Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Szalone misje II Wojny Światowej - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 września 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Szalone misje II Wojny Światowej - ebook

100 nieznanych epizodów II wojny: najbardziej brawurowe operacje i akcje sabotażowe

Autor militarnych bestsellerów sprzedanych w Polsce w ponad 180 000 egzemplarzy.

Najbardziej śmiałe wyczyny szpiegów, członków ruchu oporu, żołnierzy jednostek specjalnych, komandosów i cywilów obu stron konfliktu.
• Pluton niemieckich żołnierzy przebranych za kobiety przekracza granicę Belgii jako forpoczta inwazji.
• Próba porwania królowej holenderskiej przez niemieckich spadochroniarzy.
• Tajne radio działa w niemieckim obozie dla amerykańskich jeńców.
• Ośmiu amerykańskich żołnierzy przechodzi linię frontu w przebraniu francuskich policjantów.
• Podwodna wojna o Gibraltar.
• Brytyjski oficer w mundurze pułkownika włoskiej armii wykrada informacje z niemieckiego sztabu.
• Jedyna potrójna agentka II wojny światowej.
• Supertajne wojsko X.
• Tajna misja w Alpach.
• Jeńcy wojenni skaczą ze spadochronami nad Trzecią Rzeszą.
• Mobilizacja 28 000 000 cywilnych zabójców.


William Breuer (1922–2010) to jeden z najpopularniejszych amerykańskich historyków wojskowości, autor nieustannie wznawianych na świecie bestsellerów. W swoich książkach (m.in.: Największe oszustwa w II wojnie światowej, Tajne bronie w II wojnie światowej, Ściśle tajne w II wojnie światowej, Tajne epizody II wojny światowej, Niewyjaśnione tajemnice II wojny światowej) napisanych żywo i z rozmachem dociera zawsze do niepublikowanych informacji i przedstawia je w tempie najlepszej powieści sensacyjno-przygodowej.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-6130-0
Rozmiar pliku: 8,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Druga wojna światowa, największa próba sił, jaką zna historia, miała różne oblicza. Nie sprowadzała się wyłącznie do bezpośredniej konfrontacji dwóch wrogich sił. Jednym z najbardziej istotnych zmagań militarnych była tajna „wojna w wojnie” tocząca się za liniami wroga. Były to zarówno krótkie wypady na tyły przeciwnika, jak i akcje wymierzone przeciwko jego stolicom i kwaterom głównym.

Obie strony wciąż podejmowały wysiłki, by spenetrować wrogie terytorium, zdobyć informacje, rozpuścić plotki, zyskać przewagę taktyczną, siać zamieszanie i chaos. W celu infiltrowania terytorium przeciwnika stosowano wiele pomysłowych sposobów, na przykład pluton niemieckich żołnierzy przebrał się za kobiety-uciekinierki i popychając wózki dziecięce z ukrytą bronią, jako forpoczta inwazji, przekroczył granice Belgii. Niemcy zakładali też mundury holenderskie podczas najazdu na terytorium tego kraju.

Hitlerowski atak na Polskę poprzedzony był wypadem niemieckich żołnierzy, z których część była przebrana w ubrania cywilne, a część w polskie mundury. W Afryce Północnej żołnierze brytyjscy przebrani za Niemców robili wypady na lotniska wroga, a obie walczące strony od czasu do czasu przebierały się za Arabów. Pewien brytyjski oficer we Włoszech włożył mundur pułkownika armii włoskiej, żeby dostać się do niemieckiego sztabu i wykraść informacje.

Na Pacyfiku amerykański sierżant japońskiego pochodzenia ubrał się w mundur japońskiego oficera, prześliznął się za linie wroga i przyprowadził ze sobą 13 żołnierzy nieprzyjaciela, którzy posłuchali jego rozkazu i złożyli broń. Pod koniec konfliktu w Europie Niemcy noszący amerykańskie mundury i posługujący się amerykańskimi dżipami, ciężarówkami i dwoma czołgami, wywołali panikę w obozie alianckim podczas bitwy w Ardenach.

Obie strony nie ograniczały się do infiltracji pieszej. Korzystały z najróżniejszych środków transportu, żeby dostać się za linie nieprzyjaciela: składanych kajaków, dwuosobowych łodzi podwodnych, ludzi-torped, kutrów rybackich, ciężarówek, płetwonurków, dżipów, koni, mułów, spadochronów, szybowców, a nawet pociągu.

Nie wszystkie takie wyprawy były zaplanowane. Często zdarzało się, że pojedynczy żołnierze albo całe grupy odcięte przez natarcie wroga musiały posłużyć się fortelami, żeby uniknąć niewoli. Na przykład ośmiu amerykańskich żołnierzy przeszło przez niemiecki front w przebraniu francuskich policjantów.

Ucieczki z obozów jenieckich znajdujących się daleko na tyłach zdarzały się często, ale w większości przypadków uciekinierzy byli chwytani ponownie. Zdarzały się zaskakujące wyjątki. Należała do nich przygoda pewnego francuskiego generała, mężczyzny już ponad 60-letniego, któremu udało się uciec w cywilnym ubraniu. Podobnym wyjątkiem była historia trzech żołnierzy, którzy spędzili osiem dni na strychu małego domu, bez jedzenia i wody, podczas gdy Niemcy kwaterowali na parterze.

Integralnym składnikiem „wojny w wojnie” byli szpiedzy. Wielu tych śmiałków zostało schwytanych i straconych. W działaniach szpiegowskich kluczową rolę odgrywały kobiety; kilka z nich zorganizowało zakonspirowane trasy przerzutowe, którymi setki strąconych lotników alianckich wydostało się z Europy okupowanej przez hitlerowców.

O planach strategicznych i heroizmie na polu bitwy, na morzu i w powietrzu, podczas II wojny światowej, napisano już wiele książek. Zadaniem tej pracy jest uzupełnienie luki w relacjach. Daje ona pełny obraz wyczynów za liniami wroga. Niektóre z nich są tak dziwaczne lub nielogiczne, że zostałyby odrzucone przez Hollywood jako mało prawdopodobne – chociaż zdarzyły się naprawdę.Część pierwsza Ciemność nad Europą

Atak na pocztę początkiem wojny

W pierwszej połowie 1939 roku Europę spowiła chmura złych przeczuć. Wyczuwano zbliżającą się burzę. Czcigodna postać brytyjskiej polityki, Winston S. Churchill, który dawniej pełnił wiele funkcji rządowych, ale teraz znajdował się poza sceną polityczną, przestrzegał, że „Europa huczy od dzikich namiętności”. Miał na myśli Adolfa Hitlera i jego faszystowskie hordy z Berlina.

W całej Anglii przygotowywano się do wojny. Wysokie zawodzenie alarmów przeciwlotniczych usłyszano w Londynie po raz pierwszy, gdy urzędnicy do spraw obrony testowali narodowy system wczesnego ostrzegania przeciwko atakom potężnej Luftwaffe.

W tym samym czasie do pracy przystąpiła inna siła niewidoczna dla oka. Admirał Wilhelm Canaris, szef Abwehry, niemieckiego wywiadu wojskowego, od wielu miesięcy przesyłał MI-6, wywiadowi brytyjskiemu, dokładne raporty o położeniu militarnym i gospodarczym Trzeciej Rzeszy. Canaris stał na czele „Schwarze Kapelle”, spisku wybitnych Niemców, którzy poprzysięgli sobie, że poskromią albo zahamują marzenia Hitlera o podboju Europy.

Wkrótce po tym, jak w marcu 1939 roku, Hitler wysłał swoich żołdaków, aby pochłonęli bezbronną Czechosłowację, Canaris zastosował nową strategię, usiłując popchnąć Wielką Brytanię do podjęcia działań przeciwko Rzeszy. Przestał wysyłać raporty i zaczął szpikować MI-6 fałszywymi informacjami.

3 kwietnia Canaris, niewysoki, nerwowy mężczyzna, oświadczył, że Hitler może wysłać Luftwaffe, żeby zaatakowała Royal Navy, pierwszą linię obrony Wielkiej Brytanii. Drugi niepokojący raport „ujawniał”, że niemieckie U-Booty grasują po kanale La Manche, a nawet penetrują ujście Tamizy, wpływając daleko w głąb drogi wodnej prowadzącej do Londynu.

Tym razem przebiegłemu niemieckiemu mistrzowi szpiegostwa udało się wywołać reakcję, choć niewielką. Lord Stanhope, Pierwszy Lord Admiralicji, połknął przynętę. Tego samego dnia wydał flocie rozkaz, by „obsadziła stanowiska dział przeciwlotniczych” i „była gotowa na wszystko, co może się zdarzyć”.

Jeszcze inny fałszywy raport Canarisa informował, że Hitler planuje rozpoczęcie wojny z Wielką Brytanią od przeprowadzonego z zaskoczenia ataku bombowego na Londyn. Tym razem przebiegły admirał przesadził. Kiedy żaden ze spreparowanych przez niego scenariuszy się nie ziścił, stracił wiarygodność w oczach MI-6 i dowódców angielskich. Wiele osób w Londynie sądziło niesłusznie, że admirał pichci te wymyślne opowieści w ramach chytrego planu, który miał zamaskować prawdziwe intencje Hitlera.

Tymczasem, w początkach roku 1939, Hitler przygotowywał się do wprowadzenia w życie „Fall Weiss” (Planu Białego). Był to kryptonim wielkiej inwazji na Polskę. Armia zwiększyła się znacznie, gdy zaciągnięto nowych rekrutów na „wiosenne ćwiczenia”. W wielkich niemieckich fabrykach uzbrojenia wrzało – produkowano działa, czołgi, samoloty i okręty. Wyjątkowo sprawny sztab generalny Hitlera ułożył plan agresji, który miał być poprzedzony infiltracją polskich linii obronnych oraz wprowadzaniem zamieszania, sabotażem i ochroną mostów niezbędnych dla nacierających czołgów.

Wcześniej armia lądowa (Heer) ogłosiła nabór ochotników do specjalnych jednostek typu komandoskiego. Dowodził nimi Oberst (pułkownik) Theodor von Hippel, szef Sekcji II, wydziału wywiadu odpowiedzialnego za tajne operacje. W ciągu kilku tygodni Hippel zorganizował doborową jednostkę z ludzi, których wybrano nie tylko ze względu na ich walory bojowe, ale także pomysłowość i płynną znajomość co najmniej jednego języka obcego. Projekt otoczony został ścisłą tajemnicą.

Żeby zamaskować prawdziwe przeznaczenie tej elitarnej jednostki, nazwano ją „Lehr und Bau Kompagnie” (kompania szkolno-budowlana). Jej kwatera główna znajdowała się w starym pruskim mieście Brandenburgu. Od niego oddział wziął nazwę, którą nosił przez całą wojnę – Brandenburczycy. O doborze misji specjalnych dla jednostki decydował sztab generalny Wehrmachtu (Oberkommando der Wehrmacht).

W wielkiej wiejskiej posiadłości pod Brandenburgiem przyszli komandosi byli uczeni technik ukrywania się, samowystarczalności, cichego poruszania się w lesie, życia w terenie, znajdowania drogi na podstawie gwiazd. Uczyli się skakać ze spadochronem, pływać kajakiem, jeździć na nartach, a także robić materiały wybuchowe z potażu, mąki i cukru.

Pierwszy sprawdzian bojowy dla Brandenburczyków nadszedł w połowie 1939 roku, kiedy małe grupki składające się z sabotażystów z tej jednostki, przebrane za górników i robotników, zaczęły przekradać się do Polski, infiltrować kopalnie, fabryki i elektrownie. W gruncie rzeczy Hitler miał do dyspozycji wielu sabotażystów głęboko za polskimi liniami obronnymi wzdłuż całej granicy.

Dzień rozpoczęcia „Fall Weiss” – agresji na Polskę – przypadł na 1 września 1939 roku, ale konflikt, który zapoczątkował II wojnę światową, wybuchł na pół godziny przed planowanym początkiem. Co ciekawe, obie strony nosiły ubrania cywilne zamiast mundurów.

Wieczorem 31 sierpnia grupa Brandenburczyków w cywilnych ubraniach przygotowała się do przeprowadzenia akcji w Gdańsku. Ten bałtycki port po I wojnie światowej był wolnym miastem i zapewniał Polsce dostęp do morza.

O 4.17 nad ranem, w dniu wybuchu wojny, Brandenburczycy otoczyli Pocztę Gdańską i zażądali jej poddania. Polscy pocztowcy byli uzbrojeni. Rozpoczęła się strzelanina, która potrwała kilka godzin.

W tym samym czasie niemiecki krążownik „Schleswig-Holstein”, który przybył do gdańskiego portu z wizytą „kurtuazyjną”, rozpoczął ostrzeliwanie polskiej placówki wojskowej na Westerplatte. Był to prawdopodobnie jedyny wypadek w historii, gdy okręt wojenny przedostał się za linie nieprzyjaciela.

Do zapadnięcia nocy Gdańsk i Poczta Gdańska znalazły się w rękach Niemców.

Brandenburczycy, zatrudnieni na terenie Polski jako robotnicy, użyli materiałów wybuchowych przemyconych w ciągu ostatnich kilku przedwojennych dni z Niemiec i wysadzili w powietrze kluczowe przedsiębiorstwa, w których byli zatrudnieni.

W innych miejscach przekradli się z Niemiec przez granicę, przedostali się za polskie linie obronne i opanowali kilka ważnych mostów na Wiśle. O 5.00 pięć niemieckich armii z czołgami w szpicach wdarło się do Polski i przejechało przez Wisłę po przęsłach zabezpieczonych przez dywersantów.

Był to brutalny, przytłaczający napad. Wojsko Polskie i polskie lotnictwo wojskowe były mniej liczne i wyposażone w przestarzały sprzęt. Niemcy natomiast dysponowali najnowocześniejszym jak na tamte czasy ekwipunkiem. Adolf Hitler wprowadził termin Blitzkrieg (wojna błyskawiczna) do języków wielu narodów.

Polacy walczyli z pełną desperacji odwagą, ale ich męstwo w dużej mierze poszło na marne.

Wojska Hitlera wspomagane przez dywersantów przebranych za cywili podbiły 33-milionowy naród w miesiąc¹.Rozbijanie hitlerowskiej siatki szpiegowskiej

Po tym, jak Adolf Hitler szorstko odrzucił brytyjskie ultimatum, żeby wycofał swoją zmechanizowaną potęgę z Polski, 3 września Anglia i Francja wypowiedziały wojnę Niemcom. Była to tzw. dziwna wojna. W praktyce Anglia i Francja nie przyszły Polsce z pomocą. W tym czasie Abwehra, elitarny niemiecki wywiad wojskowy, dysponowała siatką szpiegowską na Wyspach Brytyjskich. Liczyła ona 256 członków.

Abwehra od 1937 roku przygotowywała się do wojny z Wielką Brytanią, dokonując infiltracji lub rekrutując wielu tajnych agentów. Wielu z nich nakazano pozostanie w konspiracji, dopóki nie będą potrzebni.

Jednym z głównych twórców tej siatki był kapitan niemieckiej marynarki wojennej Joachim Burghardt, szef hamburskiego wydziału Abwehry, który odpowiadał za pozyskiwanie informacji z Wielkiej Brytanii. Krzepki i rozczochrany Burghardt nie przypominał stereotypowego asa wywiadu. Miał jednak przenikliwy umysł, był pomysłowy i wiedział, jak przyciągnąć do swojego sztabu zdolnych i gorliwych młodych oficerów. Mimo sukcesu, jaki odniósł w Wielkiej Brytanii w 1938 roku, w wyniku tarć wewnątrz Abwehry został odwołany ze stanowiska.

Praktyka „odwracania” hitlerowskich szpiegów w Anglii pozwalała na aresztowanie nowych agentów praktycznie natychmiast po ich przybyciu (National Archives)

Zastąpił go kapitan marynarki wojennej Herbert Wichmann, człowiek równie oddany sprawie i inteligentny, jak jego poprzednik. Wichmann także dysponował podstawową cechą wszystkich asów wywiadu: uwielbiał anonimowość.

Aparat szpiegowski Abwehry w Wielkiej Brytanii dzielił się na dwie sieci. Jedna z nich nosiła nazwę Łańcucha R i składała się z ruchomych agentów udających turystów i sprzedawców obwoźnych. Podróżowali oni po całym kraju, zbierając informacje, a ich zajęcia stanowiły doskonały kamuflaż.

Druga sieć Abwehry nosiła kryptonim Łańcuch S – byli to agenci „cisi” lub „uśpieni”. Do tej grupy należeli Niemcy, obywatele krajów neutralnych oraz brytyjscy zdrajcy. Wszyscy doskonale kryli się w codziennym życiu. W Łańcuchu S było co najmniej 10 kobiet, w tym dwie pięćdziesięciokilkulatki zatrudnione jako pokojówki w domach dwóch brytyjskich admirałów. Podając herbatę szefom marynarki wojennej i ich gościom, służące potrafiły wychwycić mnóstwo urywków tajnych informacji.

Do czasu, gdy Hitler postanowił napaść na Polskę, tych kilkuset współpracowników Abwehry zdążyło już namierzyć większość lotnisk, portów, baz wojskowych, fabryk amunicji i samolotów na południu i na wschodzie Anglii. Gdy wybuchła wojna, Abwehra była w stanie z wycinkowych informacji ułożyć precyzyjny obraz brytyjskich przygotowań wojennych.

3 września, zaledwie kilka godzin po tym, jak Wielka Brytania przystąpiła do wojny, agenci Scotland Yardu (Londyńskiej Policji Metropolitarnej) i MI-6 (brytyjskiego kontrwywiadu) zaczęli przeczesywać Wyspy. Było to jedno z największych w historii polowań na szpiegów.

W ciągu pierwszych kilku dni tej operacji brytyjscy detektywi zatrzymali prawie wszystkich z liczącej 356 osób listy A. Setki innych osób, uznanych za „niewiarygodne”, zostały bądź deportowane, bądź uwięzione.

Większość szpiegów Abwehry (albo osób podejrzanych o szpiegostwo) wyciągnięto z domów albo miejsc pracy. Do końca nie byli oni świadomi tego, że brytyjscy łowcy szpiegów mają na nich oko od lat. Kilku hitlerowskich agentów, widząc, że ich los jest już przypieczętowany, w nadziei, że uratują swoje głowy, z własnej inicjatywy oddało się w ręce władz.

Cały aparat szpiegowski, który Abwehra z taką pieczołowitością budowała od prawie trzech lat, został zmieciony z powierzchni ziemi w ciągu zaledwie dwóch tygodni².Gestapo rozbija siatkę szpiegowską

Gdy nad Europą, w połowie roku 1939 gromadziły się wojenne chmury, Folkert Van Koutrik, młody Holender, od dwóch lat prowadzący z Hagi operacje szpiegowskie przeciwko Niemcom poznał dziewczynę, która lubiła wystawne życie i drogą biżuterię. Van Koutrik potrzebował więc znacznie więcej pieniędzy, niż płaciła mu MI-6.

Holender zbliżył się zatem do kapitana Traugotta Protze, szefa wydziału specjalnego Abwehry znanego jako III F, i ubił z nim interes. Będzie szpiegował dla Niemców przeciwko Brytyjczykom za gażę dwa razy większą od tej, którą dostaje z MI-6. Jednak nawet te dochody Koutrika nie mogły zaspokoić materialnych apetytów jego utrzymanki. Toteż nie poinformował MI-6 o swoich układach z III F. Szpiegował dla obu stron i od obu stron brał pieniądze. Potem jego „lojalność” przechyliła się na stronę Niemców (którzy znacznie lepiej płacili). Zaczął informować Protzego o każdym brytyjskim agencie, który przekradł się do Trzeciej Rzeszy z Hagi.

W Niemczech gestapo miało na oku zarówno agentów, jak i ludzi, którzy się z nimi kontaktowali. W kilka godzin po wypowiedzeniu wojny przez Wielką Brytanię, gestapo rzuciło się na tych ludzi. Nie wszyscy brytyjscy agenci wpadli w sidła. Jednak Anglik-renegat, John „Jack” Cooper, zaufany adiutant wysokiego oficera placówki MI-6 w Hadze, wyrzucony za malwersacje, ujawnił Protzemu także tych pozostałych. Zanim wyrzucono go z MI-6, Cooper skopiował tajne akta i sprzedał swój kraj hitlerowskim Niemcom – za skromną sumkę w złocie.

W ciągu 30 dni zniszczono budowaną od pięciu lat brytyjską siatkę szpiegowską³.Maskowanie niemieckiej inwazji

Po pokonaniu Polski we wrześniu 1939 roku Adolf Hitler zamierzał skierować się na Zachód i zaczął gromadzić siły, które miały się zmierzyć z armiami francuskimi i brytyjskimi. Przez kilka miesięcy obie strony nie podejmowały działań bojowych. Zaledwie od czasu do czasu oddawano strzał. Prasa światowa nazwała tę sytuację „dziwną wojną” albo Sitzkriegiem – w dosłownym tłumaczeniu: „wojną siedzącą”.

Holendrom, inaczej niż Belgom, udało się podczas I wojny światowej zachować neutralność. Nie widzieli powodu, dla którego tym razem miałoby być inaczej. Ale byli zdecydowani podjąć walkę, gdyby Niemcy dokonali inwazji na ich kraj, chociaż holenderska armia nie miała czołgów, dysponowała wyłącznie konną artylerią, a na jednego żołnierza piechoty przypadały trzy granaty.

Królowa Wilhelmina i członkowie holenderskiego rządu byli wstrząśnięci, gdy w początkach listopada 1939 roku major Gijsbert Jacob Sas, zastępca attaché wojskowego ambasady holenderskiej w Berlinie, przysłał wiadomość, że dwunastego tego miesiąca Niemcy mają zamiar napaść na Holandię.

Paradoksalnie, generał Izaak H. Reijnders, szef sztabu armii holenderskiej, nie przejął się rewelacjami Sasa. Myślał, że Niemcy chytrze posługują się majorem w swojej Nervenkrieg (wojnie nerwów). Premier Dirk Jan de Geer miał do tego równie sceptyczne nastawienie. Kiedy 12 listopada minął bez problemów, przypomniał przez radio, że podczas I wojny światowej podobna obawa przed inwazją okazała się równie nieuzasadniona.

Major Sas nie mógł ujawnić, że informacje uzyskał od pułkownika Hansa Ostera, wysokiego oficera w sztabie admirała Canarisa, szefa Abwehry. Zarówno Canaris, jak i Oster należeli do „Schwarze Kapelle” (Czarnej kapeli), spisku zawiązanego przez wysokich niemieckich oficerów i funkcjonariuszy rządowych, którego celem było pozbycie się Hitlera. Pełniąc tak odpowiedzialne stanowisko, Canaris doskonale znał szczegóły wojskowych planów Führera.

Transparent propagandowy widoczny z okopów francuskich podczas Sitzkriegu głosi: „Lud niemiecki nie zaatakuje ludu francuskiego, jeśli Francuzi nie zaatakują Niemców” („Hearst Metronome News”)

W ciągu następnych tygodni Sas przekazał kilkanaście dat rozpoczęcia „Fall Gelb” (Planu Żółtego), potężnego natarcia na armie francuskie i brytyjskie oraz agresji na trzy neutralne państwa – Holandię, Belgię i Luksemburg. Jednak gdy mijał jeden „dzień zero” za drugim, wiarygodność Sasa topniała jak w bajce o chłopcu, który ciągle krzyczał, że napadły go wilki.

Sas potwierdził przysłowie, że nikt nie jest prorokiem we własnym kraju. Przywódcy holenderscy doszli do wniosku, że stał się ofiarą niecnego spisku Abwehry, który miał sprowokować Holendrów do jakiegoś działania i dać Hitlerowi pretekst do inwazji.

Tak naprawdę ostrzeżenia Sasa były prawdziwe. Za każdym razem Hitler odraczał „Fall Gelb” ze względu na pogodę, która tamtej zimy i wczesnej wiosny była wyjątkowo kapryśna. Sas nie mógł przekazać tych informacji z obawy, że zdekonspiruje „Schwarze Kapelle” i doprowadzi do egzekucji spiskowców.

Mimo że ostrzeżenia Sasa zostały odrzucone, wywiad holenderski odkrył niepokojący plan wprowadzany w życie przez Abwehrę. Niemcy przemycali do Rzeszy ogromne ilości holenderskich mundurów wojskowych, policyjnych i kolejarskich. Za tym dziwnym planem stał ukryty cel: niemieccy żołnierze mieli się przebierać w te mundury, przekradać się za linie holenderskiej obrony granicznej i wywoływać potężne zamieszanie na tyłach w momencie wprowadzenia „Planu Żółtego” w życie.

Dopiero teraz przywódcy holenderscy zaczęli na serio podchodzić do zagrożenia inwazją. Obawy sięgnęły zenitu, gdy 4 maja 1940 roku major Sas zameldował z Berlina, że Niemcy najadą na Holandię w ciągu najbliższych dwóch tygodni.

8 listopada minister spraw zagranicznych Eelco van Kleffens, po obiedzie spożytym w swojej haskiej rezydencji, został wywołany do telefonu. Dzwonił Sas. Informacja była zwięzła i przerażająca: „Jutro o świcie – trzymajcie się!”.

9 maja, o 3.00 nad ranem, mała kolumna samochodów, z których jeden wiózł Adolfa Hitlera, zatrzymała się przed wielkim betonowym bunkrem na gęsto porośniętej drzewami górze, na południe od starego niemieckiego miasta Akwizgranu leżącego tuż przy granicy. Budowla nosząca kryptonim „Felsennest” (skalne gniazdo) miała zostać kwaterą główną Hitlera na czas realizacji „Planu Żółtego”.

Na godzinę przed przybyciem hitlerowców do bunkra, niemieccy żołnierze, ubrani w gromadzone od miesięcy mundury holenderskie, zaczęli przenikać za linie obronne przeciwnika. Doszło do tego, że trzech Niemców noszących mundury holenderskiej żandarmerii eskortowało sześciu nieuzbrojonych niemieckich żołnierzy za umocnienia graniczne w stronę Gennep.

W holenderskich punktach kontrolnych nie pofatygowano się, żeby zatrzymać ich do sprawdzenia; prawdopodobnie uznano, że tych sześciu jeńców przypadkiem zabłąkało się za granicę i po udzieleniu łagodnego upomnienia pozwoli im się wrócić do Reichu. W rzeczywistości cała dziewiątka brała udział w ruse de guerre (fortelu wojennym), którego celem było przetarcie dróg natarcia.

Niemcy, dowodzeni przez porucznika Wilhelma Walthera, doszli aż do mostu kolejowego na Mozie. Holendrzy, w obawie przed atakiem, zaminowali jego główne przęsło. Oddział prawdziwych holenderskich żołnierzy czekał w gotowości, żeby wysadzić ładunki, gdyby do mostu podjechał niemiecki pociąg z wojskiem. Przybycie Walthera i jego ludzi nie wzbudziło jednak podejrzeń. Trzech Niemców w mundurach żandarmerii podeszło do wartowni na wschodnim brzegu i unieszkodliwiło jej obsadę. Wtedy sześciu niemieckich „jeńców” wbiegło na most i błyskawicznie poprzecinało przewody prowadzące do ładunków wybuchowych.

Tuż przed świtem kilkuset niemieckich żołnierzy i kilkadziesiąt wozów bojowych przekroczyło granicę z Holandią, całkowicie zaskakując obrońców. Wkrótce pierwszy pociąg pancerny wyładowany piechotą wjechał bez problemów do Holandii i przemknął po moście na Mozie.

W tym samym czasie gdy „holenderscy żandarmi” i ich „niemieccy jeńcy” podstępem zdobywali kluczowy most, prawie 100 dywersantów z batalionu Brandenburg wdarło się do sąsiedniej Belgii, uprzedzając główne uderzenie armii niemieckiej. Przebrani za cywilów, spenetrowali belgijskie linie obronne wzdłuż całej granicy i dołączyli do kolumn uchodźców uciekających przed zbliżającymi się działaniami wojennymi.

Wielu dywersantów pchało wózki dziecięce, w których pod materacykami była ukryta broń. Zgodnie z uknutym wcześniej planem, tak manewrowali w tłumie, żeby opanować cele swojej misji: główne mosty na Mozie i tunel pod rzeką Scheldt w pobliżu Antwerpii.

Inny oddział niemiecki, ubrany w berety i płaszcze, przeniknął przez front belgijski, opanował autobus i pognał w kierunku Nieuport. Mieli zapobiec sytuacji, która zdarzyła się podczas I wojny światowej. Kiedy armia kajzerowska najechała wtedy Belgię, obrońcy Nieuport otworzyli śluzy na Izerze, zalali nisko położone tereny i spowolnili tempo wojsk niemieckich. Tym razem dywersantom powiodło się – zajęli śluzy, zanim Belgowie zdołali je otworzyć⁴.Tramwaj w szpicy uderzenia

Tuż po świcie, pierwszego dnia niemieckiego najazdu na Holandię, mieszkańców Rotterdamu zaskoczył widok 12 starych łodzi latających Heinkla, lecących nisko nad rzeką New Maas płynącą przez środek ich miasta. Łodzie wylądowały w pobliżu mostu Wilhelma, głęboko za linią walki. Stu dwudziestu żołnierzy piechoty i saperów wyskoczyło z łodzi, napompowało gumowe pontony i powiosłowało w stronę brzegu. Był 10 maja 1940 roku.

Przechodnie spieszący się do pracy nawet nie domyślali się, że właśnie rozpoczęła się inwazja. Sądzili, że to brytyjskie łodzie latające, i nawet pomagali niektórym żołnierzom nieprzyjaciela wdrapywać się na stromy brzeg.

Wkrótce przybył większy oddział holenderski i nawiązał kontakt ogniowy z Niemcami, którzy znaleźli schronienie w okolicznych domach i za filarami mostu. Niemiecki dowódca już myślał, że jego ludzie zostaną starci z powierzchni ziemi, chyba że wkrótce nadciągnie pomoc.

Tymczasem desantowała się kompania Fallschirmjeager (spadochroniarzy) dowodzona przez starszego lejtnanta Horsta Kerfina. Jego ludzie wylądowali na stadionie piłkarskim niedaleko rzeki. Po zebraniu spadochronów uformowali szyk i pospieszyli z pomocą oblężonym kolegom z łodzi latającej przy moście Wilhelma.

Ogień Holendrów był tak silny, że grupa Kerfina została przyszpilona do ziemi, zanim pokonała połowę odległości. Ale wtedy niemieccy spadochroniarze zajęli tramwaj, opuszczony przez pasażerów, gdy zaczął się desant. Niemcy zaczęli ostrzał, a wagon, wściekle dzwoniąc, przejechał na południowy przyczółek mostu Wilhelma. Wkrótce oddział z łodzi latającej został uratowany. Był to chyba jedyny przypadek podczas tej wojny, kiedy tramwaj wsparł atak piechoty⁵.

Koniec wersji demonstracyjnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: