Triki psychiki - ebook
Triki psychiki - ebook
Jak się zmienia nasz mózg pod wpływem technologii? Jak sobie radzi we współczesnym świecie? Dziennie wchłania 34 gigabajty danych – to odpowiednik 100 tysięcy słów. Nic więc dziwnego, że bywa przeładowany, a wtedy nasza czujność i zdolność do trzeźwej oceny sytuacji gwałtownie się zmniejszają. Co się dzieje, gdy zasypia rozum zmęczony nadmiarem bodźców? „Focus” bada ludzką świadomość i podświadomość, by poznać rządzące nimi mechanizmy.
Dowiecie się także:
- Czy medytacja zmienia mózg?
- Dlaczego warto mieć koszmarne sny?
- Czy można amputować strach?
- Jak się nie dać wkręcić sprzedawcom?
- Po czym poznać kłamcę?
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7778-669-7 |
Rozmiar pliku: | 474 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Samopoznanie to podróż w nieznane, zapewnia przygody i poszerza horyzonty, ale można też liczyć na chwile dramatyczne lub wręcz ryzykowne.
autor Kazimierz Pytko
Podstawowym warunkiem poznania jest uzyskanie obiektywnych informacji o badanym obiekcie, ale zgodnie z zasadami fizyki i logiki, żaden system nie może obserwować samego siebie. Tymczasem właśnie tego wymaga się od mózgu. Optymiści przekonują, że tę sprzeczność da się rozwiązać, gdyż już dziś mózg nie jest zdany tylko na siebie i za pomocą tomografii komputerowej czy rezonansu magnetycznego można obiektywnie obserwować wiele zachodzących w nim procesów. Nie widzą też powodów, dla których w przyszłości nie mogłyby powstać urządzenia zdolne przeniknąć wszystkie jego tajemnice.
Neurobiolog William Newsom z Uniwersytetu Stanforda studzi ten entuzjazm i zwraca uwagę, że badania mózgu przypominają oglądanie świata z okien nisko lecącego samolotu. Widzimy szlaki komunikacyjne, linie przesyłu energii, budowle, ale nie wiemy nic o panujących na dole stosunkach społecznych i relacjach między jego mieszkańcami. Jeśli dysponujemy reflektorami i teleskopami, możemy oświetlać i dowolnie powiększać oglądane obiekty, jeśli posiadamy broń – nawet je niszczyć. Ale czy to w jakiś przełomowy sposób zwiększy naszą wiedzę?
Jeśli przyjmuje się założenie, że wszystkie zachodzące w mózgu procesy dają się sprowadzić do poznawalnych reakcji fizycznych i chemicznych, trzeba też uznać, że nie ma w nim komórek prawdy, która jest pojęciem subiektywnym. Co więcej, zgodnie z teorią ewolucji, wszelkie formy życia, także człowiek z jego mózgiem, powstały w wyniku przypadkowych mutacji genetycznych. W związku tym John Haught w książce God after Darwin: A Theology of Evolution (Bóg po Darwinie: Teologia ewolucji) zadaje fundamentalne pytanie: „Jeżeli zdolność myślenia jest wyłącznie efektem przypadku, to skąd mogę mieć pewność, że prowadzi mnie ono do prawdy, a nie jest w jakiś sposób ograniczone lub zniekształcone?”.
Słowa „Poznaj samego siebie”, wyryte nad drzwiami wyroczni w Delfach, wskazywały drogę do szczęścia.
Wątpliwości wzmacniają wyniki licznych eksperymentów psychologicznych, które potwierdzają, że mózg działa subiektywnie i w dużej mierze niezależnie od ludzkiej woli. Najprostsze doświadczenie można przeprowadzić od razu. Wystarczy poprosić grupę znajomych, by spojrzeli za okno, a potem zapytać, co widzieli. Okaże się, że każdy zwrócił uwagę na coś innego – jeden policzył samochody, drugi zapamiętał jakiś napis, trzeci skupił uwagę na przechodniach itd. Wynika z tego, że mózg już na etapie zbierania informacji dokonuje selekcji, a kryteria, którymi się kieruje, są nieuchwytne. To jednak nie koniec jego „samodzielności”. Zapisane w ludzkiej pamięci dane nie pozostają – tak jak na dysku komputerowym – niezmienne i podlegają ciągłym modyfikacjom. Dobitnie potwierdziły to badania przeprowadzone przez holenderskiego psychologa Douwe Draaismę. W roku 1992 w pobliżu lotniska w Amsterdamie na budynki mieszkalne spadł samolot transportowy. Zginęło ponad 70 osób, przez wiele dni relacje z miejsca tragedii nie schodziły z ekranów telewizorów. Kilka tygodni później prof. Draaisma zapytał kilkaset osób, czy pamiętają pokazany w telewizji film, na którym przypadkowy świadek nagrał moment runięcia samolotu na domy. Ponad 60% odpowiedziało twierdząco. Tymczasem scena ta nie została przez nikogo zarejestrowana i nigdy nie była pokazywana. Możemy zatem zapamiętywać nawet takie wydarzenia, których nigdy nie widzieliśmy. O tym, że tak się dzieje, decyduje mózg. Inne przejawy jego samowoli to uleganie sugestii lub autosugestii, upiększanie we wspomnieniach przeszłości, mitomańska wiara w wyczyny, których w rzeczywistości nie dokonaliśmy itd. Czy zatem tak niewiarygodne narzędzie może służyć do obiektywnego poznania samego siebie? Pytanie wydaje się retoryczne.
Nawet gdyby udało się skonstruować urządzenia analizujące wszystkie procesy w komórkach nerwowych, to na końcu pojawi się bariera w postaci zasady nieoznaczoności Heisenberga. Zgodnie z nią, obserwacji obiektów na poziomie subatomowym nie można przeprowadzać bez wpływania na ich zachowanie. Dotyczy to takich „drobin” materii jak elektrony czy cząsteczki promieniowania, ale przecież mózg to też materia i podlega tym samym prawom. Badając go zbyt głęboko, można więc wywoływać takie zmiany, które zniekształcą wynik. Jeśli dodać do tego fakt, że ostatecznej interpretacji wyników też będzie dokonywał mózg, trudno oprzeć się wrażeniu, że dążenie do jego całkowitego i obiektywnego poznania przypomina błędne koło.
CZYM JEST ŚWIADOMOŚĆ?
Dopóki o niej nie myślimy – wiemy, gdy zaczynamy się nad nią zastanawiać – przestajemy wiedzieć. Nie podlega prawom fizyki, nie można jej opisać za pomocą równań matematycznych. Psychologia, która nicuje świadomość na wszelkie możliwe strony, tak naprawdę nie dopracowała się nawet jej powszechnie uznawanej definicji. Najczęściej określa się ją jako zdawanie sobie sprawy z treści przeżywanych w stanie czuwania, zdolność postrzegania tego, co dzieje się we własnym umyśle lub system przetwarzania informacji w mózgu. Nie ulega wątpliwości, że wyłącznie ludzki umysł może zastanawiać się nad sobą, a wynikające z tego wnioski uwzględniać w dalszym działaniu. Komputer także potrafi „przemyśleć” to, co zrobił, ale w odróżnieniu od naszego mózgu nie jest w stanie samodzielnie, bez dodatkowych programów, zmienić zasad swego funkcjonowania. Człowiek robi to bez problemu. Pewne jest również to, że nie byłoby świadomości bez mózgu. Czy jednak jest ona wyłącznie jego wytworem? Zdaniem materialistów tak, a wszystkie stany umysłu można sprowadzić do – jak to ujmuje Przewodnik po zdrowym mózgu Fundacji Dana (The Dana Guide to Brain Health) – „ruchu kilku jonów przenikających przez ścianki komórek mózgu”. Problem w tym, że pojedyncze komórki o niczym nie decydują, a procesy zachodzące w mózgu są efektem wzajemnego oddziaływania ich skupisk, tzw. ośrodków. Warto w tym miejscu przypomnieć, że mózg składa się z co najmniej 100 miliardów komórek, a jego aktywność polega przede wszystkim na przekazywaniu między nimi impulsów. Liczbę połączeń, którymi płyną te sygnały, wyraża się w trylionach. Wewnątrz naszych głów znajduje się więc organ bardziej skomplikowany, niż to sobie wyobrażamy, a nawet niż możemy sobie wyobrazić. Bo przecież to również on buntuje się przeciwko traktowaniu świadomości wyłącznie jako swojego wytworu i sprawia, że tak wielu ludzi postrzega ją jako odrębny byt, nazywany najczęściej duszą. Jej istnienia – tak jak istnienia Boga – nie sposób potwierdzić ani zanegować metodami naukowymi. Bez odpowiedzi pozostaje również pytanie: dlaczego mózg tak uparcie broni się przed uznaniem, że wszystko, co zostało w nim zapisane, znika definitywnie wraz z jego śmiercią. Jeśli świadomość jest tylko funkcją wysoko zorganizowanej materii, to w jaki sposób i po co ukształtowało się w niej przeświadczenie, że materię ożywia nieśmiertelny, duchowy pierwiastek? Naturaliści, którzy wykluczają istnienie jakichkolwiek bytów nadprzyrodzonych, twierdzą, że nastąpiło to także w wyniku ewolucji, gdyż wiara w boską opiekę i własną nieśmiertelność zmniejszała poczucie zagrożenia, skłaniała do współdziałania i poświęcania się dla innych, a to sprzyjało procesowi przekazywania genów w obrębie gatunku i jego zachowaniu. Wyznawcy tej teorii (m.in. R. Dawkins) paradoksalnie wydają nią wyrok na samych siebie, gdyż sugerują, że ludzie wierzący w nieśmiertelność swej duszy lepiej dostosowują się do warunków, w jakich przyszło im żyć, a zatem mają większe szanse przetrwania niż ci, którzy odrzucają wszelką religię. Pośrednio potwierdza to francuski filozof Frédéric Lenoir, który w Metamorfozach Boga zauważa, że w czasach globalizacji następuje odchodzenie od kościołów zinstytucjonalizowanych, ale wcale nie przybywa ateistów: „Jesteśmy świadkami swoistej rewolucji kopernikańskiej w świadomości religijnej. Łatwość podróżowania, przekaz telewizyjny, ciągłe spotkania z ludźmi innych wyznań powodują zanik poczucia pewności, że dziedziczona po rodzicach i przekazywana przez instytucje religia jest jedyną prawdziwą. Coraz częściej z różnych tradycji wybiera się to, co danej osobie najbardziej odpowiada. Zwłaszcza w Europie następuje przechodzenie od Boga osobowego do bezosobowej boskości rozumianej jako niepojęta siła, energia; od dogmatów, które mówią, w co i jak wierzyć, do szukania bezpośredniego kontaktu i osobistego odczuwania boskości”. Wszystkie te przemiany zachodzą w świadomości, która niezależnie od tego, kogo uzna za swego twórcę – ducha czy materię – chce lub musi w niego wierzyć.
Czy człowiek ma wolną wolę?
To teologiczne pytanie można również wyrazić w języku neurobiologii: czy mózg kształtuje zachowanie człowieka, czy zachowanie człowieka decyduje o pracy mózgu? Badania prowadzone pod kierunkiem prof. Jamesa Blaira z University College London wykazały, że w mózgach pianistów bardziej aktywne i rozbudowane są ośrodki odpowiedzialne za ruchy dłoni, taksówkarzy – za orientację przestrzenną, matematyków – za myślenie abstrakcyjne. Nie pozwoliły jednak stwierdzić, czy były to cechy wrodzone, czy powstały w następstwie wykonywanej pracy. A nawet gdyby pozwoliły, byłoby to jeszcze za mało, by uznać, że ludzki los jest przesądzony i zapisany w genach, mózgu czy wyrokach Opatrzności. Angielski filozof Donald Mackay zaproponował przeprowadzenie następującego eksperymentu. Wyobraźmy sobie, że nauka poznała już wszystkie reguły rządzące zachowaniem człowieka i może je dokładnie przewidywać. Uczeni wiedzą więc doskonale, że dzisiaj wieczorem będziesz oglądać telewizję. Przekazują tę informację osobom z twojego otoczenia, które dzięki temu też nie mają wątpliwości, że to zrobisz. I faktycznie, po zapadnięciu zmroku zasiądziesz przed odbiornikiem. Co się jednak wydarzy, jeśli ktoś z wtajemniczonych szepnie ci, że zgodnie z niezbitymi prawami logiki musisz się wieczorem wpatrywać w telewizor? Przez czystą przekorę pójdziesz na spacer. I tą jedną decyzją podważysz całą naukową wszechwiedzę. Gdyby ludzkie decyzje były jedynie efektem reakcji elektrochemicznych w mózgu, takie zachowanie nie wchodziłoby w grę. Po wprowadzeniu do mózgu określonych danych wynik jego rozumowania byłby przesądzony. Dzieje się inaczej, gdyż mózg dokonuje według nieznanych kryteriów selekcji przekazywanych mu przez zmysły informacji – kiedy czytasz ten tekst, twój umysł rejestruje tylko niektóre zawarte w nim treści, a także obrazy czy dźwięki dochodzące z otoczenia. Po drugie od razu dokonuje ich wartościowania – już w trakcie lektury oceniasz, czy artykuł jest ciekawy czy nudny, mądry czy głupi. Po trzecie „samowolnie” decyduje, co z przekazanymi mu informacjami będzie się działo dalej – nie jesteś w stanie przewidzieć, co z czytanego tekstu zapamiętasz, może nic, może jakąś myśl, a może w ogóle zapomnisz, że miałeś w ręku tę książkę. Wszystkie te dylematy rozstrzygnie za ciebie twój mózg. A co w takim razie z wolną wolą, która wymaga świadomego podejmowania decyzji? Nauka nie udziela na to jednoznacznej odpowiedzi, więc nie pozostaje nic innego jak samemu zdecydować, czy się w nią wierzy, czy nie. Możliwość dokonania tego wyboru oznacza, że chyba jednak ją mamy.
DO CZEGO SŁUŻY UMYSŁ?
Zgodnie z teorią ewolucji, głównym zadaniem mózgu jest odbieranie i przekazywanie do otoczenia informacji niezbędnych do przetrwania i zachowania gatunku. Jego reakcje umożliwiają więc zwierzętom wzajemne komunikowanie się w celu prokreacji, unikanie zagrożeń, zdobywanie pożywienia itp. Człowiekowi też, ale czy tylko? Zdolność odbierania dźwięków z całą pewnością jest przydatna do odbierania sygnałów o niebezpieczeństwie czy obecności w pobliżu osobnika innej płci, czemu jednak służy umiejętność układania ich w symfonie? Dłoń ukształtowała się, by skuteczniej manipulować przedmiotami ważnymi do przeżycia, ale czy także po to, by trzymać pędzel i namalować zbędną przecież dla zachowania gatunku Homo sapiens Ostatnią Wieczerzę lub wyrzeźbić posąg Dawida?
Brytyjski antropolog Nicholas Humphrey w Soul Searching (Poszukiwanie duszy) postawił tezę, że „nasi praprzodkowie potrzebowali do przetrwania umiejętności niewiele odbiegających od zwierzęcych. Ludzki mózg ewoluował więc bardziej jako organ religijny niż komunikacyjny, by nadać sens życiu i temu, co otacza człowieka”. Czy ta, właściwa tylko jednemu gatunkowi, umiejętność była – jak chcą tego radykalni ewolucjoniści, w tym Richard Dawkins, autor bestsellera Bóg urojony – jedynie efektem ślepego przypadku i niepodlegających żadnym regułom mutacji genetycznych? Sceptycy odpowiadają, że ewolucja jest ślepa, ale nie rozrzutna. Po co więc wyposażyła ludzki mózg w zdolności, które w naturze nie są do niczego przydatne: poczucie estetyki, wrażliwość moralną, potrzebę poszukiwania i szerzenia prawdy, a przede wszystkim w nieodpartą żądzę dowiedzenia się, dlaczego pytamy dlaczego?
Kazimierz Pytko
Reportażysta. Współpracownik „Focusa” i „Focusa Historia”. Laureat Nagrody Kisiela.Triki psychiki
Psycholodzy twierdzą, że inteligencja jest tylko w części nabyta. Dużo zależy od środowiska i od tego, czy dbamy o to, żeby się rozwijać.
autorka Magda Godlewska
Półtora litra wody, 130 gramów białek, 95 gramów tłuszczów i nieco soli mineralnych to z pozoru prosty przepis na galaretkę, która jest najbardziej skomplikowanym tworem na świecie. Nic, co zostało wynalezione, nawet w połowie nie dorównuje ludzkiemu mózgowi.
Tony Buzan, ekspert w dziedzinie uczenia się, opisuje go tak: „Nasz mózg składa się z biliona komórek mózgowych. Każda przypomina niezwykle złożoną ośmiorniczkę. Ma swój środek i wiele rozgałęzień, a każde odgałęzienie w wielu punktach styka się z innymi. Każda z tych miliardów komórek mózgowych jest potężniejsza i bardziej skomplikowana niż większość komputerów. Każda łączy się z dziesiątkami innych, podobnych sobie komórek. Wszystkie przesyłają sobie nawzajem informacje. Nazwano to »zaczarowanym splotem«, najbardziej skomplikowaną i najpiękniejszą z istniejących rzeczy”.
Aż 95 proc. wiedzy o mózgu pochodzi z ostatnich 20 lat, jednak nadal nie wiemy wszystkiego na temat jego niesamowitych możliwości. „Nie ma jak dotąd człowieka, który potrafiłby wykorzystać cały potencjał swego mózgu” – twierdzi rosyjski neuropsycholog Petr K. Anokhin. Na szczęście istnieje kilka metod, dzięki którym można mózg rozwijać: poprawić koncentrację, szybkość uczenia się, samokontrolę, spostrzegawczość, zwiększyć kreatywność oraz pozytywne myślenie.
Umysł skoncentrowany
Nie tylko bicepsy rosną po odpowiednim treningu. Kora mózgowa w miejscach odpowiedzialnych za podejmowanie decyzji, zdolność koncentracji i pamięć krótkotrwałą jest grubsza u osób, które medytują regularnie od co najmniej dziewięciu lat. Mózg uczy się przez całe życie, a obszary kory odpowiednio „ćwiczone” zwiększają swoją objętość przez wytwarzanie dodatkowych wypustek komórek nerwowych (zjawisko to nazywamy plastycznością mózgu). Tym samym są efektywniejsze w działaniu.
Badania brytyjskich naukowców wykazały, że medytacja może być również świetnym lekarstwem na skutki bezsenności – odświeża mózg tak samo jak sen. Osoby badane po 40 minutach medytowania wykonywały zadanie wymagające koncentracji lepiej niż osoby, które przez ten sam czas czytały. Kiedy osoby medytujące „zarwały noc” przed badaniem, wyniki pozostawały bez zmian. Warto zaznaczyć, że uczestnicy eksperymentu praktykowali medytację po raz pierwszy w życiu, co pokazuje, że nie potrzeba dużego doświadczenia, by osiągnąć odpowiednie rezultaty.
Wiele innych badań udowodniło, że medytacja usprawnia pracę mózgu. Prof. Richard Davidson z University of Wisconsin zbadał zapis aktywności mózgów kilkudziesięciu buddyjskich mnichów (w trakcie eksperymentu nie medytowali) i okazało się, że ich mózgi wytwarzały fale gamma wysokiej częstotliwości, świadczące o emocjach i zwiększonej koncentracji. Z kolei dr Olivia Carter z Harvard University przebadała buddyjskich mnichów, z których niektórzy praktykowali medytację już kilkadziesiąt lat. Pokazała im obrazek wykorzystujący złudzenie optyczne, w którym można dostrzec starą albo młodą kobietę – nigdy dwie jednocześnie. Okazało się, że mnisi ci kontrolowali stan swojego umysłu i koncentrowali się na jednym obrazie, a nie „skakali” z jednego na drugi, jak osoby niemedytujące.
Dzięki medytacji można też dostrzec więcej umykających nam szczegółów. Mózg nie może przyjąć jednocześnie wielu bodźców, więc odbieramy tylko jeden, a pozostałe przechodzą niezauważone (zjawisko to nazwano „mrugnięciem uwagi”). W kolejnym eksperymencie prof. Davidson odkrył, że osoby, które medytują, wychwytują więcej bodźców i – jak pokazały odczyty EEG – zużywają na to mniej energii.
Medytacja wymaga dyscypliny wewnętrznej, a z tym wiele osób ma problemy. Dlatego możemy wspomóc się technologią, która pomoże zyskać większą sprawność intelektualną dzięki tzw. biologicznemu sprzężeniu zwrotnemu (ang. biofeedback).
Bądź jak Adam Małysz
Metoda ta polega na informowaniu człowieka o przebiegu i parametrach jakiejś czynności fizjologicznej. Dzięki temu można się nauczyć, jak używać sygnałów płynących z organizmu i świadomie modyfikować np. fale mózgowe czy opór elektryczny skóry, a co za tym idzie – poprawić kondycję intelektualną, obniżyć poziom stresu. Biofeedback opracowano na potrzeby astronautów NASA. Do medycyny klinicznej trafił wiele lat później i wtedy zaobserwowano jego korzystny wpływ na niektóre deficyty rozwojowe sfery psychicznej i neurologicznej.
Biofeedback cieszy się powodzeniem wśród osób zdrowych, głównie wykonujących stresujące zawody: biznesmenów, aktorów, wykładowców. Poprawia koncentrację, pomaga opanować stres i wyciszyć negatywne emocje. Dr Jan Blecharz, psycholog z Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie, przyznaje, że metoda ta jest wykorzystywana podczas treningu skoczków narciarskich i w istotny sposób przyczyniła się do sukcesu Adama Małysza. Pomogła mu wyciszać się i skupiać przed zawodami, co dla sportowca ma ogromne znaczenie.
Zajmująca się biofeedbackiem psychiatra Aleksandra Lamparska-Warchalska przestrzega jednak przed myśleniem, że jest to metoda dobra dla wszystkich. „Ja nigdy nie polecam biofeedbacku jako panaceum, tak jak czasami sugeruje prasa czy informacje na niektórych stronach internetowych. W medycynie musi być zachowana kolejność działań, najpierw wywiad, badanie pacjenta, diagnoza lekarska, psychologiczna, potem plan terapeutyczny, gdzie BFB, o ile nie ma przeciwwskazań, jest jedną z wielu metod”, wyjaśnia.
Relaksujące falowanie
Najbardziej znany jest biofeedback EEG (elektroencefalograficzny). Ludzki mózg emituje fale o różnych częstotliwościach – delta, theta, alfa, beta. W zależności od stanu naszej świadomości jedna z nich przeważa. W biofeedbacku najważniejsze są fale alfa, pojawiające się w stanie relaksu. Lekarz widzi je w formie wykresu, natomiast pacjent podłączony do urządzenia widzi coś w rodzaju prostej gry wideo: lecący samolot, poruszającą się kulę, jadący samochód. Pacjent steruje obiektem niejako siłą woli – samolot leci wyżej, gdy koncentracja jest dobra, natomiast w chwilach rozproszenia uwagi – obniża lot. Może występować również sygnał dźwiękowy – przyjemny przy „sukcesie”, a nieprzyjemny przy „porażce”. W ten sposób mózg uczy się, jak osiągać „stan alfa”.
Biofeedback EEG może być stosowany przez osoby zdrowe, dzieci i dorosłych (by poprawić kondycję umysłową). Ta metoda wspomaga też leczenie zaburzeń psychosomatycznych, chorób neurologicznych i psychicznych, np. stanów lękowych, natręctw, depresji, zespołu chronicznego zmęczenia; jest wykorzystywana w terapii nadpobudliwości psychoruchowej, zaburzeń procesu uczenia się, dysleksji, zaburzeń zachowania.
Ważne, by treningi przechodzić w specjalistycznych placówkach pod okiem profesjonalistów. „Warto zapisać się na pierwszy trening z lekarzem, aby ustalił, czy nie ma przeciwwskazań do BFB. Nieporozumieniem jest terapia prowadzona przez nieprofesjonalistów. Treningi powinien nadzorować lekarz elektroencefalografista, a prowadzić przeszkolony terapeuta, w innym przypadku trening może przynieść więcej szkody niż pożytku, nieumiejętnie prowadzony może wywołać np. napad padaczkowy”, tłumaczy dr Lamparska-Warchalska.
Paleta parametrów
EEG to niejedyna metoda, którą można wykorzystać w biologicznym sprzężeniu zwrotnym. W biofeedbacku EMG (elektromiograficznym) zakłada się, że napięcie mięśniowe wskazuje na stres. Urządzenie wychwytuje elektryczne sygnały z mięśni, a pacjent na podstawie zrozumiałego dla niego bodźca wizualnego (np. zapalającej się żarówki) uczy się świadomego napinania i rozluźniania poszczególnych grup mięśniowych.
Biofeedback uczy świadomie modyfikować funkcje organizmu, które normalnie nie są kontrolowane świadomie.
Najbardziej czułą metodą jest biofeedback GSR (galvanic skin response) lub BSR (basal skin response), który mierzy elektryczny opór skóry, zmieniający się w zależności od ogólnego pobudzenia współczulnego układu nerwowego. Jest polecany osobom zdrowym dla poprawy koncentracji, panowania nad emocjami i relaksacji. W medycynie pomaga monitorować przebieg psychoterapii, leczenia nadciśnienia, dychawicy oskrzelowej, wzmożonej potliwości.
Aparat do biofeedbacku oddechowego składa się z czujnika mierzącego rytm i długość wydechów (wyniki obrazowane są za pomocą krzywej i zmieniającego się dźwięku). Trening pomaga opanować najlepszą technikę oddechową, która poprawia funkcjonowanie organizmu i zdolność relaksacji. Stosuje się go u pacjentów z padaczką, chorobami układu oddechowego i układu krążenia.
Biofeedback temperaturowy (punkt pomiaru to opuszki palców) uczy relaksu (temperatura skóry zależy m.in. od stanu psychicznego). Wykorzystuje się go do leczenia niedokrwienia kończyn, w chorobie reumatycznej, astmie. Celem jest osiągnięcie temperatury wyższej niż fizjologiczna.
Odmianą tej ostatniej metody jest biofeedback HEG (hemoencefalograficzny), w którym mierzy się temperaturę głowy lub zmiany spektrum podczerwieni emitowanej przez przepływającą krew (kolor czerwony oznacza natlenienie krwi). To sprzężenie zwrotne wspomaga koncentrację oraz trening pacjentów z ADD, ADHD i autyzmem.
Nie mylić z terapią
Na rynku pojawiły się firmy produkujące przyrządy do biofeedbacku do domowego użytku, które są reklamowane jako urządzenia zwiększające IQ i pewność siebie. O niektórych mówi się, że pozwalają osiągać fantastyczne efekty, jak głębokie stany hipnotyczne, widzenie na odległość, odbywanie podróży do poprzedniego życia lub zdobycie innych parapsychicznych umiejętności. Specjaliści zgadzają się co do tego, że urządzenia te poprawiają pewne funkcje poznawcze, jak uwaga, pamięć, szybkość reakcji, jednak nie wtłaczają do mózgu czegoś, czego tam nie ma. Żadne badania naukowe nie potwierdzają fantasmagorycznych opisów. Poza tym domowe urządzenia nie mają wszystkich parametrów urządzeń profesjonalnych, a nie są obsługiwane przez specjalistów. „BFB to przede wszystkim człowiek, który umiejętnie prowadzi terapię, umie ją zmodyfikować w zależności od indywidualnych potrzeb oraz zmian zachodzących u pacjenta w trakcie kolejnych treningów. Domowa przystawka do komputera może być atrakcyjną formą spędzania czasu dla osób zdrowych, nie należy jej jednak mylić z terapią biofeedbacku”, mówi dr Lamparska-Warchalska.
Biofeedback bywa łączony z innymi technikami relaksacyjnymi. Jedną z nich jest muzykoterapia, która pomaga uregulować napięcie psychofizyczne, usprawnić umysł i poprawić komunikację.
I usłyszysz więcej
W latach 50. XX wieku dr Alfred Tomatis wykorzystywał muzykę w pracy z dziećmi z zaburzeniami mowy i komunikacji. Na podstawie swoich doświadczeń sformułował prawo, które brzmi: „Głos zawiera jedynie te częstotliwości, które usłyszy ucho”. Jeśli zmodyfikujemy sposób słuchania, doprowadzi to jednocześnie do zmian w głosie – wszak uczymy się mówić czy śpiewać, głównie słuchając głosów innych osób.
Muzykoterapii można poddawać człowieka jeszcze przed narodzeniem. Dźwięki mogą też pomóc matce odprężyć się po porodzie i nawiązać kontakt z dzieckiem, które właśnie przyszło na świat.
Dr Tomatis zauważył też, że dźwięki wysokiej częstotliwości pobudzają nasz umysł, te o niskiej – wywołują zmęczenie. Jeśli mózg jest „naładowany” wysokimi dźwiękami, łatwiej się skoncentrować, zrozumieć, zapamiętać. Zaobserwował też korzystne działanie muzyki Mozarta na aktywność układu nerwowego – wynikać ma ono głównie z tego, że muzyka tego kompozytora zawiera bogate spektrum częstotliwości, a więc jej słuchanie wymaga większego „wysiłku” od naszych neuronów. Utwory Beethovena, Vivaldiego i Straussa oraz chorały gregoriańskie mają także działanie uspokajające, poprawiające koncentrację i redukują lęk i stres.
Opracowany przez dr. Tomatisa trening uwagi słuchowej ma na celu wyćwiczenie i usprawnienie zdolności słuchania. Polega na słuchaniu przez urządzenie zwane „elektronicznym uchem” dźwięków muzyki o różnych częstotliwościach oraz własnego głosu. Dzięki takiemu treningowi następuje wzrost koncentracji i uwagi, zwiększenie zdolności językowych i społecznych oraz kreatywności. Poprawia się również samopoczucie i zwiększa pewność siebie.
Efekt marketingu
Dobroczynny wpływ wysokich dźwięków, a co za tym idzie muzyki klasycznej na mózg, potwierdzili w 1993 roku Gordon Shaw i Frances Rauscher z Uniwersytetu Kalifornijskiego. Udowodnili, że studenci, którzy bezpośrednio przed testami na wyobraźnię przestrzenną słuchali muzyki Philipa Glassa, Pearl Jam i innych grup rockowych, uzyskiwali słabsze wyniki niż ci, którzy słuchali Schuberta, Mendelssohna, a w szczególności Mozarta. Zestawienia jego utworów opracował terapeuta Don Campbell – stały się one podstawą metody zwanej efektem Mozarta. Niektóre kompozycje, zdaniem Campbella, zdecydowanie relaksują, natomiast inne – stymulują (np. Allegro moderato z II Koncertu Skrzypcowego). Badania wykazały, że dzieci słuchające tych drugich kompozycji znacznie szybciej się uczą i potrafią skoncentrować na skomplikowanych zadaniach, zwiększa się też ich zdolność analitycznego myślenia i wyobraźni przestrzennej.
W książce Efekt Mozarta Campbell twierdzi, że ta metoda pozwala redukować stres, zaburzenia snu i lęki. Terapeuci wykorzystują muzykę Mozarta w leczeniu epilepsji, autyzmu, dysleksji, zaburzeń emocjonalnych, ADHD. Niektórzy dowodzą, że nawet maluchy w łonie matki, słuchające muzyki poważnej, mają wyższe IQ i szybciej się uczą. Nie ma jednak na ten temat zbyt wielu badań i większość naukowców podchodzi do „efektu Mozarta” sceptycznie. Na pewno metoda ta zrobiła karierę rynkową: bez trudu można dziś kupić specjalne płyty czy pozytywki odgrywające melodyjki wielkiego kompozytora już dzieciom w kołysce.
Ucz się z barokiem
Zastosowanie w praktyce znalazła natomiast metoda szybkiego uczenia się SALT (suggestive-accelerative learning and teaching), znana też jako superlearning, stworzona przez bułgarskiego psychologa Georgija Łazanowa. Jego zdaniem uczenie powinno odbywać się w stanie głębokiego odprężenia (stres blokuje efektywne zapamiętywanie). Nauce sprzyja też muzyka barokowa w tempie largo. Do jej struktury, zdaniem Łazanowa, dopasowują się puls, oddech i fale mózgowe, aktywizując mózg. Skuteczność uczenia się można zwiększyć, stosując techniki afirmacyjne (powtarzanie pozytywnych stwierdzeń na swój temat) oraz ćwiczenia oddechowe zaczerpnięte z radża jogi. Badania wykazały, że najbardziej intensywne przyswajanie informacji następuje nie podczas wdechu czy wydechu, lecz w fazie wstrzymania oddechu. Zdaniem Łazanowa, przy muzyce zdolność zapamiętywania zwiększa się o 25 proc., natomiast zintegrowanie muzyki z oddechem podnosi skuteczność aż o 87 proc.
Superlearning, różnie modyfikowany, jest wykorzystywany w nauce języków obcych. W warunkach domowych nie daje tak spektakularnych efektów jak w grupach uczących się intensywnie pod okiem terapeuty, które zapamiętują do kilkuset słów w ciągu godziny. Osoby mające nadzieję, że to magiczny sposób na opanowanie języka lub materiału do egzaminu bez żadnego wysiłku w ciągu kilku dni – zawiodą się. Bez systematycznej nauki i ciężkiej pracy metoda ta daje takie same efekty, jak spanie z książką pod poduszką. Na niektórych ma też nieprzewidziany wpływ – zamiast efektywnie się uczyć, odprężają się do tego stopnia, że smacznie zasypiają…
Magda Godlewska