Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tajemnica nocy "Dęba" - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 maja 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
12,81

Tajemnica nocy "Dęba" - ebook

Historia Polski pisana jest krwią bohaterów. Bezwzględny los wielu z nich skazał na pozostanie bezimiennymi i zapomnienie. „Tajemnica nocy Dęba” przybliża młodemu pokoleniu jedną z najbardziej dramatycznych kart naszej historii. Los „Żołnierzy Niezłomnych”, wojowników za wolność, których władze komunistyczne skazały na zapomnienie.
Koniec roku szkolnego dla Wojtka, uwielbiającego naukę licealisty początek nudy. Znajomi rozjeżdżają się po Polsce i Świecie, a przed nim majaczy widmo nudy. Wprost nie może się doczekać chwili, kiedy ponownie będzie mógł chodzić do szkoły. Opuszczając 30 czerwca musy szkoły nie podejrzewa nawet, że rozpoczyna się największa przygoda jego życia. Przygoda, która pozwoli odkryć tajemnicę zaginionego oddziału „Żołnierzy Niezłomnych”

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-944252-8-9
Rozmiar pliku: 4,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Drogi młody Czytelniku!

Książka, którą teraz trzymasz w dłoni, ma na celu dać Ci dobrą rozrywkę. Pozwolić się trochę pośmiać, poczuć dreszczyk emocji, trochę lęku, ale przede wszystkim zapoznać Cię z odrobiną historii. By poznać choć trochę losy „Żołnierzy Niezłomnych”. Książka ta jest okraszona wydarzeniami fantasy, ale wiele jej elementów jest prawdziwa. Takie nazwiska, jak kpt. Stanisław Sojczyński, Zdzisław Badocha, Zygmunt Szendzielarz „Łupaszko”, to postacie prawdziwe. Miejsca, które odwiedzisz w czasie czytania tej lektury, takie jak sala 56 czy „mały Katyń”, to miejsca nie wymyślone, ale zapisane na kartach historii Polski. Na potrzeby opowieści musiałem jednak stworzyć też i postacie fikcyjne, jak postać Konstantego Głowackiego (tu wzorowałem się postacią pana kpt. Kopfa), czy wymyślić miejsca, jak na przykład miejsca pochówku w puszczy. Warto te miejsca poznać. Puszczę chociażby ze względu na jej nadzwyczajne piękno, a miejsca, które rozsławiła historia ze względu na to, że były świadkami niezwykłych, nierzadko dramatycznych wydarzeń.

Mam nadzieję, że ta pozycja zapewni Ci ciekawą rozrywkę, ale także zachęci Cię do dalszego poznawania niezwykle ciekawych dziejów naszej Ojczyzny. Warto je znać, bo mamy czym się pochwalić, mamy być z czego dumni. Po za tym ważne, by pamiętać o słowach anonimowego autora: „Naród, który nie zna swej historii, skazany jest na jej powtórne przeżycie”. Każdy z Was na pewno się domyśla, o co chodzi w tych jakże ważnych słowach. Jeśli nie znamy swej historii, to znaczy, że ktoś może wyrządzić nam podobną krzywdę, bądź sami ją sobie wyrządzimy. Inny ważny cytat, który chciałbym przytoczyć, to słowa wielkiego człowieka, prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego: „Naród, który nie wierzy w wielkość i nie chce ludzi wielkich, kończy się. Trzeba wierzyć
w swą wielkość i pragnąć jej”. Więc bądź dumny z miejsca, z którego pochodzisz…

By jednak nie przedłużać i nie wdawać się w niepotrzebną tyradę. Życzę Ci drogi Czytelniku, by ta książka zbliżyła Cię do historii naszego kraju, by Cię zaciekawiła i zasiała ziarno ciekawości o miejscu,
z którego pochodzisz. Niech będzie przyjemnym wstępem, zaproszeniem do historii… Życzę jednak, żeby była też przyjemną rozrywką.

Autor, Jerzy Borkowski.Rozdział I
Koniec szkoły - nadchodzi nuda.

30 czerwca to dla wielu uczniów długo wyczekiwana data. W końcu wolność. Spokój od szkoły, nauczycieli, koniec stresu, nareszcie swoboda, plaże, słońce i wszelakie napoje chłodzące. Żyć, nie umierać. Koniec sielanki będzie zapewne 1 września, kiedy po raz kolejny będzie trzeba chodzić do szkoły, tylko po to, by nasłuchać się tego
i owego na temat niewłaściwego ubioru, postępowania i innych dziwnych rzeczy. W przyrodzie jednak musi panować równowaga. Jeżeli ktoś lub coś umiera, to ktoś lub coś rodzi się. Tak samo i w szkole. Są uczniowie, którzy tylko czekają na ostatni dzwonek, by z ulgą wybiec
z budynku szkolnego i rozkoszować się nadchodzącymi dwoma miesiącami zabawy i wolności. Są jednak i uczniowie, którzy może nie kochają chodzenia do szkoły, ale nie widzą w tym nic złego. Mało tego, uważają że chodzenie do I LO jest fajne. Można spotkać się z wspaniałymi, wartościowymi ludźmi, dowiedzieć się czegoś naprawdę ciekawego, pokopać w piłkę, zrobić coś dla siebie i innych.

Takim uczniem niewątpliwie jest Wojciech Chrząstowski, zwany „Czujnym”. Chłopak z trzeciej klasy liceum. Można spokojnie rzec – ideał. Dlaczego? Chłopak bardzo dobrze się uczy, potrafi zachować tajemnicę. W piłkę zawsze zagra, ale i dobrym, wyszukanym żartem nie pogardzi, lubi po prostu psocić. Normalny, ludzki, uporządkowany, ale nie sztywniak. Lubiany przez nauczycieli za solidność i nienaganne maniery, jest życzliwy dla każdego, zawsze uśmiechnięty. Rówieśnicy również bardzo go lubią. Równy gość i do żartów i do piłki, pogra, pogada, pośmieje się. Wojtek był taki, że każdy albo go bardzo lubił, albo go szanował. Jeżeli go nie lubili, to z zazdrości, że potrafi być poukładany i przez to lubiany. Niechęć, którą odczuwali niektórzy chłopcy, miała źródło w tym, że był bardzo przystojny, co powodowało, że chcąc nie chcąc wzbudzał uwagę ładniejszych dziewczyn.
U Wojtka jeszcze jedna rzecz wzbudzała podziw. Jego pasją była historia. Uczył się świetnie, ale o ile z chemii czy fizyki można było go zaskoczyć, to z historii nie miał sobie równych. Po prostu ją kochał.
I właśnie dzień 30 czerwca dla Wojciecha oznaczał początek nudy. Rodzice w pracy, brat jechał pracować do Anglii, a kumple rozjeżdżali się po Polsce i świecie.

Otuchy dodawała mu Agnieszka, która bardzo się z nim lubiła. Dobra uczennica, jedna z najładniejszych i najzgrabniejszych dziewczyn
w klasie. Ze stylem, ze smakiem, dobrze wychowana. Nie jakaś wulgarna, z odzywkami że ręce opadają. Nie mógł się z nią umówić każdy, bynajmniej nie dlatego, że ona by się nie zgodziła. Była to dobra, ciepła dziewczyna otwarta dla wszystkich. Nie każdy jednak miał odwagę, nie każdy się ośmielił, wiedząc kim jest Agnieszka i jaką jest wspaniałą dziewczyną. Przyszedł ten moment. Na końcu roku stali jak zawsze obok siebie.

– No, to teraz byle do września, chyba się zabiję z nudów – stwierdził sucho i ponuro Wojtek.

– Jeśli się zabijesz, przysięgam, że ja cię zabiję – syknęła ostro Agnieszka. – Nie żartujemy w ten sposób. Jasne? – Wojtek uśmiechnął się, a Agnieszka nie wytrzymała i również się rozśmiała. Wyszli wspólnie ze szkoły. Wracając do domu dużo rozmawiali.

– I co w tym roku? Turcja, Tunezja, Egipt, czy może Grecja? – zapytał Wojtek z zerowym entuzjazmem.

– W tym roku, całe dwa miesiące Kraków – odparła bardzo z siebie zadowolona Aga.

– Serio pytam, gdzie jedziesz?

– Dobrze, jak chcesz dosadnie, to powiem dosadnie – stanęła na środku chodnika, chwyciła rękami twarz Wojtka, spojrzała mu prosto w oczy i powiedziała, sylabizując zdanie:

– Zo – sta – ję w do – mu głu – po – lu. Czy to jest jasne?

Trochę nie dowierzając, z dużą nutą nadziei, że może to jest jednak prawda upewniał się.

– Serio?

– No serio, poważnie mówię, rodzice spytali, czy chcę jechać gdzieś na wakacje. Odparłam, że nie, że chcę zostać – wypowiadając to zdanie uśmiechnęła się tak urokliwie, jak to jest tylko możliwe i jak tylko najpiękniej umiała. Prawdę powiedziawszy, udało jej się to zrobić znakomicie.

– No to super – Wojtek przestał się hamować i udawać, że plany wakacyjne Agnieszki są mu obojętne. Radość, która w nim zapanowała, prawie doprowadziła do eksplozji. Uśmiechnął się od ucha do ucha. Szczerzył zęby, jakby chciał jej pokazać jak pięknie je szczotkuje i jak bardzo są białe.

Mimo, że Wojciech i Agnieszka mieszkali niedaleko siebie, a od szkoły jakieś piętnaście minut na piechotę, powrót zajął im prawie półtorej godziny. W końcu przyszedł czas bardzo przykry, moment rozstania.

– To co? Uciekasz już do domu? – zapytał trochę niezadowolony
z tego faktu Wojtek.

– No tak, czasem zjeść muszę, wiesz – odrzekła zawadiacko Agnieszka. Puściła oczko, otworzyła bramkę i potruchtała do domu.

– Coś nie widać po tobie, żeby to było tylko czasem – dopiekł kolega koleżance. Ta obróciła się, pokazała język i zniknęła uśmiechnięta za zamykającymi się drzwiami.

Czujny zrobił to samo - udał się prosto do własnego domu. Swój pseudonim nabył z kilku powodów. Pierwszy, to zawsze wiedział co się dzieje w szkole, co jest zadane, kiedy jaki egzamin, ważne wydarzenie sportowe, w którym obowiązkowo musiał wziąć udział. Druga rzecz, musiał wiedzieć czy jego ulubieni koledzy i koleżanki mają się dobrze, czy są zdrowi, czy wszystko jest w porządku, czy nic im nie dolega, czy nie potrzebują jego pomocy. Średnio raz w tygodniu musiał wykonać parę telefonów do tych najbliższych. Czyli do Agnieszki, Basi, Niesfornego i Michała Dobrego. Trzeci powód to zamiłowanie do partyzantki. Lubił historię średniowiecza, lubił poczytać o latających toporach, mieczach, trzaskających się na drzazgi tarczach, ale szczególnym uczuciem obdarzył polską partyzantkę. Książki o tej konkretnej tematyce czytał błyskawicznie i z dużym przejęciem. Stąd taki kryptonim. Czujny – pseudonim typowo partyzancki. W drodze do domu rozmyślał o swoich innych bliskich znajomych.

Baśka, przyjaciółka Agi, to figlarna, energiczna blondynka. Wszędzie jej pełno i niemal zawsze jest rozśmiana. Jej kolor włosów nie wpływa na jej inteligencję. Nie ma nic wspólnego z stereotypową blondynką z popularnych dowcipów. W klasie osiąga najlepsze wyniki.
W dodatku jest bardzo lubiana, bo zawsze wszystkim chętnie pomaga. Nie miała problemu, by zostać po lekcjach i komuś coś wytłumaczyć. Taka fajna, mądra dziewczyna.

Staszek „Niesforny”, super człowiek, nie pała wielkimi chęciami do nauki, ale uczy się pilnie, bo jest świadomy obowiązku, jakim na nim ciąży. Ma również swoje pasje, które bardzo pielęgnuje i rozwija. Podobnie jak Wojtka, pasją Niesfornego jest historia, ale też i numizmatyka, znaczki i motoryzacja polska. Dobry, lojalny, oddany kolega. Jak trzeba pomóc zawsze pomoże, czy to przy naprawie roweru, komputera, czy to w zdławieniu bólu po zawodach miłosnych.

Michał Dobry. Jakie nazwisko, taki człowiek. Dobry, uczciwy, uczynny chłopak. Lubi ich wszystkich, może dlatego że nie ma innych przyjaciół, a może dlatego, że po prostu świetnie się czuje w ich towarzystwie. Ma jeden mankament, uwielbia jeść. Można rzec, że kulinaria stanowią jego pasję. Co prawda sam potrafi tylko jajecznicę usmażyć, ale do konsumpcji jest pierwszy i zawsze bardzo chętny.

No dobra, po odebraniu świadectwa i krótkiej relacji dla rodziców jak było na rozdaniu, przyjęciu gratulacji i uścisków, Wojciech mógł wrócić do swojego pokoju by rzucić się na łóżko i nic nie robić… No właśnie, nic. I to go irytowało strasznie. Myślał sobie „Ja nie mogę, przecież ja umrę, po prostu skonam. Rodzice pracują, nie będzie ich
w domu, możliwe że potem gdzieś wyjadą. Wszyscy w rozjazdach, na wakacje nic nie odłożyłem, bo wszystko poszło na książki i na laptopa. Zgroza, po prostu zgroza” – Na moment na twarzy Czujnego namalował się uśmiech. – „Ale Aga zostaje, dobrze, że wszystko wydałem na lapa i książki, bo jeszcze by mnie gdzie poniosło, hie hie” – zaśmiał się przebiegle. Rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu zajęcia, stwierdził, że nie ma za bardzo pomysłu co robić. Szukał czegoś konstruktywnego, więc siedzenie na internecie odpada, filmy raczej nie bardzo, bo nie miał na żaden ochoty. Książka, to będzie to. Pokój Wojciecha wyglądał jak mała biblioteka. Półki wręcz się uginały pod ciężarem przeróżnych pozycji. Można tu było znaleźć literaturę piękną od wspaniałych powieści Henryka Sienkiewicza po dzieła Tolkiena. Były też
i książki podróżnicze, biografie gwiazd sportu, książki hagiograficzne¹ , albumy polskich miast, a także mnóstwo książek historycznych. Rzecz w tym, że wszystkie te które znajdowały się w pokoju, już były przez niego przeczytane. Te lepsze, ciekawsze nawet po dwa razy.

– Dobra – wyszeptał zmęczony brakiem zajęcia, a nawet i lekko zdesperowany. „Czas się ruszyć do księgarni. Może i co się znajdzie ciekawego” – jak pomyślał, tak zrobił. Zabrał pieniądze, telefon i poszedł na dół do rodziców poprosić o kluczyki do samochodu. Z tym nigdy nie było problemu, bo rodzice Wojciecha bardzo mu ufali i wierzyli w jego zdrowy rozsądek. Wiedzieli też, że ich syn jest wyjątkowo roztropny. Klucze do auta już spoczywały w dłoni Czujnego. Wsiadł do samochodu i pojechał do miasta do ulubionej księgarni, gdzie zawsze kupował książki. Jako stały klient miał już swoje rabaty, jakich nikt inny nie mógł mieć, ponieważ Wojtek był jedynym takim klientem. Kupował masę książek. Wszedł do swojego „małego sanktuarium” i buszował po regałach. W końcu znalazł lekturę, która była godna jego uwagi. O patriotach walczących w lasach w 1946 roku, którzy nie godzili się na kolejną okupację, tym razem sowiecką. Stwierdził bez zawahania, że to będzie to. Wyjął portfel, zapłacił kartą i wyszedł z księgarni, kierując się prosto do samochodu, ściskając w ręku świeżo zakupioną książkę. Wyciągnął kluczyki i gdy już miał nacisnąć przycisk z otwartą kłódką, usłyszał ironiczne:

– Proszę, proszę. Kogo ja tu widzę – to był nielubiany znajomy Czujnego, Paweł Zakalecki, syn byłego funkcjonariusza Służb Bezpieczeństwa. Wredny i niemiły, oszukujący nawet swoich kolegów. Nie lubił Czujnego. Dlaczego? Bo go nie lubił, nigdy nie miał jakiegoś konkretnego, sensownego powodu. Tak zawsze przynajmniej tłumaczył. Prawda była zupełnie inna. Wkurzało go, że Agnieszka bardziej lubi jego, no i że we wszystkim jest lepszy. Chłopcy nie przepadali za sobą. W chwili spotkania Zakalecki był jeszcze z kolegą. Paląc papierosa kontynuował rozmowę, która miała na celu zaczepkę i wszczęcie awantury.

– I co, dalej czytasz te dyrdymały o bandytach? – powiedział złośliwie, wiedząc, że Wojtka to zirytuje. Liczył nawet na to, że go sprowokuje.

– Bandyta to ty jesteś, a to są bohaterowie podziemia. Ludzie honoru, o którym to nie masz zielonego pojęcia – odgryzł się natychmiast Czujny.

– Powiem ci coś szczerze, gnojku. Nie lubię cię. Szkoda Agi na takiego cymbała, więc trzymaj się od niej z daleka, jasne? – powiedział groźnie, wręcz agresywnie Paweł, dmuchając dymem z papierosa prosto w twarz Czujnego. Wojtek jednak zamknął oczy i nie dał się sprowokować. Zapytał z szelmowskim uśmieszkiem:

– Bo co, Pawle? – wtedy Zakalecki podszedł do samochodu i uderzył z całej siły w lusterko samochodu. Zniszczony element zawisł, uderzając w bok samochodu i go rysując. Czujny nie czekał długo, rzucił się na Pawła i zaczął go okładać pięściami gdzie popadnie, czyniąc to bardzo celnie. Wówczas kolega Zakaleckiego ruszył mu z pomocą, chwycił Wojtka od tyłu, przydusił na chwilę i wywrócił. Paweł wykorzystał tę sytuację i podbiegł do Czujnego, kopiąc go prosto
w brzuch.

– I co chojraku, wstawaj, pajacu – Paweł Zakalecki czuł przewagę, nie dość, że gabarytowo większy, był z kolegą, to jeszcze Czujny leżał, ogłuszony i zdezorientowany po solidnym ciosie butem. Wojtek wstał, by podjąć dalszą walkę. Wiedział, że uderzenia, które zadał Pawłowi, były celne i mocne, oraz że przeciwnik również jest otępiały. Widział zresztą rozwalony łuk brwiowy. Czekał, jak tylko Paweł lub kolega spróbują podejść. Zacisnął pięści i pomyślał: „Nie popuszczę wam, rozwalę was” Paweł i jego kolega bujali się z boku na bok z rękami ustawionymi do gardy, widać bitka im się spodobała. W tym momencie wyszła sprzedawczyni z księgarni, krzycząc i wymachując rękami:

– Ja wam dam, smarkacze! Widziałam kto rozwalił lusterko, zadzwoniłam już po policję, dranie jedne!!!

Widząc rozjuszoną kobietę, napastnicy splunęli jeszcze w kierunku Czujnego i uciekli czym prędzej, grożąc, że go jeszcze dopadną. Ekspedientka z księgarni otarła twarz ulubionego klienta, zapytała czy wszystko dobrze. Wiedziała, że to dobry chłopak. Policja nie przyjechała, jak się później okazało, pani ze sklepu wołała tak by nastraszyć bandytów, którzy napadli na młodego człowieka. Dochodząc do siebie i czekając aż nerwy opadną, chłopak siedział w księgarni pod czujnym okiem sprzedawczyni. Wojciech napił się jeszcze wody z plastikowego kubeczka, zostawiając na nim ślady krwi, które mu szły z rozciętej wargi.

– Boli cię? – zapytała zatroskana i bardzo przejęta pani.

– Nie, dziękuję, jest w porządku, tylko auta mi szkoda. Co ja teraz powiem rodzicom? To jest po prostu załamka – chłopakowi zrobiło się przykro. Pokręcił głową, wziął jeszcze łyk wody i się zebrał do samochodu, chcąc mieć rozmowę z rodzicami za sobą. Wiedział dobrze, że to nie jego wina, ale rozmowa i tak będzie nieprzyjemna. Rodzice widząc go lekko pobitego wystraszą się, przejmą się całą sytuacją
i jeszcze na domiar złego będzie im przykro z powodu auta. Ta myśl go dołowała. Wychodząc z księgarni uśmiechnął się napuchniętą wargą i powiedział:

– Dziękuję pani, teraz będę tu przyjeżdżał nie tylko po książki, ale
i jak ktoś mnie znowu spierze… Szpitale są takie przygnębiające,
a tu… – zażartował sobie.

– Idź, nawet tak nie żartuj głupio i pozdrów rodziców – przepędziła go życzliwie pani z księgarni.

Zaraz potem zamknął drzwi za sobą i poszedł do auta. Jechał okrężną drogą, przygotowując sobie w myślach przemowę. Żadna jednak nie była godna wygłoszenia. Po kilku takich odrzuconych odezwach postanowił wrócić bez przygotowania. Wyszedł z auta i udał się do domu. Rodzice oczywiście zgodnie z jego przewidywaniami bardzo się wystraszyli. Nie zwrócili nawet uwagi, kiedy powiedział o rozwalonym lusterku. Gdy już emocje opadły i rodzice się uspokoili widząc, że tak naprawdę synowi nic nie jest, mógł im wszystko opowiedzieć. Przedstawił im całą sytuację, opowiedział jak go zaczepili, jak rozwalili lusterko i jak pierwszy wszczął bójkę. Po skończonej opowieści ojciec Wojciecha nie ukrywał dumy i zadowolenia z postawy syna. W końcu miał odwagę bronić swojej własności. Matka była wściekła i chciała dzwonić na policję, bohater całego zamieszania jednak wyprosił żeby tego nie robiła tłumacząc, że takie postępowanie może jedynie pogorszyć sytuację. Mama poszła do pokoju ułożyć pasjansa na komputerze, żeby odreagować i zrzucić bagaż emocji. Tata uściskał dłoń syna i powiedział:

– Dobra robota, zawsze broń swego. Brata i siostrę, ale rzeczy materialne też. Może nie rzucaj się jak głupi jeden na dziesięciu, ale jak możesz bronić to broń. Jestem z ciebie dumny. A lusterkiem się nie martw. Ja za nie zapłacę – uspokoił Wojtka, z którego z kolei teraz schodziły emocje po wirujących pytaniach w jego głowie: jak rodzice to przyjmą, czy mama się nie rozpłacze, czy tata nie straci zaufania. Oj, dużo tego było. Tata jeszcze z nim chwilę rozmawiał, zmieniając zupełnie temat. Pogadali o polskiej ekstraklasie. O ostatnim meczu Cracovii z Lechem Poznań, stwierdzając, że mecz był naprawdę dobry i że rywalizacja w górnej części tabeli będzie zażarta. Potem Wojtek podziękował raz jeszcze ojcu za dobre słowo, zrozumienie i pomoc. Uścisnął go mocno i ucałował. Odprężony, że sytuacja jest już opanowana, zabrał świeżo zakupioną książkę, która na szczęście nie ucierpiała w bójce i udał się z nią do swojego pokoju. Od pierwszej strony zapierała mu dech w piersiach. Może dlatego, że zawierała dużo nowych faktów, o których wcześniej nie miał pojęcia. Przewracał kartkę za kartką, stronę za stroną. Szedł jak burza. Zanurzył się otchłań lektury, gdy nagle zaczęły do niego dochodzić dziwne krzyki. Skupił się mocno i zrozumiał, że musi wrócić do świata rzeczywistego. Krzyki okazały się wołaniem matki na kolację. Dokończył rozdział mówiący o Łupaszce, bohaterze podziemia antykomunistycznego działającym na Pomorzu. Zaznaczył miejsce gdzie zakończył czytanie, zamknął książkę
i zszedł na dół do kuchni, gdzie rodzice i rodzeństwo czekali na niego z kolacją. Była ona prosta, a zarazem wyśmienita. Puszysta jajecznica
z grzankami, które na swych opalonych plecach dźwigały przepyszny rumiany boczek, jeszcze ćwierkający swym tłuszczykiem. Do tego gorąca herbata. Rozmowom przy kolacji nie było końca. Podsumowanie dnia, komentarze co do „przygody” Wojtka. Rodzina cieszyła się swą obecnością przy stole. Po kolacji, kiedy talerze były pozmywane, wytarte i pochowane do poszczególnych szafek, ojciec Wojtka oznajmił, że dziś wyjeżdżają z młodszym rodzeństwem do babci, a stamtąd może wybiorą się na jakieś dalsze wakacje. Czujny miał wybór, zostać lub jechać. Ze względu na pewną osobę postanowił zostać. Tata zostawił mu niezbędne pieniądze na życie, dał wskazówki co do opieki nad domem i pożegnał chłopca. Wojciech następnie udał się do mamy
i rodzeństwa, by życzyć im miłego wypoczynku u ukochanych dziadków. Gdy spełnił swój rodzinny obowiązek, to jest wspólny wieczorny posiłek, pobiegł czym prędzej do swojego pokoju, by powrócić do swej znakomitej książki. Czytał dalej z zapartym tchem, zdając sobie sprawę, że to co czyta nie jest fikcją literacką, tylko naprawdę miało miejsce. Zawsze to, co czytał o żołnierzach polskich, o żołnierzach powstania czy podziemia, czytał z dużą uwagą i szacunkiem, nie raz
w myślach serdecznie im współczując i dziękując za poświęcenie, jakiego dokonali. Czasem nawet w jego głowie pojawiała się myśl: „Gdybym miał okazję się odwdzięczyć, gdybym mógł jakoś podziękować, zrobić coś…” Rozsądek uświadamiał mu bezradność, fakt że już nic nie może zrobić, bo ich już nie ma…

Książka wciągnęła go niesamowicie. Przez cały czas czytania, jego oczy były duże, błyszczały. W pewnym momencie powieki Czujnego zrobiły się bardzo ciężkie. Powoli się zamykały. Postanowił się poprawić, zmienić pozycję do czytania na wygodniejszą. Niestety i ten zabieg nie przyniósł spodziewanych rezultatów. Po całym emocjonującym dniu, który dobiegał już końca, poczuł mocne zmęczenie. Po spotkaniu z ulubioną koleżanką oraz po potyczce z mniej ulubionymi kolegami poczuł, że nadchodzi błogi i bardzo mu potrzebny sen. Emocje i wysiłek, który włożył w walkę z Pawłem Zakaleckim, bardzo go zmęczyły. Chłopak powoli nieświadomie zapadał w głęboki sen. Osunął się, a wraz z nim książka, która spadła z łóżka. On sam przebudził się tylko na moment. Zgasił tylko światło. Nie zdołał już się nawet przebrać w piżamę. Nie z lenistwa, ale sił po prostu już mu nie starczyło. Sen był coraz głębszy i głębszy. Zasnął, a czas w nocy upływał
i upływał, przyszła północ. Po północy mijały kolejne minuty, godziny…Rozdział II

Wizyta w nocy

Wojtek spał bardzo dobrze. Jego sny były dalekie od wydarzeń
z całego dnia. Morze, piasek, fale, chłodząca bryza i Ona. Jej towarzystwo było najważniejsze i najpiękniejsze w całym śnie. Tak naprawdę nie chciał się budzić, ze względu na Agnieszkę, która mu się śniła. Sen niestety się skończył. Pogrążony w śnie chłopak czuł, że za moment powinien się wybudzać. Pomału otwierać oczy i zabrać się za coś ciekawego i konstruktywnego. Zmęczenie okazało się znacznie większe,
a stoczona walka znacznie bardziej wyczerpująca niż sądził, bo nie mógł się zmusić do tego, by wstać. Chcąc nie chcąc przyszedł ten moment, że jego oczy same się otwarły. Był wielce zdumiony, kiedy zorientował się, że za oknem jest jeszcze zupełnie ciemno. Latarnia za oknem śmiało się świeci i wcale nie ma powodów by miała gasnąć. Była zupełna, ciemna czarna noc. Zerknął na komórkę, która leżała na szafce, zaraz obok jego łóżka.

„To niemożliwe, ja chyba zwariuję… Ech, załamka” – pomyślał zupełnie zdeprymowany, gdy ujrzał, że na zegarze jest 4:18.

„Kurczę, myślałem, że będzie coś koło ósmej” – nie dowierzał Wojtek próbując dalej zasnąć, próby jednak cały czas nie były udane. Przewrócił się w prawo i nic. To może lewa strona. Efekty były takie same, gdy leżał na drugim boku. Zero snu. Irytacja i bezradność rosły w błyskawicznym tempie.

„Dobra” – pomyślał. „Nie śpię, to chociaż poczytam”.

Otworzył oczy. Chciał jeszcze chwilę poleżeć, by umysł mógł odzyskać jasność i trzeźwość. Leżał i wpatrywał się we wpadające światło latarni. Był ono pomarańczowe i tak naprawdę nie oświetlało całego pokoju, a zaledwie jego małą część. Nagle uwagę Czujnego przykuło coś niezwykłego. Koło drzwi wejściowych, w samym rogu, stał jakiś mężczyzna. Wysoki, dobrze zbudowany, można było się domyślać że bardzo silny. Był wielki. Nie mógł powiedzieć kto to, ponieważ w tej części pokoju, w której stał ów mężczyzna, było zupełnie ciemno. Widać było jedynie kontury postaci którą obserwował i która, zdawać się mogło, obserwowała jego. W jednej chwili cały strach i lęk odszedł zupełnie. Wojtek odetchnął z wielką ulgą.

„Tata…” – pomyślał, śmiejąc się w duchu. „Ale się strachu najadłem. Dobrze, że nie wrzasnąłem, bo ojciec miałby piękny ubaw. Nie mówiąc o tym, że przy śniadaniu cała rodzina miała by powód do śmiechu i drwin. Może jedynie mama by nic mówiła, bo znając życie pewnie było by jej żal, że wszyscy mają ubaw z jednej osoby. Taka
w końcu rycerska rola mam - bronić uciśnionych”.

Czujny już miał spytać tatę, co się stało, gdy nagle znów został sparaliżowany przez strach. Czuł, jak jego gardło zaciska niewidzialna dłoń. Jego krew stygła, a serce biło z niewiarygodną prędkością. Dreszcze przeszły od dołu kręgosłupa do góry, po sam szczyt karku. A wszystko to, ponieważ uświadomił sobie, że jego ojca nie ma
w domu. Podobnie jak i reszty rodziny. Dom był pusty, a on sam jeden. Wszyscy przecież wyjechali do dziadków. Mógł liczyć tylko na siebie. Czujny szybko zaczął analizować sytuację. Jego przerażenie wzrastało, im dłużej patrzył na znieruchomiałą postać. Owa nie drgnęła ani trochę. Po prostu stała, a Wojciech wyczuwał, że gapi się na niego. Czuł również, że ten ktoś czy coś każe mu leżeć. Zresztą chłopak nie był w stanie się ruszyć ze strachu. Po desperackiej, niezbyt logicznej analizie pomyślał:

„A może to Paweł Zakalecki. Włamał się drań, by mnie teraz pobić albo… o nie… zamordować. Chce się zemścić… Ale moment, to czemu tak stoi, dlaczego czekał, aż się wybudzę?”

W głowie Wojciecha nic się nie zgadzało. Było więcej pytań niż odpowiedzi. Jakby tego było mało, pojawiało się ich mnóstwo w bardzo krótkim czasie. Bałagan totalny, zero logiki. W końcu pomyślał: „Ale jestem głupi, śnią mi się jakieś brednie, a ja się daję temu porwać i się nakręcam. Dobra, Czujny, do spania. JUŻ!!!” – rozkazał sobie twardo
i bezkompromisowo.

Zamknął oczy. Poleżał chwilę, ale nadal nie mógł zasnąć. Leżenie spokojne bez wiercenia się nie przynosiło oczekiwanych efektów. Leżał i leżał. Zero snu. Trudno jednak, by ktoś w takich emocjach zasnął bez problemu. Pozostało mu tylko otworzyć oczy i sprawdzić, czy zjawa zniknęła, czy już może się poczuć bezpiecznie. Nie zastanawiając się otworzył powieki, przetarł oczy i stwierdził, że faktycznie w rogu nikogo nie ma.

„Kiepski sen. Fatalny figiel mojego zmęczonego umysłu. Cholera,
a może jak ten drań mnie kopnął, to mi coś się na mózg rzuciło. Może coś mi tam przestawił” – zmartwił się wycieńczony brakiem snu chłopak. W myślach szybko wrócił do lekcji biologii, kiedy to przerabiali anatomię człowieka. Miał nadzieję, że może sobie przypomni jakieś istotne informacje dotyczące mózgu, które mogły by wyjaśnić te dziwne halucynacje.

Leżąc i myśląc, poczuł przykry zapach. Nie to nie był przykry zapach. To nie był nawet smród. Był to obrzydliwy fetor. Tak ohydy, tak obrzydliwy, że myślał że zwymiotuje.

„Co tak śmierdzi?” – zastanawiał się. Był bardzo zaskoczony, ponieważ zapach który poczuł przypomniał jakąś zgniliznę. Coś jakby się psuło. Strach powrócił. Zastanawiając się nad źródłem odoru zauważył, że w rogu pokoju znów ktoś stoi. Nie było mowy o pomyłce, o figlach umysłu, o przykrym śnie. W pokoju ktoś naprawdę był!!! Wojtek był przerażony i sparaliżowany. W głowie miał tylko tego kogoś. „Jest już po mnie. Zamorduje mnie…” – chciał zacząć się modlić, ale najpierw zdesperowany cichym głosem rzucił:

– Kto tam jest?

Postać stała jeszcze chwilę. Zapach był odrażający, ale z przerażania Wojtek zupełnie o nim zapomniał. Głowę miał zaprzątnięta zupełnie czymś innym:

– Co, lub kto tam jest?!

Zjawa ruszyła się. Zaczęła podążać w kierunku światła. Spacerowym krokiem, bez krępacji szła, przemierzając pokój Czujnego. Po kilku krokach stanęła.

– Kim jesteś? – zapytał Wojtek raz jeszcze, tym razem nieco śmielszym głosem.

– Jan Wikulski, pseudonim „Dąb”, V Wieleńska Brygada AK – odpowiedział ten ktoś głosem bardzo zmęczonym, wyczerpanym, ale pewnym i zdecydowanym.

Czujny był zupełnie zdezorientowany, nie dowierzał temu, co usłyszał.

– Proszę? – rzucił tę formę grzecznościową, bo tylko to mu przyszło do głowy.

– Dąb, Jan Wikulski z V Wieleńskiej Brygady AK – powtórzył głos żwawo, wciąż stojąc w ciemności. Zapach nie ustępował. Mało tego, odkąd postać podająca się za „Dęba” podeszła bliżej Wojtka, zaczęło cuchnąć jeszcze intensywniej. Smród był nie do opisania. Jedno było pewne. Był to zapach zgnilizny, czegoś co się zepsuło i gniło.

Czujny zdobył się na odwagę i postanowił wstać. Gdy tylko odchylił pościel i chciał postawić stopę na podłodze, usłyszał:

– Nie podchodź. Nie wolno ci wstać!!! – powiedział „Dąb” zdecydowanie, lekko podnosząc głos.

Wojtek nie zamierzał się kłócić. Wrócił natychmiast do łóżka
i przykrył się pościelą jak najdokładniej, niemal nakrywając ją na siebie.

– Jeśli chcesz, żebym ci się ujawnił, musimy zawrzeć umowę – powiedział „Dąb”. – Ja wyjdę do światła, tak byś mógł mnie zobaczyć, ale tobie nie wolno krzyczeć. Żadnych krzyków, pisków, wrzasków… W przeciwnym razie…

Przerwał wypowiedź niezwykłemu gościowi młody Chrząstowski, nie myśląc, nawet nie interesując się, co może się stać, jeśli złamie umowę.

– Dobrze, będę milczał. Daję słowo – obiecał. Paraliżujący strach nieco zelżał i Czujnemu nasuwało się mnóstwo pytań, a szczególnie czego owy gość chce, w jakim celu przyszedł i najważniejsze… Czy zdrowie i życie Czujnego nie jest zagrożone.

– Dobrze więc – rzekł Jan Wikulski, wychodząc z ciemności. Ale nie od razu, nie szybko. Pomału stąpał, delikatnie, tak jakby podłoga miała zaraz zaskrzypieć, a on sam chciał tego koniecznie uniknąć. Stawiając pierwszy krok, tak bardzo powoli i opieszale, sprawiał wrażenie tak jakby go chłopak trzymał na muszce pistoletu i to właśnie on miał przewagę. Powoli kontury wielkiego człowieka zaczęły wychodzić
z ciemności. Wojtek mógł dostrzec coraz więcej. „Dąb” przestawał być ciemnym duchem, konturami jedynie widocznymi w ciemnym pomieszczeniu. Oczom Czujnego ukazał się wysoki człowiek, silny i barczysty. Twarzy jeszcze nie było widać, ponieważ została w ciemnej części pomieszczenia. Sprawiało to wrażenie, że bardzo nie chce jej pokazać, tylko dlaczego? Uwagę Chrząstowskiego przykuł płaszcz, który był cały podziurawiony, poszarpany i… zgniły. Pas, który też można było dostrzec, był ciemnobrązowy, a miejscami czarny lub zielony od pleśni.

„Stąd ten zapach” – pomyślał Czujny. „Ale dlaczego ten facet tak się ubrał, po jaką cholerę przyszedł do mnie i po co podaje się za jakiegoś „Dęba”?”

Przyglądając się dalej chłopak zauważył, że mundur żołnierza niczym się nie różnił od płaszcza. Również był poszarpany i dziurawy. W bluzie mundurowej z siedmiu guzików brakowało dwóch. Pozostałe były brązowe, brudne i z zieloną sadzą. Patki poszarpane i wybrakowane. Futerał od pistoletu rozkładał się, podobnie jak i pozostała część umundurowania i oporządzenia. W kaburze spoczywał pordzewiały i zniszczony pistolet, który ze względu na swój fatalny stan był nie do zidentyfikowania. Przyglądając się intensywnie oryginalnemu gościowi Wojciech zauważył coś, co go bardzo podnieciło i dodało mu odwagi. To tak, jakby miał dobre przeczucie. Tę iskierkę nadziei dał mu płaszcz i mundur, który zobaczył. Było to umundurowanie żołnierza Polskiego z 1939 roku. Bluza mundurowa WZ 36, spodnie WZ 37, pas główny WZ 31. No i ten piękny płaszcz...

Mężczyzna znieruchomiał, zastygł, zupełnie jakby go pokryła gruba warstwa lodu. Widać było prawie wszystko, za wyjątkiem twarzy. Wojtek nie czekał długo i zapytał:

– A co z twarzą, dlaczego pan nie chce jej pokazać?

Ów mężczyzna wciągnął głęboko powietrze i powoli wypuścił, odpowiadając.

– Obawiam się, że wówczas złamiesz umowę, którą przed momentem zawarliśmy. I wiem również, że nie zrobisz tego celowo, ale mimowolnie.

– Dlaczego miałbym to uczynić, przecież obiecałem, nie ufa mi pan? – zapytał troszkę śmielej Wojtek.

– To nie o ciebie chodzi. Pewnych reakcji możemy się spodziewać, a ja wiem jaka będzie twoja – odrzekł „Dąb”. – Jeżeli zaczniesz krzyczeć, przysięgam, że rzucę się na ciebie i uciszę cię za wszelką cenę, bo po prostu mimo tego, że nie będę chciał tego robić, to po prostu będę musiał. Gotowy, by mnie w pełni poznać?

– Gotowy – odpowiedział z powrotem przerażony Czujny, którego strach czerpał źródło w nieznanym. Co się zaraz wydarzy i kogo zobaczy?

Jan Wikulski, pseudonim „Dąb” zrobił krok w przód. I faktycznie Wojciech ani nie pisnął, ani nie krzyknął, bynajmniej jednak nie dlatego, że obiecał… Po prostu tak bardzo go sparaliżował strach. Nie był w stanie wykrztusić z siebie ani nutki dźwięku, o krzyku mógł zapomnieć. Przed leżącym w łóżku chłopakiem stanął trup, ubrany w żołnierski mundur z 1939 roku. Postać która nawiedziła Czujnego nie miała twarzy. Na czaszce zwisały kawałki skóry, gnijące podobnie jak jego mundur. Gdzieniegdzie można było dopatrzeć się skrawki krótko ściętych włosów, przysłonięte rogatywką z pięknym Białym Orłem. Ten dumnie rozpościerający skrzydła ptak był jedynym nie zniszczonym elementem umundurowania. Wystające kości policzkowe, zęby, kawałki ciała, zgniły płaszcz i mundur. Wojtek nie wiedział, co robić. Był sparaliżowany i przerażony. Żołnierz widmo powoli zbliżył się do łóżka Czujnego. Usiadł na łóżku, spokojnie podwijając płaszcz tak, by przypadkiem go nie pomiąć, tak jakby robiło mu to różnicę, tak jakby był w idealnym stanie, świeżo uprany i wyprasowany.

Wojtek patrzył na żołnierza wielkimi przerażonymi oczami.

– Cieszę się, że dotrzymałeś umowy – powiedział „Dąb”, uśmiechając się resztkami skóry, które mu zostały na twarzy. – Wiem, że jesteś przerażony. Ale tylko ty nam zostałeś, ty jesteś naszą ostatnią nadzieją i ja musiałem tu do ciebie dziś przyjść. Rozumiesz mnie? – zapytał, głosem nie dowierzającym by odpowiedź mogła brzmieć „tak”.

Nie mylił się zresztą. Wojtek wykrztusił z siebie jedynie – Aha...

– Powiem ci kim jestem i po co tu przychodzę. Wysłuchasz mnie,
a następnie podejmiesz decyzję czy nam pomożesz.

– Nam, to was jest więcej? – zapytał podenerwowany chłopak. Zdenerwowany, ale opanowany. Wiedział już bowiem, że nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo... Przynajmniej na razie.

– Ha, pewnie, że więcej, cały batalion, a nawet i pułk – odpowiedział żołnierz, zaskoczony zdziwieniem chłopca.

– A więc, Dębie, kim jesteś? – zapytał już mniej zdenerwowany,
a bardziej zaciekawiony Wojtek. Był tak zaszokowany i zainteresowany kogo przed sobą ma, że zapomniał już zupełnie o nieprzyjemnym fetorze.

– Jestem starszym strzelcem z V Brygady Wileńskiej AK, a moim dowódcą jest Zdzisław Badocha, pseudonim „Żelazny”. Należę do
2 szwadronu V Wileńskiej Brygady AK, którą dowodzi wielki żołnierz Zygmunt Szendzielarz, pseudonim „Łupaszka” – oświadczył z dumą żołnierz, patrząc prosto w oczy Czujnego.

– Przyszedłem tu do ciebie, bo wiemy kim jesteś, a właściwie jakim jesteś człowiekiem.

– A jakim jestem? – zapytał zdumiony Czujny.

– Masz szlachetną naturę, jesteś mądry, bystry, szybki i wiele wiesz o nas. Będziesz wiedział gdzie nas szukać.

– Szukać? – zapytał zdumiony chłopak. – Jak to szukać, a właściwie co to znaczy, że mam was szukać, skoro już was nie ma?

Jan Wikulski wyraźnie się oburzył słowami Czujnego. Nachylił się do niego, bardzo blisko, prawie stykając się czołem i powiedział:

– I ty to mówisz? Człowiek, który o nas czyta książki, artykuły, pasjonuje się naszą historią i interesuje naszymi losami, mówi i postępuje według podobnych zasad. Pyta, woła, prosi o naszą modlitwę i radę
i w ten sposób o nas mówi? To co, nie ma nas już w twojej pamięci? Naprawdę tak łatwo nas odrzucasz?

„Dąb” wyraźnie się zdenerwował. Podniósł głos, ale zaraz się uspokoił i przeprosił Wojtka.

– Przepraszam, że się zezłościłem, zostałeś nam tylko ty, a właściwe nie mieliśmy nigdy nikogo innego.

- Dobrze, w porządku, ale wyjaśnij mi co to znaczy „ja wam zostałem” i „będziesz wiedział gdzie nas szukać”.

– Wojtku, dobrze znasz nasze losy. Czytałeś wiele o nas. Walczyliśmy w kampanii wrześniowej w obronie polskich granic. Potem w czasie okupacji nie poddaliśmy się. Po wojnie, po roku 1945 walczyliśmy
z komunistycznym najeźdźcą. Walczyliśmy o wolną i niepodległą Polskę. Niestety nie daliśmy rady – głos starszego strzelca się załamał. – Wróg był za silny, ale walczyliśmy do samego końca. Wielu z nas zostało pomordowanych, wielu z nas skończyło swój żywot w lasach. Byli też jednak i tacy, co mieli mniej szczęścia i zginęli, zostali zamordowani w Ubeckich katowniach. Ci, co tego szczęścia mieli najmniej, pozostali bez grobów. Porzuceni gdzieś w dołach… – kończąc zdanie Jan Wikulski westchnął ciężko.

– Wiem, wiem o czym mówisz...

– Nie wiesz, Wojciechu! Na naszych ciałach, a raczej na naszych szczątkach stoją teraz śmietniki, toalety. Jesteśmy poniżani po śmierci
i nie możemy się bronić. Nie możemy bronić naszej ukochanej Polski, ani już nawet siebie… – „Dąb” prawie zaczął płakać. Głos łamał mu się coraz bardziej. – Nie wiesz Wojtku, jak to jest. Czekamy tylko, aż będziemy mogli odejść czwórkami do niebios. Widzisz, mój pseudonim zyskałem dzięki posturze. Jestem wielki jak dąb… Tylko cóż teraz ja mogę… – Jan nie wytrzymał, schował twarz w resztkach swych dłoni.

Czujny przełknął ślinę. Wyraźnie przejął się tym, co usłyszał. Zapytał więc prędko:

– Dobrze, to co mogę zrobić? Czego ode mnie oczekujecie?

– Znajdź miejsca naszego pochówku. Jest nas wielu. Znajdź nasze ciała i pozwól nam odejść. Spraw, byśmy mogli być z godnością pochowani. Jak ludzie, jak żołnierze, jak patrioci…

– Skąd pewność, że dam radę?

– Hehe – zaśmiał się surowo Wikulski. – Nie mamy pewności, ale wiemy jaką masz wiedzę i jakie masz serce do naszej sprawy. Mój czas mija, muszę wracać. Żyję prawem wilka i muszę go przestrzegać.

– Co znaczy „prawem wilka”? – zapytał zaciekawiony Wojtek.

– To znaczy, że żyję w lesie i las jest moim domem – odpowiedział dumnie „Dąb”. – Teraz pozwól, że ja cię zapytam. Czy pomożesz nam?…

Wokół Wojciecha zapadła ciemność. Trwała ona bardzo krótko. Dosłownie chwileczkę. Otworzył oczy ponownie, a do pokoju wpadały cudowne, złociste promienie słoneczne. Za oknem ćwierkały ptaki. Słychać było szczekającego psa i przyjemny warkot przejeżdżającego samochodu. Zaczął się nowy piękny dzień. Wojtek przetarł oczy
i usiadł na łóżku.

„Ostra jazda” – pomyślał sobie. ” Przecież jakbym komuś to opowiedział, to wzięliby mnie za wariata. Błogi sen to to nie był, raczej pierwszorzędny koszmar. Może coś mi się stało w czasie bójki. Może ten półgłówek Zakalecki uszkodził mi jakąś klepkę”.

Chłopak siedział jeszcze kilka minut, analizując cały sen i zastanawiając się nad jego mocą. Jego realność i prawdziwość jeszcze wzbudzała w nim dreszcze. Nie mógł dojść do siebie. Wiedział, że to sen, ale to wszystko… To że czuł zapach, że słyszał żołnierza wyraźnie, widział, przecież był na wyciągnięcie ręki. Siedział tuż obok niego. Po prostu za dużo było tego wszystkiego. Myśląc o tym, co się wydarzyło, co mu się przyśniło, Wojtek gładził przyjemną, delikatną, aksamitną
w dotyku pościel. Nagle poczuł pod dłońmi grudki czegoś dziwnego. Przypatrzył się, a na jego prześcieradle leżały rude wiórki. Były to pordzewiałe elementy czegoś metalowego. Czujny złapał się za głowę, bo zaczął rozumieć, że sen wcale nie był snem, a rzecz działa się naprawdę. Kiedy siadł na łóżku by ubrać pantofle i zejść na dół do kuchni, zobaczył coś, co rozwijało wszelkie wątpliwości. Na podłodze leżał stary, przeżarty przez rdzę pistolet ViS. Wszelkie wątpliwości zostały rozwiane. Niezwykły gość naprawdę odwiedził go nocą. Teraz również Wojtek uświadomił sobie jeszcze jedną istotną rzecz. Musiał podjąć decyzję, odpowiedzieć sobie na pytanie… Pomóc czy nie pomóc?…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: