Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Taniec z motylami - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
6 października 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Taniec z motylami - ebook

Tajemnice, które skrycie ukrywamy, pewnego dnia mogą zmienić całe nasze życie. Taki los spotka bohaterów powieści „Taniec z motylami” Anny Wysockiej-Kalkowskiej. Główna bohaterka Zuzanna, od wielu lat mierzy się z przeszłością, nieświadomie odkrywając największe sekrety swojej matki. Czy możliwym jest, aby rodzinna tajemnica odmieniła życie nie tylko jej, ale i wielu przypadkowych osób? Okazuje się, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak wielki wpływ na nasze życie może mieć spotkanie konkretnej osoby w odpowiednim momencie. czterdziestoletnia Zuzanna Starska, portrecistka o duszy artystki, która odkrywając rodzinną tajemnice zmienia w swoim życiu praktycznie wszystko, przy czym do tych samych zmian pociąga wiele osób ze swojego najbliższego otoczenia. Zuza podążając za prawdą na nowo odkrywa zapomniane już przez nią wartości a postawiona w nowej rzeczywistości odnajduje w sobie nowe pokłady energii i ożywia skrywane gdzieś w głębi marzenia.

Opowieść pełna ciepła, melancholii, optymizmu i niezwykłego klimatu. Skłania do przemyśleń nad własnym życiem. Przywołuje wspomnienia tego co minęło, spotkanych ludzi, wydarzeń, doświadczeń. Podkreśla wartości, które w dzisiejszych czasach, często schodzą na dalszy plan. Przepełniony emocjami utwór o tym co w życiu najważniejsze. Powieść o miłości i przyjaźni, zapomnianych marzeniach, akceptacji i przebaczeniu, wreszcie, o tęsknocie i lęku z nią związanym.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8119-023-7
Rozmiar pliku: 2,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Niedawno, po bardzo długim czasie, spotkałam bliską mi osobę. Moja córka, która od razu zapałała do niej olbrzymią sympatią, zadała mi potem szereg pytań na jej temat. Odpowiadałam z przyjemnością, przywołując zazwyczaj miłe obrazy z dzieciństwa. Ostatnie z nich wywołało u mnie głębokie zamyślenie.

– Mamuś, skoro ta ciocia była taka wyjątkowa, to dlaczego za nią nie tęsknisz?

– Dlaczego myślisz, że nie tęsknię?

– Bo nigdy o niej nie mówisz.

Czy faktycznie, jeśli ktoś znika z naszego życia, dowodem tęsknoty jest częste go wspominanie? A może bywa tak, że łatwiej jest nie wspominać, by nie odczuwać przykrości.

Główni bohaterowie „Tańca z motylami” tęsknili przez całe życie…

Czy można tęsknić za kimś przez całe życie i co powoduje, że tak często uciekamy? Cóż, „Taniec z motylami” to sentymentalna podróż po wspomnieniach, która dała mi dodatkową możliwość obdarowania niektórych bohaterów cechami charakteru tych, za którymi tęsknię, choć może o tym nie mówię.Motyle odleciały…

Kiedy zawodowo zajmujesz się malowaniem portretów, poznajesz tysiące twarzy, szkicujesz ołówkiem ich zmarszczki, uśmiechy, dotykasz ich trosk zapisanych w głębinach spojrzeń i zgadujesz marzenia, które tak szczelnie starają się ukryć. Kiedy około dwóch godzin twarzą w twarz siedzi przed tobą obcy człowiek, mimowolnie zaprzyjaźniasz się z jego obliczem.

Czasami aż szkoda oddać portret. Wydaje mi się, że maluję od zawsze. To tak, jakby czas stanął w miejscu, a zmieniały się jedynie pory roku i ludzkie twarze. A ja wciąż taka sama, może czasami trochę bardziej smutna… bo moje życie gdzieś po drodze nieoczekiwanie zmniejszyło prędkość biegu. Mimo to, chyba na swój własny sposób, jestem szczęśliwa. Kiedy robi się w życiu to, co się kocha, każdy ranek daje nam powód do tego, żeby wstać z łóżka – a ja kocham malować. Tyle że gdzieś w głębi serca wiem, że mogłabym mieć więcej, mogłabym chcieć bardziej i mogłabym żyć piękniej, intensywniej, może nawet bardziej prawdziwie… I miłości mi szkoda. Miałam siedemnaście lat, kiedy „zerwałam kwiat” o imieniu Jakub. Do dzisiaj pamiętam zapach tej miłości, pamiętam wiatr we włosach nad brzegiem Sekwany, kiedy wybraliśmy się w rejs, ale najbardziej pamiętam zwykłe chwile… Pamiętam wspólny śmiech i długie nocne rozmowy, które sprawiły, że szybciej dojrzałam. Niecały rok później Jakub stwierdził, że spotkaliśmy się zbyt szybko i zwyczajnie odszedł. A moje życie? Cóż. Do starej drewnianej skrzyneczki schowałam to, co pozostało – starą koszulę, kilka wspólnych piosenek, jakiś wiersz napisany przez niego i ususzoną różę. Szczelnie zamknęłam tę skrzynkę wspomnień. W tej samej skrzynce skryłam wszystkie marzenia i pragnienia. Uśpiłam je niczym motyle, których skrzydła nagle zapomniały, jak latać. Mimo iż minęło dwadzieścia lat, nigdy nie otwieram tej skrzynki, nawet nie wycieram jej z kurzu. A Jakub? Z czasem pojęłam, że była to jednostronna miłość, że byłam jedynie zabawką w jego dłoniach, lalką stojącą na pozytywce… przekręcił kluczyk, a ona tańczyła, ale melodia nie była dla niego na tyle cenna, by ją zatrzymać. Mimo to nigdy nie żałowałam. Czasami widzę, jak znowu razem oglądamy wschód słońca w górach. Ten jeden obraz pozwala mi wierzyć, że mimo wszystko było warto. Przyzwyczaiłam się do życia bez drugiej osoby przy boku, mam fantastycznych znajomych, a mój bliski przyjaciel Grzegorz, który jest najbardziej zwariowanym człowiekiem na świecie, sprawia, że mimo pustki w sercu, często się śmieję. Czasami po długim dniu pracy zapominam o Jakubie, zamykam oczy i marzę, że mój kwiat zakwita po raz drugi. Przy swoim boku widzę mężczyznę. Mężczyzna ma twarz chłopaka, który wiele lat temu poprosił mnie o portret. Był wyjątkowy, dlatego kiedy odszedł, z pamięci namalowałam go jeszcze raz. Od pewnego czasu wystawiam jego twarz jako pracę reklamującą, mam wtedy wrażenie, że na mnie patrzy, bo miłość to przecież nic innego jak zachwycające spojrzenie, które mimo upływu czasu wciąż nie przestaje błyszczeć. Chłopak na portrecie ma wyjątkowo błyszczące oczy… Może był wtedy zakochany i siedział naprzeciw mnie, myśląc o niej? Nie… zdecydowanie bardziej wolę wersję, że jego oczy błyszczały wtedy dla mnie… ale wyjechał gdzieś bardzo daleko i… tęskni za mną… Rozmarzyłam się i zamknęłam oczy, kiedy z niemałym rozbawieniem w głosie usłyszałam:

– I żyli długo i szczęśliwie, tyle że młodzieniec z portretu nie miał białego konia i przyjechał po księżniczkę na zmarnowanym ośle, który w te piękne piątkowe popołudnie zrzucił go z grzbietu tuż pod jej nogi.

– Dobrze, dobrze, skończ już – przerwałam Grzegorzowi, który – miałam wrażenie – dopiero się rozkręcał.

– Znowu śniłaś bajkę o panu z portretu, a tu książę stoi przed tobą.

– Witaj, książę. Gdzie zgubiłeś rumaka?

– Piękna pani, dzisiaj o dwudziestej na twojej kanapie, uwierz, rumak będzie na swoim miejscu – zażartował. Jego żarty często wprowadzały mnie w zażenowanie, z którego nie mogłam wyjść.

– Nie, nie, czy ty zawsze musisz… – zajęczałam.

– Nie muszę, ale uwielbiam, jak po tylu latach przyjaźni, ty nadal się rumienisz – przerwał mi w pół zdania.

– Spadaj – odburknęłam, próbując nieudolnie powstrzy­mać śmiech, który cisnął mi się na usta.

– Moja najdroższa królewno Zuzanno, do której dzisiaj malujesz?

– Dlaczego pytasz?

– Mam dzisiaj wolny dzień, byłem już w twoim mieszkanku i przygotowałem pyszny obiad. W moim mieszkaniu remont, więc pomyślałem, że może trochę u ciebie pomieszkam i wybierzemy się późnym popołudniem na rowery?

– Znowu zrobisz mi bajzel, który będę musiała sprzątać przez cały tydzień po twojej wyprowadzce.

– Cóż, taki już mój urok, najdroższa – odpowiedział i spoj­rzał na mnie zalotnie, trzepocząc rzęsami.

– No nie, co za tani chwyt, nie wierzę…

– Przecież i tak mi pozwolisz, więc po co się droczysz? – stwierdził.

– Bo lubię patrzeć, kiedy po tylu latach przyjaźni, ty nadal robisz z siebie błazna!

– OK. Jeden do jednego, lecę do domu, nie wracaj późno – rzucił i muskając mnie w policzek, zginął za rogiem kamienicy.

W tym samym momencie do mojego stoiska podeszła kobieta, którą od razu rozpoznałam.

– Witam – powiedziałam z uśmiechem. Kobieta przycho­dzi do mnie co roku w sierpniu, co roku siada naprzeciw mnie i czeka, aż skończę szkicować jej twarz. Pamiętam, jak pierwszy raz stanęłam ze szkicownikiem w ręku, miałam wtedy 15 lat i postanowiłam, że w wakacje zarobię sobie na wymarzoną sukienkę. Od tego czasu minęły już 23 lata, dotąd wydawało mi się, że się prawie nie zmienia, ale dzisiaj przyniosła pierwszy i ostatni portret…

– Co pani na to? – spytała, widząc moją zaskoczoną minę.

– Inny czas, inne marzenia, inna twarz – odpowiedziałam.

– To prawda, inny czas, inna twarz, ale wciąż te same ma­rzenia – odpowiedziała z zaszklonymi oczami, co trochę mnie zażenowało. – A co z pani marzeniami? – zapytała bezpośrednio.

– Już dawno o nich zapomniałam – odpowiedziałam, co chyba mocno ją zaskoczyło.

Tego dnia malowało mi się ją znacznie trudniej. Oczy miała ślepo wpatrzone w jeden punkt, a mimo to, co chwila szkliły się w nich siłą powstrzymywane łzy. W pewnym momencie jej twarz wydawała mi się tak obca, że przerwałam rysowanie i oparta o leżak zaczęłam jej się dokładnie przyglądać.

– Możemy skończyć jutro? – zapytałam w końcu.

– Przepraszam, wiem, że dzisiaj moja twarz nie jest gotowa na portret, za dużo emocji! – Uśmiechnęła się lekko.

– Może więc jutro?

– Poszłaby pani ze mną na kawę? – zaproponowała.

Zaskoczyła mnie tak bardzo, że nie potrafiłam wymyślić wymówki, więc zwyczajnie przytaknęłam i poprosiłam sąsiada o popilnowanie stoiska.

– Znam tutaj niedaleko takie przyjemne miejsce, zapraszam – kontynuowała. – Ile ma pani lat? – zapytała wprost, kiedy usiadłyśmy w pięknej, klimatycznej knajpce nad brzegiem Wisły.

– 38 – odpowiedziałam.

– Jesteś jeszcze młoda. Ja mam 65 lat, nie mogę już nic zmienić w życiu, a wciąż tyle we mnie tęsknoty. A ty?

– Nie wiem, chyba uśpiłam wszelkie tęsknoty. Życie mnie przerosło, jest jak jest.

– A jak jest?

– Mam uroczą kawalerkę na Starym Mieście. Toruń zawsze był miastem, które kochałam i kocham, więc stwierdziłam, że to moje miejsce na ziemi… Zarabiam, malując. Mam zwariowanego kumpla, jazzmana, który więcej mieszka u mnie niż u siebie… I tyle.

– Ten jazzman to miłość?

– Skądże, to przyjaciel. Znamy się od zawsze… Jak nikt inny potrafi mnie rozśmieszyć. Obserwuję jego kolejne związki i chociaż za każdym razem wydaje mu się, że to ta jedyna, to summa summarum i tak ląduje na mojej gościnnej kanapie.

Taki brat z wyboru. To chyba wszystko… – A krewni?

– Mam tylko ciotkę Rosie, mieszka w Pradze, jest znaną aktorką, ma mnóstwo kasy, ale odkąd pamiętam, zawsze była smutna, tak jakby nosiła jakieś brzemię albo jakby życie nie do końca ją usatysfakcjonowało. Była przyjaciółką mojej matki, więc wychowywała mnie po wypadku, w którym zginęli rodzice. Chociaż myślę, że była to dla niej wyjątkowo trudna sytuacja. Kiedy odeszli rodzice, Rosie była u szczytu kariery zawodowej. Grała w największych produkcjach filmowych, często nie było jej w domu. Kiedy wracała, starała się wynagrodzić mi wszystkie samotne chwile. Czasem myślę, że to przeze mnie nigdy nie ułożyła sobie życia z mężczyzną. Z drugiej strony… nie wiem.

– Co obecnie robi twoja ciotka?

– Jakieś dziesięć lat temu przestała grać i założyła szkołę młodych talentów.

– Piękne życie – podsumowała. – Dlaczego więc była smutna?

– Nigdy się tego nie dowiedziałam. Bywały chwile, kie­dy tryskała radością, zazwyczaj wtedy, kiedy grała… ale gdy wracała do domu, ciągle czułam, że coś nie pozwala jej być do końca szczęśliwą. Odczuwałam to szczególnie w święta. Była świetną aktorką, robiła wszystko co mogła, bym miała najpiękniejsze święta na świecie, mimo to jej aktorski kunszt nie pozwalał ukryć łez, które cichaczem wycierała w łazience. Nigdy nie miała u swojego boku mężczyzny na dłużej… Może zwyczajnie za kimś tęskniła? Kiedy otworzyła szkołę, bardzo chciała, abym została z nią w Pradze… Miałam prowadzić lekcje z malunku, ale… – Ale?

– Musiałam stamtąd uciec.

Spojrzała na mnie pytająco, więc rozwinęłam temat.

– Miłość, która się nie udała.

– Nie udała się?

– On był dużo starszy i spotkał mnie w momencie, kiedy stanął na rozdrożu… Chyba potrzebował kogoś, kto na chwilę zapełni jego życie, a ja się zakochałam… Banalne, prawda?

– Może mówmy sobie po imieniu, jestem Miriam – zapro­ponowała, podając mi dłoń. – Przecież znamy się prawie 25 lat. Miłość nigdy nie jest banalna. Uciekłaś i nigdy nie wróciłaś?

– Parę razy odwiedziłam Rose, ale zazwyczaj proszę, by to ona przyleciała do Polski.

– A twoi przyjaciele? Przecież musiałaś mieć tam przyja­ciół… wszystkich poświęciłaś?

– Wtedy ta ucieczka wydawała mi się jedynym rozwiąza­niem.

– Nie tęsknisz?

– Tęskniłam… Chyba najbardziej za Asią, no i oczywiście za Rose.

– Kim była Asia?

– Asia była moją przyjaciółką, kochałam ją jak siostrę.

– I co, już nie kochasz? – zapytała cynicznie.

– Urwałam kontakt… zostały jedynie wspomnienia… ale nadal noszę ją w sercu. Są ludzie, którzy z różnych przyczyn znikają z naszego życia, ale na zawsze pozostają w sercach.

– Czemu nigdy nie odwiedziłaś jej podczas wizyt u Rose?

– Bo widzisz… z czasem jest coraz trudniej… a poza tym ona urodziła dziecko, a ja…

– Nie pojechałaś go zobaczyć?

– Miałam wtedy ciężki czas… Najpierw myślałam, że pojadę za miesiąc, potem za tydzień… a potem każdy kolejny tydzień stawał się kolejnym… aż w końcu było mi wstyd i pomyślałam, że może lepiej zostawić wszystko tak jak jest.

– Nigdy więc przez te lata jej nie spotkałaś?

– Raz jeden życie sprawiło mi niespodziankę. Pojechałam wtedy na krótki urlop do Pragi, spotkałyśmy się przypadkiem, kiedy byłam z Rose na zakupach.

– I?

– Zestresowałam się, nie potrafiłam z nią rozmawiać… Je­dyne, co zdołałam z siebie wykrztusić to, że zmieniła kolor włosów. Chciałam jej powiedzieć: „przepraszam”, ale się nie udało, zabrakło mi odwagi.

– W życiu nie wolno zostawiać niedokończonych spraw, a tym bardziej nie wolno zostawiać ludzi, którzy są niezwykle cenni, a z tego, co mówisz, Asia była cenna.

– A ty, Miriam?

– Byłam tancerką – powiedziała, a jej twarz momentalnie się rozświetliła. – Tańczyłam na deskach wielu znanych estrad. Taniec pochłaniał mnie bez reszty, był wszystkim, czego potrzebowałam, ale zestarzałam się i wyszłam z obiegu. Nie mogłam się z tym pogodzić, zamiast spróbować ułożyć sobie życie, to ja rozpamiętywałam i łapałam tanie zlecenia, byle tylko dalej tańczyć. W końcu zabrakło i tanich zleceń, ale wtedy miałam już 55 lat.

– Z czego więc żyjesz?

– Miałam bardzo dobrze sytuowanych rodziców, odziedzi­czyłam dosyć pokaźny majątek. Poza tym nigdy nie należałam do tych tancerek, które przepuszczały pieniądze na prawo i lewo, więc po tańcu zostało mi dosyć pokaźne konto w banku. Starczy mi do końca życia… Ale co to za życie? Jeśli nie zmienisz swojego, kiedyś będziesz tego żałowała, tak jak ja teraz. Twój kolega jazzman zakocha się w końcu albo rozpije się zmęczony takim stylem życia, a ty zostaniesz samotna i nieszczęśliwa. Nie będzie mowy o tańcu z motylami, zostanie szara rzeczywistość i smutek.

– „Tańcu z motylami”? – zapytałam, a ona znowu się uś­miechnęła.

– Kiedy zamykam oczy, wyobrażam sobie łąkę pełną kwia­tów i motyli. Wbiegam na nią bosymi stopami i tańczę, jestem młoda i pełna sił… A potem widzę siebie nieco starszą i starszą, ale wciąż tak samo szczęśliwą, tak samo świeżą jak skrzydła motyla, ale kiedy otwieram oczy, motyle znikają i znowu jestem sama. Piękne, wartościowe życie jest jak taniec z motylami…Chciałabym, by moje znowu takie było.

– Rozumiem… Moje motyle zapomniały, jak się lata… Chy­ba już na dobre.

– Obserwuję cię przez lata. Nie tylko, kiedy mnie malu­jesz. Przecież wiesz, jak często pijam kawę w knajpce vis-­à-­vis twojego stoiska malarskiego. Kiedyś tańczyłaś z najpiękniejszymi motylami świata… A teraz – przepraszam cię, muszę to powiedzieć – ale musisz obudzić swoje motyle… póki masz jeszcze czas.

Rozmawiałyśmy tak jeszcze godzinę. Miriam była niezwykle ciepłą, szczerą, ale niestety samotną, rozczarowaną swoim obecnym życiem osobą. To dziwne, bo zawsze, kiedy ją malowałam, wydawała mi się wyjątkowo spełnioną i szczęśliwą osobą.

– Chcę poznać twojego jazzmana – powiedziała, kiedy wracałyśmy.

– Słucham?

– Mówisz, że on cię bawi, a ja już nie pamiętam co to śmiech.

Mogłabyś mnie kiedyś zaprosić?

– Dobrze – odpowiedziałam nieco zszokowana jej bezpo­średniością.

Wymieniłyśmy się telefonami i rozstałyśmy. Tego dnia nie chciało mi się już malować, zwinęłam swoje graty i powoli, spacerkiem ruszyłam w kierunku domu. Było cudowne jesienne popołudnie. Stare Miasto kipiało życiem, mimo że z drzew opadały pierwsze pożółkłe już liście. Usiadłam na chwilę pod pomnikiem Kopernika. Lubiłam obserwować zabieganych ludzi. W tym ich zabieganiu zwykle znajdywałam chwilę ciszy dla samej siebie… Panował gwar i rozgardiasz, a ja jakby wyłączona z tego uroczego obrazka słyszałam jedynie bicie własnego serca, czułam jak muskają mnie ostatnie jesienne promienie słońca i wiedziałam, że życie to dar – chociaż po dzisiejszym spotkaniu z Miriam zupełnie nie wiedziałam, jak żyć. Posiedziałam tak dłuższą chwilę, a potem powoli wróciłam do domu.

– Jestem – krzyknęłam, wchodząc. Tak jak się tego spodzie­wałam, Grzegorz spał na kanapie, a wokół niego panował, delikatnie mówiąc, nieład, a może zwyczajnie – cholerny bałagan, który rekompensował mi jednak pięknie pachnący obiad. Nie zdążyłam zdjąć butów, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi.

– Moje dziecko, czy jest Grzegorz, bo obiecał, że od dzi­siaj gotuje – pytała moja sąsiadka, pani Tereska. Pani Tereska miała 84 lata i uwielbiała Grzesia. Grzegorz oprócz muzycznej duszy, pielęgnował w sobie pasję do gotowania. Od kiedy pamiętam moja kuchnia była jego królestwem, a pani Tereska pierwszym smakoszem.

– Zapraszam – powiedziałam i wpuściłam ją do środka.

– O rety, znowu ci nabajzlował – powiedziała, a ja uśmiech­nęłam się, zastanawiając się, czy w języku polskim w ogóle istnieje słowo „nabajzlował”… W każdym razie pani Tereska używała go bardzo często.

– Niech sobie śpi, chłopiec kochany, ważne, że ugotował – powiedziała staruszka, jednocześnie zaglądając do garnków.

„Dom wariatów” – pomyślałam, kiedy postawiła mi talerz z jedzeniem.

– Nie rozumiem, dlaczego się z nim nie ożenisz – powie­działa, przełykając zupę.

– Pani Teresko… przecież tyle razy pani mówiłam… to mój przyjaciel!

– Przyjaciel to najlepszy mąż, jakiego można sobie wyma­rzyć, moje dziecko, a ten w pakiecie jeszcze dobrze gotuje.

– Ale jest też mistrzem bajzlowania, jak to pani mówi.

– E tam, bajzel można posprzątać… Kurczę, przecież z nie­go niezłe ciacho jest, no popatrz! – powiedziała, przyglądając się mu, jak śpi.

– Pani Teresko! – jęknęłam z politowaniem w głosie.

– Co „pani Teresko”… Prawdę mówi, jestem ciacho – od­powiedział, siadając na kanapie, a ona roześmiała się chyba najgłośniej, jak umiała.

– Dzięki wam mam taką smaczną i zabawną starość… Ale tak poważnie, moje kochane dzieci, nie można w dzisiejszym świecie żyć bez miłości. Zwyczajnie nie można!

– Można, jeśli już przeżyło się tę prawdziwą, jedyną, to można – odparłam zniechęcona rozmową.

– Dziecko, o czym ty w ogóle mówisz! Skąd wiesz, że to była jedyna miłość, skoro nie dopuściłaś do siebie żadnej innej? Zobacz, jak wygląda twoje życie!

– No właśnie – wtrącił Grzegorz.

– Twoje życie nie wygląda lepiej, hultaju, więc się nie odzy­waj! – uciszyła go. – Różnica pomiędzy wami polega jedynie na tym, że ty, Grzesiu, przynajmniej próbujesz coś zmienić, nieudolnie, ale próbujesz, a Zuza wegetuje – podsumowała.

Wiedziałam, że ma rację, że od pewnego czasu nie czuję w życiu żadnej radości, że nawet malowanie staje się dla mnie obowiązkiem, a przecież niegdyś było pasją. Przypomniałam sobie słowa Miriam, te o tańcu z motylami. Jakże trafnego porównania do szczęścia użyła! Wyobraziłam sobie swoją własną łąkę i motyle, tysiące motyli. Wyobraziłam sobie, że tańczę na niej beztrosko, że już nie czuję żalu, że jestem lekka i świeża, że znowu mam ochotę się zakochać, ale prawda była taka, że na mojej łące wszystko było czarno­białe. Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu pomyślałam, że pragnę to zmienić, że pragnę, by w moim życiu pojawiły się prawdziwie jaskrawokolorowe motyle. Poczułam też dziwne przekonanie, że nie spotkałam Miriam nadaremno, że powinnam lepiej ją poznać.

– Pamiętasz tę kobietę, dla której co roku maluję jej twarz?

– zapytałam, patrząc na Grzesia.

Koniec Wersji Demonstracyjnej

Dziękujemy za skorzystanie z oferty naszego wydawnictwa i życzymy miło spędzonych chwil przy kolejnych naszych publikacjach.

Wydawnictwo Psychoskok

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: