Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Trzy siostry, trzy królowe - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 maja 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Trzy siostry, trzy królowe - ebook

Kobiety z dynastii Tudorów w walce o mężczyzn i władzę

Trzy kobiety na dworze Tudorów łączy silna rodzinna więź. Gdy jednak każda włoży na głowę koronę, ich przyjaźń zamieni się w bezwzględną rywalizację

Początek XVI wieku w Anglii. Król Henryk VII Tudor poprzez sojusze i małżeństwa dzieci próbuje umocnić swoją władzę. Jego starsza córka Małgorzata wkrótce zostanie królową Szkocji, młodsza z nich Maria poślubi króla Francji Ludwika XII, a następca tronu Anglii pojmie za żonę infantkę hiszpańską Katarzynę Aragońską. Trzy młode kobiety zaczynają konkurować i w końcu zwracają się przeciwko sobie. W miarę doświadczanych zdrad, niebezpieczeństw i namiętności odkrywają jednak, że w ich trudnym życiu jedyne oparcie może stanowić wyjątkowa więź między nimi, silniejsza od tej, która połączyła je z mężczyznami.

Powieść zanurzona tyleż w historii, co w rodzinnych intrygach. Philippa Gregory po mistrzowsku wydobywa kobiece postaci z historycznego drugiego planu, aby umieścić je w samym centrum wydarzeń. „Booklist”

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-245-8270-9
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ZAMEK BAYNARDA, LONDYN, ANGLIA

LISTOPAD 1501 ROKU

Jako księżniczka z dynastii Tudorów przywdzieję biel i zieleń. Gwoli prawdy uważam się za jedyną Tudorównę, gdyż moja młodsza siostra Maria jest tak mała, że co najwyżej zostanie przyniesiona przez piastunkę, po czym zabrana z powrotem do komnaty dziecięcej. Zadbałam o to, by Maria nie spędziła z nami więcej czasu niż to konieczne przy przedstawianiu jej naszej jątrwi. Na nic się zda jej siedzenie przy wspólnym stole i objadanie się suszonymi śliwkami. Od słodkości robi się jej niedobrze, a gdy jest marudna, zaraz ryczy. Maria ma zaledwie pięć lat; jest stanowczo za mała na takie uroczystości – w przeciwieństwie do mnie. Ja liczę sobie prawie dwanaście wiosen i mam swoją rolę do odegrania podczas ślubu. Beze mnie ceremonia byłaby niekompletna, tak powiedziała moja babka, czyli Królowa Matka.

Później dodała coś jeszcze, coś, czego nie dosłyszałam, wszelako wiem, że szkoccy wielmożowie będą mi się bacznie przyglądać, aby stwierdzić, czy jestem dostatecznie silna i dorosła, aby niezwłocznie wyjść za mąż. Ja nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Wszyscy mówią, że jest ze mnie dorodne dziewczę, zbudowane mocno jak walijski kuc, zdrowe niczym mleczarka i jasnowłose na podobieństwo mego młodszego brata Henryka, który tak jak ja ma duże błękitne oczy.

– Będziesz następna – mówi mi babka z uśmiechem. – Powiadają, że jedno wesele pociąga za sobą drugie.

– Przynajmniej nie będę musiała wyjechać tak daleko jak księżniczka Katarzyna – odpowiadam. – Przynajmniej będę mogła przyjeżdżać do domu z wizytą.

– To prawda – potakuje babka, dzięki czemu nabieram w tej sprawie pewności. – Wyjdziesz za naszego sąsiada, czyniąc zeń dobrego przyjaciela i sprzymierzeńca.

Księżniczka Katarzyna przyjechała do nas aż z Hiszpanii, która znajduje się wiele mil od Anglii. Ponieważ jesteśmy skłóceni z Francją, odbyła podróż drogą morską, a że były straszne sztormy, jej statek omal się nie rozbił. Gdy ja udam się do Szkocji, by poślubić króla, wyruszę w otoczeniu wielkiego orszaku, który będzie się ciągnął z Westminsteru do samego Edynburga, czyli aż przez czterysta mil. Nie ma mowy, abym popłynęła morzem i zjawiła się u celu słaba od choroby morskiej i przemoczona do suchej nitki. Poza tym będę mogła kursować między moim nowym domem i Londynem tyle razy w roku, ile tylko będę chciała. Tymczasem księżniczka Katarzyna już nigdy nie ujrzy ojczyzny. Ponoć się rozpłakała przy pierwszym spotkaniu z moim bratem. Uważam, że to śmieszne. I dziecinne; podobne raczej do Marii.

– A będę mogła zatańczyć na weselu? – pytam.

– Zatańczysz w parze z Henrykiem – decyduje babka. – Kiedy już hiszpańska księżniczka i jej damy dworu zaprezentują nam swoje tańce. Pokażesz jej, na co stać angielską księżniczkę. – Uśmiecha się chytrze. – Zobaczymy, która z was jest lepsza.

Oczywiście, że ja, modlę się w duchu. Na głos zaś mówię:

– Dam pokaz bassadanzy. – To dostojny, powolny i dorosły taniec, w którym jestem bardzo dobra. Składa się raczej z posuwistych niż skocznych kroków.

– Saltarella – gasi mnie babka.

Nie sprzeczam się; nikt nigdy się nie sprzecza z Królową Matką. To ona ma decydujące zdanie, jeśli chodzi o wszystkie pałace, zamki i dwory; moja matka królowa tylko jej potakuje.

– Będziemy musieli poćwiczyć – mówię.

Powinnam namówić Henryka do ćwiczeń za pomocą obietnicy, że wszyscy będą na nas patrzeć. Mój młodszy brat uwielbia być w centrum zainteresowania, dlatego wiecznie bierze udział w wyścigach, strzela z łuku i wyczynia sztuczki na swoim kucyku. Dorównuje mi wzrostem, chociaż ma tylko dziesięć lat, dzięki czemu dobrze się razem prezentujemy, pod warunkiem że nie robi wygłupów. Pragnę pokazać księżniczce Katarzynie, że niczym nie ustępuję córce króla Aragonii i królowej Kastylii. W końcu moi rodzice też oboje pochodzą z królewskich rodów: matka jest Plantagenetką, a ojciec Tudorem. To najwspanialsze miana w całej Anglii, ba, na całym świecie. Niech Katarzyna sobie nie myśli, że zrobiła nam zaszczyt. Co do mnie, raczej niechętnie powitam na dworze jeszcze jedną księżniczkę.

Kiedy pani matka nalega, aby Katarzyna złożyła nam przed ślubem wizytę w Zamku Baynarda, księżniczka pojawia się w otoczeniu własnego dworu, który przyjechał z nią aż z Hiszpanii – na nasz koszt, jak zauważa mimochodem papa. Goście wkraczają przez podwójne odrzwia niczym najeźdźcza armia, przy czym podobnie jak w wypadku wroga ich mowa, stroje, nawet nakrycia głowy wydają się obce. W samym środku znajduje się cudnie odziana młoda niewiasta, na którą mówią infanta. W moim języku znaczy to tyle co niemowlę, zabawne więc, że piętnastoletnią księżniczkę nazywają małym dzieckiem! Zerkam na Henryka, aby sprawdzić, czy zawtóruje mi śmiechem, jeśli zrobię minę i szepnę „dzidzia”, jak oboje przekomarzamy się z Marią, wszelako okazuje się, że mój brat na mnie nie patrzy. Henryk wybałusza oczy na Katarzynę, jakby zobaczył wspaniałego konia, nową włoską zbroję czy cokolwiek innego, co pragnie dostać. Na widok jego miny domyślam się, że próbuje się w niej zakochać, zupełnie jak rycerz w damie z opowieści. Henryk przepada za historyjkami i balladami, które traktują o niewiastach w opresji: uwięzionych w wieżach, przykutych do skał bądź zagubionych w lesie. Z jakiegoś powodu hiszpańska księżniczka zrobiła na Henryku wielkie wrażenie, gdy się spotkali przed jej wjazdem do Londynu. Może chodziło o zdobny, spowity woalem powóz, a może o jej ogładę, ponieważ Katarzyna włada aż trzema językami. W każdym razie ogarnia mnie złość i żałuję, że nie mogę go uszczypnąć i przywołać do rzeczywistości. Właśnie dlatego uważam, że młodsze ode mnie rodzeństwo nie powinno brać udziału w oficjalnych uroczystościach.

Katarzyna nie jest przesadnie urodziwa. Choć liczy trzy wiosny więcej niż ja, wydaje się mojego wzrostu. Ma jasnobrązowe włosy z odcieniem miedzi, tylko nieznacznie ciemniejsze od moich. To oczywiście działa mi na nerwy: kto chciałby być porównywany z jątrwią? Na szczęście prawie ich nie widać, ponieważ są przesłonięte wysokim kornetem i nieprzejrzystym welonem. Jej oczy są błękitne tak jak moje, lecz brwi i rzęsy blade, co znaczy, że nie wolno jej ich barwić jak mnie. Przypuszczam, że mleczność jej cery jest godna podziwu. Niemniej ta filigranowość! W drobnej talii opina ją ciasno zasznurowany gorset, tak że ledwie może oddychać, a maciupkie stopy kryją się w najśmieszniejszych trzewikach, jakie kiedykolwiek widziałam. Mają złote czubki i złote sznurówki! Nie sądzę, aby babka pozwoliła mi paradować w złotych sznurówkach. Byłaby to oznaka próżności i przyziemności. Nie wątpię, że Hiszpanie są bardzo przyziemni. Nie wątpię, że Katarzyna taka jest.

Obserwując ją, staram się, aby moje uczucia nie znajdowały odzwierciedlenia na mej twarzy. Uważam, że spotkało ją wielkie szczęście, że tu jest, że papa wybrał ją na żonę dla mojego starszego brata Artura, że będzie miała we mnie zełwę, w pani matce świekrę, a w Małgorzacie Beaufort nie tylko babkę, ale też Królową Matkę, która na pewno się postara, aby Katarzyna Aragońska nie wyszła poza miejsce przypisane jej przez Boga.

Tymczasem księżniczka dyga i składa pocałunek na policzku pani matki, a następnie mojej babki. Odbywa się to tak, jak powinno, wszelako już niebawem moja jątrew dowie się, że nade wszystko winna zadowalać Królową Matkę... Wtem pani matka kiwa na mnie głową, na co postępuję do przodu i po chwili obydwie z infantką dygamy równocześnie i tak samo nisko. Następnie infantka robi krok naprzód, po czym całujemy się w oba policzki. Skórę ma ciepłą, ale widzę, że się czerwieni i oczy jej wilgotnieją, jak gdyby tęskniła za rodzonymi siostrami. Posyłam jej surowe spojrzenie, takie samo, jakiego papa używa, ilekroć ktoś go prosi o pożyczkę. Ani myślę jej pokochać za te piękne błękitne oczęta i dobre maniery. Niech sobie nie myśli, że może ot tak się pojawić na angielskim dworze i sprawić, byśmy wszyscy mieli się za grubych głupców.

Wszakże Katarzyna nie sprawia wrażenia stropionej; dalej śmiało patrzy mi prosto w oczy. Urodzona i wychowana w otoczeniu trzech sióstr, bez wątpienia wie, co to rywalizacja. Co gorsza jednak, spogląda na mnie w taki sposób, jakby moje surowe spojrzenie bynajmniej jej nie zmroziło, ba, jakby uważała je za zabawne. W tym momencie zdaję sobie sprawę, że Katarzyna w niczym nie przypomina moich dworek, które muszą być dla mnie miłe bez względu na to, jak się zachowuję, ani Marii, która musi robić, co jej każę. Hiszpańska księżniczka jest mi równa, ma prawo mnie oceniać, a nawet krytykować. Mówię do niej po francusku: „Witaj w Anglii”, a ona odpowiada sztywnym angielskim „Z radością witam w tobie moją siostrę”.

Pani matka przechodzi samą siebie, aby okazać przyjaźń swej pierwszej snesze. Rozmawiają ze sobą po łacinie, ja zaś – skoro nie rozumiem, o czym mówią – przysiadam obok pani matki i przypatruję się trzewikom Katarzyny i jej złotym sznurówkom. Gdy pani matka klaśnięciem domaga się muzyki, Henryk i ja zaczynamy śpiewać angielską wiejską piosenkę. Oboje mamy ładny głos, toteż już przy refrenie dołączają do nas dworzanie; śpiewamy i śpiewamy, aż ludzie zaczynają chichotać i gubić rytm. Wszakże Katarzyna nawet się nie uśmiecha, zupełnie jakby nigdy nie oddawała się tak płochym zajęciom jak Henryk i ja. Oczywiście jako Hiszpanka jest niezwykle sztywna. Chociaż z drugiej strony spostrzegam, w jakiej pozycji siedzi – nieruchomo, z dłońmi złożonymi na podołku, jakby pozowała do portretu – i myślę sobie: to iście królewska postawa. Chyba zacznę ją w tym naśladować.

Kiedy pojawia się moja siostra Maria, aby dygnąć przed gościem, Katarzyna się ośmiesza, opadając na czworaki, tak że ich twarze znajdują się na tym samym poziomie i Katarzyna może słyszeć dziecięce paplanie. Naturalnie Maria nie zna łaciny ani kastylijskiego, niemniej obejmuje hiszpańską księżniczkę za szyję i sepleni:

– Jesteś moją sioscycką.

– Ja jestem twoją siostrą – poprawiam ją, ciągnąc mocno za rączkę. – Katarzyna to twoja jątrew. Umiesz powiedzieć „jątrew”?

Oczywiście, że nie umie. Znowu coś sepleni niewyraźnie, a wszyscy uważając to za czarujące, wybuchają śmiechem.

– Pani matko, czy Maria nie powinna już spać? – pytam.

Na moje słowa wszyscy obecni zdają sobie sprawę z późnej pory. Opuszczamy wielką salę i idziemy korytarzem oświetlanym przez płonące pochodnie niesione przez służących, odprowadzając Katarzynę do jej komnat, jakby była co najmniej królową, a nie najmłodszą córką króla Hiszpanii, której dopisało szczęście, dzięki czemu koligaci się z naszą dynastią Tudorów.

Katarzyna cmoka każdego w policzek na dobranoc, po czym gdy nadchodzi moja kolej, zbliża do mnie ciepłą twarz.

– Dobrej nocy, siostro – mówi z tym swoim głupim akcentem, traktując mnie z góry. Następnie odsuwa się i na widok mego zagniewanego oblicza wybucha cichym śmiechem. – Oho! – dodaje i szczypie mnie w policzek, jak gdyby mój zły humor wcale jej nie trapił.

Oto stoi przede mną prawdziwa księżniczka, urodzona, aby być królową, tak jak moja pani matka; oto młoda niewiasta, która zasiądzie na tronie Anglii. Postanawiam potraktować uszczypnięcie jako pieszczotę, nie gest pogardy. O dziwo, stwierdzam przy tym, że zarazem lubię Katarzynę i bardzo jej nie lubię.

Nazajutrz rano, gdy z prywatnej kaplicy pani matki wychodzimy po prymie, pani matka zwraca się do mnie:

– Mam nadzieję, że będziesz miła dla Katarzyny.

– Owszem, pod warunkiem, że ona nie będzie się u nas szarogęsiła – odpowiadam z werwą. – I że przestanie zachowywać się tak, jakby robiła nam łaskę. Widziałaś jej sznurówki?

Pani matka śmieje się szczerze.

– Nie, Małgorzato. Nie widziałam jej sznurówek. Ani też nie pytałam cię o zdanie na jej temat. Wyraziłam tylko nadzieję, że będziesz dla niej miła.

– Oczywiście – bąkam, wbijając wzrok w wysadzaną klejnotami okładkę mszału. – Tuszę, że dla każdego jestem łaskawa.

– Katarzyna znalazła się daleko od domu, a przywykła do dużej rodziny – powiada pani matka. – Z całą pewnością przyda jej się przyjaciółka, ty zaś mogłabyś skorzystać na towarzystwie starszej od siebie dziewczynki. Ja dorastałam wśród mnóstwa sióstr, które cenię sobie coraz wyżej z każdym upływającym rokiem. Ty także dojdziesz kiedyś do wniosku, że trudno żyć bez zaufanych przyjaciółek i że to siostry właśnie pomagają ci zachować wspomnienia i żywić nadzieje na przyszłość.

– Artur i ona zostaną tutaj? – pytam. – Będą mieszkali z nami?

Pani matka składa mi dłoń na ramieniu.

– Bardzo bym tego chciała, niestety twój ojciec jest zdania, że powinni wyjechać do księstwa Artura i zamieszkać w Ludlow.

– A co na ten temat sądzi moja babka?

Pani matka wzrusza lekko jednym ramieniem. Domyślam się, że klamka już zapadła.

– Twierdzi, że książę Walii winien władać Walią.

– Przynajmniej ja ci zostanę. – Nakrywam jej dłoń swoją, aby zatrzymać ją przy sobie dłużej. – Ja donikąd się nie wybieram.

– Bardzo na ciebie liczę – zapewnia mnie.

^(*)

Zanim nadejdzie dzień wesela, tylko raz spotykam się z moim bratem Arturem na osobności. Przechadzamy się długą galerią. Z dołu dolatuje nas melodia, gdy muzykanci znów przygrywają do tańca, a także gwar śmiechów i rozmów i brzęk kufli.

– Nie musisz jej się tak nisko kłaniać – odzywam się raptownie. – Jej rodzice ledwie zasiedli na tronie, tak jak nasz ojciec. Nie ma być z czego dumna. W niczym im nie ustępujemy. Nie są starodawną dynastią.

Artur się rumieni.

– Masz ją za dumną?

– I to bez powodu. – Tak rzekła Królowa Matka do pani matki, co udało mi się usłyszeć; stąd wiem, że to prawda.

Mimo to Artur zaczyna się sprzeczać.

– Jej rodzice podbili Hiszpanię i odebrali ją Maurom. To najwięksi krzyżowcy na świecie. Izabela Kastylijska przejawia bojowego ducha. Wraz z mężem, Ferdynandem Aragońskim, posiada nieprzebrane bogactwa i połowę niepoznanego jeszcze świata. To chyba są powody do dumy, nie uważasz?

– No tak – przyznaję niechętnie. – Wszelako my jesteśmy Tudorami.

– Owszem – zgadza się ze mną Artur z uśmiechem. – Nie na wszystkich jednak robi to wrażenie.

– Ależ tak – przekonuję. – Zwłaszcza od niedawna...

Oboje milkniemy, wiedząc, że do tronu Anglii jest wielu pretendentów – dziesiątki młodych Plantagenetów spokrewnionych z panią matką. Część z nich mieszka z nami w pałacu, reszta zbiegła na wygnanie. Papa na polu bitwy odebrał życie kilku kuzynom pani matki, rozprawił się z niejednym pretendentem. Zaledwie dwa lata wstecz skazał na ścięcie naszego kuzyna Edwarda.

– Masz Katarzynę za dumną? – ponawia pytanie Artur. – Była wobec ciebie niegrzeczna?

Rozkładam ręce gestem poddania tak charakterystycznym dla pani matki, gdy słyszy, że Małgorzata Beaufort podjęła decyzję i jej nie zmieni.

– Och, Katarzyna nawet ze mną nie rozmawia. Nie interesuje jej jakaś tam zełwa. Absorbuje ją szczerzenie się do papy. Zresztą właściwie nie mówi po angielsku.

– A może jest po prostu nieśmiała? Ja jestem.

– Czemu miałaby być nieśmiała? Wychodzi za mąż, prawda? Zasiądzie na tronie Anglii, prawda? Będzie twoją żoną. Ma wszelkie powody do szczęścia.

Artur wybucha śmiechem i przytula mnie.

– Twoim zdaniem nie ma na świecie nic lepszego od królowania w Anglii?

– A tak – potwierdzam. – Katarzyna powinna to wiedzieć i okazać wdzięczność.

– Ty będziesz królową Szkocji – zauważa. – To także wspaniały tytuł. Na pewno już nie możesz się doczekać.

– Właśnie. Gdy już zostanę żoną Jakuba Czwartego, nigdy nie zatęsknię za domem ani nie będę niespokojna czy samotna.

– Król Jakub to prawdziwy szczęściarz, że czeka na niego taka spolegliwa narzeczona.

Tylko ten jeden raz w zawoalowany sposób daję Arturowi do zrozumienia, że długonosa Katarzyna Aragońska patrzy na nas z góry, mając się za lepszą od Anglików. Przezywam ją Katarzyną Arogancką, co natychmiast podchwytuje Maria, której wszędzie pełno i która wiecznie podsłuchuje starszych. Ilekroć to powtarza, bawi mnie do łez, aczkolwiek pani matka marszczy tylko brwi i szybko ją poprawia.

Wesele udaje się znakomicie – przygotowane rzecz jasna przez moją babkę, która pragnie pokazać całemu światu, jacy jesteśmy zamożni i wspaniali. Papa wydał majątek na tygodniowy turniej rycerski, któremu towarzyszyły uczty i ceremonie; z fontann lało się wino, a na rynku w Smithfieldzie pieczono całe woły. Poddani rozdrapali ślubny dywan, żeby mieć w domu pamiątkę chwały Tudorów. Jako że to pierwsze królewskie wesele, w którym uczestniczę, nie spuszczam oka z panny młodej, która pokazuje się wystrojona od stóp do głów: włosy zdobi jej przepiękny biały koronkowy szal – który Hiszpanie zwą mantylką – stopy zaś lekkie, również białe wyszywane pantofelki.

Nie mogę zaprzeczyć, że wygląda ładnie, ale to jeszcze nie powód, żeby wszyscy brali ją za ósmy cud świata. Długie, opadające aż do talii włosy ma koloru złota i brązu. Jest równie filigranowa jak miniatura, przez co czuję się niezręcznie, jakbym miała za duże dłonie i stopy. Małostkowością i grzechem byłoby źle o niej myśleć z tego powodu, niemniej uważam, że najlepiej dla wszystkich będzie, jeśli Katarzyna pocznie następcę tronu, zniknie w komnacie niewieściej na całe miesiące, po czym wyłoni się tłusta i rozlazła.

Zaraz po uczcie rozwierają się podwójne odrzwia na końcu sali i wjeżdża przez nie wielka makieta ciągniona przez tancerzy odzianych w Tudorowską zieleń. Przedstawia zamczysko z ośmioma damami w środku, z których jedna odziana jest jak hiszpańska infantka. Wyzierający z czterech wież młodzi chórzyści pieją na jej cześć pochwały. Za pierwszą makietą pojawia się następna, ta z kolei przedstawia okręt z wydętymi żaglami z brzoskwiniowego jedwabiu, sterowany przez ośmiu rycerzy. Okręt przybija do zamku, jednakże damy odmawiają tańca rycerzom, którzy muszą przypuścić atak w pozorowanym turnieju, aby wreszcie niewiasty rzuciły im papierowe kwiaty i zeszły na dół. Zarówno zamek, jak i okręt zostają odholowane, po czym rycerze i damy tańczą ze sobą. Katarzyna Arogancka bije brawo i skłania głowę w podzięce memu ojcu za ten wymyślny komplement. Taka jestem wściekła, iż nikt nie pomyślał, aby dać mi rolę w maskaradzie, że nie potrafię się zmusić do uśmiechu. W pewnym momencie przechwytuję spojrzenie infantki i czuję, że drwi ze mnie, kłując w oczy honorem, jaki uczynił jej król. Uważa się za pępek świata, od czego robi mi się niedobrze po sutym posiłku.

Dalej przychodzi kolej na Artura. Mój starszy brat tańczy z jedną z dworek pani matki, następnie zaś na parkiet występuję ja z Henrykiem, aby odtańczyć nasze saltarello. To szybki, skoczny taniec do melodii równie upajającej jak wiejska przyśpiewka. Choć muzykanci przygrywają w raźnym tempie, Henryk i ja doskonale sobie radzimy, stanowimy bowiem zgraną i doświadczoną parę. Żadne z nas ani razu nie gubi rytmu – nikt nie wykonałby tego tańca lepiej niż my. Wtem Henryk – podczas gdy wiruję dokoła własnej osi z rozłożonymi szeroko rękoma, drobiąc kroczki w miejscu, obserwowana przez wszystkich – schodzi na bok, zrzuca przydający mu masy dublet i jednym susem wraca do mego boku w samej koszuli. Nasi rodzice klaszczą, a Henryk wydaje się tak po chłopięcemu przystojny, że nie ma na sali osoby, która by nie wiwatowała na jego cześć. Uśmiecham się nieprzerwanie, w środku jednak gotuję się ze złości i jak tylko znów złączamy dłonie w tańcu, szczypię go najmocniej jak umiem.

Oczywiście wcale mnie nie dziwi, że skradł uwagę obecnych; właściwie na poły się spodziewałam, że uczyni coś, aby ściągnąć na siebie oczy zebranych. Przez cały dzień chodził skwaszony, że w obecności Artura będzie musiał grać drugie skrzypce. Wprawdzie w opactwie powiódł Katarzynę nawą, lecz u ołtarza musiał ją porzucić i odstąpić na bok zapomniany. Teraz jednak, na tle powściągliwego tańca Artura, ma okazję błysnąć. Gdybym mogła nadepnąć mu na palec u nogi, tobym to zrobiła, ale widzę, że Artur patrzy na mnie i puszcza porozumiewawczo oko. Co do jednego jesteśmy zgodni – Henrykowi zawsze wszystko uchodzi na sucho i wszyscy z wyjątkiem pani matki i papy widzą to co my: że jest z niego zepsuty ponad miarę bachor.

Wreszcie taniec dobiega końca i oboje z Henrykiem kłaniamy się nisko ramię przy ramieniu, stanowiąc uroczy widok – jak zawsze. Przy okazji zerkam w stronę szkockich wielmożów, którzy przyglądają mi się uważnie. Oni przynajmniej nie są zainteresowani Henrykiem. Jeden spośród nich, Jakub Hamilton, jest kuzynem króla Szkocji. Z przyjemnością widzi, że będzie ze mnie wesoło usposobiona królowa – jego kuzyn, król Jakub Czwarty, lubi tańce i uczty i z przyjemnością powita we mnie partnerkę do tych uciech. Dostrzegam, iż wielmożowie zamieniają między sobą parę słów, i jestem pewna, że właśnie zapadła decyzja, aby następny ślub, mój ślub, odbył się jak najprędzej. Już ja dopilnuję, żeby Henryk nikogo nie przyćmił, a już zwłaszcza mnie, i żeby Katarzyna trzymała włosy utknięte pod kornetem. To ja będę w centrum zainteresowania; ja będę witać okręt z brzoskwiniowymi żaglami i tańczyć do upadłego.

Ani Henryk, ani ja nie możemy zostać do końca ceremonii, kiedy to weselnicy odprowadzą księżniczkę do komnaty sypialnej i odmówią modlitwę nad łożem małżeńskim. Królowa Matka odsyła nas do naszych komnat i choć oglądam się przez ramię na panią matkę w nadziei, że każe Henrykowi odejść, ale mnie pozwoli zostać, napotykam tylko jej puste spojrzenie. Słowo Małgorzaty Beaufort jest święte – to ona robi w pałacu za kata, pani matka co najwyżej czasem udzieli komuś łaski. Nie mając wyjścia, kłaniamy się rodzicom i babce, a także nowożeńcom, i krokiem najwolniejszym, na jaki się odważymy, odchodzimy z komnat rozjaśnionych blaskiem mnóstwa świec woskowych, jakby ich koszt nie różnił się od kosztu świec łojowych, i gwarnych od melodii wygrywanych przez muzykantów, którzy ani myślą odkładać instrumentów.

– Ja też będę miał takie wesele – oznajmia Henryk, kiedy wspinamy się po schodach.

– Za wiele, wiele lat – mówię, aby go zdenerwować. – Tymczasem ja wyjdę za mąż już niebawem.

Gdy docieram do swojej komnaty, osuwam się na klęcznik i – choć zamierzałam pomodlić się o długie życie i szczęście dla Artura, jak również przypomnieć Panu Bogu o Jego długu wobec Tudorów – potrafię prosić tylko o to, by szkoccy wysłannicy kazali królowi posłać po mnie od razu, albowiem pragnę równie wystawnej uczty ślubnej i równie wspaniałych strojów jak te, które miała na sobie Katarzyna Arogancka, oraz butów – przysięgam sobie, że będę mieć setki par butów, każde ze złoconymi noskami i sznurówkami.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: