Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Tatiana Borysowna i jej bratanek - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tatiana Borysowna i jej bratanek - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 164 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Daj mi rękę, dro­gi czy­tel­ni­ku, i jedź ze mną. Po­go­da prze­ślicz­na, ma­jo­we nie­bo ła­god­nie błę­kit­nie­je, gład­kie mło­de li­ście wierzb błysz­czą jak wy­my­te; sze­ro­ka, rów­na dro­ga cała jest po­kry­ta tą drob­ną traw­ką o czer­wo­na­wych źdźbłach, któ­rą tak chęt­nie sku­bią owce. Na pra­wo i na lewo po dłu­gich sto­kach po­ło­gach wzgórz ła­god­nie ko­ły­sze się zie­lo­ne żyto; ciem­ny­mi smu­ga­mi prze­pły­wa­ją po nim zwiew­ne cie­nie nie­wiel­kich ob­ło­ków. W dali ciem­nie­ją lasy, po­ły­sku­ją sta­wy, żół­cą się strze­chy, skow­ron­ki set­ka­mi wzbi­ja­ją się, śpie­wa­ją, to spa­da­ją w dół jak kule, to wy­cią­gnąw­szy szyj­ki sia­da­ją na grud­kach zie­mi. Gaw­ro­ny na dro­dze za­trzy­mu­ją się, pa­trzą na nas, przy­pa­da­ją do zie­mi, cze­ka­ją, aż prze­je­dzie­my, i pod­sko­czyw­szy ze dwa razy, cięż­ko od­la­tu­ją w bok. Na gór­ce za pa­ro­wem chłop orze; sro­ka­ty źre­bak z ku­sym ogon­kiem i zje­żo­ną grzy­wą bie­gnie za mat­ką na nie­pew­nych nóż­kach; sły­chać jego cien­kie rże­nie. Wy­jeż­dża­my w brze­zi­nę, świe­ży za­pach przy­jem­nie za­pie­ra od­dech. Przed nami ogra­dza­ją­ca wieś oko­li­ca. Stan­gret zła­zi z ko­zła, ko­nie par­ska­ją, przy­przęż­ne oglą­da­ją się, dy­sz­lo­wy ma­cha ogo­nem i opie­ra gło­wę o dugę… skrzy­pią otwie­ra­ne wro­ta. Stan­gret sia­da na ko­zioł… Ru­szaj! przed nami wieś. Mi­nąw­szy pięć za­gród, skrę­ca­my w pra­wo, zjeż­dża­my do pa­ro­wu, wy­do­sta­je­my się na gro­blę. Za nie­wiel­kim sta­wem, spo­za okrą­głych wierz­choł­ków ja­bło­ni i bzów wy­glą­da dach kry­ty tar­ci­cą, nie­gdyś czer­wo­ny, nad nim ster­czą dwa ko­mi­ny; stan­gret skrę­ca w lewo wzdłuż pło­tu i od­pro­wa­dza­ny pi­skli­wym i ochry­płym szcze­ka­niem trzech sę­dzi­wych kun­dli, wjeż­dża w otwar­tą na oścież bra­mę, z fan­ta­zją okrą­ża roz­le­gły dzie­dzi­niec, mi­ja­jąc staj­nię i wo­zow­nię, za­ma­szy­ście kła­nia się star­szej klucz­ni­cy, któ­ra wła­śnie prze­stę­pu­je bo­kiem wy­so­ki próg otwar­tej spi­żar­ni, i wresz­cie osa­dza ko­nie przed ga­necz­kiem ciem­ne­go dwor­ku o ja­snych oknach… Je­ste­śmy u Ta­tia­ny Bo­ry­sow­ny. Otóż i ona sama otwie­ra luf­cik i kiwa nam gło­wą… Jak się masz, sta­rusz­ko!

Ta­tia­na Bo­ry­sow­na – to ko­bie­ta może pięć­dzie­się­cio­let­nia o du­żych wy­pu­kłych sza­rych oczach, z lek­ka za­dar­tym no­sie, ru­mia­nych po­licz­kach i po­dwój­nym pod­bród­ku. Twarz jej pro­mie­nie­je życz­li­wo­ścią i do­bro­cią. Mia­ła kie­dyś męża, lecz wkrót­ce owdo­wia­ła. Ta­tia­na Bo­ry­sow­na – to nie­zwy­kła ko­bie­ta. Miesz­ka w swo­im ma­łym ma­ją­tecz­ku, nig­dzie nie wy­jeż­dża, z są­sia­da­mi nie­wie­le prze­sta­je, przyj­mu­je u sie­bie i lubi tyl­ko mło­dzież. Była cór­ką bar­dzo ubo­gich wła­ści­cie­li ziem­skich i nie otrzy­ma­ła żad­nej edu­ka­cji, to zna­czy nie mówi po fran­cu­sku; w Mo­skwie tak­że nie była ani razu – ale po­mi­mo wszyst­kich tych bra­ków umie za­cho­wać się tak pięk­nie i z taką pro­sto­tą, taką ma nie­za­leż­ność my­śli i uczuć, tak mało pod­le­ga sła­bost­kom wła­ści­wym dzie­dzicz­kom na ma­łych wio­skach, że nie spo­sób do­praw­dy jej nie po­dzi­wiać. W isto­cie: ko­bie­ta cały boży rok miesz­ka na wsi, na od­lu­dziu – i nie plot­ku­je, nie pisz­czy, nie dyga, nie al­te­ru­je się, nie przej­mu­je się ni­czym, nie drży z cie­ka­wo­ści… nie­by­wa­łe! Cho­dzi zwy­kle w sza­rej ki­taj­ko­wej suk­ni i bia­łym czep­ku z wi­szą­cy­mi lila wstąż­ka­mi; lubi do­brze zjeść, ale nie za dużo; sma­że­nie, su­sze­nie i so­le­nie po­zo­sta­wia klucz­ni­cy. Co robi cały dzień, za­py­ta­cie? Czy­ta? nie, nie czy­ta; żeby tak praw­dę po­wie­dzieć, nie dla niej książ­ki się dru­ku­ją… Je­śli nie ma go­ści, sie­dzi so­bie moja Ta­tia­na Bo­ry­sow­na pod oknem i robi poń­czo­chę na dru­tach – to zimą; la­tem zaś cho­dzi do ogro­du, sa­dzi i pod­le­wa kwia­ty, ca­ły­mi go­dzi­na­mi bawi się z ko­cię­ta­mi, kar­mi go­łę­bie… Go­spo­dar­stwem mało się zaj­mu­je. Ale je­śli przy­je­dzie do niej gość, mło­dy ja­kiś są­siad, któ­re­go lubi, Ta­tia­na Bo­ry­sow­na od razu się oży­wia; usa­do­wi go, ugo­ści her­ba­tą, słu­cha jego opo­wia­dań, śmie­je się, od cza­su do cza­su po­kle­pie go po po­licz­ku, ale sama mówi mało; po­cie­szy w zmar­twie­niu, w tro­sce, da do­brą radę. Ileż lu­dzi zwie­rza­ło się jej z ro­dzin­nych, ser­decz­nych ta­jem­nic, pła­ka­ło na jej ra­mie­niu! Sią­dzie nie­raz na­prze­ciw­ko go­ścia, oprze się ci­chut­ko na łok­ciu i z ta­kim współ­czu­ciem pa­trzy mu w oczy, tak przy­jaź­nie się uśmie­cha, że go­ścio­wi mimo woli na­su­wa się myśl: „Co za do­bra ko­bie­ta z cie­bie, Ta­tia­no Bo­ry­sow­no! Nie ma co, opo­wiem ci, co mi leży na ser­cu.” W jej ma­łych, przy­tul­nych po­ko­ikach do­brze jest czło­wie­ko­wi, cie­pło; u niej w domu – je­śli tak moż­na po­wie­dzieć – pa­nu­je za­wsze prze­ślicz­na po­go­da. Ta­tia­na Bo­ry­sow­na to za­dzi­wia­ją­ca ko­bie­ta, a tym­cza­sem nikt się nie dzi­wi, że jest taka: jej zdro­wy roz­są­dek, sta­now­czość i swo­bo­da, żywe współ­czu­cie dla cu­dzych smut­ków i ra­do­ści, sło­wem wszyst­kie jej za­le­ty jak­by się wraz z nią uro­dzi­ły, jak­by nie kosz­to­wa­ły jej żad­nych wy­sił­ków ani tru­du. Nie moż­na so­bie wy­obra­zić, by mo­gła być inna, a więc nie ma jej za co dzię­ko­wać. Lubi zwłasz­cza pa­trzeć, jak mło­dzież bawi się i do­ka­zu­je; zło­ży wte­dy ręce na po­doł­ku, pod­nie­sie gło­wę, zmru­ży oczy i sie­dzi uśmiech­nię­ta, aż wes­tchnie na­gle i po­wie: „Ach wy, dzie­ci, moje dzie­ci!…” By­wa­ło nie­raz, że czło­wie­ka bra­ła ocho­ta po­dejść do niej, wziąć ją za rękę i po­wie­dzieć: wie pani, Ta­tia­no Bo­ry­sow­no, pani sie­bie nie do­ce­nia, prze­cie mimo ca­łej swej skrom­no­ści i bra­ku edu­ka­cji jest pani nie­zwy­kłą isto­tą! Już samo imię jej brzmi ja­koś swoj­sko, życz­li­wie, wy­ma­wia się je z przy­jem­no­ścią, bu­dzi przy­ja­zny uśmiech. Ileż razy zda­rzy­ło mi się, na przy­kład, za­py­tać spo­tka­ne­go chło­pa: – Któ­rę­dy by tu, bra­cie, prze­je­chać, po­wiedz­my, do Gra­czew­ki? – A niech pan, pro­szę ła­ski pana, je­dzie naj­pierw na Wia­zo­we, a stam­tąd do Ta­tia­ny Bo­ry­sow­ny, a od Ta­tia­ny Bo­ry­sow­ny to już każ­dy panu po­wie. – I wy­mie­nia­jąc imię Ta­tia­ny Bo­ry­sow­ny chłop ja­koś szcze­gól­nie po­trzą­sa gło­wą. Słu­żhy trzy­ma nie­wie­le, na ile ją stać. Do­mem, pral­nią, spi­żar­nią i kuch­nią za­rzą­dza klucz­ni­ca Aga­fia, daw­na jej nia­nia, naj­zac­niej­sza na świe­cie, łza­wa i bez­zęb­na isto­ta; pod­le­ga­ją jej dwie zdro­we dziew­ki o jędr­nych, si­na­wych po­licz­kach przy­po­mi­na­ją­cych jabł­ka – an­to­nów­ki. Obo­wiąz­ki lo­ka­ja, ka­mer­dy­ne­ra i kre­den­ce­rza peł­ni sie­dem­dzie­się­cio­pię­cio­let­ni słu­żą­cy Po­li­karp, nie­zwy­kły dzi­wak, czło­wiek oczy­ta­ny, eme­ry­to­wa­ny skrzy­pek, wiel­bi­ciel Viot­tie­go, oso­bi­sty wróg Na­po­le­ona, czy­li, jak mó­wił, Bo­na­par­tacz­ka, i na­mięt­ny ama­tor sło­wi­ków. Trzy­ma ich zwy­kle pięć albo sześć u sie­bie w po­ko­ju; wcze­sną wio­sną ca­ły­mi dnia­mi sie­dzi koło kla­tek wy­cze­ku­jąc pierw­sze­go „try­lu”, a do­cze­kaw­szy się za­kry­wa twarz rę­ka­mi, ję­czy: „ach, jak smut­no, jak smut­no!”, i za­czy­na pła­kać jak bóbr. Do po­mo­cy Po­li­kar­po­wi prze­zna­czo­no jego ro­dzo­ne­go wnu­ka, Wa­się, może dwu­na­sto­let­nie­go chłop­ca o kę­dzie­rza­wych wło­sach i by­strych oczach; Po­li­karp ko­cha go nad ży­cie i gde­rze na nie­go od rana do wie­czo­ra. Zaj­mu­je się tak­że jego edu­ka­cją. – Wa­sia – mówi do nie­go – po­wiedz: Bo­na­part­czak-zbój. – A co mi dasz, dzia­dziu? – Co ci dam?… nic ci nie dam… A któż ty je­steś? Ro­sja­nin? – Am­cza­nin je­stem, dzia­dziu, uro­dzi­łem się w Am­czeń­sku*. – Głu­piś! A Am­czeńsk to niby gdzie? – A skąd ja mogę wie­dzieć? – W Ro­sji, głup­cze. – No to co z tego, że w Ro­sji? – Jak to, co z tego? Nie­bosz­czyk ksią­żę Mi­chaj­ło Ił­ła­rio­no­wicz Go­le­nisz­czew-Ku­tu­zow Smo­leń­ski tego to wła­śnie Bo­na­part­cza­ka przy bo­skiej po­mo­cy z gra­nic Ro­sji wy­gnał. Z tej ra­cji uło­żo­no pio­sen­kę:
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: