Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

To, czego się nie dowiemy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
19 maja 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

To, czego się nie dowiemy - ebook

Najsłynniejszy brytyjski matematyk zabiera nas w podróż do granic wiedzy, by pokazać to, czego się nigdy nie dowiemy.

Współczesna nauka rozwija się w oszałamiającym tempie. Nieustannie słyszymy o nowych teoriach, odkryciach świadczących o ich prawdziwości. Czy te triumfy mogą trwać bez końca, czy istnieją granice tego, czego możemy się dowiedzieć o naszym fizycznym świecie?
W podróży do granic wiedzy Marcus du Sautoy podąża tropem odpowiedzi na pytanie, czy to możliwe, byśmy pewnego dnia dowiedzieli się wszystkiego, czy też pewne obszary wiedzy muszą na zawsze pozostać poza granicami ludzkiego poznania. W książce "To, czego się nie dowiemy", brytyjski matematyk zabiera czytelników w skłaniającą do głębokiej refleksji wyprawę ku horyzontom naukowej wiedzy o materii, Wszechświecie i świadomości.

Wspaniała i fascynująca. Nikt nie potrafi lepiej wyjaśniać abstrakcyjnych, zawiłych spraw, wywołując w czytelnikach głębokie zainteresowanie.
Bill Bryson

Marcus du Sautoy jest brytyjskim matematykiem, członkiem Wadham College w Oksfordzie. Znalazł się na opublikowanej przez dziennik The Independent liście czołowych brytyjskich naukowców. W październiku 2008 roku objął prestiżową katedrę na Uniwersytecie w Oksfordzie, której najważniejszym celem jest popularyzacja nauki. Jego poprzednikiem na tym stanowisku był Richard Dawkins.

Kategoria: Biologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8123-718-5
Rozmiar pliku: 2,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Granica zerowa:

ZNANE NIEWIADOME

Wszyscy ludzie z natury dążą do poznania.

Arystoteles, Metafizyka1

Nauka rządzi.

Co tydzień nagłówki gazet informują o nowych przełomach w naszym rozumieniu Wszechświata, nowych technologiach, które całkowicie zmienią nasze otoczenie, nowych osiągnięciach medycyny, które przedłużą nam życie. Nauka pozwala nam w niespotykany wcześniej sposób zbliżyć się do odpowiedzi na niektóre z ważnych pytań, stanowiących fundamentalne wyzwania dla ludzkości, odkąd tylko potrafiliśmy je sformułować. Skąd się wzięliśmy? Jakie jest ostateczne przeznaczenie Wszechświata? Co stanowi podstawowe składniki fizycznego świata? W jaki sposób zbiór komórek zyskuje świadomość?

Tylko w ciągu ostatnich dziesięciu lat udało się nam doprowadzić do lądowania statku kosmicznego na komecie, skonstruować roboty potrafiące wytworzyć własny język, wykorzystać komórki macierzyste do leczenia trzustki pacjentów chorujących na cukrzycę, odkryć, jak przy użyciu samych myśli poruszać mechaniczną ręką, odtworzyć DNA dziewczynki żyjącej w jaskiniach 50 tysięcy lat temu. Czasopisma naukowe aż pękają od kolejnych przełomowych odkryć pochodzących z laboratoriów na całym świecie. Wiemy tak wiele. Postępy nauki są autentycznie oszałamiające.

Nauka wyposażyła nas w najlepszą broń w zmaganiach z losem. Zamiast biernie poddawać się tragicznym skutkom chorób czy katastrof naturalnych, wytworzyła szczepionki potrafiące zwalczać śmiertelnie groźne wirusy, takie jak polio czy nawet ebola. W obliczu szybko rosnącej ludzkiej populacji to postępy nauki stanowią główne źródło nadziei na wykarmienie 9,6 miliarda ludzi, których spodziewamy się na Ziemi w 2050 roku. To nauka ostrzega nas o dramatycznym wpływie, jaki mamy na środowisko naturalne, i daje nam szanse, by zmierzyć się z jego konsekwencjami, zanim będzie za późno. Asteroida doprowadziła do wyginięcia dinozaurów, ale rozwinięta przez ludzkość nauka to najlepsza tarcza, na jaką możemy liczyć w wypadku podobnych bezpośrednich uderzeń w przyszłości. W nieustającej bitwie ludzkiego gatunku ze śmiercią nauka jest naszym najpotężniejszym sojusznikiem.

Rządzi ona nie tylko wtedy, gdy w grę wchodzi walka o nasze przetrwanie, ale także wtedy, gdy myślimy po prostu o poprawie jakości ludzkiego życia. Umiemy się już komunikować z przyjaciółmi i rodziną, nawet gdy dzieli nas wielka odległość. Dostęp do wiedzy zebranej przez liczne pokolenia badaczy stał się łatwiejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Stworzyliśmy wirtualne światy, do których da się uciekać w czasie przeznaczonym na rozrywkę. Po zwykłym naciśnięciu guzika możemy odtwarzać w naszych mieszkaniach wspaniałe występy Mozarta, Milesa czy Metalliki.

Ta żądza wiedzy jest wpisana w ludzką psychikę. To ci spośród naszych przodków, którzy pragnęli wiedzieć więcej, przetrwali, zaadaptowali się do nowych warunków, przekształcili swoje środowisko. Ci, których nie motywowały podobne pragnienia, zostali z tyłu. Ewolucja uprzywilejowała umysły chcące poznać tajemnice działania Wszechświata. Napływ adrenaliny towarzyszący odkrywaniu nowej wiedzy to sposób natury na przekazanie nam, że pragnienie poznania jest równie ważne jak popęd do rozmnażania się. Jak wyraził to Arystoteles w zdaniu otwierającym Metafizykę, „zrozumienie działania świata stanowi fundamentalną ludzką potrzebę”.

Gdy byłem dzieckiem, nauka bardzo szybko przyciągnęła mnie w swoje szeroko rozłożone ramiona. Zakochałem się w jej fascynującej mocy pozwalającej dowiedzieć się tak wiele o Wszechświecie. Fantastyczne opowieści nauczycieli nauk ścisłych zdawały mi się dużo bardziej wyszukane niż beletrystyka, którą czytałem w domu. Oczarowany nauką pochłaniałem wszystkie możliwe teksty, które miały z nią coś wspólnego.

Przekonałem rodziców, by wykupili mi prenumeratę magazynu „New Scientist”. W miejscowej bibliotece czytałem kolejne numery „Scientific American”. Co tydzień przyklejałem się do telewizora, by oglądać kolejne odcinki swoich ulubionych programów popularnonaukowych: „Horizon” i „Tomorrow’s World”. Fascynowały mnie seriale takie jak Kosmos Carla Sagana, Powstawanie człowieka Jacoba Bronowskiego i Body in Question Jonathana Millera. Każdego Bożego Narodzenia indykowi na świątecznym stole towarzyszyła solidna porcja nauki w postaci Wykładów bożonarodzeniowych Royal Institution. Moją skarpetę z prezentami wypełniały książki Gamowa i Feynmana. Bogactwo odkryć tamtych czasów, z doniesieniami o naukowych przełomach pojawiającymi się w zasadzie co tydzień, mogło naprawdę uderzyć do głowy.

Oprócz lektury historii odkrywania tego, czego się już dowiedzieliśmy, zacząłem się coraz bardziej interesować tym, co nie zostało jeszcze zrozumiane. Poznane już fakty należały do przeszłości, a te wciąż nieodkryte były sprawą przyszłości, mojej przyszłości. Książka z zagadkami autorstwa matematyka Martina Gardnera, którą dostałem od nauczyciela matematyki, stała się moją obsesją. Emocje związane ze zmaganiem się z każdą łamigłówką i nagły wybuch euforii, kiedy udało się ją rozwiązać, sprawiły, że uzależniłem się od odkryć jak od jakiegoś narkotyku. Zagadki Gardnera stanowiły świetne pole ćwiczeń przed poważniejszym wyzwaniem stawianym przez pytania, na które nie można było znaleźć odpowiedzi z tyłu książki. To właśnie pytania bez odpowiedzi, matematyczne tajemnice i naukowe łamigłówki, których nikt nie potrafił rozwiązać, miały się stać paliwem napędzającym moje życie uczonego.

To, co wiemy

Kiedy wracam pamięcią do moich czasów szkolnych, czyli lat siedemdziesiątych, i porównam to, co wiedzieliśmy wtedy, z tym, co wiemy teraz, wielkie wrażenie robi na mnie stopień, w jakim udało się nam pogłębić wiedzę o Wszechświecie nawet w ciągu tego półwiecza, gdy już byłem na świecie. Technologia zwiększyła możliwości ludzkich zmysłów, pozwalając nam zobaczyć obiekty leżące poza granicami wyobrażeń uczonych, którzy fascynowali mnie w dzieciństwie.

Nowe, wymierzone w nocne niebo teleskopy odkryły planety podobne do Ziemi, które mogą być siedliskiem inteligentnego życia. Pokazały nam niesamowity fakt: po upływie mniej więcej trzech czwartych okresu życia naszego Wszechświata proces jego rozszerzania się zaczął przyspieszać. Pamiętam, jak w dzieciństwie czytałem, że jesteśmy skazani na wielkie miażdżenie; teraz wydaje się, że czeka nas zupełnie inna przyszłość.

Zderzacze cząstek, takie jak Wielki Zderzacz Hadronów w CERN (Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych mieszczącej się w Szwajcarii), pozwoliły nam spenetrować wnętrze samej materii, odkrywając tym samym nowe cząstki – takie jak kwark wysoki, zaobserwowany w 1994 roku, czy bozon Higgsa, wykryty w 2012 roku – które w czasie kiedy czytałem w szkole „New Scientist”, stanowiły wyłącznie elementy matematycznych spekulacji.

A od wczesnych lat dziewięćdziesiątych skanery oparte na funkcjonalnym rezonansie magnetycznym umożliwiły nam zaglądanie w głąb mózgu i odkrywanie rzeczy, które w latach siedemdziesiątych uważano wręcz za leżące poza zasięgiem zainteresowania nauk ścisłych. Mózg należał wtedy do dziedziny badań filozofów i teologów, dziś jednak technologia pozwala stwierdzić, kiedy myślisz o Jennifer Aniston, albo przewidzieć, co za chwilę zrobisz, zanim jeszcze sam zdasz sobie z tego sprawę.

Biologia doświadczyła w ostatnich latach prawdziwego wysypu przeło­mowych odkryć. W 2003 roku ogłoszono, że naukowcy odwzorowali pełną sekwencję ludzkiego DNA, składającą się z trzech miliardów liter kodu genetycznego. W 2011 roku opublikowano mapę sieci neuronów nicienia C. elegans, dającą kompletny obraz połączeń między 302 neuronami tego robaka.

Chemicy także wkroczyli na nieznane wcześniej terytoria. W 1985 roku odkryto zupełnie nową postać węgla, w której atomy układają się w kształt przypominający piłkę futbolową. W 2003 roku chemicy zaskoczyli nas kolejny raz, tworząc pierwsze przykłady grafenu i pokazując tym samym, że węgiel można układać w sieć przypominającą plaster miodu o grubości pojedynczego atomu.

Także nauka, której miałem się ostatecznie poświęcić – matematyka – za mojego życia doświadczyła pojawienia się rozwiązań pewnych fundamentalnych zagadnień, z którymi wcześniej bezskutecznie próbowały sobie poradzić całe pokolenia matematyków: dowodów Wielkiego Twierdzenia Fermata oraz hipotezy Poincarégo. Nowe narzędzia i spostrzeżenia otworzyły ukryte do tej pory ścieżki, pozwalające podróżować po matematycznym wszechświecie.

Już samo nadążanie za wszystkimi tymi nowymi osiągnięciami, nie mówiąc nawet o ich dalszym rozwijaniu, stanowi bardzo poważne wyzwanie.

Profesor, który zna się na wszystkim

Kilka lat temu do mojej roli profesora matematyki na Uniwersytecie Oksfordzkim dołączono nowy tytuł. Często mnie to śmieszy: objąłem stanowisko profesora ufundowane przez Charlesa Simonyiego, którego najważniejszym celem jest popularyzacja nauki. Wielu ludziom wydaje się, że z tego powodu powinienem znać się absolutnie na wszystkim. Dzwonią do mnie, oczekując, że będę potrafił odpowiedzieć na każde pytanie dotyczące nauki. Wkrótce po tym, kiedy zgodziłem się przyjąć to stanowisko, ogłoszono nazwiska laureatów Nagrody Nobla z medycyny. Zadzwonił do mnie wtedy pewien dziennikarz, mając nadzieję, że wyjaśnię mu, na czym polegała przełomowość nagrodzonego osiągnięcia: odkrycia telomerów.

Biologia nigdy nie należała do moich silnych stron, ale siedziałem akurat przed ekranem komputera i muszę ze wstydem przyznać, że wyświetliłem stronę Wikipedii o telomerach i po jej szybkim przejrzeniu wyjaśniłem pewnym siebie głosem, że chodzi o fragmenty kodu genetycznego znajdujące się na końcówkach chromosomów, odpowiedzialne między innymi za kontrolowanie procesu starzenia. Technologia, po którą tak łatwo sięgnąć, daje nam poczucie, że możemy się dowiedzieć absolutnie wszystkiego. Wystarczy zacząć wpisywać pytanie do przeglądarki, a ona, zanim nawet skończymy wstukiwać tekst, zdaje się trafnie odgadywać, czego chcemy się dowiedzieć, i dostarcza nam listę miejsc, gdzie możemy znaleźć odpowiedzi.

Zrozumienie jest jednak czymś innym niż znajomością listy faktów. Czy to w ogóle możliwe, by pojedynczy naukowiec znał się na wszystkim? Potrafił rozwiązywać nieliniowe równania różniczkowe cząstkowe? Rozumiał, jak grupa SU(3) determinuje związki między cząstkami elementarnymi? Wiedział, jak inflacja kosmologiczna wpływa na stan Wszechświata? Umiał rozwiązać równania Einsteina z ogólnej teorii względności i równanie falowe Schrödingera? Rozumiał, jak neurony i synapsy generują myśli? Ostatnimi uczonymi, którzy znali całość ludzkiej wiedzy, byli zapewne Newton, Leibniz i Galileusz.

Muszę przyznać, że młodzieńcza arogancja długo nakazywała mi wierzyć, iż zdołam zrozumieć wszystko, co zostało poznane. Jeśli czyjś mózg znalazł drogę wiodącą do nowej wiedzy i rozumowanie zadziałało w tamtym umyśle, to powinno zadziałać i w moim. Sądziłem, że jeśli tylko wystarczy mi czasu, to odkryję tajemnice matematyki i Wszechświata, a przynajmniej opanuję całość tego, co ludzkość już zrozumiała. Coraz częściej jednak zaczynam w to wątpić, martwiąc się, że niektóre sprawy pozostaną już na zawsze poza moim zasięgiem. Mój mózg często ma kłopoty z pojęciem obecnie znanych naukowych faktów. Czasu na to, by zrozumieć wszystko, jest coraz mniej.

Już własne matematyczne badania naukowe sięgają granic tego, co mój ludzki mózg uznaje za możliwe do zrozumienia. Od ponad dziesięciu lat pracuję nad hipotezą, która uparcie opiera się wszystkim moim próbom znalezienia dowodu. Pomimo to nowa rola profesora zajmującego się krzewieniem wiedzy i nauki wypchnęła mnie poza dobrze mi znany świat matematyki ku mętnym koncepcjom neuronauki, śliskim ideom filozofów czy opartym na wątpliwych podstawach teoriom fizycznym. Te obszary nauki wymagają innego sposobu myślenia, obcego mojemu matematycznemu typowi rozumowania, przyzwyczajonemu do pewników, dowodów i precyzji. Próby zrozumienia wszystkiego, co współcześnie uważa się za wiedzę naukową, poważnie przetestowały granice moich własnych zdolności pojmowania.

Proces pozyskiwania wiedzy wiąże się w nieuchronny sposób ze „staniem na barkach olbrzymów”, jak ujął to Newton, pisząc o własnych osiągnięciach. I tak moja podróż do granic nauki polegała między innymi na czytaniu, jak inni przedstawiają obecny stan wiedzy, słuchaniu wykładów czy seminariów prowadzonych przez uczonych zajmujących się zagadnieniami, które usiłowałem zrozumieć, rozmawianiu z tymi, którzy usiłują przesunąć granice ludzkiego zrozumienia, szukaniu prawdy wśród sprzecznych relacji, sprawdzaniu opublikowanych w czasopismach naukowych danych i dowodów potwierdzających daną teorię, a czasami nawet szukaniu informacji w Wikipedii. Chociaż uczymy studentów, że powinni traktować z dystansem wszystkie informacje pojawiające się w wyniku wyszukiwania za pomocą Google, badania pokazały, że zawarte w Wikipedii opisy kwestii należących do mniej kontrowersyjnych obszarów nauki, czyli na przykład do ogólnej teorii względności, nie różnią się wiarygodnością od analogicznych tekstów z literatury fachowej. Jeśli jednak wybierze się zagadnienie budzące większe emocje, czyli na przykład zmiany klimatu, znaleziona w Wikipedii treść może zależeć po prostu od dnia, w którym zdecydowało się jej przyjrzeć.

Budzi to pytanie, jak dalece podobnym historiom należy wierzyć. Z tego, że społeczność naukowa akceptuje daną teorię jako obecnie najlepiej opisującą rzeczywistość, wcale nie wynika, iż jest ona prawdziwa. Historia nauki wielokrotnie pokazała, że może być wręcz przeciwnie, co powinno ostrzec nas, że aktualną wiedzę naukową cechuje zawsze pewna prowizoryczność. Matematyka ma pod tym względem zapewne odmienny charakter, co omówię w dwóch ostatnich rozdziałach. Dowody matematyczne pozwalają nam ustalić mniej zmienny stan wiedzy. Warto jednak zauważyć, że nawet kiedy tworzę nową matematykę, często polegam na wynikach uzyskanych przez innych matematyków, których poprawności sam nie sprawdzam. Gdybym chciał to robić, musiałbym biec w miejscu, tylko po to, by się nie cofać.

Dla każdego naukowca prawdziwe wyzwanie stanowi nie tyle pozostanie w bezpiecznym ogrodzie tego, co już znane, ile wyprawa w dzikie obszary niewiedzy. Właśnie takie wyzwanie leży w sercu tej książki.

To, czego nie wiemy

Pomimo wszystkich przełomów naukowych ostatnich wieków wiele głębokich tajemnic wciąż czeka na rozwiązanie. Nadal wielu rzeczy nie wiemy. Świadomość rozległości naszej niewiedzy zdaje się rosnąć szybciej od katalogu odkryć. Znane niewiadome są dużo liczniejsze od znanych wiadomych; a to właśnie niewiadome napędzają rozwój nauki. Uczonych znacznie bardziej interesuje to, czego nie potrafią zrozumieć, niż opowiadanie historii, które są już dobrze znane. Nauka to żywy, oddychający organizm właśnie dzięki wszystkim tym pytaniom, na które nie umiemy odpowiedzieć.

I tak na przykład wydaje się, że obiekty składające się na fizyczny świat, z którym oddziałujemy, odpowiadają łącznie tylko za 4,9 procent całej materii Wszechświata. Czym jest wobec tego pozostałe 95,1 procent tak zwanej ciemnej materii czy ciemnej energii? Jeśli tempo rozszerzania się Wszechświata wciąż rośnie, to skąd bierze się napędzająca ten wzrost energia?

Czy nasz Wszechświat jest nieskończony? Czy towarzyszy mu nieskończenie wiele innych, równoległych wszechświatów? Jeśli tak, to czy panują w nich inne prawa fizyczne? Czy inne wszechświaty istniały, zanim nasz pojawił się w Wielkim Wybuchu? Czy przed Wielkim Wybuchem istniał czas? Czy czas w ogóle istnieje, czy jest tylko konsekwencją jakichś bardziej fundamentalnych koncepcji?

Dlaczego obserwujemy trzy niemal identyczne warstwy cząstek elementarnych, różniące się od siebie tylko masą, tak zwane trzy generacje cząstek elementarnych? Czy jakieś cząstki elementarne wciąż pozostają nieodkryte? I czy tak naprawdę są miniaturowymi strunami wibrującymi w jedenastowymiarowej przestrzeni?

Jak możemy połączyć ogólną teorię względności Einsteina, fizykę wielkiej skali, z fizyką kwantową, działającą w mikroskali? Chodzi tu o poszukiwanie teorii zwanej kwantową grawitacją, niezbędnej do zrozumienia Wielkiego Wybuchu, kiedy to cały Wszechświat był ściśnięty do rozmiarów kwantowych.

Zrozumienie ludzkiego ciała to z kolei zadanie tak złożone, że fizyka kwantowa zaczyna przy nim przypominać szkolne ćwiczenia. Wciąż usiłujemy się dowiedzieć jak najwięcej o skomplikowanych oddziaływaniach między wpływem genów a naszym środowiskiem. Czy zdołamy znaleźć lek na raka? Czy można zatrzymać proces starzenia? Czy dziś żyje wśród nas ktoś, kto dożyje tysiąca lat?

A co z pochodzeniem ludzkiego gatunku? Ewolucja to proces losowych mutacji. Czy inny wynik ewolucyjnego rzutu kostką nadal doprowadziłby do powstania organizmów wyposażonych w oczy? Jeśli przewinęlibyśmy ewolucję wstecz i nacisnęli przycisk odtwarzania kolejny raz, czy znów dotarlibyśmy do inteligentnego życia, czy nasze istnienie to tylko wynik szczęśliwego zbiegu okoliczności? Czy gdzieś indziej w naszym Wszechświecie istnieje inteligencja? A co z technologią, którą wytwarzamy? Czy komputer może kiedyś zyskać świadomość? Czy będę mógł któregoś dnia po prostu wczytać swoją świadomość na inny nośnik, tak bym przetrwał śmierć ciała?

Także matematyka nie jest zamkniętą dziedziną. Pomimo często spotykanej opinii Wielkie Twierdzenie Fermata, po angielsku zwane Ostatnim Twierdzeniem Fermata, tak naprawdę nie było ostatnie. Matematycznych niewiadomych jest bardzo wiele. Czy wśród liczb pierwszych występują jakieś regularności, czy zachowują się one zupełnie losowo? Czy uda się nam kiedyś rozwiązać równania matematyczne opisujące turbulencję? Czy zrozumiemy, jak efektywnie rozkładać na czynniki duże liczby?

Choć tak wiele pozostaje wciąż nieznane, naukowcy optymistycznie uważają, że podobne pytania kiedyś doczekają się odpowiedzi. Ostatnie kilka dekad dało nam powody, by wierzyć, że znaleźliśmy się w złotej erze nauki. Tempo odkrywania nowych faktów naukowych wydaje się rosnąć wykładniczo. W 2014 roku czasopismo „Nature” podało, że liczba opublikowanych artykułów naukowych od końca II wojny światowej podwaja się co dziewięć lat. Możliwości komputerów także rosną wykładniczo. Prawo Moore’a to obserwacja, że moc obliczeniowa komputerów podwaja się co dwa lata. Inżynier Ray Kurzweil uważa, że podobne prawidło dotyczy postępu technologicznego: jego zdaniem stopień zmian technologicznych w ciągu najbliższych stu lat dorówna temu, czego doświadczyliśmy w ciągu ostatnich 20 tysięcy lat.

Czy jednak odkrycia naukowe mogą na dłuższą metę utrzymać wykładnicze tempo wzrostu? Kurzweil mówi o Osobliwości, chwili, kiedy to inteligencja wytwarzanych przez nas technologii przewyższy ludzką. Czy postęp naukowy jest skazany na dotarcie do własnej osob­liwości? Do momentu, w którym dowiemy się wszystkiego? Pewnie kiedyś możemy naprawdę odkryć fundamentalne równania wyjaśniające mechanizm działania Wszechświata. Ostateczną listę cząstek będących podstawowymi elementami, z których składa się fizyczny Wszechświat, i pełny opis oddziaływań między nimi. Niektórzy naukowcy wierzą, że obecne tempo postępu naukowego doprowadzi do punktu, gdy będziemy umieli odkryć teorię wszystkiego. Nadali jej nawet taką nazwę: Teoria Wszystkiego.

W Krótkiej historii czasu Hawking stwierdził: „Sądzę, że mamy podstawy do ostrożnego optymizmu w kwestii zbliżania się do końca poszukiwań fundamentalnych praw przyrody”, a następnie podsumował te rozważania dramatycznym, prowokacyjnym oświadczeniem: „poznamy wtedy umysł Boga”.

Czy coś takiego jest możliwe? Dowiedzenie się wszystkiego? Czy chcielibyśmy wszystko wiedzieć? Nauka uległaby wtedy skostnieniu. Uczeni mają dziwnie schizofreniczny stosunek do niepoznanego. Z jednej strony to, czego nie wiemy, intryguje nas i fascynuje, a z drugiej miarą sukcesu naukowca jest rozwiązywanie problemów i zdobywanie wiedzy, zmienianie niepoznanego w znane.

Czy mogą istnieć jakieś zagadki, które nigdy nie zostaną rozwiązane? Czy są granice tego, czego możemy się dowiedzieć o otaczającym nas świecie fizycznym? Czy jakieś obszary przyszłości leżą poza zasięgiem przewidywań matematyki i nauk przyrodniczych? Czy czas przed Wielkim Wybuchem pozostanie na zawsze tajemnicą? Czy istnieją idee tak skomplikowane, że skończone ludzkie umysły nie zdołają się nigdy do nich zbliżyć? Czy mózgi w ogóle mogą badać siebie same, czy taka analiza grozi wpadnięciem w nieskończoną pętlę, z której nie da się wyrwać? Czy pewnych hipotez matematycznych nigdy nie da się udowodnić?

To, czego się nigdy nie dowiemy

Co oznaczałoby istnienie pytań naukowych, które nigdy nie znajdą się odpowiedzi? Przyznanie, że do czegoś takiego może dojść, wydaje się defetystyczne, a wręcz niebezpieczne. O ile nieznane fakty są głównym źródłem motywacji do uprawiania nauki, o tyle istnienie niepoznawalnego stanowiłoby dla niej przekleństwo. Jako głęboko przekonany o sensowności naszych działań członek społeczności uczonych mam nadzieję, że ostatecznie zdołamy odpowiedzieć na wszystkie najważniejsze otwarte pytania. Wydaje się więc ważne, by dowiedzieć się, czy ekspedycja, do której dołączyłem, dotrze kiedyś do granic, poza które nie będziemy umieli się przedostać. Do pytań, które nigdy nie zostaną rozstrzygnięte.

Właśnie z takim wyzwaniem postanowiłem zmierzyć się w tej książce. Chciałbym się dowiedzieć, czy istnieją kwestie, których nigdy nie rozstrzygniemy, po prostu z uwagi na ich naturę. Czy istnieją obszary, które już zawsze będą leżeć poza granicami naszej wiedzy? Czy pomimo imponującej prędkości postępów naukowych istnieją zagadki, które pozostaną poza zasięgiem nawet najbardziej błyskot­liwych naukowców? Czy jakieś tajemnice wiecznie będą opierać się naszym próbom odsłonięcia zasłon, które zakrywają przed nami oblicze Wszechświata?

Rzecz jasna w dowolnym momencie historii próby ustalenia listy Rzeczy Niepoznawalnych wiążą się z dużym ryzykiem. Jak można mieć pewność, że nie pojawią się nowe przełomowe spostrzeżenia nagle sprawiające, że coś, co wydawało się absolutną tajemnicą, stanie się zrozumiałe? Właśnie dlatego warto przyjrzeć się historii tego, jak dowiadywaliśmy się wszystkiego, co dziś dobrze rozumiemy. Pozwala nam to dostrzec, jak często znajdowaliśmy się w sytuacjach, gdy wydawało się, że osiągnęliśmy granice wiedzy, a następnie odkrywaliśmy drogę wiodącą poza te granice.

Przypomnijmy stwierdzenie francuskiego filozofa Auguste’a Comte’a, który w 1835 roku pisał o gwiazdach tak: „Nigdy nie zdołamy zbadać żadnymi metodami ich składu chemicznego czy struktury mineralogicznej”. W świetle założenia, że zdobycie podobnej wiedzy zdawało się wymagać odwiedzin na jakiejś gwieździe, oświadczenie Comte’a brzmiało jak najbardziej rozsądnie. Uczony nie wziął jednak pod uwagę tego, że to gwiazda mogłaby nas odwiedzić, a przynajmniej że docierające na Ziemię fotony światła wysłane przez nią mogą wyjawić nam jej skład chemiczny.

Kilkadziesiąt lat po publikacji przewidywań Comte’a naukowcy określili skład chemiczny naszej macierzystej gwiazdy, Słońca, analizując widmo emitowanego przez nią światła. Dziewiętnastowieczny brytyjski astronom Warren de la Rue stwierdził: „Nawet jeśli udałoby się nam dotrzeć na Słońce i przywieźć z powrotem jego fragmenty do badań w ziemskich laboratoriach, to i tak nie moglibyśmy przestudiować ich precyzyjniej niż przy użyciu nowych technik analizy widma”.

Uczeni zastosowali te same metody również do wyznaczenia składu chemicznego gwiazd, których najpewniej nigdy nie odwiedzimy. W miarę jak dziewiętnastowieczna nauka pozwalała nam coraz lepiej rozumieć tajemnice Wszechświata, coraz powszechniejsze było wrażenie, że ostatecznie zdołamy uzyskać kompletny, wyczerpujący obraz.

W 1900 roku lord Kelvin, uważany przez wielu za jednego z największych naukowców tamtych czasów, uznał, że ten moment już nadszedł. W przemówieniu przed Brytyjskim Stowarzyszeniem Naukowym oświadczył: „W fizyce nie ma obecnie już nic nowego do odkrycia. To, co pozostało, ogranicza się do coraz dokładniejszych pomiarów”. Amerykański fizyk Albert Abraham Michelson zgadzał się z tym zdaniem. Podobnie jak Kelvin uważał, że przyszłość fizyki ograniczy się do dodawania kolejnych miejsc po przecinku do już uzyskanych rezultatów. „Wszystkie ważniejsze fundamentalne prawa i fakty fizyczne zostały już odkryte (…) przyszłych odkryć należy szukać dopiero na szóstym miejscu po przecinku”.

Pięć lat później Einstein ogłosił swoje niezwykłe nowe koncepcje czasu i przestrzeni, a niewiele potem rozpoczęła się rewolucja związana z fizyką kwantową. Kelvin i Michelson nie mogli bardziej się mylić w kwestii tego, jak wiele fizyki pozostawało wciąż do odkrycia.

Chcę zająć się tu zbadaniem tego, czy istnieją problemy, co do których można wykazać, że pozostaną poza zasięgiem naszej wiedzy, niezależnie od nowych pomysłów czy koncepcji naukowych. Być może w ogóle ich nie ma. Jako naukowiec mam taką nadzieję. Jednym z zagrożeń związanych z mierzeniem się z obecnie pozbawionymi odpowiedzi pytaniami jest zbyt wczesne uznanie ich za nierozstrzygalne. Jeśli jednak istnieją zagadki, których nie sposób rozwiązać, to jaki jest ich status? Czy można po prostu wybrać sobie jedną z możliwych odpowiedzi i uznać, że konkretny wybór nie ma znaczenia?

Dyskusje o znanych niewiadomych nie ograniczają się wyłącznie do świata nauki. Amerykański polityk David Rumsfeld zahaczył o filozofię wiedzy, wygłaszając słynne stwierdzenie:

Istnieją znane wiadome; to rzeczy, o których wiemy i zdajemy sobie z tego sprawę. Wiemy też, że istnieją znane niewiadome; inaczej mówiąc, wiemy, że pewnych rzeczy nie wiemy. Istnieją jednak też nieznane niewiadome, sprawy, o których nieznajomości nie wiemy.

Po tej niezbyt jasnej odpowiedzi na pytanie zadane mu podczas konferencji prasowej w Departamencie Obrony, dotyczące braku dowodów wskazujących na związki rządu irackiego z bronią masowej zagłady, na Rumsfelda spadła fala krytyki. Dziennikarze i blogerzy zyskali chwytny temat, a Plain English Campaign, brytyjska grupa walcząca o zrozumiały język angielski, przyznała Rumsfeldowi nagrodę Foot In Mouth, czyli za najbardziej bełkotliwą wypowiedź publiczną. Pomimo to jeśli przyjrzymy się uważnie zdaniu sekretarza obrony, przekonamy się, że w bardzo zwięzły sposób podsumował różne rodzaje wiedzy. Być może pominął jeszcze jedną interesującą kategorię: nieznane wiadome. Sprawy, o których wiemy, a jednocześnie boimy się do tej wiedzy przyznać. Filozof Slavoj Žižek tłumaczy, że są one zapewne najbardziej niebezpieczne, zwłaszcza w głowach osób sprawujących władzę polityczną. Mowa o złudzeniach. Myślach, których się do siebie nie dopuszcza. Freudowskiej podświadomości.

Bardzo chciałbym opowiedzieć wam o nieznanych niewiadomych, ale wtedy stałyby się one znane! Nassim Taleb, autor Czarnego łabędzia, uważa, że to pojawianie się podobnych faktów odpowiada za najgłębsze zmiany społeczne. W wypadku Kelvina nieznanymi niewiadomymi, których nie umiał sobie wyobrazić, okazały się teoria względności i mechanika kwantowa. W tej książce mogę więc w najlepszym razie podjąć próbę przedstawienia znanych niewiadomych i postawić pytanie, czy któreś z nich pozostaną niewiadomymi na zawsze. Czy istnieją pytania, które z samej swojej natury nigdy nie znajdą odpowiedzi, niezależnie od wszelkich postępów naszej wiedzy?

Każdą z tych niewiadomych określam mianem kolejnej „Granicy”. Reprezentują one horyzont, za który nie umiemy zajrzeć. Moja podróż do Granic wiedzy w celu opisania znanych niewiadomych poprowadzi nas przez znane wiadome, pokazujące, jak udało się nam dotrzeć poza obszary wcześniej uważane za absolutną krawędź wiedzy. Przetestuje też moją zdolność rozumienia, ponieważ dla współczesnego naukowca nawet pojęcie znanych wiadomych staje się poważnym wyzwaniem.

Choć ta książka dotyczy przede wszystkim tego, czego nie da się dowiedzieć, ważne jest też zrozumienie tego, co już wiemy i w jaki sposób to pojmujemy. Moja podróż do granic wiedzy będzie wiodła przez obszary, których mapy uczeni już wykreślili, ku krańcom wyznaczonym przez najnowsze przełomy naukowe. Po drodze zatrzymam się, by dokładniej omówić te momenty, w których naukowcom wydawało się, że dotarli do ściany całkowicie uniemożliwiającej dalszy postęp, choć potem kolejne pokolenia wskazały dalszą drogę. Da nam to przydatny punkt widzenia na kwestie, które dziś wyglądają na niepoznawalne. Mam nadzieję, że pod koniec naszej książkowej podróży zyskamy wyczerpujący przegląd nie tylko tego, czego nie sposób się dowiedzieć, ale i tego, co już wiemy.

Aby poradzić sobie z dziedzinami wiedzy leżącymi poza zasięgiem mojej specjalności, poprosiłem o pomoc ekspertów, którzy posłużyli mi jako przewodnicy do każdej kolejnej Granicy wiedzy i pomogli stwierdzić, czy problem związany z jej niepoznawalnością bierze się z moich własnych ograniczeń, czy raczej wiąże się z samą naturą rozważanych pytań.

Co się dzieje, gdy natrafiamy na pytanie, na które nie da się odpowiedzieć? Jak radzimy sobie z niewiedzą? Czy jestem gotów, by przyznać przed samym sobą, że pewne problemy pozostaną już na zawsze poza moim zasięgiem? Jak radzimy sobie z niewiedzą jako gatunek? Przez kolejne tysiąclecia ludzie reagowali na podobne wyzwania w bardzo interesujące sposoby. Jednym z nich było wytworzenie idei nazywanej Bogiem.

Transcendencja

Istnieje jeszcze jeden powód, który przyciągnął mnie do badań niepoznawalnego, także związany z moim nowym stanowiskiem. Poprzednią osobą pełniącą tę funkcję, profesora popularyzującego naukę, był niejaki Richard Dawkins. Kiedy zostałem jego następcą, przygotowałem się na nieuniknioną falę pytań, jaka miała mnie spotkać, niezwiązanych z nauką, ale raczej dotyczących religii. Publikacja Boga urojonego oraz gorące debaty z kreacjonistami sprawiły, że Dawkins znaczną część czasu spędzonego na stanowisku, które miałem objąć, poświęcił na dyskusje o religii i Bogu.

Trudno było się więc spodziewać, że kiedy przejmę jego funkcję, ludzie nie będą się interesować moimi opiniami dotyczącymi religii. Początkowo miałem zamiar zdystansować się od debat o Bogu. Za moje zadanie uznałem uświadamianie opinii publicznej o postępie nauki i angażowanie jej w dokonujące się wciąż na świecie przełomowe odkrycia. Chciałem, by szeroka dyskusja wróciła raczej do tematów związanych z nauką, a nie z religią.

W ramach strategii mającej mi pomóc zbić pytania o Boga przyznawałem, że tak naprawdę jestem religijny. Zanim rozmawiający ze mną dziennikarze zdążyli się nadmiernie podekscytować tym stwierdzeniem, dodawałem, że moja religia to Arsenal, świątynia zaś to stadion Emirates (a wcześniej Highbury) w północnym Londynie, a każdej soboty oddaję moim idolom cześć i śpiewam dla nich pieśni. Na początku każdego sezonu od nowa wyznaję wiarę w to, że tym razem uda się nam wreszcie zdobyć jakiś tytuł czy puchar. W miejskim środowisku – takim jak londyńskie – piłka nożna przejęła rolę odgrywaną wcześniej przez religię: buduje więzy wewnątrz społeczności, zapewniając nam rytuały, w których możemy wspólnie uczestniczyć.

W moim wypadku nauka, z którą stykałem się jako nastolatek, szybko spowodowała, że pozbyłem się religijnych myśli, jakie towarzyszyły mi wcześniej w dzieciństwie. Śpiewałem w miejscowym chórze kościelnym, co dało mi szansę poznania koncepcji, za pomocą których chrześcijaństwo wyjaśniało Wszechświat. Szkolna edukacja w Wielkiej Brytanii lat siedemdziesiątych była wypełniona lekko religijnymi podtekstami: na apelach śpiewaliśmy anglikańską pieśń All things bright and beautiful czy odmawialiśmy Ojcze nasz. Tak serwowana wiara była zbyt prosta, by przetrwać starcie z bogatymi, złożonymi opowieściami, jakie poznałem w licealnych pracowniach fizycznych czy chemicznych. Szybko zniknęła z mojej głowy. Nauka – i piłka nożna – była dużo bardziej atrakcyjna.

W nieunikniony sposób pytań o mój punkt widzenia na religię nie dało się długo zbywać żartobliwymi odpowiedziami. Pamiętam, jak podczas pewnego wywiadu radiowego w oddziale BBC w Irlandii Północnej dałem się stopniowo wciągnąć w dyskusję o kwestii istnienia Boga. Pewnie powinienem szybciej dostrzec znaki ostrzegawcze. W niedzielny poranek w Irlandii Północnej słuchaczom nie trzeba wiele, by zacząć myśleć o Bogu.

Jako matematyka często spotyka mnie wyzwanie polegające na udowodnieniu istnienia nowych struktur bądź znalezieniu argumentów pokazujących, że takie struktury istnieć nie mogą. Moc języka matematycznego, pozwalającego prowadzić logiczne rozumowania, sprawiła, że przez wiele lat liczni filozofowie odwoływali się do matematyki w poszukiwaniu dowodu istnienia Boga. Takie podejście budzi moje głębokie wątpliwości. Jeśli ma się zamiar udowodnić istnienie czy nieistnienie jakiegoś obiektu matematycznego, należy najpierw ustalić jasną i precyzyjną definicję tego, czego istnienie usiłuje się zweryfikować.

A więc po kilku minutach dociekań dziennikarza przeprowadzającego wywiad w sprawie mojego stanowiska w kwestii Boga zacząłem na niego naciskać, by spróbował zdefiniować, co właściwie rozumie przez Boga, bym mógł zaangażować do odpowiedzi mój umysł matematyka. „To coś, co przekracza ludzkie zrozumienie”. W pierwszej chwili pomyślałem: co za wykręt. Właśnie zdefiniowałeś Boga jako byt, który z uwagi na swoją fundamentalną naturę wymyka się próbom zrozumienia. Później ta definicja mnie zaintrygowała. Może jednak nie była wcale wykrętem.

Co wynikłoby ze zdefiniowania Boga jako tego, czego nie możemy poznać? Bogowie wielu starożytnych kultur często służyli jako symbole zastępujące zjawiska, których nie umieliśmy wyjaśnić czy zrozumieć. Nasi przodkowie uważali wybuchy wulkanów czy zaćmienia za coś tak tajemniczego, że należało to uznać za konsekwencje działania bogów. Gdy nauka podała wyjaśnienia tych zjawisk, obszar przeznaczony bogom się skurczył.

Ta definicja pod pewnymi względami przypomina opis Boga często nazywanego „Bogiem luk”. Tego ostatniego określenia zwykle używali w pejoratywnym sensie teolodzy, dostrzegający, że rola tak rozumianego Boga kurczy się w miarę rozwoju nauki, i wzywający do odrzucenia takiego pojmowania istoty boskiej. Fraza „Bóg luk” została ukuta przez pracującego w Oksfordzie matematyka i jednego z liderów Kościoła metodystycznego, Charlesa Coulsona, który zadeklarował: „Nie istnieje żaden »Bóg luk«, który mógłby wkraczać na scenę tam, gdzie nauka zawodzi”.

Określenie to kojarzy się jednak również z błędną argumentacją dotyczącą istnienia Boga, na której obalanie Richard Dawkins poświęcił sporo miejsca w Bogu urojonym: skoro w ogóle istnieją kwestie, których nie da się wyjaśnić czy uzasadnić, to za takie luki musi odpowiadać Bóg. Mnie jednak dużo bardziej interesuje nie tyle egzystencja Boga, który miałby wypełniać luki, ale samo przyrównanie go do abstrakcyjnej idei tego, co niepoznawalne. Nie tego, czego nie wiemy obecnie, ale tego, co z samej swojej natury pozostanie nieznane już zawsze. Spraw, które będą transcendentne wiecznie.

Religia to oczywiście dużo bardziej złożone zjawisko niż prosty stereotyp często prezentowany we współczesnym społeczeństwie. W wielu starożytnych kulturach Indii, Chin czy Bliskiego Wschodu nie polegała ona na oddawaniu czci Nadprzyrodzonej Inteligencji, ale raczej właśnie na próbach zrozumienia granic języka i ludzkiego zrozumienia. Teolog Herbert McCabe stwierdził: „Oświadczenie, że Bóg istnieje, odpowiada uznaniu, iż pewne pytanie dotyczące Wszechświata nie ma odpowiedzi”. Naukowcy bardzo intensywnie starają się przesunąć granice wiedzy. Czy wobec tego cokolwiek poza tymi granicami zostało? Czy coś pozostanie poza nimi na zawsze? Czy Bóg McCabe’a istnieje?

Poszukiwanie rozstrzygnięcia tej kwestii leży w sercu mojej książki. Czy potrafimy zidentyfikować pytania bądź zjawiska fizyczne, które na zawsze pozostaną poza zasięgiem naszej wiedzy? Jeśli uda się nam stwierdzić, jakie rzeczy nigdy nie przestaną kryć się w lukach ludzkiego zrozumienia, to jakiego Boga poznamy? Jaki potencjał będzie nieść w sobie taka koncepcja? Czy to, co niepoznawalne, może wpływać na los świata i na naszą przyszłość? Czy ma sens oddawać mu cześć?

Najpierw jednak musimy się dowiedzieć, czy rzeczywiście istnieje jakieś dotyczące Wszechświata pytanie, na które nie sposób odpowiedzieć. Czy naprawdę jest coś, czego nie możemy się dowiedzieć?

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI

PEŁNY SPIS TREŚCI:

Granica zerowa: ZNANE NIEWIADOME

Granica pierwsza: KOŚCI DO GRY

Granica druga: WIOLONCZELA

Granica trzecia: GARNUSZEK Z URANEM

Granica czwarta: WYCIĘTY WSZECHŚWIAT

Granica piąta: ZEGAREK NA RĘKĘ

Granica szósta: ROZMAWIAJĄCY BOT

Granica siódma: BOŻONARODZENIOWE CUKIERKI

Podziękowania

Źródła ilustracji

Dalsze lektury

1 Przekład Kazimierza Leśniaka (przyp. red.).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: