Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tupac Amaru II - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
5 maja 2021
Ebook
24,99 zł
Audiobook
29,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Tupac Amaru II - ebook

Ameryka w XVIII wieku - kraj wielkiego rozwoju gospodarczego i bestialskiego stosunku do ludności pierwotnej. Z powszechnej tendencji wyłamuje się Gabriela Condorcanqui - dobrze wykształcony właściciel wielkich plantacji koki i hodowli bydła. Interes Gabriela świetnie prosperuje, dając perspektywę dostatniej i spokojnej przyszłości. Ten jednak jest czuły na problemy społeczne i staje w obronie ciemiężonej ludności indiańskiej. Ogłasza się cesarzem Inków i staje na czele powstania antyhiszpańskiego. Schwytany i stracony wraz z całą rodziną. Historia jednego z największych bohaterów Ameryki Południowej.

Jarosław Molenda – polski pisarz, podróżnik, publicysta. W ćwierć wieku odwiedził cztery kontynenty i kilkadziesiąt krajów. Zajmuje się popularyzacją nauki. Publikował m.in. na łamach pism: „Focus. Historia”, „Mówią Wieki”, „Rzeczpospolita”, „Voyage” czy „Wiedza i Życie”. W 2013 roku został uhonorowany pamiątkowym medalem z okazji 95-lecia Bellony w uznaniu za długoletnią współpracę z tym wydawnictwem. W 2014 roku odebrał z rąk Ministra Obrony Narodowej brązowy medal za zasługi dla obronności kraju, a rok później został odznaczony przez Prezydenta Rzeczypospolitej Srebrnym Krzyżem Zasługi za upowszechnianie kultury i propagowanie historii. W 2016 roku Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego przyznał mu Honorową Odznakę "Zasłużony dla Kultury Polskiej".

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-26-83251-8
Rozmiar pliku: 680 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WPROWADZENIE

Od nia, w którym Krzysztof Kolumb zetknął się po raz pierwszy z Indianami, upłynęło już ponad pół tysiąca lat. Przez ten czas etniczna mapa obu Ameryk bardzo się zmieniła. Nawet pobieżny rzut oka wystarcza, by zauważyć, że we wszystkich częściach świata występuje przewaga liczebna jakiejś jednej rasy. We wszystkich z wyjątkiem dzisiejszej Ameryki. Antyle zamieszkuje liczna ludność czarna, często stanowiąca większość mieszkańców, jak ma to miejsce choćby na Jamajce, Haiti i Trynidadzie.

Chociaż dane statystyczne są nieprecyzyjne, wiadomo na przykład, że w Limie w drugiej połowie XVI wieku czarni dominowali liczebnie nad białymi. W Ciudad Mexico aż do połowy XVIII wieku stosunek niewolników do Hiszpanów wynosił dwa lub trzy do jednego. W 1810 roku ponad połowa ludności Wenezueli była czarna. W czasach kolonialnych i na początku republiki Murzyni stanowili poważny procent ludności Argentyny i Urugwaju. Nawet na Portoryko i Kubie w ciągu ostatnich dwóch stuleci stale zmniejszała się liczba ludności kolorowej: z połowy ogółu mieszkańców do mniej więcej jednej czwartej w obu tych krajach. Czarni Brazylijczycy również „ulegają naciskom akulturacji, asymilacji i wejścia do świata bieli” 1 .

Większość ludności Stanów Zjednoczonych, Kanady, Argentyny i Urugwaju stanowią biali. Na wielkich obszarach Ameryki Środkowej i Południowej (szczególnie w Meksyku, Gwatemali, Peru, Boliwii, Ekwadorze i Paragwaju) przeważają liczebnie Indianie i indiańscy mieszańcy – Metysi. W wielu państwach kontynentalnej Ameryki Łacińskiej nie trzeba zresztą obecności Indian specjalnie podkreślać. We wszystkich – z wyjątkiem Urugwaju – istnieją znaczne skupiska ludności indiańskiej, a co najmniej w czterech, to jest w Boliwii, Peru, Ekwadorze i Gwatemali, Indianie stanowią bezspornie większość. W innych także przeważają Indianie wraz z Metysami. Do takich krajów można zaliczyć zwłaszcza Meksyk, Paragwaj, Honduras i Salwador. W wielu pozostałych żyją również setki tysięcy Indian – rdzennych mieszkańców tych ziem.

Zdecydowana większość Indian mieszka dziś – tak samo jak w czasach przedkolumbijskich – na południe od Río Grande del Norte, owej granicy oddzielającej obecnie Amerykę Północną od Ameryki Łacińskiej. Ta proporcja znana jest dokładnie. Co się jednak tyczy latynoamerykańskich Indian, jesteśmy zdani wyłącznie na obliczenia szacunkowe. Spisy ludności odbywają się w różnych krajach w rozmaitych terminach. Do tego dane statystyczne odzwierciedlają też rozbieżności występujące już nawet w kwestii tak podstawowej, jak ustalenie, kogo właściwie należy uważać za Indianina, a kogo nie. Często na przykład zdarzało się, że władze tego czy owego państwa latynoamerykańskiego już z góry „likwidowały” setki tysięcy Indian, przyjmując dla celów spisowych bardzo wąską definicję Indianina. W dodatku, co słusznie zauważają autorzy w przedmowie do tomu pierwszego _Dziejów Ameryki Łacińskiej:_

Ogromna większość syntetyzujących opracowań, podręczników i kompendiów dziejów Ameryki Łacińskiej traktuje o paru procentach ludności tego kontynentu, o elitach władzy i posiadania, a czyni to tak, jak gdyby mówiła o losach całych społeczeństw i narodów. Autorzy owych prac operują zazwyczaj hierarchią wartości i kategoriami poznawczymi cywilizacji euro-północnoamerykańskiej, dostrzegają więc tylko europejski nurt w procesie rozwoju Latynoameryki, zapoznając nurt tuziemczy, ludowy, latynoamerykański 2.

Być może wynika to z faktu, że zarówno źródła drukowane, jak i archiwalne zostały w przeważającej mierze wytworzone przez Hiszpanów z Półwyspu Iberyjskiego i Kreolów. To oni spisywali zeznania świadków indiańskich w czasie procesów, oni relacjonowali wydarzenia, jakich byli świadkami, a więc nie można mieć całkowitego zaufania do wierności tego zapisu, tym bardziej że często na drodze stała bariera językowa i uciekano się do pomocy tłumacza. Wnioski, jakie można wysnuć z tych materiałów, podbudowane są więc dokumentami, wytworzonymi przez Europejczyków lub Kreolów.

W książce _Túpac Amaru II_ starałem się przedstawić możliwie wiernie to, co dotąd napisano na temat José Gabriela Condorcanqui (bo takie było prawdziwe nazwisko przywódcy Wielkiej Rebelii) zarówno w starych kronikach i manuskryptach hiszpańskich oraz indiańskich, jak i w dziełach najnowszych. Z tych ostatnich, najbardziej pomocne mi były prace autorów anglojęzycznych: Philipa Ainswortha Mensa _(The Rebellion of Túpac Amaru II, 1780–1781),_Oscara Cornblita _(Power and Violence in the Colonial City. Oruro from the Mining Renaissance to the Rebellion of Tupac Amaru, 1740–1782),_ Nicholasa A. Robinsa _(Genocide and Millennialism in Upper Peru. The Great Rebellion of 1780–1782)_ oraz Charlesa F. Walkera _(Smoldering Ashes: Cuzco and the Creation of Republican Peru),_ a także biografia w języku hiszpańskim Victora Anglesa Vargasa _(José Gabriel Túpac Amaru)._

Wymieniając te pozycje postępuję nieco wbrew zasadzie, która mówi, że aby zostać dobrym pisarzem, trzeba czytać dobre teksty, zapamiętywać je i zapominać, skąd się je wzięło. Nie będę jednak uciekał od przyznaniasię, że 99% materiału zawartego w tej biografii pochodzi z innych opracowań, mając w pamięci opinię Ludwika Zajdlera. Zdaniem tego znanego polskiego astronoma, jeżeli przepisać wszystko z jednej książki będzie to plagiat, jeżeli z dwóch – to kompilacja, jeżeli z wielu – dzieło naukowe. Pozostały procent – to mój skromny wkład oparty na wnioskach i obserwacjach zebranych podczas kilkakrotnych bytności w Ameryce Środkowej i Południowej.

Podbój i kolonizacja Ameryki dokonały się w sposób krańcowo odmienny od rozlania się potęgi Rzymu. Ten stanowił _corpus,_ ośrodek promieniowania rozszerzający swe granice, wyraz świata, który osiągnął pełnię i przekonany był, że otacza go barbarzyństwo, chociaż niekiedy – jak w czasie swych galopad po Oriencie – płacił za to zmianą bogów, wierzeń i tracił przez ekspansję swą zwartość, aż musiał przywdziać na Zachodzie i Wschodzie maskę cesarskiego dualizmu. Nie przeszkadzało mu to w narzucaniu praw, wznoszeniu mostów, akweduktów, budowaniu dróg, a wszystko to czynił w pewnym stylu, ze szczególnym rozmachem i sobie tylko właściwą wyniosłością.

Odkrycie Ameryki dokonało się w warunkach całkowicie odmiennych od tych, jakie istniały w Europie w epoce rzymskich podbojów. Średniowiecznej Hiszpanii daleko było do jednolitości. Świat islamu, żydostwo, rozbicie feudalne, teologia broniąca wartości doraźnych, niechęć wrodzonego nieokrzesania do subtelności przywożonych do kraju przez Burgundczyków i Arabów pogrążała Hiszpanię w chaosie. Walka zachłannej władzy centralnej z oporem sił odśrodkowych, z owym historycznym nieładem, znalazła wreszcie ujście, jakie wskazał przypadek. Niektórzy mediewiści utrzymują, że do Ameryki wtargnęło późne średniowiecze, a my możemy dodać, że po ledwie połowicznym przyswojeniu techniki i fragmentarycznym wchłonięciu ducha cywilizacji, średniowiecze nadal stanowi rdzeń Ameryki Łacińskiej 3 .

Państwa tego regionu są z reguły krajami niesamowitych kontrastów, gdzie na ulicach, głównie przed kościołami, matki w filcowych melonikach w otoczeniu czeredy dzieci chodzących samopas lub zwisających z nosidełek; jeśli nie żebrzą, to sprzedają produkty rolne lub kolorowe materiały tkane z wełny lam i alpak. Równocześnie wnętrza kościołów błyszczą od złota pokrywającego barokowe figury, wyrzeźbione w czasach hiszpańskiej konkwisty. Nie dość, że w przeszłości złoto szło na ołtarze, również dziś ściemniałe rzeźby odnawia się najczystszym złotem. Dziwne? Nie, skoro i w pewnym środkowoeuropejskim kraju nie ma pieniędzy na pensje dla lekarzy czy nauczycieli, a są miliony na Świątynię Opatrzności Bożej...

Niepodległościowa myśl w Ameryce Południowej i Łacińskiej zrodziła się w XVIII stuleciu, a dokładniej w ostatnich jego dwóch dekadach. Mielibyśmy zatem półwiekowy okres walk o niepodległość podzielony na cztery fazy:

-

-

✔ pojedyncze bunty Indian o ograniczonym, lokalnym zasięgu;
-

-

✔ wystąpienia ludowe (rebelie miejskie, tak zwanych _comuneros)_ i rewolucyjno-niepodległościowe powstania zbrojne z lat 1780–1784;
-

-

✔ okres względnego spokoju, pełen jednak spisków, konspiracji, prób insurekcyjnych i powstań niewolników z lat 1784–1800;
-

-

✔ okres właściwych wojen o niepodległość w szerokich „symbolicznych” granicach lat 1801–1825/28, który trzeba by z kolei podzielić na kilka podokresów:

1.

1.

1801–1803: rewolucja antylska;
2.

1804–1807: krótka przerwa ze sporadycznymi próbami wystąpień niepodległościowych;
3.

1808–1809: czasy buntu autonomistycznego i prób secesji;
4.

1810–1825/28: wojny hispanoamerykańskie o niepodległość, epoka libertadorów/wyzwolicieli, secesja Brazylii.

Przyczyny wybuchu wojen niepodległościowych były różne i bardzo złożone. Wiązały się na pewno z powstaniem warstwy kreolskiej i zdominowaniem przez nią oligarchii, a także z narodzinami specyficznej gospodarki oraz struktury społeczno-rasowej w Ameryce Południowej. Do czynników, wywołujących ruchy narodowowyzwoleńcze, z całą pewnością należy zaliczyć antagonizmy społeczno-rasowe. Niższe warstwy społeczeństwa, złożone w większości z Metysów, buntowały się przeciwko coraz większym podatkom i „białym oligarchiom”. Ale na pierwszy plan wysuwała się jednak ekonomia.

W hiszpańskiej i portugalskiej Ameryce wybuchło w okresie kolonialnym ponad tysiąc powstań, rebelii i buntów indiańskich. Wśród nich największe znaczenie miało powstanie José Gabriela Condorcanqui, znanego lepiej jako Túpac Amaru II, wraz z łańcuchową reakcją następnych buntów, do których doszło pod jego wpływem w różnych regionach Ameryki Południowej. Jeden z najwybitniejszych znawców kolonialnego okresu dziejów Ameryki, Argentyńczyk Boleslao Lewin, miał pełne prawo powiedzieć: „Ruch rewolucyjny kierowany przez Túpaca Amaru jest bezsprzecznie największym buntem socjalnym w dziejach wszystkich trzech Ameryk” 4 . Ostateczny rezultat, ostateczny cel tego powstania, stanowiącego ukoronowanie tysiąca innych rebelii indiańskich, najlepiej wyraził współczesny mu przedstawiciel tej klasy, w której interesy bunty te godziły. Anonimowy poeta w jednej ze zwrotek poematu wyliczał klęski, jakie spadłyby na białych w razie zwycięstwa Indian:

Zmuszaliby nas, byśmy pracowali

Jak sami teraz pracują,

I jak nimi teraz pogardzają,

W poniżeniu żylibyśmy my.

Nikt nie mógłby oczekiwać

Domu, bogactw ni zaszczytów.

Nikt nie sięgałby godności,

Wszyscy staliby się plebejami,

Indianami wszyscy ich.

A oni, oni byliby panami!.. 5

Między słowami „plebejusz” i „Indianin” ówczesny poeta stawia więc znak równości, uważając to zresztą za rzecz całkowicie naturalną. I właśnie temu, by plebejusze mogli stać się panami, temu, by panami mogli stać się Indianie, podczas owego „największego buntu społecznego w dziejach wszystkich trzech Ameryk” sprzeciwili się niestety nie tylko hiszpańscy kolonizatorzy, lecz również Kreolowie. A to z kolei sprawiło, że gdy w trzydzieści lat później znowu rozległ się głos bębnów wzywających do boju – tym razem Kreolów, pragnących wyzwolić się spod panowania europejskich Hiszpanów – Indianie, pamiętając o zdradzie i nieobecności Kreolów w rewolucji Túpaca Amaru, z wyjątkiem Meksyku nie angażowali się raczej w tych separatystycznych wojnach.

„Przede wszystkim wyzwolenie społeczne!” – uczył przecież Indian testament José Gabriela. A Indianie doskonale wiedzieli, że bez względu na to, czy na czele państwa latyfundystów i baronów cynowych będą stali królowie, czy też prezydenci, oni będą wyzyskiwani tak samo. I rzeczywiście choć lata antyhiszpańskich walk Kreolów stanowią jeden z najchlubniejszych okresów w dziejach Ameryki Łacińskiej, choć wielu wodzów i szeregowych bojowników swym bohaterstwem naprawdę zasłużyło na miano nieśmiertelnych – jeśli idzie o dolę rdzennej ludności Ameryki, kres panowania Hiszpanów właściwie nic nie zmienił.

Pod koniec XVIII wieku państwa latynoamerykańskie rozluźniły więzy z metropoliami iberyjskimi na rzecz Anglii. Oznaczało to obalenie handlowych monopoli i otwarcie gospodarki eksportowej na resztę Europy, a nawet świata. Myśl, że dojrzano do gospodarowania i rządzenia bez Hiszpanów czy Portugalczyków, była tu wiodąca. Ważnym czynnikiem były również częściowe reformy przeprowadzone w Wieku Świateł. To one właśnie uświadomiły oświeconej części społeczeństwa latynoamerykańskiego inną, realną możliwość: reformy totalnej, ucieleśnionej w autonomii lub secesji.

Do zewnętrznych czynników przyśpieszających wybuch wojen narodowowyzwoleńczych bez dwóch zdań zaliczyć też trzeba ingerencję państw europejskich, a w szczególności Anglii. Z drugiej strony przykładem dla Kreolów była rewolucja północnoamerykańska i emancypacja sąsiadujących z Nową Hiszpanią kolonii. Trzecim ważnym czynnikiem była Rewolucja Francuska 1789–1799, której hasła dotarły aż do Ameryki Południowej i stały się detonatorem rewolucji antylskiej, afroamerykańskiej.

Powstanie Túpaca Amaru II było ostatnim zrywem społecznym, w którym dał o sobie znać buntowniczy duch andyjskich Indian, pozbawionych wolności i możliwości jakiegokolwiek udziału w postępie świata. Rebelia ta stłumiona została nie tylko przez Hiszpanię – uważa postępowy intelektualista południowoamerykański Emilio Romero – lecz przede wszystkim przez Kreolów. Nie może być jednak uważana za prekursorski ruch na rzecz niepodległości politycznej, chyba że po uwzględnieniu jego późniejszych, odległych reperkusji, ponieważ powstańcy nie wyrażali żądań suwerenności politycznej. Był to ruch chłopski, wiejski, posługujący się prymitywna bronią i taktyką Inków, dęciem w _pututo,_ wrzaskami i dziwacznymi okrzykami. Można nazwać to powstanie rolnym, ponieważ walka toczyła się o ziemię 6 .

Ponieważ wydarzenia z lat 1780–1784 nie ograniczyły się wyłącznie do środowisk indiańskich, choć te były bezsprzecznie ich głównym motorem, profesor Jan Szemiński w jednym z referatów nie zawahał się nazwać tego powstania „pierwszą wojną o niepodległość Peru”. Większość historyków koncentruje się na samej rebelii i bezpośrednich przyczynach ekonomicznych, negując lub zapominając o znaczeniu świadomości jej uczestników oraz realiach, w jakich żyli do tej pory. Nie zastanawiają się nad postrzeganiem przez rebeliantów przeszłości, teraźniejszości i przyszłości w warunkach, w których znaleźli się w wyniku hiszpańskiego panowania i własnych doświadczeń życiowych.

Walka partyzancka oraz przewroty są częścią tradycji państw Ameryki Łacińskiej, zakorzenioną w jej historii i kulturze. Tradycji, która bierze swój początek nie tylko z okresu przed kolonizacją, lecz także przed pojawieniem się białych na tym kontynencie. W połowie XIV wieku wojownicze plemię Chanca zdecydowało się podbić dolinę Cuzco. Nie spodziewali się oporu ze strony Inków, którzy wówczas zajmowali się głównie rolnictwem, nie zaś wojowaniem i z męstwa nie słynęli. Zgodnie z ich przewidywaniami Wirakocza, wiekowy władca, postanowił opuścić miasto, by oddać je bez oporu. Zabrał ze sobą następcę tronu, Inkę Urco, ale w Cuzco został inny syn, który przyjmie później imię Pachacuti Inka Yupanqui. Zorganizował on nie tylko obronę miasta, lecz także wspólnie z sąsiednimi księstwami stawił opór najeźdźcom. Według legendy bił się z agresorami tak zaciekle, że nawet kamienie powstały za jego przykładem. Później zbuntował się przeciwko ojcu i nie oddał władzy bratu. Można powiedzieć, że był to pierwszy znany zamach stanu w Ameryce Łacińskiej. Wielka Rebelia 1780–1784, jak się często określa powstanie Túpaca Amaru II, postawiło go na piedestale jako największego bojownika o wyzwolenie w historii peruwiańskich Indian. Niektórzy historycy porównują go nawet z Jerzym Waszyngtonem. Zgodnie z tradycyjnym przekazem w dniu swojej koronacji nowy Inka miał oświadczyć w języku keczua: „Od dzisiejszego dnia nie będzie już więcej hiszpańskiej fiesty kosztem waszej biedy!” 7 .

Rewolucja latynoamerykańska była nieuchronna. Panowanie kolonialne Hiszpanii i Portugalii stało się na przełomie XVIII i XIX wieku anachronizmem politycznym i ekonomicznym. U schyłku XVIII stulecia korzyści z „politycznej protekcji” metropolii były tu znikome. Rewolucja przemysłowa w Anglii dała mocny impuls latynoamerykańskiemu eksportowi; powiązania ekonomiczne kolonii z iberyjskimi metropoliami traciły znaczenie. Idee oświeceniowe, reformy oświeconego absolutyzmu Karola III, wreszcie i przykład pobliskiej rewolucji północnoamerykańskiej pobudzały świadomość i ambicje Kreolów i Metysów; mnożyły się konflikty między ludnością miejscową i Hiszpanami.

Wojna z administracją kolonialną szła w parze z walką klas i wojną domową (rojaliści wśród Kreolów byli wcale liczni). Miało miejsce wiele nieudanych eksperymentów, wiele niejasności co do ustrojowego kształtu i granic nowych państw (struktury terytorialne czasów kolonialnych zachowały się tylko częściowo). Nie brakowało przejawów politycznej anarchii. Najwybitniejszy z wyzwolicieli, Simón Bolívar, twierdził rozgoryczony u schyłku życia, że w Ameryce Łacińskiej rewolucjonista „uprawia orkę na morzu” 8 . Rewolucję latynoamerykańską można traktować jako fragment procesu dekolonizacji obu Ameryk: anglosaskiej i łacińskiej. Procesu zapoczątkowanego w koloniach północnoamerykańskich w latach 1775–1784, który po części kontynuowała Wielka Rebelia 1780–1784, a także rewolucja haitańska w okresie między 1790 a 1804 rokiem, rewolucja latynoamerykańska w latach 1810–1825, a dokończyła emancypacja Kanady w 1867 roku i Kuby w 1898 roku. Jak dla Stanów Zjednoczonych wojna secesyjna jest drugą rewolucją, tak dla krajów latynoskich dekolonizacja nie zamyka bynajmniej cyklu rewolucyjnego. Prawie wszędzie dekolonizacja oddała bowiem władzę kreolskiej oligarchii latyfundialnej, która umacniała swą władzę nad chłopami i ludnością niewolną. Co więcej, na ogół nie utrzymały się przy władzy liberalne frakcje kreolskiej elity, proponujące modele ustrojowe zbliżone do liberalno-burżuazyjnych wzorców Rewolucji Francuskiej czy amerykańskiej, a przeważał sojusz konserwatystów i Kościoła 9 .

Niepodległość bowiem to nie wszystko. Nieudolne rządy dążących do centralizacji państwa przywódców powodowały dalsze, wewnątrzpaństwowe już konflikty. Trudną sytuację polityczną i ekonomiczną pogarszały liczne wojny, które nowe republiki toczyły o granice. Wszystkie te czynniki sprzyjały ekspansji ekonomicznej Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii na terenie Ameryki Południowej. Ekspansja ta doprowadziła do ponownych wystąpień w XIX i XX wieku, czego najlepszym przykładem są rewolucje pod wodzą Fidela Castro i Ernesto „Che” Guevary z lat 50. i 60. ubiegłego wieku. Czasy wojen o niepodległość wprawdzie się zakończyły, ale walka z niesprawiedliwością i uciskiem trwa nadal, co potwierdza działalność południowoamerykańskich _guerrilleros._2
WIELKA DEBATA: LAS CASAS KONTRA SEPÚLVEDA

Przeciwko Indianom jeden pies równy jest dziesięciu ludziom.

Krzysztof Kolumb

HISZPAŃSKA „CUDOWNA BROŃ”

Wciągu niespełna czterech dekad od podboju w skutek europejskich chorób, na które Indianie nie byli uodpornieni, zmarła prawie połowa rdzennych Andyjczyków. Liczba śmiertelnych ofiar katorżniczej pracy lub nieludzkiego traktowania była równie przerażająca. Już w pierwszych latach XVI wieku cała Kastylia będzie mówić o okrutnych rozprawach z Indianami – z użyciem specjalnie przywożonych do Nowego Świata psów – nie tylko na Jamajce, lecz także na Hispanioli, Kubie, Małych Antylach i Wyspach Bahama. Pierwszy raz takiego tresowanego psa użył już Krzysztof Kolumb w jamajskiej zatoce Saint Ann’s 5 maja 1496 roku.

Kronikarz i żołnierz w jednej osobie, Pedro de Cieza de León, który przemierzał Amerykę Południową między 1540 a 1550 rokiem, donosił: „gdy przybyłem do Cartageny, widziałem Portugalczyka imieniem Roque Martin, który miał przed domem zawieszone ćwierci Indian przeznaczone do karmienia psów” 42 . Ba! Ulubionym sportem, któremu właściciele ziemscy poświęcali zwykle poranne godziny, stały się łowy, zwane _aperrear_ (od hiszpańskiego _perro –_ pies), co potwierdza Bartolomé de Las Casas w swojej wstrząsającej _Krótkiej relacji o wyniszczeniu Indian:._

W tym królestwie czy też innej krainie Nowej Hiszpanii pewien Hiszpan poszedł z psami polować na jelenie czy też na króliki. Pewnego dnia, gdy nie znalazł zwierzyny, wydało mu się, że psy były głodne. Odbiera więc maleńkie dziecko matce i nożem odrzyna po kawałku ręce i nogi dając każdemu z psów jego część, a gdy zjadły, rzuca na ziemię całe ciało dla wszystkich razem. Proszę zauważyć, jak wielka jest nieczułość Hiszpanów na tamtych ziemiach, do jakiego Bóg dopuścił zwyrodnienia i w jakim poszanowaniu mają oni owe ludy stworzone na podobieństwo Boga i odkupione Jego krwią. Ale dalej zobaczymy jeszcze gorsze rzeczy.

(...) Hiszpanie prowadzą ze sobą w podróży zakutych w łańcuchy Indian przeznaczonych na pożywienie dla psów, tak jakby prowadzili stada świń, i zabijają ich urządzając publiczne jatki mięsa ludzkiego, mówiąc jeden do drugiego: „Pożycz mi ćwiartkę jednego z tych łobuzów, żebym mógł nakarmić moje psy, póki nie zabiję drugiego” – jak gdyby pożyczali sobie ćwiartki wieprzowiny czy baraniny. Inni rano wychodzą z psami na polowanie, a gdy wracają na obiad, zapytani, jak się udało, odpowiadają: „Dobrze, bo zaszczułem psami na śmierć piętnastu czy dwudziestu łobuzów” 43.

W innym miejscu zakonnik podawał, że jego rodacy używali przeciwko tubylcom psów, które „skakały im do szyi z straszliwym wyciem, dusiły ich najprzód, a obaliwszy na ziemię rozszarpywały na sztuki (...) Widziano tak dalece nieludzkich Hiszpanów, iż wygłodniałym psom swoim dzieci małe do pożarcia dawali, które psy, ująwszy za dwie nogi te dzieci, rozrywały one na ćwierci” 44 .

Nierzadko po walkach jednego plemienia z drugim konkwistadorzy, nie dysponując większymi zapasami żywności, polecali zwycięzcom... zjadać zwyciężonych. Najmniejszy sprzeciw ze strony Indian powodował masową egzekucję: wieszano wówczas trzynastu zbuntowanych autochtonów na cześć – jak twierdzili chrześcijanie – Chrystusa i dwunastu apostołów. Naocznym świadkiem pewnego zdarzenia, które dało asumpt do odnotowania poniższych słów, był Włoch Girolamo Benzoni. Nakład jego dzieła _Historia del Nuovo Mondo_ z 1565 roku ponoć miał być niszczony przez Hiszpanów wszędzie, gdzie sięgała ich władza. Mimo to zdobyło ono czytelników, a to dzięki dość wczesnym przekładom na łacinę i języki: niemiecki, francuski, holenderski i angielski. Oto, co miał do przekazania:

Podczas gdy przebywaliśmy w tym miejscu, przyjechał kapitan Pietro di Galice wraz z ponad czterema tysiącami niewolników; co prawda schwytał ich o wiele więcej, ale zginęli podczas podróży nie tyle z niedostatku żywności, z trudów i z cierpień, ile z wielkiego bólu, że opuścili ojczyznę, ojców, matki i dzieci. A gdy niektórzy nie mogli iść dalej, Hiszpanie wbijali im szpady w boki i w piersi zabijając ich, aby nie zostali w tyle i nie walczyli przeciwko nim. Pochód tych nieszczęsnych istot, nagich, zmęczonych, okaleczonych, zmorzonych głodem, chorych, stanowił bardzo żałosny widok.

Nieszczęśliwe matki – trzymając na ręku lub na plecach dwoje lub troje dzieci – płakały i rozpaczały; wszyscy mieli szyje, ramiona i ręce związane sznurami i żelaznymi łańcuchami, a nie było dziewicy, która by nie została zgwałcona przez rabusiów 45.

Pewna kobieta z plemienia Majów zginęła pożarta przez psy. Jej historia, streszczona w kilku wersach, to jeden ze skrajnych przykładów stosunku do innego – pisze Tzvetan Todorov w książce _Podbój Ameryki. Problem innego._ Mąż tej kobiety, którego ona jest „Innym wewnętrznym”, nie pozostawia jej żadnej możliwości realizacji siebie jako wolnego podmiotu: w obawie przed narażeniem się na śmierć podczas wojny, mąż pragnie zażegnać niebezpieczeństwo, pozbawiając kobietę własnej woli. Wojna będzie jedynie historią mężczyzn: nawet jeśli on umrze, kobieta nie przestanie do niego należeć. Po nadejściu hiszpańskiego konkwistadora kobieta ta, jak się okazuje, stanowi już tylko punkt – zetknięcia się pragnień i woli dwóch mężczyzn. Zabijanie mężczyzn, gwałcenie kobiet – oto dowody na to, że mężczyzna dzierży władzę i wynikające z niej korzyści.

Kobieta postanawia być posłuszna swojemu mężowi i regułom własnego społeczeństwa. Kładzie na szalę resztki własnej woli, by bronić się przed gwałtem. I właśnie kulturowa odmienność narzuci sposób rozwiązania tego małego dramatu: nie zostanie zgwałcona– to mogłoby w czasie wojny spotkać Hiszpankę – ale rzucona psom na pożarcie, ponieważ jest kobietą nieugiętą i jednocześnie Indianką. Nigdy los innego nie był bardziej tragiczny 46 . Myśl o zgwałceniu przez Indianina lub Murzyna stała się obsesją Hiszpanek, podobnie jak później – Europejek z północnej Afryki.

Tymczasem materiały z procesów prowadzonych w XVIII wieku przed Real Audiencia w Meksyku świadczą o tym, że Indianie byli napastnikami jedynie w połowie przypadków, a w jednej czwartej Hiszpanie, co chyba nie potwierdza stereotypu. Za to skargi dotyczą głównie napastników i ofiar pochodzących z ludu. Notable zdarzali się rzadko; być może udawało im się unikać procesu. Taka konfiguracja etniczna rzuca światło na ich faktyczne znaczenie. O wiele częstsze były napaści Indian na Indianki, w sytuacji gdy Hiszpanie bardzo rzadko napastowali kobiety z własnej grupy społecznej. Tak więc indiańska kobieta znosiła podwójne odrzucenie: przez indiańskich mężczyzn, gdy tymczasem w przypadku napastników hiszpańskich, których Indianie naśladowali, były to wybryki typowe dla zachowania się zwycięzców 47 .

_Nowe Prawa Indii,_ które spowodowały wybuch niezadowolenia Hiszpanów dowodzonych przez Gonzala Pizarra, powstały w ramach wyjątkowego ruchu antykolonialnego w samej Hiszpanii. Wielu wykształconych ludzi, a przede wszystkim teologów, miało wątpliwości co do moralnej strony i sposobu podboju nowych ziem. Protestowano przeciwko fatalnemu traktowaniu Indian, gdyż praktycznie nie było raportu, w którym nie pojawiłaby się wzmianka o przemocy bądź nadużyciach. Najstarszą z tych opowieści jest raport grupy dominikanów z 1516 roku, adresowany do pana de Chievres, Guillaume’a de Croya, flamandzkiego doradcy Karola I. Dotyczy on wydarzeń, jakie miały miejsce na Wyspach Karaibskich, a w tym przypadku – o traktowaniu dzieci:

Chrześcijanie spotkali Indiankę, z dzieckiem w ramionach, w trakcie karmienia; a ponieważ pies, który im towarzyszył, był głodny, wyrwali dziecko z rąk matki i żywe rzucili psu, ten zaś zaczął je rozrywać na oczach matki. (...) Jeżeli pośród więźniów znajdowało się kilka kobiet w połogu, to pomimo wielkiego płaczu noworodków brali je za nogi i roztrzaskiwali o skały lub rzucali w zarośla, aby w nich dokończyły swego żywota 48.

A oto relacja dotycząca wyprawy Vasco Núñeza de Balboa w poszukiwaniu Oceanu Południowego. Spisana została przez osobę, która słyszała o przygodach wielu konkwistadorów przez nich samych opowiadanych, czyli przez Piotra Martyra Angleriusa; w swojej kompilacyjnej, acz bardzo opiniotwórczej pracy _Decades de orbe novo_ (III, I) pisał on:

Podobnie jak rzeźnicy tną na kawałki woły i barany, by je potem wystawić na sprzedaż, tak i Hiszpanie przecinali jednym cięciem jednego od tyłu, drugiego przez udo, innego jeszcze przez ramię. Traktowali ich jak zwierzęta pozbawione rozumu. (...) Vasco rzucił psom na pożarcie około czterdziestu z nich.

Czas płynie, lecz obyczaje się nie zmieniają: oto co wynika z listu, jaki mnich Jerónimo de San Miguel kieruje do króla 20 sierpnia 1550 roku. Zakonnik donosi w nim, że chrześcijanie spalili żywcem niektórych Indian, innym obcięli nosy, języki, ręce i inne członki; odcinali piersi kobietom, a jeszcze innych rzucili psom. Wreszcie, na zakończenie tej makabrycznej listy, pewna szczególna sytuacja, opisana około 1570 roku przez Alonsa de Zoritę: „Znałem pewnego _oidor_ , który stając na trybunie, mawiał publicznie bardzo donośnym głosem, że jeśli będzie brakować wody dla nawodnienia farm Hiszpanów, to użyje się w tym celu krwi Indian” 49 .

Kiedy w roku 1546 Hiszpanie zasiedlali okolice Meridy na Jukatanie, zaatakowali ich wojownicy Majów i zabili od piętnastu do dwudziestu kolonistów. W odwecie _encomenderos_ zabili paruset Majów, zamienili w niewolników jakieś dwa tysiące, spalili sześciu ich kapłanów i powiesili ich kobiety. Podobne incydenty powtarzały się we wszystkich zakątkach Nowego Świata. Współczesne sprawozdania co do jednego – jak na przykład zapiski kronikarza z plemienia Majów żyjącego w XVI wieku – opowiadają o tym, „jak wiele cierpień musieliśmy znieść z rąk Hiszpanów” 50 . W relacjach tych niewiele uwagi poświęca się stratom poniesionym w bezpośredniej walce, natomiast dużo miejsca zajmują poczynione przez ich autorów obserwacje życia codziennego, zwłaszcza dotyczące skutków zniewolenia, wyczerpania pracą ponad siły, złego traktowania, niedożywienia i głodu.

Na czele reformatorów, pragnących poprawić los autochtonów, stanął Bartolomé de Las Casas, którego ojciec, Francisco, brał udział w trzeciej (i prawdopodobnie także w drugiej) wyprawie Kolumba 51 . Urodziłsięw Sewilli, niewiadomego dnia i miesiąca 1474 roku. Równie niepewne jest, czy prawo i teologię studiował w Salamance czy w Sewilli. Jeden z jego przodków, Francuz z Limousin, zwany Casaus, naciągnął się około 1240 roku do wojska króla Kastylii i Leónu, Ferdynanda III, i prawdopodobnie przez tegoż władcę został nobilitowany. Czy otrzymał przy tym jakieś posiadłości ziemskie – tego też nie wiadomo. Nie ma także pewności, czy Bartolomé nie wywodził się z rodziny nawróconej. Na liście takich konwertytów umieścił go José Carlos Gómez-Menor w swoim opracowaniu _Linaje judio de_ _escritores religiosos y misticos españoles del siglo XVI52._

Nie ulega natomiast wątpliwości, że zbliżający się do trzydziestki Bartolomé w roku 1502 popłynął razem z admirałem Nicolásem de Ovandą na Hispaniolę, gdzie jako plantator i właściciel niewolników indiańskich spędził osiem lat na swoim _repartimiento53._ W trakcie pobytu na tej karaibskiej wyspie usłyszał kazania dominikanina Antonio de Montesinosa, które mocno go poruszyły. Piętnując okrutne traktowanie tubylców, de Montesinos zwracał się do słuchających go Hiszpanów: „Czyż nie są to ludzie? Czy nie powinniśmy w stosunku do nich wypełniać przykazań miłości i sprawiedliwości? Czy nie mieli własnych posiadłości? Czy uczynili nam co złego? Czy nie musimy im głosić Ewangelii i pieczołowicie zabiegać o ich nawrócenie?” 54 .

A oto jak doszło do tego pamiętnego, historycznego kazania, które Antonio Montesinos wygłosił w czwartą niedzielę adwentu 1511 roku. Dominikanie szybko dostrzegli zło, które pojawiło się w następstwie konkwisty i zastanawiali się, jak mu zaradzić. Zlecili więc bratu Antonio, słynącego z odwagi i zdolności krasomówczych, by wygłosił kazanie, za które wszyscy chcieli ponosić odpowiedzialność. Do wysłuchania kazania w głównym kościele w Santo Domingo zostały zaproszone między innymi najwyższe władze oraz uczeni prawnicy.

Montesinos rozpoczął wołaniem Jana Chrzciciela o nawrócenie z perykopy 55 niedzielnej: „Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu” 56 i natychmiast odniósł ten tekst do sytuacji w Nowym Świecie: „Ten głos będzie dla was tak nowy, jakbyście go nigdy nie słyszeli, tak twardy i straszny, tak groźny, iż nigdy nie myśleliście, że coś takiego usłyszycie (...) Czyż nie są oni ludźmi? Czy nie mają rozumnej duszy? A wy, czyż nie jesteście zobowiązani ich kochać jak siebie samego?” 57 .

Kaznodzieja zdawał sobie sprawę z następstw takiego oskarżenia, które w niczym nie ustępowało zarzutom Jana Chrzciciela wobec tetrarchy Heroda, w dalszych wywodach nie był jednak bardziej powściągliwy. Sam będąc Hiszpanem, wyrzucał swoim rodakom, że prowadzili wojnę przeciwko spokojnym plemionom, wolnym ludziom nałożyli ciężkie jarzmo niewolnictwa, a za wykonaną pracę odmawiali zapłaty. Rzeczywiście, po kazaniu rozpętał się huragan oburzenia. Brat Pedro de Córdoba, który w tym czasie zarządzał klasztorem w Santo Domingo, tłumaczył i bronił Montesinosa.

Wierni ideałom swego zakonu, by wszędzie i w każdych okolicznościach bronić wiary i ujmować się za jej wyznawcami, dominikanie czuli się już wtedy rzecznikami ludzkiej godności i ludzkich praw. Skoro zrozumieli, że Indianie są takimi samymi ludźmi jak Hiszpanie, nie odstąpili od tego. Poza Antonio de Montesinosem w dominikańskim klasztorze działał również wzmiankowany Pedro de Córdoba, który kilka lat później, wzięty przez Indian jako zakładnik, został przez nich zamęczony, gdy Hiszpanie nie dotrzymali danego im słowa. Obaj, Montesinos i Córdoba, wywarli wielki wpływ na najbardziej znanego dominikanina tamtych czasów Bartolomé de Las Casasa.

Być może także i wcześniejsza krwawa rzeź, w której Alonso de Ojeda zamordował między innymi miejscowego kacyka Caonabo, przyczyniła się do tego, że Las Casas złożył śluby zakonne i przyjął w 1510 roku święcenia kapłańskie. Niektórzy historycy utrzymują, że to Domingo de Betanzanas – znany jako srogi i surowy reformator w czasie późniejszej działalności misyjnej w Nowej Hiszpanii – wywarł większy wpływ na Las Casasa, który podjął decyzję o przywdzianiu dominikańskiego habitu, co stało się wydarzeniem o tak doniosłych następstwach.

Na przełomie roku 1511 i 1512 skierowano go do działalności misyjnej na Kubie, dokąd udał się razem z przyjacielem z lat młodości o nazwisku Renteria oraz innymi kolonistami, wysłanymi przez Ovandę w celu „zaludnienia i pacyfikacji” wyspy. Otrzymawszy obszerną wieś indiańską Zagua, wiódł początkowo żywot plantatora, odprawiając nabożeństwa tylko sporadycznie, ale i tu pacyfikacja przybrała podobną postać jak na Haiti. Gdy gubernator Kuby poszukiwał księdza do odprawienia mszy na Zielone Święta, zadania tego podjął się Bartolomé. Przygotowując się przeglądał księgę Syracha, gdzie natknął się na poniższe słowa:

1.

1.

Kto przynosi na ofiarę rzecz niesprawiedliwie nabytą, ofiaruje szyderstwo: dary bezbożnych nie są bowiem przyjemne Panu. (...)
2.

Jakby na ofiarę zabijał syna w obecności jego ojca, tak czyni ten, co składa w ofierze z własności ubogich.
3.

Nędzny chleb jest życiem biednych, a kto go zabiera, jest zabójcą.
4.

Zabija bliźniego, kto mu zabiera środki do życia, i krew wylewa, kto pozbawia zapłaty robotnika 58 .

Bartolomé zrzekł się nadanych ziem i uwolnił niewolników Istnieją różne interpretacje tego czynu. Czy było to spontaniczne, nadprzyrodzone natchnienie, czy łaska poznania, czy też końcowy etap ewolucji, która dokonywała się powoli, lecz z nieubłaganą konsekwencją? Zaprzyjaźnieni konkwistadorzy i przybysze ze Starego Świata, kiwając głowami, orzekali kryzys właściwy wiekowi dojrzałemu. Bartolomé, nie zważając na to, oddawał się wyłącznie próbom łagodzenia losu ciemiężonych krajowców przy wydatnym poparciu dominikanów. Jak sam odnotował:

Wtedy właśnie, kiedy pojawia się młody Indianin, pewien Hiszpan, tam się znajdujący, wyciąga bułat czy krótki miecz i, jakby dla zabawy, ukośnym cięciem odsłania jego wnętrzności. Nieszczęsny Indianin bierze swoje jelita w rękę i ucieka biegiem z domu; spotyka ojca , który, rozpoznawszy go, mówi mu od razu o sprawach wiary tak długo, jak pozwalały mu na to smutne okoliczności, tłumacząc, że jeśli zechce przyjąć chrzest, to pójdzie do nieba i zamieszka z Bogiem. Nieszczęśnik płacze i krzyczy z bólu jakby pożerały go płomienie i zgadza się; ojciec ochrzcił go wówczas, a Indianin padł natychmiast martwy na ziemię 59.

Dla wierzącego nie jest oczywiście obojętne czy dusza idzie do raju (jeśli jest ochrzczona), czy też do piekła. Tutaj Las Casas kieruje się miłością bliźniego. Niemniej jest coś zakrawającego na kpinę w tym chrzcie _in extremis._ Zastanawiające jest na przykład, w jakim języku uświadamiał konającego tubylca? Hernán Cortéz miał przynajmniej czas na tłumaczenie, co opisywał jego towarzysz i kronikarz Bernal Díaz del Castillo:

kazał owych kacyków przywołać i bardzo ostro im przyganił, grożąc, że jeśli raz jeszcze tak postąpią, ukarze ich. Jeden z braci franciszkanów kazał o sprawach bardzo świętych i zacnych, a po tym kazaniu, dla sprawiedliwości, Kortez rozkazał spalić jednego z Indian meksykańskich za karę, choć wiedział, że winnych było wielu, udał jednak, że o tym nie wie, i dla sprawiedliwości ukarał jednego 60.

Fakt, że mimo krańcowo trudnej sytuacji Cortéz pamiętał jeszcze o warunkach tak zwanej wojny sprawiedliwej, świadczy tylko o tym, że nie był całkowicie niewrażliwy na doktryny, jakie zasłyszał podczas swych studiów w słynnej Salamance. W liście do cesarza Karola V opisuje wiarołomstwo jednego z plemion indiańskich, którego kacykowie złożyli przysięgę lojalności wobec władzy hiszpańskiej. Za poskromieniem ich buntu, zdaniem Cortéza, przemawiają:

sprawiedliwe powody i racje: po pierwsze, walka o szerzenie naszej wiary i przeciwko barbarzyństwu; ponadto, służba Waszej Wysokości; walka w obronie życia; i wreszcie – z tej racji, że mamy po naszej stronie wielu tubylczych przyjaciół , którzy pragnęliby umrzeć za naszą wiarę i w służbie Waszej Wysokości, albo powrócić i odzyskać to, co utracili i pomścić tak wielką zdradę, jakiej dopuścili się ludzie z Temixtitlán i ich sprzymierzeńcy 61.

Troska o nawrócenie przyjmowała nieraz dziwaczny kształt, a uzyskane przez Indian korzyści z chrystianizacji były bardzo mizerne, czego świadectwem może też być ta oto anegdota, opowiedziana przez tego samego Bernala Díaza: „Jezus pozwolił na to, aby kacyk stał się chrześcijaninem: mnich go ochrzcił, a on poprosił, i otrzymał od Alvarada na to zgodę, aby go nie spalono, ale powieszono”. Także Cuauhtemoc, następca Motecuhzomy II na tronie azteckim, „zmarł jakoś po chrześcijańsku”: „Hiszpanie powiesili go na drzewie”, ale „włożono mu w ręce krzyż” 62 .

W1515 roku Las Casas udał się w towarzystwie ojca Montesinosa do Hiszpanii, aby zwrócić uwagę króla Ferdynanda na tragiczne położenie tubylców w Indiach Zachodnich. Po audiencji 23 grudnia w Plasencji u konającego władcy, pojechał do Sewilli, gdzie wręczył swój memoriał przewodniczącemu Rady Indii – archidiakonowi Juanowi Rodríguezowi de Fonseca. Postulował w nim pozostawienie samorządu w rękach Indian, ale pod nadzorem urzędników królewskich, i prowadzenie pokojowej chrystianizacji z zachowaniem ewangelicznych zasad. Kolonizację nowych ziem przez białych osadników należało – zdaniem „Apostoła Indii Zachodnich”, jak go zaczęto nazywać – ściśle kontrolować i zobowiązywać ich do utrzymywania się z pracy własnych rąk.

Po śmierci monarchy zamierzał udać się do Flandrii, aby spotkać się z księciem Karolem; przejeżdżając przez Madryt, szczęśliwym trafem natknął się na dwóch regentów: kardynała Francisco Jiméneza de Cisnerosa, arcybiskupa Toledo i Adriana z Utrechtu, przyszłego papieża Hadriana VI, którym przedstawił memoriały w sprawie obrony praw Indian. Na mocy _Real Cedula_ Z1516 roku otrzymał od regentów tytuł _Procurador y Protector de los Indios;_ w tym samym roku powrócił do Nowego Świata, gdzie napotkał na opór hieronimitów, którzy trzymali stronę _encomenderos._ W następnym roku znów pojawił się na Półwyspie Iberyjskim, kontynując swoją kampanię na rzecz Indian.

Efektem pięcioletnich starań Las Casasa była zgoda króla Karola I na przeprowadzenie eksperymentu w zakresie samorządu Indian (na Haiti) oraz osadnictwa Europejczyków, niekorzystających z przymusowej pracy autochtonów (w prowincji Cumaná w północnej Wenezueli). W tym celu Las Casas zaczął organizować w Hiszpanii przyszłych kolonistów, którzy – w odróżnieniu od dotychczasowej zbieraniny awanturników różnego autoramentu – mieli nosić białe habity z wyszytym na piersiach czerwonym krzyżem. Oba projekty okazały się niestety katastrofą. Kolonia złożona z dwustu osadników i grona misjonarzy rozpadła się, i to za sprawą samych Indian.

Znamienne jest, że pierwszą wzmiankę na ten temat w języku polskim znajdujemy już w 1605 roku, w książce Jana Botera _Relatiae powszechne._ W V części pisze on, iż w 1520 roku mieszkańcy Cumany, „którzy nie mieli wolej handlować, ale kraść, ani też praktykować i kupczyć z nimi, ale je raczej nabieżeć”, uderzyli z orężem na Hiszpanów, część ich zabili, część zaś białych osadników zdołała uciec. Tymczasem Las Casas, choć tak bardzo zawiódł się na Indianach, jednak „przecie nigdy nie zaniechał ich bronić i pomagać im wszystką swoją siłą i życzyć im i bronić praw ich i wolności” 63 . Fakt, że chrztu nie poprzedzała żadna dłuższa ewangelizacja i że żadna ewangelizacja po nim nie następowała, okazała się brzemienna w skutki dla późniejszej sytuacji chrześcijaństwa w Ameryce Łacińskiej. Widział to Las Casas, który ze smutkiem pisał:

Należy jeszcze dodać jedno: od początku po dziś dzień Hiszpanie nie dołożyli żadnych starań, aby ogłosić tym ludom wiarę Chrystusową, traktując je jakby psy czy inne zwierzęta. Raczej nawet zabronili w sposób zasadniczy zakonnikom głoszenia kazań, dręcząc ich i prześladując, bo im się wydawało, że będzie to przeszkodą do zdobycia złota i bogactw, jakie im obiecywała chciwość. I dziś w całych Indiach brak jest znajomości Boga. Indianie nie wiedzą, czy jest On drewnianym bożkiem, czy pochodzi z nieba czy z ziemi, i tak poginęli i giną wszyscy bez wiary i bez sakramentów – a już sto lat bawią chrześcijanie wśród tych ludów – wyjątek tylko stanowi Nowa Hiszpania, mały zakątek Indii, bywali tu bowiem zakonnicy 64.

Sam Bartolomé, na skraju załamania psychicznego, powrócił do Santo Domingo, gdzie zamknął się w klasztorze. Po prawie ośmiu latach powrócił do aktywnej działalności najpierw w Meksyku, potem spotykamy go na obszarze dzisiejszej Gwatemali. Około piętnaście lat później przystępuje do pacyfikacji w szczególnie burzliwym regionie Vera Paz. Raz jeszcze zakonnicy mają zastąpić żołnierzy. Po raz kolejny celem ma być ten sam rodzaj kolonizacji, czytaj: lepszy od tej prowadzonej przez żołnierzy; Las Casas obiecuje, że zyski Korony zwiększą się, jeśli jego rady zostaną wysłuchane:

Oświadczamy, że jesteśmy gotowi do ich pacyfikacji i skłonienia ich do służby królowi, panu naszemu, oraz do nawrócenia ich i wychowania w wiedzy o ich Stworzycielu. Po tym wszystkim sprawimy, że ludy te będą co rok składać daniny i powinności Waszej Królewskiej Mości, wedle możliwości, jakie dają im ich własne zasoby: wszystko zaś dla jak największego zysku króla, Hiszpanii i tych krajów 65.

Przedsięwzięcie to powiodło się lepiej niż poprzednie. Kiedy jednak kilka lat później misjonarze poczują się zagrożeni, sami zwrócą się z prośbą o pomoc do armii, która zresztą jest niedaleko. W międzyczasie spod pióra Las Casasa wychodzą między innymi _Treynta Propositiones Juridicas_ (Trzydzieści propozycji prawniczych) – które wydane w 1522 roku w Sewilli, rozsławiły jego imię oraz _Veynte Razones_ (Dwadzieścia powodów) – uzasadniające prawa Indian do wolności.

W 1541 roku pisze swoją wstrząsającą _Krótką relację o wyniszczeniu Indian,_ wydaną drukiem w 1552 roku. Wcześniej jednak otrzymał propozycję objęcia rozległego i bogatego biskupstwa w Cuzco, którą odrzucił, zadowalając się ubogą diecezją w Chiapas (południowo-wschodni Meksyk), dokąd podążył w 1544 roku. Wkrótce zrzekł się i tej godności, wybierając spokój w klasztorze dominikańskim św. Grzegorza w Valladolid, gdzie mógł się skoncentrować na dziele swojego życia, niedokończonej, trzytomowej _Historia general de las Indias_ (Historia powszechna Indii).

FRANCISCO DE VITORIA I TOMÁS DE VIO

Żaden katolik nie miał wątpliwości, że Europejczycy mają prawo zdobywać Amerykę i surowo traktować Indian. Jednym z pierwszych tekstów teoretycznych, które uzasadniały podbój i usprawiedliwiały towarzyszącą mu przemoc, było dzieło historyczne Francisco Lópeza de Gómary, również zatytułowane _Historia general de las Indias –_ chełpliwe, lecz krytyczne, czego potwierdzeniem jest poniższy fragment:

Jak już powiedziałem, nasi Hiszpanie odkryli, przemierzyli i nawrócili niezmiernie wiele ziem podczas sześćdziesięciu lat podbojów. Nigdy żaden król i żaden naród nie przemierzył i nie ujarzmił tylu rzeczy w tak krótkim czasie, tak jak my to uczyniliśmy, i nie zrobił ani nie osiągnął tego, co nasi ludzie uczynili i osiągnęli siłą zbrojną, żeglugą, głoszeniem świętej Ewangelii i nawracaniem bałwochwalców. To z tej przyczyny Hiszpanie są w zupełności godni chwały. Niech będzie błogosławiony Bóg, który dał im tę łaskę i tę moc. Jest wielką chwałą i zaszczytem dla naszych królów i dla Hiszpanów, że doprowadzili Indian do przyjęcia jednego Boga, jednej wiary i jednego chrztu, i że odwiedli ich od bałwochwalstwa, od ofiar ludzkich, od ludożerstwa, od sodomii i od wielu jeszcze wielkich i złych grzechów, którymi nasz dobry Bóg się brzydzi i za które karze. (...) W tym wszystkim złe było tylko to, że kazali im nadmiernie pracować w kopalniach, przy połowie pereł i przy transporcie 66.

Niektórzy zadawali jednak pytanie, do jakiego stopnia byli oni upoważnieni do używania środków świeckich, by osiągnąć cel duchowy? Sam Las Casas dawał wyraz postawie „nowoczesnej”, porzucając postawę „klasyczną”, czego dowodem jego słowa w _Entre los remedios:_

Byłoby wielkim nieposłuszeństwem i śmiertelnym grzechem rzucenie dziecka do studni, by je ochrzcić, i uratować jego duszę, gdyby przy tym miało umrzeć” 67.

Na temat tytułu do nowych ziem i sposobu traktowania ich mieszkańców od początku konkwisty toczyła się od początku żywa dyskusja i byłoby grubą przesadą twierdzić, że wszyscy Hiszpanie byli tu jednomyślni.

Stojący na czele Rady Indii wpływowy biskup z Burgos, później arcybiskup, Juan Rodríguez de Fonseca, który nie krył się ze swą surowością wobec Indian, był zwolennikiem czynienia z nich niewolników, podobnie jak franciszkanin, biskup Juan de Quevedo. Myślących w podobny sposób było bardzo wielu, ale ich poglądy nie były wcale powszechnie podzielany zarówno przez biskupów, jak i we wpływowym zakonie dominikanów, wywierającym przemożny wpływ na życie Kościoła w Hiszpanii. Można by tu wymienić cały szereg nazwisk, jednak na szczególną uwagę w początkowym okresie konkwisty zasługują dwie osoby: Francisco de Vitoria i Tomás de Vio.

Pierwszy z nich urodził się najprawdopodobniej pod koniec 1492 lub na początku 1493 roku w mieście Vitoria, stolicy górzystej prowincji Álava w Kraju Basków, w północnej Hiszpanii – dlatego też zwano go de Vitoria. O jego rodzicach niewiele wiadomo. Możliwe, że już w roku 1506 wstąpił do zakonu dominikanów w Burgos i tu zaczął studia niższe, zwane _artes_ (humanistyczne), które ukończył w Paryżu, w kolegium dominikańskim św. Jakuba, dokąd przybył prawdopodobnie w roku 1510, o ile nie później.

W roku 1512 lub 1513 rozpoczął studia teologiczne pod kierunkiem dwóch wybitnych znawców filozofii św. Tomasza z Akwinu: Fenaria i Crockaerta. W roku 1522 otrzymał stopień licencjata, zaś później doktora. Pobyt w Paryżu rozszerzył jego horyzonty umysłowe, zapoznał go z humanizmem, ale przede wszystkim z tomizmem, bo już w roku 1512 dominikanie holenderscy wprowadzili do kolegium św. Jakuba studium św. Tomasza z Akwinu, łącząc je zresztą z uznaniem dla Erazma z Rotterdamu. Francisco de Vitoria był za młodu wielbicielem tego ostatniego. Wpływ humanizmu jest widoczny zarówno w odniesieniu do zakresu jego zainteresowań, jak i jasności języka.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: