Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Tiny Pretty Things - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
2 grudnia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tiny Pretty Things - ebook

“Tiny pretty things” to bestseller, który wkrótce doczeka się ekranizacji na Netflixie. Premiera 10-odcinkowej serii już tej jesieni!

Połączenie „Czarnego Łabędzia” i „Pretty Little Liars” – poruszająca historia o uczennicach elitarnej szkoły baletowej, które zrobią wszystko w walce o tytuł najlepszej na roku. Kłamstwa i manipulacje to nie wszystko do czego są zdolne, żeby wygrać… Gigi, Bette i June to trzy najlepsze uczennice ekskluzywnej szkoły baletowej na Manhattanie. Gigi, która jest wolnym duchem, chce po prostu tańczyć, mimo, że ta pasja może kosztować ją życie. Pochodząca z uprzywilejowanej rodziny Bette zrobi wszystko, żeby prześcignąć siostrę, która jest znaną gwiazdą baletu. Ale June też musi wygrać, bo jeśli tego nie zrobi – jej matka położy kres jej marzeniom o karierze tanecznej raz na zawsze. Najlepsze przyjaciółki mogą okazać się największymi wrogami, kiedy w grę wchodzi szansa na wielką karierę.

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-8483-4
Rozmiar pliku: 3,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Cassie

Masz wrażenie, że umierasz. Przynajmniej na początku. Mięśnie się naciągają i palą, jakby zaraz miały pęknąć. Kości biodrowe grożą wywichnięciem ze stawu. Kręgosłup się wyciąga i wykręca w niewiarygodne kształty. Żyły na rękach nabrzmiewają, pulsuje w nich krew. Palce drżą, kiedy starasz się utrzymać je napięte, ale z wdziękiem, idealnie. Palce u stóp wbijają się w śliczne różowe pointy, naznaczając stopy konstelacją pęcherzy i sińców.

Wszystko jednak wygląda swobodnie i pięknie. Mam nadzieję. Bo tylko to się tak naprawdę liczy.

Studio B przypomina dziś akwarium, a ja żałuję, że trzy przeszklone ściany nie zostały zaciemnione lub czymś zakryte. Czuję na sobie ciężar wściekłego spojrzenia Liz, widzę jej twarz przyciśniętą do szyby. Wiedziałam, że tego chce – może nawet bardziej niż ja – co nie znaczy, że na to zasługuje. Będzie twierdziła, że mi się poszczęściło, że zadziałał nepotyzm, że bycie siostrzenicą pana Lucasa ma swoje plusy. Bette wyjawiła mi wczorajszego wieczoru w pijackim widzie, że takie właśnie rzeczy wygadywała. Ale ja wiem swoje. Zapracowałam na to.

Morkie wydaje surowe polecenia dziewczynom z zespołu, po czym odwraca się do pianisty, żeby przyczepić się do tempa muzyki do wiosennego baletu, Sylfidy. Jestem jedyną dziewczyną z szóstego roku obsadzoną w solówce i choć pozostałe udają, że się cieszą – a przynajmniej większość z nich – wiem, że tylko czekają na moje potknięcie. Ale nie dam im tej satysfakcji. Choć trudno jest być tą najmłodszą. A wcześniej, kiedy jedna spytała, czy mam piętnaście lat, chciałam skłamać i powiedzieć, że siedemnaście czy osiemnaście jak one. Przyglądam się z uśmiechem przylepionym do twarzy, jak pozostałe tancerki wirują przez środek parkietu w serii piruetów. Nie zawaham się. Nie mogę pokazać, jakie to trudne. Mięśnie mnie bolą, żołądek szarpie, pusty po poranku spędzonym na wspominaniu hulanek wczorajszego wieczoru. Nie powinnam była dać się namówić Bette na picie. Teraz z całą pewnością za to płacę.

Muzyka urywa się gwałtownie, a Morkie staje nad Sarah Takahashi i zmusza ją do powtarzania w kółko obrotu, wywrzaskując uwagi po rosyjsku, jakby dziewczyna mogła ją zrozumieć. Sarah się kłania, co chyba wkurza Morkie jeszcze bardziej. Sarah jest moją dublerką i jest na ósmym roku. Ósmoklasistka powinna dostać solówkę – szansę, by szefowie baletu dostrzegli jej talent i zaproponowali miejsce.

Każdą sekundę tej przerwy wykorzystuję na przejście myślami całej wariacji, przeanalizowanie muzyki. Morkie wykonuje kroki jeden po drugim, stukając obcasami swoich butów baletowych. Mimo zbliżającej się siedemdziesiątki stanowi doskonały obraz wdzięku – prawdziwa danseuse russe.

Bette wsuwa się przez drzwi. I pozwala im zamknąć się z łoskotem, żebym wiedziała, że przyszła. Nie znoszę tego, że zawsze znajdzie sposób, by zaznaczyć swoją obecność, ale nie mogę jej tego powiedzieć. Wszyscy ją obserwują – aureola złotych włosów ściągniętych mocno w koczek, spódnica baletowa wprost od projektanta, unosząca się wokół niej niczym wata cukrowa, po mistrzowsku nałożona różowa szminka. Każą jej znaleźć miejsce z tyłu, gdzie siada obok toreb treningowych. Krążyły plotki, że okazały czek od mamy zapewnił jej miejsce w studiu, żeby też mogła nauczyć się roli, ale nie śmiałam o to pytać. Była taka miła i pomocna. Broniła mnie przed Liz i innymi, kiedy się tu na początku zjawiłam, wtajemniczała we wszystko, groziła pozostałym dziewczynom, żeby przestały mnie dręczyć.

Chwilę później wchodzi Will. Rude włosy postawił sobie na żel, a na twarzy ma pełen makijaż. Posyła mi całusa i macha. Ogłoszono dziś rano, że będzie dublerem mojego partnera. Siada z tyłu obok Bette.

Morkie wywołuje mnie na środek. Muzyka rozbrzmiewa, lekka, drgająca, pogodna. Zazwyczaj pozwalam, by mnie porwała, by dźwięki mnie uniosły, tak że przestaję być sobą, a dzięki ruchom rąk i nóg przeobrażam się w leśną zjawę romansującą ze Szkotem. Dziś jednak jestem bardzo świadoma swojego zbyt długiego, niemrawego ciała. Czuję napięcie w mięśniach, gdy sunę przez parkiet, starając się stawiać kroki w odpowiednim miejscu.

Przyłapuję się na spoglądaniu w dół na taśmę znakującą ustawienie sceny, koncentruję się na liczeniu taktów. Usiłuję nie myśleć o każdym ruchu składającym się na sekwencję. Stare nawyki. Złe nawyki. Powinnam już znać kroki na pamięć. Powtarzam sobie, że jestem lekka niczym powietrze. Ale moje stopy są odrobinę za wolne, ruchy rąk zbyt ciężkie.

– Jeszcze! Jeszcze! – krzyczy Morkie, a jej głos odbija się od luster.

Mój uśmiech zamiera. Czuję się w jej obecności pozbawiona wdzięku. Moja pewność siebie paruje razem z potem. Scott czeka na mnie z lewej strony sceny. Podbiegam do niego i podaję mu dłoń. Przyciąga mnie do piersi.

Morkie przekrzykuje muzykę:

– Uśmiechnij się. Jesteś w nim zakochana.

Mój uśmiech wygląda w lustrze na wymuszony. Mięśnie brzucha zaciskają się, kiedy Scott ściska mnie dłońmi w talii i przygotowuje się do podnoszenia.

Morkie wymachuje rękami w powietrzu. Zatrzymujemy się w połowie drogi.

– Macie być zakochani. Gdzie to jest? Gdzie? – mówi, gestem dłoni zganiając mnie ze środka. – Czyżbyśmy popełnili błąd w obsadzie, Cassandro? – Rosyjski akcent sprawia, że jej słowa wbijają się w moje wnętrzności jak maleńkie ostre noże. – Odnajdź go! Odnajdź powód, dla którego cię wybraliśmy. – Odsyła mnie machnięciem chudej ręki.

Sarah zajmuje moje miejsce u boku Scotta, żeby przećwiczyć unoszenie, które mi nie wyszło. Powtarzam sobie, że to nic takiego. Konieczność. Obaj chłopcy muszą się nauczyć, jak podnosić Sarah i mnie. Na wszelki wypadek. Idę sfrustrowana na tył, w stronę Bette i Willa.

– Musisz – słyszę jej szept, ale on ją ucisza i patrzy na mnie z bliska.

– Hej. – Uśmiecha się, klepiąc podłogę obok siebie. – Ciężki początek, co?

Łapię oddech i ocieram kropelki potu z górnej wargi. Czuję się obrzydliwie, ciężko i nieswojo pod bladoniebieskim spojrzeniem Bette. Will robi smutną minę, jakbym była szczeniakiem, którego ktoś właśnie kopnął.

– Nie bierz tego do siebie – szepcze. – Morkie to potwór.

– Nic ci nie jest? – pyta Bette, posyłając mi uśmiech, który jest w połowie grymasem.

– Nie wiem, gdzie się to wszystko podziało. – Przymykam oczy. Rozciągam kończyny na wszystkie strony. – Wczoraj czułam się dobrze. Widziałaś.

– Wyglądałaś, jakbyś się go bała – mówi Will, śledząc wzrokiem każdy ruch Scotta. – Zakochałaś się w nim?

– Mam chłopaka – mówię niezamierzenie ostro.

Wolałabym tańczyć z Henrim, ale on jest w paryskiej szkole operowej. Ufam jego rękom.

– Przepraszam, nie mogę pojąć, co się ze mną dzieje.

– Hmm – mówi Bette wymijająco. – Obstawiam zbyt dużo alkoholu.

Co przypomina mi, jak mimo protestów wciąż napełniała mój kubek drogim winem, które zwinęła z kolekcji matki.

Kiwam głową, bo chętnie przyjmę jakieś wyjaśnienie.

– Powinnam była pójść prosto do łóżka.

– A nie poszłaś? – Marszczy czoło ze zdziwienia.

– Czasem tańczę późną nocą, żeby cały układ utkwił mi w głowie, zanim wreszcie zasnę…

Przyciskam dłonie do czoła, bo nie wiem, czemu wszystko tak ze mnie teraz wypływa. Ale mogę jej zaufać. Tak powiedział Alec, mimo że z początku wątpiłam w Bette. A Will to najlepszy przyjaciel Aleca.

– Nogi mam w fatalnym stanie. – Podsuwam się troszkę i przyciskam plecy do szklanej ściany, która wychodzi na ulicę.

Ciepło promieni słonecznych usuwa lód, który ścisnął mi żołądek. Choć mamy wiosnę, cała drżę.

– Co mam zrobić?

Bette i Will wymieniają spojrzenia. Wiedzą, czego chce Morkie. Są tu od dawna. Wiedzą, jak ją zadowolić.

– Musisz wziąć się w garść – mówi Bette, zdejmując niewidzialną nitkę ze swojego nieskazitelnego swetra. – Morkie nie trawi histerii ani wymówek. – Rozciąga się, rozgrzewa, jakby miała lada moment zostać wywołana na środek. Jakby była tu z konkretnego powodu. – I musisz mniej pić.

– Au, Bette – mówi Will.

Staram się nie ujawniać szoku.

– Nigdy wcześniej nie piłam – szepczę.

Jeśli Bette jest zaskoczona, nie daje tego po sobie poznać. Ale upokarza mnie to wyznanie. Zanim przyjechałam do Nowego Jorku i zamieszkałam z kuzynem Alekiem i jego rodziną, żeby pójść do szkoły baletowej, mój cały świat składał się z lekcji tańca, szkoły i siedzenia na kanapie z mamą, brytyjską gospodynią domową, w oczekiwaniu na telefon lub esemes od Henriego. Nowy Jork jest zupełnie inny niż Londyn.

– Nie wiedziałam, że tak mnie to obezwładni.

Mam ochotę powiedzieć, że to Bette wciskała mi wino, ale tego nie robię. To jedyna osoba, z którą zaprzyjaźniłam się od przyjazdu do Nowego Jorku, i nie zamierzam tego zepsuć.

– Każdy miewa gorsze dni – mówi Will i klepie mnie po nodze, jakby to mogło mi pomóc.

Czuję, jak oczy mi wilgotnieją. Zlizuję z ust truskawkowy błyszczyk, słysząc w głowie zirytowany głos matki. Mówi, że to nie przystoi damie. Zerkam przez ramię i widzę, jak Sarah Takahashi wykonuje ze Scottem doskonałe podnoszenie, które mnie nie wyszło. Morkie patrzy na nią z dumą.

– Nie martw się, Cassie – mówi Bette. – Will pomoże ci dobrze wypaść. Uratuje cię tak, jak to robi ze mną.

Słowo „uratuje” wybrzmiewa boleśnie. Wzrok Willa błądzi po studiu, jakby obserwował jakąś muchę.

Bette uśmiecha się do mnie tak szeroko, że widzę jej wszystkie zęby. Doskonałe, jak cała ona. Znów zostaję wywołana na środek, a razem ze mną Will. Czuję, jak wzrok Bette podąża za Willem, a Morkie pokazuje nam kolejną część pas. Z bolesną precyzją powtarzamy ruchy, jeden po drugim. Niemal godzinę zajmuje mi opanowanie ich tak, jak tego chce Morkie, i dopiero wtedy pozwala nam spróbować na własną rękę. Wreszcie staję na środku, gotowa, by pokazać jej, czego się nauczyłam.

Przygotowuję się do tańca w oczekiwaniu, aż popłyną dźwięki muzyki. Mój umysł się wycisza: niepokoje, krytyka, twarze za szybą – wszystko to odpływa. Widzę przed sobą czekającego na mnie Willa. Wyobrażam sobie, że to Henri. Rozpoczynam pierwsze kroki, poddaję się muzyce, a każdy ruch rąk uosabia rytm. Podskakuję, wiruję, skaczę i płynę. Podbiegam do Willa.

– Słuchaj melodii – krzyczy Morkie.

Dłonie Willa odnajdują moją talię. Unosi mnie z rozłożonymi ramionami. Prawą rękę przyciska do moich pośladków, unosząc swobodnie mój ciężar.

– Nie jest walizką, Williamie – mówi Morkie. – To klejnot. Unoś ją jak klejnot. Piękny. Lekki.

Will wbija mi palce w kości biodrowe, z trudem utrzymując mnie w górze.

– Pięknie, pięknie – przekrzykuje muzykę Morkie. – Uśmiech, Cassandro.

Uśmiecham się najszerzej, jak potrafię. Oczy mam utkwione w lustrze i koncentruję się na poleceniach Morkie. Nadciąga „rybka”, powolna, pełna wdzięku, rozmyślna. Tyle że wcale nie. Will już mnie nie podtrzymuje, a ja chwieję się, usiłując zachować równowagę, ale jest za późno. Jego palce nagle jakby zniknęły. Wcale nie tak, jak trenowaliśmy. Bez jego podpory moja prawa noga opada.

Spadam głową w dół, jakbym runęła z krawędzi klifu. Podłoga zdaje się bardzo odległa, dopóki w nią nie uderzam.1. Bette

Mówi się, że oczekiwanie sprawia czasem większą przyjemność niż to, na co się czeka, zamierzam więc nacieszyć się każdą sekundą czekania. Nie da się ukryć, że pan K lubi wszystko przeciągać. Tłoczymy się wokół niego w lobby konserwatorium Amerykańskiego Teatru Baletowego w oczekiwaniu na jego coroczne przemówienie na temat Dziadka do orzechów. Potem ujawni obsadę. Dwa razy do roku, jesienią i wiosną, uczniowie mają okazję zastąpić na jeden wieczór tancerzy teatru w Centrum Lincolna, pokazać, na co ich stać. Posmakować tego, co nas czeka w przyszłości.

Ta kartka to rodzaj podsumowania twojej wartości w szkole, akademii zasilającej szeregi Amerykańskiego Teatru Baletowego. A ja jestem wiele warta. Stoimy z Alekiem, trzymając się za ręce. Nie mogę powstrzymać uśmiechu. Już za chwilkę moje imię znajdzie się na ścianie obok roli Cukrowej Wieszczki i wreszcie będę mogła zacząć resztę swojego życia.

Widziałam, jak moja starsza siostra Adele tańczyła tę rolę sześć lat temu, kiedy mnie obsadzono w roli cherubinka i skakałam dokoła w złotych skrzydełkach i szmince matki. W tamtym czasie najlepsze było nie samo oczekiwanie. W tamtym czasie najlepsze było ciepło świateł na skórze i obecność publiczności przed nami, i taniec w doskonałej synchronizacji z moimi baletowymi przyjaciółkami. Najlepsze były szorstkie getry i słodki metaliczny zapach lakieru do włosów, i mieniący się diadem przypięty do moich dziecięcych włosków. Brokat, którym oprószono mi policzki. Najlepsze były motyle w brzuchu przed wejściem na scenę i fala radości, kiedy zeszłam z niej w podskokach. Najlepsze były bukiety kwiatów, całusy w oba policzki od matki i ojciec unoszący mnie w powietrzu i nazywający księżniczką.

W tamtym czasie wszystko było najlepsze.

Brama szkolna została zamknięta na klucz. Tak ważna jest przemowa pana K. Zerkam za siebie przez wielkie okna w korytarzu i widzę parę osób z czerwonymi nosami, opatulonych w obronie przed październikowym powietrzem. Sterczą na schodach i na Rose Abney Plaza, nazwanym na cześć mojej babci. Drzwi otworzą się dopiero, kiedy skończy. Będą musieli marznąć.

Pan K pociera swoją elegancką przystrzyżoną brodę. Dzięki temu wiem, że jest gotów, by zaczynać. Znam te drobne sygnały dzięki Adele, solistce teatru. Prostuję się lekko i zarzucam Alecowi rękę na szyję, łaskocząc miejsce, w którym jego przycięte maszynką blond włosy stykają się ze skórą. On też się uśmiecha. Oboje jesteśmy w pełni przygotowani, by zająć wreszcie swoje miejsca w głównych rolach zimowego baletu.

– Nasza chwila – szepczę mu do ucha.

Odpowiada uśmiechem i całuje mnie w czoło. On też zaczerwienił się z podekscytowania. Wiem, że od tej pory znów pokocham wszystko, co wiąże się z baletem. Obojgu nam przesłuchania poszły dobrze. Pamiętam, że Adele wyglądała na niewiarygodnie szczęśliwą, kiedy tańczyła jako Cukrowa Wieszczka, i że ta rola wyrwała ją ze szkoły i zapewniła miejsce w teatrze. Marzę, by poczuć takie spełnienie. Nikt nie stoi na mojej drodze. Nawet Liz ma w tym roku trudności. I nikt nie potrafi tego, co ja.

Zsuwam rękę w dół i ściskam dłoń Aleca nieco mocniej. Najlepszy przyjaciel Aleca – mój były przyjaciel – Will rzuca mi wściekłe spojrzenia. Zazdrośnik.

Rodzice i rodzeństwo milkną na tyłach morza czarnych trykotów.

– Tworząc obsadę Dziadka do orzechów, bierzemy pod uwagę nie tylko technikę – zaczyna pan K.

Baletmistrz mówi powoli, jakby dopiero teraz dobierał słowa, chociaż co roku wygłasza jakąś wersję tej samej mowy. Mimo to wsłuchuję się w każdy wyraz, jakbym nigdy wcześniej go nie słyszała. Pan K to najbardziej planowo działająca osoba, jaką znam. Patrzy mi prosto w oczy i wiem, że podczas tego krótkiego zetknięcia zostaje przypieczętowany mój los. To spojrzenie w moim kierunku jest celowe. Musi być. Skłaniam lekko głowę z szacunkiem, ale nie umiem zapanować nad kącikami ust, które same z siebie ciągną do góry.

– Technika stanowi fundament baletu, ale to osobowość tchnie w taniec życie. W Dziadku do orzechów każda postać odgrywa istotną rolę w całości baletu i to właśnie dlatego tak starannie dobieramy doskonale pasujących do was bohaterów. W waszym tańcu widać, kim jesteście. Z pewnością wszyscy pamiętamy, jak zeszłej zimy Gerard Celling zatańczył Króla Myszy albo kiedy Adele Abney zatańczyła Cukrową Wieszczkę. To były doniosłe występy, które zaprezentowały nie tylko niewiarygodną technikę, lecz także wyjątkową radość i piękno. Uczniowie przestali być uczniami, a stali się artystami, niczym gąsienice opuszczające swój kokon, by przemienić się w to, czym miały być: w motyle.

Pan K nazywa nas swoimi motylami. Nigdy nie jesteśmy jego uczniami, tancerzami, sportowcami czy baletnicami. Na koniec szkoły ofiaruje najlepszej tancerce brylantowy wisiorek w kształcie motyla – Adele wciąż zdejmuje swój tylko na czas występów.

– To podejście Adele i Gerarda do ról Cukrowej Wieszczki i Króla Myszy pozwoliło im osiągnąć taki sukces – dodaje. – Związek, jaki wypracowali ze swoimi postaciami.

Skłaniam głowę jeszcze niżej. Wspominanie o mojej siostrze to kolejny celowy ukłon pod moim adresem, jestem tego pewna. Występ Adele w roli Cukrowej Wieszczki stanowił temat dyskusji od czasu, gdy po raz pierwszy zatańczyła ją tamtego wieczoru sześć lat temu. Była zaledwie w szóstej klasie baletowej i nie skończyła nawet piętnastu lat. Niesłychane było, żeby tak młoda tancerka otrzymała rolę zamiast ósmoklasistki. A kiedy ja, tamten siedmioletni cherubinek, ściskałam siostrę z najgorętszą dumą i gratulacjami, pan K podszedł do nas z pełnym przekonania uśmiechem.

– Adele, jesteś olśniewająca – powiedział.

Zawsze marzyłam, żeby określił mnie tym słowem. Wciąż tego nie zrobił. Jeszcze nie.

– A ty, droga Bette, z twojego uroczego tańca wnioskuję, że nim się spostrzeżemy, pójdziesz w ślady siostry. Rośnie nam Cukrowa Wieszczka.

Puścił oczko, a Adele zgodziła się z nim, patrząc na mnie z dumą.

Z pewnością nawiązuje teraz do tamtej chwili. Pozwala, żebym przypomniała sobie jego przewidywania, i zapewnia mnie, że się nie pomylił.

Podnoszę się na czubki palców, nie mogąc powściągnąć tego przejawu ekscytacji. Alec ściska mnie za rękę.

Głos pana K łagodnieje.

– Młoda Klara, na przykład, musi być słodka i z każdym krokiem, każdym spojrzeniem przywoływać cud Bożego Narodzenia.

Jego spojrzenie odpływa w stronę ślicznej petit rat w bladoniebieskim body, a ja cieszę się tą chwilą radości maleńkiej Maury. Grałam Klarę jako jedenastolatka. Znam ten dreszczyk emocji. Mała zasługuje na każdą sekundę tego doświadczenia.

Tyle lat minęło, a ja wciąż wspominam, że podczas tamtego występu najlepiej się bawiłam. Tuż po sezonie świątecznym matka zaczęła pokazywać mi stare nagrania Adele i kazała mi porównywać moją technikę do jej. To w tamte święta relacje między moją matką, Adele i mną zmieniły się nie do poznania, wypaczyły w podłą telenowelę. Kręci mi się w głowie na samą myśl. Wciąż słyszę terkot kamery, jakby to było wczoraj. Przyglądanie się tym wspomnieniom ze zbyt bliska to nie jest dobry pomysł, więc jak zwykle zamykam na moment oczy, żeby myśli zniknęły. Znów ściskam dłoń Aleca i próbuję się skoncentrować. To moja wielka chwila.

– Drosselmeyer musi być owiany tajemnicą… to mężczyzna skrywający sekret – mówi pan K. – Książę powinien być królewski i pewny siebie. Nietykalny i elegancki, ale wciąż męski.

Pan K spogląda na Aleca, którego twarz rozpromienia szeroki uśmiech z dołeczkami. Opis pasuje do Aleca co do joty. Przysuwam się do niego odrobinę. Puszcza moją dłoń i obejmuje mnie za ramiona. Jakby ta chwila nie była sama w sobie cudowna, czułość Aleca sprawia, że unoszę się jeszcze wyżej. Pan K wymienia jeszcze parę postaci i cechy, które tancerze koniecznie muszą im nadać. Wygładzam włosy, żeby wyglądać doskonale w mojej wielkiej chwili.

– I Cukrowa Wieszczka – ciągnie pan K, a jego wzrok przeszukuje tłum. – Musi być nie tylko piękna, lecz także dobra, radosna, tajemnicza i swawolna.

Wciąż przebiega wzrokiem zebranych, co mnie dziwi, bo wie przecież dobrze, gdzie stoję. Staram się zrzucić to na karb jednego z żarcików, z których jest znany.

Idealne cechy Cukrowej Wieszczki nie są moje. Nikt nigdy nie opisał mnie takimi słowami.

Ale rola należy do mnie. Wyczytuję to ze sposobu, w jaki pan K kończy przemowę.

– A przede wszystkim – mówi – Cukrowa Wieszczka musi być olśniewająca.

Ściskam znów rękę Aleca.

To o mnie.

Ja jestem olśniewająca, jak Adele. To przecież ja. To zawsze byłam ja.

Ale wzrok pana K wciąż na mnie nie spoczął.2. Gigi

Skubię zębami dolną wargę, aż czuję posmak krwi. Ten punkt jest jak maleńkie serce dudniące mocniej niż to w mojej piersi. Moje zęby zanurzają się w rance mimo pieczenia, nie mogę przestać. Nie pójdę do łazienki, żeby zobaczyć, jak jest duża. Nie mogę przegapić tych emocji. Nie mogę być nigdzie indziej.

Ramię w ramię tworzymy morze chudych jak trzciny ciał. Jeden mocniejszy podmuch powietrza mógłby nas rozgonić niczym jesienne liście miecione wiatrem za ogromnymi oknami hallu. Jesteśmy tak lekcy, tak krusi, tak przestraszeni. Przebiega przeze mnie dreszcz nerwowego podniecenia. Nawet najmłodsi, petit rats, obgryzają paznokcie, a chłopcy wstrzymują oddech. Burczenie w na wpół pustych brzuchach trawiących baletową dietę złożoną z grapefruita i herbatki energetycznej narusza chwile ciszy, kiedy pan K milknie jak prawdziwy showman.

Nasłuchujemy uważnie. Sporadyczny szept przypomina wybuch fajerwerków. Melodia jego rosyjskiego akcentu sprawia, że słowa mają większą wagę, zdają się ważniejsze. Chodzi tam i z powrotem przed nami, wymachuje gorliwie rękami i pozostawia otulający nas zapach papierosów i ciepłej wódki. Skupiam się na każdym słowie, które wydostaje się z jego ust, jakbym mogła złapać każde do wielkiego słoja.

Za jego plecami ustawili się pozostali nauczyciele. Oprócz pana K pięciu innych decyduje o naszym losie. Akompaniator Viktor, postawiony najniżej z nich. Trzyma w uśmiechniętych ustach papierosa i ledwo się odzywa, ale wszystko wie – wszystko, co oni o nas myślą. Potem Morkie i Pavlovich, nasze baletmistrzynie. Nazywamy je bliźniaczkami – chociaż nie są spokrewnione i ani trochę do siebie podobne. Ich przymrużone oczy przemierzają pospiesznie nasz tłumek, jakbyśmy byli duchami, których nie mogą dostrzec.

Wreszcie pan Lucas, przewodniczący rady i ojciec Aleca, oraz Doubrava, drugi nauczyciel chłopców.

Pan K kończy przemówienie, gratulując nam, że poradziliśmy sobie z procesem przesłuchań jak młodzi profesjonaliści, którymi jesteśmy. Nauczyciele wycofują się do biura przyjęć. Ktoś szepcze, że poszli po listę z obsadą. Otwarta przestrzeń zdaje się bez nich luźniejsza. Wszyscy zaczynają cicho rozmawiać. Słyszę słowa „nowa” i „czarna”, i „dziewczyna”, szeptane w rozmaitych konstelacjach. Po miesiącu w tej szkole pierwsze ważne przesłuchania sprawiają, że kolor mojej skóry jest niczym świeże poparzenie słoneczne. Jestem jedyną ciemnoskórą baletnicą, nie licząc małej o imieniu Maya. Zazwyczaj staram się o tym nie myśleć, bo jestem taka jak inni: mam klasyczne przygotowanie, uczę się tu rosyjskiego stylu baletowego i mam szansę przejść ze szkoły do teatru.

Ale kolor mojej skóry ma tu większe znaczenie niż w studiu w Kalifornii. Tam trzymaliśmy się za ręce w oczekiwaniu na obsadę i ściskaliśmy się z serdecznymi gratulacjami. Aurora w Śpiącej Królewnie, Kitri w Don Kichocie, Odette w Jeziorze łabędzim miały różne kolory. Nikt nie zastanawiał się, co będzie najlepiej wyglądało na scenie. Nikt nie zastanawiał się nad typem ciała. Nikt nie wspominał o rosyjskim umiłowaniu ballet blanc – białej obsadzie, żeby stworzyć na scenie doskonały efekt.

Tu upinamy włosy w koczki, wkładamy kolorowe trykoty dla oznakowania poziomu, robimy na zajęcia makijaż i uczymy się wyłącznie baletu według Waganowej. Trzymamy się tradycji i starych choreografii. Tak to robią Rosjanie. Tego właśnie chciałam. Po to błagałam rodziców, żeby wysłali mnie na drugi koniec kraju. Moja najlepsza przyjaciółka z domu, Ella, twierdzi, że zwariowałam, żeby wyjeżdżać tak daleko tylko dla tańca. Nie rozumie, kiedy mówię, że balet to dla mnie wszystko. Nie wyobrażam sobie robienia czegokolwiek innego.

Ktoś szepcze:

– Kogo wybierze do roli Cukrowej Wieszczki?

Ale zostaje szybko uciszony. Poza tym dobrze wiemy, że to będzie Bette.

Wszyscy mają chęć na solowe role. Każda z nas chce zostać primabaleriną szkoły Amerykańskiego Teatru Baletowego. Każdy marzy o miejscu w teatrze. Wszyscy chcą stać się ulubieńcami pana K. Nie wykluczając mnie.

Księżyc zagląda przez szyby, chociaż dopiero co zaszło słońce. W domu jest nadal popołudnie. Jakoś teraz mama będzie kończyła prace w ogrodzie. Zastanawiam się, czy ona też wyczekuje wieści na temat listy z obsadą i czy wreszcie zaczyna się cieszyć, że tu przyjechałam. Chciała, żebym dalej tańczyła w lokalnym studiu. Żeby balet był fajnym zajęciem pozalekcyjnym.

– Możesz zrobić sobie trwałą krzywdę – stwierdziła – przed przesłuchaniem do konserwatorium, jak gdyby rygor baletowy przypominał upadek z roweru. – Możesz się pochorować. Możesz umrzeć.

Śmierć to jej ulubiona forma pogróżki.

Walczę z nerwami. Walczę z tęsknotą za domem, która zakrada się niepostrzeżenie. Walczę z dziwną kulą, formującą się w moim gardle, kiedy tak rozglądam się wokół i dociera do mnie, że jestem jedyną ciemnoskórą baletnicą w wyższych klasach. Jestem tu sama. Większość tutejszych uczniów chodzi do tej szkoły od lat, jak moja współlokatorka June, a także Bette i Alec, którzy najprawdopodobniej zostaną obsadzeni w tegorocznych głównych rolach. Patrzę, jak Bette opiera swoją złotą główkę na jego ramieniu, dopasowana para, i słyszę, jak wzdycha z zadowolenia, wiedząc, że nadciąga jej wielka chwila. Tłumię w sobie lekkie ukłucie zazdrości. Dopiero co tu przyjechałam, jestem nowa. Nie powinnam chcieć tego, co ma ona – roli ani Aleca. Ale nie mogę na to nic poradzić. Odwracam wzrok, starając się przekierować myśli na jakiś inny temat.

Wpatruję się w setki biało-czarnych portretów absolwentów konserwatorium, którzy stali się praktykantami, solistami i primabalerinami czy pierwszymi tancerzami Amerykańskiego Teatru Baletowego. Wiszą na wszystkich ścianach w korytarzach, spoglądają na nas, pokazują, kim możemy zostać, jeśli będziemy wystarczająco dobrzy. Blisko pięćdziesiąt lat historii na ścianie, a tylko dwie czarne twarze w morzu bieli. Ja będę trzecia. Zasłużę sobie na jedno z nielicznych miejsc w teatrze zarezerwowanych dla członków konserwatorium. Pokażę rodzicom, że potrafię sobie z tym poradzić cała: moje dłonie, stopy, umysł, nogi i serce.

Szukam w tłumie cioci Leah, która wystroiła się w legginsy i swetrową sukienkę robioną na drutach. Słyszę, jak podniesionym głosem przedstawia się innym rodzicom i opiekunom jako młodsza siostra mojej mamy i kuratorka sztuki w brooklyńskiej galerii. Uśmiecha się i do mnie macha. Z tym jej różowym włóczkowym kapeluszem i piegowatą brązową skórą jest taką samą outsiderką w tym hallu jak ja, a mieszka w Nowym Jorku od dziesięcioleci.

Macham do niej. Dziewczyny wokół mnie zamierają. Moja współlokatorka June odsuwa się o krok. Nawet moje machanie jest zbyt głośne, ale co tam.

Drzwi biura się uchylają, a skrzypiące zawiasy wszystkich uciszają. Wstrzymujemy oddech. Przyciskam dłoń do piersi. Oklaski odbijają się echem po pomieszczeniu, kiedy pan K powraca. Jego ładna sekretarka podchodzi do tablicy z kartką, wyciąga ręce, żeby ją zamocować.

Pan K rozgląda się wkoło.

– Podożditie! Chwila, chwila. – Unosi dłoń, zanim dziewczyna ujawni, co jest na kartce.

Lawiruje między nami. Jest mroczny, niemal złowieszczy, cały spowity w czerń. Anton Kozlov, danseur russe. Buzuje we mnie gorączkowa energia. Pozostałe tancerki kulą się i rozstępują, robiąc mu przejście. Spuszczam głowę, całe moje ciało drży, kiedy on jest w pobliżu. Jeszcze sobie z tym nie poradziłam.

Zmuszam ręce do spokoju. Zmuszam mięśnie do rozluźnienia się. Zmuszam serce do spowolnienia. Słyszę, jak koło mnie przyspieszają oddechy innych dziewczyn. Jesteśmy jednym kręgiem nerwowego, mdlącego skupienia. Usiłuję zastosować techniki uspokajające mojej mamy: słuchanie szumu wewnątrz naszych gigantycznych różowych muszli. Wyobrażam sobie, jak tata znajduje je tamtego lata na Hawajach. Próbuję usłyszeć tę ich zwiewną melodię, ale spokój nie nadciąga.

Słyszę krok, po czym widzę swoje odbicie w czubkach dwóch czarnych butów. Dwa długie palce pana K unoszą mój podbródek i spoglądam w jego plamiaste zielone oczy. Pot występuje mi na linii włosów. Czuję, że zaschnięta krew znaczy moje usta jak drobne pociągnięcie pędzla mamy. Wszystkie oczy są zwrócone w moją stronę. Nasze baletmistrzynie patrzą. Rodzice milkną, w tym ciocia Leah. Liżę rozcięcie w nadziei, że przestanie tak pulsować.

Twarz pana K zawisa tuż ponad moją. Gorąco napływa mi do policzków.

Nie mogę uciec przed jego wzrokiem. Trzyma mnie tak i wszystko zdaje się zwalniać.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: