Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tylko pocałunek - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
20 lutego 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Tylko pocałunek - ebook

Plany Rileya Callahana, aby wyznać swojej przyjaciółce długo skrywane uczucie, rozsypują się, gdy Afganistan drastycznie zmienia jego życie.

Riley wolał obóz szkoleniowy w armii niż przyglądanie się, jak wyśniona dziewczyna zakochuje się w jego bracie. Po roku Paige jest już wolna, a Riley decyduje się po powrocie zdobyć jej serce.

Wszystko to jednak rozpada się, gdy wybuch miny czyni z niego kalekę na całe życie. Nagle Paige staje się nieosiągalnym marzeniem – ponieważ jego zdaniem zasługuje na coś więcej niż inwalidę. Riley postanawia się wycofać, aby nie niszczyć życia jej ani sobie.

Tymczasem okazuje się, że okres rekonwalescencji musi spędzić w domu Paige. Dziewczyna z radością bierze na siebie opiekę nad swoim serdecznym przyjacielem. Riley niewiarygodnie szybko zaczyna funkcjonować samodzielnie, lecz im więcej czasu upływa, tym bardziej widać, że żarty i uśmiech są przykrywką dla udręczonej duszy.

Mijają tygodnie i uczucia Paige zaczynają się zmieniać. Czyżby nieświadomie poszukiwała zamiennika dla nieudanego związku ze starszym Callahanem?

A co z Rileyem? Czy będzie w stanie przyjąć bezinteresowną miłość?

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65843-58-6
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Od Autorki

Droga Przyjaciółko,

Trudno mi uwierzyć, że to już jest ostatnia książka z serii z Summer Harbor! Nawet jeśli nie towarzyszyłaś nam przez całą podróż, myślę, że ta powieść i tak Ci się spodoba. Została napisana tak, żeby mogła istnieć samodzielnie, więc nie będziesz czuła się zagubiona.

Jeśli natomiast śledziłaś losy bohaterów serii, będziesz pewnie ciekawa, co teraz ich czeka. Wątek Rileya i Paige zaplanowałam już na samym początku i nie mogę się doczekać, żeby się nim z Tobą podzielić. Nie zapominajmy o ciotce Trudy i szeryfie Coltonie! Ich historia od dawna czeka na szczęśliwe zakończenie. Czy takie będzie? Nie zdradzę tego. Musisz przeczytać, żeby się dowiedzieć.

Na koniec, Przyjaciółko, chciałam Ci podziękować. Za to, że czytasz moje powieści. Za to, że mówisz o nich innym. I dziękuję za miłe listy, które od Ciebie dostaję. Dzięki temu czuję, że to, co robię, jest warte wysiłku. Cieszę się z Twojego poparcia i zachęty i czuję się uhonorowana tym, że chcesz spędzić ze mną tych kilka cennych godzin.

Życzę Ci dużo szczęścia,

DeniseRozdział 1

Paige Warren rzuciła okiem na zegarek, a potem po raz setny spojrzała ponad siwą głową pani Trudy. Samolot Rileya wylądował w Bangorze i gęsty tłum pasażerów przechodzący do karuzeli bagażowej zaczął się przerzedzać.

Beau i Zac Callahanowie, bracia Rileya, czarnowłosi i atletycznie zbudowani, stali tuż obok, nieruchomo, z założonymi rękoma, i uważnym wzrokiem przesuwali po nieznanych twarzach.

– Czy nie powinien już tu być? – zapytała zniecierpliwiona Paige, bawiąc się pierścieniem wiszącym na łańcuszku na szyi.

– Nie martw się – powiedziała pani Trudy. – Zaraz wyjdzie.

Łatwo mówić: „nie martw się”. Nic innego nie robiła, odkąd trzy tygodnie temu w środku nocy odebrała telefon. Dzwonił Beau, a to, co od niego usłyszała, przyprawiło ją o palpitacje serca, które do tej pory nie przeszły.

Pani Trudy położyła dłoń na jej ręce. Dopiero wtedy Paige zdała sobie sprawę, że gorączkowo przesuwała pierścionek na łańcuszku tam i z powrotem.

– Przestań się kręcić i wprowadzać nerwową atmosferę, bo zwariuję.

– Nie mogę się opanować. Uspokoję się, jeśli się przekonam, że nic mu nie jest.

– Wraca do domu – rzekła pani Trudy. – Wszystko będzie dobrze.

– Ale...

– Nie martw się na zapas. Beau powiedział, że Riley się nie załamuje, a my powinniśmy dziękować Bogu, że w ogóle wraca do domu.

– Wiem. Wiem, że ma pani rację.

Piętnaście miesięcy temu Riley wyjechał na misję. Kto by się wówczas spodziewał, że wróci tak szybko? I w taki sposób? Od pamiętnej rozmowy trzeba było podjąć wiele decyzji i dokonać wielu ustaleń – a większość spraw wzięła na siebie Paige. Świadomość, że robi coś dla przyjaciela, łagodziła stres.

Riley był silnym mężczyzną – zawsze był taki – ale nie potrafiła sobie wyobrazić, że spokojnie przyjął to, co go spotkało. Nikt by tego nie potrafił. Będzie musiał się przystosować, a ona postanowiła, że będzie zawsze przy nim, tak jak on był przy niej, ilekroć musiała sobie radzić z problemami – szczególnie ze śmiercią ojca. Riley spędził wiele nocy, wysłuchując jej cierpliwie, gdy próbowała pozbyć się gniewu i pogodzić się z losem.

– Gdzie on się podziewa? – spytał Beau, podchodząc do kobiet. Za nim szedł górujący nad wszystkimi Zac.

– Przestańcie się tak wiercić, bo mnie to denerwuje – wyrzuciła z siebie pani Trudy.

Beau objął ciotkę ramieniem i rzekł:

– Wszyscy już wyszli. On też powinien już tu być.

– Może spóźnił się na samolot – powiedziała Paige przez ściśnięte gardło. Ostatnie tygodnie były dla nich wszystkich męczarnią. Beau chciał lecieć do Niemiec, żeby dotrzymać bratu towarzystwa, ale Riley się temu sprzeciwił.

– Zaraz będzie – odezwał się Zac i przygładził dłonią krótko przystrzyżoną brodę. Bez Lucy u boku wyglądał, jakby mu czegoś brakowało. Od ślubu praktycznie się nie rozstawali.

Między świeżo poślubionymi Zakiem i Lucy oraz zaręczonymi Beau i Eden Paige ostatnio czuła się trochę jak piąte koło u wozu. Dobrze, że Riley wraca. Od jego wyjazdu nic się nie układało. Oczywiście, że miała przyjaciółki. Ale nikt nie znał jej i nie rozumiał tak dobrze, jak Riley.

„Na początku może być ciężko”, powtarzała sobie. Nie mogła spodziewać się tego, że nic się nie zmieni, że Riley będzie taki jak dawniej. Poczytała trochę i wbrew zapewnieniom Beau, że brat się nie załamał, obawiała się, że sprawy nie ułożą się tak łatwo. Teraz to ona powinna być dla niego oparciem.

Riley Callahan uśmiechnął się czarująco do atrakcyjnej brunetki, która właśnie wyłoniła się z rękawa, pchając pusty wózek inwalidzki. Była wysoka, szczupła, mniej więcej w jego wieku, a ostatnio widok kobiety, jakiejkolwiek kobiety, stanowił dla niego dużą przyjemność. Brunetka podeszła do Rileya czekającego na nią na wózku stanowiącym wyposażenie samolotu.

– Pan Callahan? Dzień dobry. Jestem po to, żeby panu pomóc. – Jej profesjonalny ton głosu pasował do twarzy bez żadnego wyrazu.

Na widok sztucznego uśmiechu zrzedła mu mina.

„Zejdź na ziemię, idioto. Dziewczyny nie lubią facetów na wózkach”.

Przed miesiącem inaczej by na niego zareagowała. Może nawet by go kokietowała albo próbowała dać mu numer telefonu. Teraz wszystko się zmieniło. Inni najpierw dostrzegali wózek, a potem dopiero człowieka. A gdy na niego patrzyli, widzieli tego samego faceta, którego on oglądał w lustrze.

Dziewczyna ustawiła wózek koło tego, na którym siedział, i opuściła hamulce.

– Pomóc panu?

– Poradzę sobie. – Riley wziął głęboki oddech i opierając się na przedramionach, niezgrabnie się przemieścił. Zaciskając zęby z bólu, poprawił się na siedzeniu.

W czasie przesiadania się z miejsca na miejsce, strącił na podłogę torbę podróżną. Poczuł się upokorzony własną niezdarnością. Sam ją szybko podniósł, ale nie poprawiło mu to nastroju.

– Jest panu wygodnie?

– Owszem, dziękuję.

Ostatniej nocy spał tylko dwie godziny, cholernie bolała go noga i siedział wciśnięty w wózek na kółkach niczym inwalida. Nie wspominając o tym, że miał niańkę jak niemowlę. Świat stanął na głowie.

Dziewczyna zwolniła hamulce i zaczęła popychać wózek przez rękaw ku budynkowi lotniska.

No, ale przynajmniej już wysiadł. W samolocie przejazd wózkiem do łazienki był naprawdę upokarzający. Przy tej okazji kilka osób podziękowało mu za ofiarną służbę. A on miał ochotę schować się pod siedzenie.

W końcu minęli bramkę i weszli do klimatyzowanego wnętrza. Dobra stara Ameryka. Nareszcie w domu. Nareszcie w Maine. Za rogiem czeka na niego rodzina. Bracia. Ciotka. Paige. Od miesięcy tęsknił za tym, żeby się z nimi spotkać – szczególnie z Paige.

No, ale nie w ten sposób!

Na myśl o zobaczeniu się z Paige ścisnęło mu klatkę piersiową, tak że oddychał z wysiłkiem, zupełnie jakby przebiegł maraton. Ha. W najbliższej przyszłości nie ma na to żadnych widoków. Będzie szczęśliwy, jeśli po kilku miesiącach trudnej rehabilitacji zacznie kuśtykać o własnych siłach. Spojrzał na swoje nogi.

No właśnie. Noga.

Prawa nogawka zwisała pusta w miejscu, gdzie dawniej było kolano. Teraz noga kończyła się groteskowym kikutem, bolącym i swędzącym na zmianę. Trzy ostatnie tygodnie były makabryczne. Operacja, bolesny powrót do zdrowia. Koszmary w nocy.

Rozchwiane emocje, czarne myśli spychające go w przepaść.

Już sam powrót do domu był aktem odwagi. Nie chciał, by ktokolwiek oglądał go w takim stanie, szczególnie Paige. Kto mógł przewidzieć, że wróci jako połowa mężczyzny?

„Improwizacja. Przystosowanie. Przezwyciężenie”.

Te słowa wbijano mu w głowę przez piętnaście miesięcy. Dzięki nim przetrwał wiele trudnych momentów. Teraz jednak okazały się bezskuteczne.

„Weź się w garść, chłopie. Nie możesz im się tak pokazać”.

Przez cały ten czas bracia się o niego martwili, bo był na tyle głupi, że wstąpił do wojska krótko po śmierci ojca. Krótko po...

Nie, teraz nie będzie o tym myślał. Wystarczy powiedzieć, że powody, którymi się kierował, były absolutnie niewłaściwe. Sam jest sobie winien. Rodzina dość się przez niego nacierpiała.

Wózek wjechał na jakąś nierówność i noga podskoczyła. Riley skrzywił się i sięgnął ręką do kieszeni, gdzie trzymał zdjęcie Paige. Zaraz ją zobaczy, ją samą, na żywo, a nie na Skypie. Serce zabiło mu gwałtownie. Wydawało mu się, że minęły całe wieki, odkąd patrzył w jej błękitne oczy. Odkąd słyszał melodię jej głosu i wdychał jej słodki kwiatowy zapach.

Gdyby sprawy potoczyły się inaczej, niecierpliwie wyczekiwałby spotkania. Podszedłby do niej na własnych nogach, nie mogąc doczekać się, żeby powiedzieć jej całą prawdę – tak jak planował. A tymczasem jedna mina pułapka i wszystko się zmieniło. Teraz jedyne, o czym myślał, to jak rozluźnić kontakty, nie raniąc jej uczuć.Rozdział 2

– Czy ci ludzie tutaj to pańska rodzina? – spytała kobieta popychająca wózek.

Riley spojrzał ku wyjściu koło karuzeli bagażowej, gdzie zebrali się jego bliscy. Wyprostował się i pomachał im ręką. Rozciągnął usta i lekko zmrużył oczy, tak żeby w kącikach pojawiły się zmarszczki – jak to jest przy szczerym uśmiechu.

Beau też mu pomachał, mocniej obejmując ramieniem ciotkę Trudy. Zac, dryblas stojący w cieniu z tyłu, wyszczerzył zęby. Riley przeniósł wzrok na Paige i odebrało mu dech w piersiach.

Och, była jeszcze piękniejsza, niż wtedy, gdy ostatni raz ją widział. Jedwabiste włosy były dłuższe i jaśniejsze, nie pamiętał też tego, jak uroczo jej okrągłości łagodzą wysportowaną sylwetkę. A widok jej opalonych nóg pobudził myśli, do których nie miał prawa.

Paige zakryła usta dłonią, a jej oczy zaczęły zachodzić łzami.

Gdy był jakieś trzy metry od niej, podbiegła, upadła na kolana i objęła go ramionami.

Riley przytulił ją i zamknął oczy. I nagle byli tylko oni. Jak dawniej. Pokrewne dusze. Callahan i Warren. Och, jak bardzo za nią tęsknił. Głęboko odetchnął jej zapachem. Kwiaty. Słońce. Dom. Wsunął nos w jej włosy i chłonął jej obecność, wspominając te noce, kiedy leżał na pryczy, patrzył na jej zdjęcie i tęsknił za taką chwilą jak ta.

Z gardła wyrwał mu się szloch, który zamaskował śmiechem.

– Co to takiego, panno Warren? – zapytał z udawanym entuzjazmem. – Chyba nie będziesz płakać, co? Wiesz, że od razu robisz się brzydulą.

Paige odsunęła się i poklepała go w ramię, ukradkiem ocierając łzy.

– Tęskniłam za tobą, głupku. Boli cię? Gdzie masz leki? Może coś podać?

Świetnie, będą się nad nim trząść.

– Nie, dziękuję. Brałem w samolocie. Nic mi nie jest. Czuję się super.

Beau wyciągnął do Rileya rękę, odsuwając Paige na bok.

– Dobrze, że już jesteś w domu. Bardzo się o ciebie martwiliśmy.

– Dobrze jest wrócić. Jak zwykle.

Zac przejechał dłonią po króciutko ostrzyżonej głowie Rileya i rzekł:

– Nawet nie mogę zmierzwić ci włosów. A tak mnie to bawiło.

– Cześć, Zac. Cieszę się, że widzę twoją facjatę. No, ale muszę przyznać, że jak się patrzy z dołu, to wydajesz się gigantyczny.

– Wobec tego czym prędzej musimy postawić cię na nogi.

– Witaj, Riley – odezwała się gdzieś z tyłu ciotka Trudy. – Wiem, że jestem tylko ciotką, ale może też doczekam się swojej kolejki?

Riley uśmiechnął się i wyciągnął rękę.

– Chodź tutaj, ciociu Trudy.

Wsunęła się między Paige i Beau i objęła bratanka. Pachniała cytryną i krochmalem. Z wąskimi ramionami i szczupłymi rękami sprawiała wrażenie kruchej, lecz jej wygląd był mylący. Jednym spojrzeniem potrafiłaby zatrzymać armię.

– Dobry Boże, nie mieścisz się w wózku, Riley. Czy twoje mięśnie się rozmnożyły?

– Tak jakby – przyznał, kiedy przestali się ściskać.

– A jak lot? – spytał Beau. – Przespałeś się choć trochę?

Riley kątem oka spojrzał na Paige, która znowu manipulowała chusteczką przy oczach.

– Co nieco – odparł. Po czym, patrząc w oczy ciotce, dodał: – Tak naprawdę to miałbym ochotę na twoje mięso z warzywami, ciociu. Im szybciej, tym lepiej.

– Masz szczęście. Właśnie to przygotowałam. Stoi w wolnowarze u Paige.

– Do tego chleb kukurydziany, tłuczone ziemniaki i specjalność Paige – placek orzechowy – uzupełnił Zac.

– O rety, nie dobijajcie mnie. U mnie była albo kuchnia polowa, albo szpitalna, albo lotnicza. Wszystkie jednakowo paskudne.

– Masz jeszcze jakiś bagaż, który trzeba odebrać? – spytała ciotka, zwalniając hamulce.

– Tylko mój wózek. Ten muszę oddać – odparł i klasnął w ręce. – No, dobra. Ruszmy się. Nie mogę się doczekać, kiedy znajdę się w domu, zjem coś i prześpię się we własnym łóżku. – Wynajmował pokój na tyłach „Przydrożnego Zajazdu”, restauracji należącej do Zaca. Nic specjalnego, ale zawsze własny kąt.

Zac i Beau wymienili spojrzenia. Paige poruszyła się niespokojnie, a ciotka Trudy zaczęła nagle szukać czegoś w torebce.

Zaniepokoiło to Rileya.

– Co jest? Czego mi nie powiedzieliście?

– Eee... – zająknął się Zac, nie patrząc mu w oczy. – Właściwie to już nie ma twojego pokoju. W zimie zrobiłem remont, powiększyłem kuchnię. Myśleliśmy z Lucy, że po powrocie możesz mieszkać w pokoju gościnnym na piętrze, ale... – Spojrzał wymownie na nogę brata.

No tak. Z jedną nogą to niemożliwe. Pewnie, że na kulach jakoś sobie poradzi, lecz na razie poruszał się z trudem, niezdarnie, i wcale nie miał ochoty spaść i narobić sobie nowych kłopotów.

Całe powietrze z niego uszło jak z przekłutego balonu. Żegnaj, prywatności własnego kąta.

– Hm, to chyba będę mieszkać na plantacji.

Jakiś czas temu ciotka złamała sobie nogę i jadalnię przerobili na jej pokój. Rileya przeraziła myśl o tym, że przez okrągłą dobę będzie miał kogoś na głowie, ale starał się zachować kamienną minę.

– No, wiesz... – Zac potarł dłonią kark. – Właściwie teraz dom na plantacji jest w trakcie remontu.

Na widok jego miny w głowie Rileya zawyła syrena alarmowa.

– Właśnie zaczęliśmy remont – wyjaśnił Beau. – To miał być prezent ślubny dla mnie i Eden od ciotki Trudy. Chwilowo cały dół to plac budowy.

– Potrwa to co najmniej miesiąc – dodała ciotka Trudy.

– Ale nie martw się – pocieszyła go Paige, klepiąc go po ramieniu. – Od razu powiedziałam, że chcę, żebyś mieszkał u mnie. Mam bardzo ładne mieszkanie na parterze. Doskonale się nadaje. Stare drzwi są szerokie, a twoi bracia już zbudowali podjazd i zamontowali poręcze...

W głowie zaczęło mu wirować i przez chwilę stracił wszystko z oczu. Ma mieszkać z Paige? Spojrzał na Zaca, który patrzył na niego przepraszająco, a potem na Paige, której na widok jego miny zamarły słowa na ustach.

– Czy... czy nie chcesz? Wolisz mieszkać gdzie indziej? – spytała zdezorientowana.

W głębi jej błękitnych oczu błysnęło rozżalenie, ale czym prędzej spuściła powieki i pokryła przykrość uśmiechem, który znał zbyt dobrze, żeby mu wierzyć.

O cholera. Wpadł jak śliwka w kompot. Po chwili zmusił się do uśmiechu, starając się, by wyglądał szczerze.

– Tak. To znaczy nie. Super. A nawet jeszcze lepiej. Ale nie mogę pozbawiać cię pokoju. Będę spał na kanapie albo...

– Nic z tego – odparła zdecydowanie. – Już przeprowadziłam się ze swoimi rzeczami na piętro. Sprawa załatwiona.

Riley przeniósł wzrok z brata na dziewczynę. Uśmiech nie schodził mu z twarzy – niełatwy wyczyn przy zębach zaciśniętych jak szczęki imadła.

– Dobra z ciebie kumpelka. Wiecie co, idźcie po samochód, a Zac pomoże mi z wózkiem. Za chwilę do was dołączymy.

Zac stanął z tyłu i odsunął ciotkę na bok.

– Im szybciej wrócimy do domu, tym szybciej spróbujemy mięsa z warzywami.

– Otóż to – poparł go Riley.

Zac popchnął wózek ku karuzeli, a reszta poszła do wyjścia. Riley potarł usta drżącymi palcami, starając się opanować furię. Ma spędzić kilka tygodni, gnieżdżąc się w klitce Paige? Nie zniesie tego!

Ale jakie ma wyjście? Nie miał w banku grubej kasy, za którą mógłby kupić mieszkanie. A nawet gdyby miał, na razie nie mógł nawet marzyć o niezależności.

Na myśl o tym, że Paige będzie mu nadskakiwać, pomagać mu w ubieraniu się i w innych rzeczach, przy których ciągle potrzebował pomocy...

„Panie Boże, chcesz mnie dobić? Dlaczego nie pozwolisz mi zachować choćby odrobiny godności? Czy to za wiele prosić Cię o to?”

Plany odsunięcia się od dziewczyny wzięły w łeb. Razem na pięćdziesięciu pięciu metrach kwadratowych parteru w bungalowie. Z Paige.

To wszystko wina Zaca. Riley zacisnął mocno, do bólu, dłonie na metalowych poręczach wózka. Patrząc za oddalającą się rodziną, toczył ze sobą walkę, by się opanować. W końcu odwrócił się do Zaca i rzekł:

– Co ty sobie wyobrażasz? Że będę mieszkał z Paige? Masz pojęcie, co mi zrobiłeś?

– Spokojnie. – Zatrzymali się przed karuzelą bagażową. – Po pierwsze, nie podjąłem decyzji sam, tylko zrobiliśmy to wspólnie...

– Ale tylko ty wiesz! Wydawało mi się, że jesteś po mojej stronie.

– Nie było specjalnie dużego wyboru, Riley.

– Każdy inny wybór byłby lepszy niż to!

– W porządku, uspokój się. Jak rozumiem, nie tego oczekiwałeś. – Zac nacisnął hamulce. – Ale może warto spojrzeć na to jak na okazję?

– Okazję do czego? Żeby Paige pomagała mi zmieniać zakrwawione opatrunki, wchodzić pod prysznic? Żeby opiekowała się mną jak inwalidą? To właśnie miałeś na myśli? Moja duma już znikła, spuściłem po niej wodę, ale jeśli się postaramy, to może da się ją pogrążyć jeszcze bardziej?

Zac zrobił skruszoną minę. Zdjął wózek inwalidzki, który pojawił się na pasie, i rozłożył go.

– Wiem, że przeszedłeś przez piekło. Ale ona jest twoją przyjaciółką, chce ci pomóc. Powiem ci prawdę: lepiej jest czuć, że można pomóc, niż wiedzieć, że jesteś tysiące mil stąd, a my nie możemy nawet kiwnąć palcem. Może to was zbliży. Może to twoja szansa.

Riley roześmiał się bez przekonania.

– Tak, bo Paige zawsze chciała związać się z kaleką.

W oczach Zaca coś błysnęło.

– Jesteś tą samą osobą, jaką byłeś, Riley.

Nieprawda. Absolutna nieprawda. Ani fizycznie nie jest taki sam, ani psychicznie. Ugryzł się w język, żeby tego nie powiedzieć. Nic nigdy nie będzie już takie jak dawniej. Paige zasługiwała na to, co najlepsze, a on się do tej kategorii nie zaliczał.

Zac uważnie przyjrzał się bratu.

– Co się stało z twoim szczerym uśmiechem?

Riley zacisnął zęby i spojrzał w bok, na karuzelę, która popiskując, nieustannie krążyła.

– Przysuń tu ten wózek.

– Powiedz mi, dlaczego odnoszę wrażenie, że wcale nie czujesz się w połowie tak super, jak twierdzisz?

Po dłuższej chwili Riley opanował się na tyle, że odpowiedział:

– Nic mi nie jest. Tylko... chciałem się odsunąć od Paige. A teraz jestem ugotowany. – Spojrzał twardo na Zaca. – Jeśli spróbuję się przenieść, tylko zranię jej uczucia. Od razu domyśli się, że coś jest nie w porządku.

– To nie byłoby takie złe.

– Nic z tego.

Musi to jakoś wytrzymać. Rehabilitacja i ćwiczenia do upadłego, póki nie będzie w stanie założyć protezy i zacząć sam sobie radzić. Bo im szybciej zdobędzie niezależność, tym szybciej będzie mógł zniknąć z życia Paige – i z Summer Harbor – na dobre.Rozdział 3

Paige wyłączyła telewizor i na palcach zbliżyła się do wózka Rileya. Po uroczystej kolacji rodzina dość szybko wyszła. Może – mimo że niezłomnie próbował prowadzić ożywioną konwersację – wyczuli jego zmęczenie.

Rozmowa koncentrowała się na Summer Harbor. Knajpa Zaca, szybka zmiana w życiu uczuciowym braci, rodzinna plantacja choinek. Paige mimochodem wspomniała o kłopotach finansowych w schronisku dla zwierząt. Po co martwić Rileya losem zwierząt czy tym, że ona nie będzie miała z czego się utrzymać? Powinien skupić się na powrocie do zdrowia.

Paige ukucnęła przy wózku i utkwiła wzrok w przystojnej twarzy Rileya, nawet we śnie nieco spiętej. Podwójna zmarszczka między brwiami, całkiem zamknięte usta. Zmienił się w ciągu tych piętnastu miesięcy, kiedy go nie było. Zauważyła to już przez Skype’a, ale w rzeczywistości było to jeszcze lepiej widoczne.

Jego twarz zrobiła się bardziej koścista, a szczęka kwadratowa. Wyglądał nieustępliwie. Wojna na pewno zmienia człowieka, zewnętrznie i wewnętrznie. Ciemne rzęsy zostały jedynym wspomnieniem łagodnej chłopięcości.

Znała go już tak długo. I tak dobrze. Może dlatego nie dowierzała radosnej pozie. Unikał rozmowy na temat tego, co przeszedł przez ostatnie tygodnie. Wszyscy udawali, że jego kalectwo nie istnieje.

Dasher, kot Paige, podbiegł i machając szarym ogonem, zaczął ocierać się o swoją panią. Wyciągnął pyszczek do Rileya i powęszył.

– Dobrze mieć go znowu w domu, prawda, malutki? – szepnęła do niego Paige.

Przyjrzała się ramionom Rileya, twardym, jakby były ze stali, zakończonym silnymi dłońmi z grubymi palcami, naznaczonymi fizyczną pracą. Jego ręce zawsze jej się podobały. Takie męskie. Praca przy połowie homarów utrzymywała go w dobrej formie. Najszczęśliwszy czuł się na morzu, kiedy wiatr rozwiewał mu włosy, a łódź tańczyła na falach. Dlatego była tak zdziwiona, gdy zaciągnął się do wojska.

Zdziwiona i przerażona. I, musi to przyznać sama przed sobą, zła. Powiedział jej o tym już po fakcie. Jego decyzja spadła na nią jak grom z jasnego nieba. Zostawiał ją i ona poczuła się porzucona. Wróciło uczucie, które tak dobrze znała.

Ale teraz nie pora się nad tym zastanawiać. Wrócił i jej potrzebował.

– Riley.

Zmarszczki między brwiami pogłębiły się. Riley przechylił się na bok.

Nie chciała go budzić, ale inaczej nie było szans, żeby położyć go do łóżka, a poza tym należało zmienić opatrunki. Paige już odłożyła na bok koc i usunęła wszystko, co znajdowało się na drodze do łóżka. Na stoliku nocnym obok pigułek w fiolce postawiła szklankę wody, a szwedki , które mu kupiła, ustawiła w zasięgu ręki.

Wyciągnęła dłoń i lekko muskając jego włosy, dotknęła jego ramienia.

– Riley, czas na...

W ułamku sekundy się obudził i machnął ręką.

W następnej chwili Paige poleciała do tyłu, upadła i poślizgiem pojechała po drewnianej podłodze. Głową walnęła w ścianę, a ciężki pierścień, który nosiła na łańcuszku, podskoczył i uderzył ją w brodę.

Zamrugała nieprzytomnie. Chwilę zajęło jej zorientowanie się w sytuacji i podsumowanie efektów. Pieczenie łokci. Pulsowanie w głowie. Bolący kuper. Ojej.

– Paige! – krzyknął Riley przerażony. Zwolnił hamulce i podjechał do niej.

– Nic mi nie jest. Nic mi nie jest. – Usiadła, a potem ostrożnie, bo w głowie jej się kręciło po bliskim spotkaniu ze ścianą, zmieniła pozycję na klęczącą. – O rety, człowieku, zrobił się z ciebie prawdziwy siłacz.

– Wybacz! Nie chciałem cię skrzywdzić.

Prychnęła śmiechem.

– Nic mi się nie stało. Daj spokój, jestem dość wytrzymała.

Odgarnęła włosy z twarzy.

– Zraniłaś się – powiedział Riley, widząc jej przedramię.

Paige szybko obejrzała rękę.

– Zadrapanie. Wystarczy przylepić plaster i będzie dobrze. Teraz zajmijmy się...

– W głowę też się uderzyłaś.

– Naprawdę? – Uśmiechnęła się kokieteryjnie. – To zdarzyło się tak szybko, jakbyś miał jakąś nadludzką siłę.

Riley uderzył pięścią w poręcz.

– Przestań sobie dowcipkować. To nie jest śmieszne. To się nie uda.

Uśmiech zszedł z twarzy dziewczyny i zrobiło jej się ciężko na duszy.

– Nie bądź niemądry. To moja wina. Dopiero wróciłeś z wojny. Wiedziałam, że tak może być. Dużo czytałam i to zdarza się często. Następnym razem będę ostrożna.

– Nie powinnaś być ostrożna we własnym domu i nie powinnaś się mną opiekować. – Zacisnął dłonie na poręczach wózka.

Paige wypuściła powietrze, uklękła przy wózku Rileya i położyła mu rękę na dłoni. Tyle rzeczy kryło się w tych jego zielonych oczach. Żal, frustracja, złość. I pewnie tuzin innych emocji, które jeszcze nie wypłynęły na powierzchnię. Może te odczucia były negatywne, ale przynajmniej autentyczne. Zdecydowanie wolała je od nieszczerej radości, którą prezentował od wyjścia z samolotu.

– Słuchaj, Callahan. Będę przy tobie, czy sobie tego życzysz, czy nie. Od tego właśnie są przyjaciele. To samo zrobiłbyś dla mnie, doskonale o tym wiesz. A teraz położymy cię do łóżka, żebyś się porządnie wyspał, bo jutro masz pierwsze spotkanie z fizjoterapeutą. Z tego, co czytałam, będzie to czarny charakter w twoim życiu.

Mężczyzna zacisnął wargi i rozdął chrapy, zupełnie jak koń. W jego oczach mignęły jakieś emocje, ale szybko odwrócił głowę. Mięśnie szczęki napięły się tak, że twardością przypominały głazy koło latarni morskiej.

– Ale wszystko będzie dobrze. Jakoś to przeżyjemy. – Jeszcze raz ścisnęła jego dłoń. „Panie Boże, proszę, spraw, żeby wszystko dobrze się skończyło”.Rozdział 4

Kakofonia wybuchła, ledwie Paige weszła do części dla psów. Piskliwe szczekanie, machanie ogonami, radosne bieganie. W powietrzu unosił się lekki zapach środka dezynfekującego i karmy. Dziewczyna pociągnęła lekko za smycz, na której wlókł się z tyłu bokser, ogromnie zdegustowany powrotem do schroniska.

– No co, psiaki, humor dopisuje? Nakarmione i gotowe na spacer? Och, a jakie jesteśmy zadziorne i pełne energii!

Idąc między klatkami, przyglądała się badawczo każdemu mijanemu zwierzakowi. W końcu zatrzymała się przed ostatnią klatką, otworzyła drzwiczki i ukucnąwszy, podrapała siedzącego w niej psa za uszami. Spojrzał na nią tak żałośnie, że serce jej się ścisnęło.

– Nie martw się, malutki. Znajdziemy ci dom.

Bokser był brązowy, tylko pysk i obwisłe wargi miał białe. I, naturalnie, charakterystyczne dla tej rasy zwisające uszy oraz pomarszczoną skórę na czole. Miesiąc temu znaleziono go na Bristol Road, wygłodzonego i odwodnionego. Teraz nabrał ciała, nos zrobił się wilgotny i błyszczący, ale w oczach pozostał smutek. Paige od razu nazwała go Bishop. Nie wszystkim zwierzętom nadawała imiona, lecz w tym wypadku ledwie go zobaczyła, od razu wiedziała, jak powinien się nazywać. Czasami tak się zdarzało.

Smutek w jego oczach przypomniał jej Rileya. Żałowała, że nie może wziąć psa do domu. Wydawało jej się, że obecność zwierzęcia dobrze wpłynęłaby na przyjaciela. Lecz dom nie należał do niej, a właściciel postawił warunek: tylko jedno zwierzę. Może i rozsądnie, bo inaczej Paige miałaby już całą menażerię.

Przez ostatnie trzy dni Riley był pogodny – ale uparty. Wszystko chciał robić samodzielnie. Wiedziała, że jest to istotne dla jego samooceny i dla powrotu do zdrowia. Lecz przykro było patrzeć, jak dziesięć minut mozoli się z drobiazgiem zajmującym przeważnie trzydzieści sekund.

Martwiła się tym, że cały dzień siedzi sam w domu. Na szczęście rodzina regularnie wpadała i lodówka była pełna. Każda niezamężna kobieta w promieniu dwudziestu mil przyniosła jakąś zapiekankę albo placek. A Paige na wszelki wypadek dzwoniła po kilka razy dziennie, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Wyglądało na to, że on nie ma nic przeciwko jej telefonom, a ją to uspokajało.

A jak już o tym mówimy... spojrzała na zegarek. Minęły dwie godziny. Zamknęła klatkę Bishopa i zamieniła harmider boksów na względną ciszę swojego gabinetu. Wyjęła telefon i wybrała numer.

Riley odebrał po czwartym dzwonku.

– Hej, co porabiasz?

– To samo co przed godziną – odpowiedział. W jego głosie wyczuła ironię.

– Mam wolną chwilę i przyszło mi na myśl...

– Paige, nic się ze mną nie dzieje. Nie musisz dzwonić co godzinę.

– Nie dzwonię. Teraz tylko chciałam zapytać, czy masz ochotę na danie na wynos z „Przydrożnego Zajazdu”.

– Nieprawda. Chciałaś sprawdzić, czy nie udusiłem się sznurem od zasłony.

– Nie bądź głupi. Nie mam zasłon.

– Paige!

W porządku, przesadza. Z drugiej strony podczas jej nieobecności może zdarzyć się coś złego. Na przykład Riley upadnie i nie będzie mógł się podnieść.

– Przepraszam. Nie chciałam zadusić cię opiekuńczością, ale martwię się o ciebie. Żałuję, że nie mogę wziąć wolnego.

– Po co? Żeby siedzieć tu i tylko patrzeć, jak ćwiczę? Sam potrafię zatroszczyć się o siebie. Radzę sobie nieźle i zawsze mam przy sobie telefon. Jeśli będę czegoś potrzebował, to zadzwonię.

Serce ścisnęła jej obawa na myśl o tym, że miałaby zrezygnować z kontroli. Ale jeżeli tego nie zrobi, to Riley zwariuje.

– Obiecujesz?

– Słowo harcerza.

Zabrzęczał dzwonek nad drzwiami. Lauren wyszła wcześniej na lunch, więc Paige zakończyła rozmowę, zapisując sobie w myślach, że po drodze do domu ma zaglądnąć do „Przydrożnego Zajazdu”. Gdy weszła do poczekalni, za ladą stała Margaret LeFebvre.

Wyglądała bardzo świeżo, jak zwykle. Umiejętnością ubierania się i elegancką figurą przypominała Diane Keaton. Margaret była właścicielką „Gospody pod Pierwiosnkiem” i przewodniczącą rady nadzorczej schroniska.

Mimo serdecznego uśmiechu na jej twarzy Paige nabrała złych przeczuć.

– Pani Margaret. Co za nieoczekiwana wizyta. Co słychać?

Margaret zdjęła okulary, które zawisły na metalowym łańcuszku na szyi.

– Wszystko jak najlepiej. Interesy idą dobrze, a córka niedawno urodziła dziecko.

– Gratulacje. Już ma pani czworo wnucząt, prawda?

– Tak. Ale to pierwsza dziewczynka. – Wyciągnęła telefon ze zdjęciem śpiącego niemowlaka. Przesunęła palcem po ekranie, pokazując jeszcze kilka fotografii.

– Wygląda jak aniołek.

– Nazwaliśmy ją Sofia Grace, jak moja matka. Na pewno by ją to ucieszyło.

– Piękne imię. Pewnie pani jest zachwycona wnuczką.

– Owszem, bardzo. Szkoda tylko, że mieszkają tak daleko, ale cieszę się, bo niedługo do nich pojadę. Tylko na kilka dni. Zajazd trzyma nas na krótkiej smyczy, ale co zrobić, jeśli lubię tę pracę. – Przechyliła głowę na bok i spoglądając na Paige, rzekła: – Słyszałam, że chłopak Callahanów wrócił.

– Tak. Nareszcie w domu.

– Miał ciężkie przejścia.

– To prawda – przyznała. – Na szczęście ma dobrego fizjoterapeutę i wkrótce stanie na nogi. Teraz mieszka u mnie.

– Tak słyszałam. No cóż, uważaj. Tego typu traumy mogą całkowicie zmienić charakter. Syn mojej przyjaciółki wrócił z Iraku jako zupełnie inny człowiek. Zrobił się ponury, agresywny i skłonny do przemocy. Zaczął rozrabiać i skończył w więzieniu. Okropne.

Przed oczyma Paige błysnęła reminiscencja tego, jak leciała przez pokój. Ale to co innego. Riley nie wiedział, co czyni – zareagował, zanim zdążył się dobrze obudzić. Odrzuciła to wspomnienie i wyprostowawszy się na całą wysokość, rzekła:

– Riley nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Jest silny i niezależny. Wyjdzie z tego jeszcze lepszy, niż był.

– Wierzę, że tak będzie, złotko. – Margaret wrzuciła telefon do torebki. – Masz chwilę, żeby porozmawiać?

Dziewczyna ugięła się, jakby w klatce piersiowej nosiła betonowy blok.

– Jasne. Lauren zaraz powinna wrócić z lunchu. Chodźmy do biura.

Pokój był mały i skromny, ze starym dębowym biurkiem i ścianami obitymi brązową płytą. Paige utrzymywała jednak w nim wzorową czystość, a jeśli przesiąknięty był zapachem zwierząt, to ona już tego od dawna nie wyczuwała. Jedynymi ozdobami były ogromna paproć i stojące na biurku zdjęcie Paige w towarzystwie Callahanów, zrobione przed kilku laty z okazji Dnia Niepodległości. Ułamek sekundy wcześniej wskoczyła Rileyowi na plecy i fotografia utrwaliła jego zaskoczenie.

– Proszę usiąść. – Paige wskazała dłonią jedyne krzesło znajdujące się w pomieszczeniu. – Napije się pani kawy? Albo herbaty?

– Nie, dziękuję. Poszłam na lunch do knajpy „Obdarty Joe” i żołądek jeszcze nie doszedł do siebie. – Margaret poprawiła się na krześle tak energicznie, że zaszeleścił jej słomkowy koszyk.

Paige oparła dłonie o biurko i odsuwając od siebie obawy, powiedziała:

– Wiem, że coś jest nie tak, więc może o tym porozmawiamy?

Margaret spojrzała na nią współczująco i rzekła:

– To trudna sprawa. Wiem, ile schronisko dla ciebie znaczy, i jak bardzo jesteś zaangażowana. Obawiam się, że jestem zwiastunem złych wieści.

Paige była przygotowana na najgorsze. Od jakiegoś czasu schronisko miało bardzo skromny budżet. Do głowy przyszły jej rozmaite scenariusze. Może wycofał się następny sponsor. A może będą musieli wprowadzić opłaty za świadczone usługi. Przeciwko temu buntowała się całą duszą. Sporo ludzi nie stać było na szczepienia czy sterylizację, a to przecież ogromnie ważne.

– Proszę powiedzieć, o co chodzi.

Margaret zmusiła się do uśmiechu.

– Obawiam się, że trzeba będzie zamknąć schronisko.

Paige poczuła się, jakby dostała cios w splot słoneczny.

– Co takiego? Nie!

– Rozumiem, że to smutne...

– Nie możemy zamknąć schroniska, pani Margaret. Lokalna społeczność nas potrzebuje. Zwierzęta nas potrzebują. W tej chwili mamy...

Margaret nachyliła się i położyła rękę na zwiniętą w pięść dłoń Paige.

– Wiem, złotko, wiem. Uspokój się. Weź głęboki oddech.

Paige spróbowała, ale w ciągu ostatnich dziesięciu sekund płuca musiały jej się skurczyć. Miała w schronisku dwanaście psów i dziewięć kotów, które potrzebowały opieki. Co z nimi będzie? Co będzie ze zwierzętami, które co roku ratowali i dla których znajdowali dom? Nie wspominając o dzikich zwierzętach, którym – może niezupełnie oficjalnie – ratowali życie?

– Wiesz, że od kilku lat coraz trudniej o sponsorów. Niektórzy z dotychczasowych wyprowadzili się, inni mają trudności finansowe. Kryzys.

– Ale zdobyliśmy nowe źródło finansowania.

– To za mało. Za dużo w zeszłym roku zapłaciliśmy za darmowe szczepienia i sterylizację.

– Ale to ważne. I na dłuższą metę opłacalne, ponieważ...

Margaret podniosła dłoń.

– Wiem, jakie są korzyści. Problem w tym, że za dużo kosztują. Honorarium dla weterynarzy, leki, szczepionki... Pieniądze szybko się rozchodzą i w obecnej chwili sytuacja jest nie do utrzymania.

Paige wzięła głęboki oddech. Priorytety. Musi coś wymyślić.

– W porządku. Wiem, że byłam nieustępliwa, ale po prostu trzeba będzie zacząć pobierać opłaty za te usługi. Nie podoba mi się to, ale jest lepsze niż nic.

Margaret powoli pokręciła głową.

– Nic z tego, złotko. Już za późno...

– Postaram się o darowiznę. O darowizny. Na pewno jakoś się uda.

– Wiesz, ile czasu trwają formalności związane z darowiznami. I jak często darczyńcy się wycofują. Rada nadzorcza nie widzi szans.

– Wobec tego społeczna zbiórka pieniędzy. Pamięta pani, ile zebraliśmy dzięki charytatywnemu obiadowi z homarami? Zobaczy pani, że zorganizuję to bardzo szybko.

– Paige...

– Schronisko potrzebne jest ludziom, pani Margaret! Sama pani wie. – Przypomniał jej się żałosny wzrok Bishopa i gardło jej się ścisnęło ze wzruszenia. – Jeśli go nie będzie, mnóstwo zwierząt zupełnie niepotrzebnie straci życie.

Błękitne oczy kobiety złagodniały.

– Proszę o trzy miesiące. Znajdę nowych sponsorów, zorganizuję imprezy charytatywne na rzecz schroniska, zrobię, co się da. Niech tylko pani nie pozwoli zamknąć schroniska.

– Paige, i tak po powrocie Rileya masz ręce pełne roboty.

– Na to, co ważne, zawsze znajdę czas, a kiedy się na coś zdecyduję, to się nie poddaję, póki nie osiągnę celu. I teraz też osiągnę cel. Błagam, pani Margaret.

Kobieta utkwiła badawcze spojrzenie w Paige, która powtarzała w myślach: „Zgódź się. Zgódź się”. Dziewczyna nie mogła oddychać, a serce tłukło się jak szalone w klatce żeber. Trwało to całe trzydzieści sekund.

W końcu Margaret odetchnęła tak ciężko, jakby zasysała powietrze od stóp.

– Naprawdę uważam, że nie wiesz, na co się porywasz. Może, gdyby rodzina Rileya więcej ci pomagała...

Ta kobieta chyba nie zamierza jej zmuszać do wyboru między schroniskiem a opieką nad Rileyem?

– Ależ Riley to moja rodzina. Nie ma się o co martwić, poradzę sobie. Nie tylko zdobędę dodatkowe fundusze, ale też przejrzę wydatki i obetnę wszystko, co nie jest konieczne. Jeśli będę musiała, wprowadzę opłatę za odnalezienie zgubionych zwierząt i za wszystkie usługi, które oferujemy. Tylko proszę dać mi szansę, pani Margaret. Trzy miesiące, o więcej nie proszę.

Margaret spojrzała jej w oczy i po dłuższej chwili powiedziała:

– W porządku. Myślę, że przekonam radę do odroczenia decyzji o trzy miesiące.

Paige odetchnęła z ulgą.

Odprowadzając ją, szła jak we mgle. A gdy właścicielka „Gospody pod Pierwiosnkiem” wyszła za próg, Paige zamknęła drzwi i oparła się o nie całym ciężarem.

Trzy miesiące na zdobycie kilku tysięcy dolarów. W co ona się wpakowała?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: