Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Symetria dusz - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 listopada 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Symetria dusz - ebook

Czy dobro zwycięży zło? Czy Piper uratuje świat? Przeczytaj finałowy tom zabójczej serii Raven!

Po tragicznej śmierci niedoszłego narzeczonego Piper musi stawić czoła zbliżającej się wojnie. Przyszła pora, aby ukarać zdrajców i pomścić wszystkich bliskich.

Zane nie może się dłużej udawać, że nic nie łączy go z dziewczyną. Zbliża się do niej bardziej niż kiedykolwiek. Losy Zwiastunki Śmierci i Kosy Śmierci splatają się na zawsze.

Kiedy zasłona pomiędzy światem żywych i umarłych opada, a księżniczka staje się królową, Rada wzywa ją do siebie. Jakie plany ma względem dziewczyny? Czy znowu zmuszą ją do ślubu z kimś, kogo nie kocha? Czy w czasach bez gwarancji jutra Piper znajdzie w sobie siłę, aby uratować bliskich i cały świat?

__

O autorce

J.L. Weil – bestsellerowa autorka USA Today. Mieszka w Illinois i pisze książki z serii Young Adult i New Adult. Jej bohaterki to wygadane i zadziorne dziewczyny, które poradzą sobie w każdej sytuacji. Na każdą z nich czeka równie zadziorny chłopak! Weil przyznaje się, że Jensen Ackles i malinowa mocha to jej największe uzależnienia. Oprócz tego chętnie rozmawia ze swoimi fanami o pozostałych sprawach, do których ma słabość: książkach i serialu "Supernatural".

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66234-01-7
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Promenada nie była miejscem, w którym można by się spodziewać żniwiarza – na widoku publicznym, na oczach wszystkich, z twarzą smaganą słoną poranną bryzą. Żadna żywa dusza nie miała pojęcia, że w tłumie znajduje się posłannik śmierci – a gdyby się o tym dowiedziała, to pewnie i tak by w to nie uwierzyła. Ludzie rzadko dostrzegali prawdziwe oblicze żniwiarzy; ich tożsamość skrywała się za zasłoną, pomiędzy światami żywych i martwych. Ale prawdziwym powodem do niepokoju były cztery ponure zmory u boku Heatha – duchy kroczyły swobodnie między żywymi, knując, planując zemstę, zniszczenie i zło oraz wytyczając szlak spustoszenia.

Cała piątka rozmawiała o wydarzeniach minionego wieczora – koronacji. Sprawy nie poszły zgodnie z planem, ale ostatnio rzadko cokolwiek szło jak należy. Ostatnio, czyli od pojawienia się Piper Brennan.

Wszyscy zgadzali się co do jednego… dziewczyna musiała zostać wyeliminowana.

Przemykali się pod nabrzeżem, z dala od porannych spacerowiczów – nie żeby turyści byli w ogóle w stanie ich usłyszeć. Heath, przywódca Czerwonych Jastrzębi i sfery widma, był odpowiedzialny za naznaczanie tych, którzy mają umrzeć. Miał na sobie świeżo wyprasowany, sztywny garnitur odzwierciedlający jego osobowość.

– Twój plan zawiódł, panie – syknął zły duch o falowanych blond włosach do ramion. Wysunął się do przodu, dając żniwiarzowi do zrozumienia, kto tu rządzi.

– Nie do końca – zaprotestował Heath. – Jeszcze nie wszystko stracone. Prawdę mówiąc, lepiej być nie mogło.

Zmora przekręciła głowę szybkim szarpnięciem.

– Jak to?

– Dziedzic Śmierci poległ. – Teraz, gdy już minął pierwszy szok, Heath dostrzegł szansę, jaką sprezentował mu los. Uśmiechnął się szeroko, pokazując rząd perłowobiałych zębów.

– I co nam to daje? – zapytał najinteligentniejszy z duchów. W jego beznamiętnym głosie nie było ironii; jedyną emocją, jaką odczuwały zmory, był gniew.

W srebrnych oczach Heatha błysnęła irytacja. Nie lubił być wypytywany.

– Zasłona została zdarta.

Cztery zmory kiwnęły głowami.

– Czuliśmy to. Powiedz nam coś, czego jeszcze nie wiemy.

– Pracuję nad szczegółami, ale wierzcie mi, dostaniecie to, co wam obiecano – odparł Heath. – Tak jak my wszyscy.

– Mamy ci wierzyć? – spytała jedna ze zmór ze wstrętem.

– Jak dotąd nie okazałeś się zbyt wiarygodny – dodała druga, której widmowa sylwetka zaznaczała się ostro na tle żywego błękitu oceanu.

Woda uderzała o brzeg, zostawiając pod dokami pianę i muszle, ale Heath nie zwracał uwagi na przypływające i odpływające fale, z taką samą łatwością, z jaką ignorował cztery towarzyszące mu zmory.

– Wysłuchajcie, zanim zaczniecie ferować wyroki.

Cztery zmory wymieniły między sobą powątpiewające spojrzenia.

– Zamieniamy się w słuch – odpowiedział ponuro duch-blondyn.

– Rychło w czas, bo już zacząłem się zastanawiać, czy się co do was nie pomyliłem.

Odpowiedziało mu chóralne syczenie. Heath wiedział, że współpraca z tymi kretynami nie była pozbawiona ryzyka, ale zmory miały to do siebie, że łatwo je było zastąpić. A tam, skąd przyszły, zostały całe zastępy ich żądnych zemsty pobratymców.

Teraz cała czwórka stłoczyła się wokół niego, słuchając nowego szatańskiego planu.

– Twój syn – można mu ufać? – zapytała zmora kobiety, która za życia nosiła imię Felicity. Miała tak bladoniebieskie oczy, że niemal opalizowały. Teraz jej spojrzenie się wyostrzyło.

Heath był pewny swego.

– Lojalność mojego syna nie podlega żadnej wątpliwości. Będzie współpracował.

„Jeśli wie, co dla niego dobre” – dodał w duchu. Crash może i był nieprzewidywalny, rozczarowujący i często leniwy, ale to jednak krew z jego krwi oraz jego dziedzic. Heath dobrze znał gorzki smak zemsty i wiedział, że jej pragnienie napędzi też jego syna. Śmierć Estelle musi zostać pomszczona. Poprzysiągł to. A jego syn zrobi to, co trzeba, bez względu na koszty. Heath osobiście tego dopilnuje.

Felicity burknęła cicho:

– Jesteś go bardzo pewny. Szkoda, że my nie podzielamy twojego entuzjazmu. Kręci się wokół Białego Kruka od jej przyjazdu.

– Ośmielacie się wątpić w moje słowa? – Głos Heatha przeszedł w złowróżbny szept. – Pamiętajcie, kto was tu sprowadził.

Cztery zmory wymieniły między sobą niespokojne spojrzenia. W końcu blondyn odchrząknął i odezwał się:

– Nie zapomnieliśmy o tym. Chcemy się tylko upewnić, że po drodze nie będzie żadnych niespodzianek. Wczoraj wszystko może i skończyło się po naszej myśli, ale byliśmy o włos od katastrofy.

Kamienna twarz Heatha ani drgnęła.

– Moi szpiedzy będą nas na bieżąco informować. Jeśli choćby kichnie, od razu się o tym dowiem – odpowiedział z czystym celtyckim akcentem. – A kiedy przyjdzie czas…

Gdzieś wśród migoczących gwiazd zakrakała wrona. Ich rozmowa przebijała się przez ryk fal, dochodząc do uszu innych istot o nadprzyrodzonych zdolnościach. Heath uniósł wzrok, spoglądając w niebo, a cztery żądne zemsty duchy zadygotały, wyczuwając kłopoty.

Usta Heatha wykrzywiły się w diabelskim uśmiechu.

– Och, dowiecie się.

– Liczymy na to, że tego nie spartaczysz, panie. Świat duchów roi się od dusz czekających tylko na szansę, by żyć na nowo.

– Zrobię swoje. – Heath zerknął niecierpliwie na zegarek. – Roześlijcie wici i czekajcie na mój rozkaz.

– Może i nas uwolniłeś, żniwiarzu, ale nie odpowiadamy przed tobą.

– Po prostu bądźcie gotowi – skwitował Heath.

Zabawa się skończyła – nadeszła pora na to, aby zacząć działać. A Heath miał plan doskonały.Rozdział 1

Krzyczałam długo i głośno.

Można by rzec, że to moja specjalność – to plus kolekcjonowanie dusz jako zwiastunka śmierci. Nie dla mnie urocze różowe kokardy, o nie. Moje życie to ciemność, zaświaty i dusze.

Dwanaście lat temu, gdy obchodziłam szóste urodziny, po raz pierwszy zobaczyłam ducha. Do dziś nie wiem, czy to była zjawa, czy zmora. A różnica między nimi jest ogromna. Te pierwsze chciały mnie zabić. Drugie – pomóc mi albo mnie ostrzec.

Niespełna rok temu odebrano mi matkę w najokrutniejszy sposób – została zabita.

Przyjechałam do Raven Hollow z powodu jej śmierci, by spędzić lato z babcią Rose – kobietą, której niestety nie zdążyłam dobrze poznać. Teraz zasiliła szeregi dusz, które mi pomagały.

To niezwykłe, jak jedna podróż może zmienić człowieka. Przyjazd na tę wyspę był dla mnie podróżą w głąb siebie. Rzeczy, których się o sobie dowiedziałam, nie nauczyłaby mnie żadna szkoła; to była jedna z tych przysłowiowych lekcji życia, których trzeba doświadczyć, a ja doświadczyłam jej boleśnie na własnej skórze. Dowiedziałam się, kim naprawdę jestem i co potrafię. Ta wiedza wywróciła moje życie do góry nogami.

Po śmierci Zandera, gdy przejęłam jego duszę, moje zdolności się spotęgowały – ta straszliwa konieczność nie była moim wyborem. Próbowałam go uratować, ale bez względu na to, jak byłam potężna, nad pewnymi rzeczami nie miałam władzy.

Teraz to i tak było już bez znaczenia. Zander odszedł. Chłopak, który miał zostać moim mężem, umarł.

A we mnie zapłonął ogień, mobilizujące poczucie celu, jakiego nigdy dotąd nie doświadczyłam. Po śmierci Zandera coś we mnie pękło. Wiedziałam, że już nigdy nie będę bezczynnie siedzieć, gdy trzeba działać. Zmory nie były zwyczajnymi umarlakami, były zagrożeniem dla nas wszystkich. A walka z nimi stała się dla mnie sprawą osobistą – i byłam w stanie je powstrzymać. Bycie zwiastunką śmierci przestało mi przeszkadzać. Zmory może i znalazły sposób na zdarcie zasłony między światami, ale ktoś im w tym pomógł. To było niemożliwe bez czyjejś pomocy.

Przyszła pora, by oddzielić ziarno od plew i zrobić porządek ze zdrajcami. Jeśli nie jesteś po stronie żywych, to już jesteś martwy. Koniec z miłą, słodką Piper – nie żebym kiedykolwiek była specjalnie słodka. Pomimo wszystkich niewiadomych, byłam obecnie silniejsza i bardziej skupiona na celu niż kiedykolwiek wcześniej. Po raz pierwszy w życiu nie wątpiłam w siebie. I byłam gotowa porządnie skopać tyłek zmorom.

Najpilniejszym problemem było znalezienie sposobu na ponowne zawieszenie zasłony między światami. Nie miałam pojęcia, jak to zrobić, ale zmory wysysały dusze żniwiarzy, rzucając się na nie łapczywie jak na ostatni kawałek tortu na ziemi. Ktoś musiał je powstrzymać. Zawsze miałam pecha i wyciągałam najkrótszą słomkę, ale na szczęście teraz miałam poważnego asa w rękawie w postaci bardzo seksownego i bardzo niebezpiecznego chłopaka – prawdziwego zabijaki.

À propos Zane’a…

„O rany”.

Stał na balkonie, z ciemnymi kosmykami zmierzwionymi nocnym morskim wiatrem, przekrzywiając podbródek ocieniony jednodniowym zarostem. Zamrugałam. Na jego widok poczułam się zupełnie inną dziewczyną od tej, która zaledwie kilka tygodni wcześniej po raz pierwszy postawiła stopę na tej wyspie, zła na cały świat. Zane odegrał ogromną rolę w mojej przemianie – on oraz potężne uczucia, jakie we mnie wzbudził.

I wtedy sobie przypomniałam. Krzyk. Crasha. Wszystko wróciło, zalewając mnie falą strachu, bólu i niepewności. Po tej makabrycznej nocy Crash zakradł się do mojego pokoju jak jakiś prześladowca i dał mi jasno do zrozumienia, że śmierć jego siostry nie pójdzie w niepamięć, a winowajca – czyli ja – zapłaci za nią.

Po tej rozmowie byłam cała rozdygotana i skołowana. Ostrzegał mnie czy mi groził? Po swoich groźbach i teatralnym wyjściu zniknął, ale ja jeszcze długo nie mogłam otrząsnąć się po jego wizycie.

Zane był siłą, z którą należało się liczyć – i ci, którzy go znali, dobrze o tym wiedzieli. Sądząc po wyrazie jego twarzy, przeżywał prawdziwe katusze. Nie musiałam nawet pytać, jak się czuje. W jego wzburzonym błękitnym spojrzeniu odbijały się ból i cierpienie, a mimo to przybył mi na ratunek. Z lekkim spóźnieniem, ale kto mógłby mieć o to pretensje? Nie był w najlepszej formie. Szczerze mówiąc, byłam zaskoczona, że w ogóle się zjawił.

– Odpowiedziałeś na wezwanie – szepnęłam, opierając się dłonią o ścianę, żeby uspokoić kołatanie serca. Niespodziewana wizyta Crasha i obecność Zane’a to było dla mnie za dużo.

– Zawsze na nie odpowiem. – Jego głos był chrapliwy.

Te słowa w jego ustach znaczyły dla mnie tak wiele. Zane’a wiązała pradawna przysięga, by mnie chronić.

– Po… po prostu myślałam, że po tym wszystkim, co się stało… – Głos uwiązł mi w gardle, a w oczach zaczęły zbierać się łzy. Jego widok zburzył wszystkie mury, jakimi się otoczyłam. Przy nim nie musiałam dłużej być silna ani twarda.

Wszedł do środka, zamykając za sobą podwójne szklane drzwi.

– Nie będę ryzykował twojego życia. Co się stało?

Przełknęłam łzy.

– Crash. Oto co się stało – powiedziałam i czekałam, aż zzielenieje i zamieni się w wojowniczego Hulka. I nie licząc zielonej skóry, nie rozczarowałam się.

Oczy Zane’a pociemniały, a na twarzy natychmiast pojawiła się siateczka czarnych żyłek.

– Był tutaj? – zagrzmiał. – Ośmielił się tu pokazać?

Zaczęłam obgryzać paznokcie, z których zdążył już odprysnąć ciemnoczerwony lakier.

– Przyszedł, żeby mnie ostrzec… Chyba. – Naprawdę byłam skołowana zachowaniem Crasha.

Ale Zane ewidentnie mu nie ufał.

– Zabiję go. Jego dusza już jest moja.

Mniej więcej takiej właśnie reakcji się spodziewałam. Okrążyłam łóżko i ruszyłam na środek pokoju, gdzie stał sztywny i nieruchomy. Crash wybrał najgorszą noc z możliwych, żeby wkurzyć Zane’a. Najwyraźniej miał skłonności samobójcze, bo naprawdę nie miałam pojęcia, czy uda mi się powstrzymać Zane’a przed wysłaniem go przedwcześnie na tamten świat. Prawo żniwiarzy prawem żniwiarzy, ale Zane był wystarczająco wściekły, żeby zadziałać i chrzanić konsekwencje.

Na jego szczęście byłam Białym Krukiem.

– Normalnie bym się z tobą kłóciła, ale może masz rację.

Jego błyszczące oczy połyskiwały upiornie w ciemności. Gdybym go nie znała, byłabym przerażona.

– Ja zawsze mam rację, księżniczko.

Arogancja stała się częścią jego zbroi. Zane był skomplikowany i porywczy, ale pod jego grubym pancerzem skrywało się cierpienie. Poczułam ukłucie wyrzutów sumienia.

– Nie powinnam była wysyłać sygnału SOS. Powinieneś być w domu z rodziną, a nie tutaj. Crash nic mi nie zrobił i teraz nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo. – Nie licząc skołatanych nerwów i niekontrolowanej potrzeby, by poczuć się bezpiecznie, wszystko grało. Chociaż nie byłam pewna, czy jeszcze kiedyś będę naprawdę bezpieczna.

Lód w jego oczach zaczął topnieć. Możliwe, że uchwycił przebłysk mojego niepokoju, ale źle go zrozumiał. To o niego się martwiłam. Powiódł palcem po mojej szczęce tak delikatnie, jakbym miała skórę z porcelany.

– Powinienem był pojawić się szybciej.

– Nic mi nie zrobił – powtórzyłam, zanim przyszłoby mu do głowy zamienić się w żądnego krwi Crasha ninja. Nie powinnam czuć potrzeby, żeby się za nim wstawiać, ale pomimo tego, co zaszło, rozumiałam go. Sama również zrobiłabym wszystko, żeby winni śmierci mojej mamy zapłacili za to, a nawet cierpieli.

Może właśnie takie miał intencje. Może się ze mną drażnił, zanim zada śmiertelny cios.

Wiedziałam już, że to nie rabusie zabili moją mamę, ale żniwiarze, prawdopodobnie Czerwone Jastrzębie. Poznanie prawdy nie zmniejszyło mojego gniewu ani żądzy zemsty. Kiedyś płonął we mnie ogień, rozprzestrzeniając się tak, że przestałam myśleć o czymkolwiek innym, a w swojej wściekłości popełniłam parę naprawdę głupich błędów, których nigdy nie będę w stanie naprawić.

Zane potrząsnął głową, a kosmyki jego rozwianych włosów lekko przesłoniły mu oczy.

– Nie w tym rzecz, Piper. Mógł cię zranić… albo gorzej. Najwyraźniej twoja ochrona jest niewystarczająca. Ktoś musi być przy tobie dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Poczułam przeszywający ból w piersi. Patrząc na Zane’a, dziękowałam sobie w duchu, że nie krzyknęłam wcześniej. Widziałam, że mógł zabić Crasha, bo w jego oczach płonęła żądza krwi. Tego dnia śmierć zebrała już wystarczające żniwo; nie chciałam mieć więcej krwi na rękach, dopóki nie będę pewna, po której stronie opowiedział się Crash. Szansa, że po mojej, była niewielka, ale nie mogłam pozwolić sobie na wyciąganie pochopnych wniosków i ryzyko, że popełnię kolosalny błąd. Zanim skażemy kogoś na śmierć, musimy poznać wszystkie fakty.

Ale Zane… Jego to nie dotyczyło.

Od początku wiedziałam, kim i czym jest i nie zmieniło to moich uczuć do niego. Mógł być bezlitosnym żniwiarzem z listą ofiar dłuższą od dorobku najbardziej pracowitych seryjnych morderców, ale patrząc na niego, nie widziałam niszczyciela dusz. Widziałam chłopaka, w którym byłam beznadziejnie zakochana.

A czując jego rozdzierający ból, pragnęłam objąć go ramionami i wziąć na siebie jego cierpienie. Gorsze od śmierci może być tylko patrzenie, jak umiera ukochana osoba, zostawiając po sobie pustkę i żałobę. Właśnie w takich chwilach, podczas zalewu potężnych emocji, nasze splecione dusze najbardziej dawały znać o sobie. Spłynęła na mnie fala jego uczuć i podniosło mi się ciśnienie.

– I tym kimś, kto ma przy mnie cały czas być, będziesz ty? – zgadywałam.

– Dzisiaj tak – odpowiedział zduszonym głosem.

Wyciągnęłam dłoń, chwytając go za rękę, zanim zdążył się ode mnie odwrócić.

– Doceniam twój gest, ale wszystko gra. Naprawdę. Nie potrzebuję niańki.

Nie przekonało go to, być może dlatego, że przygryzałam wargę, żeby się nie trzęsła.

– Nigdzie nie idę – oznajmił, ściągając buty na dowód tego, że mówi serio.

Mogliśmy toczyć tę grę przez całą noc, ale w końcu ktoś będzie musiał się poddać. A Zane przeszedł dla mnie już wystarczająco dużo, nie chciałam się z nim dłużej sprzeczać.

– Zane, a twoja rodzina?

– Zrozumieją. Wierz mi. Dziś muszę być tu, przy tobie.

Chyba na chwilę stanęło mi serce.

– Okej – ustąpiłam, przyciskając mu czoło do piersi.

Natychmiast objął mnie ramionami, spowijając mnie swoim chłodnym nocnym zapachem.

Miałam wrażenie, że czekałam całą wieczność, żeby z nim być i żeby odwzajemnił moje uczucia, nie odpychając mnie. Bałam się, że to tylko sen, a gdy się obudzę, wszystko będzie po staremu.

– Dziękuję – szepnęłam z twarzą wtuloną w jego koszulę, kładąc dłonie na jego piersi.

– Za co, księżniczko? – Poczułam na twarzy wibracje jego głębokiego głosu.

Uniosłam głowę i spojrzałam w jego niesamowite oczy. Ciemne żyłki na jego twarzy zdążyły już zniknąć.

– Za to, że wróciłeś. – Nie mówiłam o dzisiejszej nocy, ale o jego powrocie do domu i do mnie.

Wplótł palce w moje lekko wilgotne pukle.

– Nigdy nie powinienem był cię opuszczać.

Staliśmy i wpatrywaliśmy się w siebie. Na jego twarzy nie zostało ani śladu po skaleczeniach i siniakach, pamiątce po naszej dzisiejszej walce. Zasypała nas lawina emocji i żadne z nas nie wiedziało, co dalej zrobić lub powiedzieć. Mogłam zaproponować mu jedną z gościnnych sypialni, ale oboje wiedzieliśmy, że nie spuści mnie z oka.

Czas płynął, a my ani drgnęliśmy. To była jedna z tych nocy, kiedy następuje powódź uczuć i brak synchronizacji między ciałem a umysłem. On pewnie czuł to samo.

– Chodź – ponaglił mnie w końcu. – Musisz się przespać.

Cofnęłam się, ale nie oderwał dłoni od moich bioder.

– A ty?

– Nawet gdybym chciał, to nie dałbym rady zasnąć. – Zacisnął szczękę. – Będę czuwał. W razie gdyby komuś przyszła ochota na kolejne niezapowiedziane wizyty.

Jak zawsze twardziel, choć przy mnie nie musiał nim być.

– Mogłabym ci dosypać tabletek nasennych do wody – mruknęłam.

Przeszedł nieśpiesznie przez pokój.

– Nic byś tym nie zwojowała.

– Bo ludzkie leki na nas nie działają? – zgadywałam.

Schylił się nad łóżkiem, odsuwając kołdrę.

– W ogóle.

No cóż, to by wiele wyjaśniało. Zdjęłam szlafrok i rzuciłam go na krzesło.

– Niech ci będzie. Ale chociaż mnie przytulisz? – zapytałam, przechodząc przez pokój.

– To zależy – odpowiedział po sekundzie milczenia.

– Od czego?

– Będziesz w tym spać? – zapytał z nutą swojego celtyckiego akcentu w głosie.

Uniosłam lekko brew.

– Coś ci się nie podoba w mojej koszuli nocnej?

– Nie w koszuli, ale w jej kusości… – powędrował oczami po moich nogach – …i w tym, że nie jestem pewien, czy w ogóle masz coś pod spodem.

– Idealnie. Właśnie w ten sposób chciałam cię zdekoncentrować. – Wskoczyłam do łóżka, schowałam stopy pod kołdrę i przesunęłam się na sam skraj, zostawiając dużo wolnego miejsca w nadziei, że uda mi się go przekonać, by do mnie dołączył. Uniosłam wzrok, spoglądając na jego spowitą ciemnością twarz. – Tylko nie zabieraj mi kołdry.

Materac ugiął się pod jego ciężarem, a sekundę później poczułam, jak ciągnie za kołdrę. On naprawdę był zupełnie inny. Nie namyślając się, chwyciłam za końce i podciągnęłam je pod brodę, może trochę podkradając kołdrę. Albo Zane był za duży, albo łóżko było za małe. Otworzył zapraszająco ramiona, a ja przytuliłam się do niego, kładąc mu głowę na ramieniu.

Będąc w jego objęciach, czułam, jak bardzo jest napięty. Nie byłam w stanie uratować jego brata, ale może uda mi się choć trochę ukoić jego udręczoną duszę i ulżyć mu w cierpieniu, przynajmniej tej nocy. Bez względu na to, czy się do tego przyznawał, czy nie, potrzebował odpoczynku równie mocno, jak ja. Na ułamek sekundy poczułam na szyi muśnięcie chłodnych ust.

– Śpij – szepnął.

Jedyną osobą, która zaśnie tej nocy, będzie on. Zamknęłam oczy i zaczęłam przywoływać wokół siebie swoją moc, wplatając jej strużki w Zane’a. Nie potrzebowałam tabletek nasennych. Nasza więź była jak leczniczy zastrzyk podany wprost do jego krwiobiegu.

Po chwili jego ciało rozluźniło się, a ciszę wypełnił jego równy oddech. Rana po stracie Zandera wciąż była świeża i otwarta. Zane był wyczerpany, zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie. Udało mi się wyciszyć jego duszę na tyle, by mógł zapaść w sen, którego tak bardzo potrzebował. Czuwałam, nie będąc w stanie podążyć za nim w błogie objęcia Morfeusza. Za dobrze znałam blizny, które zostawia śmierć ukochanej osoby, blizny, które nigdy do końca się nie goją.

Niedługo nadejdzie świt. Kilka godzin snu dobrze mu zrobi. Nie spodziewałam się jednak, jak zbawiennie podziałają one na mnie.

Bez względu na traumatyczny wieczór noc w ramionach Zane’a była prawdziwym cudem. Cząstka mnie naprawdę myślała, że nigdy nie będziemy mogli być razem. Ale nie porzucałam nadziei i mimo że nie mieliśmy okazji, żeby porozmawiać o nas, najważniejsze, że Zane był teraz przy mnie. I tylko to się liczyło.

Leżąc w jego ramionach, czułam spokój, błogość i harmonię, o bezpieczeństwie nie wspominając. Nie tylko moja dusza śpiewała; zawtórowało jej też moje serce. Po raz pierwszy w życiu odezwały się tym samym głosem zadowolenia, oplatając mnie wstęgą szczęścia, jakiego nie czułam od śmierci mamy.

Pragnęłam zatrzymać tę chwilę, wyryć ją w pamięci na gorsze dni, ale po wydarzeniach ostatnich dwunastu godzin trudno mi było cieszyć się swoim wewnętrznym światłem. Tonęłam w poczuciu winy. Jak mogłam czuć się choć odrobinę szczęśliwa po śmierci Zandera? Te okruchy szczęścia nie były jednak w stanie całkowicie przesłonić bólu i gniewu, które we mnie żyły. Nie zapomnę o tym, co się stało ani kto za to odpowiada. Nie zapomnę, jaką sama odegrałam rolę w jego śmierci. Poprzysięgłam sobie, Zane’owi i Zanderowi, że ta ofiara nie pójdzie na marne. I zamierzam dotrzymać tej przysięgi, bez względu na koszt.

Tak jakby zależało od tego istnienie świata.Rozdział 2

Nie wiem, co mnie obudziło. Może promienie słońca przebijające się przez zwiewne firanki, a może nawoływanie jastrzębia. Nie licząc tych odgłosów, w moim pokoju panowała niczym niezmącona cisza. Ale gdy przekręcałam się na drugi bok, miałam dziwne przeczucie, że nie jestem sama.

I wtedy sobie przypomniałam. Naprawdę nie byłam sama. Zane został na noc… czy też do rana, zależy, jak na to patrzeć.

Otworzyłam oczy i zamrugałam, spodziewając się zobaczyć jego ciemnoniebieskie tęczówki ze świetlistą, srebrzystą obwódką. Powędrowałam wzrokiem na miejsce obok siebie. Było puste. No nie.

Jednak nie byłam sama.

Z drugiego krańca pokoju wpatrywała się we mnie para oczu koloru zroszonej trawy. W pierwszym odruchu chciałam krzyknąć i rzucić intruzem o ścianę tak mocno, żeby oprzytomniał dopiero za tydzień, ale opanowałam się i jeszcze raz zamrugałam.

– Oliver? – wychrypiałam.

Oliver był Niebieskim Wróblem i jednym z moich ochroniarzy, którzy zazwyczaj patrolowali posiadłość i strzegli wejścia. Nie można powiedzieć, by świetnie się spisywał, skoro Crash zdołał się wślizgnąć do mojego pokoju i to nie raz, ale dwa razy. Teraz mój strażnik opierał się o ścianę i z bardzo znudzoną miną czyścił sobie paznokcie scyzorykiem.

Przyciskając końce kołdry do piersi, usiadłam i odchrząknęłam.

– Eee… co ty tu robisz? Przez „tu” mam na myśli moją sypialnię.

– Dostałem rozkaz, żeby nie spuszczać cię z oka, księżniczko – odparł beznamiętnym, niemalże mechanicznym tonem robota.

– Nie nazywaj mnie tak – warknęłam. Nawet nie drgnął. – Kto dał ci ten rozkaz? – zapytałam, choć znałam już odpowiedź. Wypisz wymaluj była to robota Zane’a.

Oliver wreszcie okazał odrobinę emocji, a dokładniej rozbawienia.

– Kosa Śmierci.

Przewróciłam oczami.

– Gdzie on jest?

Oliver spuścił wzrok, ocieniając ciemnymi rzęsami kościste policzki. Był wysoki i dobrze zbudowany jak Zane, ale na tym podobieństwa między nimi się kończyły.

– Musiał wyjść. Jego rodzina żegna zmarłego.

Chciałabym być przy nich, ale zdawałam sobie sprawę z faktu, że nie powinnam zakłócać tak osobistej uroczystości. Poczułam, jak zaczyna promieniować we mnie przeszywający ból, a po chwili osunęłam się na biały poduszkowy zagłówek.

– Och – odpowiedziałam. Kołdra wyślizgnęła mi się z palców i zsunęła.

Oliver złożył scyzoryk jednym szybkim ruchem.

– Powiedział też, że do jego powrotu nie wolno ci nigdzie wychodzić.

Przez ostatni rok przyzwyczaiłam się robić wszystko po swojemu, wychodzić i wracać do domu, kiedy chciałam, i przed nikim się nie tłumaczyć. Utrata prywatności nie wróżyła niczego dobrego. Do tego dochodził jeden maleńki szczegół: jeszcze nie wypiłam porannej kawy.

– A któż to umarł i zrobił go królem?

Oliver uśmiechnął się bezczelnie.

Podciągnęłam nogi pod brodę, zastanawiając się, jak wyjść z łóżka, nie prezentując Oliverowi zbyt nieskromnych widoków.

– Pewnie nic to nie da, jeśli poproszę cię, żebyś wyszedł? – zapytałam.

Skrzyżował ramiona na piersi i zmarszczył brwi.

– Nic a nic.

– Cudownie – burknęłam. – A czy jakimś szalonym przypadkiem na liście twoich zadań nie widnieje przyniesienie mi kawy?

– Było fajniej, kiedy spałaś. Mniej pytań.

Tak, rzeczywiście wyglądał na faceta, który mało mówi i jest raczej człowiekiem czynu.

– Nie wątpię. Czyli w kwestii kawy odpowiedź brzmi: „nie”?

Prychnął.

– Tak jest, księżniczko.

„Nie może po prostu powiedzieć nie?” W porządku, mogę zostać w łóżku, ale na myśl o kawie naszła mnie straszna ochota na kubek tego boskiego napoju. Albo i cały dzbanek.

Ziewając, zastanawiałam się, czy przekręcić się na drugi bok i zakryć głowę kołdrą, czy może zawinąć się prześcieradłem i poczłapać do kuchni. Skubałam wargę, rozważając obie opcje. Kochałam spać, ale chyba jeszcze bardziej kochałam kawę. Owijając się prześcieradłem, przesunęłam się na krawędź łóżka, gdy nagle Oliver zesztywniał.

Jego policzki gwałtownie pokryły się siateczką szafirowych żyłek.

– Ktoś idzie.

Wpiłam palce w materac, a dziesięć sekund później w drzwiach pojawiła się głowa Parkera. Stał w progu z potarganymi od snu rudoblond włosami, w wymiętych flanelowych spodniach od piżamy i oczywiście w koszulce z postaciami z mangi. W kwestii garderoby Parker był taki przewidywalny… tak jak we wszystkim innym. To właśnie w nim kochałam. Niezmienny, stały jak skała Parker.

Odetchnęłam z ulgą. Dzięki Bogu, że to nie zmora – albo gorzej, dziesięć zmór.

Parker powędrował wzrokiem od Olivera do mnie.

– Eee… Nie sądziłem, że masz towarzystwo.

– Oliver to nie towarzystwo – poinformowałam go, rozluźniając palce. – Podobno polecono mu trzymać się mnie jak rzep psiego ogona.

Oliver wrócił do opierania się o ścianę. Zajął strategiczną pozycję, z której miał oko na wszystkie wejścia.

– Och. – Parker podszedł powoli do łóżka i podał mi kubek kawy.

Miałam ochotę go za to ucałować.

– Bóg mi cię zesłał – oznajmiłam, upijając łyk i pozwalając, by para ogrzała mi twarz.

Za okularami błysnęły jego bursztynowe oczy.

– Raczej Gracie. To ona ją zaparzyła. Ja tylko nalałem i dostarczyłem.

Przymknęłam na chwilę oczy, rozkoszując się słodko-gorzkim wywarem.

– Przypomnij mi, żebym jej powiedziała, że ją kocham.

Parker usiadł na skraju łóżka.

– Gdybym wiedział, że to piżama party, przyniósłbym cały dzbanek i swój śpiwór.

– Wierz mi, to nie był mój pomysł, że nasz Tonto nie chce mnie słuchać. – Oboje z Oliverem wiedzieliśmy, że mogłabym użyć swojej mocy, żeby zmusić go do wyjścia. Ale nie miałam siły ani chęci, aby to robić. Poza tym to było ważne dla Zane’a.

Ja byłam dla niego ważna i postanowiłam, że przynajmniej dziś, gdy jego rodzina żegnała Zandera, będę grzeczna.

– No cóż, może to i dobrze, biorąc pod uwagę fakt, że zbliża się koniec świata – odparł.

Spiorunowałam go wzrokiem. Nie dostrzegałam ani jednej dobrej strony tego, by ktoś przez cały boży dzień chodził za mną krok w krok. Rany, czy będzie się przyglądał nawet, jak pójdę do toalety? Ale po ostatniej nocy wszyscy wciąż byli roztrzęsieni, więc bez względu na to, czy kręciłam nosem na te dodatkowe środki bezpieczeństwa, czy nie, rozumiałam ich przyczynę.

– Wszystko w porządku? – zapytałam.

Parker wbił wzrok w swój kubek.

– Zdefiniuj „w porządku”. Chyba już nigdy nie będzie w porządku. Moja najlepsza przyjaciółka jest zwiastunką śmierci, świat wali się w gruzy, a ja nie zmrużyłem oka.

– Ja też nie – odparłam. – Zrobił się jeden wielki bałagan. Jak mam to niby naprawić? Nawet nie wiem, jak przywrócić zasłonę między światami. Ledwo jestem w stanie zebrać myśli.

Tak naprawdę nie spodziewałam się od Parkera odpowiedzi, ale ją dostałam:

– Nie musisz podejmować decyzji w tej chwili. Odetchnij, póki możesz. Zresztą nie będę udawał, że rozumiem, jak to się dzieje, ale w krytycznym momencie zawsze zdajesz się wiedzieć, co robić.

Może miałam dzień, tydzień albo i miesiąc, ale bez względu na to, ile czasu mi zostało, zanim sprawy posuną się za daleko, nie zamierzałam uzależniać bezpieczeństwa bliskich od swojego instynktu.

– Boże, chciałabym wiedzieć, kiedy znowu uderzą – wyrzuciłam z siebie sfrustrowana. – Obawiam się, że następnym razem nie będziemy w stanie ich pokonać. Albo znowu ktoś zginie. – Doszliśmy do punktu, w którym Parker musi opuścić Raven Hollow. Wczorajsze wydarzenia to kolejny dowód na to, że nie był tu bezpieczny. Do diabła, nie wiedziałam, czy ktokolwiek na świecie jest bezpieczny.

Parker wplótł palce we włosy.

– Wow, ciężkie tematy jak na… – zerknął na stolik nocny – …jedenastą trzydzieści.

Westchnęłam.

– Przepraszam. Odzywa się we mnie zegar biologiczny żniwiarzy. Niedługo całkiem się zamienię w nocne stworzenie. – Błądząc myślami, zapatrzyłam się w sufit. – Nie mogę uwierzyć w to, że Zander nie żyje.

Parker odstawił kubek, przysunął się i objął mnie ramieniem.

– Twój narzeczony. Nie zdążyłem go nawet poznać. Opowiedz mi o nim.

Odczucia Parkera względem Zane’a były jasne, ale co do Zandera… Myślę, że dobrze by się dogadywali. Położyłam mu dłoń na ramieniu i ponownie westchnęłam.

– Polubiłbyś go. Wszyscy go lubili.

– Więc nie był takim skończonym dupkiem jak jego brat? – dopytywał.

Parsknęłam śmiechem.

– Nie, nie miał w sobie ani krzty dupkowatości. Nie zasługiwałam na niego, biorąc pod uwagę to, jak go potraktowałam.

Poruszył się na łóżku, próbując przyjąć wygodniejszą pozycję.

– Niektóre rzeczy są poza naszą kontrolą.

– Nie znoszę braku kontroli.

Ścisnął moje ramię.

– Wiem.

Westchnęłam, patrząc, jak znowu wierci się na łóżku.

– Co się z tobą dzieje? – To było do niego niepodobne. Coś go ewidentnie gryzło.

– Wiesz, tak sobie myślałem… – zaczął.

– Czy ten temat wymaga większej ilości kawy? – przerwałam mu, gapiąc się w swój prawie pusty kubek.

Usta stojącego w rogu Olivera zadrgały. Korciło mnie, żeby zapytać, czy od tego ciągłego stania nie bolą go nogi. Ja już po godzinie zaczęłabym się słaniać.

– Raczej czegoś mocniejszego – doradził Parker.

– Teraz zaczynam się bać.

– Dzwoniła moja mama.

– Wszystko w porządku? – Moje myśli rozbiegły się w milion różnych kierunków. Po zdarciu zasłony nikt nie był bezpieczny. Czy coś się stało?

– Tak, u niej wszystko dobrze. Ale pytała, kiedy wracamy. Za trzy tygodnie zaczyna się szkoła, a wiesz, jaka jest moja mama.

Odetchnęłam z ulgą. Lato dobiegało końca, a to znaczyło, że mieliśmy iść do klasy maturalnej. Wierzcie lub nie, ale żniwiarze też chodzili do liceum. Dowiedziałam się jedynie, że uczymy się w domu. Bardzo wątpiłam w to, by ta edukacja w czymkolwiek przypominała moją starą szkołę w Chicago. Ale nie powiedziałam Parkerowi o swoich planach. Przyjęłam, że rozumiał, iż nie wyjadę z Raven Hollow. Tu był obecnie mój dom.

– Ja nie wracam, Parks.

Wziął głęboki oddech.

– Wiedziałem, że to powiesz.

– Przykro mi. Wiem, że mieliśmy plany…

Na jego ustach pojawił się smutny, lekki uśmiech pełen tęsknoty.

– Tak, mieliśmy darować sobie ceremonię wręczania dyplomów, pójść na śniadanie do Over Easy Cafe i obgadać wszystkich lamerów, których nigdy więcej nie będziemy musieli oglądać.

– A potem mieliśmy całe lato podróżować po Stanach i jesienią zapisać się do Akademii Sztuk Pięknych. Nie zapomniałam o tym, ale studia chyba już nie są mi pisane. Będziesz musiał wybrać się na nie beze mnie.

Spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.

– Właśnie o to chodzi. Bez ciebie nie chcę…

– Parker, nie możesz rezygnować z marzeń. Wiem, jak bardzo pragniesz tworzyć. Większość ludzi nie rozumie twojej pasji do mangi. Ale już zbyt wiele marzeń legło w gruzach i odebrano zbyt wiele istnień. Dlatego ty musisz żyć, dla nas obojga. I zrobić wszystko to, co sobie obiecaliśmy.

– Tyle że wszystko się zmieniło – upierał się. – A co, jeśli to, czego wcześniej pragnąłem, przestało się dla mnie liczyć?

– To prawda, wszystko się zmieniło, ale to nie znaczy, że nie możesz mieć wymarzonego życia. Ożenić się. Mieć statystyczne 2,5 dziecka, psa i dom z białym płotkiem. Jeśli tego właśnie chcesz, możesz to wszystko mieć.

– W twoich ustach to wydaje się takie proste. Ale jak mam zapomnieć, że po świecie grasują duchy, które mają problem z agresją i zabijają ludzi? Jak mam zapomnieć o tobie? – W jego słowach słychać było gniew.

Przełknęłam ślinę.

– Nie chcę, żebyś o tym zapomniał ani żebyś zapomniał o mnie. Chcę natomiast, żebyś był bezpieczny. I bardzo, bardzo szczęśliwy.

Uniósł wzrok. Od jego spojrzenia krajało mi się serce.

– Nie wydaje mi się, żeby życie bez najlepszej przyjaciółki mogło być szczęśliwe. Nie mam złudzeń i wiem, że gdy opuszczę tę wyspę, już nigdy się nie zobaczymy.

Zaczęłam bawić się pierścionkiem.

– Nie możesz tego wiedzieć na pewno. Żadne z nas nie wie, co przyniesie przyszłość.

Nie miałam pojęcia, co nas czeka. Samo zastanawianie się nad tym przyprawiało mnie o dreszcze. Parker nie radził sobie dobrze z niespodziankami, a ja zaczynałam ich nie cierpieć, zwłaszcza że wszystkie kończyły się dla mnie walką o życie. Nie było żadnej gwarancji jutra, szczególnie w moim „zawodzie”.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: