Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Traktat o wrażeniach zmysłowych - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Traktat o wrażeniach zmysłowych - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 387 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MO­WA.

Wy­daw­nic­two Bi­blio­te­ki fi­lo­zo­ficz­nej po­stę­pu­je bar­dzo po­wo­li, ale po­stę­pu­je. W obec na­sze­go ubó­stwa ma­te­ry­al­ne­go i nie­ste­ty w znacz­nej czę­ści i umy­sło­we­go; w obec bra­ku zro­zu­mie­nia do­nio­sło­ści ta­kie­go wy­daw­nic­twa na­wet ze stro­ny lu­dzi "pi­śmien­nych", rosz­czą­cych so­bie pra­wo do są­dze­nia o wszyst­kiem i o wszyst­kich, – ale nie­ste­ty czę­sto bez od­po­wied­nich do tego da­nych, – w obec tego wszyst­kie­go, ma­rzyć wpra­dzie nie moż­na o szer­sze­ni roz­wi­nię­ciu tego wy­daw­nic­twa, o za­war­ciu w niem, na wzór ob­cych li­te­ra­tur, wszyst­kie­go, co sta­no­wi do­ro­bek fi­lo­zo­ficz­ny ludz­ko­ści, co i u nas uznać na­le­ży za nie­zbęd­ny czyn­nik dal­sze­go po­stę­pu na dro­dze do głęb­sze­go po­ję­cia świa­ta i jego ob­ja­wów.

Ogra­ni­cza­jąc wsku­tek tego z góry wy­daw­nic­two ni­niej­sze do skrom­niej­szych roz­mia­rów, pra­gnę jed­nak sku­pić w niem przy­najm­niej przed­sta­wi­cie­li choć naj­głów­niej­szych ty­po­wych kie­run­ków my­śli fi­lo­zo­ficz­nej; przed­sta­wi­cie­li tych fun­da­men­tal­nych po­glą­dów, któ­re we­szły w skład ustro­ju umy­sło­we­go póź­niej­szych po­ko­leń, czę­sto bez­wied­nie dla nich. Ja­sne bo­wiem uświa­do­mie­nie w szer­szych ko­łach in­te­li­gen­cyi tych po­glą­dów fun­da­men­tal­nych przy po­mo­cy źró­dło­we­go ma­te­ry­ału, jest pra­wie je­dy­nym środ­kiem za­rów­no za­chę­ty do po­waż­niej­szych stu­dy­ów fi­lo­zo­ficz­nych, jak i środ­kiem prze­ciw­dzia­ła­nia owej prze­stra­sza­ją­cej po­wierz­chow­no­ści sądu, któ­ra u nas co­raz bar­dziej się roz­sia­da w umy­słach, fe­ru­jąc z cha­otycz­ną za­ro­zu­mia­ło­ścią osta­tecz­ne wy­ro­ki w kwe­sty­ach naj­wyż­szej do­nio­sło­ści.

Nie dziw, że u zwo­len­ni­ków ta­kiej po­wierz­chow­no­ści Bi­blio­te­ka fi­lo­zo­ficz­na zna­la­zła do­tąd nie­chęt­ne tyl­ko przy­ję­cie. Nikt wpraw­dzie nie za­dał so­bie pra­cy oce­nie­nia istot­nej war­to­ści wy­da­nych do­tąd prze­kła­dów Pla­to­na i Kar­te­zy­usza; żad­ne­go za­rzu­tu w tym wzglę­dzie nig­dzie nie wy­po­wie­dzia­no; ale za to nie brak było gło­sów, do­wo­dzą­cych ogól­ni­ko­wo zby­tecz­no­ści i bez­płod­no­ści ca­łe­go przed­się­wzię­cia. Na se­ryo tych gło­sów trak­to­wać nie my­ślę; wspo­mi­nam o nich tu­taj jed­nak dla tego, że cha­rak­te­ry­zu­ją naj­le­piej ową płyt­ką so­fi­sty­kę, z jaką u nas wy­stę­pu­ją prze­ciw­ni­cy wszel­kiej głęb­szej fi­lo­zo­fii. Oba­wia­ją się oni, aby Bi­blio­te­ka fi­lo­zo­ficz­na, sze­rzej roz­wi­nię­ta, nie pod­ko­pa­ła z cza­sem ich po­pu­lar­no­ści. Ale oba­wa ta świad­czy wła­śnie wy­mow­nie o tem, że wy­daw­nic­two to od­po­wia­da istot­nej po­trze­bie spo­łe­czeń­stwa, że zdol­nem jest naj­wła­ści­wiej usu­nąć jed­ną z na­der sła­bych stron na­sze­go ży­cia umy­sło­we­go, jaką jest brak grun­tow­niej­szej zna­jo­mo­ści ogól­nych pod­staw po­waż­ne­go fi­lo­zo­ficz­ne­go my­śle­nia.

Bo­ga­te na­byt­ki no­wo­cze­snej wie­dzy nie mogą przy­nieść na­le­ży­tych owo­ców dla umie­jęt­ne­go po­glą­du na świat, je­że­li umysł, przyj­mu­ją­cy te na­byt­ki, nie jest wdro­żo­ny w kry­tycz­ną dzia­łal­ność my­śli, i nie ma ja­sne­go po­ję­cia o jej do­tych­cza­so­wym roz­wo­ju. Bez­po­śred­nie zaś, że tak po­wiem, po­glą­do­we za­zna­jo­mie­nie z tym roz­wo­jem za­rów­no mło­dzie­ży, dą­żą­cej do wyż­sze­go wy­kształ­ce­nia, jak w ogó­le wszyst­kich głęb­szych umy­słów, oto za­da­nie Bi­blio­te­ki fi­lo­zo­ficz­nej. Kto tego za­da­nia zro­zu­mieć nie chce, lub nie może, ten daje tyl­ko do­wód bądź złej woli, bądź wy­jąt­ko­wej cia­sno­ty gło­wy. W jed­nym i dru­gim ra­zie dys­ku­sya z prze­ciw­ni­ka­mi tego przed­się­wzię­cia sta­je się po­pro­stu nie­moż­li­wą.

Trak­tat Kon­dyl­la­ka O wra­że­niach zmy­sło­wych jest ty­po­wym wy­kła­dem teo­r­ji sen­su­ali­zmu. I naj­now­si zwo­len­ni­cy tej teo­ryi, – o ile się nie gu­bią we mgle em­prycz­ne­go do­gma­ty­zmu – sto­ją do­tąd na tym sa­mym grun­cie fi­lo­zo­ficz­nym. Nikt wśród nich, co do ści­sło­ści w sfor­mu­ło­wa­niu osta­tecz­nych pod­staw tej teo­ryi, jak i ze wzglę­du na we­wnętrz­ną kon­se­kwen­cyą w jej roz­wi­nię­ciu, nie prze­ści­gnął Kon­dyl­la­ka. Prze­ciw­nie, na­le­ży otwar­cie wy­znać, że nie­skoń­czo­ne bo­gac­two szcze­gó­ło­we­go ma­te­ry­ału, do­by­te­go przez now­szy roz­wój fi­zy­olo­gii i psy­cho­lo­gii zmy­słów, po­mi­mo ca­łej swej nie­za­prze­czo­nej do­nio­sło­ści, od­pro­wa­dzi­ło jed­nak wie­lu współ­cze­snych apo­sto­łów sen­su­ali­zmu od ja­sne­go po­glą­du na ele­men­tar­ne pod­sta­wy tej teo­ryi i za­szcze­pi­ło do jej wy­kła­du taką cha­otycz­ność, że w nim ulot­ni­ła się pra­wie zu­peł­nie na­der pro­sta fi­lo­zo­ficz­na za­sa­da ca­łe­go tego po­glą­du. Po za cha­osem szcze­gó­ło­we­go ma­te­ry­ału i spe­cy­al­nych ba­dań, rzad­ko kto do­bie­ra się do tej fi­lo­zo­ficz­nej za­sa­dy i do jej bez­po­śred­nich wy­ni­ków.

Kon­dyl­lak to czy­ni, i dla tego wła­śnie wzmian­ko­wa­ne dzie­ło jego po­zo­sta­ło do­tąd kla­sycz­nym wy­ra­zem sen­su­ali­zmu. My­śli­ciel ten zaj­mu­je sta­no­wi­sko prze­ciw­le­głe wzglę­dem ide­ali­zmu Pla­to­na i ra­cy­ona­li­zmu Kar­te­zy­usza, i uzu­peł­nia ich po­glą­dy wy­ka­za­niem z jed­nej stro­ny do­nio­sło­ści wra­żeń zmy­sło­wych dla roz­wo­ju ży­cia umy­sło­we­go, a z dru­giej ści­słe­mi wy­wo­da­mi, do ja­kich do­pro­wa­dza ogra­ni­cze­nie my­śli fi­lo­zo­ficz­nej sa­mym kon­kret­nym ma­te­ry­ałem tych wra­żeń zmy­sło­wych.

Nikt ści­ślej od Kon­dyl­la­ka, nie wy­ka­zał, jaką waż­ną rolę od­gry­wa­ją wra­że­nia zmy­sło­we w roz­wo­ju jak po­je­dyn­cze­go czło­wie­ka, tak i ca­łej ludz­ko­ści. Now­si hi­sto­ry­cy kul­tu­ry, sto­ją­cy na sta­no­wi­sku sen­su­ali­stycz­nym, po­mi­mo bo­gac­twa fak­tycz­nych da­nych, rzad­ko tyl­ko zbli­ża­ją się do owej prze­zro­czy­stej ja­sno­ści, z jaką Kon­dyl­lak, na przy­kła­dzie swej hi­po­te­tycz­nej po­sta­ci, za­zna­cza udział zmy­słów w po­stę­pie ludz­kiej wie­dzy i kul­tu­ry. Wy­ka­za­nie w szcze­gól­no­ści zna­cze­nia do­ty­ku w tym wzglę­dzie, po­zo­sta­nie na za­wsze wiel­ką jego za­słu­gą na polu na­uko­we­go ob­ja­śnie­nia dzia­łal­no­ści zmy­słów.

Z dru­giej zno­wu stro­ny, tyl­ko stu­dy­um Kon­dyl­la­ka zdol­nem jest roz­ja­śnić cha­os w gło­wach no­wo­cze­snych do­gma­ty­ków em­pi­ry­zmu, do­wo­dzą­cych, że ba­da­nie świa­ta, opar­te na sa­mym tyl­ko ma­te­ry­ale zmy­sło­wym, sta­no­wi je­dy­ne źró­dło przed­mio­to­wej na­uki, owe­go ob­jek­ty­wi­zmu, któ­ry jest osta­tecz­nym ce­lem wszel­kich po­waż­nych dąż­no­ści my­śli ludz­kiej na polu po­zna­nia świa­ta i praw nim rzą­dzą­cych. Kon­dyl­lak wy­ka­zu­je z nie­prze­par­tą siłą lo­gicz­nej i fak­tycz­nej kon­se­kwen­cyi, że sen­su­alizm, spro­wa­dza­jąc cał­ko­wi­tą treść umy­słu wy­łącz­nie do wra­żeń zmy­sło­wych, wią­że się bez­po­śred­nio ze sub­jek­ty­wi­zmem, a na­stęp­nie i ze skep­ty­cy­zmem. Wszel­kie wra­że­nia zmy­sło­we są z na­tu­ry swo­jej nic in­ne­go, tyl­ko sta­ny we­wnętrz­ne pod­mio­tu, sub­jek­tu, ule­ga­ją­ce­go tym wra­że­niom. Przej­ścia od tych sta­nów pod­mio­to­wych, sub­jek­tyw­nych, do rze­czy­wi­sto­ści ze­wnętrz­nej, do świa­ta ob­jek­tyw­ne­go, przy po­mo­cy sa­mych tych wra­żeń, od­na­leźć nie­po­dob­na. I dla tego wła­śnie kon­se­kwent­ny sen­su­ali­sta po­zo­stać musi wiecz­nie w sfe­rze pod­mio­to­wej i zgo­ła nic sta­now­cze­go o rze­czy­wi­stym, przed­mio­to­wym świe­cie wy­po­wie­dzieć nie może. Musi on zgo­dzić się na zda­nie owej hi­po­te­tycz­nej po­sta­ci Kon­dyl­la­ka, któ­ra mówi o so­bie: "Jed­nym ru­chem po­wiek two­rzę lub uni­ce­stwia­ni wszyst­ko, co mnie ota­cza (Część IV Rozd. 8 § 3)". Musi on wy­znać, że nie tyl­ko spo­nie­wie­ra­na skraj­na me­ta­fi­zy­ka ide­ali­zmu, ale i kon­se­kwen­cye sen­su­ali­zmu, do­pro­wa­dza­ją do sub­jek­tyw­nej kon­struk­cyi świa­ta, po­zba­wio­nej wszel­kiej re­al­nej ob­jek­tyw­no­ści.

Je­że­li jed­nak po­mi­mo to, zdro­wy roz­są­dek wszyst­kich lu­dzi, a z nim za­rów­no na­uki em­pi­rycz­ne, jak i fi­lo­zo­fia, wy­zwa­la­ją­ca się z ob­jęć abs­trak­cyi, li­czą­ca się z fak­ta­mi, prze­kra­cza­ją za­kres sub­jek­ty­wi­zmu, i przy­zna­ją re­al­ne, od pod­mio­tu nie­za­leż­ne ist­nie­nie świa­ta ze­wnętrz­ne­go, jako przed­mio­tu, nad któ­rym myśl się za­sta­na­wia i któ­ry po­znać usi­łu­je, – na­ten­czas wy­znać na­le­ży, że w sa­mym tym fak­cie ob­ja­wia się dzia­ła­nie sa­mo­ist­nych uzdol­nień umy­słu ludz­kie­go, nie­za­leż­nych od wra­żeń zmy­sło­wych; uzdol­nień, przy po­mo­cy któ­rych umysł na pod­sta­wie wła­snych swo­ich praw, tkwią­cych w jego od­ręb­nej or­ga­ni­za­cyi, pod­da­je wra­że­nia zmy­sło­we kry­tycz­ne­mu roz­bio­ro­wi i wy­pro­wa­dza z nich wnio­ski, się­ga­ją­ce da­le­ko poza za­kres ich bez­po­śred­niej tre­ści. Umysł – nie zmy­sły, pro­ce­sa my­śli, uno­szą­ce się po nad wra­że­nia zmy­sło­we – nie same te wra­że­nia, dają nam pew­ność ist­nie­nia świa­ta rze­czy­wi­ste­go, od nas nie­za­leż­ne­go; do­pro­wa­dza­ją nas do owe­go ob­jek­ty­wi­zmu, któ­ry jest nie­zbęd­ną pod­sta­wą za­rów­no rze­tel­ne­go po­zna­nia świa­ta, jak i prak­tycz­nej dzia­łal­no­ści czło­wie­ka w nim.

Tyl­ko dla tego, że pra­wa, rzą­dzą­ce dzia­łal­no­ścią umy­słu, za­wie­ra­ją w so­bie treść przed­mio­to­wą, że w nich prze­ja­wia­ją się pra­wa sa­me­go bytu, wszech­świa­ta; tyl­ko dla tego, po­sił­ku­jąc się temi pra­wa­mi, idąc za ich wska­zów­ka­mi, zdol­ni je­ste­śmy wy­nieść się my­ślą po­nad sa­mych sie­bie i dojść do po­ję­cia o rze­czy­wi­stem ist­nie­niu nie­za­leż­ne­go od nas świa­ta.

Praw­da, moż­na i na­le­ży pod­jąć kwe­styą, czy owe pra­wa umy­słu, nie­za­leż­ne od dzia­łal­no­ści zmy­słów, rze­czy­wi­ście mają cha­rak­ter ob­jek­tyw­ny; czy rze­czy­wi­ście w nich uwy­dat­nia się treść przed­mio­to­we­go bytu? Roz­biór tej kwe­styi jest przed­mio­tem kry­ty­ki ro­zu­mu, któ­rą pod­jął Kant, w róż­ni­cy od kry­ty­ki zmy­słów, któ­rą Kon­dyl­la­ko­wi za­wdzię­cza­my.

Nie wda­je­my się tu­taj bli­żej w roz­biór tej kry­tycz­nej kwe­styi; po­wyż­sze uwa­gi za­zna­cza­ją już ja­sno, że sub­jek­ty­wizm, jako kon­se­kwen­cya seu­su­ali­zmu Kon­dyl­la­ka, wy­ka­zu­je sprzecz­ność tej teo­ryi nie tyl­ko z po­wszech­ną świa­do­mo­ścią, ale i ze ści­słą na­uką, uzna­ją­cą rze­czy­wi­stość świa­ta ze­wnętrz­ne­go. W każ­dym ra­zie ła­two po­jąć, że fi­lo­zo­fia, w swym pra­wi­dło­wym roz­wo­ju, nie może się ogra­ni­czyć tym skep­tycz­nym sub­jek­ty­wi­zmem sen­su­ali­zmu, lecz musi szu­kać pew­niej­szych pod­staw poza ob­rę­bem sa­mych wra­żeń zmy­sło­wych. A wszy­scy, przy­zna­ją­cy istot­ną re­al­ność świa­ta ze­wnętrz­ne­go, tem sa­mem prze­sta­ją być kon­se­kwent­ny­mi seu­su­ali­sta­mi i po­win­ni zdać so­bie kry­tycz­ną spra­wę z pod­staw swo­je­go ob­jek­ty­wi­zmu. W ten spo­sób stu­dy­um Kon­dyl­la­ka na­pro­wa­dza z ko­niecz­no­ści do dal­szych ba­dań fi­lo­zo­ficz­nych, a w szcze­gól­no­ści do stu­dy­um Kan­ta, do kry­tycz­ne­go roz­bio­ru jego kry­ty­ki ro­zu­mu. Kto się tych dal­szych ba­dań wy­rze­ka, ten tra­ci grunt pod no­ga­mi; sta­je się do­gma­ty­kiem, czło­wie­kiem, wie­rzą­cym w rze­czy, z któ­rych spra­wy so­bie nie zda­je.

No­wo­cze­sny po­zy­ty­wizm, po­cząw­szy od Com­ta i jego zwo­len­ni­ków, z wy­nio­słą dumą spo­glą­da na re­li­gij­ny do­gnia­tyzm, na wia­rę w Boga, po­zba­wio­ną kry­tycz­nej, na­uko­wej pod­sta­wy. Za­po­mi­na jed­nak, że do­gma­tyzm em­pi­rycz­ny, wia­ra w świat zmy­sło­wy, w ob­jek­tyw­ność świa­dec­twa zmy­słów, bez kry­tycz­ne­go roz­bio­ru tre­ści tej wia­ry, nie po­sia­da ani o jotę wię­cej war­to­ści na­uko­wej, niż owa wia­ra re­li­gij­na. Jed­na i dru­ga są bez­po­śred­ni­mi ob­ja­wa­mi dzia­łal­no­ści umy­słu, nie za­sta­na­wia­ją­ce­go się kry­tycz­nie nad sa­mym sobą, ule­ga­ją­ce­go śle­po przy­pad­ko­wym wpły­wom tra­dy­cyi, wy­cho­wa­nia i wie­lu in­nych, czy­sto in­dy­wi­du­al­nych czyn­ni­ków. Tym­cza­sem cała do­nio­słość fi­lo­zo­fii w roz­wo­ju umy­sło­wym po­le­ga wła­śnie na­tem, że wpły­wy owe pod­da­je kry­tycz­ne­mu roz­bio­ro­wi i do­pro­wa­dza umysł do moż­li­wej w tym wzglę­dzie ja­sno­ści i sa­mo­dziel­no­ści.

Nie każ­dy po­trze­bu­je zaj­mo­wać się ta­kie­mi ba­da­nia­mi kry­tycz­ne­mi; nie każ­dy po­trze­bu­je być fi­lo­zo­fem. Do co­dzien­ne­go ży­cia wy­star­cza za­zwy­czaj za­rów­no do­gma­tyzm re­li­gij­ny, jak i do­gma­tyzm em­pi­rycz­ny. Ale roz­pra­wiać o fi­lo­zo­fii, nada­wać so­bie minę sę­dzie­go nad do­byt­kiem pra­cy umy­sło­wej naj­głęb­szych my­śli­cie­li świa­ta; – a przy­tem jed­nak nie po­sia­dać na­wet po­ję­cia o naj­istot­niej­szych kry­tycz­nych za­da­niach fi­lo­zo­fii, – jest to ob­jaw tak prze­ra­ża­ją­cej płyt­ko­ści i po­wierz­chow­no­ści, że nań zdo­być się mogą tyl­ko umy­sły, po­zba­wio­ne wszel­kie­go wy­kształ­ce­nia fi­lo­zo­ficz­ne­go, nie zna­ją­ce grun­tow­nie ani jed­ne­go z pierw­szo­rzęd­nych dzieł fi­lo­zo­ficz­nych.

Dla ta­kich wła­śnie umy­słów Bi­blio­te­ka fi­lo­zo­ficz­na jest rze­czą ko­niecz­ną. Umy­słom ta­kim nie moż­na dość usil­nie za­le­cić stu­dy­um i dzie­ła Kon­dyl­la­ka; ale na­tu­ral­nie ca­łe­go dzie­ła; nie­tyl­ko pierw­szej jego czę­ści, lecz mia­no­wi­cie i ostat­niej, za­wie­ra­ją­cej w so­bie ogól­ne wy­wo­dy sen­su­ali­zmu. Nie ma lep­sze­go środ­ka, aby i na­szych po­pu­la­ry­za­to­rów sen­su­ali­stycz­nych teo­ryj prze­bu­dzić z bło­gie­go snu do­gma­ty­zmu, wy­rwać ich z owych bez­kry­tycz­nych, płyt­kich ma­ja­czeń, któ­re już Ję­drzej Śnia­dec­ki tak traf­nie scha­rak­te­ry­zo­wał jako ro­man­se do­świad­cze­nia. W swej mo­wie O nie­pew­no­ści zdań i nauk na do­świad­cze­niu fun­do­wa­nych, ge­nial­ny ten ba­dacz do­ma­gał się za­sad­ni­czej kry­ty­ki do­świad­cze­nia; " in­a­czej, mówi, prze­wi­du­ję, iż wkrót­ce cała bu­do­wa nauk fi­zycz­nych na sa­mej nie­mal po­le­gać bę­dzie po­wa­dze; albo, że po­rzu­ciw­szy ro­man­se ima­gi­na­eyi i za­pa­lo­ne­go umy­słu, bu­do­wać bę­dzie­my ro­man­se do­świad­cze­nia".

Czy też nasi zwo­len­ni­cy ta­kich ro­man­sów czy­ta­li kie­dy­kol­wiek tę mowę zna­ko­mi­te­go au­to­ra Teo­ryi je­stestw or­ga­nicz­nych? Czy też znaj­dą czas i ocho­tę do uważ­ne­go prze­czy­ta­nia od po­cząt­ku do koń­ca choć­by pol­skie­go prze­kła­du dzie­ła Kon­dyl­la­ka O wra­że­niach zmy­sło­wych? Nie wiem tego! Wiem ato­li, że roz­pra­wiać pu­blicz­nie o fi­lo­zo­fii, wy­da­wać sądy o roz­licz­nych jej kie­run­kach, ma pra­wo tyl­ko ten, kto się za­po­znał przy­najm­niej z pierw­szo­rzęd­ne­mi dzie­ła­mi, sta­no­wią­ce­mi Bi­blio­te­kę fi­lo­zo­ficz­ną świa­ta.

Hen­ryk Stru­ve,

War­sza­wa, w Maju 1887 r.Wstęp tłu­ma­cza "Trak­ta­tu o wra­że­niach zmy­sło­wych"

Etien­ne Bon­not de Ma­bly Con­dil­lac (Kon­dyl­lak) uro­dził się w Gre­no­bli dnia 30 Wrze­śnia 1715 r. Był on młod­szym bra­tem opa­ta Ma­bly, zna­ne­go pu­bli­cy­sty, któ­ry w r. 1771 w Pol­sce prze­by­wał, a w dzie­sięć lat póź­niej ogło­sił zaj­mu­ją­ce pi­smo p… t. Du gou­ver­ne­ment et des lois de la Po­lo­gne. Po­świę­ciw­szy się rów­nież za­wo­do­wi du­chow­ne­mu, Kon­dyl­lak zo­stał wcze­śnie opa­tem w Mu­re­aux. Stan ka­płań­ski nie od­po­wia­dał jed­nak w zu­peł­no­ści jego po­wo­ła­niu i dla tego, czu­jąc po­ciąg do świec­kich nauk, za­jął się w swem sa­mot­nem opac­twie głów­nie stu­dy­ami fi­lo­zo­ficz­ne­mu

W trzy­dzie­stym roku ży­cia ogło­sił pierw­sze swe dzie­ło O po­cząt­ku wie­dzy ludz­kiej (Es­sai sur l'ori­gi­ne des con­na­is­san­ces hu­ma­ines, 2 tomy 1746). Dzie­łem tem przy­czy­nił się do roz­po­wszech­nie­nia we Fran­cyi na­uki Loc­ka, któ­ra sta­ła się punk­tem wyj­ścia dla jego wła­snych prac fi­lo­zo­ficz­nych. W trzy lata póź­niej po­świę­cił nowe dzie­ło roz­bio­ro­wi kry­tycz­ne­mu sys­te­ma­tów me­ta­fi­zycz­nych, szcze­gól­niej Ma­le­bran­cha, Spi­no­zy. Le­ib­nit­za, wy­ka­zu­jąc, że tyl­ko do­świad­cze­nie może do­pro­wa­dzić do ja­snych po­glą­dów na świat (Tra­it é des syst è mes, 2 tomy 1749). Przy­tem zaj­mo­wał się z te­goż em­pi­rycz­ne­go sta­no­wi­ska kwe­sty­ami es­te­tycz­ne­mi i wy­ło­żył w tym­że cza­sie swe za­pa­try­wa­nia na pięk­no, w osob­nem dzie­le (Re­cher­ches sur l'ori­gi­ne des id é es, que nous avons de la be­dut é , 2 tomy. 1749), Naj­głów­niej­szem jed­nak dzie­łem Kon­dyl­la­ka, któ­rem zjed­nał so­bie imię ty­po­we­go przed­sta­wi­cie­la teo­ryi sen­su­ali­zmu, jest jego Trak­tat o wra­że­niach zmy­sło­wych (Tra­it é des sen­sa­tions. Pierw­sze wy­da­nie w dwóch to­mach wy­szło w Pa­ry­żu i Lon­dy­nie 1754).

O dzie­le tem, za­zna­cza­ją­cem róż­ni­cę mię­dzy po­glą­da­mi Kon­dyl­la­ka i jego po­przed­ni­ka Loc­ka, po­wie­my wię­cej w dal­szym cią­gu ni­niej­sze­go wstę­pu. Jego uzu­peł­nie­niem na­zwać moż­na Trak­tat o zwie­rzę­tach (Tra­it é des ani­maux, 2 tomy 1755), po­świę­co­ny prze­waż­nie kry­tycz­ne­mu roz­bio­ro­wi po­glą­dów na ży­cie zwie­rzę­ce zna­ko­mi­te­go przy­rod­ni­ka Buf­fo­na, a w szcze­gól­no­ści jego zda­nia, że zwie­rzę­ta są tyl­ko czu­ją­ce­mi au­to­ma­ta­mi. Nad­to Kon­dy­lak pi­sy­wał i mniej­sze roz­pra­wy, jak np. Roz­pra­wę o wol­no­ści (Dis­ser­ta­tion sur la Li­bert é ), któ­ra sta­no­wi rów­nież uzu­peł­nie­nie jego Trak­ta­tu o wra­że­niach zmy­sło­wych i roz­strzy­ga kwe­styę wol­no­ści ze sta­no­wi­ska sen­su­ali­stycz­ne­go, na pod­sta­wie dzia­ła­nia wra­żeń przy­jem­no­ści i nie­przy­jem­no­ści.

Do­biw­szy się po­wyż­sze­mi pra­ca­mi u współ­cze­snych sła­wy pierw­szo­rzęd­ne­go pi­sa­rza, my­śli­cie­la i uczo­ne­go, Kon­dyl­lak w r. 1755 po­wo­ła­ny zo­stał na wy­cho­waw­cę in­fan­ta Pan­ny, póź­niej­sze­go księ­cia Par­my Fer­dy­nan­da I z domu Bur­bo­nów. Dla swe­go wy­cho­wań­ca na­pi­sał cały sze­reg dzieł, któ­re wy­da­ne zo­sta­ły p… t. Co­urs d' é tude pour l'in­struc­tion du prin­ce de Par­ma (13 to­mów, r. 1755 i nast.). Sta­no­wią one pod­ręcz­ni­ki do gra­ma­ty­ki, lo­gi­ki i hi­sto­ryi (L'art de par­les, L'art de pen­ser, L'art de ra­ison­ner, L'art d'ecri­re, Gram­ma­ire, Hi­sto­ire g é n é rale des hom­mes et des em­pi­res). W uzna­niu tych dzieł Aka­de­mie w Ber­li­nie, Par­mie i Lio­nie wy­bra­ły Kon­dyl­la­ka swo­im człon­kiem.

Po­wró­ciw­szy do Fran­cyi w r. 1768, wy­bra­nym zo­stał rów­nież na Człon­ka Aka­de­mii fran­cuz­kiej, lecz w pra­cach jej nie przyj­mo­wał żad­ne­go udzia­łu, pro­wa­dząc zno­wu ży­cie sa­mot­ne w od­osob­nie­niu od ru­chu umy­sło­we­go swe­go cza­su. Stan ka­płań­ski i pier­wot­ne stu­dya teo­lo­gicz­ne nada­wa­ły w ogó­le pra­com i sto­sun­kom to­wa­rzy­skim Kon­dyl­la­ka cha­rak­ter od­ręb­ny i miar­ko­wa­ły w wie­lu ra­zach za­rów­no jego prze­ko­na­nia, jak i jego po­stę­po­wa­nie. Do­gma­ta teo­lo­gii uzna­wał mil­czą­co, a gdy kon­se­kwen­cye jego po­glą­dów fi­lo­zo­ficz­nych z nimi się roz­cho­dzi­ły, na­ten­czas w do­pi­skach po­wo­ły­wał się za­zwy­czaj na ogra­ni­czo­ność umy­słu ludz­kie­go, któ­ry w taj­ni­ki wia­ry wnik­nąć nie jest w sta­nie. Toż samo po­wta­rza się i w jego sto­sun­kach oso­bi­stych. Znał do­brze Di­de­ro­ta, Jana Ja­ku­ba Rus­sa i in­nych przed­sta­wi­cie­li ra­dy­kal­nych dąż­no­ści swe­go cza­su, ale tych kom­pro­mi­tu­ją­cych zna­jo­mo­ści nig­dy nie pie­lę­gno­wał i w ogó­le trzy­mał się zda­le­ka od wszel­kiej wo­ju­ją­cej fi­lo­zo­fii, od wszel­kich re­for­ma­tor­skich, a tem­bar­dziej re­wo­lu­cyj­nych ten­den­cyj. I to ob­ja­śnia jego za­mi­ło­wa­nie do ci­che­go ży­cia w sa­mot­nem od­osob­nie­niu.

Pod ko­niec ży­cia zaj­mo­wał się Kon­dyl­lak i kwe­sty­ami eko­no­micz­ner­ni, jak o tem świad­czy jego pra­ca O han­dlu i rzą­dzie i ich wza­jem­nym do sie­bie sto­sun­ku (Le com­mer­ce et le Gou­ver­ma­ment, con­sid é r é s re­la­ti­ve­ment l'un à l'au­tre. 1776). Na we­zwa­nie zaś ko­mi­syi Edu­ka­cyj­nej w Pol­sce, na­pi­sał ze swe­go sen­su­ali­stycz­ne­go sta­no­wi­ska Lo­gi­kę, któ­ra przez dłu­gi czas uży­wa­ną była w na­szych szko­łach jako pod­ręcz­nik. Wy­szła ona z dru­ku na kil­ka ty­go­dni przed śmier­cią au­to­ra p… t. Lo­gi­que ou les pr é mier s d é ve­lop­pe­ments de l'art de pen­ser. 1780. Na ję­zyk pol­ski prze­ło­żył ją do­pie­ro w dwa­dzie­ścia dwa lat póź­niej Jan Zno­sko, pro­fe­sor s/kół aka­de­mic­kich wi­leń­skich p… t. Lo­ika czy­li pierw­sze za­sa­dy sztu­ki my­śle­nia. Wil­no 1-sze wyd. 1802, 2-gie 1808. 3-cie 1819 r. Jako do­wód roz­po­wszech­nie­nia tej szkol­nej lo­gi­ki Kon­dyl­la­ka, może słu­żyć ta oko­licz­ność, że prze­ło­żo­ną zo­sta­ła rów­nież na ję­zy­ki: hisz­pań­ski, wło­ski i no­wo­grec­ki.

Kon­dyl­lak umarł dnia 3 Sierp­nia 1780 r. w opac­twie Flux, pod Be­au­gen­cy, któ­re sta­no­wi­ło jego be­ne­fi­cy­um. Jako dzie­ło po­śmiert­ne ogło­szo­no w 1798 r. jego pra­cę p… t. Lan­gue des cal­culs. Zbiór wszyst­kich jego dzieł wy­da­li po jego śmier­ci w r. 1798 Ar­no­ux i Mo­usnier (Oeu­vres compl è tes de Con­dil­lac. 23 to­mów). Póź­niej­sze wy­da­nia wy­szły 1803 i 1824 r. Ni­niej­szy prze­kład Trak­ta­tu o wra­że­niach zmy­sło­wych do­ko­na­ny zo­stał z po­mie­nio­ne­go wy­da­nia z r. 1798. W wy­da­niu tem uwzględ­nio­no wszel­kie po­praw­ki i uzu­peł­nie­nia, w któ­re sam Kon­dyl­lak z bie­giem cza­su za­opa­trzył pierw­sze wy­da­nie tego trak­ta­tu z r. 1754.

W wie­ku XVIII fi­lo­zo­fia Loc­ka mia­ła wpływ prze­waż­ny na umy­sło­wość fran­cuz­ką. Za­uwa­żyć moż­na ła­two w dzie­jach fi­lo­zo­fii, że o ile cha­rak­ter fi­lo­zo­fii nie­miec­kiej jest me­ta­fi­zycz­ny, a fran­cuz­kiej ra­cy­ona­li­stycz­ny, o tyle An­gli­cy są prze­waż­nie em­pi­ry­ka­mi. Wza­jem­ne wpły­wy tych trzech na­ro­dów ła­go­dzą jed­no­stron­ność typu, lecz go nie zmie­nia­ją. To też fi­lo­zo­fia Loc­ka we Fran­cyi przy­bra­ła cha­rak­ter bar­dziej ra­cy­ona­li­stycz­ny. Roz­wi­nę­ła się ona w dwóch kie­run­kach, w kie­run­ku psy­cho­lo­gicz­nym i spo­łecz­nym. Do fi­lo­zo­fów so­cy­olo­gów XVIII wie­ku za­li­czyć na­le­ży ta­kich my­śli­cie­li jak Mon­te­squ­ieu, Wol­te­ra, Ro­us­se­au, Tur­got, Con­dor­cet i inni; kie­ru­nek zaś psy­cho­lo­gicz­ny roz­wi­nę­li w fi­lo­zo­fii: La­met­trie, Kon­dyl­lak, Hel­we­cy­usz, Di­de­rot, Hol­bach, Ca­ba­nis i inni. Nie moż­na też i w tym wzglę­dzie po­mi­nąć Wol­te­ra i Ro­us­se­au.

We­dług uwa­gi Joly'ego, umysł fran­cu­ski w XVIII wie­ku, tak jak Gre­cya po Pla­to­nie i Ary­sto­te­le­sie, za­tra­cił zdol­ność do za­sta­na­wia­nia się nad wiel­kie­mi kwe­sty­ami bytu, i dla tego zwró­cił się prze­waż­nie do szcze­gó­ło­wych py­tań ży­cio­wych. Fi­lo­zo­fia XVIII wie­ku, to skep­ty­cyzm, epi­ku­re­izm i sto­icyzm Gre­ków, wy­stę­pu­ją­ce tyl­ko pod in­ne­mi na­zwi­ska­mi. Wszy­scy fi­lo­zo­fo­wie po­ru­sza­ją przedew­szyst­kiem kwe­styą szczę­ścia oso­bi­ste­go.

Ten kie­ru­nek my­śli był bez­po­śred­nim wy­ni­kiem ogól­nych dąż­no­ści cza­su i na in­nych dzie­dzi­nach ży­cia. Fi­lo­zo­fia fran­cuz­ka XVIII wie­ku jest wy­ra­zem tych sa­mych in­dy­wi­du­ali­stycz­nych dąż­no­ści, któ­re wy­wo­ła­ły wiel­ką re­wo­lu­cyą fran­cuz­ką. Do­bro­byt oso­bi­sty, szczę­ście jed­nost­ko­we, – oto głów­ny cel wszel­kich ru­chów spo­łecz­nych i po­li­tycz­nych tego wie­ku. A cho­ciaż przed­sta­wi­cie­le tych dąż­no­ści cią­gle na ustach mie­li spo­łe­czeń­stwo i do­bro po­wszech­ne­go jed­nak mi­mo­wied­nie głów­ną sprę­ży­ną wszyst­kich ich dąż­no­ści był in­te­res wła­sny, ego­izm, a przedew­szyst­kiem do­bro­byt ma­te­ry­alay. Tak się wy­ra­ził duch owe­go cza­su w dzie­dzi­nie eko­no­mii spo­łecz­nej (Adam Smith), pra­wa (Mon­te­squ­ieu) i fi­lo­zo­fii (sen­su­alizm).

Sen­su­alizm jest fi­lo­zo­fią XVIII wie­ku. Sen­su­lizm jest to wy­raz nowy; rzecz sama jed­nak daw­no była zna­ną. Pod na­zwi­skiem tem ro­zu­mie się kie­ru­nek, któ­ry po­śred­nio czy bez­po­śred­nio wy­pro­wa­dza wszyst­kie na­sze po­ję­cia z wra­żeń zmy­sło­wych i spro­wa­dza w ten spo­sób wszyst­kie na­sze zdol­no­ści do czu­cia zmy­sło­we­go. Sen­su­alizm nie jest to em­pi­ryzm; em­pi­ryzm bo­wiem, do­wie­rza­jąc do­świad­cze­niu, za­zna­cza tyl­ko pe­wien kie­ru­nek me­to­do­lo­gicz­ny po­zna­nia, ale sys­te­mu po­zna­nia nie two­rzy. Sen­su­alizm zaś jest to sys­tem fi­lo­zo­ficz­ny, któ­ry z wra­żeń zmy­sło­wych wy­pro­wa­dza wszel­kie po­zna­nie rze­czy.

Sys­tem ten przy­jął w dzie­jach fi­lo­zo­fii roz­licz­ne od­cie­nia, któ­re scha­rak­te­ry­zu­je­my tu­taj w naj­ogól­niej­szych za­ry­sach.

1) . Sen­su­alizm ob­jek­tyw­ny. Jest to dok­try­na ma­te­ry­ali­stycz­na, któ­ra zaj­mu­jąc się nie tyle na­szą zdol­no­ścią po­zna­nia, ile ra­czej rze­cza­mi, bę­dą­cem i przed­mio­tem po­zna­nia, wie­rzy tyl­ko w ist­nie­nie rze­czy do­ty­kal­nych, pod zmy­sły pod­pa­da­ją­cych, t… j… ma­te­ry­al­nych. Dzie­jo­wo jest to pierw­sza for­ma sen­su­ali­zmu, któ­rą już na­po­ty­ka­my u pierw­szych fi­lo­zo­fów grec­kich, a któ­rą na­stęp­nie roz­wi­nę­li De­mo­kryt, Epi­kur i inni my­śli­cie­le sta­ro­żyt­ni.

2). Sen­su­alizm sub­jek­tyw­ny. W now­szych do­pie­ro cza­sach roz­wi­ja się sen­su­alizm w naj­wła­ściw­szym so­bie re­flek­syj­nym i psy­cho­lo­gicz­nym cha­rak­te­rze. Przed­sta­wi­cie­le tego od­cie­nia sen­su­ali­zmu zaj­mu­ją się bar­dziej na­tu­rą du­cha, ani­że­li na­tu­rą rze­czy, i we wra­że­niach zmy­sło­wych szu­ka­ją źró­dła wszyst­kich na­szych zdol­no­ści umy­sło­wych i na­szych wia­do­mo­ści. Tego ro­dza­ju sen­su­alizm sta­no­wił w sta­ro­żyt­no­ści pod­sta­wę sub­jek­tyw­ne­go skep­ty­cy­zmu Pyr­ro­na i jego na­stęp­ców. Wśród zaś fi­lo­zo­fów no­wo­żyt­nych roz­wi­nię­tym zo­stał głów­nie przez Loc­ka i Kon­dil­la­ka.

Od­mia­ną tego sen­su­ali­zmu sub­jek­tyw­ne­go jest sen­su­alizm lo­gicz­ny, a ra­czej no­mi­na­lizm, któ­ry, po ode­gra­niu wiel­kiej roli w śred­nich wie­kach, wskrze­szo­ny zo­stał w XVII wie­ku przez Hob­be­sa. No­mi­na­lizm ten do­wo­dzi, że nie mamy żad­nych sa­mo­dziel­nych po­jęć ogól­nych, i że wszyst­ko, co tak zo­wie­my, są tyl­ko wy­ra­zy, sło­wa, w któ­rych mogą się za­wie­rać naj­roz­ma­it­sze po­ję­cia, ide­je. Ana­li­za więc lo­gicz­na pro­wa­dzi tu­taj do te­goż re­zul­ta­tu, do ja­kie­go do­szli Loc­ke i Kon­dyl­lak za po­mo­cą ana­li­zy psy­cho­lo­gicz­nej.

3). Sen­su­alizm mo­ral­ny gra­ni­czy z jed­nej stro­ny ze szko­łą De­mo­kry­ta i Epi­ku­ra, z dru­giej ze szko­łą Loc­ka i Kon­dyl­la­ka. Uwa­ża on wzru­sze­nia zmy­sło­we, ból i roz­kosz, jako je­dy­ne kry­te­ry­um złe­go i do­bre­go. In­ne­mi sło­wy, roz­kosz jest do­brem, ból – złem. Na­le­ży więc dą­żyć do roz­ko­szy, uni­kać bólu. Tu na­le­żą roz­licz­ne od­mia­ny sta­ro­żyt­ne­go i no­wo­cze­sne­go epi­ku­re­izmu.

Wspo­mnie­li­śmy już, że fi­lo­zo­fia Kon­dyl­la­ka róż­ni się od fi­lo­zo­fii Loc­ka. Róż­ni­ce te jed­nak wy­stą­pi­ły do­pie­ro na jaw w jego Trak­ta­cie o wra­że­niach

zmy­sło­wych, któ­ry jest dzie­łem zu­peł­nie sa­mo­dziel­nem, pod­czas gdy w pierw­szej swej książ­ce: O po­cząt­ku wie­dzy ludz­kiej, Kon­dyl­lak jesz­cze zu­peł­nie na Loc­ku się opie­ra.

Dwa te głów­ne dzie­ła ozna­cza­ją dwie fazy w roz­wo­ju fi­lo­zo­fii Kon­dyl­la­ka.

W pierw­szem swem dzie­le O po­cząt­ku wie­dzy, trzy­ma­jąc się jesz­cze zu­peł­nie Loc­ka, przyj­mu­je wraz z nim, dwa za­sad­ni­cze czyn­ni­ki umy­sło­wej dzia­łal­no­ści czło­wie­ka: czu­cie i re­flek­syą czy­li roz­wa­gę. Czu­cie sta­no­wi tu­taj treść, ma­te­ryą my­śli, po­jęć; re­flek­sya zaś na­da­je im for­mę, do­pro­wa­dza je do na­szej świa­do­mo­ści, po­rów­ny­wa je, ko­ja­rzy i uogól­nia. Tym­cza­sem w Trak­ta­cie o wra­że­niach zmy­sło­wych, Kon­dyl­lak nie przy­zna­je już za re­flek­sya zna­cze­nia sa­mo­dziel­ne­go, lecz do­wo­dzi, że jest ona tyl­ko od­mia­ną czu­cia i w niem się za­wie­ra. Wsku­tek tego, roz­wi­ja­jąc kon­se­kwent­nie za­sa­dę sen­su­ali­zmu, spro­wa­dza wszyst­kie czyn­no­ści umy­słu, in­te­lek­tu, do jed­ne­go tyl­ko czu­cia, do wra­żeń zmy­sło­wych i sku­pia w nich jak myśl i wolę, tak w ogó­le du­szą całą *.

–-

* Osta­tecz­ny ob­jaw psy­chicz­ny, wy­ni­ka­ją­cy z po­draż­nie­nia ner­wów jed­ne­go z or­ga­nów zmy­sło­wych, Kon­dyl­lak na­zy­wa sen­sa­tion. Ty­tuł dzie­ła: Tra­it è des sen­sa­tions, prze­ło­żo­nym zo­stał na ję­zyk pol­ski: Trak­tat o wra­że­niach zmy­sło­wych, po­nie­waż na­zwa ta dla ozna­cze­nia sen­sa­cyi jest po­wszech­nie uży­wa­ną. Ale nie jest ona ści­słą, Kon­dyl­lak, po­dob­nie jak i cała now­sza psy­cho­lo­gia, roz­róż­nia w pro­ce­sie psy­chicz­nym, to­wa­rzy­szą­cym dzia­ła­niu or­ga­nów zmy­sło­wych, trzy głów­ne mo­men­ta: im­pre­syą (im­pres­sion), per­cep­cyą (per­cep­tion) i sen­sa­cyą (sen­sa­tion). Im­pre­sya jest to pierw­szy bez­po­śred­ni ob­jaw dzia­ła­nia bodź­ców na zmy­sły, i naj­do­kład­niej ozna­cza się pol­skiem wy­ra­że­niem: wra­że­nie zmy­sło­we. Per­cep­cyą ma miej­sce, gdy wra­że­nie uję­tem, lub spo­strze­żo­nem zo­sta­je świa­do­mie. Dla

I pod wzglę­dem fi­lo­zo­fii mowy Kon­dyl­lak przed­sta­wia kon­se­kwent­ny po­stęp w roz­wo­ju za­sad sen­su­ali­zmu w po­rów­na­niu z Loc­kem. An­giel­ski my­śli­ciel za­zna­czył w ogó­le wpływ mowy na my­śle­nie. Kon­dyl­lak zaś zba­dał bli­żej ten wpływ, i w swo­jej Gra­ma­ty­ce i Lo­gi­ce sta­rał się bar­dziej szcze­gó­ło­wo okre­ślić sto­su­nek mowy do roz­licz­nych ob­ja­wów ży­cia umy­sło­we­go. Za­uwa­żył on, że pew­ne ro­dza­je my­śle­nia są nie­moż­li­we bez zna­ków. Zna­ka­mi zaś ta­kie­mi dla my­śli są wy­ra­zy, mowa. Bez mowy mie­li­by­śmy

–-

ozna­cze­nia tego ob­ja­wu nie mamy do­kład­ne­go ter­mi­nu pol­skie­go Wy­raz spo­strze­że­nie w tem zna­cze­niu nie jest na­le­ży­cie utar­tym i nad­to nie od­da­je dość ści­śle cha­rak­te­ry­stycz­ne­go rysu w mo­wie bę­dą­ce­go ob­ja­wu. Spo­strze­że­nie łą­czy się zbyt bliz­ko z po­ję­ciem czyn­no­ści, sa­mo­dzi­le­ne­go dzia­ła­nia uwa­gi, gdy tym­cza­sem per­cep­cya ma prze­waż­nie cha­rak­ter bier­ny; przej­mu­je tyl­ko daną treść wra­że­nia i nic wię­cej. Jan Śnia­dec­ki w swej Fi­lo­zo­fii umy­słu ludz­kie­go tłu­ma­czy per­cep­cya, przez poj­mo­wa­nie (zob. Wstęp § 9, oraz Roz­dział I). Ale ter­min ten z po­wo­du swe­go ści­słe­go związ­ku z dal­szy­mi pro­ce­sa­mi umy­sło­wej dzia­łal­no­ści, jesz­cze mniej się na­da­je wtym ra­zie, ani­że­li wy­raz spo­strze­że­nie. Dla tych trud­no­ści, w ter­mi­no­lo­gii na­uko­wej wy­raz per­cep­cya nie daje się na­le­ży­cie za­stą­pić wy­ra­zem pol­skim. Sen­sa­cya wresz­cie ozna­cza osta­tecz­ny wy­nik psy­chicz­ny pro­ce­su zmy­sło­we­go; jest to stan pod­mio­to­wy, sub­jek­tyw­ny, wy­wo­ła­ny świa­do­mie prze­ję­tem czy­li spo­strze­żo­nem wra­że­niem zmy­sło­wem. Stan ten dość do­kład­nie ma­lu­je nasz wy­raz: czu­cie, szcze­gól­niej, gdy do nie­go do­da­my przy­miot­nik: zmy­sło­we. Jan Śnia­dec­ki tego wy­ra­zu uży­wał dla ozna­cze­nia sen­sa­cyi i od­tąd na­brał on wię­cej ści­sło­ści w pol­skiej psy­cho­lo­gicz­nej ter­mi­no­lo­gii. Z po­wyż­sze­go oka­zu­je się, że w sa­mem dzie­le Kon­dyl­la­ka nie moż­na było sen­sa­cyi wprost tłu­ma­czyć przez wra­że­nie zmy­sło­we, gdyż taki prze­kład za­tarł­by zu­peł­nie róż­ni­cę mię­dzy im­pre­syą i sen­sa­cya. Po­mi­nąw­szy tedy ty­tuł dzie­ła, w sa­mym tek­scie ter­min wra­że­nie zmy­sło­we uży­to tyl­ko dla ozna­cze­nia im­pre­syi a sen­sa­cya na­zwa­no za­wsze czu­ciem.

(Przy­pi­sek Re­dak­cyi).

wpraw­dzie, jak zwie­rzę­ta, wy­obra­że­nia o przed­mio­tach ze­wnętrz­nych, ale nie by­li­by­śmy w sta­nie wznieść się do po­jęć ode­rwa­nych, do uogól­nień i do ro­zu­mo­wa­nia. Mowa więc jest we­dług Kon­dyl­la­ka głów­ną pod­sta­wą roz­wo­ju my­śli. Ztąd to po­cho­dzi ów gło­śny pa­ra­doks jego: "Na­uka jest tyl­ko do­brze uro­bio­nym ję­zy­kiem". (Une scien­ce n'est qu'une lan­gue bien fa­ite).

Ro­biąc w ten; spo­sób mowę nie­tyl­ko jed­nym z wa­run­ków, lecz pod­sta­wą samą my­śli, Kon­dyl­lak od niej czy­ni za­leż­nem całą jaźń ludz­ką. Jaźń – po­wia­da – jest tyl­ko po­łą­cze­niem i uogól­nie­niem szcze­gó­ło­wych czyn­ni­ków; ztąd wy­ni­ka, że nie jest ona by­najm­niej rze­czy­wi­sto­ścią ży­ją­cą, czyn­ną, nie­po­dziel­ną. Prze­ciw­nie, jest ona czy­stą abs­trak­cyą, my­ślą ode­rwa­ną, po­zba­wio­ną iden­tycz­no­ści, jed­no­ści; co naj­wię­cej po­sia­da iden­tycz­ność lub jed­ność sztucz­ną, tyl­ko czy­sto no­mi­nal­ną.

Wy­gła­sza­jąc taką teo­ryą świa­do­mo­ści, po­wta­rza­ną do­tąd przez nie­któ­rych psy­cho­lo­gów, Kon­dyl­lak jed­nak nie sta­je się by­najm­niej ma­te­ry­ali­sta. Owszem cen­tral­ne sie­dli­sko my­śli po­miesz­cza w du­szy, nie zaś w or­ga­nach, i od­róż­nia ja­sno psy­cho­lo­gią od fi­zy­olo­gii. Zbli­ża się na­wet do ide­ali­zmu, uwa­ża­jąc czu­cia za zmia­ny sta­nów we­wnętrz­nych isto­ty my­ślą­cej. Przy­zna­je on, że nie zna­my nic, prócz na­szej my­śli. "Czy się wzno­si­my aż pod nie­bio­sa, mówi, czy się też spusz­cza­my w naj­głęb­sze ot­chła­nie, za­wsze nie wy­cho­dzi­my poza sa­mych sie­bie. Są to tyl­ko na­sze wła­sne my­śli, któ­re do­cho­dzą do na­szej świa­do­mo­ści".

Już Di­de­rot, prze­pro­wa­dza­jąc w swym Li­ście o nie­wi­do­mych (Let­tre sur les aveu­gles) pa­ra­le­lę mię­dzy ide­ali­zmem Ber­ke­leya i sen­su­ali­zmem Kon­dyl­la – ka, wy­ka­zu­je, że do po­wyż­sze­go wy­ni­ku o sub­jek­tyw­no­ści wszel­kiej tre­ści umy­sło­wej do­cho­dzi już Ber­ke­ley w koń­cu swe­go pierw­sze­go Dy­alo­gu mię­dzy Hy­la­sem i Fi­lo­no­usem, uzna­jąc ten po­gląd za pod­sta­wę ca­łej swej fi­lo­zo­fii.

Trak­tat o wra­że­niach zmy­sło­wych za­wie­ra w so­bie szcze­gó­ło­we roz­wi­nię­cie za­zna­czo­nych ogól­nych za­sad sen­su­ali­zmu Kon­dyl­la­ka. Dla pla­stycz­ne­go uwy­dat­nie­nia tych za­sad, a mia­no­wi­cie dla wy­ka­za­nia, że umysł po­zba­wio­ny jest wszel­kiej sa­mo­dziel­nej tre­ści, że wszyst­kie zdol­no­ści jego są na­byt­kiem czu­cia i jego stop­nio­we­go roz­wo­ju, au­tor przy­pusz­cza ist­nie­nie po­są­gu, czy­li po­sta­ci mar­mu­ro­wej, ob­da­rzo­nej ustro­jem or­ga­nicz­nym czło­wie­ka, lecz wstę­pu­ją­cej tyl­ko ko­lej­no w po­sia­da­nie jed­ne­go zmy­słu po dru­gim. Po­cząt­ko­wo po­stać ule­ga tyl­ko wra­że­niom po­wo­nie­nia, jako naj­mniej zwią­za­nym z ob­ja­wa­mi umy­slo­we­mi. Na­stęp­nie ob­da­rzo­ną zo­sta­je ko­lej­no słu­chem, sma­kiem, wzro­kiem i na­resz­cie do­ty­kiem. Udo­wod­nie­nie zaś szcze­gó­ło­we, że wsku­tek dzia­ła­nia tych wra­żeń zmy­sło­wych, wy­twa­rza­ją się wszel­kie czyn­no­ści umy­sło­we i że im je­dy­nie za­wdzię­cza­my wszel­kie na­sze wia­do­mo­ści i nasz po­gląd na świat ze­wnętrz­ny – oto cel ca­łe­go dzie­ła.

Już naj­pier­wot­niej­sze wra­że­nia zmu­sza­ją po­stać, aby się ku nim zwra­ca­ła, a za­tem wy­twa­rza­ją w niej uwa­gę. Przy jej po­mo­cy od­czu­wa­my róż­ni­cę mię­dzy przy­jem­ne­mi i nie­przy­jem­ne­mi wra­że­nia­mi, t… j… czu­je­my roz­kosz i ból. Da­lej, mi­nio­ne czu­cie po­zo­sta­wia swe śla­dy, któ­re przy udzia­le uwa­gi, roz­wi­ja­ją pa­mięć. Wspo­mnie­nia zno­wu mogą być roz­ma­ite co do swej tre­ści i co do swej siły, a sze­reg wspo­mnień wy­twa­rza po­rów­na­nia. Po­rów­na­nie zaś wy­wo­łu­je oce­nę rze­czy czy­li sąd. Z dru­giej stro­ny po­rów­na­nie przy­jem­nych sta­nów z nie­przy­jem­ne­mu, ro­dzi po­trze­bę. Po­trze­ba sta­je się jed­nym z naj­sil­niej­szych czyn­ni­ków ży­cia umy­sło­we­go. Po­bu­dza ona naj­przód czyn­ność pa­mię­ci, i za jej po­śred­nic­twem od­twa­rza mi­nio­ne czu­cia, czy­li sta­je się wy­obraź­nią. Na­stęp­nie zmu­sza do roz­bio­ru i roz­po­zna­wa­nia przed­mio­tów, wy­wo­łu­ją­cych przy­jem­ne lub nie­przy­jem­ne wra­że­nia. Ze­środ­ko­wu­jąc zaś wszyst­kie siły ku jed­ne­mu przed­mio­to­wi, po­trze­ba sta­je się pra­gnie­niem, żą­dzą. Sil­ne pra­gnie­nie przyj­mu­je cha­rak­ter na­mięt­no­ści. Na­mięt­ność sto­sow­nie do bólu lub roz­ko­szy, z ja­kie­mi się łą­czy, sta­je się mi­ło­ścią lub nie­na­wi­ścią. Z tego sa­me­go źró­dła wy­pły­wa­ją oba­wa i na­dzie­ja. Na­ko­niec mi­łość z na­dzie­ją, jak rów­nież nie­na­wiść z oba­wą wy­wo­łu­ją pra­gnie­nia, dzia­ła­ją­ce w pew­nym ozna­czo­nym kie­run­ku, więc ro­dzą wolę. Wszyst­kie na­resz­cie czu­cia, ja­kie po­stać od­czu­wa i ja­kie po dłu­gich do­świad­cze­niach pa­mię­ta, ra­zem wzię­te, do­pro­wa­dza­ją do po­ję­cia jaź­ni, sa­mo­wie­dzy.

Tak więc czu­cie samo jed­no wy­twa­rza, we­dług Kon­dyl­la­ka, wszyst­kie uzdol­nie­nia du­szy. Dzię­ki je­dy­nie wra­że­niom zmy­sło­wym czu­cie przy­po­mi­na so­bie, są­dzi, roz­róż­nia, wy­obra­ża so­bie; ma po­ję­cia ode­rwa­ne o licz­bie i trwa­niu, zna praw­dy ogól­ne i szcze­gó­ło­we; pra­gnie, czu­je na­mięt­no­ści, ko­cha, nie­na­wi­dzi, od­da­je się na­dziei, lęka się, chce, dzi­wi się, na­by­wa na­wyk­nie­nia, kształ­ci i do­sko­na­li się.

Ta­kiem jest tło ogól­ne dzie­ła Kon­dyl­la­ka. Na­tem tle w spo­sób, pod wzglę­dem dy­alek­tycz­nym bar­dzo zręcz­ny, ma­lu­je roz­wój umy­sło­wy owej po­sta­ci hi­po­te­tycz­nej i daje do zro­zu­mie­nia, że ta­kim a nie in­nym jest i roz­wój umy­sło­wo­ści czło­wie­ka.

Co się ty­cze po­glą­dów etycz­nych Kon­dyl­la­ka, to od sen­su­ali­zmu sub­jek­tyw­ne­go prze­cho­dzi on kon­se­kwent­nie do za­zna­czo­ne­go po­wy­żej sen­su­ali­zmu mo­ral­ne­go. Każe on swej po­sta­ci być za­wsze tem, co czu­je, i dzia­łać za­wsze w kie­run­ku wra­żeń przy­jem­nych. Łą­czy się tedy ści­śle z teo­ryą epi­ku­re­izmu. Do­brem na­zy­wa to wszyst­ko, co się po­do­ba po­wo­nie­niu i sma­ko­wi; pięk­nem zaś wszyst­ko, co się po­do­ba wzro­ko­wi, słu­cho­wi i do­ty­ko­wi. A cho­ciaż w tym wzglę­dzie w nie­któ­rych miej­scach swe­go Trak­ta­tu robi pew­ne za­strze­że­nia co do kon­se­kwen­cyi, do ja­kich taki po­gląd do­pro­wa­dza, to jed­nak w grun­cie rze­czy od owej teo­ryi w ni­czem nie od­stę­pu­je. W ogó­le za­strze­że­nia tego ro­dza­ju, dla za­zna­czo­nych już po­wo­dów, wy­wo­łu­ją wra­że­nie, jak­by pi­sa­ne były dla pew­nych ubocz­nych wzglę­dów, nie ma­ją­cych żad­ne­go związ­ku z fi­lo­zo­fią.

Pod wzglę­dem li­te­rac­kim Trak­tat o wra­że­niach zmy­sło­wych na­zwać moż­na ar­cy­dzie­łem. Je­st­to ist­ny ro­mans, w któ­rym owa po­stać mar­mu­ro­wa, oży­wia się stop­nio­wo, czło­wie­cze­je, i czy­tel­nik, wraz z nią, co­raz nowe wi­dzi ob­ra­zy, co­raz szer­sze obej­mu­je wid­no­krę­ki. Pięk­ność sty­lu i ja­sność wy­kła­du ro­bią to dzie­ło do­stęp­nem dla każ­de­go. Współ­cze­śni by­li­by tę książ­kę na­zwa­li p opu­lar­ną, w naj­lep­szem tego sło­wa zna­cze­niu, gdy­by ba­nal­ny ten wy­raz był już zna­nym w owym cza­sie.

Spra­wi­ła ona też od pierw­szej chwi­li wiel­kie wra­że­nie, a nad­to z po­wo­du swej for­my wy­wo­ła­ła na­wet małą bu­rzę. Zja­wi­ło się wie­lu nie­chęt­nych kry­ty­ków, któ­rzy Kon­dyl­la­ko­wi za­rzu­ca­li, że po­mysł po­sta­ci nie jest ani no­wym, ani ory­gi­nal­nym, że na – śla­do­wał w tym wzglę­dzie po­pro­stu już to Buf­fo­na, już to Di­de­ro­ta.

Di­de­rot w r. 1751, a za­tem na trzy lata wcze­śniej przed wyj­ściem z dru­ku Trak­ta­tu Kon­dyl­la­ka, wy­dał roz­pra­wę O głu­cho­nie­mych, ma­ją­cą za przed­miot kwe­styą po­cząt­ku i roz­wo­ju mowy ( Let­tre sur les so­urds et mu­ets), w któ­rej przed­sta­wia czło­wie­ka jako roz­dzie­lo­ne­go na tyle sa­mo­dziel­nych istot, ile po­sia­da zmy­słów. Przy­pusz­cze­nie to zbli­ża się w sa­mej rze­czy do ale­go­rycz­nej po­sta­ci Kon­dyl­la­ka. Ale za­rzut za­czer­pa­nia po­my­słu od Di­de­ro­ta, Kon­dyl­lak od­parł do­wo­dem, że pra­ca jego była go­to­wą w rę­ko­pi­śmie przed r. 1751, i że po­mysł po­sta­ci, na któ­rym on opie­rał swo­ją ana­li­zę wra­żeń zmy­sło­wych, do­brze był zna­ny róż­nym oso­bom, mię­dzy in­ne­mi sa­me­mu Di­de­ro­to­wi, przed ogło­sze­niem jego pi­sma o głu­cho­nie­mych.

Rów­nie bez­za­sad­nym jest za­rzut, ja­ko­by Kon­dyl­lak ów po­mysł prze­jął od Buf­fo­na. Za­rzut ten wy­po­wie­dział Grimm, przy­ja­ciel Di­de­ro­ta, do­wo­dząc, że Kon­dyl­lak ko­pio­wał po­pro­stu Buf­fo­now­skie­go Ada­ma, któ­ry w pierw­szych dniach stwo­rze­nia sta­je w obec na­tu­ry i po­wo­li, chło­nąc z ogro­mu wra­żeń, po­etycz­nie opo­wia­da o swych za­chwy­tach, ro­zu­mo­wa­niach i wnio­skach, ja­kie w nim się wy­two­rzy­ły na wi­dok prze­pięk­ne­go świa­ta. Już z tego oka­zu­je się, że Buf­fon miał na oku głów­nie po­etycz­ną cha­rak­te­ry­sty­kę na­tu­ry, pod­czas gdy Kon­dyl­lak przy po­mo­cy swej po­sta­ci, pra­gnął wy­ka­zać stop­nio­wy roz­wój uzdol­nień czło­wie­ka wsku­tek dzia­łal­no­ści zmy­słów.

Całą tą kwe­styą roz­ja­śnia naj­le­piej F. A. Lan­ge w swej Hi­sto­ryi Ma­te­ry­ali­zmu, słusz­ną uwa­gą, że po­mysł ów był bar­dzo pro­stym i w róż­nej for­mie po­wta­rzał się u daw­niej­szych i now­szych au­to­rów. Przed Di­de­ro­tem i Buf­fo­nem, La­met­trie w swej Hi­sto­ryi na­tu­ral­nej du­szy (Hi­sto­ire na­tu­rel­le de l'âme), wy­da­nej w roku 1745, po­wo­łu­je się na pięk­ną ale­go­ryą (bel­le con­jec­tu­re) Ar­no­biu­sza, zna­ne­go obroń­cy chrze­ści­jań­stwa, ży­ją­ce­go w czwar­tym wie­ku, któ­ry w swem dzie­le apo­lo­ge­tycz­nem Ad­ver­sus gen­tes, dla zbi­cia pla­toń­skiej na­uki o za­cho­wy­wa­nych w pa­mię­ci ide­ach z prze­dziem­skie­go bytu du­szy i dla wy­ka­za­nia ko­niecz­nej po­trze­by ob­ja­wie­nia bo­skie­go, przy­pusz­cza dziec­ko, wy­cho­wa­ne w ciem­no­ści przez nagą i nie­mą mam­kę, po­zba­wio­ne wszel­kich sto­sun­ków z ludź­mi, wszel­kiej zna­jo­mo­ści świa­ta, i po­zo­sta­ją­ce w tym sta­nie aż do wie­ku doj­rza­łe­go. Otóż czło­wiek taki nie po­sia­dał­by żad­nej my­śli, nie ro­zu­miał­by na­wet in­nych lu­dzi, gdy­by się do nie­go zwra­ca­li. La­met­trie po­sił­ku­je się tem przy­pusz­cze­niem już wprost dla udo­wod­nie­nia swych ma­te­ry­ali­stycz­nych i ate­istycz­nych po­glą­dów.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: