Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tańcząc z delfinami - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
20 sierpnia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Tańcząc z delfinami - ebook

Dwudziestodwuletnia Claire Murray, od lat cierpiąca na tajemniczą chorobę, i trójka jej znajomych – stary zrzęda Tom, była hipiska Willow i maniakalna Taylor – planują wyprawę przez całe Stany, aby popływać z delfinami na Florydzie. Wszyscy razem tworzą grupę wsparcia dla osób przewlekle chorych i niepełnosprawnych. Nie dziwi fakt, że już w pierwszym dniu wycieczki potrzebują pomocy. W tej sytuacji przygodny autostopowicz Sean Sullivan wydaje się spaść im z nieba. Niemniej, ostatnią rzeczą, jakiej by chciał ten tajemniczy chłopak, jest przywiązywanie się do grupy chorychpodróżników.

Czy tak nietuzinkowe charaktery odnajdą w sobie siły i zrealizują wspólne marzenie? Czy wykorzystają nadarzające się okazje, aby zacząć żyć pełnią życia?

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65843-49-4
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

2

Kiedy przyjechały pod dom Toma Cantrella, mama zaparkowała auto przy krawężniku po drugiej stronie ulicy. Na podjeździe stał duży kremowoszary samochód kempingowy z wymalowanymi wzdłuż po bokach ciemnoszarymi falami.

Claire poczuła, jakby w jej żołądku zaczęły latać motyle. To się działo naprawdę.

Jej mama wyciągnęła rękę i zaczęła gładzić włosy Claire.

– Jesteś taka piękna... Na zewnątrz i w środku. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby coś ci się stało.

Claire położyła dłoń na ramieniu matki.

– Nic się nie stanie. Wszystko będzie dobrze.

Łzy błysnęły w oczach rodzicielki, ale na jej ustach pojawił się uśmiech.

– Obiecaj mi, że nie będziecie zabierać żadnych autostopowiczów. Dzisiaj nikomu nie można ufać.

– Obiecuję.

Tom Cantrell czekał na nie obok samochodu. Nie był nadzwyczajnie wysoki, miał może około metra osiemdziesiąt, a do tego dość wydatny brzuch. Tego dnia wyglądał jednak na większego niż w rzeczywistości, a jego pokryta zmarszczkami twarz była opalona i miała dość beztroski wyraz. Oby wszystko, co mówił o swoim zdrowiu i możliwości prowadzenia samochodu, było prawdą. SM jest nieprzewidywalne.

Mama Claire zaczęła wyjmować z bagażnika rzeczy córki.

Ze sztywnymi i nieco bolącymi kolanami Claire starała się szybko wysiąść z samochodu, żeby pomóc matce.

– Mogę to sama wziąć. – Postawiła walizkę na ziemi i założyła plecak.

– Mam nadzieję, że wszystko zabrałaś. – Mama wyjęła balkonik Claire.

– Tom mówił, żeby nie zabierać zbyt ciężkich rzeczy. – Zmierzyła wzrokiem wózek inwalidzki. – Nie potrzebuję wózka.

– Jesteś pewna?

– Tak.

– Byłabym spokojniejsza, gdybyś miała go ze sobą... Na wszelki wypadek.

Tom podszedł do nich dziarskim krokiem, który nie zdradzał ani śladu osłabienia.

– Wyglądasz pięknie. Jak kwiat – powiedział do Claire z uśmiechem.

Hmmm. Tom rzadko bywał miły, jeśli w ogóle.

– Dziękuję. Ty też wyglądasz całkiem nieźle.

– Oto, co przygoda robi z człowiekiem. – Zwrócił się do jej mamy. – Miło panią widzieć, pani Murray. Wezmę walizkę. – Złapał bagaż w sposób, który przeczył jego wiekowi i stanowi zdrowia.

– Dzień dobry, Tom. Może tobie uda się przemówić tej dziewczynie do rozumu? Naprawdę powinna zabrać ze sobą wózek.

Tom spojrzał na Claire.

– Potrzebujesz go? – spytał, marszcząc brwi.

– Prawie wcale, tylko w naprawdę najgorsze dni.

– Decyzja należy do ciebie.

Claire popatrzyła niepewnie na wózek.

– Nie chcę go zabierać. – Przygryzła wargę. – Ale dobrze. Na wszelki wypadek.

– W porządku. – Tom postawił z powrotem walizkę, po czym wyjął z bagażnika wózek.

– Mogę go pchać. – Claire rozłożyła wózek, po czym położyła plecak na siedzeniu i zawiesiła laskę na oparciu.

Mama zabrała balkonik.

Tom zapakował wózek na dno jednego z bagażników samochodu kempingowego. Podniósł okulary na czoło i spojrzał na drogę.

– Właściwie jesteśmy gotowi. Czekamy tylko na Willow. Taylor siedzi w środku. Wygląda, jakby znowu ogarnęła ją ta jej mania. Siedzi z nosem utkwionym w komputerze i kreśli naszą trasę, czy coś. Mówi, że ma rozplanowaną całą drogę. Chyba czas to skończyć. – Z uśmiechem ruszył po stopniach do środka, ciągnąc za sobą torbę Claire.

– Nie masz GPS-u? – zapytała mama nieco piskliwym głosem.

– Mam, ale nie działa. Miałem go oddać do naprawy.

– Miałeś?

– Nie ma co się denerwować.

Policzki Susan zapłonęły, a jej nieco wykrzywione usta nie pozostawiały wątpliwości co do tego, co myśli na temat odpowiedzi Toma.

– Mamy prawdziwe mapy, a oprócz tego zawsze możemy użyć Google’a.

Claire odwróciła się do mamy.

– Chyba lepiej już pójdę. Zobaczymy się za kilka miesięcy. – Moment pożegnania okazał się trudniejszy, niż Claire przypuszczała.

Mama wzięła córkę w ramiona. Jej oczy błyszczały. Ucałowała Claire w policzek, a potem cofnęła się o krok.

– Boję się... ale jestem z ciebie dumna.

– Naprawdę?

Ścisnęła ramię Claire.

– Tak jak twój tata. Jesteś bardzo odważna.

Dlaczego nie powiedzieli jej o tym wcześniej?

– Przekaż tacie, że też go kocham.

– Przekażę. – Podbródek mamy zadrżał. – On wie o tym. I przykro mu, że nie może tu być. Przez to swoje ważne spotkanie...

– Rozumiem.

Mama wyjęła z torebki kopertę i włożyła ją w dłoń Claire.

– To na wszelki wypadek, jakbyś potrzebowała.

Claire zajrzała do środka. Kilka setek w dwudziestodolarówkach!

– Nie, naprawdę nie trzeba. Mam swoje.

– Nigdy nie jest wystarczająco... Uwierz mi. – Mama ucałowała ją jeszcze raz. – Do zobaczenia wkrótce. – Odwróciła się, przeszła przez ulicę i wsiadła do samochodu. Jeszcze raz pomachała córce na pożegnanie.

Claire patrzyła za odjeżdżającym samochodem. Nagle ogarnęła ją niepewność. Co ona robiła?

– Dzień dobry!

Claire aż podskoczyła. Odwróciła się i ujrzała za sobą mężczyznę w średnim wieku o szerokiej, sympatycznej twarzy.

– Och, nie zauważyłam pana.

– Jestem Frank. Wyszedłem, żeby zaczerpnąć porannego powietrza. – Spojrzał na kamper. – Tom trzyma go tu od czasu, gdy zmarła jego żona, Doris. Chyba najwyższy czas, żeby go odkurzył.

– Powinno być fajnie.

– Dzień dobry, Frank! – rzucił Tom i zwrócił się do Claire: – Często potrzebujesz balkonika?

– Nie. Laska zazwyczaj mi wystarcza.

– Okej. To złożymy go. Masz leki pod ręką?

– Są w moim plecaku.

Tom spojrzał na drogę, a potem na swój zegarek. Uniósł brwi.

– Willow powinna już tu być. Mówiłem jej, że ruszamy równo o ósmej. – Jego dobry humor zaczął gasnąć. Podszedł do kampera z drugiej strony.

– Miłej podróży! – powiedział Frank i poszedł dalej.

Tom stał na dolnym stopniu, ale przesunął się, żeby Claire mogła przejść. Wrócił na swoje miejsce, a po chwili wszedł za nią po stopniach.

Claire weszła do salonu i położyła dłoń na ciemnobrązowej skórzanej leżance, znajdującej się na prawo od wejścia. Była idealnie dopasowana do małej sofy stojącej niedaleko.

Taylor siedziała przy stole wpatrzona w ekran komputera. Długie ciemne włosy opadały jej na twarz. Ledwo podniosła na nich wzrok.

– Cześć – to wszystko, co powiedziała, a potem ponownie skupiła się na swoim komputerze.

„Trzydzieści jeden lat, a zachowuje się jak nastolatka”. Claire zdobyła się na wymuszony uśmiech.

– Cześć.

Tom przecisnął się obok i przeszedł przez kuchnię.

Claire poszła za nim na tył kampera, mijając toaletę i łazienkę. Sypialnia z łóżkiem i kilkoma szafkami wyglądała na przytulną i komfortową.

– Możesz spać razem z Willow – powiedział Tom. – Ja będę spał na sofie, a Taylor na rozkładanym łóżku w jadalni. Mówi, że nie przeszkadza jej dzielenie pokoju ze starszym panem. – Wskazał na małą szafkę. – Są dla was obu. Jak rozpakujesz swoje rzeczy, to pomogę ci z tym materacem. Pod spodem jest schowek, będzie dobry na twoją walizkę. – Poszedł z powrotem na przód kampera.

Claire rozpakowała swój bagaż, układając ubrania w szafce. Zabrała ze sobą jedynie najpotrzebniejsze rzeczy – wiedziała, że w kamperze będzie mało miejsca. Kiedy skończyła, przeszła do przodu i postanowiła odpocząć, siadając na kanapie naprzeciwko Taylor.

Tamta nawet nie podniosła wzroku.

– Co robisz?

– Planuję naszą trasę. Wszystko opracowałam. Pojedziemy autostradą sto trzydziestą ósmą przez Góry Kaskadowe, potem autostradą siedemdziesiątą przez Góry Skaliste, by dotrzeć na środkowy wschód. Chciałabym dojechać do Loretty Lynn do Kentucky przed początkiem maja. Willow mówiła coś o Savannah w Georgii, więc możemy tam pojechać prosto z Kentucky, spędzić tam kilka dni, a potem ruszyć na Florydę, do delfinów. – Przerwała, żeby zaczerpnąć powietrza. – Czy jest miejsce, do którego chciałabyś pojechać?

– Chciałabym spotkać się z siostrą w Grand Junction, w Kolorado.

– Jestem pewna, że autostrada siedemdziesiąta biegnie tamtędy. – Rzuciła okiem na ekran.

Tom zamknął jej komputer.

– Żadnych dłuższych planów. Będziemy planować z dnia na dzień.

– Hej! – Taylor spojrzała na niego gniewnie. – Pracowałam nad tym od drugiej w nocy.

– Nie przypominam sobie, żeby ktoś mianował cię przewodnikiem wycieczki. – Tom patrzył na nią, a jego zmarszczone brwi niemal złączyły się ze sobą. – Wzięłaś swoje leki?

Uciekła wzrokiem jak najdalej od niego.

– Zawsze je biorę. – Sięgnęła po gitarę stojącą pod oknem. – Okej. Nie musimy więc korzystać z mojego planu, ale musimy mieć plan. Mogę być w zasięgu przez cały czas. – Stuknęła palcem w modem podłączony z boku do komputera, a potem brzdąknęła kilka dźwięków. – Mój komputer ma połączenie satelitarne.

– Jestem pod wrażeniem – odpowiedział Tom, a jego głos był podszyty sarkazmem. – Ale po co nam dokładny plan?

Claire niemal jęknęła. To może być dłuższa wyprawa, niż jej się wydawało.

Przy krawężniku zatrzymała się taksówka, a kierowca wyjął ze środka dwie torby i postawił je na chodniku. Drzwi pasażera otworzyły się i wysiadła Willow. Wyglądała tak jak zwykle – jej siwiejące włosy były pofalowane i rozpuszczone opadały na ramiona. Miała na sobie kolorową sukienkę do kostek i sandały. Willow wyciągnęła dwie torby z tylnego siedzenia. Potem wróciła do samochodu i wypuściła brązowo-białego boksera.

Tom wyszedł z kampera i zamaszyście przeszedł przez ulicę. Taylor i Claire chciały pójść za nim, ale powstrzymały się, by pozostać z daleka od burzliwego spotkania, na jakie się zanosiło.

Willow odwróciła się i spojrzała na Toma, a jej pomarańczowo-żółta sukienka wydymała się na wietrze.

Tom spojrzał groźnie na Willow.

– Spóźniłaś się.

– Musiałam parę razy się zatrzymać.

– A to co? – Wskazał głową psa.

– To jest Daisy. Moja bokserka. Przecież nie mogłam zostawić jej na kilka miesięcy.

– Żadnych psów.

– Spodoba ci się. Jest słodka. I mądra.

– Gryzie? – spytała Taylor.

– Nie, skąd. Jest bardzo spokojna. – Willow pogłaskała krótką, lśniącą sierść psa.

Taylor powoli podeszła do zwierzaka, który zaczął merdać kikutem ogona, co przypominało szybko ruszający się metronom.

Dziewczyna położyła rękę na głowie Daisy, a ona spojrzała na nią smutno.

– Powinna jechać z nami – powiedziała Taylor, rzucając na Toma spojrzenie pełne wyrzutu.

Tom uważnie przyjrzał się zwierzęciu, po czym zdecydowanie popatrzył na Willow.

– Powiedziałem: żadnych psów.

Claire podeszła do Taylor i Willow i pogłaskała Daisy.

– Uwielbiam boksery.

Daisy oparła się o nogę Claire.

– Tom, nie możemy jej zostawić.

Tom głośno wypuścił powietrze.

– Jak mamy zająć się psem? Jest za duża. Musielibyśmy zabrać dla niej jedzenie...

– Załatwiłam to wczoraj, jak przygotowywaliśmy kamper. Wszystko jest spakowane – jedzenie i miski. – Willow się uśmiechnęła.

– Będą z nią same kłopoty.

– Jeśli ona nie jedzie, to ja też nie. – Willow utkwiła swoje niebieskie oczy w oczach Toma.

Spojrzał na psa i potarł swój gładko ogolony podbródek.

– Ona lubi podróże... – Willow wymownie spojrzała na Taylor i Claire. – ...a pies do pilnowania zawsze się przyda.

– O tak, na pewno będzie nas bronić. Widzę, jaka jest waleczna – odparł Tom z ironicznym uśmiechem. – Powiedziałem: żadnych psów. I zdania nie zmienię.

Willow spojrzała ostro na Toma.

– W takim razie wracam do domu.

Nikt nie odpowiedział.

W końcu Tom z rezygnacją rozłożył ręce.

– Dobrze. Może z nami jechać. Ale jesteś całkowicie za nią odpowiedzialna. Nie będę jej karmił ani wyprowadzał na... no, nie będę po niej sprzątał. Nie będę jej leczył i pilnował, żeby nie wpadła pod samochód.

Willow pogłaskała Daisy z triumfalnym uśmiechem.

– Chodź, malutka. – Poszły w stronę kampera.

Tom podniósł torby, które zostawiła, i poczłapał za nimi.

– Ruszajmy. Znam świetne miejsce na śniadanie.3

Późnym popołudniem dotarli w Góry Kaskadowe. Claire poczuła zew przygody, kiedy po drodze podziwiali piękno Mount Bailey, Mount Thielsen i jeziora Diamond Lake.

Tom musiał się zatrzymać, żeby wypuścić Daisy, ale kiedy zaspokoiła już swoją potrzebę, wszyscy byli z powrotem w kamperze, w drodze do wschodniego Oregonu. Dla zabicia czasu Claire wróciła do swojej ulubionej książki, Potęgi miłości Francine Rivers.

Przez środkowy Oregon przejechali dość szybko i ruszyli na południowy wschód. Kamper mknął autostradą biegnącą wzdłuż rzeki Ochoco.

Claire odłożyła książkę i wbiła wzrok w przesuwający się za oknem krajobraz pełen skał i bylicy. Z emocji poczuła ucisk w gardle. Przez lata wiele razy jej rodzina przyjeżdżała w te okolice na kempingi. Było tu wiele szlaków do jazdy konno, a także świetne miejsca do jazdy motocyklem crossowym. Zapach szałwii wpadający przez okno przeniósł ją znów na grzbiet Cinnamon i do cichych, przyjemnych przejażdżek, które odbywała wraz ze swoją rodziną. Nieważne, czy rozmawiali, czy też w ciszy rozkoszowali się swoją samotnością, Claire nie przychodziło do głowy lepsze wspomnienie niż chwile, które spędzała tu, będąc nastolatką. Podczas przejażdżek nie raz zdarzało im się zobaczyć mulaka, antylopę czy mniejsze zwierzęta – wiewiórki i zające. Nawet tak jałowe miejsce jak pustynia kryło w sobie niespodzianki, na przykład olśniewająco kolorowe kwiaty, schowane w szczelinach skalnych i nad pojawiającymi się gdzieniegdzie strumieniami.

Zupełnie innym przeżyciem były przejażdżki motocyklem crossowym. Rozpryskując wodę pokonywali strumienie, a później dodawali gazu, kiedy wjeżdżali na strome zbocza, za którymi rozpościerała się otwarta przestrzeń. Wzbijali za sobą kamyki i tumany kurzu i przejeżdżali pomiędzy powyginanymi krzakami, w końcu lądując na wyschniętym pustkowiu. Jej tata najlepiej radził sobie na motocyklu, ale Claire i jej młodsza siostra Melissa nie pozostawały w tyle.

Wewnętrzny ból stawał się coraz silniejszy. Teraz jej życie wydawało się puste, inaczej niż wtedy, gdy była energiczną dziewczyną przemierzającą tę pustynię wiele lat temu.

Miała ledwie czternaście lat, gdy się to zaczęło. Wyglądało na zwykłe ukąszenie pająka w ramię. Swędzenie było nie do zniesienia. Potem pojawiło się więcej takich czerwonych guzków. Następnie stopy jej zaczęły puchnąć i boleć, a zmęczenie było coraz większe. Jednak nie przejmowała się zbytnio, po prostu myślała, że to jakiś wirus, który w końcu przejdzie. Ale było coraz gorzej – bóle kości, zawroty głowy, omdlenia. W końcu Claire trafiła do pierwszego z wielu lekarzy. Kiedy udało się postawić diagnozę, doktor Reynolds powiedział, że nigdy nie będzie już taką osobą jak kiedyś.

Gdyby tylko mogła cofnąć czas i odzyskać swoje dawne życie. Kiedyś marzyła o karierze, zakochaniu, małżeństwie i dzieciach. A teraz... wszystko kręciło się wokół choroby. Dysautonomia zabrała jej marzenia.

Willow podniosła się z leżanki i podeszła do bocznego okna.

– Tu jest wspaniale. Wszystko jest takie dziewicze, a niebo wydaje się ogromne. Czuję się, jakbym była bliżej Boga.

Taylor zmarszczyła brwi.

– Tak, to niesamowite. – Popatrzyła na Willow ze współczuciem. – Nie ma tutaj niczego poza skałami i bylicą. To brzydkie.

Tom zwolnił, patrząc na znak zza grubych okularów.

– Napisane jest: „Sheep Rock”. Może uda nam się zobaczyć muflony. – Zjechał na drogę gruntową.

Taylor wyjrzała przez przednią szybę.

– To nie jest dobry pomysł. Ta droga jest zwichrowana jak mój mózg.

– Nic nam nie będzie.

Kamper podskoczył na wyboju i Tom chwycił kierownicę mocniej.

– W przewodniku jest napisane, że na górze są pola lawy oraz skamieniałości. Powinno się też dobrze zbierać kamienie.

Willow przesunęła się do przodu i stanęła za Tomem, trzymając się oparcia jego fotela. Daisy podniosła się ze swojego miejsca i stanęła obok niej.

– Tylko z powodu kamieni wybrałeś tę drogę zamiast jechać na południe?

– Nie lubisz zbierać kamieni?

– Nie o to chodzi. Zrobiłeś to dlatego, że ty tego chciałeś, tak samo jak ze śniadaniem. Nie pomyślałeś nawet o tym, co chciałaby robić reszta.

– Racja – potwierdziła Taylor.

Claire niespecjalnie to interesowało.

– Nie możemy po prostu cieszyć się tym, gdzie jesteśmy? Szukanie rzadkich kamieni może być fajne.

Willow głęboko odetchnęła.

– Może mi się spodoba. Nigdy wcześniej tego nie robiłam. – Oparła się o siedzenie. – Ale przypuszczam, że przebywanie na łonie natury, spacer w plenerze, który Bóg stworzył, i oddychanie świeżym powietrzem może być naprawdę fantastyczne.

Tom spojrzał przez ramię. Na jego twarzy błysnął szeroki uśmiech.

– Rozumiem, że w tej sytuacji możemy jechać na wschód, do Yellowstone. Byłaś tam? Tam też jest mnóstwo Bożych wspaniałości – zażartował.

– Zawsze chciałam się tam wybrać. – Willow zdawała się nie zauważać jego drwiącego tonu.

Tom zwolnił na opustoszałej, pokrytej kurzem drodze.

– Posadź swoje cztery litery na siedzeniu, kiedy jedziemy.

Willow weszła na przednie siedzenie pasażera, podczas gdy kamper wciąż brnął przez kamienistą drogę.

– Nie widzę niczego, na co warto patrzeć – zaczęła narzekać Taylor. – Wszędzie tylko kurz i kamienie.

Ledwo zdążyła to powiedzieć, gdy za oknem wyłoniła się góra w kształcie piramidy, cała w kolorze wapna.

Tom zatrzymał samochód i przechylił się do przodu przez kierownicę. Podniósł okulary na czoło.

– Chcecie popatrzeć?

– Ciekawe, skąd się bierze ten kolor? – Willow pochyliła się w stronę okna. – Bóg nie przestaje mnie zadziwiać.

– Dość niezwykła – powiedziała Claire.

Biała góra była bardziej osobliwa niż zdumiewająca, jednak musiała przyznać, że Bóg miał na nią ciekawy pomysł. Chciałaby kiedyś mieć pewność, której teraz jej brakowało, że Bóg poświęca więcej czasu potrzebom ludzi niż skałom.

– Wielkie mi rzeczy! To nie Bóg, tylko geologia. To jedna z Painted Hills. Znalazłam w Internecie. – Taylor wydawała się mało zainteresowana, ale spojrzała przez okno, gdzie przez pustynię rozciągały się góry upstrzone pasami w odcieniach zieleni i czerwieni.

Tom wjechał na parking otoczony schludnymi trawnikami, toaletami i stołami piknikowymi ustawionymi w cieniu drzew.

– Jak tu ładnie... – westchnęła Claire. – Co za niespodzianka.

Kamper zatrzymał się i Tom zgasił silnik. Położył głowę na kierownicy.

– Wychodźcie.

– Tom? – Willow pochyliła się nad nim. – Wszystko w porządku?

– Tak. Dajcie mi chwilę. – Był blady, a na jego czole pojawiły się krople potu, spływające dalej po twarzy.

– Tak, jasne. Nie czujesz się dobrze. – Willow przysunęła się do niego i położyła dłoń na jego twarzy, a potem sprawdziła mu tętno. – Jest ci niedobrze?

– Tak.

– Bóle w klatce piersiowej?

– Nie. Kręci mi się w głowie – powiedział niemal szeptem.

– Możemy coś zrobić? – zapytała Claire. Zawroty głowy były też objawem jej choroby. Były okropne.

– Muszę się położyć. Mam lekarstwo w szafce. Meklizynę. – Otworzył oczy, ale szybko znów je zamknął. – Będę potrzebować pomocy.

– Taylor, pomóż mi. – Willow włożyła lewe ramię pod rękę Toma. – Oprzyj się na mnie.

– Willow, nie. – Claire przesunęła się naprzód. – Ostatnia rzecz, której nam potrzeba, to to, żeby wysiadły ci plecy. Ja to zrobię.

Willow kiwnęła głową.

– Poczekaj chwilę. Przyniosę tabletkę. – Podeszła szybko do apteczki nad zlewem i zaczęła szukać między opakowaniami. – O, jest. Do ssania. – Wyrzuciła jedną tabletkę na swoją dłoń, odłożyła opakowanie do apteczki i szybko wróciła na przód kampera. – Proszę, Tom.

Nie otwierając oczu, wyciągnął dłoń, a Willow położyła na niej pastylkę. Tom włożył ją do ust i zaczął ssać.

– Dzięki.

Claire pomogła Tomowi wstać i podtrzymywała go z jednej strony, podczas gdy Taylor pomagała jej z drugiej. Ruszyły na tył kampera.

– Poczekajcie. Muszę stanąć. – Tom oparł się o Claire, ciężko dysząc. Odetchnął głęboko i powiedział: – Okej.

Gdy doszli do przewężenia, Taylor odeszła na bok, tymczasem Claire pomagała Tomowi przejść dalej. Tom chwytał za szafki i framugi drzwi, przesuwając się na tył.

Zatrzymał się.

– Niedobrze mi.

Willow wyciągnęła miskę z szafki i podała mu.

– Proszę. Spokojnie. Jeśli będziesz musiał, to zwymiotuj.

– Wszystko będzie dobrze. – Claire poklepała go po ramieniu. Czy na pewno będzie? Ona też nie czuła się najlepiej. To ich pierwszy dzień w trasie i już coś było nie tak.

– Chyba przeżyję. Chodźmy.

– Na pewno w porządku?

– Tak. Po prostu pomóżcie mi się położyć.

Daisy wskoczyła na sofę i zaskomlała. Chyba wyczuwała, że coś jest nie tak.

Kiedy w końcu dotarli do łóżka, Tom wczołgał się na materac i przewrócił powoli na plecy. Leżał bez ruchu, ciężko dysząc i ściskając w dłoniach pościel.

Willow pochyliła się nad nim.

– Lek niedługo zacznie działać. – Przykryła go cienkim kocem i zdjęła mu okulary.

Tom otworzył jedno oko i patrzył przez chwilę na Willow.

– Dzięki.

– Gdybym tylko mogła ci bardziej pomóc... – Położyła okulary na stoliku obok łóżka.

– Już kiedyś tak miałem. To minie.

– Kiedy powinno ci się poprawić? – spytała Taylor.

– Dobre pytanie. Czasem wystarczy kilka minut, a czasem potrzeba kilku dni. Może się pojawić, a potem ustąpić na kilka tygodni.

– Ty kłamco! Mówiłeś, że możesz przejechać tym wozem przez cały kraj. Jak masz zamiar to zrobić, skoro w każdym momencie może ci się pogorszyć? – Taylor ruszyła do przodu kampera. – Nie możemy tu tkwić przez tygodnie. Mówiłam, że to głupi pomysł i że nie chcę jechać. – Jej głos brzmiał tak, jakby miała się za chwilę rozpłakać.

– Uspokój się. – Willow uśmiechnęła się pokrzepiająco. – Damy sobie radę. Wszystko będzie dobrze. Bóg ma dla nas plan.

Taylor opadła na sofę, obrażona.

– Jasne. Jakbym w to wierzyła.

Willow spojrzała na drogę.

– Czy nie mijaliśmy po drodze pola kempingowego niedaleko stąd?

– Tak, tak mi się wydaje – odparła Claire.

– Cóż... Mogę poprowadzić tę machinę, przynajmniej do pola.

– Potrafisz? – Claire uniosła brew. Czy lepiej było pozwolić Willow prowadzić niż być uziemionym? – Może powinniśmy poczekać chwilę i zobaczyć, czy Tomowi się polepszy.

– Uważam, że nie powinniśmy czekać. Już wkrótce się ściemni, a tutaj jest znak zakazujący kempingów w nocy. – Willow przesunęła się na przód kampera. – Kiedy byłam młoda, mieszkałam w autobusie. Takim retro. A ten kamper jest podobny do tamtego. Raz musiałam prowadzić go po krętej drodze gruntowej, a potem jeszcze zaparkowałam go na polanie w środku lasu.

– Wieki temu – powiedziała Taylor bez śladu rozbawienia. – I pewnie byłaś tak zjarana, że wymyśliłaś to wszystko.

Willow usiadła na siedzeniu kierowcy.

– Możliwe, że byłam zjarana, ale na pewno tego nie wymyśliłam. – Zaśmiała się w stronę Taylor.

Daisy wdrapała się pomiędzy przednie siedzenia.

– Ach, to ty, Daisy!

– Brałaś narkotyki? – spytała Claire. Najwyraźniej jeszcze wielu rzeczy o Willow nie wiedziała.

– Byłam młoda. A to były lata sześćdziesiąte. – Willow odrzuciła swoje bujne włosy z twarzy. – Przenocujemy na tym polu, a może do rana Tomowi się poprawi. – Popatrzyła w lusterko wsteczne. – Trzymajcie się. Wracamy na autostradę.

Taylor usiadła na sofie, zaciskając dłonie między kolanami.

Claire stanęła za siedzeniem kierowcy.

– Jesteś pewna, że dasz radę?

Willow spojrzała w lusterku na Claire.

– Zaraz się przekonamy. – Zamknęła oczy. – Panie Jezu, pomóż mi. – Przekręciła kluczyk, a silnik od razu odpalił. – Na szczęście nie muszę cofać.

Claire usiadła na siedzeniu pasażera. „Może przyda się dodatkowa para oczu, na wypadek gdyby Jezus był zajęty”.

Willow nacisnęła pedał gazu i ruszyła kamperem przez parking w kierunku, z którego przyjechali.

Przednie koło od strony pasażera wtoczyło się na krawężnik i zjechało z niego, trzęsąc wszystkimi w środku i kilkoma naczyniami w szafce w kuchni.

– Co to było?! – wrzasnął Tom.

– Nic. Wszystko w porządku. – Willow jechała dalej.

Czy Claire tylko się wydawało, że droga jest bardziej nierówna? I ma więcej dziur?

Kiedy w końcu wjechali na autostradę, Willow spojrzała na Claire.

– Modlisz się?

– Czemu pytasz o to akurat teraz? – Dopiero w tej chwili Claire stała się pewniejsza umiejętności Willow.

– Cóż, droga gruntowa to nie to samo co autostrada. – Szeroko się uśmiechnęła.

– Nie żartuj! – zawołała Taylor.

Serce Claire przyspieszyło. Przycisnęła dłoń do klatki piersiowej. Tachykardia nie była tym, czego w tym momencie było jej potrzeba. Zaczęła głęboko i powoli oddychać, próbując zwolnić rytm serca.

– Wszystko w porządku, moja droga? – spytała Willow. – Jesteś spocona.

– Nie przejmuj się mną. Skup się na jeździe.

Willow wjechała na autostradę i ruszyła na zachód.

– Czuję się, jakbym prowadziła łódź.

Jechały ledwie kilka minut, kiedy Claire zauważyła kulejącego mężczyznę idącego na wschód po drugiej stronie drogi.

– Ciekawe, co tutaj robi. Może powinniśmy go podwieźć? – Willow nie jechała zbyt szybko, ale w tym momencie zwolniła całkiem. – On utyka.

– Nie ma mowy! – krzyknęła Taylor. – Może być mordercą albo kimś takim.

Willow spojrzała na Claire.

– Co o tym myślisz?

Mając w pamięci ostrzeżenie matki, powiedziała:

– To chyba nie jest dobry pomysł. Nic o nim nie wiemy.

Przyjrzała się mężczyźnie. Miał ciemne włosy, był wysoki i szczupły... i do tego dość przystojny.

– Chociaż dobrze wygląda.

– To w tej sytuacji na pewno powinniśmy go zabrać. – Głos Taylor był pełen pogardy. – Nawet Ted Bundy wyglądał na miłego. Nie każdy przestępca ma twarz jak Charlie Manson .

– To chyba nie w porządku, żeby zostawiać go tutaj, kulejącego – powiedziała Willow. Zwróciła się do Claire: – To ma być przygoda, prawda? – Zachichotała, szelmowsko przewracając oczami, gdy zatrzymała kamper.

Wychyliła się przez okno.

– Czy wszystko w porządku?

Mężczyzna podszedł bliżej.

– Tak. Ja i mój motor mieliśmy bliskie spotkanie z antylopą kilka kilometrów stąd. Motor leży skasowany w rowie, a ja miałem szczęście, że tylko wykręciłem kolano.

– Skąd jesteś?

Claire wychyliła się w stronę Willow, żeby go lepiej widzieć.

– Z Monterey, tak dokładnie.

– Tam jest pięknie. Gdzie chcesz dotrzeć?

– Do Kolorado.

– Chyba możemy cię podrzucić.

Nieznajomy wyglądał na dwadzieścia kilka lat.

Uśmiechnął się i wlepił swoje piwne oczy w Claire.

Jej policzki zaczęły się rumienić, więc szybko odwróciła głowę.

– Chętnie skorzystam, ale jedziecie w przeciwną stronę.

Claire spojrzała na niego jeszcze raz. Sprawiał wrażenie niegroźnego.

– Jedziemy tylko na pole kempingowe kawałek stąd, a potem będziemy się kierować na wschód.

Nieznajomy nic na to nie odparł.

– Zapraszamy do nas – powiedziała Willow.

– Dzięki.

– Taylor, otwórz temu panu drzwi.

Taylor spojrzała z niesmakiem na Willow, a potem wykonała polecenie.

Mężczyzna wszedł do środka, próbując odciążyć prawą nogę.

– Dzięki.

Daisy zjeżyła sierść i szczeknęła na nieznajomego.

– Cześć, mała – powiedział i wyciągnął rękę do psa.

Daisy powąchała jego palce i złagodniała.

– Dobry pies. – Pogłaskał ją po łbie. Utkwił przez chwilę wzrok w Claire, a potem zwrócił się do Willow: – Jestem Sean Sullivan. Dziękuję za podwózkę.4

Po krótkim i nieco niezgrabnym zapoznaniu się podróżników z przybyszem Willow wróciła za kierownicę.

Gdy próby ignorowania przystojnego nieznajomego przez patrzenie na drogę spełzły na niczym, Claire odwróciła swoje siedzenie tak, żeby widzieć, co dzieje się z tyłu kampera. Sean rozmawiał z Taylor, która zachowywała się tak, jakby byli przyjaciółmi od lat. Jak ona to robiła? Claire nigdy nie wiedziała, jak rozmawiać z mężczyznami.

– Patrz przez okno, może zauważysz to pole kempingowe – powiedziała Willow. – Wiem, że jest niedaleko. – Po chwili zawołała do tyłu: – Tom, jak się masz?

Gdy nie pojawiła się żadna odpowiedź, Sean zapytał:

– Tom? Jest tam z tyłu? To twój mąż?

– Nie, skąd.

– Ojciec dziewczyn?

– Chyba żartujesz. – Taylor pokręciła głową. – W żadnym wypadku.

– Tom to nasz przyjaciel – wyjaśniła Claire. – My wszyscy jesteśmy tylko przyjaciółmi.

– Prowadził ten wóz, dopóki nie poczuł się źle – dodała Taylor, wstając z miejsca. – Może sprawdzę, co z nim. – Poszła w stronę sypialni i niemal się przewróciła, gdy Willow weszła w zakręt. – Hej, uważaj! – krzyknęła i zniknęła za drzwiami. Kilka chwil później wróciła na sofę i usiadła. – Już lepiej. Próbuje spać.

– Co mu się stało? – zapytał Sean, ale po chwili pokręcił głową. – Przepraszam, nie moja sprawa.

Willow spojrzała w lusterku na Seana.

– Źle się czuje. Nic, czego można się obawiać.

– Nie martw się, to nic zaraźliwego. Ma SM – powiedziała Taylor.

– Och. Przykro mi to słyszeć. – W jego oczach pojawił się błysk.

Czy to strach? A może niesmak?

– Nie boję się, że mógłbym się zarazić. Po prostu byłem ciekawy.

Daisy położyła przednie łapy na kolanach Taylor. Dziewczyna pogłaskała ją po głowie, ale potem ją odsunęła. Pies, nie dając się zbyć, usiadł przy jej nogach.

– Willow prowadzi, dlatego że Tom nie może. Mówił, że jego SM to nie problem – powiedziała Taylor do Seana.

Willow zjechała do środkowej linii, ale szybko skorygowała, a kamper zaczął zbliżać się z powrotem do krawędzi jezdni.

– Przepraszam! – zawołała przez ramię. – Trochę brakuje mi wprawy. Minęło nieco czasu od ostatniego razu.

Sean pochylił się w stronę Taylor i zapytał cicho:

– Czy ona wie, jak prowadzić coś takiego?

– Słyszałam. – Willow zachichotała. – Dowiozę nas na miejsce w jednym kawałku, obiecuję.

Oby tylko mogła dotrzymać tej obietnicy. Sean cały czas siedział tak, jakby był gotów w każdej chwili wysiąść z kampera. W końcu wstał i ruszył do przodu, a potem kucnął między siedzeniami z przodu.

– Może wam pomogę? Umiem. Mój tata miał podobnego.

Był zbyt blisko. I zdecydowanie był za przystojny. Co by pomyślał o Claire, gdyby zobaczył ją z laską?

– Dziękuję, ale poradzę sobie. Po prostu dawno tego nie robiłam. A to już niedaleko.

– Ona naprawdę nie wie, jak prowadzić coś takiego – Taylor poprawiła ją z szyderczym tonem. – Wszystko, co w życiu prowadziła, to stary, hipisowski bus w latach sześćdziesiątych.

Willow zignorowała komentarz Taylor i zwróciła się do Seana:

– Przepraszam, jeśli cię wystraszyłam.

– Nie, nie...

– O, jest i pole. – Willow zdjęła nogę z gazu. – Udało się.

Sean został tam, gdzie był, trzymając ręce na oparciach siedzeń i niemal dotykając Claire.

Dziewczyna odwróciła swoje siedzenie całkiem w stronę przedniej szyby. Kiedy Willow wjechała na pole kempingowe, Sean wstał, a Claire poczuła zapach potu – ale nie całkiem nieprzyjemny.

– Kemping jest trochę zatłoczony. – Willow jechała wąską drogą prowadzącą przez pole. – Trochę mało miejsca.

Przednie koło od strony kierowcy wpadło w dziurę, potrząsając Claire i przypominając jej, jak bardzo bolało ją całe ciało.

– Mogę pomóc – zaoferował się Sean.

Willow zdawała się go nie słyszeć.

Powinien odsunąć się i usiąść – był zdecydowanie za blisko.

– O, tu jest miejsce. Idealne. – Willow zatrzymała kamper. – Mam wjechać tyłem? – Ugryzła swój paznokieć.

– Tak. – Sean wskazał na gniazda elektryczne. – Musisz podjechać do nich, a to nie jest pole jednokierunkowe.

– Okej. Żaden problem. Dam radę. – Willow spojrzała na Claire. – A przynajmniej spróbuję. – Uniosła kącik ust do półuśmiechu.

Sean pochylił się nad prawym ramieniem Willow.

– Jesteś pewna...

– Tak, jestem.

W końcu Sean zaproponował, że wyjdzie i pomoże w parkowaniu. Po kilku podejściach Willow w końcu zatrzymała kamper i zgasiła silnik.

– Udało się! – Przybiła piątkę Claire, a potem otworzyła drzwi i wysiadła.

Daisy wskoczyła na siedzenie, a potem wybiegła za nią.

– Alleluja! – Willow obróciła się z rękami uniesionymi w górę, a Daisy kręciła się wkoło jej nóg. – Poradziliśmy sobie – Bóg i ja. I oczywiście ty, Sean. – Zaśmiała się i przytuliła Daisy. – Lepiej sprawdzę, co z Tomem. – Willow podeszła do drzwi, lekko utykając. – Chodź, Daisy.

Pies wskoczył z powrotem do kampera.

Willow nalała wody do szklanki i weszła do sypialni.

– Jak się czujesz, Tom?

Claire poszła za nią.

– Lepiej. – Tom otworzył jedno oko, spojrzał na nią, lecz zaraz szybko zamknął je z powrotem. – Ale wydawało mi się, że prawie nas zabiłaś. Co robiłaś z moim kamperem?

Willow lekko się uśmiechnęła.

– Tylko prowadziłam i parkowałam. I mogę dodać, że nawet nieźle mi to wyszło.

– Naprawdę tak myślisz?

Jeżeli jego sarkazm wrócił, to rzeczywiście było lepiej. Claire usiadła na brzegu łóżka.

– Willow naprawdę dobrze sobie poradziła. W ogóle się nie bałam.

– Dziękuję ci, Claire. Ale gdyby nie Sean...

– Sean? To ten, którego zabrałaś po drodze? – zapytał Tom, próbując usiąść.

– Tak. To młody chłopak, który potrzebował podwózki.

– Autostopowicz?

– Antylopa wyskoczyła na drogę tuż przed jego motorem. Nie mogłam tak po prostu zostawić go na poboczu, więc go zabrałam.

Taylor oparła się o framugę drzwi.

– Tak, polubisz go. Nie wydaje nam się, żeby był mordercą z siekierą. – Mogę go zawołać. Poznacie się – zaproponowała Willow.

– Nie... nie teraz. Ale dobrze wiedzieć, że nie jest mordercą. – Tom miał cały czas zamknięte oczy, ale uniósł brwi.

– Dobrze. A teraz wypij trochę wody, żebyś się nie odwodnił. – Willow podała mu szklankę.

– Pielęgniarka na pełny etat.

– Niektóre rzeczy wchodzą w krew. – Uśmiechnęła się.

Tom oparł się na łokciu, otworzył oczy, ale znów szybko je zamknął. Na jego czoło wystąpiły kropelki potu. Jęknął.

– Znów wszystko się kręci. – Nie ruszał się przez chwilę, po czym znów otworzył oczy i sięgnął po szklankę. Wypił duży łyk wody. – Dzięki.

Daisy oparła się łapami o łóżko i polizała twarz Toma.

– Fuj. Zabierz tego psa.

– Już dobrze, Daisy. Odejdź. – Willow delikatnie pociągnęła ją za obrożę.

Tom przełknął kolejny łyk wody, a potem oddał szklankę i ostrożnie się położył, znów zamykając oczy.

– Gdy tylko się ruszę, znów wszystko zaczyna się kręcić.

– Tom, jestem Sean.

Claire podniosła wzrok i zobaczyła Seana stojącego za Taylor.

– Dziękuję za pomoc. Mam nadzieję, że niedługo wydobrzejesz.

Jej serce przyspieszyło. Zrobiło jej się słabo, a ciemność powoli zaczęła wypierać światło. Czuła, że zaraz zemdleje. Nie, nie mogła. Nie przy obcym, i to w dodatku takim jak Sean. Resztką sił próbowała trzymać się świadomości.

Poczuła rękę na swoim ramieniu, a po chwili zobaczyła uśmiech Willow.

– W porządku, moja droga?

– Tak, w porządku.

Ciemność ustąpiła.

Sean przeszedł do salonu.

Willow cały czas podtrzymywała Claire, gdy wychodziły z sypialni.

– Tom, niedługo wrócę z czymś do jedzenia dla ciebie. Jak tylko przygotujemy kemping.

Sean usiadł przy stole z zatroskanym wyrazem twarzy, opierając łokcie o blat i podbródek na dłoniach.

– On ma SM, tak?

– Tak. – Willow szła krok w krok za Claire, aż ta usiadła na sofie.

– To dlaczego on jest tutaj... w podróży?

– A gdzie, według ciebie, powinien być? – Wzrok Willow był pełen przekory.

– Hmmm... Chyba w domu albo w jakimś ośrodku opieki. To znaczy... mogło mu się stać coś złego.

– Tak, mogło, ale w domu też może stać się coś złego.

Cień skrył oczy Seana.

– Tak, to prawda.

Willow pochyliła się i oparła dłonie na stole.

– Nie chciałam być ostra. Robimy wszystko, co możemy, by żyć, i to tak, żeby nasze życie miało znaczenie i cel. Dla niektórych to trudniejsze niż dla reszty.

Sean spojrzał jej w oczy i pokiwał głową. Nie powiedział nic więcej.

Szacunek dla Willow zaczął jeszcze bardziej rosnąć w sercu Claire. Chciałaby być taka jak ona – mądra, silna i odważna. Ale Claire była słaba i wystraszona.

I nie znosiła tej Claire, którą się stała.5

Kolano Seana wciąż pulsowało, a gdy usiadł na sofie, przeszył go ostry ból.

Willow usiadła obok niego.

– Może powinnam rzucić okiem na twoją nogę.

– Nic mi nie będzie.

Nie chciał sprawiać więcej kłopotów... ani stać się dłużnikiem tych ludzi.

– Tego nie wiesz. A ja mogę ci pomóc. – Willow spojrzała na niego. – Jestem pielęgniarką. Możesz mi zaufać.

Pielęgniarka? Nie wyglądała jak żadna z tych pielęgniarek, które kiedykolwiek widział. A widział ich sporo.

– Nie, jest w porządku. Naprawdę. – Sean wstał i zrobił kilka kroków, starając się nie utykać. – Widzisz? Jest dobrze.

– Okej. Ale jeśli coś będzie nie tak, to daj mi znać.

– Jasne. – Nie chciał wyjść na niedołęgę przy tej ślicznej blondynce, Claire.

Willow spojrzała na dziewczyny.

– Jestem głodna. Ktoś oprócz mnie też? – Popatrzyła wymownie na Claire.

– Może trochę. Zjadłam sporo na śniadanie.

– To pole kempingowe wygląda na ładne. – Willow przeszła przez kamper, trzymając się uchwytów.

– Ładne? – Taylor, zakładając nogę na nogę, opadła na oparcie sofy. – Żadnego klubu. Żadnego basenu. I to nazywasz „ładnym”?

Willow wyjrzała przez boczną szybę.

– Na pływanie jest za zimno. A komu potrzeba jakichś wymyślnych miejsc? Spójrz na te drzewa. Uwielbiam sosny żółte i ich korę – mają kolor cynamonu. Są takie wysokie i silne. Jesteśmy w samym środku Bożego cudu stworzenia, więc skorzystam z tego i zbiorę trochę wielkich szyszek, które wszędzie leżą. Będą z nich niesamowite ozdoby bożonarodzeniowe.

– I gdzie je będziemy trzymać? – spytała Taylor, kiwając się w tył i do przodu.

– Na pewno znajdziemy im miejsce. – Willow uśmiechnęła się. Widocznie kpiący ton Taylor w ogóle jej nie ruszył.

– Jakby były nam potrzebne do czegoś. Nie można zbierać wszystkiego, co jest ładne.

„Co to za przyjaciele?” – pomyślał Sean, idąc do drzwi.

– Może pójdę podłączyć kamper.

Claire podniosła się z sofy.

– Pomogę ci.

– Na pewno dasz radę? – spytała Willow.

– Już mi lepiej. Dziękuję.

Willow podniosła laskę Claire.

– Lepiej weź ją ze sobą, moja droga.

– Och, no dobrze. Chyba rzeczywiście powinnam. – Wzięła laskę i spojrzała na Seana, a potem podeszła do drzwi.

„Miło z jej strony, że chce mi pomóc, ale co jej się stało? Czy ona też jest chora?” – zastanawiał się Sean. Wyszedł z kampera, podszedł do gniazdek z boku samochodu i zaczął podłączać przewody.

Claire obserwowała go, ale nie pomagała. W końcu zapytała:

– Robiłeś to już wcześniej?

– Tak. Moi rodzice sporo podróżowali.

Claire przygryzła wargę.

Dlaczego zaproponowała pomoc, skoro nie chciała tego robić?

– No tak. Mówiłeś o tym. – Podniosła szyszkę. – Rzeczywiście są ładne.

Poczuł się, jakby znów był w szkole. Okropnie niezręcznie. Może jej nieśmiałość była zaraźliwa? A może to dlatego, że była taka piękna, tylko nie w zwyczajny sposób. Miała w swoim wyglądzie coś nieziemskiego, czego nie potrafił nazwać.

Podłączył ostatnią wtyczkę, włożył ręce w kieszenie spodni i spojrzał w górę, na drzewa.

– Rzeczywiście, imponujące. – Rozejrzał się po polu. – Chyba powinienem znaleźć sobie jakieś miejsce do spania.

– Możesz zostać z nami. – Twarz Claire natychmiast poczerwieniała i wbiła wzrok w ziemię, gdzie igły z sosen układały zielony dywan. – Miałam na myśli to, że możesz przynajmniej zjeść z nami kolację. Pewnie jesteś głodny.

– Trochę jestem. – Spojrzał na miejsce, które zajęli. – Tam jest grill i stół piknikowy.

– Mamy hot-dogi i cukrowe pianki – powiedziała Taylor, wychodząc z kampera.

Willow także pojawiła się w wyjściu.

– Mamy też pieczoną fasolę. Zrobiłam trochę przedwczoraj. – Schodziła po stopniach, prowadząc Daisy na smyczy.

– Może pomogę – powiedział Sean, biorąc od niej smycz, kiedy pies był na najniższym stopniu.

– Dziękuję ci. Dzisiaj jest chyba jeden z tych dni, kiedy wciąż się o nią potykam. – Willow zapięła kurtkę. – Zimno tu.

– Górska pustynia. Czego się spodziewać w kwietniu? – Taylor odwróciła się do grilla. – Przygotuję jedzenie.

Claire i Willow spojrzały na siebie, wymieniając zaskoczone spojrzenia.

– Czy coś z nią nie tak? – zapytał cicho Sean.

Willow odeszła z nim na bok.

– Taylor prawie nigdy nie pomaga.

– O czym tam szepczecie? Umiem gotować... trochę. – Odrzuciła swoje ciemne włosy z jednego ramienia. – Każdy umie zrobić hot-dogi. – I patrząc na grill, dodała: – To jest brudne. Trzeba go dobrze wyczyścić.

Claire nawet nie powstrzymała jęku.

– O co teraz chodzi? – wyszeptał Sean.

– Jeśli wpadnie w manię, nie zjemy nigdy. Będzie czyścić tego grilla całą noc.

– Taylor, pomożemy ci. – Willow podeszła do dziewczyny. – Wiem, jak rozpalić ognisko.

Jak to się stało, że trafił na taką paczkę? Zbyt dużo życia spędził na zajmowaniu się chorobą. Nie chciał znów tego robić. Im szybciej znajdzie się z dala od nich, tym lepiej.

*

– Nie jestem zbyt dobry w gotowaniu – powiedział Sean. – Będę się cicho przyglądał i usiądę przy stole z apetytem. – Uśmiechnął się.

Jego uśmiech przegonił smutek z oczu i pozwolił poczuć Claire, że życie jest pełne możliwości. Próbowała nie patrzeć na niego i skupić się na szukaniu opału. Czuła się silniejsza niż wcześniej i udało jej się uzbierać naręcze małych kawałków drewna. Zanim się zorientowała, Sean pracował obok niej, zbierając większe kawałki. Nie przychodziło jej do głowy nic, co mogłaby powiedzieć, ale to chyba nie przeszkadzało Seanowi. Cały czas pomagał.

– To chyba wystarczy na początek. – Ruszył w stronę kampera z drewnem na rękach. Nadal utykał, ale mniej niż wcześniej.

Zanim wrócili z drewnem, Taylor i Willow zdążyły zapalić rozpałkę. Taylor wzięła od Claire kilka kawałków drewna.

– W samą porę.

Claire powstrzymała się od riposty. Walka z Taylor nigdy nie przynosiła nic dobrego.

Sean położył zebrane drewno na ziemi.

– To na razie powinno wystarczyć. Później przyniosę więcej.

– Powinieneś oszczędzać swoje kolano. Odpocznij trochę. – Willow usiadła przy stole i spojrzała w górę, na drzewa. – Tu jest pięknie. Nie wiem, czy chcę stąd odjeżdżać.

– Jeśli zostaniemy, to niektóre delfiny mogą być rozczarowane – powiedziała Claire.

– Szczerze w to wątpię – zadrwiła Taylor.

– A ja nie. – Willow zachichotała. – Myślę, że dla delfinów spotkanie z nami będzie taką samą frajdą, jak dla nas.

Claire usiadła obok Willow i wyciągnęła swoje zmęczone nogi.

Ogień zaczął trzaskać, a zapach drewna cedrowego i sosnowego uniósł się w powietrze.

– Delfiny? – Sean usiadł na pniaku nieopodal.

Willow ścisnęła dłonie i wyjaśniła:

– Jedziemy na Florydę, żeby popływać z dzikimi delfinami.

– Brzmi fajnie, ale tylko wy we czwórkę? – Sean uniósł jedną brew z wyrazem powątpiewania na twarzy.

– Tak. Tylko my. – W Claire obudziła się niezrozumiała złość. – Myślisz, że nie możemy?

– Nie. Po prostu się zastanawiam... – Spojrzał na kamper. – Cóż, wasz kierowca jest chory, a wy jesteście kobietami.

– Młody człowieku, powiedz mi, co ma do tego bycie kobietą?

Sean pokręcił głową, a na jego twarzy znów pojawił się uśmiech.

– Okej, macie mnie. Przepraszam. Po prostu rzadko spotykam grupę kobiet, które podróżują tak daleko same. – Pochylił się. – Jak to się stało, że całą czwórką wylądowaliście tutaj, w drodze na Florydę?

Willow spojrzała w niebo.

– To chyba moja wina.

– Wszyscy chcieliśmy jechać. – Claire zsunęła włosy z ramienia. – Należymy do grupy wsparcia. – Po co właściwie to powiedziała? Sean nie musiał wiedzieć o ich problemach, a zwłaszcza o jej.

– Spotykamy się co tydzień – ciągnęła Willow. – Rozmawiamy o naszych problemach i pomagamy sobie wzajemnie w życiu. – Spojrzała najpierw na Claire, a potem na Taylor. – Stwierdziliśmy, że najwyższy czas, żebyśmy zrobili coś sami, coś niecodziennego.

– Kamper należy do Toma. – Claire wskazała na samochód.

– A co z pracą?

Taylor chyba była nieświadoma całej rozmowy. Skrupulatnie układała hot-dogi na grillu, starając się, żeby leżały w idealnie równej linii.

„Tak, na pewno ci powiem o tym, że jestem na zasiłku dla niepełnosprawnych, a większość pieniędzy, które mam, dostaję od matki”.

– Cóż, Tom i Willow są na emeryturze. A Taylor chce zostać piosenkarką country.

– Właściwie to i tak nie moja sprawa. Nie powinienem pytać. – Spojrzał na kamper. – A jak z Tomem? Wyjdzie z tego?

Willow też popatrzyła na pojazd.

– Modliłam się o to. Pan będzie miał go w swojej opiece.

– Kiedyś też wierzyłem. – Ton Seana był nieco zgryźliwy. – Ale... właściwie to nie wiem, co myślę na ten temat.

– Twój Pan cię nie zostawi. – Willow uśmiechnęła się równie delikatnie, jak delikatny był jej głos.

Czemu Willow tak dużo mówiła o Bogu? W końcu Sean może od nich uciec. Willow nie chciała źle, ale czasem było już tego za dużo.

– A ty? Jak długo podróżujesz?

– Prawie trzy lata.

Czemu młody mężczyzna miałby być tak długo w trasie? Czy to miało coś wspólnego ze smutkiem w jego oczach?

Taylor podniosła wzrok.

– Sporo czasu. Jak udaje ci się zarobić?

– Mam oszczędności, a poza tym pracuję to tu, to tam. Oczywiście teraz nie mam już swojego motocykla.

– I co zamierzasz zrobić? – zapytała Claire.

Sean wzruszył ramionami.

– Nie wiem. Ale na pewno nie wrócę do Monterey.Przypisy

- Fibromialgia – choroba reumatyczna, której towarzyszy uczucie przewlekłego zmęczenia i uogólnionego bólu.

- Dysautonomia – dysfunkcja układu nerwowego, której towarzyszą różne objawy, m.in. zawroty głowy, omdlenia.

- SM – stwardnienie rozsiane – przewlekła choroba układu nerwowego, powodująca trwałe uszkodzenie tkanek nerwowych.

- Theodore Robert Bundy – amerykański seryjny morderca (przyp. tłum.).

- Charles Manson – znany w USA morderca, psychopata (przyp. tłum.).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: