Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Trujące akta - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 marca 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Trujące akta - ebook

Dlaczego upadł polski system obrony przeciwrakietowej  „Tarcza Polski”?
W jakim celu odtajniane są akta IPN-u?
Do czego służy elitom okultyzm?
Czy czarna arystokracja to jedynie wymysł teorii spiskowych?
Czy Polska przygotowana jest na wypadek ataku terrorystycznego?

Młoda dziennikarka jest świadkiem niepokojących zdarzeń, które doprowadziły do upadku polskiego systemu obrony przeciwrakietowej „Tarcza Polski”. Do politycznej gry wykorzystywane są dokumenty zdeponowane w Instytucie Pamięci Narodowej. Osobą, która może jej pomóc w zrozumieniu tych wydarzeń, jest były oficer wywiadu wojskowego, którego działalność wywiadowcza doprowadziła do zakonspirowanych elit praktykujących starobabiloński okultyzm. Pendrive z jego wspomnieniami jest źródłem cennej, ale i niebezpiecznej wiedzy.

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8159-978-8
Rozmiar pliku: 2,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD AUTORÓW

I

Powieść Trujące akta nie powstałaby, gdyby nie Jakow N. vel Jakub K. Postać niezwykła – lekarz rehabilitolog, dyplomata, pisarz, ekspert do spraw bezpieczeństwa międzynarodowego, szlachcic wywodzący się ze słynnego rodu litewskiego.

Gdy pisałem książki Młodzieniec oraz Szpieg. Najstarszy zawód świata, miałem zamiar ukazać świat, wychodząc poza utarte schematy i to, co jest nam podawane w mediach. Dlatego wtedy nawiązałem współpracę z doktorem Edwardem Kotowskim, historykiem sztuki i oficerem wywiadu PRL w Watykanie, który nijak nie wpisywał się w obraz „okrutnych” esbeków. Jego życiorys uświadamiał, że pewne decyzje i wybory niekoniecznie zależą od nas, a dobrym człowiekiem można być w każdej życiowej sytuacji.

Jakub K. to Rosjanin polskiego pochodzenia. Jego ojczyste języki to polski, rosyjski, ukraiński. Poza tym mówi po angielsku, niemiecku, włosku i hebrajsku. Zna również łacinę, grekę i aramejski.

Życiorys i historie, które mi opowiedział, stały się inspiracją do powstania tej powieści. Domyślam się, że wyjawił tyle, ile mógł, a ja nie nalegałem na więcej. Uważam, że dzięki niemu jest to pierwsza w Polsce książka poruszająca temat tak zwanej czarnej arystokracji.

Rafał Barnaś

II

Cierpimy z różnych powodów, naturalnych i sztucznych. Naturalne to klęski żywiołowe, anomalia pogody, sztuczne to te spowodowane przez człowieka. Choroby, niepowodzenia zawodowe i osobiste, wypadki drogowe, katastrofalne zjawiska przyrodnicze – tego nie unikniemy, żyjąc na naszej planecie… Jak i śmierci, wcześniej czy później. Przedwczesna śmierć. A jej przyczyną wojny, mordy kryminalne, wynaturzona ekologia, mafijna medycyna, brak środków do życia. Wszystko to sztuczne, jak widzimy. To nie tsunami, nie trzęsienie ziemi, żadne klęski żywiołowe. To sprawa rąk ludzkich. A cóż się do nas mówi, jak wyjaśnia? Bardzo prosto: „Takie jest życie”. I już, całe wyjaśnienie. Tylko nie dla największego w całej historii ludzkości zbrodniarza i kata, towarzysza Stalina. Ten lubił powtarzać: „Każda przyczyna obiektywna ma swoje nazwisko, imię własne i odojcowskie. Wiedział, co mówi jako uczeń znanego okultysty Georgija Gurdżijewa1. Wszystko i wszyscy w przyrodzie mają swoją nazwę. Świat realny i wirtualny zalewa nas lawiną przemocy, nieszczęść każdego rodzaju, wojen, matactw, afer, oszustwa, kłamstw. To odbierane jest przez nas jako chaos. Bez dodatku „deterministyczny”. A przecież on wyjaśnia, że chaos to nie chaos w potocznym rozumieniu, tylko przez kogoś czy coś zdeterminowany porządek. Właśnie, porządek. Tylko ten wygodny czemuś, a raczej komuś. Krople wody kapiące z niedokręconego kranu. Spadają niby chaotycznie, przypadkowo, jeśli nie wiadomo, kto i dlaczego tego kranu nie dokręcił. Czyli czynnik zewnętrzny. Rój pszczeli zawędrowawszy do innego ula, potrafi wyhodować nową matkę. Jaka potrzeba pcha je do tego? Pszczoły żyją krótko, nie wykształciły więc tego na zasadzie doświadczenia. Prawdziwa przyczyna ich czynu zbiorowego też działa z zewnątrz. Wmawia się nam: chaos jest owocem działania sił nieznanych. Czy znanych z Biblii. To już biznesmeni od religii. Niedouczony ksiądz w kaplicy zapytany, dlaczego Bóg dopuścił do mordu katyńskiego, wojen światowych, katastrof naturalnych, odpowiada: boska sprawiedliwość jest inna niż ludzka. A to kłamstwo, sprawiedliwość jest jedna. Tylko są tacy, komu zależy na jej relatywizowaniu, na wprowadzeniu nas w błąd, na zamgleniu prawdziwych przyczyn porządku, który się ukrywa za chaosem. I to wszystko w imię Boga. Wmawia się nam w różny sposób, że chaos niesprawiedliwości, cierpień, poniżenia jest czymś nieuniknionym, „takie jest życie”. Też kłamstwo, bo są tacy, którym zależy na sztucznej kurtynie, za którą się ukrywają i zarządzają tym chaosem, rządzą, a ściślej sterują. Bo dla nich to porządek. A mają swoje imię, nazwisko i otczestwo. Miał rację czarny geniusz – towarzysz Stalin.

Imię: czarna arystokracja2.

Po ojcu: Babilonia, Egipt.

Ci starożytni.

Nie są mitem ani bajką, ani fantomem, ani szopką. Także wypocinami carskiej ochrany czy sowieckiego KGB bądź rosyjskiego FSB. Ku ogromnemu nieszczęściu całej kuli ziemskiej. Drogi Czytelniku! Zapraszamy Cię za tę kurtynę. Mamy bowiem możliwości, by ją odsłonić.

Jakow N. vel Jakub K.

------------------------------------------------------------------------

1 Georgij Gurdżijew (1866–1949) – znany okultysta ormiańskiego pochodzenia, prezentował siebie jako mistyk i filozof. W swoich pracach odwoływał się do starożytnych obrzędów wschodnich. Żył w Rosji, po emigracji we Francji. Józef Stalin w wąskim kręgu przyznawał, że uważa się za ucznia Gurdżijewa, studiował jego prace, zwłaszcza sens i procedury obrzędów okultystycznych.

2 Czarna szlachta (wł. nobiltà nera, częściej zwana aristocrazia nera), to pojęcie stosuje się do kilku grup. Pomimo że w różnym czasie odnotowuje się powstanie tych grup (rzymska – 1870 r., wenecka – XIII w., angielska – 1727 r.), to zawsze w okolicznościach walki o władzę pomiędzy świecką władzą państw i ich królów a władzą kościoła. Czarna arystokracja jest od wieków ze sobą skoligacona poprzez małżeństwa, wspólne firmy, biznesy i interesy. The black nobility lub czarna szlachta są to rzymskie arystokratyczne rodziny, które stanęły po stronie papiestwa za papieża Piusa IX, gdy 20 września 1870 r. armia rodu Savoy wkroczyła do Rzymu, obaliła papieża i Państwo Kościelne i przejęła Kwirynał. Mimo stosunkowo nowej nazwy, czarna szlachta istniała od wieków, pochodziła z klasy baronów Rzymu i innych potężnych rodzin. Wielu członków rodzin czarnej arystokracji stało się również wysokiej rangi duchownymi, a nawet papieżami. Rodziny czarnej arystokracji nadal istnieją, na przykład: Colonna, Massimo, Orsini Ruspoli, Pallavicini, Theodoli, Sacchetti, Borghese, Odescalchi, Schiaratura i Ludovisi. Czarna szlachta wenecka to wywodząca się jeszcze ze średniowiecza oligarchia – a konkretnie jej rodziny – Republiki Weneckiej (Serenissima Repubblica di Venezia, mająca status republiki kupieckiej), istniejącej od VIII do XVIII w., która wynalazła system bankowy, dlatego Gwelfowie do dzisiaj są dzierżycielami władzy. Jej potomkowie o włoskich arystokratycznych nazwiskach do dzisiaj zasiadają w Komitecie 300. Według Colemana królowa Elżbieta II
– głowa Komitetu 300, nie pochodzi od Windsorów, tylko właśnie od Gwelfów, i można by to wykazać genealogicznie, włącznie z innymi europejskimi rodzinami królewskimi, które jako rycerze Orderu Podwiązki – według Colemana – są „liderami Komitetu 300, najbardziej zaufaną, prywatną radą królowej Elżbiety, elitą Zakonu Szpitala Świętego Jana z Jerozolimy”. Faktem ponadto jest, że brytyjska rodzina królewska ma niemieckie pochodzenie od saskiej dynastii Coburg-Gotha i są to właśnie Gwelfowie, którzy przeszli do Niemiec.WSTĘP

Na świecie jest broń bardziej skuteczna niż broń atomowa. Jej użycie i siła rażenia dają wrogom znacznie większe korzyści. Na terenie, na którym zostanie wykorzystana, likwiduje tylko wybrane jednostki, nie czyniąc strat w infrastrukturze i potencjale gospodarczym danego państwa. Dzięki temu jego przejęcie następuje bez angażowania armii i ogromnych środków finansowych, jakie niesie za sobą prowadzenie wojny.

Tą bronią są tajne dokumenty oraz akta skatalogowane i ukryte w przepastnych magazynach. Są w nich zapisane historie operacji służb i ich agentów. To źródło informacji o ukrytym działaniu państwa niewidocznym w środkach masowego przekazu. Rządy wszystkich krajów przeznaczają ogromne środki finansowe, by blokować do nich dostęp niepowołanym osobom. Każdy wywiad na świecie dąży do tego, by te dokumenty zdobyć, bo wie, jak wielką mają siłę rażenia.

Jest jednak na świecie kraj, który ujawnił część swoich tajnych akt – Polska.

Nie jest obecnie możliwe oszacowanie, jak wielkie szkody zostały przez to poczynione i jak długi czas będzie potrzebny, by zniwelować te negatywne skutki. Odtajnione akta i ich nieumiejętne rozdysponowywanie dało oręż obcym wywiadom do kreowania polskiej polityki. Polska racja stanu przestała istnieć, a kolejne następujące po sobie rządy będą chciały zachowywać jedynie iluzoryczne pozory, że mają wpływ na to, co się dzieje w kraju.

Książka Trujące akta pokazuje, jak duży wpływ na polityków ma „gra teczkami” i jak przez to straciliśmy jako kraj w sferze obronności i siły przebicia w polityce zagranicznej.

Czytelnik będzie miał możliwość poznania sił, które kształtują bieg historii świata i jak wielka jest ich moc oddziaływania na naszą świadomość. Przedstawione zostaną fakty, które ukażą świat z innej perspektywy i takim, jaki jest za kurtyną.1. ANIOŁOWIE GNIEWU

– Wam oddajemy, aniołowie gniewu! – Upiorny głos wypełnił podziemne piętro domu w jerozolimskim osiedlu Gilo. Człowiek stojący przy jednej z pokrytych czarną farbą ścian nie zna języka, w którym było to wypowiedziane. Od tego głosu krew w żyłach zastyga. Przed godziną ten, kto to wypowiedział, przetłumaczył mu to starobabilońskie zaklęcie. Teraz ten demoniczny głos wydobywa się z ust ubranego w czarny płaszcz mężczyzny stojącego w kręgu utworzonym z takich samych dwunastu postaci w czarnych płaszczach. Głowy i twarze niewidoczne, ukryte pod czerwonymi kapturami. Jeden z nich siedzi w fotelu inwalidzkim na wielkich kołach. Ogromne pomieszczenie, bez jakichkolwiek mebli, oświetla jakieś dziwne czerwone światło padające z dużych okrągłych lamp umieszczonych na czarnych ścianach. Pośrodku sali, na podłodze z czarnego marmuru umieszczono kwadratowy, niewysoki drewniany postument. Na nim rzeźba samuraja w czerwonym kimonie, złota maska, od której bije furia i pragnienie walki, krwi, śmierci. Na głowie rogaty starożytny hełm, a na nim czarny smok z otwartą paszczą. Przed samurajem na czarnym drewnianym stojaku leży katana, jego miecz, w czarnej drewnianej pochwie. Za samurajem wysokie miedziane naczynie. Jeden ze stojących wokół ołtarza – bo to jest ołtarz – podchodzi do naczynia z płonącą pochodnią w ręku. Wkłada ją w szerokie gardło naczynia, z którego wystrzela wysoko, aż do czarnego sufitu słup czerwonego ognia. Serce samotnie stojącego przy ścianie łomoce, wyrywa się z klatki piersiowej. Dotąd myślał, że nic na świecie nie może go już bardziej przerazić po tym, co przeżył podczas wojen i konfliktów zbrojnych, w których dane było mu brać udział… To, czego niemym świadkiem jest teraz, wydaje się koszmarnym snem. Albo maligną średniowiecznego szaleńca czy wręcz czymś dziejącym się w średniowieczu. Lecz w kalendarzu widnieje data: 1993 rok, 21 września. Człowiek stojący przy czarnej ścianie, bez czarnego płaszcza z czerwonym kapturem, ubrany w zwykłą koszulę i spodnie, wie, co stanie się wkrótce po tym, jak zapłonął czerwony ogień w miedzianym naczyniu. Wie, co znaczy furia złotej maski, katana przed rzeźbą samuraja. Wkrótce armaty z czołgów ostrzelają kumulatywnymi pociskami biały gmach na brzegu rzeki Moskwy. Sam gmach będzie płonął, aż stanie się czarny. W centrum Moskwy rozlegną się serie z karabinów maszynowych. Z dachów wieżowców snajperzy będą strzelali do żołnierzy, przechodniów, do ludzi w oknach ich własnych mieszkań. W kostnicach sądowo-medycznych zabraknie miejsc dla setek zwłok. Pod osłoną nocy, ogromnymi barkami będą wywozić je rzeką Moskwą.

W sumie półtora tysiąca istnień3.

------------------------------------------------------------------------

3 21 września 1993 r. prezydent Rosji Borys Jelcyn podpisał rozporządzenie N1400 o rozwiązaniu rosyjskiej Rady Najwyższej. Deputowani odmówili podporządkowania się temu aktowi prawnemu, uchwalili obalenie Jelcyna i wyznaczyli na jego miejsce Aleksandra Ruckiego. Po tym wydarzeniu Jelcyn zablokował gmach Rady Najwyższej. Doszło do zamieszek w Moskwie, a 3–4 października do regularnej strzelaniny na ulicach i ostrzału gmachu parlamentu (Białego Domu) z armat czołgowych. Wskutek tego – wg oficjalnych danych podawanych przez władze – zginęło 158 osób, ranne zostały 423 osoby. Według źródeł nieoficjalnych zginęło ok. 1500 Rosjan po obu stronach.2. WYWIAD NA KRAWĘDZI

Pociąg Amtraku zatrzymał się na Union Station w Waszyngtonie planowo o wpół do dwunastej. Trasa z Nowego Jorku minęła spokojnie i trzy i pół godziny przebiegły zaskakująco szybko. Gdy tylko drzwi pojazdu się otworzyły, wysiadła z niego młoda niepozorna kobieta o drobnej posturze, ciemnych włosach i piwnych oczach, w okularach. Na plecach miała niewielki plecak. Skierowała się w stronę postoju taksówek. Podeszła do pierwszej z brzegu i uśmiechnęła się do młodego śniadego taksówkarza.

– Michigan Avenue tysiąc trzydzieści pięć – powiedziała przez uchylone okno do kierowcy. Ten odwzajemniając uśmiech, skinął głową, by wsiadała do środka. Wpisał adres do nawigacji i skrzywił się odrobinę, widząc, że trasa jest dosyć krótka, a więc i zarobek będzie niewielki.

– Okej, okej – mruknął pod nosem i odpalił silnik. Widać było, że jego znajomość języka angielskiego jest na bardzo niskim poziomie, gdyż niemal cały czas uśmiechał się, mrucząc: okej, okej.

Kasia Gromnicka, dziennikarka „Gazety Piastowskiej”, siedząc na tylnym siedzeniu, w milczeniu rozmyślała o spotkaniu, które ją za chwilę czekało. Wywiad z pułkownikiem Kozłowskim – byłym żołnierzem Armii Krajowej, znanym i cenionym w Polsce, choć od wielu lat mieszkającym za granicą – był dla niej szansą. Wreszcie mogłaby się zająć poważnymi tematami, a wyjazd do USA był dla niej nagrodą za dotychczasową sumienną pracę w redakcji. Samo spotkanie bardzo ją ekscytowało, bo jeszcze nigdy nie przeprowadzała rozmowy z kimś tak rozpoznawalnym medialnie, szczególnie że temat wywiadu miał być nakierowany na relacje polsko-amerykańskie, o których ostatnio tak wiele się mówiło w polskich mediach.

Taksówka jechała spokojnie przez szerokie ulice Waszyngtonu, który, jak myśli wiele osób, nie leży w stanie Waszyngton ani w jakimkolwiek innym stanie. Znajduje się w specjalnym wydzielonym Dystrykcie Kolumbii. Kasia trochę inaczej wyobrażała sobie stolicę najpotężniejszego kraju na świecie. Co prawda teraz widzi jedynie niewielki fragment miasta, ale jakoś widok zza szyb taksówki nie pasuje jej do metropolii, a bardziej przypomina senne miasteczko gdzieś na prowincji.

Gdy dotarli na miejsce, kierowca, który do tej pory jedynie mruczał coś do siebie pod nosem, uśmiechnął się serdecznie i wyciągnął dłoń.

– Twenty dollars! Please…

Kasia wyciągnęła z portfela dwa banknoty i wręczyła mu, odwzajemniając uśmiech.

Wysiadła na poboczu i zaczęła się rozglądać, by znaleźć numer 1035.

To gdzieś naprzeciwko stadionu do baseballu, który jest tutaj… Odwróciła się w stronę wejścia na płytę boiska.

– Czyli gdzieś po prawej są te budynki.

Rozejrzała się dookoła. Okolica wyglądała na bardzo zadbaną. Z jednej strony boisko, z drugiej – budynki z cegły otoczone bujną roślinnością. Spojrzała do notatnika.

– Numer sześć – przeczytała na głos. – A więc to chyba tutaj.

Podeszła do drzwi wejściowych prowadzących do niewielkiego ogródka. Zaczęła wymawiać na głos numery, aż znalazła furtkę z numerem sześć. Weszła do środka i stanęła przed solidnymi drewnianymi drzwiami. Nacisnęła dzwonek domofonu, a gdy odezwał się kobiecy głos z pytaniem, kto tam, odpowiedziała swoją płynną angielszczyzną:

– Tutaj Katarzyna Gromnicka. Jestem umówiona z panem Kozłowskim.

Po chwili otworzyły się drzwi, a w nich stanęła korpulentna Meksykanka w średnim wieku. Uśmiechnęła się i gestem dłoni zaprosiła do środka. Mieszkanie było przytulne i na pierwszy rzut oka widać było, że bardzo czyste – o co pewnie dbała przysadzista kobieta.

Długi korytarz kończył się dwojgiem drzwi. Kiedy podeszła do końca, zza jednych odezwał się głos:

– Proszę tutaj…

Delikatnie popchnęła drzwi. Pokój był przestronny z ogromnym oknem, przez które wpadały promienie słońca. Na fotelu obok dużego masywnego stołu siedział szczupły mężczyzna o pomarszczonej twarzy, ubrany w białą koszulę i ciemne spodnie w kant. Jedyne, co było w nim wyraziste i na swój sposób radosne, to oczy. Duże, zielone i błyszczące.

Uśmiechnął się, widząc Kasię.

– Udało mi się w końcu dotrzeć. – Odwzajemniła uśmiech. – Jestem Katarzyna Gromnicka, dziennikarka „Gazety Piastowskiej”. Jesteśmy umówieni na wywiad. Dziękuję, że zgodził się pan na to spotkanie.

– Niech pani spocznie. – Wskazał fotel naprzeciwko siebie. – Napije się pani czegoś? Zawołam Dolores, to coś przygotuje. Ja już taki sprawny nie jestem.

– Nie, nie… Naprawdę nie potrzeba.

Kobieta szybko pojawiła się w drzwiach i z uśmiechem zwróciła się do Kasi:

– Kawa czy herbata?

– To zbyteczne, ale jeśli już pani pyta, to poproszę herbatę. – Uśmiechnęła się.

Meksykanka zniknęła za drzwiami, by zaraz pojawić się z dwoma filiżankami gorącej herbaty.

Po kurtuazyjnej wymianie zdań w pewnym momencie twarz Kozłowskiego spoważniała. Spojrzał na Kasię, jakby chciał jej powiedzieć coś bardzo ważnego.

– Fatygowała się pani taki kawał drogi. Chce pani przeprowadzić wywiad. Problem w tym, że jeśli powiem to, co myślę, to i tak nie pozwolą tego wydrukować w pani gazecie. Tak właśnie współcześnie wygląda wolność słowa – powiedział niskim spokojnym głosem.

– Wywiad z panem na pewno się ukaże. Mam na to zgodę naczelnego. – Szybko starała się rozwiać wszelkie wątpliwości.

Kozłowski spojrzał na nią i zrobił minę, jakby chciał dać jej do zrozumienia, że i tak jej nie wierzy. Nastąpiła cisza. Kasia zerknęła do swoich notatek. Wyciągnęła dyktafon z plecaka.

– Czy mogę nagrywać? – zapytała. Skinął głową na znak, że się zgadza. Kasia zrozumiała, że jak najszybciej musi przejść do przeprowadzenia wywiadu, by rozmówca się nie rozmyślił. Zdawała sobie sprawę, że jest to leciwy człowiek, którego zachowania nie jest w stanie przewidzieć.

– Urodził się pan w tysiąc dziewięćset dwudziestym czwartym roku, a więc gdy wybuchła wojna, miał pan piętnaście lat. Kiedy się skończyła, dwadzieścia jeden. Najpiękniejsze lata przypadły na ten okrutny czas. Jak pan wspomina ten okres? Jak z pana perspektywy wyglądało powstanie warszawskie?

– Z perspektywy czasu na pewno inaczej teraz myślę o tym okresie, niż wtedy myślałem. Gdy wybuchła wojna, mieszkałem z rodzicami w Warszawie na Pradze. Czuć było napięcie. Podejrzewaliśmy, że coś się może wydarzyć, jednak chyba nikt nie myślał, że uderzy z taką mocą i tak bardzo zmieni nasze życie. Najbardziej boli mnie z tamtego czasu to, że najważniejsze osoby w państwie po prostu uciekły! Nie poczuły się do odpowiedzialności politycznej. Zostawiły ludność cywilną na pastwę losu. Politycy to… – Skrzywił się i nie dokończył zdania. Zaczął nerwowo poruszać się na fotelu. Widać było, że temu, co mówi, towarzyszą wielkie emocje. – Czy pani to sobie wyobraża, że te gnidy nie potrafiły zachować się choć w połowie tak, jak tego od nas – ludności cywilnej – wymagały? Jeśli ktoś myśli, że teraz byłoby inaczej, to jest w wielkim błędzie. Uciekną znowu jak te szczury z tonącego statku.

– Rozumiem. – Kasia westchnęła. Nie wiedziała, jak zareagować, bo zaskoczył ją ton wypowiedzi Kozłowskiego.

– A jeśli chodzi o powstanie warszawskie, to ja bardziej wolę określenie „rzeź cywili”. Trzeba tutaj odróżnić dwie sprawy, o których teraz się już nie mówi. Bohaterstwo młodych ludzi, którzy oddali życie za ojczyznę, oraz tchórzliwość i brak wzięcia odpowiedzialności dowódców, którzy do tej rzezi doprowadzili. Czy pani myśli, że gdyby ci wszyscy młodzi powstańcy przeżyli wojnę, to Ruscy tak łatwo wprowadziliby w Polsce komunizm, a ja musiałbym tułać się przez całe życie po świecie? Politycy to sprzedajne gnidy.

Zapanowała zupełna cisza. Kasia nie spodziewała się takiego przebiegu rozmowy. Nie myślała, że leciwy weteran AK będzie wyrażał tak radykalne poglądy. Po raz pierwszy dotarło do niej, że opublikowanie wywiadu w oryginale może być bardzo trudne. Wręcz niemożliwe. Chciała wspomnieć o swojej prababci, sanitariuszce AK, jednak przez dziwne zachowanie rozmówcy zrezygnowała z tego. Po chwili milczenia Kozłowski sięgnął do kieszeni spodni. Wyciągnął zwinięte dwadzieścia dolarów. Rozwinął banknot i spojrzał na Kasię.

– To jest narzędzie do sterowania politykami, i chociaż często przybiera dla niepoznaki różne oblicza, to proszę mi wierzyć, że głównie o to chodzi. Dzięki temu sterują mną, panią i wszystkimi innymi ludźmi. A wolność słowa i dostęp do informacji? Jak pani myśli? Jak jest teraz?

– No tak, teraz wolność słowa i dostęp do informacji panują jak nigdy wcześniej – powiedziała bez zastanowienia Kasia.

– Wolność słowa do pewnych granic – skontrował ją szybko. – A dostęp do informacji… Fakt. Jednak warto zadać sobie pytanie, ile w natłoku informacji jest tych ważnych, a ile mających nas zmanipulować. Komu chce się analizować i szukać prawdziwych informacji. Niemal każdy jest podłączony do sieci przez smartfona, ale czy jesteśmy mądrzejsi? Czy właśnie to, że jesteśmy na smyczy smartfonów, nie powoduje, iż jesteśmy zmanipulowani i zniewoleni bardziej niż kiedykolwiek wcześniej? Czy ogrom informacji nie powoduje, że rozleniwieni rezygnujemy z poszukiwania rzeczy ważnych?

Na starość mu odbiło zupełnie, westchnęła w myślach Kasia.

Tyle przygotowań do wyjazdu, tyle emocji w związku z wywiadem, a tu rozmowa ze sfrustrowanym starym człowiekiem po przejściach. Zaczęło wzbierać w niej coraz większe rozgoryczenie. Spróbowała jeszcze zmienić temat…

– A jak pan ze swojej perspektywy widzi Polskę teraz?

Spojrzał na nią i chyba zrozumiał, że celowo stara się go ukierunkować na mniej kontrowersyjne tematy. Po krótkiej chwili milczenia już nieco spokojniejszym głosem odpowiedział:

– Teraz na pewno żyje się wam dużo lepiej niż wcześniejszym pokoleniom, jesteście wolni, króluje demokracja, możecie robić wszystko to, na co macie ochotę. Taka przynajmniej jest oficjalna wersja lansowana przez wszystkich. – Uśmiechnął się szyderczo.

– Nie rozumiem? – zdziwiła się.

– O sile państwa decyduje jego stabilna niezależna gospodarka, niezależny system obronny i siła przebicia w dyplomacji, która jest wypadkową mocnej gospodarki i obronności. Chociaż teraz nastąpił rozwój gospodarczy i jesteśmy w NATO, to przez polityków i ich krótkowzroczność stajemy się kolonią. Tym razem innego pana. Nasza gospodarka jest zależna, a obronność iluzoryczna.

– Jak to?

– Gospodarka jest zależna od Londynu, Berlina i tak dalej… Przez trzydzieści lat po upadku komuny nikt nie myślał przyszłościowo. Politycy prywatyzowali wszystko, jak leci, i nikt się nie zastanawiał, co dalej. Jedyne, co daje nadzieję na zmiany, to projekt, o którym teraz piszą media: tarcza Polski4. To system od podstaw budowany przez Polaków. Jeżeli zostanie stworzony, przeskoczymy wiele lat do przodu, jeśli chodzi o obronność.

Kasia wzdrygnęła się, słysząc o tarczy Polski.

– Mój narzeczony pracuje przy tym projekcie. Jest inżynierem. Twierdzi, że to najważniejsze przedsięwzięcie w historii polskiej obronności. Widzę, że pan o nim słyszał. Muszę powiedzieć Tomkowi, że projekt jest znany nawet za oceanem. Na pewno się ucieszy.

– Ten projekt może wiele zmienić. Wtedy decyzja co do użycia systemu w przypadku zagrożenia będzie w Polsce: kody źródłowe, cała decyzyjność. Jeżeli ktoś chciałby zaatakować, musiałby kilka razy się zastanowić. A polski premier, prezydent i inni politycy na arenie międzynarodowej byliby traktowani podmiotowo, a nie staliby się wykonawcami cudzych poleceń w strachu, że jeśli podpadniemy, to nikt nas nie obroni.

Kozłowski zaczął się wiercić w fotelu, jakby chciał znaleźć najwygodniejsze ułożenie ciała. W pewnym momencie podniósł się nieznacznie i nachylił w stronę Kasi.

– A teraz niech pani wyłączy ten dyktafon.

Kasia zaskoczona tą nietypową propozycją nacisnęła przycisk „off” i spojrzała na Kozłowskiego zdziwiona.

Ten, upewniwszy się, że już go nie nagrywa, powiedział:

– Dobrze pani wie, że ten wywiad się nie ukaże w tej waszej pseudopatriotycznej gazecie.

– Dlaczego pan tak uważa? – skontrowała szybko.

– Niech pani posłucha. Jestem człowiekiem, któremu kończy się czas na ziemi. W ten pozaziemski nie wierzę, więc jest mi trudniej pogodzić się z tym, co nieuchronne. Z powodu mojego wieku i choroby nikt nie traktuje mnie już poważnie. To, co mówię, zawsze można zdezawuować i zrzucić na karb demencji czy też alzheimera. Tydzień temu dowiedziałem się, że mam zaawansowanego raka żołądka z wieloma przerzutami. Zostało mi niewiele czasu. Zamiast klepać paciorki i dawać na mszę, stwierdziłem, że wolę powspominać całe moje życie, a skoro pani jest tutaj, to podzielę się swoimi przemyśleniami.

– Ojejku… Przykro mi bardzo. – Kasia szczerze się przejęła.

– Pani jest inna niż te wszystkie nędzne pismaki – kontynuował, nie zwracając uwagi na jej współczucie. – Czytałem kilka pani artykułów. Jest pani młoda, szczera i wierzy w swoją misję dziennikarki. Na swój sposób jest pani trochę naiwna, ale też wydaje się dobrą osobą. Dlatego zgodziłem się na ten wywiad. Teraz bez tego dyktafonu opowiem coś, a pani zdecyduje, czy mi wierzyć, czy nie.

Kasia spojrzała na niego z niedowierzaniem. Poczuła dziwne podekscytowanie, licząc, że oto człowiek o nietuzinkowym życiorysie opowie jej coś, czego być może nie potrafi sobie nawet wyobrazić.

– Światem nie rządzą politycy, dyktatorzy, premierzy czy prezydenci. Światem rządzi pieniądz, a pieniądzem rządzi bardzo wąska grupa ludzi… – odezwał się po chwili i w tym momencie zawiesił głos.

– Kto taki?

– Ktoś, kto ma realną władzę.

– Iluminaci i masoni – powiedziała trochę ironicznie, zbyt późno reflektując się, że zabrzmiało to jak sarkazm.

– To wszystko brednie, zresztą sama pani widzi, że zanim cokolwiek powiedziałem, już pani wszystko lepiej wiedziała. Formowanie umysłów dobrze działa, jak widać.

– Przepraszam, nie taki był mój zamysł.

Kozłowski wzruszył jedynie ramionami i przyłożył dłoń do swojej starej pomarszczonej twarzy. Po chwili odezwał się:

– W Polsce jest zdeponowana broń silniejsza od broni atomowej…

– Tak? Co to za broń? – zdziwiła się Kasia.

– To broń, przez którą zawsze będziemy kolonią. Republiką bananową w samym sercu Europy. Nie jest to taka broń, o jakiej pani myśli. Ta broń to najzwyklejsze akta, teczki zdeponowane w specjalnych pomieszczeniach, do których mają dostęp jedynie wybrani. Macie przecież u siebie celebrytów lustratorów. Nie mam racji?

– No tak, ale czy ich siła rażenia jest tak mocna? Nie rozumiem…

– Mocniejsza niż nam się wydaje. Nie pamięta pani, jak dziesięć lat temu oskarżono mnie o współpracę z SB? W mediach leciały informacje, że były żołnierz AK, obecnie polonijny przedsiębiorca z USA, współpracował z reżimem komunistycznym. Mało tego, pisano, że byłem szpiclem! Tak to określono. Gdyby ci idioci wiedzieli, jak było naprawdę… Ech… – Poruszył się i mocno chwycił za poręcze fotela, w którym siedział.

– Tak, słyszałam, ale z tego, co wiem, to pana z zarzutów oczyszczono.

Kozłowski wyprostował się, jakby chciał nabrać więcej powietrza do płuc. Kilka razy odetchnął głęboko.

– Współpracowałem z wywiadem polskim i tym komunistycznym, i tym w wolnej Polsce. Robiłem to, bo Polska jest jedna. Miałem liczne kontakty. Wspierałem opozycję i byłem zwolennikiem pokojowej bezkrwawej transformacji, jaka w końcu nastąpiła. Szary człowiek nawet nie wyobraża sobie, jak ten świat wygląda za kurtyną, jacy ludzie poruszają pacynkami, a tak łatwo jest oceniać i dezawuować ludzi.

Katarzyna patrzyła na starca o błyszczących oczach, jakby chciała zapamiętać każde jego słowo. Wiedząc, że dyktafon jest wyłączony, zdawała sobie sprawę, że tylko to, co zapamięta, będzie mogła przekazać.

– Teraz, co się dzieje, to walka o nasze być i nasze mieć, tak jak to już dawniej powiedział Jan Paweł Drugi. Szanowaliśmy się wzajemnie. Poznałem go kiedyś w Rzymie. Podziwiam, że tak długo wytrzymał w tym roju szerszeni… A co się dzieje teraz? Pytała mnie pani, jak widzę nasz kraj z mojej perspektywy. Odpowiem pani: perspektywy są bardzo złe.

„Niby niewierzący, a nawiedzony”, przeszło Kasi przez myśl.

– Edukacja jest bliska rozkładu. Brakuje autorytetów, a nauczyciele są traktowani jak grupa zawodowa o niskim prestiżu. System edukacji spowodował, że wyższe uczelnie kończą ludzie, których wiedza jest na bardzo niskim poziomie. Ci, którzy pretendują do bycia elitą i mają ku temu możliwości intelektualne, natrafiają na mur nie do przeskoczenia. Obecna elita władzy okopała się skomplikowanym systemem procedur uniemożliwiających innym wejście do tego świata. Sami duszą się w tym swoim kotle… Na opozycję kreowani są kompletni nieudacznicy, których łatwo skompromitować, kiedy tylko wymaga tego dana sytuacja. Ekonomicznie jesteśmy zależni od innych państw i każde kichnięcie w gospodarce światowej to u nas zawał. Obronność jest uzależniona od NATO. To bardzo dobrze, że należymy do NATO. Bardzo źle jednak, że sami nie mamy nic alternatywnego. Gdyby ta tarcza Polski doszła do skutku… Ale oni nie pozwolą na to… nie pozwolą – westchnął, gładząc równocześnie swoje pomarszczone czoło.

– Jak to ? Kto nie pozwoli? – zdziwiła się Kasia.

Spojrzał na nią i jakby nie słyszał jej pytania, kontynuował:

– Polskie służby już nie istnieją. Ci, którzy powinni teraz szkolić nowe pokolenia, po obniżeniu emerytur albo klepią biedę gdzieś w zapomnieniu, albo stali się celebrytami opłacanymi przez obcy kapitał. Nietrudno się domyślić, że będąc celebrytą i ekspertem od wszystkiego, mówi się to, co płatnik każe, a na pewno nie mówi się tego, czego ów płatnik nie chce przekazać. Pewnie zna pani tego oficera wywiadu, który pisze pod pseudonimem John Gates, a nazywa się Andrzej Grzybowski. To bohater. Służył Polsce. Oddał jej część swojego życia. A teraz co? Został pisarzem. Książki napisał ciekawe, jednak kiedy mogły mieć realny wpływ na polskie społeczeństwo i uświadomić mu to, jak funkcjonuje świat i jak działają politycy… Ech… – westchnął pod nosem.

– Co się wtedy stało ? – starała się dopytać Kasia.

– Wtedy ktoś zauważył, jak wielki wpływ mają te książki na zwykłych ludzi, bo Grzybowski stał się rozpoznawalny i lubiany. Kapitał, który może pani sprawdzić w Internecie, zwrócił się do niego z propozycją, że nakręcą film. Zapłacili mu i wypuścili taki gniot, że cała jego wcześniejsza praca została zaprzepaszczona. On miał kasę, wielki kapitał osiągnął swój cel, a liczni czytelnicy zaczęli go traktować z przymrużeniem oka. Tak właśnie działają ci, którzy mają realny wpływ na świat.

– Jacy „ci”? Jaki kapitał? Nie rozumiem – rzuciła Kasia lekko poirytowanym głosem.

– Tyle miałem do powiedzenia. Więcej nic już nie powiem, bo nie mam siły… – Zaczął dusić się suchym jałowym kaszlem.

Kasia siedziała jak zamurowana. Ten znany z mediów przedsiębiorca, były żołnierz, zdjął przed nią maskę i powiedział wszystko, co myśli. Otworzył się. Zaskoczył ją, ponieważ w oficjalnych rozmowach zawsze był zdystansowany i bardzo opanowany. Teraz sprawiał wrażenie osoby pełnej emocji, których nie potrafił ukryć. Martwiło ją to, że wywiad, w zamierzeniu mający dotyczyć przyjaźni i współpracy polsko-amerykańskiej, zboczył na inne tory. Zdawała sobie sprawę, że w takiej formie, bez dowodu w postaci nagrania na dyktafonie wywiad się nie ukaże. Zaciekawił ją temat „tych, którzy mają realną władzę”. Traktowała to jednak jako kolejną teorię spiskową. Dziwił ją fakt, że powiedział jej o tym nie jakiś tam youtuber wróżbita Stefan, a szanowany i ceniony były żołnierz i polonijny przedsiębiorca.

Po chwili milczenia odezwała się pierwsza:

– A ci, o których pan mówił, że poruszają pacynkami i rządzą całym światem, to kim oni są?

– Do tego, by się o tym dowiedzieć, potrzeba czasu. Czasu na zrozumienie tego wszystkiego. Czasu, którego nie mamy. Mnie już nie zostało go zbyt wiele. Czas jest potrzebny na to, by się nie tylko pani o tym dowiedziała, ale i zrozumiała. Inaczej uzna to pani za kolejną teorię spiskową.

Kasia próbowała coś powiedzieć, ale nic nie przyszło jej już do głowy. Wiek Kozłowskiego i jego postępująca śmiertelna choroba nie pozwalały na to, by użyć banalnych słów, że wszystko będzie dobrze i jakoś się ułoży.

– Umrę szczęśliwy, bo swoje przeżyłem. Najbardziej mnie smuci to, co wiem, a na co nie mam żadnego wpływu – dodał jeszcze po krótkiej chwili zamyślenia.

– A jeśli chciałabym się dowiedzieć tego, o czym pan mówi, to co mam zrobić?

– Znam pewną osobę, która w tej kwestii może pani pomóc. Pod warunkiem że zaufa pani na tyle, by podzielić się swoją wiedzą. Jeśli powoła się pani na moją osobę, to może uda się z nim porozmawiać.

– Naprawdę byłaby możliwość takiego spotkania? – zapytała podekscytowanym głosem.

– Dam pani adres. Na pani szczęście ten człowiek mieszka w Polsce, więc nie będzie pani tracić czasu, tak jak dla mnie tutaj. Tego, czego nie nagraliśmy na dyktafon, nie zgadzam się umieścić w gazecie, a na to, co nagrane, i tak nie zgodzi się naczelny. Przykro mi. Przekaz z tego wywiadu miał być inny. Mam rację?

– To znaczy… – Zawahała się chwilę. – Wywiad miał być o panu jako symbolu idealnej współpracy polsko-amerykańskiej. Człowieka sukcesu.

– Ano właśnie… Więc sama pani widzi. – Uśmiechnął się pod nosem. – Człowieka sukcesu, któremu wojna zabrała wszystko, a on sam tułał się po świecie. To i człowiek sukcesu…

Spojrzał na nią. Sięgnął po kartkę i długopis leżący na stole. Zaczął pisać, mrucząc pod nosem: – Zyg-munt Do-brzań-ski, Szcze-ci-nek u-li-ca… To osoba, która może pani pomóc zgłębić temat – powiedział, przekazując kartkę. – Za bilet do Stanów pani zapłacili czy kazali za swoje przyjechać, przekonując, że i tak to dla pani wyróżnienie?

Kasia milczała przez chwilę.

– Z własnej kieszeni pokryłam – odpowiedziała nieśmiało trochę zawstydzona.

– Dolores! – krzyknął niespodziewanie Kozłowski.

Meksykanka, jakby wiedząc, o co chodzi, przybiegła do pokoju, niosąc niewielką kopertę. Przekazała ją Kozłowskiemu, a gdy wyszła, ten zwrócił się do Kasi:

– To taki mały prezent ode mnie. Za pani niestrudzone wysiłki w poszukiwaniu prawdy.

– O nie, nie… – oburzyła się, jednocześnie wstając z krzesła, by ten nie mógł sięgnąć do jej plecaka.

– Proszę mi nie robić przykrości. – Spojrzał na nią w taki hipnotyzujący sposób, że usiadła z powrotem na krześle, a on włożył kopertę do kieszeni jej plecaka.

------------------------------------------------------------------------

4 Projekt „Tarcza Polski” był realizowany przez firmę zbrojeniową PIT Radwar. Powstawał od podstaw jako polski. Kody źródłowe i wszelka decyzyjność co do użycia leżałyby po stronie polskiej. Mimo iż znajdował się w końcowej fazie projektowania, nie znalazł wsparcia ani rządu PO-PSL, ani PiS. Rząd PiS zapowiedział zakup od firmy Raytheon baterii Patriot, które mają zapewnić Polsce obronę powietrzną. Kody źródłowe jednak co do użycia systemu będą należeć do Amerykanów.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: