założył urządzenie na lewą rękę. Jeśliby porównać je do zegarka, był to najcięższy i najbardziej nieporęczny czasomierz, jaki kiedykolwiek w życiu nosił. „Tylko gdzie jest ten czerwony guzik? Jak ja mam znaleźć czerwony przycisk w tym oświetleniu?” – pomyślał. „No cóż, przycisnę największy”. Wysilając wzrok, trochę po omacku, w końcu udało mu się nacisnąć przycisk, który wyglądał mniej czarno, za to potężniej od pozostałych. Następnie, trzymając, ostrożnie zbliżył templok do monitora czynności życiowych… Nic nie poczuł, ale w sumie wcześniej też nic nie czuł.

– Czy to aby na pewno działa? – zapytał Adam.

– Hm… aha, to powinno wyłączyć monitor – stwierdził nieznajomy, pochylając się nad skazańcem. – Niech pan sprawdzi, czy pod spodem, tam, gdzie bransoletka dotyka ręki, jest mrugające światełko.

„W sumie to fakt, że te czujniki działają na podstawie analizy światła. Może lepiej byłoby go po prostu odpiąć?” – pomyślał Adam. Już miał to zrobić, gdy usłyszał:

– Niech pan tego nie robi, wtedy strażnicy się zorientują, że coś nie gra. Proszę tylko zajrzeć pod spód.

Adamowi udało się tego dokonać. W mroku, jaki go otaczał, poświatę czujnika było widać cały czas doskonale.

– I co – zapytała postać – już?

– Nie, niestety nie…

Postać zastygła. Adamowi wydało się, że usłyszał: „A niech to szlag, cały plan w pizdu!”, ale nie był pewien, może słyszał to w jakimś filmie.

– Ile mam jeszcze trzymać ten przycisk, przykładając ten temp… coś? – spytał zniecierpliwiony Adam.

Sekundy dłużyły się jak godziny. Panował mrok i słychać było dość ciche buczenie – prawdopodobnie wypompowywanie gazu. Adam siedział, cały czas zaciskając wargami ustnik, przykładał dziwny zegarek, który miał na lewej ręce do monitora czynności życiowych na drugiej, przy czym palcem prawej ręki starał się trzymać przycisk i czekał… „Nie, to koniec, palce mi zdrętwiały – muszę odpuścić”. Wrócił rękami do pozycji neutralnej.

– Niestety, cały plan w pizdu! – powiedziała postać, nie kryjąc zdenerwowania. – Jeśli nie da się wyłączyć monitorowania, to zaraz pojawi się tutaj kontrola.

„A więc się nie przesłyszałem” – stwierdził w myślach Adam. Nagle go olśniło. „Przecież to urządzenie działa pewnie na czujnik świetlny podobnie jak pulsoksymetry6. Może wystarczy włożyć coś pomiędzy skórę a detektor… Zaraz, zaraz, a to pudełko, które mam na kolanach? Może da się je rozedrzeć, rozebrać i podłożyć część pod czujnik?” – kombinował gorączkowo Adam.

Próba rozdarcia opakowania udała się. Szybko podsunął kawałek niedawnego pudełka na rękę. Dopiero teraz zauważył, że postać uważnie mu się przygląda.

– Nie jestem pewien, czy to zadziała, ale może być skuteczne – stwierdziła. – Za chwilę się przekonamy – albo wpadną straże, albo uznając, że egzekucja zakończyła się sukcesem, otworzą podłogę. Wtedy wszystko, co tu się znajduje, zostanie wyssane. Powtarzam jeszcze raz – proszę trzymać templok – tylko to pana uratuje. Ale uprzedzam – jeśli otworzą się klapy w podłodze, będzie miał pan prawdziwy _Achterbahn_7.

Nie doczekali się strażników, podłoga zaczęła się szybko rozsuwać. Mimo że przebieg egzekucji był publicznie udostępniony, a Adam wcześniej miał dość czasu na zapoznanie się z dokumentacją, to po pierwsze, tego szczegółu o rozsuwanej podłodze nie zapamiętał, a po drugie, teraz gdy działo się to na żywo, zdawał się tego nie zauważać, jakby był tylko obserwatorem. Zresztą, co mógł zrobić? Usłyszał jeszcze: „Nie zgub pan temploka” i razem z krzesłem runął w przepaść. Rzeczywiście czuł się, jakby uczestniczył w jakimś koszmarnym zjeździe w zamkniętej, ciemnej zjeżdżalni. Nabierał pędu… Krzesło, które spadało razem z nim, w locie swobodnym okazało się na tyle ciężkie, że każde przypadkowe uderzenie było bardzo bolesne. Dodatkowo zgubił gdzieś ustnik, który do tej pory przytrzymywał wargami. Pędząc coraz szybciej, poczuł ból w lewej ręce… Robiąc się senny, pomyślał o dwóch rzeczach: „Co z tym zakapturzonym faciem – też spada razem ze mną? I czy ten czaslok (nie miał pamięci do nazw) rzeczywiście mnie uratuje?”. Jednocześnie zarejestrował, jakby coś na lewym ręku rozpadło się lub pękło. Nie zdążył odpowiedzieć sobie na te pytania, gdyż brak tlenu i duże stężenie anestetyku zrobiły swoje. Ostatnią myślą Adama było: „To tak wygląda koniec… gdzie to światełko?”.

------------------------------------------------------------------------

1 Inaczej Polak. Termin „Polak”, mimo że nie był nielegalny w Świętych Niemczech w czasach Adama, nie występował w oficjalnych dokumentach. Podobne sytuacje zdarzają się w dziejach świata. Przykładowo kwestia Kurdów w Turcji. Przez długi czas oficjalnie nie było ich w tym państwie, nawet w nazwie. Kurd turecki to nie Kurd, ale „Turek Wschodni” lub „Turek Górski”. Samo określenie jeszcze niedawno było nielegalne, podobnie jak posługiwanie się językiem kurdyjskim.

2 Obywatel (_Staatsbürger)_, Rezydent (_Einwohner_), Zajmujący (_Besetzer_) – klasy mieszkańców w Świętych Niemczech. Obywatelami byli z reguły Niemcy, Rezydentami – Lechici (Polacy), Francuzi i inne narody podbite, natomiast Zajmującymi – Żydzi, Cyganie i wszelcy inni, którzy nie byli elementem pożądanym. Klasy nie były całkiem zamknięte, można było bowiem zostać zdegradowanym – z reguły za czyny występne, i o wiele rzadziej – awansowanym.

3 Plan Walkiria – plan wykorzystany do operacji Walkiria – najbardziej znanej próby zamachu na Hitlera i przejęcia władzy przez ludzi związanych z pułkownikiem Clausem Stauffenbergiem w 1944 r.

4 Lechistan – kraj /land lechicki, Lechland (niem.) – jeden z landów Świętych Niemiec, obejmował tereny dawnej Polski do granicy IV Rzeszy na Wiśle. Zarządzany obecnie przez SiP (Solidarność i Postęp). Nazwa nadana przez IV Rzeszę, aby stopniowo wyprzeć nazwy związane z Polską jako krajem niepodległym – odnosząca się do Polaków jako narodu lechickiego.

5 Odtrutka na benzodiazepiny – w tym środki usypiająco-przeciwlękowe.

6 Urządzenia do pomiaru saturacji (natlenowania) krwi, mierzą też tętno.

7 _Achterbahn_ (niem.) – kolejka górska (ang. _roller coaster_).3. LIST-Y

Kolejne dni mijały nieubłaganie.

Adam nie mógł zapomnieć Hannah, szczególnie jej piersi i oczu. Poza tym zapamiętał, przynajmniej tak mu się zdawało, jej miękki, aksamitny głos.

Próbował wymazać jej obraz z pamięci, ale ponieważ nie pracował i siedział w areszcie domowym, oczekując na egzekucję – nie za bardzo umiał znaleźć sobie zajęcie zastępcze. Wiedział, że jego wniosek o rewizję zostanie prawie na pewno odrzucony, więc egzekucja jest nieodwołalna… a jednak oczekiwał ze zniecierpliwieniem na odpowiedź. „A może, może, Facet – tak w myślach czasami zwracał się do Siły Wyższej – jakbyś sprawił, że kasacja29 będzie rozpatrzona pozytywnie, byłoby, nie powiem, super, byłbym Ci niewątpliwie wdzięczny”.

Przyjął, że przeżycie egzekucji zakończonej zjeżdżalnią w nicość było tylko realistycznym, traumatycznym, ale snem, i starał się usilnie nie wracać do tych doświadczeń. Chyba mu się udawało, na razie nie miał snów o egzekucji ani o spóźnionym wniosku.

Natura nie znosi próżni, więc nudząc się w domu, a nie chcąc rozmyślać o śmierci, wyroku i swoim losie, często, wbrew sobie, wracał do obrazu Hannah, zwłaszcza wieczorami…

Odpowiedź na wniosek o rewizję nadal nie przychodziła.

Postanowił zobaczyć Hannah choć jeszcze raz.

Przeszukiwał WDN, ale z miernym efektem. Było to jak szukanie igły w stogu siana. Co miał wpisać: „Szukam Hannah, młodej, z ładnymi piersiami, widziana na Moltkestrasse?”. Mógł, co prawda, wysłać mail w ciemno, przykładowo do [email protected] lub besetzer.org.de30, ale po pierwsze, ile osób jako identyfikator maila ma tylko imię, przecież nie znał nazwiska, a po drugie, mógł podpaść władzom. Wiedział, zwłaszcza że przekonał się o tym wcześniej osobiście, jak dokładnie monitorowany jest WDN.

Wychodził co najmniej dwa razy dziennie, za każdym razem zmierzając w stronę Moltkestrasse. Miał szczęście, że pilnujący go policjanci byli do niego wciąż przychylnie nastawieni i patrzyli z przymrużeniem oka na jego regularne „sprawy niecierpiące zwłoki”. Co prawda obecnie często „musiał” udzielać porad medycznych, ale z drugiej strony zapewniało mu to zajęcie (we wszystkich godzinach, na nocnej zmianie strażnicy też potrafili pytać o różne rzeczy, choć zazwyczaj wykazywali się zrozumieniem). Bywały chwile, kiedy zapominał, że jest w areszcie przed egzekucją. Wydawało mu się czasem, że jest w pracy, jak wcześniej (w dodatku zarówno w poradni podstawowej opieki zdrowotnej, jak i na dyżurze opieki nocnej). Zastanawiał się nawet nad ustanowieniem półoficjalnych godzin przyjęć. Był czasem zły na strażników, ale gdy patrzył na to z dystansu, zwłaszcza wieczorami, nie miał do nich żalu, odczuwał raczej wdzięczność. Zaabsorbowanie ich bolączkami pozwalało mu zapomnieć o własnej sytuacji.

Przez kilka dni, nie mając odwagi wejść do punktu pocztowego, obserwował go. Widział, że zniknęła tabliczka o zastępstwie. Stopniowo, za każdym razem, gdy wyszedł z domu, był coraz bliżej wejścia na pocztę. Zachowywał dystans od innych, ponieważ, mimo nadal panującego zakazu zgromadzeń w Litzmannstadt31, pamiętał, co działo się jakiś czas temu, tuż po osadzeniu go w areszcie domowym. Bał się rozpoznania, a w zasadzie jego ewentualnych konsekwencji. Podczas kolejnych wyjść odważył się i kilka razy odwiedził urząd, udając, że ma do załatwienia jakieś sprawy. Niestety, nie widział Hannah, nie dostrzegł nawet cienia jej obecności, choćby na zapleczu. Raz czy dwa wydawało mu się, że ktoś go obserwuje. Starał się nie przedłużać ponad miarę swoich wizyt, aby nie wzbudzać podejrzeń. Zauważył, mimo że z reguły ludzie nie przykuwali jego uwagi, nie zapamiętywał ich, że w okienku punktu pocztowego obsługiwał klientów jeden człowiek w wieku około pięćdziesięciu lat. Był Rezydentem (miał oczywiście naszywkę). Wyglądał na doświadczonego życiem, na jego twarzy malował się więcej niż urzędniczy chłód – jakby smutek, zrezygnowanie. Pokasływał. Adam zobaczył, chociaż mężczyzna starał się to ukryć, że od czasu do czasu używa inhalatora. Ponadto wydawało mu się, że widzi niedopałki papierosów leżące tuż przy wyjściu na zaplecze.

„Pewnie, choć jest zakaz palenia, pali jak nie ma klientów… Hm, pewnie ma POChP32, może miał zaostrzenie i Hannah musiała go zastąpić. On powinien ją znać, tym bardziej że oprócz niego nikogo innego nie widzę” – myślał Adam. „Tylko jak by do niego podejść” – zastanawiał się dalej.

Wymyślił. Napisze list polecony do swoich rodziców, przyjdzie tutaj i poprosi o wysłanie. Będzie to o tyle dobre, że „zadowoli” również system – jego areszt domowy zakładał zakaz odwiedzin, ale mógł kontaktować się z rodziną i z innymi ludźmi. Jednak, co właściwie dopiero teraz zauważył, w zasadzie tego unikał. Jeśli chodzi o rodzinę, to nie chciał jej martwić, wsparcia w sprawach codziennych nie potrzebował, a nawet nie chciał, odmawiał, szczególnie że podejrzewał, iż udzielona mu pomoc może skutecznie zaszkodzić benefaktorom (wpisanie do akt i podobne problemy – Święte Niemcy głęboko interesowały się życiem swoich obywateli). Niezależnie od tego, co miał powiedzieć znajomym, kolegom z pracy (jako że pracował więcej niż w jednym miejscu)? Co oni mogli jemu powiedzieć? Nie chciał, żeby wiedzieli… No, ponieważ prawdopodobnie wiedzieli – z mediów czy z WDN – to tym bardziej nie chciał się z nimi konfrontować.

Teraz jednak napisał list, następnego dnia poszedł go wysłać. Tak jak się spodziewał, urzędnik był ten sam. Chciał podejść do okienka. Nagle, trzymając kopertę w ręce, zdał sobie sprawę, że podając ją mężczyźnie, na pewno będzie rozpoznany.

„Jak by można zrobić to inaczej… Aha, wiem, kupię same znaczki… Ale zaraz, polecony i tak musiałbym wręczyć facetowi… Dobra, wyślę zwykły list lub priorytet – wykupię znaczki, a przesyłkę wrzucę do skrzynki i zapytam się o Hannah” – układał w myśli plan.

Schował kopertę. Rozejrzał się. Miał szczęście – tym razem też nie było petentów. Podszedł do okienka.

– Dzień dobry, chciałbym kupić znaczki na list, najlepiej, jeśli jest możliwość, na priorytetowy.

Urzędnik spojrzał na niego.

– Czego pan chce od Hannah? Myślał pan, że nie zauważę? Kręci się pan tutaj cały czas! Co, mało panu śmierci? Ją też chce pan zabić? – Adam nic nie mówił, a mężczyzna w sile wieku kontynuował: – Myśli pan, że nie wiem, kim pan jest? Otóż wiem, panie Anioł Śmierci. WYNOCHA stąd! Mam zadzwonić po kogo trzeba?

Adam przeraził się nie na żarty. Widział oczami wyobraźni egzekucję przesuniętą na jutro. Wybiegł z poczty i najszybciej jak tylko mógł, znalazł się w domu. O znaczkach, a tym bardziej o wysłaniu listu – zapomniał.

Prawie wcale nie opuszczał domu, a jeśli już, to zdecydowanie unikał kierunku ku Moltkestrasse, nieracjonalnie obawiając się, że właśnie stamtąd może wyskoczyć kat.

Czas leczy rany… Dni powoli upływały. Oglądał swoje ulubione seriale (w każdym razie te nagrane), grał po kilka razy w ulubione gry komputerowe i starał się nie myśleć o swoim (prawie) przypieczętowanym losie. Przechodził właśnie po raz kolejny swój ulubiony postapokaliptyczny _Rollenspiele_33, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. „Przyszli po mnie, facet doniósł, biorą mnie na egzekucję, a tak miałbym jeszcze parę dni życia” – pomyślał w pierwszej chwili.

Wydawało się, że wszystko się zgadza, gdyż nie słyszał protestu policjantów – musiała to być sprawa urzędowa.

Dzwonek zadzwonił jeszcze raz.

Adam na ugiętych nogach podszedł do drzwi. Wiedział, że zwlekanie, a tym bardziej ucieczka, są bez sensu, gdyż strażnicy mieli klucze do jego mieszkania. Zapalił światło w sieni.

– Poczta – usłyszał damski głos.

Ochłonął, odetchnął – więc jeszcze go nie zabierają.

– Już otwieram – zawołał.

W drzwiach zobaczył młodą listonoszkę z wielką torbą, trzymającą list.

– Hannah!!! – krzyknął, aż policjanci spojrzeli do środka przez otwarte drzwi.

Listonoszka zarumieniła się. Chwilę stali nieruchomo, przyglądali się sobie.

– Proszę. Oto list polecony za potwierdzeniem odbioru.

Serce zabiło mu mocniej, był to urzędowy list z Federalnego Sądu Najwyższego.

– Proszę pokwitować odbiór – kontynuowała, starając się przybrać urzędniczy ton.

Ocknął się, podpisał pokwitowanie, trzymając list w drugim ręku. Oddał długopis. Położył kopertę na szafce.

Urzędniczka stała w otwartych drzwiach, czekając na reakcję. Nie doczekawszy się, zaczęła wychodzić.

– Hannah. – Adam odruchowo chwycił ją za rękę i popatrzył w oczy. – Zostań, proszę, to dla mnie bardzo ważne.

Puścił jej rękę.

Spojrzała na niego, po czym spuściła wzrok i powiedziała:

– Dobrze, ale czy mi wolno? – Spojrzała wymownie na policjantów.

Adam zrozumiał i zapytał:

– Panowie, mogę wpuścić tę panią?

– Doktorze, przecież pan przyjmuje list, a na to potrzeba czasu, proszę się nie spieszyć – usłyszał w odpowiedzi.

Zamknął drzwi. Weszli z Hannah do salonu z aneksem kuchennym. Włączył światło. Ona zdjęła wierzchnią bluzę munduru listonoszki. Przyjrzał się jej – miała naprawdę ładne piersi, ale nie tylko – miała duże, ciemne oczy, zaznaczone kości policzkowe i piękne, sięgające do łopatek kruczoczarne włosy. Była dość drobnej budowy, ale nie do przesady. Jeszcze bardziej spodobała się Adamowi.

– Dziękuję – powiedział.

Wziął ją jeszcze raz, tym razem za obie ręce. Popatrzyli na siebie nawzajem… Świat na chwilę stanął w miejscu.

– Nie powinnam, ale przyszłam… – powiedziała cicho Hannah, uwalniając się z uścisku.

– Jak mnie znalazłaś? Jesteś listonoszką? Kobieta, Zajmująca – listonoszką?

– Zazwyczaj pomagam w sortowaniu i innych czynnościach, które nie wymagają kontaktów z ludźmi. Wielu nie życzy sobie nas oglądać, uważając Zajmujących za zbrukanych. Większość z nas mieszka w wyznaczonych osiedlach, nieliczni mieszkają w centrum – wtedy to ja dostarczam listy, gdyż Rezydenci, a szczególnie Obywatele często odmawiają dostarczania poczty Zajmującym, uważając to za dyshonor.

W IV Rzeszy Litzmannstadt Ghetto34 było tylko wspomnieniem z dawnych czasów, niemniej jednak największa część Zajmujących mieszkała właśnie na jego terenach. O ile Rezydenci mieli ograniczoną wolność w wyborze miejsca, o tyle Zajmujący musieli mieszkać w wydzielonych dzielnicach lub, zdarzało się, budynkach.

– Wiedziałam, że się mną interesujesz – stwierdziła Hannah.

– Hm… Ale jak to?

– Widziałam cię, jak odwiedzasz moją pocztę, obserwowałam cię.

– Tak czułem. Dlaczego się nie pokazałaś? – spytał zdziwiony Adam.

– Mój wujek – Dawid Stęplewski – nie pozwalał mi wyjść, żebyś nie widział, że jestem.

– Twój wujek? – zapytał Adam z niedowierzaniem. – Zaraz, ten facet na poczcie, co zrównał mnie z ziemią, to twój wujek? Jak to, przecież jest Rezydentem?

– To taki mój przyszywany wujek. Opiekuje się mną, odkąd pamiętam. Dzięki temu, że jest właścicielem punktu pocztowego, zapewnia mi pracę. Jako listonoszka mam więcej swobody w przemieszczaniu się w porównaniu z innymi Zajmującymi. Zauważył, że wywarłam na tobie wrażenie… Wiesz, ja też widziałam, jak patrzysz się na mój biust… Chciał mnie chronić, zwłaszcza jak zacząłeś się kręcić koło urzędu – byłeś chyba z dziesięć razy na mojej poczcie, nie licząc wizyt w pobliżu.

Adam zarumienił się i spuścił oczy.

– Przepraszam, że narobiłem ci tyle kłopotów, ale naprawdę mi się spodobałaś.

– Ja czy moje piersi?

– Chyba całość. – Adam speszył się, widząc, że odgadła jego słabość. Sam często łapał się na tym, że podnieca się kobiecym biustem jak nastolatek, ale jak pomyślał, ile do tej pory miał partnerek, to stwierdził, że chyba ma do tego prawo. Ponadto jego reakcje w tym aspekcie były często szybsze niż racjonalne myślenie. Wiedział jednak, że nie tylko u niego – niektórych pociągały w kobietach oczy, włosy, wargi, twarz, innych – figura, a całkiem wielu – pośladki lub właśnie biust. Młody mężczyzna popatrzył na nią jeszcze raz. – Tak, cała ty.

Naraz zdał sobie sprawę, że ciągle stoją pośrodku salonu.

– Gdzie moje maniery, usiądź, proszę. Chcesz się czegoś napić?

Hannah usiadła. Adam zrobił herbaty, też usiadł.

– Ale jak mnie znalazłaś, nie znając mojego nazwiska?

– Wiesz, to nie było takie trudne, jak ci się wydaje. Co prawda telewizja publiczna ukrywa teraz twoje dane, ale wcześniej tego nie robiła, a w WDN można znaleźć zapisy wcześniejszych programów telewizyjnych, w tym poświęconych tobie, w końcu Anioł Śmierci jest tylko jeden. Dla kogoś, kto zna Litzmannstadt, to nie problem namierzyć twoją kamienicę, zwłaszcza gdy zobaczy się ją w reportażu.

– Aha. – Adam wyraził swoje uznanie.

– Poza tym przyszedł ten list, który właśnie odebrałeś. Wzięłam go, mimo protestów wujka, i postanowiłam go dostarczyć. – Dziewczyna się zaśmiała.

– Aha. – Adam też się zaśmiał, zrobiło się przyjemnie.

– Mogę ci mówić Hannah?

– Tak, oczywiście, teraz możesz – odpowiedziała, uśmiechając się.

„Jaki ma ładny uśmiech” – pomyślał Adam, po czym powiedział:

– W zasadzie to nie przedstawiliśmy się sobie, nadróbmy to – ja się nazywam Adam Utkowski.

– A ja nazywam się Hannah Sznajfer.

– Wiesz co, zapiszę sobie na kartce twoje nazwisko.

– Co? – Hannah zaśmiała się. – Naprawdę?

– Tak, nie mam pamięci do nazwisk, a twojego nie chciałbym zapomnieć. Wiesz, jak trudno znaleźć Hannah bez nazwiska?

– Aż tak mnie szukałeś? Dziękuję. Swoją drogą, ty, jako lekarz, nie masz pamięci do nazwisk – to jak nim zostałeś?

– W sumie to zostałem takim lekarzem, jak widzisz – z wyrokiem śmierci… – Zaśmiali się oboje.

– No tak, to jak się nazywam?

– Sznajder, Szlaufer, Spajcher… Sznajfer35?

– Tak, dobrze – to ostatnie. No widzisz – nie jest tak źle.

– Zapiszę jednak nazwisko na kartce, tylko nie mam jej pod ręką.

– Ale masz kopertę…

– Ano tak, przecież przyniosłaś mi list. – Adam poszedł do sieni i przyniósł kopertę, po czym zapisał nazwisko Hannah.

– Może byś go otworzył?

Adam popatrzył na kopertę, dostrzegł pieczęć urzędową, przeczuwał, co to za wiadomość, ale bał się do niej zajrzeć.

– Hannah, wiesz co, skoro już jesteś, ty go otwórz i przeczytaj. Prawdopodobnie jest to odpowiedź na mój wniosek o kasację wyroku. Sądzę, a z tego, co przeglądałem w WDN, wynika prawie na pewno, że odpowiedź jest negatywna. Ale sprawdź, proszę…

Hannah otworzyła kopertę i wyjęła z niej pismo. Już miała przeczytać, gdy…

– Czekaj, zaczekaj chwilę – przerwał jej Adam.

Hannah powstrzymała się.

– A ten twój wujek nie będzie miał ci za złe, że tyle czasu cię nie ma? – zapytał.

– Nie mieszkamy już razem, załatwił mi małe, ale własne lokum.

Adama naszły smutne myśli – „wujek”, który się opiekuje, załatwia pracę, a nawet mieszkanie – podejrzanie to wygląda… Żachnął się, w sumie co go to obchodzi, przecież nie będzie się z nią żenił, a nawet jakby chciał – nie zdąży. A chociaż w ostatnich chwilach będzie przebywał z piękną kobietą.

– A twoi rodzice nie mają nic przeciwko takiej opiece? – zapytał jednak.

– Niestety moi rodzice nie żyją. Ale nie przejmuj się – nie żyją od dawna, matka zmarła przy porodzie, a ojciec zapił się na śmierć ze zgryzoty. – Hannah posmutniała

– Spóźnione, ale szczere kondolencje.

– Dziękuję, w zasadzie to nie wiem, czy to prawda, wychowywał mnie bowiem wujek Dawid, od niego to wiem.

– Musisz być z nim blisko…

– Tak, ponoć był przyjacielem naszej rodziny i wziął mnie na wychowanie, kiedy ojciec się staczał. Wziął mnie, mimo że nie musiał, bo jest Rezydentem. Pomaga mi, a ja jemu. Bywa surowy i opryskliwy, ale sądzę, że to z miłości…

– Wiesz co, przepraszam, że przeze mnie zrobiło ci się smutno, nie chciałem.

– Nie, nie jest mi smutno. Napijmy się herbaty i przeczytajmy wreszcie ten twój list – rzekła Hannah.

Wypili parę łyków, po czym dziewczyna wzięła do ręki list i zaczęła czytać.

– Posłuchaj: „…w odpowiedzi na Pański wniosek, wniesiony listownie w dniu…” – Hannah czytała coraz mniej wyraźnie nieistotne części listu. Niektóre fragmenty czytała głośniej. – „Nie stwierdzono uchybień formalnych…” – i na koniec: „WNIOSEK ZOSTAŁ PRZYJĘTY!” – wykrzyczała.

– CO?! CO!? – Adam nie mógł uwierzyć. – Pokaż mi ten list!

Wziął go szybko od dziewczyny. Ekspresem przeleciał początek i jeszcze raz przeczytał głośno: „Wniosek został przyjęty”.

Przepełniła go radość, niemal ekstaza. Porwał Hannah, uniósł ją i zakręcił, krzycząc „TAAAK!!!”. Usłyszał pukanie do drzwi, więc już ciszej wykonał z Hannah drugi obrót, postawił ją na ziemi i pocałował w usta… Był podniecony, tym bardziej że Hannah odwzajemniła jego pocałunek. Było cudownie!!! Wreszcie się rozłączyli.

– Przepraszam – rzekł Adam.

– Nie przepraszaj…

Adam podbiegł do drzwi i je otworzył.

– Panowie, będę miał kasację! Mam szanse na życie! – powiedział strażnikom.

Policjantom udzieliła się jego radość. Jeden z nich zapytał o termin rozprawy.

– Nie wiem, zaraz zobaczę. Hannah, kiedy jest termin rozprawy?

– Zaraz sprawdzę – dziesiątego maja sześćdziesiątego JAHD – odkrzyknęła.

– Gratulacje, doktorze. – Strażnik się zawahał. – Ale my mamy pana pilnować do dwudziestego kwietnia. No, nieważne, gratuluję.

– Dziękuję. – Adam zaczął się głęboko niepokoić. – Dziękuję wam, panowie, za waszą pracę – powiedział, a potem zamknął drzwi.

– Czekaj, Hannah, coś sprawdzę…

Zaczął szperać w stercie swoich papierów, tam, gdzie trzymał dokumenty procesowe. Sprawdził – termin egzekucji 21 kwietnia 60 JAHD.

– Jak to!? Niemożliwe. Po co mi kasacja, jak będzie dawno po mnie…

– Adam, widzę, że masz komputer. Czekaj, pogrzebię w WDN. Potrzebny ci będzie dobry adwokat, może da się przyspieszyć rozprawę… – myślała głośno Hannah. – Słuchaj, sprawdzam, ale nie mogę nic znaleźć, może przeczytaj jeszcze raz ten list – rzekła.

– Dobrze. – Adam tym razem dokładniej przeczytał pismo.

O przyspieszaniu nic nie wspomniano, za to na dobrego adwokata nie można było liczyć. Informowano, że wnioskodawca rewizji – Rezydent – ma prawo tylko do prawnika wyznaczonego przez sąd.

„Dobre i to” – pomyślał Adam.

– Słuchaj, zrobiło się późno, muszę już iść – odezwała się Hannah.

– Ależ oczywiście, Hannah, dziękuję ci za wszystko, zobaczymy się jeszcze?

– Jak na Potwora z Litzmannstadt i Anioła Śmierci w jednym jesteś uroczym człowiekiem. Postaram się ci pomóc, nawet jeśli wujek powie nie.

– Jesteś cudowna! Dziękuję i do zobaczenia.

------------------------------------------------------------------------

29 Utkowski, jak większość Lechitów, używał zamiennie terminu kasacja na postępowanie rewizyjne. Nie do końca prawidłowo. W systemie prawnym IV Rzeszy postępowaniem odwoławczym u Rezydentów było postępowanie rewizyjne, nie kasacyjne, jednakże wskutek podobieństw do kasacji w polskim prawie z okresu II Rzeczypospolitej terminów tych używano zamiennie – w języku polskim. Władze federalne nie za bardzo interesowały się dokładnością przekładu z niemieckiego, pozostawiając swobodę terminologiczną.

30 Zajmujący mogli zakładać konta tylko na ściśle dedykowanych serwerach, np: besetzer.org.ls czy besetzer.org.de.

31 Ulice były opustoszałe, mimo braku formalnego stanu wyjątkowego, aczkolwiek zgodnie z obowiązującą ustawą – „Lex Utkowski”. Sytuacja przypominała nieco sytuację ograniczeń w niektórych państwach Europy (w tym w Polsce) w dobie COVID-19.

32 POChP – przewlekła obturacyjna choroba płuc – choroba przypominająca astmę, mogąca dawać duszność, szczególnie w okresach zaostrzeń; do głównych jej przyczyn należy palenie tytoniu. W leczeniu stosuje się między innymi inhalatory ułatwiające oddychanie.

33 _Rollenspiele_ (niem.) – gry fabularne (RPG), rodzaj gier, w tym komputerowych.

34 Litzmannstadt Ghetto (niem.) – żydowskie getto w Łodzi, stworzone podczas II wojny światowej.

35 Czytelniku, jeśli sądzisz, że jest to nieprawdopodobne lub naiwne – nie masz racji. Autor zna sporo ludzi, którzy nie mają pamięci do nazw i nazwisk, a bynajmniej nie są poniżej średniej intelektualnej. Wielu z nich doskonale zdaje sobie sprawę z tej słabości, co nie zmienia faktu, że jest ona często źródłem niezręcznych sytuacji. Jeśli jest to dla ciebie dziwne – możesz sobie pogratulować, naprawdę jesteś szczęściarzem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: