Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tajemnicza rezydencja - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
Czerwiec 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Tajemnicza rezydencja - ebook

Wicehrabia Raleight i Jane Trowbridge po ślubie zamieszkują w cieszącej się złą sławą rezydencji Craven Hall. Już pierwszej nocy przerażające odgłosy nie pozwalają im zasnąć. Pomimo strachu, Jane jest zachwycona starym dworem i postanawia za wszelką cenę odkryć jego sekrety. W rozwikłaniu zagadki wspiera ją Raleight. Ich szczęście może jednak zniszczyć ktoś, kto chce, by jak najszybciej opuścili Craven Hall…

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-238-9009-6
Rozmiar pliku: 802 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

– Aaach!

Deverell Fairfax, wicehrabia Raleigh, przewrócił się na bok. Głowa omal nie pękła mu z bólu, gdy po okropnym wrzasku nastąpił potężny łoskot. Ki diabeł? Służba otrzymała rozkaz, by nie budzić go przed południem, gdy jednak otworzył jedno oko, zobaczył, że przez jasnożółte zasłony do pokoju wlewa się blask podejrzanie podobny do promieni porannego słońca.

Zacisnął powieki, odcinając się od przykrego światła. Próbował powrócić do rozkosznej drzemki, jednak pulsowanie w skroniach ani myślało ustąpić, a zza drzwi sypialni niósł się głośny tupot nóg.

Kogóż tu diabli niosą? – zaciekawił się sennie. I gdzie jest to „tu”? W miarę powracającej przytomności uświadamiał sobie coraz dobitniej, że nie znajduje się bynajmniej w swojej rezydencji w Londynie.

Odwrócił się na wznak i spojrzał zmrużonymi oczami na sufit; dostrzegł znane skądś szafirowobłękitne, jedwabne draperie. Dyskretny zapach kwiatów nasuwał podejrzenie, że znajduje się w alkowie jakiejś damy. Jakiej – nie mógł sobie przypomnieć. Dotknąwszy dłonią czoła, wysilał pamięć. Przypomniał sobie, że został wezwany przez ojca i że topił niechęć do tej podróży w butelce, a może dwóch. Albo trzech.

Musiał się nieźle zalać. Poczuł się samotny, stęskniony za przyjaciółmi, którzy już dawno się pożenili, i uznał, że woli oglądać któregoś z nich niż rodziców, wybrał się więc z wizytą wynajętym powozem, nie biorąc kamerdynera ani nikogo ze służby. Czy w ogóle wziął ze sobą kufer?

Jęknął. Oderwał dłoń od pulsujących skroni i zaczął myszkować w fałdach pościeli, szukając towarzyszki, która wyjaśniłaby mu, gdzie się znajduje. Wreszcie trafił na jakieś ciało szczelnie owinięte w kołdry. Czyżby w nocy wyczerpał nieszczęsną niewiastę tak bardzo, że spała jak zabita, czy też, jak on, pokutowała za wczorajsze pijaństwo?

Ze stęknięciem uniósł się na łokciu, żeby się lepiej przyjrzeć leżącej obok niego kobiecie, ale jego studia przerwał dobiegający od drzwi sypialni krzyk przerażenia, po którym basowy ryk niemal go ogłuszył.

– Na Boga, Raleigh! Skąd się tu wziąłeś?! – zawołał kobiecy głos.

– Co się tu dzieje? – wymamrotał Raleigh.

Wiedział, do kogo należy ten kobiecy głos, rozpoznał też ryk. Bez wątpienia znajdował się w Casterleigh, w hrabstwie Sussex, w rezydencji hrabiego Wycliffe'a i jego żony Charlotte. Wystarczyło jedno spojrzenie na towarzyszkę w łożu, która właśnie się przebudziła, by zrozumiał, co wywołało owe niepokojące odgłosy. Kobieta była odwrócona do niego tyłem, widział jej długi, gruby warkocz, który w niczym nie przypominał pukli jego metres.

Szukała teraz czegoś na nocnym stoliku, a kiedy po chwili spojrzała w jego stronę i zobaczył binokle na jej nosie oraz wściekłą minę, poczuł, że robi mu się słabo. Z jękiem osłupienia opadł z powrotem na poduszki.

Co on, u diabła, robił tu z Pospolitą Jane?

Bał się, że ból rozsadzi mu czaszkę, jednak udało mu się ubrać bez pomocy służby, gdy tylko jego towarzyszka, odziana jedynie w skromną, białą, długą koszulę nocną, wybiegła z pokoju. Nadal nie miał pojęcia, jakim cudem smarkula znalazła się w jego sypialni, ani też, co się tu mogło zdarzyć. Zadrżał na samą myśl o tym. Powoli wracały mu okruchy pamięci, jednak w żadnym nie pojawiała się młodsza siostra Charlotte. Na Boga, uchodził za ladaco, ale chyba nie posunąłby się tak daleko, by uwieść młodą dziewczynę, w dodatku szwagierkę jednego z przyjaciół. I do tego córkę pastora!

Jęknął, spojrzawszy na wygnieciony fular, i zrezygnował z fantazyjnego udrapowania go na szyi. Przynajmniej miał na tyle przezorności, by przywieźć ze sobą kufer z odzieżą. Parsknął z dezaprobatą na widok niedostatków swojej aparycji i wkroczył do saloniku, do którego pośpiesznie zeszli się uczestnicy porannej narady.

Nikt nie zwrócił uwagi na wejście Raleigha, gdyż Charlotte z rozpaczą wyjaśniała właśnie mężowi, co się wydarzyło tej nocy.

– To ja kazałam Jane tam się położyć. Zawsze nalegałeś, by gości umieszczać w szafirowej sypialni, więc nie chciałam burzyć twoich przyzwyczajeń.

Gdyby nie okropny ból głowy, Raleigh zapewne by się uśmiechnął, gdyż pedanteria i zamiłowanie do porządku Wycliffe'a były powszechnie znane, choć trochę się zmniejszyły, odkąd się ożenił. Jednak rozbawienie wicehrabiego minęło, gdy Charlotte donośnym głosem podjęła mowę obronną. Czy nie mogłaby mówić trochę ciszej? – zastanawiał się, ściskając dłońmi pulsujące skronie.

– Przyszła wczoraj pomóc mi przy bliźniętach. Ząbkują, więc są kapryśne i niespokojne. Max namawia mnie do wynajęcia niańki – zwróciła się do Raleigha – ale na plebanii nigdy nie mieliśmy niańki i za nic nie powierzyłabym moich maleństw, ani nawet Barta, który już skończył trzy latka, obcej kobiecie.

– Charlotte… – Basowy głos Wycliffe'a przywołał ją z powrotem do głównego wątku dyskusji.

Raleigh skrzywił się.

Charlotte spojrzała bezradnie na męża.

– Wieczorem, kiedy zaczął się deszcz z wichurą, powiedziałam Jane, że musi zostać na noc. Pożyczyłam jej… coś z garderoby i miałam zamiar posłać kogoś rano do domu rodziców po ubrania dla niej. A potem jedna z pokojówek, bodajże Libby, stanęła tuż za plecami Ann, która wniosła tacę, kiedy…

– …otwarły drzwi i zamiast spokojnie powiedzieć ci, co zobaczyły, uciekły z krzykiem, rozrzucając po podłodze zastawę – dokończył Wycliffe z dezaprobatą. Raleigh nie umiał powiedzieć, czy hrabia był bardziej zdenerwowany tym, co pokojówki zastały w sypialni, czy też zmarnowanym śniadaniem.

– Zgadzam się, że mogły wykazać więcej dyskrecji – odparła Charlotte. – Ale nie mogę im mieć za złe, że były zaskoczone. I nadal nie pojmuję, skąd się tam wziął Raleigh?

– Obawiam się, że trudno będzie mi to wyjaśnić – uśmiechnął się Raleigh ze skruchą. – Otrzymałem wezwanie do rodzinnego gniazda, jednak w nocy musiałem zmienić zamiary. – Przypomniał sobie, że udał się do klubu, ale wcale mu się tam nie spodobało. Klub wypełniony był parweniuszami i pospólstwem, podczas gdy jego przyjaciele pozaszywali się na wsi w dziedziczonych od pokoleń posiadłościach. On jeden w tym kręgu nadal nie stronił od wesołego towarzystwa i salonów gry, choć bywał w nich bez zbytniej przyjemności, gdyż straciły już dla niego dawny powab.

Parę butelek później zdecydował się odrzucić synowskie obowiązki na rzecz złożenia wizyty jednemu ze swych żonatych przyjaciół. Najbliżej Londynu mieszkał Wroth, ale złożenie, ot tak, wizyty markizowi było nie do pomyślenia. Pozostawała Kornwalia lub hrabstwo Sussex. Raleigh rzucił monetą.

– Wybrałem się na wariata – przyznał.

– Wiesz, że zawsze jesteś tutaj mile widziany – pośpiesznie zapewniła go Charlotte. – Tylko… jak tu wszedłeś? – spytała, lekko zaskoczona. Zazwyczaj patrzyła przez palce na intruzów, jeśli byli przyjaciółmi domu.

– Nie chciałbym cię rozczarować, ale wszedłem przez frontowe drzwi. Otworzył mi Wycliffe – odparł Raleigh i odetchnął z ulgą, gdy przeniosła pytający wzrok na męża.

– Właśnie wróciłem do domu… bardzo późno z powodu pogody – wyjaśnił Wycliffe. – Ze służby tylko Richardson był na nogach. Zwolniłem go ze względu na porę, więc kiedy usłyszałem stukanie, otwarłem sam. Zobaczyłem Raleigha, ale że nie mogłem się z nim dogadać, wysłałem go na górę, do pokoju gościnnego. Nikt mi nie powiedział, że tam śpi Jane.

– A twój kamerdyner? – spytał Raleigh.

– Levering nie ma służby w nocy – odparł Wycliffe z lekkim rumieńcem.

Kpiący uśmiech na wargach Raleigha zgasł, gdy zobaczył ponury wyraz jego twarzy.

– A ty? Nie zauważyłeś, że pokój jest… zajęty?

– Zbyt wiele kielichów wina wlałem w siebie.

– Kielichów? To znaczy, że on był… pijany? – Jego milcząca do tej chwili towarzyszka, Jane Trowbridge, była wyraźnie zaszokowana.

Szeroko otwierając przysłonięte binoklami oczy, drżała, choć Raleigh nie sądził, by jego trzeźwość lub jej brak mogły jej w czymkolwiek dotyczyć.

Chyba że zrobił coś w pijackiej nieświadomości… Ogarnięty paniką, obejrzał Jane od stóp do głów, od skromnie ściągniętych włosów, poprzez szarą sukienkę, aż po praktyczne trzewiki. Nie, nie mógł być aż tak pijany. Wsparty o poduchy otomany, studiował uważnie jej twarz.

– Owszem, byłem pijany – przyznał. – A co ty masz na swoje usprawiedliwienie? Nie zauważyłaś, że ktoś się kładzie w łóżku przy tobie?

Z satysfakcją patrzył, jak Jane pąsowieje i z trudem łapie oddech. W sukurs siostrze pośpieszyła Charlotte:

– W naszym domu młodsze rodzeństwo często przychodziło do nas podczas burzy, więc Jane mogła nie zareagować na to, że ma… hmm… towarzystwo.

Raleigh miał już na końcu języka cierpką ripostę. Jak śmiała porównywać go do dzieci pastora, bandy obdartych wyrostków? Tymczasem Jane, ze wzrokiem wbitym w ziemię, zaczęła się pokornie tłumaczyć:

– Łóżko było miękkie, w domu panowała cisza, słyszałam tylko kojący szum deszczu… Myślę, że spałam jak kamień.

Pewnie, pomyślał Raleigh. Znał tłoczny, hałaśliwy dom pastora i trudno mu było oskarżać smarkulę o to, że tęskniła do spokoju. Fakt, że porównano go do jej rodzeństwa, osładzała nieznacznie świadomość, że przynajmniej nie chrapał.

– Cóż, co się miało stać, to się stało – stwierdził Wycliffe. – Teraz musimy zdecydować, co zamierzamy z tym zrobić. – Spojrzał prosto w twarz Raleigha, który kolejny raz doznał uczucia, że grunt usuwa mu się spod nóg. Na usta cisnęły mu się niezliczone wymówki, ale jego język nagle zrobił się dziwnie sztywny. Raleigh uprzytomnił sobie, jaka odpowiedź mogłaby zadowolić Wycliffe'a. Jego cały świat runął.

Zmierzył Jane pośpiesznym spojrzeniem i zaczerpnął tchu, by powstrzymać zawroty głowy. Dziewczę z pewnością było zbyt młode jak na to, co mógł mieć na myśli Wycliffe. Odchrząknął.

– Myślę, że zależy to od kilku spraw – odparł pewniejszym głosem. Twarz Wycliffe'a pociemniała. – Na przykład od tego, ile nasza dama liczy sobie wiosen?

Charlotte posłała mu współczujące spojrzenie i Raleigh nagle poczuł się jak galernik z dożywotnim wyrokiem.

– Jane ma osiemnaście lat – odparła, a jemu ścisnął się żołądek. Mrugając z niedowierzaniem, patrzył na smarkulę w binoklach. Kiedy zdążyła dorosnąć? Zawsze miał ją za jedną z bandy niedorostków, braci i sióstr Charlotte, których często widywał w Casterleigh podczas swoich wizyt. Osiemnaście lat?

Dłonie zaczęły mu się pocić, w żołądku poczuł chłód. Zdawał sobie doskonale sprawę, że w sprawach honoru z Wycliffe'em nie ma dyskusji. Dwie służące, których krzyki wyrwały go ze snu, z pewnością zdążyły już rozpowiedzieć tę historię po całym domu, skąd niechybnie powędruje na wieś i dalej, do pastora, ojca Jane.

Na samą myśl o dobrotliwym wikarym Johnie Trowbridge Raleigh stłumił jęk. Miał do wyboru: stracić wolność lub przyjaciół i szacunek do siebie samego. Z wysiłkiem zaczął ubierać rozbiegane myśli w słowa, marząc tylko o tym, by wszystko się skończyło, zanim jego żołądek zbuntuje się do reszty.

– Chyba nie pozostaje nam nic innego, jak przejść do rzeczy – zadecydował. Pochylając obolałą głowę, zwrócił się do Jane: – Hmm… panno Trowbridge, czy uczyni mi pani ten zaszczyt i zostanie moją żoną?

Wyrzuciwszy z siebie pytanie, którego w życiu nie zamierzał zadawać Pospolitej Jane, zdążył jeszcze dostrzec błysk zaskoczenia za okrągłymi szkłami jej binokli, ale nie mógł powstrzymać torsji.

Jane była w szoku. Z natury niezwykle spokojna, teraz krążyła nerwowo po puszystym francuskim dywanie w szafirowej sypialni, ostro spierając się z siostrą.

– Chyba nie myślisz serio, że wyjdę za niego za mąż! – wykrzyknęła po raz kolejny. Wyraz współczucia na twarzy Charlotte kazał jej odwrócić wzrok.

Sama była sobie winna. Deszcz nie deszcz, powinna była wracać do domu, do wąskiego, twardego łóżka w pokoju dziecinnym.

Zwykle potępiała luksus, w jakim pławiła się siostra, jednak zeszłej nocy uległa pokusie wielkiego, miękkiego łoża z puchową pościelą, rozsiewającą woń kwiatów. Teraz przyszło jej płacić za słaby charakter.

Spała jak kamień, w cieple i puchu. Odgłosy wiatru i deszczu z trudem docierały przez wysokie okna sypialni. Nie musiała uciszać Jamesa i Thomasa, kłócących się za ścianą, zrywać się w nocy do płaczącej Jenny ani zastanawiać, gdzie podział się Kit. Ogarnął ją dziwny spokój, jakiego nie spodziewała się zaznać w wystawnym domu siostry.

Dopóki rano nie rozwrzeszczały się służące, nie zauważyła w ogóle obecności intruza. Łoże było dostatecznie obszerne, by spało w nim, nie stykając się ze sobą, pół tuzina ludzi.

– To było nieporozumienie. Do niczego nie… doszło – mruknęła niechętnie.

– Wiem, kochanie – odparła Charlotte. – Ale obawiam się, że to nie ma najmniejszego znaczenia. Wierz mi, w towarzystwie liczą się tylko pozory. Kobieta zamężna może zabawiać się, jak chce, pod warunkiem że potrafi zachować dyskrecję, natomiast najmniejsza pogłoska o czymś niestosownym dla panny jest zabójcza!

– Ależ, Charlotte, to nie jest Londyn… mieszkamy w zapadłej dziurze, w Sussex! To było tylko nieporozumienie, nie doszło do niczego niewłaściwego, więc po co posuwać się do ostateczności?

Charlotte potrząsnęła głową. Jej łagodna, słodka twarz wyrażała najgłębsze współczucie, jednak uwagi Jane nie uszedł stanowczo wysunięty podbródek siostry. Charlotte, z natury dobra i miła, potrafiła też być bardzo uparta, o czym świadczyło jej małżeństwo z kimś przewyższającym ją pochodzeniem, myślała ponuro Jane. A teraz wyglądała na zdecydowaną.

– Widziano cię, Jane. Służba już zapewne rozpowiada na lewo i prawo, a wiesz sama, jak rozchodzą się plotki w Upper. Za chwilę cała okolica dowie się o tym wydarzeniu. Jeśli wicehrabiego nie poślubisz, będziesz zhańbiona.

Jane, pełna mrocznych myśli, odwróciła się do niej plecami.

– Czy to naprawdę ma jakieś znaczenie? – spytała cicho.

– Oczywiście, że ma! – Charlotte chwyciła ją za ramiona i odwróciła twarzą do siebie. – Jak możesz tak mówić?! – zdumiała się szczerze.

Jane umknęła spojrzeniem.

– Dobrze wiem, że nie jestem rodzinną pięknością – odparła, zmuszając się do powiedzenia znanej prawdy.

– Ale nie jesteś też żadną maszkarą! – zaprotestowała Charlotte. – Wierz mi, że piękno nie zawsze gwarantuje szczęście. Najczęściej bywa przeszkodą.

Jane potrząsnęła głową, niezbyt przekonana.

– Zawsze miałaś kawalerów na pęczki, a ja ani na lekarstwo.

– Nie miałaś kawalera, bo zniechęcałaś każdego chłopca w promieniu mili, Jane, dobrze o tym wiesz! Sądziłam, że jesteś, jak ja, szalenie wybredna, więc nic nie powiedziałam, kiedy odmówiłaś spędzenia sezonu w Londynie. Przez myśl mi nawet nie przeszło, że nie doceniasz własnej wartości. Jesteś ładną dziewczyną i każdy mężczyzna byłby szczęśliwy, mogąc wziąć cię za żonę.

Puściła siostrę. Jane znów pokręciła głową. Było powszechnie wiadome, że pośród córek pastora pięknością była Charlotte, a młodziutkie Carrie i Jenny miały ją wkrótce doścignąć. Natomiast Sarah i Jane nie wyróżniały się niczym. Sarah była pokorną żoną gamoniowatego Alfa, a Jane powzięła niezłomne postanowienie pozostania panną, by nikogo nie rozczarować i samej nie przeżyć rozczarowania. Miała swój ogród, swoje książki i swoje obowiązki na plebanii.

– Może ten wypadek wyjdzie mi na dobre, bo teraz będę mogła zrezygnować z wszelkich planów małżeńskich. Jestem skompromitowana i będę żyć spokojnie, pomagając ojcu – powiedziała cicho.

Wydawało się to całkiem rozsądne i zgodne z jej dotychczasowymi planami, poczuła jednak dziwny ucisk w piersi, gdy wyrok nabrał znamion ostateczności.

– Chcesz się narazić na ostracyzm w wieku osiemnastu lat? – przeraziła się Charlotte. – Jane, jesteś zbyt młoda, by podejmować taką decyzję i nieodwracalnie przekreślać przyszłość. A co z ojcem i maluchami? Czy wieśniacy będą słuchać jego kazań, wiedząc, że jego córka zbłądziła? Jak będziesz robić sprawunki, kiedy każdy uczciwy człowiek prędzej przejdzie na drugą stronę ulicy, niż powie ci dzień dobry? Chcesz, żeby młodsze rodzeństwo cierpiało przez ciebie, przez następną Lizzy Beaton?

– Lizzy Beaton zasłużyła na swoją złą sławę! – obruszyła się Jane.

Lizzy była nieszczęsną kobietą, którą ospa wtrąciła do grobu. Chociaż pastor dbał o to, by nie brakło jej pożywienia, wieśniacy unikali jej, nawet płeć męska, która niegdyś tak licznie odwiedzała jej szopę.

– Przede wszystkim jak udowodnisz, że nie zostałaś zhańbiona, leżąc w łóżku z nagim mężczyzną? – spytała Charlotte.

Był nagi? Jane poczuła, że ma ochotę uciec. Oczywiście nie miała wtedy na nosie okularów, a zanim je założyła, jej towarzysz zdążył przysłonić się skromnie, naciągając kołdrę pod brodę. Pokręciła głową, rozmyślając nad ironią sytuacji. Tylko ona mogła być tak nieatrakcyjna, że nawet pijany, nagi mężczyzna nie zwrócił na nią uwagi!

– Nie masz prawa porównywać mnie do Lizzy Beaton – zaprotestowała bez większego przekonania. Wiedziała, że nie ma sobie nic do zarzucenia, i mogła, bez wątpienia, przekonać dobrotliwego ojca o swojej niewinności. Jednak siostra miała rację. Większość ludzi nie rozgrzeszy jej tak łatwo jak ich ojczulek. Ale po chwili uświadomiła sobie, że choć nie odmówiłby jej gościny, nie powinna ukrywać się na plebanii, gdyż mogłoby to narazić na przykrości jego i rodzeństwo.

Zamrugała, żeby nie rozpłakać się z powodu tak straszliwego obrotu spraw. Będzie musiała poślubić tego człowieka!

– Każdy, byle nie Raleigh! – oświadczyła, rzucając się na chippendalowski fotel na giętych nogach, jeden z wielu w tym pokoju. Raleigh był zbyt przystojny, zbyt frywolny, zbyt dandysowaty, zbyt utytułowany i stanowczo nie dla niej. – Czemu to nie był pan Cambridge? – zawołała łamiącym się głosem. – Jest taki dystyngowany.

– Ma tyle lat, że nasz ojciec mógłby być jego synem – zauważyła cierpko Charlotte. – Raleigh to o wiele lepsza partia. Nie ma jeszcze trzydziestu lat, jest wicehrabią, a któregoś dnia zostanie hrabią!

– Wiem to wszystko – oznajmiła ponuro Jane. Nie czuła pociągu do bogactw ani do życia w Londynie, gdzie ludzie byli źli i rozpustni, zamężne kobiety romansowały, a mężczyźni nadużywali trunków tak bardzo, że nie wiedzieli, gdzie ani z kim śpią.

– Jane… – Charlotte uklękła przed nią, biorąc ją za rękę. – Wiem, że z jakichś powodów nie dbasz o niego, ale Raleigh jest jednym z najmilszych mężczyzn, jakich znam. Jest dobry, uczciwy i szlachetny i jestem dumna, że jest moim przyjacielem. Byłabym jeszcze bardziej dumna, gdybym go mogła nazwać moim bratem – dodała z uśmiechem.

Jane westchnęła ciężko. Jakież były jej szanse przeciwko zdecydowanej Charlotte i jej mężowi? Choć była pośród troskliwych krewnych, nigdy w życiu nie czuła się aż tak samotna. Cóż jeszcze mogła powiedzieć?

– Zgoda – oświadczyła z zamierającym sercem. – Wyjdę za niego, ale pod warunkiem że to nasz ojczulek udzieli nam ślubu.

John Trowbridge nie posiadał się ze zdumienia, kiedy wezwano go do dworu Casterleigh, by podpisał ślubne dokumenty córki. Zachowawszy dla siebie drastyczniejsze szczegóły, Charlotte powiedziała mu, że Jane i Raleigha ujrzano w kompromitującej sytuacji, ale ponieważ oboje darzą się od jakiegoś czasu sympatią, postanowili się pobrać.

Możliwe, że gdyby ojciec, jak cała reszta, nalegał, żeby czym prędzej poślubiła Raleigha, Jane znalazłaby w sobie odwagę, by stawić wszystkim czoło. Jednak pastor wziął ją na bok i bardzo łagodnie wytłumaczył, żeby nie czuła się do niczego zmuszona, jeśli nie kocha Raleigha. Ignorując insynuację, że mogłaby cokolwiek czuć do układnego wicehrabiego, Jane objęła ojca i uściskała go z całych sił, hamując łzy.

Niestety muszę to uczynić, myślała. Nie dla siebie, ale dla ciebie, ojczulku, dla chłopców, Carrie i Jenny. A także dla Charlotte i Wycliffe'a.

Była bardzo obowiązkową dziewczyną, więc zrobiła, co do niej należało. Zniosła jakoś krótką ceremonię, podczas której Raleigh stał przy niej sztywny i nieszczęśliwy. Przetrzymała gratulacje gości, którzy wydawali się o wiele bardziej zadowoleni niż państwo młodzi. Udawała, że kosztuje wykwintnych dań, podanych na eleganckiej porcelanie Wycliffe'a, i pozwalała młodszemu rodzeństwu opychać się do woli ciastem.

Dopiero kiedy nadjechał służący z kuferkiem zawierającym jej skromny dobytek, wszyscy w domu uświadomili sobie w pełni sens wydarzenia i jego skutki. Pomiędzy naradą i przygotowaniami do ślubu Jane nie miała czasu pomyśleć poważnie o swojej przyszłości. Sądziła jednak, że jej życie będzie się toczyć po dawnemu, małżeństwo okaże się tylko formalnością, a Raleigh powróci do Londynu.

Teraz poinformowano ją znienacka, że powinna jak najprędzej wyjechać do rodowego gniazda wicehrabiego. Na wiadomość o tym obdarzyła świeżo poślubionego małżonka spojrzeniem tak mało entuzjastycznym, że Charlotte zaciągnęła ją z powrotem do szafirowej sypialni, którą Jane zdążyła do reszty znienawidzić, rzekomo po to, by pomóc się siostrze spakować.

W rzeczywistości Charlotte próbowała tchnąć w siostrę nieco entuzjazmu, uprzednio wysławszy służącą, by przyniosła trochę jej własnych ubrań, mających uzupełnić ubożuchną garderobę Jane.

– Ile razy prosiłam cię, żebyś dała sobie poszyć jakieś eleganckie suknie! Teraz nie masz wyjścia i musisz wziąć to, co jest. Raleigh będzie musiał się nieźle wykosztować na twoją nową garderobę – dodała z uśmiechem.

Jane w milczeniu przyjęła powrót służącej z naręczem nocnej bielizny. Wiedziała, że stroje Charlotte będą na nią zbyt obszerne, tym razem jednak nie rozmiar przykuł jej uwagę, lecz ich wygląd. Pomyślała, że były tak znoszone, że prawie przezroczyste!

– Nie mogłabym włożyć czegoś takiego – szepnęła, kiedy służąca wyszła.

– Oczywiście, że mogłabyś – odparła Charlotte z wymuszoną serdecznością, która od razu nastroiła Jane nieufnie do jej intencji.

– Po co mi to dajesz? – spytała.

Charlotte zarumieniła się, co jeszcze wzmogło podejrzliwość Jane.

– Ponieważ naszej matki nie ma pośród nas, pomyślałam, że do moich obowiązków należy udzielenie ci paru rad przed nocą poślubną – oświadczyła radośnie.

Choć Jane miała raczej niejasne pojęcie o rozmnażaniu się, bo widziała to jedynie u licznych zwierząt na farmach i wzgórzach, wiadomość, że ludzie rozmnażają się w podobny sposób, przyjęła z najgłębszym niepokojem. Ucięła rozmowę, odwracając się w popłochu, ale Charlotte uparcie próbowała wzbogacić nagie fakty dość odrażającymi szczegółami. Jane ani myślała jej słuchać i z ulgą przyjęła stukanie do drzwi.

– Chcę ci tylko powiedzieć, Jane, że z kimś, kogo kochasz, to jest cudowne, cudowne ponad wszelkie wyobrażenie – dodała na koniec Charlotte, odbierając jedno ze swoich bliźniąt z rąk pokojówki.

Potakując, żeby się jej pozbyć, Jane powróciła do pakowania. Przecież ja go nie kocham i nigdy nie będę kochać, pomyślała. Czując dziwny ucisk w gardle, sprawnie pakowała frywolne stroje, choć wiedziała, że ich nigdy nie włoży.

Ani też nie dopuści się bezeceństw, o jakich jej siostra wspominała z takim spokojem. Charlotte z Wycliffe'em i z Raleighem mogli zmusić ją do przyjęcia jego nazwiska, jednak reszta była wyłącznie jej własnością.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: