Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Tove Jansson. Mama muminków - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tove Jansson. Mama muminków - ebook

Dzięki biografii Boel Westin możemy tropić ścieżkę spełnionego życia pisarki, która posiadła sekret literackiego „esperanto” - języka zrozumiałego dla wszystkich dzieci... I wszystkich trolli.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-63656-47-8
Rozmiar pliku: 10,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP DO POLSKIEGO WYDANIA

Genial­ne książ­ki dla dzie­ci są ge­nial­ne nie bez po­wo­du. Stoi za nimi nie­zwy­kła siła oso­bo­wo­ści au­to­rów. Ta­lent, jaki zda­rza się raz na mi­lion – ta­jem­ni­czy splot oko­licz­no­ści, ro­dzin­ne­go ba­ga­żu, de­ter­mi­na­cji, mło­dzień­czych zra­nień, roz­cza­ro­wań i pa­sji.

Czyż­by ist­nia­ła – my­śli­my – ja­kaś ta­jem­na re­cep­ta na be­st­sel­ler, któ­ry swo­bod­nie prze­kra­cza gra­ni­ce? Ja­kaś se­kret­na in­gre­dien­cja, któ­ra czy­ni fa­bu­łę no­śną na wszel­kich krań­cach świa­ta?

Mu­min­ki pod­bi­ły ser­ca lu­dzi w każ­dym wie­ku, na wszyst­kich kon­ty­nen­tach. A za­tem – zga­du­je­my – se­kret kry­je się w bio­gra­fii? Może, wziąw­szy ży­cio­rys Tove pod lupę, znaj­dzie­my klu­czo­wy punkt – tę ma­gicz­ną chwi­lę, kie­dy mło­da ma­lar­ka z per­ka­tym no­sem prze­mie­ni­ła się w sław­ną na ca­łym świe­cie „Pa­nią od Mu­min­ków”? Cze­go trze­ba było, aby tra­fić w sed­no po­trzeb ma­łe­go czy­tel­ni­ka? Co wy­zwo­li­ło ukry­ty po­ten­cjał pi­sar­ki?… Trau­ma? Olśnie­nie? Mi­łość?…

Do tej pory czer­pa­li­śmy wie­dzę o Tove z okru­chów – z ga­ze­to­wych re­we­la­cji i nu­żą­co prze­wi­dy­wal­nych „szkol­nych” wy­pra­co­wań dzien­ni­kar­skich. Nie­któ­re de­ta­le ży­cio­ry­su pi­sar­ki zo­sta­ły wy­eks­plo­ato­wa­ne do cna, po­le­ro­wa­ne tak dłu­go, aż za­tra­ci­ły sens i kształt. I oto – hur­ra! – mamy gru­bą jak ce­gła, rze­tel­ną i dro­bia­zgo­wą bio­gra­fię, spo­rzą­dzo­ną na pod­sta­wie bez­cen­nej za­war­to­ści ogrom­ne­go ar­chi­wum do­mo­we­go, któ­rym po śmier­ci pi­sar­ki opie­ko­wa­ła się Tu­ulik­ki Pie­ti­lä – ży­cio­wa part­ner­ka Tove (no­ta­be­ne – pier­wo­wzór mu­min­ko­wej Too-tiki). Ten pa­pie­ro­wy skarb i wszyst­kie se­kre­ty po­wie­rzo­ne zo­sta­ły, po śmier­ci pi­sar­ki, pro­fe­sor Boel We­stin – za­ufa­nej przy­ja­ciół­ce domu, ce­nio­nej li­te­ra­tu­ro­znaw­czy­ni, któ­ra dok­to­ry­zo­wa­ła się na pod­sta­wie do­rob­ku li­te­rac­kie­go Tove Jans­son.

Pa­mięt­ni­ki pi­sar­ki, pro­wa­dzo­ne przez nie­mal całe ży­cie, ty­sią­ce li­stów, a na­wet za­pi­ski i no­tat­ki – wszyst­ko to po­słu­ży­ło au­tor­ce bio­gra­fii do spo­rzą­dze­nia „mapy” dłu­gie­go, bar­dzo pra­co­wi­te­go i twór­cze­go ży­cia Tove. Jest to za­pis rze­czo­wy – jak to mapa. Au­tor­ka uni­ka war­to­ścio­wa­nia, nad­in­ter­pre­ta­cji i zbyt po­chop­nych są­dów. Jest lo­jal­na wo­bec pi­sar­ki, któ­ra wła­sne dzie­ciń­stwo i at­mos­fe­rę domu za­war­ła w prze­two­rzo­nej li­te­rac­ko, su­biek­tyw­nej kre­acji – w książ­ce Cór­ka rzeź­bia­rza. Mamy za­tem dwa wia­ry­god­ne źró­dła wie­dzy o Tove: jed­no, pi­sa­ne „ze środ­ka” – emo­cjo­nal­ne, zmy­sło­we, oso­bi­ste… ale też roz­myśl­nie ubra­ne w ko­stium cu­dze­go losu, nie­aspi­ru­ją­ce do by­cia au­to­bio­gra­fią. I dru­gie – pi­sa­ne „na ze­wnątrz” – so­len­ne, zbu­do­wa­ne na ko­re­spon­den­cji i dzien­ni­kach – od­wo­łu­ją­ce się do fak­tów bar­dziej niż do uczuć. Ten roz­le­gły „por­tret ży­cia” sys­te­ma­ty­zu­je i ob­ja­śnia fe­no­men nie­zwy­kłej pi­sar­ki. Szki­cu­je tło – dla nas eg­zo­tycz­ne, bo od­le­głe kul­tu­ro­wo. Ro­dzi­na Jans­so­nów była prze­cież czę­ścią fiń­skiej bo­he­my – bar­dzo szcze­gól­nym kla­nem, spa­ja­nym ar­ty­stycz­ny­mi aspi­ra­cja­mi. Ale i po­dzie­lo­nym róż­ni­ca­mi świa­to­po­glą­do­wy­mi, któ­re sil­nie po­głę­bi­ły się pod­czas woj­ny. Boel We­stin od­sła­nia to, co w do­świad­cze­niu wy­bit­nej ar­tyst­ki, jaką była Tove, wspól­ne, ludz­kie, spryt­nie za­szy­fro­wa­ne w ba­śnio­wej me­ta­fo­rze, a co z jej ksią­żek uczy­ni­ło po­nadna­ro­do­wy, uni­wer­sal­ny ka­non li­te­rac­ki. Wa­ham się do­pi­sać „dla dzie­ci”, jako że za­le­ty tej li­te­ra­tu­ry są po­nad­ge­ne­ra­cyj­ne, ad­re­so­wa­ne tak­że do czy­tel­ni­ka do­ro­słe­go. Nie­słusz­nie re­du­ko­wa­na do roli „Mamy Mu­min­ków” Tove Jans­son była w isto­cie zna­ko­mi­tą pi­sar­ką dla każ­dej ge­ne­ra­cji, cze­go da­wa­ła do­wo­dy w swo­ich „do­ro­słych” książ­kach (na przy­kład Lato, Po­dróż z ma­łym ba­ga­żem).

Dzię­ki bio­gra­fii au­tor­stwa Boel We­stin mo­że­my tro­pić ścież­kę speł­nio­ne­go ży­cia pi­sar­ki, któ­ra po­sia­dła se­kret li­te­rac­kie­go „espe­ran­to” – ję­zy­ka zro­zu­mia­łe­go dla wszyst­kich dzie­ci… I wszyst­kich trol­li.

Jo­an­na Olech

Wrze­sień 2012

Tove – au­to­por­tret tu­szem, lata sie­dem­dzie­sią­te.RODZICE CHRZESTNI

Po­ra­nek w dniu za­ślu­bin. Si­gne i Vik­tor po­bra­li się w Äng­smarn 17 sierp­nia 1913 roku, ce­re­mo­nię po­pro­wa­dził Fre­drik Ham­mar­sten. Obok Si­gne jej sio­stra Elsa oraz brat Einar.

Na na­zwi­ska wszyst­kich ro­dzi­ców chrzest­nych Tove Jans­son, tego ra­do­sne­go tłu­mu krew­nych i przy­ja­ciół, za­bra­kło miej­sca w jej me­try­ce. Sto­ją rzę­da­mi na fo­to­gra­fii z chrztu, ma­leń­ka Tove w środ­ku, w sil­nych ra­mio­nach bab­ki. Książ­ka o niej, jej twór­czo­ści i ży­ciu rów­nież ma swo­ich pa­tro­nów: So­fia Jans­son i inne oso­by z ro­dzi­ny po­zwo­li­ły mi swo­bod­nie pra­co­wać w ate­lier i ar­chi­wum po śmier­ci Tove w 2001 roku. Tu­ulik­ki Pie­ti­lä za­pro­po­no­wa­ła mi dach nad gło­wą przy E45 po­śród sko­ro­szy­tów i Mu­min­ków, Per Olov Jans­son udo­stęp­nił zdję­cia. Zy­ska­łam so­bie rów­nież nie­oce­nio­nych po­moc­ni­ków w ar­chi­wach i bi­blio­te­kach w Fin­lan­dii i Szwe­cji, ta­kich jak: Mir­ja Kivi z Mu­zeum Do­li­ny Mu­min­ków w Tam­pe­re, Pe­tra Ha­ka­la z Ar­chi­wum Szwedz­kie­go To­wa­rzy­stwa Li­te­rac­kie­go w Hel­sin­kach, Mar­tin El­l­folk z Wy­dzia­łu Ma­nu­skryp­tów Aka­de­mii w Tur­ku, Gun Grön­ro­os z Ar­chi­wum Pra­so­we­go Bra­ge w Hel­sin­kach, Bar­bro Ek z Ar­chi­wum Wy­daw­nic­twa Bon­nier w Sztok­hol­mie oraz pra­cow­ni­cy Bi­blio­te­ki Uni­wer­sy­tec­kiej w Hel­sin­kach, Bi­blio­te­ki Kró­lew­skiej w Sztok­hol­mie, Szwedz­kie­go In­sty­tu­tu Li­te­ra­tu­ry Dzie­cię­cej w Sztok­hol­mie i Fiń­skie­go In­sty­tu­tu Li­te­ra­tu­ry Dzie­cię­cej w Tam­pe­re. Fun­da­cji San Mi­che­le dzię­ku­ję za or­ga­ni­za­cję po­by­tu na Ca­pri, a Cen­tre Cul­tu­rel Su­édo­is za go­ści­nę w Pa­ry­żu, gdzie po­wsta­wa­ły frag­men­ty książ­ki; Lil­dze Ko­van­ko za to, że wspa­nia­ło­myśl­nie po­zwo­li­ła mi prze­czy­tać li­sty do Tove od Vi­vi­ki Ban­dler, nim zo­sta­ły zde­po­no­wa­ne w Szwedz­kim To­wa­rzy­stwie Li­te­rac­kim; Pent­tie­mu Eisto­le, któ­ry prze­czy­tał ma­nu­skrypt, i moim dwóm naj­wier­niej­szym czy­tel­ni­kom: Gun­na­ro­wi T. We­sti­no­wi i Göra­no­wi Ros­shol­mo­wi. Wszyst­kim tym trol­lom i lu­dziom je­stem ser­decz­nie wdzięcz­na.

Kil­ko­ro spo­śród pięt­na­ścior­ga ro­dzi­ców chrzest­nych Tove. Z le­wej Si­gne Ham­mar­sten-Jans­son, Elin Ham­mar­sten z Tove, Vik­tor Jans­son; z pra­wej Fre­drik Ham­mar­sten.

Oso­ba­mi, któ­re w naj­więk­szym stop­niu przy­czy­ni­ły się do po­wsta­nia tej pu­bli­ka­cji, są jed­nak He­len Svens­son i Tu­ulik­ki Pie­ti­lä: He­len, wy­daw­ca Tove z ofi­cy­ny Schild­ta, z któ­rą tak bar­dzo się za­przy­jaź­ni­łam, oraz Tu­ulik­ki, To­oti, uko­cha­na to­wa­rzysz­ka ży­cia ar­tyst­ki. To ona po­ma­ga­ła mi na­wet w naj­trud­niej­szych spra­wach, jej licz­ne opo­wie­ści i na­der oso­bi­ste ma­te­ria­ły, ja­kie mi po­wie­rzy­ła, wpły­nę­ły na koń­co­wy kształt pra­cy. Jej de­dy­ku­ję książ­kę o Tove.

Tove Jans­son była oso­bą jed­no­cze­śnie otwar­tą i ta­jem­ni­czą, bez­po­śred­nią i peł­ną re­zer­wy, gdy­by To­oti nie ob­da­rzy­ła mnie za­ufa­niem, nie by­ła­bym w sta­nie na­pi­sać tej bio­gra­fii. Za każ­dym ra­zem kie­dy wcho­dzi­łam do jej pięk­ne­go hel­siń­skie­go ate­lier w wie­ży przy Ulri­kas­borgs­ga­ta nu­mer 1, ota­cza­ła mnie jej aura. Tove ży­wi­ła głę­bo­ki sza­cu­nek wo­bec su­we­ren­no­ści dzie­ła. Mam na­dzie­ję, iż jej barw­ne ży­cie przy­da­ło ko­lo­rów i mo­jej książ­ce.

Boel We­stin

Li­sto­pad 2006I KLECĘ

na­ro­dzi­ny pew­ne­go bar­dzo nie­zwy­kłe­go
i uta­len­to­wa­ne­go Mu­min­ka

Pa­mięt­ni­ki Ta­tu­sia Mu­min­ka

Może pew­ne­go dnia wy­ro­śnie nam z Tove ar­tyst­ka. Na­praw­dę wiel­ka!”

Mło­dy, le­d­wie po trzy­dzie­st­ce żoł­nierz pi­sze z fron­tu woj­ny do­mo­wej list do uko­cha­nej. Rzecz dzie­je się w Fin­lan­dii na przed­wio­śniu roku 1918. Rzeź­biarz Vik­tor Jans­son z Hel­si­nek oraz ry­sow­nicz­ka Si­gne Ham­mar­sten ze Sztok­hol­mu są mał­żeń­stwem od nie­co po­nad czte­rech lat, kie­dy on za­cią­ga się do od­dzia­łów wal­czą­cych po stro­nie „Bia­łych”. Woj­na wy­bu­chła w stycz­niu i trwa­ła do maja. Vik­tor nie ma wy­bo­ru. Ko­cha swój kraj tak bar­dzo, iż go­tów jest od­dać zań ży­cie, za nie­pod­le­głą Fin­lan­dię, za wol­ność, do któ­rej jego na­ród ma pra­wo. Pro­si Si­gne, aby się nie smu­ci­ła z jego po­wo­du. Ta wal­ka to spra­wa ży­cia i śmier­ci. „Moja ko­cha­na, mała Si­gne. Twój mąż ru­sza te­raz do bi­twy. Niech Bóg ma w opie­ce nas i na­szą broń. Moż­li­we, że już cię wię­cej nie zo­ba­czę” – pi­sze czter­na­ste­go lu­te­go, na parę go­dzin przed swo­ją pierw­szą ba­ta­lią. Jego li­sty są pięk­ne i wzru­sza­ją­ce, peł­ne przej­mu­ją­cych gro­zą re­aliów wo­jen­nych, opo­wia­da­ją jed­nak tak­że o ja­snych mo­men­tach: kie­dy nad­cho­dził wy­tę­sk­nio­ny list, kie­dy pa­lił pa­pie­ro­sa w wio­sen­nym słoń­cu, i o ra­do­ści (to jego sło­wa) z wal­ki za oj­czy­znę i za to, w co wie­rzy naj­moc­niej, swo­ją ro­dzi­nę. Z li­stów, czę­sto pi­sa­nych ołów­kiem na zwy­kłej bi­buł­ce, prze­bi­ja mi­łość i tę­sk­no­ta za Si­gne i ich có­recz­ką: „na­szym ma­łym ko­cha­niem”. Dziew­czyn­ka ma nie­speł­na trzy i pół roku. Na chrzcie nada­no jej imio­na Tove Ma­ri­ka.

Sztu­ka i ro­dzi­na były dla Vik­to­ra spra­wa­mi świę­ty­mi, dzie­ci jego i Si­gne prze­ję­ły tę spu­ści­znę. W ma­łej Tove po­kła­da­no wiel­kie na­dzie­je, uosa­bia­ła to, w co war­to wie­rzyć, do cze­go war­to tę­sk­nić i o czym war­to ma­rzyć. Dla Vik­to­ra płeć dziec­ka nie ma zna­cze­nia. Nie mówi o ko­bie­cie czy męż­czyź­nie, chłop­cu czy dziew­czyn­ce ani na­wet o rzeź­biar­stwie czy ry­sun­ku. Pi­sze o tym, by zo­sta­ła a r t y s t k ą, i na tym ko­niec. „Jak ja ko­cham na­szą małą dziew­czyn­kę i tę­sk­nię, żeby was obie zo­ba­czyć” – wy­zna­je w li­ście, pi­sa­nym na Wiel­ka­noc, w chwi­li wy­tchnie­nia. Jak każ­dy ko­cha­ją­cy ro­dzic pra­gnie dla swe­go dziec­ka tego, co naj­lep­sze, a co tkwi w sztu­ce, klu­czu do ży­cia. Cie­szy się z „lu­dzi­ków” ry­so­wa­nych przez małą, któ­re Si­gne prze­sła­ła mu w li­ście, pra­gnął­by być świad­kiem, jak cór­ka „przy­glą­da się ob­ra­zom” pod­czas wi­zy­ty w Mu­zeum Na­ro­do­wym. Ona jest pier­wo­rod­ną, któ­ra ma za­pew­nić cią­głość ar­ty­stycz­nej pro­fe­sji.

Ma­rze­nie Vik­to­ra Jans­so­na zi­ści­ło się. Tove zo­sta­ła ar­tyst­ką, któ­ra dzię­ki swo­im ob­ra­zom i dzie­łom li­te­rac­kim roz­sła­wi­ła na­zwi­sko Jans­son da­le­ko poza gra­ni­ca­mi Fin­lan­dii i Eu­ro­py.

Tove Jans­son zo­sta­ła po­czę­ta w Pa­ry­żu, mie­ście sztu­ki i ar­ty­stów, je­sie­nią 1913 roku. Na świat przy­szła dzie­wią­te­go sierp­nia roku na­stęp­ne­go w Hel­sin­kach; Vik­tor bez­zwłocz­nie nadał te­le­gram do te­ściów Ham­mar­ste­nów miesz­ka­ją­cych przy Västra Träd­gårds­ga­ta 17 w Sztok­hol­mie: une fil­le si­gne bien por­tant , – gło­sił tekst. Mała uro­dzi­ła się w nie­dzie­lę, na­stęp­ne­go dnia jej mat­ka za­czę­ła „Książ­kę o na­szym dziec­ku nie­dziel­nym”. Umiesz­cza w niej pierw­sze por­tre­ty cór­ki i ka­li­gra­fu­je pięk­nie: „Przy­szła na świat w nie­dzie­lę 9 sierp­nia za pięć dwu­na­sta. Cie­szę się, że to dziew­czyn­ka. Ale brzyd­ka, że aż strach! Jak mała, po­marsz­czo­na sta­rusz­ka. Do­łą­czam pierw­szy kon­ter­fekt z 10 tego mie­sią­ca”.

Pierw­sze szki­ce Si­gne przed­sta­wia­ją­ce cór­kę, 10 sierp­nia 1914.

Tove zo­sta­ła tym sa­mym w r y s o w a n a w ż y c i e, od po­cząt­ku po­strze­ga­na po­przez ob­raz, por­tre­to­wa­na przez mat­kę, rzeź­bio­na przez ojca. Tak­że oko apa­ra­tu fo­to­gra­ficz­ne­go po­ja­wi­ło się wcze­śnie, licz­ne zdję­cia ma­łej Jans­so­nów­ny, nie­mow­lę­cia i przed­szko­la­ka, wy­star­czy­ły­by na za­peł­nie­nie nie­jed­ne­go al­bu­mu. „To cała Tove, kie­dy się tak cie­szy. Spójrz, jak jej oczy błysz­czą” – pi­sze Si­gne na od­wro­cie fo­to­gra­fii prze­sła­nej Vik­to­ro­wi ze Sztok­hol­mu. Z po­by­tu u dziad­ków Ham­mar­ste­nów po­cho­dzi wie­le da­ge­ro­ty­pów: Tove w ką­pie­li, je­dzą­ca ba­na­na, w spa­ce­rów­ce, pod­czas za­ba­wy w Kung­sträd­går­den, śpią­ca w tym lub in­nym wóz­ku – ukła­da­ją się w opo­wia­da­nie o jej wcze­snym dzie­ciń­stwie. Uro­dzi­ła się na po­cząt­ku woj­ny świa­to­wej, pierw­sze lata były dla no­wej ro­dzi­ny cza­sem nie­spo­koj­nym, na­zna­czo­nym roz­łą­ką. Czas kon­flik­tu do­mo­we­go w Fin­lan­dii Si­gne prze­miesz­ka­ła z cór­ką u ro­dzi­ców w Szwe­cji. Część fo­to­gra­fii zro­bio­no wio­sną 1915 roku, inne je­sie­nią 1917 i wio­sną 1918. Dla Vik­to­ra te skrom­ne fot­ki i li­sty od żony sta­no­wi­ły je­dy­ną po­cie­chę w jego tę­sk­no­cie za cór­ką. Kie­dy kil­ka lat póź­niej, w 1920 roku, wy­rzeź­bi jej gło­wę w bia­łym mar­mu­rze, bę­dzie przy­po­mi­na­ła egip­ską księż­nicz­kę, wy­nio­słą, po­waż­ną, jak­by nie­do­stęp­ną: twarz ma geo­me­trycz­nie czy­ste rysy, oka­la­ją ją pro­ste wło­sy ucze­sa­ne na pa­zia. Jak gdy­by oj­ciec two­rzył cór­kę na nowo, prze­le­wa­jąc na wie­ki swo­ją tę­sk­no­tę w ów bia­ły ka­mień. Stu­diu­je ją, szu­ka jej ta­jem­nic. Póź­niej jako na­sto­lat­ka Tove wie­lo­krot­nie po­zo­wa­ła do dzieł ojca, przed­sta­wia­ją­cych mło­de ko­bie­ty, wą­tłe po­sta­ci okre­śla­ne jako „Wio­sna” czy „Po­wój”. Mi­łość oj­cow­ska prze­ma­wia­ła ję­zy­kiem sztu­ki. „Dla Tove od Taty” – gło­si od­ręcz­ny na­pis na fo­to­gra­fii rzeź­by Vår.

„Spójrz, jak jej oczy błysz­czą” – z li­stu Si­gne do Vik­to­ra.

Pęd do two­rze­nia ob­ra­zów Tove Ma­ri­ka Jans­son mia­ła we krwi. Sło­wo „ate­lier” zna­czy­ło dom, a poza ob­ra­zem i w ogó­le sztu­ką nie ist­nia­ło nic wię­cej. Ry­so­wać za­czę­ła chy­ba jesz­cze nim na­uczy­ła się cho­dzić. Jed­na z gra­fik Si­gne przed­sta­wia za­le­d­wie pół­to­ra­rocz­ną cór­kę po­chło­nię­tą bez resz­ty ba­zgra­niem. Sie­dzi na jaś­ku, z kart­ką pa­pie­ru na sto­licz­ku. Pra­wą ręką pew­nie trzy­ma kred­kę i w sku­pie­niu pra­cu­je nad swo­im ry­sun­kiem. Lewą przy­trzy­mu­je pa­pier na pul­pi­cie. Tak to się za­czę­ło.

TOVE KLE­CI

Ry­su­ją­ca Tove, szkic au­tor­stwa Ham.

Tove Jans­son ma­lo­wa­ła i pi­sa­ła przez sie­dem­dzie­siąt parę lat. De­biu­tu­jąc w 1928 roku ilu­stra­cja­mi w kil­ku cza­so­pi­smach, mia­ła nie­speł­na czter­na­ście lat, rok póź­niej uka­za­ła się se­ria ob­raz­ko­wa w sied­miu od­cin­kach w ga­ze­cie dla dzie­ci „Lun­ken­tus”. Pierw­szy ob­ra­zek sa­ty­rycz­ny opu­bli­ko­wa­ła jako pięt­na­sto­lat­ka, swój pierw­szy ob­raz wy­sta­wi­ła wio­sną 1933 i w tym sa­mym roku wy­da­ła pierw­szą książ­kę z wła­sny­mi ilu­stra­cja­mi. Kil­ka lat póź­niej, w 1937 roku, od­by­ła się jej wy­sta­wa w Gil­dii Ar­ty­stów w Hel­sin­kach, a w 1940 za­ło­ży­ła z pa­ro­ma ko­le­ga­mi gru­pę „5 Mło­dych”, by zor­ga­ni­zo­wać wspól­nie eks­po­zy­cję w ga­le­rii. Wte­dy rów­nież za­czę­ła pi­sać po­wie­ści i pu­bli­ko­wać je w róż­nych pe­rio­dy­kach. U schył­ku je­sie­ni 1945 roku po­ja­wił się w księ­gar­niach zwia­stun mu­min­ko­wej sagi: Małe trol­le i duża po­wódź, wy­da­ny za­rów­no w Hel­sin­kach, jak i w Sztok­hol­mie. Książ­ka nie wzbu­dzi­ła od­ze­wu war­te­go wspo­mnie­nia – do­szu­ka­łam się jed­nej je­dy­nej re­cen­zji – lecz po dwóch ko­lej­nych czę­ściach: Ko­me­cie nad Do­li­ną Mu­min­ków (1946), a zwłasz­cza po W Do­li­nie Mu­min­ków (1948) Tove sta­ła się pi­sar­ką zna­ną i w Fin­lan­dii, i w Szwe­cji. Jako ry­sow­nicz­ka sa­ty­rycz­na oraz ilu­stra­tor­ka była po­pu­lar­na już od daw­na, a jako ma­lar­ka mia­ła za sobą dru­gą sa­mo­dziel­ną wy­sta­wę, któ­ra cie­szy­ła się spo­rym roz­gło­sem.

Stro­na z „Przy­gód Kro­pel­li i Fa­bia­na” (Pric­ki­nas och Fa­bians även­tyr).
Pierw­szy ko­miks Tove wy­da­ny w cza­so­pi­śmie dla dzie­ci pt. „Lun­ken­tus”, 1929.

Ma­lo­wa­nie było jej mi­ło­ścią, jed­nak to opo­wia­da­nia o Mu­min­kach przy­nio­sły sła­wę. Me­ga­gwiaz­dą sta­ła się w la­tach pięć­dzie­sią­tych, kie­dy to ilu­stro­wa­na se­ria o trol­lach po­ja­wi­ła się w An­glii. W tym in­ten­syw­nym dzie­się­cio­le­ciu książ­ki po­wsta­wa­ły jed­na za dru­gą, trzy w cią­gu sied­miu lat, sztu­ki o Mu­min­kach wy­sta­wia­no na ca­łej Pół­no­cy, a nad jans­so­now­ską Mu­min­ko­wą fi­lo­zo­fią dys­ku­to­wa­no na uni­wer­sy­te­tach i w pra­sie na stro­nach po­świę­co­nych kul­tu­rze. Dzie­ła re­cen­zo­wa­no ra­czej jako li­te­ra­tu­rę w ogó­le niż jako li­te­ra­tu­rę dzie­cię­cą. Sama Tove pie­lę­gno­wa­ła swo­ją po­dwój­ną toż­sa­mość ar­ty­stycz­ną. Dłu­go przed­sta­wia­ła się jako ma­lar­ka i pi­sar­ka, w tej wła­śnie ko­lej­no­ści, i mimo wszyst­kich suk­ce­sów i nie­po­ha­mo­wa­ne­go roz­prze­strze­nia­nia się świa­ta Mu­min­ków po­zo­sta­ła przy ma­lo­wa­niu, choć zaj­mo­wa­ła się nim już nie tak re­gu­lar­nie. Po­go­dze­nie ma­lar­stwa z Mu­min­ka­mi z cza­sem sta­ło się trud­ne i prze­isto­czy­ło się w bo­le­sne prze­cią­ga­nie liny mię­dzy wy­ma­ga­nia­mi, ocze­ki­wa­nia­mi a wła­sny­mi pra­gnie­nia­mi. Ta sprzecz­ność to­wa­rzy­szy­ła jej przez całe ży­cie. Pra­gnie­nie jest dla niej naj­waż­niej­sze, raz po raz wra­ca do tego w swo­ich za­pi­skach: „Obo­wią­zek i wła­sne pra­gnie­nia to dla mnie dłu­ga hi­sto­ria, za­wsze ak­tu­al­na, z wol­na do­szłam do zdu­mie­wa­ją­ce­go i ab­so­lut­nie oso­bi­ste­go od­kry­cia. Szcze­re są wy­łącz­nie pra­gnie­nia; ży­cze­nia, ra­dość – to, do cze­go się kie­dy­kol­wiek zmu­sza­łam, nig­dy nie przy­nio­sło za­do­wo­le­nia moim bli­skim” – na­pi­sa­ła w 1955 roku, w szczy­cie Mu­min­ko­wej go­rącz­ki. Naj­bar­dziej prze­ra­ża­ła ją per­spek­ty­wa wy­zby­cia się pra­gnień.

„Kle­cę” – to wy­ra­że­nie czę­sto po­wra­ca w pa­mięt­ni­kach Tove, od­kąd skoń­czy­ła dwa­na­ście lat. Kle­cić zna­czy we­dług niej ro­bić, zaj­mo­wać się czymś, wpaść na po­mysł i pra­co­wać nad nim. Sło­wa ta­kie jak „two­rzyć” czy „in­spi­ra­cja” w domu Vik­to­ra i Si­gne przy Lots­ga­ta 4B w Hel­sin­kach okry­wa­ło tabu. W ilu­stro­wa­nych dzien­ni­kach Tove z cza­sów dzie­ciń­stwa i mło­do­ści aż roi się od „kle­ce­nia” róż­ne­go ro­dza­ju: pi­sze, ry­su­je, ma­lu­je, szy­je, wy­ra­bia przed­mio­ty z drew­na i re­da­gu­je ga­ze­ty, bu­du­je tra­twy, sza­ła­sy i chat­ki. La­tem 1929 roku zwie­dza szkie­ry wo­kół Pel­lin­ge odzia­na w skó­rza­ne spodnie, któ­re uszy­ła so­bie zimą i któ­re szcze­gó­ło­wo opi­sa­ła: „Z tyłu i czę­ścio­wo z przo­du mam ko­cią skó­rę, a po bo­kach bia­łą, ko­zią, o dłu­gim wło­sie, z koł­nie­rza Anny . No­gaw­ki wy­szły tro­chę za wą­skie u góry i okrop­nie sze­ro­kie na dole, są z sza­rej skó­ry o bia­łym, skrę­co­nym wło­sie od we­wnętrz­nej stro­ny i z dłu­gi­mi kęp­ka­mi z przo­du. Na pra­wej no­gaw­ce znaj­du­je się mały ka­wa­łek czar­nej skór­ki z kró­li­ka. Rzecz ja­sna wszyst­kich miesz­kań­ców Pel­lin­ge wpra­wi­ły w osłu­pie­nie”. Uwiel­bia te spodnie i czę­sto por­tre­tu­je się w nich w swo­im sztam­bu­chu. Sta­ły się okry­ciem „no­żyn” na całe lato i strój ten, choć grzał za­pew­ne nie­mi­ło­sier­nie, nie­wąt­pli­wie był efek­tow­ny. Pięt­na­sto­let­nia Tove Jans­son zwra­ca­ła po­wszech­ną uwa­gę. I o to cho­dzi­ło.

Jej ży­cie to od po­cząt­ku do koń­ca pra­ca – ze spo­rą daw­ką mi­ło­ści – a po­ten­cjał mia­ła nie­praw­do­po­dob­nie wiel­ki. Adept­ka ma­lar­stwa poza na­uką ha­ro­wa­ła jak wół, żeby za­ro­bić na utrzy­ma­nie: „ pra­ca, pra­ca. Je­śli wziąć pod uwa­gę, że czło­wiek two­rzy ole­jem, tu­szem, wę­glem itd., by­ła­by to rze­tel­na książ­ka pra­cy” – pi­sze dwu­dzie­sto­jed­no­let­nia Tove w paź­dzier­ni­ku 1935 roku. Od wy­da­nia dru­kiem ry­sun­ków w roku 1928 do opu­bli­ko­wa­nia jej ostat­niej książ­ki, zbio­ru opo­wia­dań pt. Med­de­lan­de (Wia­do­mość), rów­no sie­dem­dzie­siąt lat póź­niej, po­wsta­ją mar­twe na­tu­ry, pej­za­że, por­tre­ty, ob­raz­ki sa­ty­rycz­ne, ilu­stra­cje i ma­lar­stwo abs­trak­cyj­ne, po­wie­ści i inne tek­sty ilu­stro­wa­ne, opo­wia­da­nia, ko­mik­sy, dra­ma­ty i li­bret­ta ope­ro­we, wier­sze i pie­śni, ma­lo­wi­dła ścien­ne, ob­ra­zy oł­ta­rzo­we i sce­no­gra­fia, ma­lun­ki na szkle, pro­jek­ty okła­dek, kar­ty z ry­sun­ka­mi, pla­ka­ty, afi­sze re­kla­mo­we i tak da­lej. Re­per­tu­ar roz­wi­nął się dużo bar­dziej, niż moż­na by to so­bie wy­obra­zić, po­dob­nie pro­duk­tyw­ność. W sa­mej tyl­ko po­li­tycz­nej ga­ze­cie sa­ty­rycz­nej „Garm”, któ­rą przez pięt­na­ście lat współ­two­rzy­ła, zna­la­zło się sześć­set ry­sun­ków jej au­tor­stwa.

Tove Jans­son była ge­niu­szem uni­wer­sal­nym z wy­bu­ja­łą po­trze­bą wy­ra­że­nia sie­bie, od pierw­szych ob­raz­ków po ostat­nią książ­kę. Po­wo­do­wa­na nie­ustan­nym pra­gnie­niem pi­sa­nia i ma­lo­wa­nia – bez prze­rwy od­czu­wa­ła głód two­rze­nia cze­goś no­we­go. Każ­de dzia­ła­nie ar­ty­stycz­ne po­par­te było głę­bo­ką au­to­re­flek­sją. „Evo, w kwe­stii sztu­ki chy­ba je­stem snob­ką” – pi­sze do przy­ja­ciół­ki Evy Ko­ni­koff za­raz po za­koń­cze­niu woj­ny. Dys­ku­tu­ją o isto­cie sztu­ki: „L’art pour l’art. Pi­szesz, że «Dali pra­cu­je tyl­ko dla sie­bie». A dla kogo in­ne­go miał­by ma­lo­wać? Two­rząc, nie my­śli się o in­nych! Czło­wiek sta­ra się wy­ra­zić sie­bie sa­me­go, swo­ją per­cep­cję, do­pro­wa­dzić do syn­te­zy, wy­ja­śnić, uwol­nić. Każ­da na­tu­re mor­te, każ­dy pej­zaż, każ­de płót­no jest au­to­por­tre­tem!”.

Tove w skó­rza­nych spodniach wła­snej ro­bo­ty. Z pa­mięt­ni­ka, lato 1929.

Tego prze­ko­na­nia nig­dy nie po­rzu­ci i uza­sad­ni je po­now­nie w swo­ich póź­nych po­wie­ściach, już po Mu­min­kach. Jed­nak każ­dy ar­ty­sta, przed­sta­wia­jąc sie­bie, po­ka­zu­je rów­nież cza­sy, w któ­rych żyje.

CEN­NI­NI

Jed­nym z bóstw do­mo­wych Tove był flo­renc­ki ma­larz Cen­ni­no Cen­ni­ni zna­ny jako au­tor Rze­czy o ma­lar­stwie (Il li­bro dell’arte o Trat­ta­to del­la pit­tu­ra). Po­rad­nik ma­lar­stwa re­ne­san­so­we­go, za­wie­ra­ją­cy rady do­ty­czą­ce szczo­tek, pędz­li, farb i in­nych za­gad­nień aż po tem­pe­rę i fresk, na­pi­sa­ny zo­stał w aresz­cie ku po­krze­pie­niu wszyst­kich ar­ty­stów. Uwa­gi Tove (do wy­da­nia szwedz­kie­go z 1948 roku) są cel­ne i peł­ne sza­cun­ku; po­nad­to na­pi­sa­ła krót­kie tek­sty na te­mat zna­cze­nia Cen­ni­nie­go dla ar­ty­sty i pra­cy twór­czej. Robi to przede wszyst­kim dla sie­bie, ale nie tyl­ko. Cen­ni­nie­go osa­dzo­no w wię­zie­niu del­le Stin­che we Flo­ren­cji za nie­wy­pła­cal­ność:

Jak wia­do­mo, nig­dy z nie­go nie wy­szedł. Jed­nak­że cze­ka­jąc na uwol­nie­nie, Cen­ni­no Cen­ni­ni na­pi­sał książ­kę o sztu­ce ma­lar­skiej. Chciał po­móc mło­dym twór­com w ich tru­dach. Wy­li­czył, że po­trze­ba trzy­na­stu lat na kor­ną na­ukę, po nich nad­cho­dzi­ła chwi­la, kie­dy to po wie­lu gor­li­wych mo­dli­twach moż­na było przy­stą­pić do pra­cy nad swo­im pierw­szym pan­ne­au. Nie tyl­ko ostrze­ga, on wręcz skła­da ra­do­sne obiet­ni­ce: „W imię Trój­cy ca­łej, na­ma­luj na traw­ni­kach rów­nież tro­chę kwia­tów i nie­co ptac­twa drob­ne­go. Chcę ci wy­ja­śnić, jak kłaść far­by, ma­lu­jąc rze­kę, z ry­ba­mi albo bez nich… Ty jed­nak kie­ruj się swo­im po­my­słem i po­zwól, by pro­wa­dzi­ły cię uczu­cia. Każ­da sztu­ka wy­ma­ga bie­gło­ści, ale też ra­do­ści z two­rze­nia”.

„Każ­da sztu­ka wy­ma­ga bie­gło­ści, ale też ra­do­ści two­rze­nia”. Tove Jans­son przez całe ży­cie pra­co­wa­ła nad sobą, jako ar­tyst­ka, pi­sar­ka i jako czło­wiek.

„Pra­ca i mi­łość” to jej ulu­bio­na mak­sy­ma, za po­mo­cą ca­łe­go gąsz­czu sym­bo­li uwi­docz­nio­na na jed­nym z jej pierw­szych eks­li­bri­sów (1947). Za­wód i płeć, mi­łość i pa­sja, wier­ność i pró­by, i rów­nież lew, jej znak zo­dia­ku – dużo uda­ło jej się zmie­ścić na po­wierzch­ni 9 x 6 cm, co póź­niej od­no­to­wu­je sa­mo­kry­tycz­nie: „Lew, róża, oset, ko­bie­ta, kil­ka gwiazd, Mu­mi­nek, dwie ko­twi­ce, dwie ko­lum­ny z ka­pi­te­lem i pną­cza­mi wina, pa­le­ta, mo­rze nocą, pło­ną­ce ser­ce, kil­ka nie­okre­ślo­nych or­na­men­tów i pa­te­tycz­ne kre­do po ła­ci­nie, któ­re, tak na mar­gi­ne­sie, za­wie­ra błąd gra­ma­tycz­ny” (de­wi­za sfor­mu­ło­wa­na przez Tove gło­si­ła: La­bo­ra et ama­re, a po­win­na ra­czej brzmieć La­bo­ra et ama, co zna­czy pra­cuj i ko­chaj).

Na po­cząt­ku lat sześć­dzie­sią­tych, ar­tyst­ka za­czy­na skła­niać się ku pro­sto­cie i roz­wa­ża pi­sa­nie ksią­żek in­nych niż o Mu­min­kach. W tym cza­sie prze­rzu­ci­ła się na mo­no­gra­my i wspo­mi­na swój naj­bar­dziej cha­rak­te­ry­stycz­ny eks­li­bris: sty­li­zo­wa­ny ob­raz drze­wa. Uło­żo­ne obok sie­bie księ­go­zna­ki przed­sta­wia­ją trzy wi­ze­run­ki jej sa­mej: mło­dej Tove Jans­son jako roz­wi­ja­ją­ce­go się drze­wa, Tove Jans­son w burz­li­wych cza­sach ma­lar­stwa i Mu­min­ków oraz Tove Jans­son w fa­zie kla­row­ne­go po­słu­gi­wa­nia się sło­wem, sym­bo­li­zo­wa­na je­dy­nie przez kształt­ne li­te­ry.

Eks­li­bris z 1947 roku: lew, kwia­ty, gwiaz­dy, Mu­mi­nek oraz sen­ten­cja ła­ciń­ska, w póź­niej­szych la­tach za­stą­pią je wzbu­rzo­ne mo­rze i oszczęd­ne ini­cja­ły.

„Mu­sisz wy­ko­rzy­stać czas prze­zna­czo­ny na na­ukę” – pi­sze w no­tat­kach do Cen­ni­nie­go i owa mak­sy­ma to­wa­rzy­szy jej przez całe ży­cie. Sama była dla sie­bie pierw­szym na­uczy­cie­lem, za­wsze czu­ła się nie­swo­jo w zin­sty­tu­cjo­na­li­zo­wa­nych pla­ców­kach oświa­to­wych. Ma­lo­wa­nie i pi­sa­nie, wszyst­ko pod­da­ne zo­sta­ło sta­ran­nym stu­diom. Przy­go­to­wa­nia do pra­cy nad książ­ką mogą obej­mo­wać do­ku­men­ta­cję zmien­no­ści wia­trów i wę­dró­wek pta­ków (w rę­ko­pi­sie do Ta­tu­sia Mu­min­ka i mo­rza) albo wska­zów­ki na te­mat tech­nik dru­kar­skich i moż­li­wych kom­bi­na­cji ko­lo­ry­stycz­nych (w rę­ko­pi­sie do książ­ki ob­raz­ko­wej pt. Książ­ka o Mim­bli, Mu­min­ku i Ma­łej Mi – Co było po­tem?). Ze­szy­ty suk­ce­syw­nie za­peł­nia­ją się re­flek­sja­mi i prze­my­śle­nia­mi, fak­ta­mi i in­for­ma­cja­mi o cha­rak­te­rze ko­lej­nych ksią­żek, zmia­nach, wy­da­niach i tłu­ma­cze­niach. To samo ty­czy się ob­ra­zów. Skrom­ny szki­cow­nik z lat trzy­dzie­stych (któ­ry zna­la­złam wci­śnię­ty mię­dzy książ­ki) to rze­czo­wy opis „kur­dy­ba­nu i za­sad bar­wie­nia skó­ry” czy ma­lo­wa­nia wi­tra­ży na per­ga­mi­nie, za­wie­ra też no­tat­ki o środ­kach izo­la­cyj­nych, płót­nie, tem­pe­rze pod olej i tak da­lej. No­tat­nik na­zwa­ny „Ma­te­ria­ła­mi” (da­to­wa­ny na 1943 rok) do­ty­czy pie­lę­gna­cji pa­le­ty – „na­le­ży na­tłu­ścić ją z obu stron pod­grza­nym ole­jem lnia­nym” – za­sto­so­wa­nia ko­lo­rów oraz tech­ni­ki al fre­sco. Te aku­rat za­pi­ski łą­czą się z dwo­ma ma­lo­wi­dła­mi ścien­ny­mi, któ­re wy­ko­na­ła w ele­ganc­kiej re­stau­ra­cji Stad­shu­skäl­la­ren w Hel­sin­kach wio­sną 1947 roku. Pro­ces opi­sa­ny jest wy­czer­pu­ją­co sło­wem i ob­ra­zem: przy­go­to­wa­nie ścia­ny, wy­ko­na­nie szki­ców, pia­sek, skrzyn­ka, na­rzę­dzia, bar­wy… Da­lej w tym sa­mym ka­je­cie po­ja­wia się opis ma­lun­ku Al sec­co, nad któ­rym pra­co­wa­ła w ko­lej­nym, 1948 roku.

Ma­lar­ka Tove Jans­son pra­co­wa­ła, po­dob­nie jak Cen­ni­ni, nad książ­ką po­świę­co­ną sztu­ce, jed­nak ro­bi­ła to wy­łącz­nie z my­ślą o so­bie.

AU­TO­POR­TRE­TY

Ry­sun­ko­wy au­to­por­tret był pierw­szym ob­ra­zem wy­sta­wio­nym przez Tove – mia­ło to miej­sce wio­sną 1933 roku po wy­sta­wie hu­mo­ry­stów w Hel­sin­kach. Pra­ca ta zna­la­zła się rów­nież w jej ostat­niej eks­po­zy­cji no­wej sztu­ki w 1975 roku. Tove nie na­pi­sa­ła swo­jej bio­gra­fii – zro­bił to Ta­tuś Mu­min­ka – a naj­bliż­sza temu jest hi­sto­ria jej dzie­ciń­stwa za­ty­tu­ło­wa­na Cór­ka rzeź­bia­rza (1968). Jed­nak przez całe ży­cie pi­sa­ła książ­kę o so­bie – sło­wem i ob­ra­zem. Ze­bra­ne w jed­no te licz­ne wi­ze­run­ki jej sa­mej, po­czy­na­jąc od pa­mięt­ni­ko­wych szki­ców, na ostat­nim, wiel­kim au­to­por­tre­cie koń­cząc, skła­da­ją się na opo­wieść o Tove Jans­son, któ­ra ją pre­zen­tu­je, lan­su­je, ma­sku­je i do­ku­men­tu­je. Ar­tyst­ka kon­stru­uje swo­ją oso­bo­wość po­przez ob­ra­zy sie­bie sa­mej i prze­kształ­ce­nie ich na roz­ma­ite spo­so­by: raz jest na nich dziew­czę­ciem w trak­cie kle­ce­nia, kie­dy in­dziej ner­wo­wą adept­ką sztu­ki, po­waż­ną mło­dą ma­lar­ką, ar­tyst­ką es­tet­ką. Je­den z au­to­por­tre­tów z lat czter­dzie­stych Boa z ry­sia uka­zu­je ją w gu­stow­nym ko­stiu­mie i fu­trza­nym boa za­rzu­co­nym na ra­mio­na, dzi­ką i pięk­ną w śmia­łej i te­atral­nej kom­bi­na­cji. Zwie­rzę i czło­wiek – tak oto się pre­zen­tu­je. Wło­sy za­cze­sa­ne do tyłu, wzrok omi­ja wi­dza, twarz brą­zo­wa z cha­rak­te­ry­stycz­ny­mi sko­śny­mi oczy­ma. „Sama wy­glą­dam jak kot w żół­tej skó­rze, z zim­ny­mi, sko­śny­mi oczy­ma i nową fry­zu­rą, z przy­gła­dzo­ny­mi i ze­bra­ny­mi w wę­zeł wło­sa­mi. I z fa­jer­wer­ka­mi kwia­tów” – opi­su­je w li­ście. Nie skoń­czy­ła trzy­dziest­ki, da­le­ko jesz­cze do wni­kli­we­go au­to­por­tre­tu, któ­ry przed­sta­wi­ła w wie­ku sześć­dzie­się­ciu je­den lat w 1975 roku.

W opo­wia­da­niach umiesz­cza sie­bie samą, cza­sa­mi nie­za­ka­mu­flo­wa­ną, zu­peł­nie otwar­cie, in­nym ra­zem kry­jąc się za róż­ny­mi imio­na­mi i prze­bra­nia­mi. Od wol­no­my­śli­cie­la To­pi­ka z W Do­li­nie Mu­min­ków (1948) i roz­trzą­sa­ją­ce­go roz­ma­ite kwe­stie Hom­ka To­fta w Do­li­nie Mu­min­ków w li­sto­pa­dzie (1970), dziec­ka ar­ty­sty w Cór­ce rzeź­bia­rza, słu­chacz­ki w zbio­rze opo­wia­dań Lys­sner­skan (Po­wier­ni­ca, 1971), ani­ma­tor­ki ko­mik­sów w Do­ck­skåpet (Do­mek dla la­lek, 1978) i au­tor­ki ksią­żek dla dzie­ci Anny Ame­lin w Den är­li­ga be­dra­ga­ren (Uczci­wy oszust, 1982) po szu­ka­ją­ce­go słów Jo­na­sza w Ka­mien­nym polu (1984) i pi­szą­cą no­we­le Mari w opo­wia­da­niach z Rent spel (Czy­sta gra, 1989). W ostat­niej książ­ce Med­de­lan­de może po pro­stu cho­dzić o ja­kąś Tove albo o Jans­son. Jej śla­dy bie­gną przez sło­wa i ob­ra­zy wzdłuż i wszerz, nie­ustan­nie two­rząc nowe wzo­ry. „Su­ge­styw­ne opo­wia­da­nia dla dzie­ci wy­peł­nia­ją sym­bo­lem, iden­ty­fi­ka­cją, ob­se­sją na wła­snym punk­cie” – pi­sze w pew­nym ese­ju i ta de­kla­ra­cja zde­cy­do­wa­nie od­no­si się do jej dzieł. „Te­ma­tem mo­ich utwo­rów je­stem ja” – skwi­to­wał kie­dyś Mon­ta­igne. O Tove Jans­son moż­na po­wie­dzieć to samo, ona sta­no­wi przed­miot wła­snej twór­czo­ści i bez prze­rwy jest w trak­cie prze­mia­ny. Kie­dy przy­ja­ciół­ka Eva Ko­ni­koff po chu­dych la­tach woj­ny wy­sy­ła jej pie­nią­dze i nowy płaszcz z Ame­ry­ki, Tove z miej­sca ku­pu­je so­bie nie­bie­ski ka­pe­lusz, por­tre­tu­je się w nim i śle ob­raz w od­po­wie­dzi.

Au­to­por­tret, wę­giel, lata trzy­dzie­ste.

W la­tach trzy­dzie­stych i czter­dzie­stych, kie­dy kształ­ci­ła się i ugrun­to­wy­wa­ła jej toż­sa­mość jako ma­lar­ki, stwo­rzy­ła sze­reg wła­snych po­do­bizn, co naj­mniej pięt­na­ście. Szki­co­wa­ła wę­glem, uwiecz­nia­ła się na płót­nie. Na­wią­zy­wa­ła do tra­dy­cji, przed­sta­wia­jąc się na tle swo­ich ob­ra­zów, w for­mie sy­gna­tu­ry na fre­skach, w krę­gu ro­dzin­nym. Na zna­mien­nym płót­nie Ro­dzi­na (1942), nad któ­rym pra­co­wa­ła pod­czas sza­le­ją­cej woj­ny, pod­kre­śla swo­je ist­nie­nie jako ar­tyst­ka – wzo­rem wło­skich pięt­na­sto­wiecz­nych na­uczy­cie­li, któ­rych tak bar­dzo po­dzi­wia – i umiesz­cza się w cen­trum dzie­ła. Na bo­ga­to zdo­bio­nych fre­skach na ścia­nach ra­tu­sza w Hel­sin­kach w sa­mym środ­ku tłu­mu sie­dzi Tove Jans­son (z Mu­min­kiem) i sta­je się czę­ścią ma­lo­wi­dła, po­dob­nie jak twór­cy re­ne­san­su sy­tu­ują­cy się na swo­ich fre­skach. Oto dro­ga mło­dej ar­tyst­ki do umoc­nie­nia wła­snej toż­sa­mo­ści ma­lar­ki, do za­ko­twi­cze­nia się w tra­dy­cji i do okre­śle­nia sie­bie w re­la­cji do wiel­kich mi­strzów – męż­czyzn.

Tove Jans­son z Au­to­por­tre­tem z 1975 roku.

Au­to­por­tret w fu­trza­nej czap­ce (1941) to wy­śmie­ni­ty przy­kład. Jest to hołd zło­żo­ny Wiel­kie­mu Mi­strzo­wi, sa­me­mu Rem­brand­to­wi, i jed­ne­mu z jego naj­bar­dziej zna­nych au­to­por­tre­tów z 1640 roku. Nosi na nim cha­rak­te­ry­stycz­ne fu­trza­ne na­kry­cie gło­wy, a Tove czap­kę fu­trza­ną w sty­lu Davy’ego Croc­ket­ta. Po­nad­to ma na so­bie ka­mi­zel­kę ze skó­ry – już skó­rza­ne spodnie sy­gna­li­zo­wa­ły jej sła­bość do fu­ter. Upo­zo­wa­na jest z uko­sa en face, tak jak mistrz, z pra­wą ręką zło­żo­ną z przo­du. Ra­mię Rem­brand­ta spo­czy­wa na ba­lu­stra­dzie, u Tove na ko­la­nach. Po­sta­wa, syl­wet­ka, per­spek­ty­wa – z tego wszyst­kie­go prze­zie­ra Rem­brandt i po­dob­nie jak jego dzie­ło było hom­ma­ge à Ty­cjan, tak płót­no Tove jest dla nie­go. Fakt, iż „wma­lo­wu­je” sie­bie w wi­zu­al­ną hi­sto­rię zna­mie­ni­tych au­to­por­tre­tów, do­wo­dzi jej am­bi­cji. Jest to ob­raz ko­bie­ty, któ­ra rzu­ca wy­zwa­nie tra­dy­cji i męż­czy­znom, a na świat pa­trzy śmia­ło i pew­nie. Ten wi­ze­ru­nek róż­ni się dia­me­tral­nie od tego, któ­ry wy­nu­rza się z jej za­pi­sków i li­stów, gdzie ma­lar­stwo sta­no­wi przed­miot nie­koń­czą­cych się roz­wa­żań, a pew­ność sie­bie ska­cze w górę i w dół jak w ko­lej­ce gór­skiej. Wy­pro­sto­wa­na, po­waż­na, wbi­ja spoj­rze­nie w od­bior­cę, jak­by chcia­ła po­wie­dzieć: Pa­trz­cie na mnie. Tło sta­no­wi jej wła­sny ob­raz, pej­zaż z Bre­ta­nii na­ma­lo­wa­ny pod ko­niec lat trzy­dzie­stych – co pod­kre­śla łącz­ność z re­ne­san­sem. Tove two­rzy prze­strzeń i otwie­ra kra­jo­braz za swo­imi ple­ca­mi. Przed­sta­wia się jako ar­tyst­ka i ma­lar­ka, nie uży­wa­jąc jed­nak do tego pa­le­ty i pędz­la. To po­win­ni­śmy wy­de­du­ko­wać z jej gry z tra­dy­cją. W swo­ich licz­nych au­to­por­tre­tach po­twier­dza swo­je ja w róż­nych ro­lach i po­zach, ja ma­lu­ją­cej Tove pod­le­ga­ją­cej cią­głym prze­mia­nom. Dłu­go pod­pi­sy­wa­ła się „Tove”, z cza­sem jed­nak prze­szła na „Jans­son”. Jako pi­sar­ka za­wsze uży­wa­ła peł­ne­go imie­nia i na­zwi­ska: „Tove Jans­son”.

BIO­GRA­FIA

Tove Jans­son na­le­ży do twór­ców, któ­rzy wzbu­dza­ją sil­ne emo­cje. Łą­czy­ła w so­bie in­te­gral­ność i otwar­tość, po­tra­fi­ła spra­wić, by od­bior­ca jej dzieł czuł się wy­bra­ny, a jed­no­cze­śnie za­cho­wać swo­je ta­jem­ni­ce. Dzię­ki książ­kom i ob­ra­zom sta­ła się kimś, kogo chęt­nie wi­dzia­ło­by się w gro­nie swo­ich naj­bliż­szych. Wie­lu czy­tel­ni­ków czu­je sil­ną więź uczu­cio­wą ze świa­tem Mu­min­ków, o czym świad­czą nie­prze­li­czo­ne li­sty, wie­lu oprócz sie­bie nie­chęt­nie wi­dzi in­nych go­ści w Do­li­nie. Bez­kom­pro­mi­so­wy sto­su­nek do ja oraz in­dy­wi­du­ali­zmu sta­no­wi waż­ny kom­po­nent mu­min­ko­we­go ma­gne­ty­zmu.

Tove Jans­son przed­sta­wia się jako peł­ne gra­cji dziec­ko na­tu­ry, na­iw­ną ma­lar­kę z wy­spy na Za­to­ce Fiń­skiej, któ­ra ni z tego, ni z owe­go prze­isto­czy­ła się w pi­sar­kę bez wiel­kich aspi­ra­cji. Opi­sy­wa­no ją jako do­bro­dusz­ne­go trol­la z Do­li­ny Mu­min­ków, nie­świa­do­me­go ist­nie­nia ban­ków, pie­nię­dzy, ne­go­cja­cji i in­te­re­sów. Nie moż­na się bar­dziej po­my­lić. Te ro­man­tycz­ne wi­zje sprzy­ja­ją­ce two­rze­niu atrak­cyj­ne­go mitu nie­wie­le mają wspól­ne­go z hi­per­świa­do­mą ar­tyst­ką, pra­cu­ją­cą cięż­ko, od­kąd skoń­czy­ła pięt­na­ście lat, któ­ra już wte­dy pu­bli­ko­wa­ła książ­ki i któ­ra aż do lat pięć­dzie­sią­tych sama zaj­mo­wa­ła się per­trak­ta­cja­mi do­ty­czą­cy­mi trol­li i płó­cien. O po­ten­cja­le ryn­ko­wym Mu­min­ków pi­sa­ła w li­stach po uka­za­niu się za­le­d­wie kil­ku ksią­żek, oko­ło roku 1950.

Au­to­por­tret w fu­trza­nej czap­ce, olej, 1941.

Sama za­pre­zen­to­wa­ła się zgo­ła in­a­czej w prze­ni­kli­wym ese­ju Den löm­ska barn­boks­för­fat­ta­ren (Prze­bie­gła au­tor­ka ksią­żek dla dzie­ci) z 1961 roku, naj­bar­dziej zna­nym i naj­czę­ściej cy­to­wa­nym z jej nie­wie­lu tek­stów we wła­snej spra­wie. Za­sta­na­wia się w nim, co jest siłą na­pę­do­wą pi­sar­stwa, i od­kry­wa wła­sne spoj­rze­nie na sie­bie, któ­re jak­że od­bie­ga od wi­ze­run­ku nie­win­ne­go Mu­min­ka albo jego Mamy, da­ją­cej bez­względ­ne i ab­so­lut­ne po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa. Za książ­ka­mi kry­je się sku­pio­na na so­bie pi­sar­ka, któ­ra two­rzy li­te­ra­tu­rę dzie­cię­cą by­najm­niej nie dla dzie­ci, a dla sie­bie, aby od­re­ago­wać wła­sną dzie­cin­ność. Groź­na pi­sar­ka. Jej we­wnętrz­ne dziec­ko nie pa­su­je do spo­łecz­no­ści do­ro­słych, Tove szu­ka więc cze­goś, co nie­gdyś ist­nia­ło, i pró­bu­je to od­two­rzyć. Mó­wiąc sło­wa­mi pod­stęp­nej au­tor­ki, od­wzo­ro­wy­wać i prze­ży­wać „coś stra­co­ne­go bądź nie­osią­gal­ne­go”. To po­szu­ki­wa­nie sta­no­wi część ta­jem­ni­cy opo­wia­dań o Mu­min­kach. One uosa­bia­ją tę­sk­no­ty nas wszyst­kich. Są pró­bą wy­rwa­nia się z przy­pi­sa­nej nam roli bądź ocze­ki­wań wo­bec nas, na­szy­mi ma­rze­nia­mi, aby stać się kimś in­nym albo by znik­nąć w ja­kimś in­nym by­cie. Eska­pizm, któ­ry zro­dził tak wie­le py­tań i obaw pod ad­re­sem Mu­min­ko­wych hi­sto­rii, jest ele­men­tem opo­wie­ści o nas sa­mych. Jed­nak­że owa chy­tra pi­sar­ka nie za­do­wa­la się ra­cze­niem nas aneg­do­ta­mi o pew­nej ro­dzi­nie Mu­min­ków z ja­kiejś tam do­li­ny. Nie­ubła­ga­nie pi­sze da­lej, roz­bi­ja ma­rze­nia, wy­lud­nia do­li­nę i wy­sy­ła ro­dzi­nę i sie­bie samą ku no­wym świa­tom i bodź­com róż­ne­go ro­dza­ju. Kie­ru­je pi­sa­nie i ma­lar­stwo w stro­nę no­wych spo­so­bów wy­ra­zu. Po Mu­min­kach – wszyst­kie­go ra­zem dzie­więć czę­ści – roz­licz­nych ko­mik­sach o nich i trzech książ­kach ob­raz­ko­wych, mię­dzy ro­kiem 1971 a 1998 pi­sa­ła po­wie­ści i opo­wia­da­nia, a przez pe­wien czas w la­tach sześć­dzie­sią­tych zaj­mo­wa­ła się ma­lar­stwem abs­trak­cyj­nym. Kor­ne cza­sy stu­diów nad sztu­ką ob­ra­zu mi­nę­ły, a ona po­dą­ża­ła za no­wy­mi po­my­sła­mi.

Tą bio­gra­fią pi­sar­ki i ar­tyst­ki Tove Jans­son pra­gnę zbli­żyć się do niej na płasz­czyź­nie sło­wa, ob­ra­zu i ży­cia. In­spi­ra­cją dla pi­szą­ce­go pa­mięt­ni­ki Ta­tu­sia Mu­min­ka był je­den z ulu­bio­nych wło­skich mi­strzów Tove Be­nve­nu­to Cel­li­ni, słyn­ny szes­na­sto­wiecz­ny rzeź­biarz, któ­re­go au­to­bio­gra­fia Be­nve­nu­ta Cel­li­nie­go żywot wła­sny spi­sa­ny przez nie­go sa­me­go na­le­ży do kla­sy­ków ga­tun­ku. „Ten, kto stwo­rzył na tym świe­cie coś do­bre­go (i skoń­czył lat czter­dzie­ści), ma peł­ne pra­wo opi­sy­wać swo­je losy” – twier­dził Cel­li­ni. Tove Jans­son w la­tach pięć­dzie­sią­tych speł­nia­ła te wy­mo­gi z na­wiąz­ką. Jej ży­cie to opo­wieść sama w so­bie, prze­peł­nio­na ma­lar­stwem i trol­la­mi, pi­sar­stwem i po­szu­ki­wa­niem, pra­cą i mi­ło­ścią. Spo­śród fiń­skich pi­sa­rzy ją tłu­ma­czo­no naj­czę­ściej i ją czy­ta się na ca­łym świe­cie, a Mu­min­ki sta­ły się czę­ścią Fin­lan­dii na do­bre i na złe. Jed­nak za trol­la­mi i ob­ra­za­mi trwa nie­usta­ją­ca wal­ka po­mię­dzy pra­gnie­niem a obo­wiąz­kiem, wolą a od­po­wie­dzial­no­ścią. Tove Jans­son przez całe ży­cie po­szu­ki­wa­ła no­wych form ar­ty­stycz­ne­go wy­ra­zu, od pierw­szych ry­sun­ków po ostat­nią książ­kę. „Daj mi ob­raz, pra­gnie­nie wy­ra­że­nia sie­bie. Nie po­trze­ba wie­le, ale to musi być c o ś, mała żą­dza, skrom­na po­trze­ba” – no­tu­je w 1960 roku. Au­to­bio­gra­fii nig­dy nie na­pi­sa­ła, ist­nie­je jed­nak spo­ro po­mniej­szych tek­stów i no­ta­tek. Wszyst­kie są frag­men­ta­mi hi­sto­rii Tove Jans­son. Na po­cząt­ku lat dzie­więć­dzie­sią­tych po­peł­ni­ła krót­kie opo­wia­da­nie o swo­im ży­ciu pod zna­kiem słów i ob­ra­zów. Nie zo­sta­ło opu­bli­ko­wa­ne, lecz mam ma­nu­skrypt i po­wró­cę do nie­go w koń­co­wej czę­ści tej książ­ki.

Isto­tą bio­gra­fii jest wy­bór po­mię­dzy twór­czo­ścią a ży­ciem, la­wi­ro­wa­nie mię­dzy róż­ny­mi ty­pa­mi ma­te­ria­łów – w przy­pad­ku Tove sło­wem i ob­ra­zem. Czę­sto wy­ma­ga to nie­ustan­ne­go se­gre­go­wa­nia i we­ry­fi­ko­wa­nia za­le­wu do­ku­men­ta­cji. Chcia­łam przed­sta­wić wy­mow­ny i dy­na­micz­ny wi­ze­ru­nek ta­kiej Tove, jaka była w pra­cy – wszyst­ko to, o czym my­śli­my, sły­sząc jej na­zwi­sko: Mu­min­ki, opo­wia­da­nia i mnó­stwo ob­ra­zów.

By­łam pierw­szą ba­dacz­ką, któ­ra mia­ła swo­bod­ny do­stęp do ca­łe­go jej pry­wat­ne­go ar­chi­wum, gro­ma­dzo­ne­go przez Tove od wcze­snych opo­wia­dań z dzie­ciń­stwa, ry­sun­ków i dzien­ni­ków aż po zbio­ry z póź­ne­go okre­su pi­sar­stwa pod ko­niec lat dzie­więć­dzie­sią­tych. W set­kach wy­pcha­nych te­czek i se­gre­ga­to­rów, sto­sach pa­pie­rów lu­zem w szu­fla­dach i na pół­kach znaj­du­je się mnó­stwo no­ta­tek, rę­ko­pi­sów opo­wia­dań i wy­kła­dów, spi­sów, za­ry­sów, szki­ców, ilu­stra­cji, pla­nów róż­ne­go ro­dza­ju pro­jek­tów, fo­to­gra­fii, za­pi­sków z dzien­ni­ka, wy­cin­ków, ar­ty­ku­łów, li­stów i ko­re­spon­den­cji wszel­kie­go typu, pro­gra­mów, ka­ta­lo­gów i tym po­dob­nych. Skła­da się to na wi­ze­ru­nek pi­sar­ki i ar­tyst­ki, na jej wspo­mnie­nie o so­bie i swo­jej pra­cy. Oso­bi­ste, a jed­no­cze­śnie ści­śle udo­ku­men­to­wa­ne. Tove Jans­son była sys­te­ma­ty­kiem, któ­ry gro­ma­dzi ma­te­riał tak dla sie­bie, jak i dla oto­cze­nia. Po­tra­fi­ła oka­zać szczo­drość dzien­ni­ka­rzom i uczo­nym – na przy­kład po­sy­ła­jąc im wy­ka­li­gra­fo­wa­ną ozdob­nym pi­smem no­tat­kę, frag­ment utwo­ru bądź ja­kiś fo­to­stat do­ku­men­tu – jed­na­ko­woż naj­chęt­niej sama po­cią­ga­ła za sznur­ki. Sta­ran­nie wy­bie­ra­ła to, co prze­ka­zy­wa­ła na­ukow­com, czę­sto też za­pi­sy­wa­ła so­bie, komu co dała, aby nie mie­szać kart. Ro­zu­mie się samo przez się, iż z cza­sem za­czę­ła zręcz­nie re­ży­se­ro­wać spo­sób przed­sta­wia­nia swo­je­go ży­cia i dzieł. Był to ele­ment stra­te­gii – w koń­cu mu­sia­ła ja­koś so­bie ra­dzić i prze­żyć swo­ją wiel­ką sła­wę. Przez te lata od­po­wia­da­ła na przy­kład na wszyst­kie li­sty od czy­tel­ni­ków. Zwy­kle otrzy­my­wa­ła ich oko­ło dwóch ty­się­cy rocz­nie.

Ar­chi­wum sta­ło się nie­zbęd­ne dla dzia­łal­no­ści, któ­ra roz­wi­ja­ła się wo­kół jej dzieł, zwłasz­cza opo­wia­dań o Mu­min­kach. Pro­wa­dzi­ła prze­róż­ne ze­szy­ty, w któ­rych spi­sy­wa­ła fak­ty i roz­ma­ite dane, jak choć­by wpi­sy­wa­ła od­po­wie­dzi na „po­wra­ca­ją­ce” py­ta­nia. Jak po­wsta­ły Mu­min­ki – było i po­zo­sta­ło naj­częst­szym. Naj­ob­fit­sze ma­te­ria­ły do­ty­czą jej pi­sa­nia, ist­nie­je jed­nak rów­nież mnó­stwo źró­deł do­ty­czą­cych gra­fi­ki. Prze­świe­tla­łam tę kar­to­te­kę na wszyst­kie stro­ny, nim usia­dłam do pra­cy nad książ­ką, i to za­rów­no z Tove, jak i bez niej. Stąd też uzy­ska­łam dwie per­spek­ty­wy. Pa­trzę więc na ów ma­te­riał nie­ja­ko z dwóch stron, a prze­glą­da­łam go i we­ry­fi­ko­wa­łam wie­lo­krot­nie.

Szta­lu­gi, po­sąg i Mu­mi­nek. Ate­lier przy Ulri­kas­borgs­ga­ta, lata czter­dzie­ste.

Tove była wiel­ką epi­sto­lo­graf­ką, nie tyl­ko pry­wat­nie. Li­sty do i od naj­bliż­szych, ro­dzi­ców, przy­ja­ciół i uko­cha­nych, wie­le dla mo­jej książ­ki zna­czą. Mia­łam do nich wol­ny do­stęp. Istot­na oka­za­ła się po­kaź­na ko­re­spon­den­cja mię­dzy Tove a Tu­ulik­ki Pie­ti­lä, a tak­że mię­dzy Tove a Evą Ko­ni­koff, przy­ja­ciół­ką, któ­ra wy­emi­gro­wa­ła do Sta­nów Zjed­no­czo­nych w 1941 roku. Wy­mia­na li­stów z Evą trwa­ła dwa­dzie­ścia pięć lat i obej­mu­je po­nad sto li­stów ze stro­ny pi­sar­ki. „Stra­ci­łam chę­ci do pi­sa­nia li­stów po la­tach Mu­min­ko­we­go biz­ne­su, co­dzien­nej, przy­tła­cza­ją­cej ko­re­spon­den­cji z ludź­mi, któ­rych ani nie zna­łam, ani nie lu­bi­łam” – pi­sze do Evy w Wi­gi­lię Bo­że­go Na­ro­dze­nia 1961 roku. Po­zo­stał jed­nak ja­kiś wą­ski mar­gi­nes, dla „pri­va­cy i do­brej woli”. W pew­nym mo­men­cie bli­ską przy­ja­ciół­ką Tove zo­sta­ła tak­że Maya Van­ni (swe­go cza­su żona ma­la­rza Sama Van­nie­go, men­to­ra Tove i jej trwa­ją­cej parę zim mi­ło­ści w la­tach trzy­dzie­stych), pism mię­dzy sobą wy­mie­ni­ły wie­le. Ist­nie­je spo­ro in­nych, waż­nych se­rii. Li­sty, ar­chi­wum i ba­da­nia na te­mat Tove Jans­son i jej twór­czo­ści, jak rów­nież za­war­tość dru­gie­go zbio­ru do­ku­men­tów opi­su­ję i sys­te­ma­ty­zu­ję na koń­cu. W pew­nym mo­men­cie pi­sar­ka zro­bi­ła dwie znacz­ne da­ro­wi­zny, jed­ną dla Aka­de­mii w Tur­ku (rę­ko­pi­sy i li­sty od czy­tel­ni­ków) i dru­gą dla Mu­zeum Sztu­ki w Tam­pe­re (po­nad ty­siąc ilu­stra­cji). Ma­te­ria­ły znaj­du­ją się też w in­nych miej­scach.

Tove Jans­son po­zo­sta­wa­ła wier­na swo­je­mu ate­lier przez po­nad sześć­dzie­siąt lat, sto­sy pa­pie­rów, pocz­ty i za­pi­sków tyl­ko ro­sły i ro­sły. Szczę­śli­wym tra­fem jej wie­ża od pod­ło­gi do su­fi­tu mia­ła sześć me­trów wy­so­ko­ści. Ar­chi­wa­lia są ab­so­lut­nie uni­ka­to­we. Dla mnie pra­ca nad jej sło­wem, ob­ra­zem i ży­ciem była jak nie­wy­czer­pa­na skrzy­nia skar­bów. Jed­nak kie­dyś trze­ba opu­ścić wie­ko.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: