Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tajemnica Orlego Gniazda - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 sierpnia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Tajemnica Orlego Gniazda - ebook

Trójka młodych przyjaciół otrzymuje anonimową wiadomość, że w Bobolicach znajduje się ukryty skarb. Nieporozumienie? Głupi żart? A może tajemniczy informator wie, że pisze do osób, które mają na swoim koncie wcześniejsze sukcesy w poszukiwaniu skarbów? W każdym razie nadarza się świetna okazja do wypadu w piękne rejony Jury Krakowsko-Częstochowskiej, z jej malowniczymi skałkami, jaskiniami i górującymi nad okolicą Orlimi Gniazdami. Po trudach ostatniego roku studiów i egzaminów dyplomowych świeżo upieczonym magistrom należy się trochę wypoczynku. Ale to nie będą leniwe wakacje…

Zagadkowe wydarzenia w scenerii średniowiecznych warowni, ożywające lokalne legendy, pełna nieoczekiwanych zwrotów, wartka akcja, ciekawa narracja, niestroniące od humoru żywe dialogi obiecują zajmującą lekturę – nie tylko na wakacje.

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7942-424-5
Rozmiar pliku: 4,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Na parkingu przylegającym do wzgórza zamkowych ruin w Mirowie panowała niczym niezmącona cisza. Samotne pliszki biegały po ziemi, szukając pełzających owadów. Nagle spokój ten zakłóciło przybycie autokaru wycieczkowego. Kłęby kurzu wzniosły się w powietrze, tworząc na moment coś, co przypominało kurtynę. Minęły zaledwie dwie minuty i pył opadł z powrotem na ziemię. Z pojazdu zaczęły wyskakiwać rozkrzyczane dzieci i na rozkaz swojej wychowawczyni uformowały zwartą grupę. Opiekunowie ruszyli w stronę ruin zamku, a tuż za nimi szła hałaśliwa gromadka. Po chwili wszyscy stali już u stóp Orlego Gniazda. Dzieciarnia chaotycznie biegała po polanie, robiąc zdjęcia na tle urokliwego krajobrazu Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Entuzjazmu starczyło im na pierwsze dziesięć minut. Potem większość grupy zabrała się do jedzenia. Dzieci zajęły każdy kamień, na którym dało się usiąść lub postawić termos. Tylko nieliczni uczniowie w dalszym ciągu krążyli wokół ruin, próbując zrobić unikatowe fotografie. Ruiny były w trakcie prac konserwatorskich, na murach umieszczono wielkie tablice ostrzegające o zakazie wspinaczki i wstępu na teren odgrodzony drewnianą balustradą. Nagle rozległ się krzyk:

– Zostaw, oddawaj aparat! To moje!

– Co pan robi?! – zapytała jedna z nauczycielek, widząc, że jakiś człowiek szarpie jednego z jej wychowanków.

Mężczyzna nie tylko nie przestał szarpać chłopca, ale stał się jeszcze bardziej agresywny.

– A co, nie widzi pani, że szczeniak wchodzi na teren, gdzie zabrania się wstępu? Tu nie można ani wchodzić, ani robić zdjęć. Polecenie właściciela. Oddawaj ten aparat, szczeniaku! – krzyczał dalej.

– Nie widziałem, proszę pani. Przysięgam – bronił się dzieciak.

– Kłamiesz! Wykasuj te zdjęcia. I to już! – nalegał mężczyzna.

Nauczycielka, widząc, że atmosfera robi się coraz bardziej napięta, odezwała się do chłopca i do mężczyzny jednocześnie:

– Proszę pana, po co te nerwy? Mateusz, wykasuj zdjęcia, które zrobiłeś, i chodźmy stąd.

– Ale ja tu nie zrobiłem żadnego zdjęcia. Poza tym nie widzę tablicy informującej o zakazie fotografowania.

– Kłamie, na pewno robił zdjęcia! – powtarzał mężczyzna.

Kobieta miała już dość tej szarpaniny. Postanowiła po prostu oddalić się od miejsca zdarzenia i nie denerwować dłużej dziwnego osobnika, którego zachowanie było niezrozumiałe i zbyt aroganckie. Gdy opuścili teren ruin, mężczyzna z impetem trzasnął drewnianą furtką strzegącą wejścia, na znak, że nie życzy sobie więcej nieproszonych gości.

– Po co tam wszedłeś? – zapytała nauczycielka. – Widzisz, że są tablice o zakazie. Proszę dołączyć do grupy, zaraz ruszamy zwiedzać jaskinię Stajnia, a potem zamek w Bobolicach.ROZDZIAŁ 2

Pochmurny czerwcowy poranek przywitał Klaudię, która właśnie przeciągała się na łóżku, przecierając mozolnie oczy. Nagle z przedpokoju rozległ się krzyk ciotki:

– Klaudia! Wstałaś już?

Klaudia wypełzła niechętnie z łóżka i po chwili znalazła się w korytarzu.

– No wstałam. Co się stało? Czemu tak krzyczysz?

– Przepraszam, ale musiałam cię obudzić – tłumaczyła pani Anna. – Muszę pilnie wyjść, a chciałam cię jeszcze o coś prosić.

Klaudia, na wpół zaspana, czekała na to, co powie ciotka.

– Za piętnaście minut będzie tu pracownik muzeum, ma mi dostarczyć teczkę z dokumentami. Odbierz ją, proszę, w moim imieniu.

– Co? Za piętnaście minut? I dopiero teraz mnie budzisz? – zawołała Klaudia. – Jak ja wyglądam! Moje włosy, muszę coś zrobić z moimi włosami…

Dziewczyna biegała chaotycznie między swoim pokojem a łazienką, nie zwracając uwagi na to, co mówiła dalej ciotka. Wydawało jej się, że wychodząc, kazała jej sprawdzić skrzynkę pocztową. Teraz jednak co innego zaprzątało jej głowę. Nie chciała, żeby pracownik muzeum… żeby ktokolwiek zobaczył ją nieuczesaną i bez makijażu.

Równo o dziesiątej zapukano do drzwi. Klaudia otworzyła i rozpoznała pana Darka, który na co dzień pełnił funkcję ogrodnika na terenie otaczającym Pałac Mieroszewskich.

– Dzień dobry, pani Klaudio – powiedział mężczyzna. – Mam przesyłkę dla pani Anny. Zastałem ją?

– Dzień dobry. No właśnie ciocia musiała pilnie wyjść i poprosiła, żebym odebrała za nią dokumenty.

Mężczyzna zostawił granatową teczkę o sporych gabarytach i odszedł. Klaudia od razu odłożyła ją na biurko ciotki, po czym poszła do kuchni na śniadanie. Gdy kończyła dopijać herbatę, do drzwi ponownie ktoś zapukał. Zdziwiła się, bo nikogo więcej się nie spodziewała. Otworzyła drzwi. Po drugiej stronie stał listonosz.

– Dzień dobry – przywitał się.

– Witam pana – odezwała się Klaudia, sięgając jednocześnie po plik kopert, które podał jej listonosz.

– Dwa polecone dla pani Anny – mówił mężczyzna, notując coś w tym samym czasie na druku raportu doręczenia – oraz… korespondencja zwykła. Proszę, to dla pani.

Klaudia podpisała potwierdzenie doręczenia, pożegnała listonosza i zamknęła drzwi na klucz. Zwykle przegląda pocztę od razu, teraz jednak nie była nią specjalnie zainteresowana. Wstawiła wodę na kawę. Gdy gwizdek oznajmił, że woda wrze, zalała świeżo zmielone ziarna, dodała łyżeczkę cukru i usiadła przy kuchennym stoliku, kładąc przed sobą plik doręczonych kopert. Dwa listy polecone były zaadresowane do ciotki i dotyczyły jakichś spraw bankowych. Kolejne zawierały ulotki i reklamy. Jedna koperta zaciekawiła Klaudię szczególnie. Nie było na niej adresu nadawcy, jedynie imię i nazwisko Klaudii oraz adres. Otwarła list. Nie było to trudne, bo zaklejony był niestarannie. Wzięła duży łyk kawy i nagle wypluła całą zawartość ust na stół. Szybko chwyciła wiszącą na krześle szmatkę i chaotycznymi ruchami próbowała ratować listy polecone ciotki. Na szczęście tylko jeden z nich trochę się pobrudził. Klaudia usiadła ponownie na krześle i aż otworzyła usta z wrażenia. To, co przeczytała w liście, przyprawiło ją o nagły zawrót głowy. Próbując się uspokoić, przymrużyła oczy i wyszeptała powoli treść listu: „W Bobolicach jest skarb. Znajdź go”. Tekst naklejony był z liter wyciętych z gazety i podpisany w lewym dolnym rogu równie enigmatycznie: „Bobolus”.

– Co do licha? – wymamrotała Klaudia. – Żarty jakieś…

Przez dłuższą chwilę gapiła się w dziwny list, nie wiedząc, co ma zrobić. Chciała zadzwonić do Maćka i natychmiast mu o tym powiedzieć. Skąd jednak miała mieć pewność, że to nie jest głupi żart? Bardzo chciała, żeby ciocia Ania już wróciła. Czuła, że musi o tym z kimś porozmawiać. Czas wlókł się niemiłosiernie. Godzina, którą spędziła, czekając na ciocię, sprawiała wrażenie całej wieczności. W końcu z przedpokoju dobiegł dźwięk przekręcanego w drzwiach klucza. Klaudia wbiegła na korytarz. Gdy ciotka weszła do środka, zaniepokoiła się, widząc bratanicę tak zdenerwowaną.

– Co się stało? – zapytała. – Wyglądasz, jakbyś ducha zobaczyła.

– Ciociu, jak ci coś pokażę, to padniesz z wrażenia. Chodź.

Klaudia zaprowadziła ciotkę do kuchni. Usiadła na krześle i wskazała ręką drugie na znak, żeby i ciocia spoczęła. Pani Anna zerknęła na nią pytająco.

– Powiesz mi w końcu, o co chodzi?

Klaudia wykonała jeszcze jeden gest ręką, wskazując stół. Ciotka skierowała wzrok na blat.

– Ach, widzę, że wyjęłaś ze skrzynki pocztę. Czekałam na to pismo z banku – powiedziała. – I to wprawiło cię w takie zdenerwowanie?

– Ciociu! Nie o to chodzi. Zobacz ten list – odparła Klaudia, podając zaadresowaną do siebie kopertę.

Przeczytawszy list, pani Anna spojrzała na dziewczynę.

– Co to jest? – zapytała.

– Sama jestem nie mniej zdziwiona niż ty – stwierdziła Klaudia.

– A może to jest jakiś żart? – myślała głośno ciotka.

– Nie wiem. Możliwe, że tak, możliwe, że nie.

– Gdzie to zostało nadane?

Na kopercie widniał stempel pocztowy z Myszkowa. Adresu nadawcy brakowało, jak już wcześniej zauważyła Klaudia. Milczały. Jedna zerkała na drugą.

– I co teraz? – odezwała się ciotka.

– Sama nie wiem, ale wydaje mi się, że nie mogę tego zbagatelizować.

– Zastanawia mnie jedno – powiedziała pani Anna. – Nawet jeśli to nie jest żart… to dlaczego akurat ty dostałaś ten list?

Klaudia się zamyśliła. Faktycznie było to dziwne.

– To musiał być ktoś, kto mnie zna. Wie, co studiuję, i…

– Wie, że w zeszłym roku odkryliście skarb w Będzinie – dokończyła ciotka.

– Słuchaj, ciociu, a może to ktoś ze studiów?

– Po co miałby to robić?

– Jest wielu studentów, którzy z zazdrością przyjęli wiadomość, że razem z chłopakami odkryłam skarb. Może się mszczą. Chcą, żebym zrobiła z siebie idiotkę. Nie wiem.

– Słuchaj, Klaudia, ja spróbuję się czegoś dowiedzieć – zaproponowała ciotka. – Kiedyś zamieniłam kilka słów z właścicielem zamku w Bobolicach na obchodach rocznicy nadania Będzinowi praw miejskich. Skontaktuję się z nim i zapytam, czy coś na ten temat wie.

– To wspaniale! – ucieszyła się Klaudia. – A możesz to zrobić teraz?

– Klaudia, spokojnie. Nie tak szybko, najpierw muszę znaleźć numer telefonu. Nie pamiętam, gdzie go zapisałam… – Ciotka próbowała ostudzić zapał dziewczyny.

– Ciociu! Nie rozumiesz? To nie może czekać. Trzeba działać – ożywiła się Klaudia. – Proszę, błagam, zadzwoń teraz.

Widząc, z jaką werwą dziewczyna wypowiadała te słowa, ciotka Anna pojęła, że jakakolwiek próba jej uspokojenia nie ma sensu. Zrobiła wymowną minę i zniknęła na dłuższą chwilę w czeluściach swojego gabinetu. Chwila ta znowu wydała się Klaudii całą wiecznością.

– No i co?! – zawołała, gdy ciotka wróciła.

– Sprawa wygląda tak: właściciel zamku był zdumiony i w pierwszej chwili sądził, że to dzwoni jakiś zgrywus. Potem opowiedziałam mu o dziwnym liście, jaki dostałaś, i temat go zainteresował.

– Czyli mogę się z nim spotkać?

– Tak, ale dopiero da mi znać, kiedy to będzie możliwe. Jest człowiekiem niezwykle zajętym, więc musi najpierw sprawdzić swój grafik. Jak tylko potwierdzi mi datę spotkania, natychmiast ci o tym powiem.

W tej chwili Klaudia musiała się tym zadowolić. Jej emocje sięgały jednak zenitu, nie wytrzymała i zadzwoniła do Maćka. Telefon odebrał Bobek.

– Cześć, Klaudia – odezwał się głos po drugiej stronie. – Widziałem, że to ty dzwonisz, a Maciek krzyczy z łazienki, żebym odebrał. Co tam?

– No cześć, a Maciek może teraz rozmawiać?

Bobek rozpoznał po jej tonie, że to pilne.

– Zaczekaj, zapytam, czy może podejść…

– Halo? – odezwał się po chwili Maciek. – Co tam, moja droga?

– Maciek, słuchaj, wydarzyło się coś niesamowitego. Dostałam list od Bobulusa, to znaczy od jakiegoś anonimowego nadawcy. Nie wiem, skąd mnie znał, napisał mi, że mam szukać skarbu…

– Klaudia, spokojnie – powiedział Maciek. – Weź głęboki oddech i wytłumacz powoli, co się stało, bo nie rozumiem ani słowa.

Dziewczyna ochłonęła i jeszcze raz opowiedziała wszystko od początku. Na koniec oboje zamilkli.

– To jakiś dowcip? – zapytał w końcu chłopak.

– Sama nie wiem, co o tym sądzić. Rozmawiałam z ciocią, obiecała, że umówi mnie na rozmowę z właścicielem tego zamku. Jeszcze nie wiem dokładnie kiedy, ale pewnie w tym tygodniu.

– Słuchaj, czy ty zdajesz sobie sprawę, że być może stoimy przed kolejną szansą wielkiego odkrycia? – ożywił się Maciek.

– Przyjeżdżaj szybko do Będzina – zaproponowała Klaudia.

– Chyba nie sądziłaś, że dam ci spić całą śmietankę? – zażartował chłopak.

– Szczerze mówiąc, to nawet sobie nie wyobrażam, jak miałabym sama się tym zająć. Przyjedźcie koniecznie z Bobkiem.

– Dobra, powiem mu. On ma jeszcze kilka egzaminów, ale już wiem, jaka będzie jego reakcja, gdy się dowie… Najwyżej dojedzie później.

– No to ustalcie coś i przyjeżdżajcie. Jeśli to spotkanie z właścicielem zamku wypadnie prędko, to pojadę sama i opowiem wam potem, czego się dowiedziałam.

Odłożyła słuchawkę.ROZDZIAŁ 3

– Pakujesz się tak, jakbyś wyjeżdżał na koniec świata – zauważył Bobek, widząc, jak Maciek szykuje się do wyjazdu.

– Może nie na koniec świata, ale na pewno na długo… bardzo długo – odpowiedział Maciek.

– To ty tak na poważnie?

– Oczywiście. Już w zeszłym roku ustaliliśmy z Klaudią, że jak tylko skończę studia, to przeprowadzam się do niej.

– Nieźle – odparł Bobek. – I zostawiasz mnie tutaj?

– Cha, cha! Ty też możesz się przeprowadzić. Klaudia ma na pewno dużo koleżanek – zażartował Maciek.

– Co my tam będziemy robić?

– Jak to co? Znajdziemy pracę, założymy rodziny, kupimy sobie mieszkania. To samo, co robilibyśmy tu.

– Właściwie masz rację – stwierdził Bobek. – Słuchaj, Maciek, a co ty sądzisz o tym liście, który Klaudia dostała?

– Szczerze mówiąc, podchodzę do tego z dystansem. Zresztą to i tak w żaden sposób nie wpłynęłoby na moją decyzję o przeprowadzce. I tak bym tam pojechał.

– A jeśli to prawda? Jeśli skarb istnieje?

– To chyba oczywiste, że my go znajdziemy. Wątpisz w to? – zażartował ponownie Maciek.

– Nie no, jasne, że nie zrezygnowałbym z poszukiwań i takiej szansy na kolejny sukces. Ale nie zastanawia cię, że w tym Zagłębiu jest tak wiele ukrytych skarbów?

– O ile on tam faktycznie jest… – zauważył Maciek.

– No tak, zakładając, że tam jest.

– Przede wszystkim – wyjaśnił Maciek – Bobolice to nie jest teren Zagłębia, tylko Jura Krakowsko-Częstochowska.

– Dobra, czepiasz się. Ale jest niedaleko Będzina. O to mi chodzi.

– To prawda. Gdyby się okazało, że skarb w bobolickim zamku istnieje, to faktycznie można zaryzykować stwierdzenie, że w tamtych regionach skarby zdarzają się stosunkowo często.

Bobek zamyślił się na moment.

– Słuchaj, a może będziemy w ten sposób zarabiać? – zaproponował nagle.

– O czym ty mówisz?

– No pomyśl, jeżeli tereny południowej Polski kryją wiele takich skarbów, to możemy być takimi tropicielami. Ludzie będą się do nas zgłaszać, gdy tylko dotrze do nich jakakolwiek informacja.

Maciek wytrzeszczył oczy i gapił się teraz na swojego kolegę jak cielę na malowane wrota.

– Czy ty siebie słyszysz? Stary, przecież skarbów nie szuka się codziennie. Ile my możemy mieć takich zgłoszeń? Przecież to jakieś szaleństwo.

– Ale dlaczego tak mówisz? Jak do tej pory rzeczywistość pokazuje, że nie masz racji – bronił swojego pomysłu Bobek. – Poza tym nie muszą to być tylko skarby. Możemy szukać innych rzeczy.

– Na przykład czego?

– Przecież nie tylko złoto i szlachetne kamienie mają wartość. Pamiętasz, jak kiedyś pomagaliśmy w odnalezieniu nieznanych wcześniej rękopisów Elizy Orzeszkowej? O takich właśnie rzeczach mówię.

– Masz rację – przyznał Maciek. – Może faktycznie to byłby ciekawy pomysł, ale nie sądzę, żebyśmy mogli z tego wyżyć. Należałoby to raczej traktować jako zajęcie dodatkowe.

– No widzisz.

– Pogadamy o tym z Klaudią, jak już się spotkamy we trójkę – odpowiedział Maciek. – Kiedy możesz tam dojechać?

– A chcecie, żebym tam dojechał?

– Co to za pytanie? Oczywiście, że tak. Nie masz ochoty na kolejną wielką przygodę?

– Jasne, że mam, ale nie chcę wam przeszkadzać. W końcu ty tam jedziesz do Klaudii. Nie chcę być jak piąte koło u wozu.

– Jak zaraz nie przestaniesz opowiadać głupot, to ci z głowy zrobię koło – zagroził Maciek. – Zdaj szybko te zaległe egzaminy i przyjeżdżaj do nas.

– No właśnie… Myślę, że jak wszystko pójdzie dobrze, to do piątku będzie po wszystkim. Mogę wsiadać w pociąg. Ale dam wam jeszcze znać.

– Dobrze. Ja pogadam z ciotką Klaudii, na pewno znajdzie się dla ciebie miejsce w mieszkaniu.

Maciek wyciągnął dłoń na pożegnanie. Kilka minut później siedział już w samochodzie i jechał do Będzina.ROZDZIAŁ 4

Hałaśliwa gromadka oddalała się coraz bardziej w stronę skałek. Dopiero gdy grupa odeszła na bezpieczną odległość i upewniwszy się, że żadne dziecko nie kręci się w pobliżu, mężczyzna zbliżył się do muru, przycupnął na ziemi i krzyknął do niewielkiego otworu w ścianie.

– Poszli sobie! Teren wolny!

Po chwili rozległ się rytmiczny, dudniący dźwięk, który niczym odgłos bębna, najpierw potężny, prawie miażdżący, potem jakby stłumiony, ginął gdzieś w czeluściach ziemi. Mężczyzna zajął swoje stanowisko, z którego obserwował teren wokół ruin. Na horyzoncie, w promieniu dwóch kilometrów, nie było widać żywej duszy. Tylko z daleka dochodziły odgłosy z okolicznych domostw: czasem zapiał kogut, czasem zarżał koń w pobliskiej stadninie. Na niebie krążyły dwa kruki. Powietrze było niezwykle gorące. Ponad ruinami zaczęły się gdzieniegdzie pojawiać pojedyncze baranki. Wszystko wskazywało jednak na to, że po południu pogoda się popsuje. Nagle na dziedzińcu pojawił się drugi mężczyzna.

– Zwariowałeś! – krzyknął strażnik, gdy tamten położył mu niespodziewanie rękę na ramieniu. – Ale mnie przestraszyłeś!

– Nie bój się. Chyba że masz coś na sumieniu…

– Co robimy, szefie?

– Wygląda na to, że będzie burza. Widzisz tamte chmury? – powiedział zapytany, wskazując palcem horyzont.

– Czyli zmywamy się?

–Przeciwnie. Zostajemy – odpowiedział „szef” ku zdumieniu wspólnika.

– Co? Mam tu stać na deszczu w czasie burzy?! – oburzył się ten drugi.

– Za to ci płacę. Jak dobrze pójdzie, to dziś będzie po wszystkim. Potrzebuję jeszcze trochę czasu.

Wspólnik spojrzał na niego, jakby się wahał, czy coś powiedzieć. W końcu spytał:

– Co ty tam, szefie, właściwie robisz?

Szybko jednak pożałował tego pytania, widząc karcące spojrzenie swojego zwierzchnika.

– Pilnuj swojego nosa. Już ci powiedziałem, badam skład skały. I to w zasadzie wszystko, co musisz wiedzieć.

Po tej krótkiej rozmowie rozeszli się do swoich obowiązków. Strażnik znowu usadowił się na kamieniu, by obserwować okolicę, a jego „szef”, jak go nazywał, rozpłynął się gdzieś między skałami.ROZDZIAŁ 5

Maciek był już w połowie drogi do Będzina, gdy na niebie zaledwie w ciągu kilku minut zebrały się czarne burzowe chmury. Nim się zorientował, zerwał się silny wiatr, a z góry zaczął padać gruby deszcz, który po chwili zmienił się w coraz większe grudki gradu, aż osiągnęły średnicę prawie dwóch centymetrów.

„Jeszcze tego brakuje, żeby mi samochód zniszczyło” – powiedział sam do siebie.

Kulki gradu były tak duże i liczne, że wolał nie ryzykować. Natychmiast zjechał na prawo, gdzie akurat był zajazd, i podjechał pod szeroką wiatę. Jakiś inny kierowca już wpadł na ten sam pomysł.

– Dzień dobry – powiedział do niego Maciek, wychylając głowę zza szyby.

Przez moment wydawało mu się, że tamten nie usłyszał, ale po chwili doczekał się niezbyt miłego burknięcia:

– Dobry.

– Dawno nie widziałem takiego gradu. – Maciek próbował podtrzymać rozmowę, jednak drugi mężczyzna nie wykazywał żadnych przyjaznych reakcji.

– Młody pan jest, jeszcze wielu rzeczy pan w życiu nie widział – odpowiedział po chwili.

– Widzę, że pan nie w sosie – stwierdził krótko Maciek.

– A co mam być w sosie, jak miała być robota na lato, a szef nagle stwierdził, że wszystko trzeba wstrzymać, bo właściciel zmienił zdanie.

– Przy budowie pan pracował? – zaciekawił się Maciek.

– Można tak powiedzieć. Mieliśmy zamek budować.

– Zamek? Dla jakiegoś króla? – zażartował Maciek.

– Aż tak dobrze to w tym kraju nie jest – odpowiedział mężczyzna. – Mieliśmy ruiny odbudowywać.

Maciek zerknął na swojego rozmówcę podejrzliwie i nie przestawał drążyć tematu.

– A gdzie te ruiny miał pan odbudowywać?

– Co pan taki dociekliwy? Może chce mnie pan z pracy wygryźć, co? – oburzył się mężczyzna. – Niech pan sobie nadziei nie robi, nie wezmą pana, trzeba mieć znajomości.

– Proszę się nie martwić, nie o to mi chodzi. Ja mieszkam we Wrocławiu, tam mam pracę, teraz do dziewczyny jadę, do Będzina, i chciałbym ją zabrać w jakieś ładne miejsce – skłamał Maciek. – A takie ruiny to chyba ładne?

Czekał chwilę, co powie mężczyzna, licząc na to, że się złapie na jego małe kłamstewko. Złapał się, bo zauważył, że samochód Maćka ma wrocławskie rejestracje.

– W Mirowie te ruiny. To niedaleko stąd. Ale z Będzina to pan masz kawał drogi. Lepiej sobie na tamtejszy zamek jedźcie – odpowiedział.

Maćkowi zrobiło się ciepło. Wiedział, że jeśli będzie zbyt dociekliwy, to wzbudzi podejrzenia dziwnego typa. Ciekawość była jednak silniejsza. Chciał za wszelką cenę wyciągnąć od niego jak najwięcej informacji. Po rozmowie z Klaudią postanowił poczytać o zamku w Bobolicach. Dowiedział się więc, że zamek ten znajduje się rzut oszczepem od ruin w Mirowie.

Zbieg okoliczności wydawał się niesamowity. Przeczuwał, że warto próbować dowiedzieć się czegokolwiek od mężczyzny. Musiał się opanować.

– Słyszałem o tym miejscu. Piękne okolice. W pobliżu jest chyba jeszcze jakiś zamek – zaczął prowokacyjnie.

– Tak, drugi zamek, w Bobolicach, został już odrestaurowany kilka lat temu. Tam może pan pojechać ze swoją ukochaną.

– Ale oba są chyba bardzo blisko, tak? Przy okazji możemy zwiedzić ruiny.

– No tak, ale mówię panu, że Bobolice można zwiedzić, a ruiny w Mirowie nie.

– Zabronione?

– Tak. Właściciel wywiesił tablice, że nie można wchodzić na teren ruin, bo grożą zawaleniem.

– Pewnie z tego samego powodu nie można prowadzić dalszych prac – znów podpuścił mężczyznę Maciek.

– No, podobno. Wszystko szło dobrze, zaczęliśmy kilka tygodni temu. Nagle mówią, że koniec pracy do odwołania. Nikt nic nie wie, nikt nic nie mówi. Czeski film, panie, czeski film!

Zaczęło się przejaśniać i Maciek domyślał się, że mężczyzna za chwilę zechce odjechać. Musiał wykorzystać ostatnią szansę.

– I tak nagle zabronili prac?

– Nagle, panie. Podobno że to przez obfite deszcze, które rozmyły skały. Ale panie, jakie deszcze? Tu od setek lat pada i się skały nie rozmyły. A teraz nagle nie można wchodzić?

– To rzeczywiście dziwne – powiedział Maciek. – A może skarb tam odkryli i nie chcą żeby im przeszkadzano?

Mężczyzna spojrzał na Maćka rozbawionym wzrokiem.

– E tam… Jakby tam był skarb, to właściciel już dawno by o tym wiedział. Nic tam nie ma.

– Skąd jest pan taki pewien?

– Bo moja ekipa robiła takie testy na obecność metalu. I nic.

– Ale wie pan, może sprzęt nic nie wykrył, bo miał mały zasięg penetracji.

– Co pan gadasz. Mamy taki sprzęt, że mucha nie siada. Prosto z Francji sprowadzony – upierał się mężczyzna. – A co się pan tak interesujesz?

– Ech, fantazja mnie trochę poniosła – uśmiechnął się Maciek.

– Ja się już będę zbierał, niebo się rozpogodziło – wypalił nagle mężczyzna, najwidoczniej nieco zmęczony wypytywaniem o te ruiny.

– No to szerokiej drogi.

Facet już się nie odezwał. Ewidentnie drażniła go obecność Maćka i chciał jak najszybciej opuścić parking. Maciek ruszył tuż po nim. Pojechali jednak w dwóch przeciwnych kierunkach.

Pędząc już w stronę Będzina, Maciek prawą ręką wygrzebał z torby komórkę. Musiał podzielić się z Klaudią swoim odkryciem.

– Halo, Klaudia…? (…) Tak, tak, już jadę, pewnie za godzinę będę na miejscu. Słuchaj, nie uwierzysz…! (…) No już, właśnie ci chcę powiedzieć, daj mi dojść do słowa. Po drodze spotkałem faceta. Zgadnij, skąd jechał? (…) Bingo! Był wkurzony, bo podobno miał zarobić na budowie, ale prace remontowe wstrzymali. (…) Co? (…) Nie, słuchaj dalej. (…) Podobno właściciel Mirowa nagle zakazał prac na terenie ruin. Nikt do końca nie wie czemu, wszyscy byli zaskoczeni taką decyzją… Może to jednak nie był żart z tym listem? (…) Dobra, pogadamy, jak dojadę. Do zobaczenia niedługo.

Rozłączył się, po czym rzucił komórkę na siedzenie obok. Oczami wyobraźni widział już, jak się rozwinie akcja…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: