Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Trójkąty sprawiedliwości - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lipca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Trójkąty sprawiedliwości - ebook

Nina Goldberg, zmęczona podwójnym życiem męża, zamierza udowodnić całemu światu, że Tomasz Goldberg, współwłaściciel prywatnej Kliniki Chirurgii Plastycznej, pozornie uczciwy i szlachetny człowiek nie zasługuje na miano człowieka bez skazy.

Gdy pewnego dnia Warszawą wstrząsa brutalne morderstwo pary kochanków, Maksymilian Wilk i Adam Mazur, śledczy z warszawskiej policji, stają przed niezwykle trudnym zadaniem wytropienia sprawcy. Niestety tajemnicze znaki, jakie psychopatyczny morderca pozostawia po sobie w miejscu dokonania zbrodni, zamiast przybliżyć ich do rozwikłania zagadki, naświetlają kolejne niewiadome.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8083-144-5
Rozmiar pliku: 986 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

◄ 1 ►

– O rany, co się ze mną dzieje? – Nagi mężczyzna powoli podniósł powieki, oswajając wzrok z ciemnością i próbując sobie przypomnieć, co się stało. Zimna metalowa obręcz zaciśnięta na jego szyi i ręce skrępowane na plecach uniemożliwiały mu ruchy. Gdy odzyskał władzę nad wzrokiem, z przerażeniem obserwował scenę, w której grał główną rolę. Leżał w tej samej pozycji, w której przed chwilą kochał się z kobietą, z tym że teraz jego ręce były skrępowane na plecach, a obręcz na szyi była połączona krótką, metalową rurą z obręczą na szyi nagiej, nieprzytomnej kobiety leżącej pod nim. Fala nieznanych mu do tej pory uczuć zalała jego ciało. Zaczął się szarpać i zamiast krzyczeć o pomoc, energicznie łapał ustami powietrze, jakby za chwilę miało go zabraknąć.

– Co tu się do cholery dzieje? – mężczyzna wydusił z siebie kilka słów, próbując się uspokoić.

– Nadszedł czas odkupienia win.

W ciemnej sypialni rozproszył się cichy śmiech przypominający syk węża, a księżycowe światło, które wpadło przez okno, rozlało się po podłodze, częściowo oświetlając postać obserwującą mężczyznę.

– Tak cudowna, słodka zemsta.

– Jaka zemsta? O co ci do cholery chodzi! To, że pieprzę się z tą dziwką łasą na pieniądze…

– Zamknij się! – Ten cichy, spokojny głos zaczął nabierać tonu pełnego gniewu i nienawiści. – Określenie kłamliwej, łasej na pieniądze dziwki pasuje raczej do ciebie, Tomaszu.

– Czego ode mnie chcesz! Oczywiście chodzi o pieniądze, przecież zawsze wszystko wokół nich się kręci. Ile chcesz? Milion? Dwa? Dam ci wszystko, tylko nie rób mi krzywdy.

– Obrażasz mnie, Tomaszu. Nie jestem taki jak ty. Otóż muszę cię zmartwić. Moim głównym i jedynym celem jest zadanie ci bólu, który smakuje zdecydowanie lepiej niż jakiś marny milion.

Mężczyzna z przerażeniem w oczach próbował wydostać ręce uwięzione na plecach.

– Nie radzę się tak szarpać ani krzyczeć. Po pierwsze nieodpowiedni ruch przyniesie ci śmierć, a po drugie źle znoszę krzyki. Jeszcze jeden niepożądany dźwięk i cię zaknebluję. No dobrze. – Zapadła kilkusekundowa złowroga cisza. – Przejdźmy do konkretów. Może zacznę od tej zabawki, która błyszczy na twojej szyi i na szyi twojej kochanki. W twoich rękach, a raczej w twoich ruchach, jest jej i twoje życie. W zależności od tego, w którą stronę się wychylisz, uruchamia się pułapka. Masz wybór: możesz zabić ją, siebie lub zginiecie oboje.

– Jakie ruchy mam do dyspozycji?

– Zbyt dużego wyboru nie masz. Możesz szarpnąć ciałem w przód, tył i na boki. Jak cztery strony świata.

– Skąd mam wiedzieć, który ruch mnie nie zabije?

– Nie wiem. Zgadnij, rozgryź system. To już jest twoje zmartwienie.

– A jeżeli nic nie zrobię? Poczekam na pomoc. Ktoś na pewno prędzej czy później się zjawi.

– Raczej później. Ale wtedy będzie za późno. Czas odkupić grzechy. Pragnę, abyś znalazł się w mojej skórze i poczuł się tak, jak ja przez te wszystkie lata.

Postać wyłoniła się z mroku i powoli podeszła do nagiej pary.

– O Boże!

– Nic nie mów, Tomaszu.

Właściciel tajemniczego głosu w jednej ręce trzymał duże lustro, które postawił na nocnej szafce, tak aby uwięziony mężczyzna mógł widzieć w nim swoje odbicie.

– Napatrz się na swoją twarz, bo za chwilę nie będzie tak pięknie wyglądać.

W drugiej ręce postać trzymała niewielkie narzędzie. Uruchomiła je nad uchem Tomasza Goldberga. Nieznośne brzęczenie wyrwało nagiego mężczyznę z bezmyślnego gapienia się w lustro na nocnej szafce.

– Nie! Błagam!

– Mów tak dalej, to kojąca melodia dla moich uszu.

◄ 2 ►

Kilka godzin wcześniej.

Nina Goldberg, trzydziestosiedmioletnia wysoka, szczupła brunetka o zielonych dużych oczach, żona Tomasza, siedziała w swoim brązowym mercedesie klasy SL zaparkowanym na parkingu wzdłuż osiedlowej ulicy i obserwowała dom jednorodzinny o numerze 24 wciśnięty w szeregową zabudowę na jednym z warszawskich osiedli. Minęło już ponad pół godziny od momentu, gdy drzwi mieszkania, przed którym stanął chwilę wcześniej jej mąż, otworzyła szczupła, długowłosa blondynka. On zaś z uśmiechem na twarzy chwycił ją za pośladki i zniknął w jej objęciach w środku.

– Niewiarygodne, ten stary dureń nawet nie kryje się z tym, że pieprzy się na lewo i prawo. Fałszywy, świętoszkowaty katolik. To mu najlepiej wychodziło: okłamywanie i oszukiwanie ludzi. Nie mogę znieść myśli, że ludzie nie widzą tego, jaki jest naprawdę. Traktują go, jakby był jakimś cudem. Człowiek o szczerozłotym sercu. Uczciwy i pomocny. Bzdury, jakich mało! Tylko ja wiem, jaki jest naprawdę i zamierzam to właśnie teraz zmienić. Nie popuszczę temu ignorantowi.

Ściskając w ręku aparat fotograficzny, odpłynęła w myślach, wpatrując się ślepo w krople wiosennego deszczu tańczące na przedniej szybie. Zlękła się i delikatnie podskoczyła, gdy przed maską jej mercedesa, w ciemności przebiegli dwaj mężczyźni, uciekając przed deszczem. W radiu wybiła 22:30 i rozpoczęły się wiadomości. Podgłośniła je, a wzrok z powrotem powędrował na drzwi domu z numerem 24.

– Nie ma na co czekać.

Wyjęła kluczyki ze stacyjki, chwyciła dużą skórzaną torbę leżącą obok, na siedzeniu pasażera, i wrzuciła do niej aparat. Powiesiła ją na ramieniu i wyszła z auta. Rozejrzała się, czy nikt jej nie obserwuje. Nie było żywej duszy, deszcz skutecznie wyeliminował niewygodnych świadków. Przeszła przez ulicę i truchtem podbiegła do drzwi obserwowanego budynku. Stanęła przed nimi, a mały czerwony daszek chronił ją przed deszczem. Odgarnęła mokre włosy do tyłu. W dalszym ciągu targały nią skrajne uczucia. Z jednej strony chciała, aby ten fałszywy uśmieszek raz na zawsze spłynął mu z twarzy, pragnęła zniszczyć mu życie, pokazać światu, jaki jest w rzeczywistości Tomasz Goldberg. Mimo to bała się przekroczyć próg tego domu. Bała się obrazka, jaki tam zastanie. Doskonale wiedziała, że permanentnie ją zdradza, jednak w głębi duszy nosiła cichą nadzieję, że jej mąż się zmieni i będzie taki, jak wtedy, gdy się poznali. Położyła dłoń na klamce i wzięła głęboki oddech.

– Rany Boskie, co ja wyprawiam. Jeżeli tam wejdę, nie będę lepsza od niego – skarciła się w duchu, a jej wzrok utkwił na dłoni, która niepewnie spoczęła na klamce.

◄ 3 ►

Maksymilian Wilk, wysoki barczysty mężczyzna o krótko obciętych blond włosach i cudownie błękitnych oczach zdjął białe silikonowe rękawiczki i pogładził się po mocno zarysowanej szczęce. Był przeciwieństwem stereotypowego policjanta – twardziela. Swoim wyglądem i łagodnym spojrzeniem, pełnym zrozumienia, powodował, że ludzie czuli się w jego towarzystwie bezpieczni i mogli mu bezgranicznie ufać.

– Nigdy czegoś takiego nie widziałem.

Ukucnął, zapalił papierosa i przez tańczący przed jego twarzą dym papierosowy obserwował policjanta, który robi zdjęcia kobiecie i mężczyźnie zabitym w zaskakujący i nietypowy sposób.

– Maks, już wiem kto to jest. – Do komisarza Wilka podszedł Adam Mazur, młody podkomisarz o szczupłej budowie ciała. Ubrany w markowe ciuchy, na głowie miał modną fryzurę, która była hitem tej wiosny. W dłoniach schowanych w silikonowych rękawiczkach trzymał dokumenty, które powoli obracał w palcach.

– Polityk, bankier?

– Nie. To Tomasz Goldberg, współwłaściciel kliniki chirurgii plastycznej. Gruba ryba, często bywał na salonach. Znany i postrzegany jako człowiek pełen empatii i wielkiego serca. Był nawet nominowany do jakieś tam nagrody za pomaganie ludziom z fundacji.

– A ona?

– Jego kochanka.

– Żonaty?

– Tak.

– To nie w stylu człowieka o wielkim sercu. Ciekawe, co bardziej zasmuci jego żonę. Czy to, że zmarł jej mąż, czy to, że miał kochankę.

– A może wie o jednym i drugim?

– Kobiety są zdolne do wszystkiego.

– Jak popieprzonym człowiekiem trzeba być, aby zrobić coś takiego? – Adam spojrzał z niesmakiem na zakrwawione zwłoki leżące na łóżku.

– Nie wiem, okaże się, jak ją zgarniemy.

– To przerażające, jak zabójca skrupulatnie wszystko zaplanował i poukładał.

– Z sypialni stworzył salę tortur. – Maks ponownie się zaciągnął. – Przypuszczam, że to on był główną ofiarą. Ta kobieta po prostu miała pecha, że znalazła się z nim, a raczej pod nim, w łóżku.

– A może oboje byli celem?

– Nie wydaję mi się. Spójrz na nich. Ona została po prostu zabita. On okaleczony i naznaczony. Zwróć uwagę na to lustro. Jest ustawione tak, żeby ten gość…

– Tomasz Goldberg.

– …żeby Goldberg widział się w nim przez cały czas. To nie jest zwykła śmierć z przypadku. Wszystko zostało dokładnie i w szczegółach dopracowane i wykonane. Ktoś kto planuje coś takiego, szuka zemsty i ukojenia. I przede wszystkim potrzebuje na to czasu. Jeżeli Goldberg od dawna miał kochankę, a jego żona o tym wiedziała, to miała czas, aby stworzyć plan doskonały.

– Masz rację.

– Gdzie jest Andrzej?

– Ściąga ślady z drzwi wejściowych.

– Dobrze. Nie ma co mu tyłka zawracać. Niech robi swoje. Zbieramy się. Poczekamy na raport, wtedy będziemy wiedzieć coś więcej.

– Jedziemy na Puławską?

– Tak. Trzeba koniecznie namierzyć panią Goldberg i ściągnąć ją do komendy. Przejdźmy się jeszcze po sąsiadach, może oni coś widzieli.

– Szczerze w to wątpię. Jeżeli ktoś tak skrupulatnie zaplanował zbrodnię to nie wierzę, aby dał się złapać jakiemuś przechodniowi.

– Wiem. Ale nie zaszkodzi spróbować.

Pożegnali się z pozostałymi i opuścili dom o numerze 24.

– Piękny początek tygodnia. Od razu tak po urlopie skok na dużą wodę. – rzucił od niechcenia Adam, obserwując okolicę.

– Życie, Młody, życie. Nikt nie mówił, że będzie lekko. Ta robota to nie wakacje z drinkiem pod palmą na egzotycznej plaży. To okrutny świat, a my jesteśmy w jego centrum.

◄ 4 ►

Nina Goldberg, jak co rano, musiała przebiec kilka kilometrów. Dla lepszego samopoczucia, poprawienia swojej samooceny i oczywiście utrzymana dobrej kondycji. Nigdy nie robiła tego na pokaz jak jej bogaci, snobistyczni sąsiedzi, których głównym celem było truchtanie, gadanie o pieniądzach i chwalenie się nowymi gadżetami. Ona zawsze wybierała ustronne miejsca, a najbardziej uwielbiała spędzać czas tutaj, na Mazurach. Na obrzeżach Augustowa kupiła mimo sprzeciwu męża działkę nad brzegiem jeziora. Noga Tomasza nigdy nie stanęła na tej ziemi. Po pierwsze nie mógł znieść myśli, że tyle pieniędzy wydała na głupotę, a po drugie w jego świecie nie podróżowało się na Mazury, tylko w egzotyczne zakątki świata. Nina nie przejmowała się wywodami męża. Zakasała rękawy i zabrała się za budowę swojego królestwa, azylu, do którego w każdej chwili mogła uciec, odcinając się od całego świata.

Biegła wzdłuż linii drzew rosnących przy piaszczystej ścieżce, na której każde tupnięcie jej stopy powodowało, że drobinki piasku wirowały nad ziemią. Ubrana była w fioletową sportową bluzkę przyległą do ciała i czarne spodnie opinające jędrne pośladki i uda. Z małych białych słuchawek śpiewał do niej The Avener, nucąc słowa utworu Fade out lines. W oddali widziała zarysy swojego domu z balii. Uśmiechnęła się do siebie na myśl, że zaraz weźmie relaksującą kąpiel.

– Znowu to samo! Co za niewychowany palant zagląda mi w okna! – Nina była dobre kilkadziesiąt metrów od posesji, ale zdążyła zauważyć samochód zaparkowany przed bramą i dwóch nieproszonych gości, którzy stali pod drzwiami jej domu i zaglądali do środka. Przyśpieszyła tempo. Chwilę później, podenerwowana, szła szybkim krokiem po wąskiej wybrukowanej ścieżce prowadzącej wprost do jej drzwi, nie spuszczając wzroku z intruzów.

– Proszę natychmiast opuścić mój teren, bo wezwę policję! Tomasz ma tupet nasyłać a mnie detektywów!?

– Rozumiem, że pani to Nina Goldberg? – Mężczyzna widząc, że Nina chce coś znowu powiedzieć, a właściwie wykrzyczeć, wyprzedził ją, zadając pytanie.

– Tak! Nie rozumiem, co to za pytanie. Mąż panów nasłał?

– Nie. Ale w sumie przyjeżdżamy w jego sprawie. Przepraszam, nie przedstawiłem się. – Przystojny niebieskooki mężczyzna wyciągnął do niej rękę i wylegitymował się. – Komisarz Maksymilian Wilk a to…

– Podkomisarz Adam Mazur.

– Komisarz? Myślałam, że mąż nasłał na mnie jednego ze swoich sługusów.

– Czyżby? I nie wie pani, co się dzieje z Tomaszem od dwóch dni?

– Nie i nie obchodzi mnie to! – Nina obróciła się i zaczęła nerwowo szarpać za klamkę.

– Pani mąż nie żyje, a pani jest główną podejrzaną o morderstwo dwóch osób. Męża i jego kochanki.

Nina znieruchomiała, a klucze wypadły jej z ręki. Minęło kilka sekund, zanim odzyskała władzę nad ciałem. Schyliła się po klucze i w totalnym opanowaniu otworzyła drzwi.

– Ja go nie wykończyłam. Prędzej zabiła go viagra albo padł na zawał z przeżarcia. Ewentualnie z przepicia.

– Nino Goldberg, jest pani zatrzymana pod zarzutem morderstwa ze szczególnym okrucieństwem Tomasza Goldberga i Anny Mróz. Proszę nie stawiać oporu. Zabieram panią na komendę.

Kobieta z niedowierzaniem patrzyła się w błękitne oczy komisarza, w których próbowała cokolwiek wyczytać. Ale wzrok miał niewzruszony. Twarz bez żadnych emocji. Opanowany i spokojny. Widać, że to nie pierwsza jego sprawa. Chwycił ją za łokieć, jednak odruchowo się wyrwała.

– Proszę nie stawiać oporu, chciałbym załatwić to po dobroci.

– Dobrze. Proszę mi chociaż dać minutę, abym mogła się przebrać.

Komisarz patrzył na nią spokojnym, niewzruszonym wzrokiem. Nic nie powiedział, tylko kiwnął głową w przód. Weszli do środka, nie odstępując jej na krok. Adam został na dole, lustrując salon, natomiast komisarz Wilk razem z podejrzaną udał się na piętro, do sypialni.

– Mógłby się pan chociaż odwrócić!

Mężczyzna oparł się o drewnianą futrynę w pokoju, stając do niej plecami, a jego wzrok zatrzymał się na lustrze, w którym widział nagie plecy i smukłe, wyrzeźbione ramiona Niny.

– Zapraszam do samochodu.

Chwilę później kobieta zamknęła za sobą drzwi i ruszyła w stronę auta, czując na plecach oddech policjanta. Droga do Warszawy przebiegła w totalnej ciszy, dłużąc się niemiłosiernie. Nina próbowała poukładać wszystko w głowie. Dlaczego ktoś zamordował jej męża? Przecież wszyscy go uwielbiali. Czyżby znalazł się człowiek, który znał jego prawdziwą naturę? A przede wszystkim: dlaczego jestem główną i jedyną podejrzaną? No tak, pewno dlatego, że w pierwszej kolejności podejrzenie pada na żonę zamordowanego – tłumaczyła sobie w duchu.

Zajechali na ulicę Puławską pod budynek Komendy Głównej Policji. Komisarz otworzył jej drzwi samochodu i wprowadził ją do budynku. Nie odezwał się ani słowem, wiódł ją wąskim, długim korytarzem, na końcu którego czekały na nich otwarte drzwi.

– Zapraszam do środka.

W małym pomieszczeniu z białymi oskrobanymi ścianami stał tylko stolik i dwa krzesła, a na bocznej ścianie wisiało weneckie lustro.

– Siadaj. – W głosie komisarza skończyły się uprzejmości. Teraz był szorstki i stanowczy. – Nie łatwo cię było znaleźć. Często tak znikasz bez słowa?

– To pana interesuje? Gdzie lubię się schować przed światem?

– Też. Interesuje mnie wszystko, co robiłaś w ciągu ostatnich dwóch dni.

– Nic, co by zasługiwało na szczególną uwagę. – Odgarnęła włosy do tyłu i oparła ręce o blat zniszczonego stolika.

– Dobrze. – Maks wyciągnął z opakowania papierosa i zapalił go od srebrnej zapaliczki. – Mamy cały dzień.

– Co pan chce wiedzieć? Że mąż notorycznie mnie zdradzał i nasyłał na mnie detektywów?

– To już wiem. – Zaciągnął się papierosem. – Chciałbym się dowiedzieć, co robiłaś dwa dni temu w nocy z poniedziałku na wtorek?

– Wybierałam się na Mazury.

– Masz na to świadków?

– Nie. Jak pan sam zauważył, podróżuję w samotności i trudno mnie znaleźć.

– I w dodatku nieudolnie kłamiesz. – Znów zaciągnął się papierosem. – Mam świadka, a nawet dwóch, którzy widzieli cię tamtej nocy przed domem Anny Mróz i jeszcze, żeby było mało, znaleźliśmy twoje odciski palców na miejscu zbrodni. Powiesz mi, co tam robiłaś?

– No dobrze. – Wzięła głęboki oddech. – Mogę?

Komisarz popchnął w jej stronę pudełko papierosów. Poczęstowała się jednym i porządnie się zaciągnęła, jakby chciała go wypalić na raz.

– Dawno nie paliłam. Wie pan, teraz jest w modzie zdrowy tryb życia. – Posłała mu delikatny uśmiech. – Rzeczywiście tamtej nocy byłam pod domem tej dziwki, stąd te odciski palców. Ale nie po to, aby zamordować tego drania. Chciałam go zniszczyć, ale nie zabić! Wierzy mi pan?

– Nie i nie wiem, jak udowodnisz, że było inaczej. Śmierć twojego męża jest dla ciebie idealnym rozwiązaniem. Dziedziczysz fortunę oraz udziały w klinice, nie ma już Tomasza, który jest twoją kulą u nogi i zaczynasz układać sobie od nowa życie. Pozorujesz morderstwo, żeby wyglądało na robotę psychopaty. Mam dowody i świadka, który zeznał, że byłaś w nocy z poniedziałku na wtorek pod jej domem i weszłaś do środka.

Zapanowała nieznośna cisza. Nina przerwała ją, głośno wzdychając. Nie spuszczała wzroku z twarzy komisarza.

– Mówił pan, że mamy na to cały dzień, więc opowiem, jaki był naprawdę Tomasz Goldberg. Może zrozumie pan, dlaczego zasłużył na śmierć.

– Nikt nie jest na tyle zły, aby zasłużyć sobie na tak okrutną śmierć. Od wydawania wyroków są sądy, a nie ja czy ty.

Nina zignorowała jego wypowiedź i ciągnęła dalej.

– Pominę etap, kiedy się poznaliśmy, bo aż tyle czasu nie mamy. Tomasz razem z Karolem Zielińskim i Erykiem Jaroszem jako młodzi, zdolni lekarze postanowili otworzyć własną klinikę chirurgii plastycznej. Pamiętam, jak ciągle powtarzał, że będzie sławny i bogaty. Za wszelką cenę. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jedyne, co będzie kochał, to pieniądze i on sam. Nie studiował medycyny po to, aby pomagać ludziom, lecz tylko dla kasy, której wtedy im brakowało. Trzech muszkieterów miało wielkie plany i ambicje, ale brakowało im jednej, jedynej rzeczy, bez której klinika nie mogła powstać.

– Niech zgadnę. Pieniędzy?

– Tak. Ale dla Tomasza i jego przyjaciół to nie był problem nie do przeskoczenia. Oczywiście nie brali pod uwagę czegoś takiego jak pożyczka, ponieważ chodziło im o zarabianie, a nie spłacanie długu. Dołączył do nich Aleksander Majewski, milioner, który chętnie zainwestował pieniądze w, jak to Tomasz mówił, kurę znoszącą złote jaja. Także udziały firmy podzielili po dwadzieścia pięć procent. Aleksander miał włożyć tylko kapitał, a Tomasz, Karol i Eryk zajmowali się prowadzeniem firmy i operacjami. Z biegiem lat klientów, raczej pacjentów, przybywało. Klinika stała się sławna i, że tak powiem kolokwialnie, rozchwytywana. Oprócz tego, że poprawiali wygląd wiecznie niezadowolonych, znudzonych życiem bogaczy, to jeszcze w ramach rozsławienia szpitala i stworzenia wokół siebie otoczki dobrych, pełnych empatii lekarzy rozpoczęli współpracę z fundacją, pomagając również biednym ludziom, dla których los nie był łaskawy.

– I dlatego go zabiłaś? Ponieważ pomagał tym biednym ludziom?

– Nie! Nie zabiłam go! Jak już wcześniej wspomniałam, ich celem było zarabianie pieniędzy, a nie niesienie pomocy. A już na pewno nie tym, którzy pieniędzy nie mieli. Oczywiście co jakiś czas przyjmowali pacjentów z fundacji, ale tylko nielicznym pomagali. I z tego, co zdążyłam zauważyć, wybierali sobie proste i tanie zabiegi. Jeżeli chodziło o coś poważniejszego, to zawsze szukali sposobu, aby się wykręcić.

– Skąd takie przypuszczenia?

– Zapewne zasięgnął pan opinii o moim mężu lub czytał coś na jego temat?

– Tak.

– Czy którakolwiek wzmianka o nim była oczerniająca lub negatywna?

– Nie. To był człowiek bez skazy.

– Otóż to. Człowiek bez skazy dla wielkiego świata. A w domu, w czterech ścianach wychodził z niego potwór. Mówił, że nienawidzi tych ludzi z fundacji. Nie dość, że zabierają mu czas i pieniądze, to jeszcze są obrzydliwi. On wręcz nimi gardził. W dodatku mnie zdradzał. Nie żyliśmy już razem od kilku lat. Ale rozwodu nie chciał, głównie z dwóch względów. Po pierwsze, Tomasz nie dzielił się kasą, a po drugie, człowiek o nieposzlakowanej opinii nie rozwodzi się i nie zdradza żony. Czekał, aż ja popełnię jakiś błąd i go zostawię. A wówczas mógłby wziąć rozwód z mojej winy, nie tracąc pieniędzy i dobrej opinii. Dlatego tamtej nocy byłam pod jej domem. Chciałam tam wejść, zrobić zdjęcia, które by go ośmieszyły i oczerniły. Stałam pod drzwiami gotowa, aby tam wejść. Jednak gdy je uchyliłam, doszły do mnie te okropne dźwięki. Sapanie, stękanie, jęczenie. Nie byłam w stanie przekroczyć progu. Wycofałam się. Stwierdziłam, że wynajmę odpowiednią osobę, aby zrobiła za mnie te zdjęcia. Długo się nie zastanawiałam. Wsiadłam do samochodu i pojechałam na Mazury.

– I przez te dwa dni nie zdziwiło cię to, że mąż nie daje znaku życia?

– Nie. To nie pierwszy raz, jak nie odzywamy się do siebie po kilka dni. Jak już wspomniałam, kroczyliśmy różnymi drogami i żyliśmy własnym życiem. Na pana miejscu skupiłabym się na jego pacjentach. Może to jakaś snobka niezadowolona z nowego nosa?

Drzwi do pokoju przesłuchań się otworzyły. Adam Mazur podszedł do komisarza Wilka i położył przed nim teczkę.

– Co tak długo?

– Miałem jeszcze jedną pilną rzecz do załatwienia.

– Dobra. Dzięki, Młody.

Mężczyzna zmierzył Ninę wzrokiem i zniknął za drzwiami.

– I co ja mam teraz robić? Mam zgadywać, które z was kłamie? Ty czy świadek?

Maks Wilk położył dłoń na teczce i zaczął się bawić zapięciem.

– Przysięgam, nie byłam w stanie wejść do tego cholernego domu. A co dopiero zamordować Tomasza! A tak poza tym, chciałabym się w końcu dowiedzieć, jak zginął. Stwierdzenie, że nikt nie zasługuje na taką śmierć, nie ukrywam, trochę mnie przeraziło.

Komisarz otworzył teczkę, poprzerzucał jakieś dokumenty z jednej strony na drugą, aż w końcu na dnie ukazały się zdjęcia. Wziął jedno z nich i przesunął je w stronę Niny.

– To… To niemożliwe. – szepnęła pod nosem, a jej twarz zmieniała kolory jak kameleon, od bladoróżowej po zieloną, aż stała się całkowicie biała jak papier. Łzy napłynęły jej do oczu. – Boże, to naprawdę mój mąż?

– Tak.

Komisarz obserwował reakcję Niny, która w ciszy wpatrywała się w okrutną scenę uwiecznioną na zdjęciu. Nadzy mężczyzna i kobieta unieruchomieni w pozycji seksualnej. Mężczyzna na górze, a kobieta pod nim. Zespoleni metalową rurą zakończoną z obu stron obręczami tkwiącymi na ich szyjach. Z jednej i drugiej obręczy wychodziło kilkanaście szpikulców. Wprost w szyje ofiar. Krew czerwonymi strumieniami pokrywała ich nagie ciała. Ale widok, który najbardziej wstrząsnął Niną, to twarz Tomasza, która na tej fotografii w ogóle jej nie przypominała. Brakowało na niej kawałka nosa a policzki i usta były zdeformowane w wyniku oparzenia. Nie była w stanie rozpoznać męża.

– Ktoś oblał jego twarz kwasem, kiedy jeszcze żył, i prawdopodobnie kazał mu się przeglądać w lustrze ustawionym na nocnej szafce.

– A potem wykrwawił się na śmierć?

– Przyczyną ich śmierci nie było wykrwawienie, lecz uduszenie się własną krwią.

– Nie mogę w to uwierzyć. – Otarła łzy z policzka. – Jaki psychopata byłby do tego zdolny? Proszę to ode mnie zabrać. – Rzuciła zdjęcie w jego stronę.

– Jeszcze jedna rzecz.

– Co takiego? Boże, czy może być jeszcze coś gorszego?

– Na jego języku został wytatuowany dziwny symbol. Może będziesz mogła mi wyjaśnić, co to oznacza? – Maks wyszukał kolejne zdjęcie z miejsca zbrodni i podał je kobiecie.

– Trójkąt równoramienny z literą T przy jednym z wierzchołków. Nie mam pojęcia, co to do cholery jest. Dlaczego na języku? I co ma znaczyć ten symbol?

– Liczyłem na to, że ty mi to powiesz.

– Może to jakiś podpis tego szaleńca. Chciał zostawić po sobie pamiątkę.

– Też w pierwszej chwili taka myśl przeszła mi przez głowę.

◄ 5 ►

– Moja głowa… Co to ma znaczyć? Co to, kurwa, ma znaczyć! Pomocy! Ludzie, czy ktoś mnie słyszy? – Karol Zieliński ocknął się z okropnym bólem głowy, ale nie to było jego największym zmartwieniem. Na bezludziu, w środku lasu, wisiał nagi, przypięty do drzewa do góry nogami. Pierwsza obręcz, która nie pozwalała mu podnieść głowy, znajdowała się na szyi, sztywno przymocowana do pnia. Ręce i nogi rozłożone i wyciągnięte na boki, kształtem przypominając gwiazdę, również zostały włożone w takie przytwierdzone do pnia obręcze. Dwie z nich tkwiły na lewym i prawym nadgarstku, jedna trzymała prawą kostkę, inna została zamocowana na lewym udzie.

– Nie krzycz albo pozbawię cię genitaliów.

Nagi mężczyzna natychmiast się uspokoił. Był totalnie bezbronny. Wolał nie prowokować psychopaty, który powiesił go na drzewie i właściwie mógł zrobić z nim, co tylko chciał. Przez chwilę wsłuchiwał się w odgłosy lasu, próbując zebrać myśli.

– Pokaż się – wysilił się na spokojny ton głosu. – Porozmawiajmy.

– Teraz chcesz rozmawiać? – Zza drzewa wyłonił się morderca w ciemnych okularach, ubrany w czarną długą bluzę z kapturem naciągniętym na głowę. – Niestety, muszę cię zmartwić, za późno jest już na jakiekolwiek rozmowy, teraz nadszedł czas na czyny.

– Jakie czyny? – Karol zaczął się szarpać.

– Rusz się jeszcze raz, a pożałujesz tego. – Zakapturzona postać wyciągnęła nóż z pokrowca przy biodrze i pogroziła nim przed oczami ofiary.

– Nic z tego nie rozumiem. Dlaczego tu wiszę? Zrobiłem ci coś? Jeżeli tak, to mnie wypuść, jakoś ci to wynagrodzę. – Karol zaczął mówić płaczliwym tonem.

– Sam to sobie wynagrodzę. – Cichy śmiech zmieszał się z szumem młodych zielonych liści. – Specjalnie dla ciebie szukałem odpowiedniego drzewa. Mam nadzieję, że ci się podoba.

– Błagam! Wypuść mnie. Mam pieniądze, wysoko postawionych znajomych. Pomogę ci, w czym tylko zechcesz. Wierz mi, że warto we mnie mieć sojusznika.

– Wierz mi, że warto ciebie zabić. Pozwól, że cię zacytuję: „Świat za takimi jak on nie zapłacze”.

Morderca ściągnął kaptur, odsłaniając twarz.

– O Boże!

– To co, może przejdziemy do czynów?

Mężczyzna obszedł drzewo dookoła, wyciągając zza niego niewielką torbę. Stanął naprzeciwko ofiary, aby mieć ją na oku. Z torby wyciągnął materiał zawinięty w rulon. Położył go na ziemi i powoli rozwijał.

– Zamierzasz mnie zabić? Co chcesz zrobić? Pociąć mnie na kawałki? Wypatroszyć? Nie łatwiej byłoby mi dać kulkę w łeb?

– Nie, zbyt mało satysfakcjonujące. A poza tym nie zamierzam cię zabić.

– Co takiego?

– Niedługo się przekonasz.

Morderca chwycił w rękę małe brzęczące narzędzie i podszedł do ofiary.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: