Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tylko twoja - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 marca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Tylko twoja - ebook

Ann, bohaterka powieści "Niczyja", wciąż lawiruje między związkami z dwoma mężczyznami. Taro zaczyna mieć dość i postanawia sam przerwać fatalną relację, wyjeżdżając do Ameryki. Pod jego nieobecność związek Ann i Kenja nabiera prędkości. Para zaczyna starania o dziecko, planuje ślub. Niby wszystko układa się szczęśliwie, ale Ann traci zainteresowanie bieżącymi wydarzeniami, coraz bardziej osuwa się w melancholię. Gdy Taro wraca do Japonii, jej serce znów zaczyna bić szybciej. By nie pozbawiać się zupełnie tego pociągającego kontaktu, Taro i Ann postanawiają zostać przyjaciółmi. Czy uda im się wytrwać w postanowieniu?

Ann jest znaną autorką mang i dostaje szansę, by zaprezentować swoją twórczość w Japonii. Podczas pobytu w Kraju Kwitnącej Wiśni poznaje chłopaka, który bardzo przypomina jej postać z japońskich rysunków. Mimo że ma partnera, wciąga się w zmysłowy romans. Zdaje sobie sprawę, że taka sytuacja nie może trwać wiecznie, w końcu będzie musiała podjąć decyzję.

Anna Crevan Sznajder - chorzowianka, miłośniczka Japonii, absolwentka kursów pisarskich. Autorka opowiadań i powieści obyczajowych, romansów oraz fantasy, nie stroni od scen erotycznych. Uczestniczka grup literackich Verte i Euforia. Najbardziej znana jako twórczyni serii „Trylogia uczuć”.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-26-87141-8
Rozmiar pliku: 385 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PODZIĘKOWANIA

Kocham Japonię! Naprawdę! I mam nadzieję, że dzięki Niczyjej

Wy – drodzy Czytelnicy – też choć trochę pokochaliście i ją, i także moich

bohaterów. Tym razem zapraszam Was do poznania ich dalszych losów. Nadal – niezmiennie – podziękowania należą się autorowi

Kuroko no Basket Tadatoshi Fujimakiemu. Bez niego nie powstała by

ta historia i to jemu przede wszystkim dedykuję tę książkę.

Ogromne ukłony należą się także Małgosi M., która podjęła się trudnej misji wspierania mnie na mojej pisarskiej drodze oraz – jak zawsze

– Kasi Haner za polecajki i wiele, wiele innych rzeczy!

Dziękuję także Wam, kochani Czytelnicy. To dla Was powstała ta opowieść. Życzę Wam wobec tego miłej lektury i tylu emocji oraz wrażeń, co przy

czytaniu pierwszej części.

AutorkaPONIEDZIAŁEK – 21 LIPCA – TOKIO

KENJI

Przyjechaliśmy do Tokio po południu. Ann przespała prawie całą

podróż. Nic dziwnego, bo noc spędzona na tarasie chyba dała jej

się we znaki. Miałem nadal cholerne wyrzuty sumienia. Ja spałem

ululany w łóżku, a ona…

Milcząc, szła za mną do mieszkania. Wyglądała na bardzo znużoną. Była bledsza niż zazwyczaj. Otworzyłem drzwi, postawiłem

walizki, mocno ją przytuliłem i pocałowałem.

– Witaj w moim domu, kochanie.

Zamrugała, a w jej oczach zobaczyłem łzy. Gdybym miał postąpić

zgodnie z tym, co czułem, zabrałbym ją jak najszybciej do łóżka. A

potem kochał się z nią raz jeszcze, tak jak lubiłem najbardziej, długo

i czule. Zamiast tego wciąż ją tuliłem.

– Wejdź! Czuj się jak u siebie.

Dopiero teraz sobie uświadomiłem, że nigdy tu nie była, mimo

że odkąd przyjechała do Japonii, sporo czasu spędzaliśmy razem.

ANN

Rozglądając się ciekawie, weszłam w głąb mieszkania. Kenji wniósł

walizki do niewielkiego salonu urządzonego spokojnie i całkiem

normalnie. Na środku stała zielona kanapa, a na niej biała narzuta.

Na podłodze puszysty, kremowo-zielony dywan. Takie zestawienie

pasowało, zwłaszcza do roślin w doniczkach, które stały prawie

wszędzie. Na wprost kanapy stolik ze szklanym blatem i ogromny

telewizor na ścianie. Wisiały tam również liczne fotografie w ramkach, bardzo udane. Od razu wiedziałam, kto je zrobił. Uśmiechnęłam się. Podszedł i przytulił mnie.

– Zmęczona?

– Tak, trochę…

– Głodna?

– Nieeee, wcale!

– Amai! 1 Nic nie jadłaś od rana!

– Piłam sok, pamiętasz?

Nie chciałam jeść, bo odkryłam, że kiedy miałam pusty żołądek,

nie mdliło mnie tak bardzo.

– Kpisz sobie? Sok? Zamówię zaraz coś pożywnego, a później skoczę na zakupy. Pójdziesz ze mną czy wolisz odpocząć?

– Wolę odpocząć. Przecież wrócisz szybko, prawda?

– Na pewno, kochanie.

Chwilę później już dzwonił, by zamówić coś na obiad. Wzięłam

szybki prysznic w małej zadbanej łazience o błękitnych kafelkach.

Kenji dał mi puszysty, pachnący miło płynem do płukania szlafrok,

który wyjął z przesuwnej szafy w przedpokoju. Spodziewałam się

yukaty 2 , ale było mi raczej wszystko jedno. Sam też zdążył się wykąpać i przebrać zanim dostawca przywiózł zamówione chirashi 3 .

Zjedliśmy w milczeniu. Chociaż na sam zapach surowej ryby nieco

mnie zemdliło, zjadłam to, co byłam w stanie. Ryż i dodatki. Sos

sojowy jakoś pomógł mi to przełknąć. Ryu szybko sprzątnął i zebrał

się do wyjścia. Było mi strasznie głupio, że mnie tak obsługuje. Jeśli

mam z nim mieszkać, musimy ustalić chyba, co kto robi. Nie byłam

przecież jaśnie księżniczką, aby musiał mi usługiwać. Nauczona, że

to kobieta zajmuje się domem, nie chciałam robić z niego służącego. Faceci przecież tego nie lubią! Zwłaszcza w Japonii. To wspólne mieszkanie stawiało przed nami wiele wyzwań. Musiałam pomyśleć o tym, ale teraz byłam na to już zbyt wykończona, nie tylko fizycznie. Postanowiłam

rozważyć to jutro, niczym Scarlett O’Hara.PIĄTEK – 25 LIPCA – TOKIO

KENJI

To miał być udany dzień. Crevan od rana była w wydawnictwie. Poszła podpisać umowę, jaka zagwarantowałaby jej stałą pracę. Kupiłem szampana i z uśmiechem wróciłem do domu. Gdy robiłem

kawę, ktoś zapukał do drzwi. Zdziwiłem się ogromnie, gdy w progu

zobaczyłem Akio.

– Ohayo Ryusaki! Mogę?

Wpuściłem go do środka bardzo zdziwiony, czego może chcieć. O

tej porze i to akurat dziś!

– Jasne! Wchodź! Co cię tu sprowadza?

Akio wszedł i dopiero teraz zauważyłem, że trzymał coś w dłoni.

Nie wiedziałem, co to, dopóki nie wkroczył do pokoju i nie rzucił na

stół papierowej torby.

– Co to jest?

– Sam zobacz.

Ostrożnie, jakbym się spodziewał, że wyskoczy z niej jadowity

wąż, zajrzałem do środka i z mety mnie zmroziło. Zbladłem, usiadłem na tyłku i odsunąłem torbę jak najdalej od siebie.

– Skąd to masz?

Sato z dziwnym zadowoleniem na twarzy zabrał torbę ze stołu

i wyjął z niej czerwoną bieliznę, którą tak dobrze znałem. Przez

chwilę pomyślałem o czymś, jednak ta myśl wydała mi się tak irracjonalna, że parsknąłem śmiechem. Objaw nerwów? Zapewne!

– Jak mi teraz powiesz, że się z nią przespałeś, to cię chyba wyśmieję!

Roześmiał się tak, że aż dreszcze przeszły mi po plecach.

– Z ciebie to jednak straszny idiota. Nie gorszy od Koichiego. Obu

wam ta blond zdzira poprzewracała w głowach!

Zerwałem się.

– Uważaj co mówisz!

– W tej sytuacji raczej śmieszne jest, że mi grozisz.

Oklapłem.

– O czym ty gadasz?

Obracał w dłoniach bieliznę Ann. Strasznie mnie to wkurzało.

Czułem się tak, jakby dotykał jej, a nie skrawków czerwonego materiału.

– Chcesz wiedzieć, skąd to mam, czy nie?

Ton jego głosu powodował we mnie dziwne dreszcze. Jednak

ciekawość była silniejsza. Podobnie jak strach mrożący mi krew w

żyłach. Choć czego miałbym się bać?

– Jestem strasznie ciekaw! – bo byłem, a jednocześnie nie wiedziałem, czy chcę usłyszeć to, co ma do powiedzenia.

Założyłem nogę na nogę, by dodać sobie pewności, a tak na serio

serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi. Goniłem myślami i usilnie

starałem przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz Ann miała na sobie

ten komplet. Ku mojemu przerażeniu wyszło, że tej ostatniej nocy

w Kioto.

– Zaspokoję twoją ciekawość – powiedział rudy pochylając się

do przodu.

Rozłożył komplet na stole, przysuwając go tak, bym zobaczył rozdarcia na szwach. Bielizna była zniszczona jakby ktoś ją rozerwał. Ann? Nie, raczej nie! Dlaczego miałaby to robić? Jeśli nie ona, to kto w takim razie? Ból przeszył moje serce, bo i bez Sato już wiedziałem. Akio z satysfakcją przyglądał mi się ciekawie, po czym powiedział, potwierdzając moje przypuszczenia:

– Znalazłem to w koszu na śmieci, w ubikacji, w pokoju hotelowym, w Kioto. Czy muszę mówić czyj to był pokój?

Milczałem i nie mogłem z siebie wydobyć słowa. On tymczasem

wziął w dłonie czerwone skrawki materiału, bawiąc się nimi i gładząc palcami. To wywołało we mnie fale żalu i wściekłości.

– Przestań! – krzyknąłem.

Sam nie wiedziałem, czy chodzi mi o to, by przestał się bawić jej bielizną, czy przestał mówić do mnie.

– Przestań i wyjdź stąd natychmiast!

Nie oponował. Wstał i z chłodną miną stwierdził:

– Jak tam sobie chcesz. Zresztą nic tu po mnie! Sam musisz wykombinować, co teraz z tym zrobić. Nawet mi ciebie trochę żal – dodał i rzucił na stół podartą bieliznę.

– Sayo! 4 – Wyszedł trzaskając drzwiami.

Załamałem ręce i siedziałem patrząc tępo przed siebie, dopóki

ona nie wróciła do domu.

– Kenji, jestem już!

ANN

Wracałam właśnie od Yano z wydawnictwa. Trochę tam zeszło, bo

było to oficjalne spotkanie zapoznawcze, które rychło przeszło w

mniej oficjalne. Miałam całkiem niezły humor, choć wypiłam tylko

lampkę szampana. Pilnowałam się, mając na uwadze nie tylko mój

stan, ale i to, że po alkoholu zawsze coś nawyrabiałam. Sakei byłby

ze mnie dumny! Był jeszcze jeden aspekt, który kazał mi się hamować – Kenji! Mieszkałam teraz z nim, u niego, w małym mieszkanku,

w jednej z dzielnic Tokio – Ota.

Bardzo mi zależało, aby naprawić to, co zepsuło się między nami – obiecałam to przecież. Byłam pełna nadziei, że to mi pozwoli, jeśli

nie zapomnieć o wszystkim co wydarzyło się ostatniej nocy w Kioto,

to przynajmniej zagłuszyć ból w moim sercu. Miłość Ryu, jego bliskość, dobroć i czułość były tym, czego potrzebowałam najbardziej.

Szłam przez ulice Tokio ze stacji metra, z którego bardzo szybko

nauczyłam się korzystać, bo było szybsze i tańsze niż taksówki i

zastanawiałam się, kiedy i jak mam mu powiedzieć Wielką Prawdę. Przecież nie mogłam tego ukrywać wiecznie. Niedługo i tak się wyda, bo będzie widać. Nie wiedziałam jeszcze dokładnie, który to tydzień. Chciałam poprosić Yano o znalezienie dobrego ginekologa, najlepiej Europejczyka. Potem zdecyduję kiedy powiedzieć o tymRyusakiemu. Nie miałam tylko zielonego pojęcia jak to zrobić, by go nie zranić i jak na to zareaguje. Idiotą nie był, więc na pewno od razu dylemat ewentualnego ojcostwa wypłynie na wierzch. To była naprawdę poważna sprawa i nie umiałam sobie z nią poradzić. Zdawało mi się, że to był jedyny problem, dopóki nie przekroczyłam progu naszego już teraz mieszkania.

– Kenji! Jestem już – zawołałam, zdejmując buty.

Wiedziałam, że o tej porze powinien być w domu. Mieliśmy w

planach miłe tête-à-tête, aby uczcić podpisanie z wydawnictwem

Yano umowy, która wreszcie miała mi zagwarantować całkiem niezłe dochody. Umowa była długoterminowa, dzięki czemu mogłam zostać w Tokio. Trzeba było tylko złożyć odpowiednie dokumenty o pobyt stały i pozwolenie na pracę.

– Kenji? – krzyknęłam raz jeszcze, bo nie doczekałam się odpowiedzi. Dziwne! Odwiesiłam torbę i poszłam do pokoju. W progu

stanęłam jak sparaliżowana. Ryu tam był. Siedział przy stole, z głową schowaną pomiędzy opartymi na kolanach rękami. Już chciałam zapytać, co się stało, kiedy zauważyłam to, co leżało na stoliku przed nim. To był czerwony, porozrywany komplet bielizny. Mój komplet, który mi kupił, a który Koichi zerwał ze mnie tej ostatniej nocy, jaką spędziłam w jego ramionach. Tylko ja przecież wyrzuciłam go do kosza w hotelowej łazience u Taro. Skąd się tu znalazł?

Zbladłam, zrobiło mi się słabo i musiałam się oprzeć o framugę

drzwi. Przez dłuższy czas nic nie mówiliśmy oboje. Po chwili, która wydała się wiecznością, Kenji podniósł głowę i spojrzał prosto na mnie. Jego oczy były pełne łez, a spojrzenie puste i bolesne. Ten ból poczułam głęboko w sercu i już wiedziałam, że go straciłam, być może na zawsze. Jego spojrzenie powiedziało wszystko, jeszcze zanim się odezwał.

– Czy możesz mi powiedzieć co to jest? – zapytał, przenosząc

wzrok ze mnie na stół.

– Myślę, że już wiesz. – Odważyłam się powiedzieć, choć głos mi

drżał, a w żołądku poczułam nagły ścisk. Z trudem opanowałam nadchodzące mdłości.

– Tak, wiem – odpowiedział. – Dziś rano był u mnie Sato, przyniósł to ze sobą. Powiedział, że znalazł to w pokoju Taro, kiedy był u niego, w dniu naszego wyjazdu z Kioto. Ściśle mówiąc, znalazł to w ubikacji, w koszu na śmieci. Co ty sobie myślałaś? Że się nie dowiem – wybuchnął nagle, wstając. –Masz mnie za takiego idiotę? Jak mogłaś?!

Cofnęłam się odruchowo o krok. Najwyraźniej źle odebrał mój odruch, bo usiadł z powrotem, myśląc, że się go przestraszyłam.

Między nami znów zapanowała cisza. Nie wiedziałam co mam mu rzec, a ból rozsadzał mi serce. Nagle znowu zaczął mówić spokojnym, pękniętym głosem.

– Jak mogłaś? – powtórzył. – Jak mogłaś znów mi to zrobić? Czy

nic dla ciebie nie znaczę? Czy nic dla ciebie nie znaczy moja miłość? Jak możesz mnie tak ranić, Ann? Kochałem cię, wybaczyłem ci

wtedy w imię tej miłości. Starałem się to zrozumieć, naprawdę się

starałem! Zapomnieć… A ty, ty…

Przez chwilę potarł dłonią czoło, jakby zbierał słowa, ale nim się

odezwałam, kontynuował:

– Znów to zrobiłaś! Znów poszłaś do niego! Wykorzystałaś to, że

byłem pijany i poszłaś się z nim… zabawiać!

Ostatnie słowo wymówił z dziwnym wstrętem. Każde jego słowo raniło mnie, niczym nóż wbijany prosto w serce. W jego głosie była teraz, poza bólem, wściekłość, jakiej się po nim nie spodziewałam, choć miał do niej słuszne prawo. Spojrzał na mnie tak, że aż mnie odrzuciło a na plecach poczułam zimny dreszcz. Z jego oczu biła nienawiść.

– Myślałaś, że się nie dowiem? Że ostatnią noc spędzisz z nim, a potem spokojnie sobie pojedziemy do Tokio? Będziemy razem mieszkać, żyć i… – głos mu się załamał, ale po chwili zaczął z jeszcze większą wściekłością:

– Liczyłaś, że nigdy się nie dowiem, prawda? Ile razy to jeszcze zrobiliście? O czym jeszcze nie wiem?

Wstał i podszedł do mnie, wciąż zszokowanej i nie mogącej znaleźć słów.

– No mów! – krzyknął mi prosto w twarz.

Nie znałam go z tej strony. Być może nie znałam go wcale! Byłam w takim osłupieniu, że nie mogłam nawet płakać. Dziwne, zimne uczucie obezwładniało mnie i paraliżowało. Wreszcie odezwałam się cicho, a słowa jakby wychodziły same ze mnie, jakbym to nie ja je wypowiadała.

– Nie wiem, co ci Sato naopowiadał, ale…

Kenji drgnął. Dwoma szybkimi krokami znalazł się przy stole, złapał potarganą bieliznę i rzucił nią we mnie.

– Będziesz jeszcze zaprzeczać? Może teraz mi powiesz, że nie byłaś tam wtedy? W takim razie jak bielizna, którą JA ci kupiłem, znalazła się u niego w łazience, w koszu na śmieci? No!? – ponaglił mnie, podnosząc głos.

– Kenji… – powiedziałam cicho.

Nagle zupełnie niekontrolowane łzy zaczęły mi spływać po twarzy. Ryu oparł dłonie na stole i spuścił głowę.

– Wiem… – wyszeptał zupełnie innym tonem – wiem, że nie jestem w stanie dać ci tego, co on dał, ale… Crevan!

Podniósł głowę i spojrzał na mnie.

– Myślałem, że nasza miłość, to wszystko czego pragniesz! Że jesteś ze mną szczęśliwa, że mnie kochasz.

Milczałam, choć może powinnam coś powiedzieć. Potwierdzić, że tak faktycznie jest. Wyprostował się i dodał:

– Najwyraźniej się pomyliłem. Skoro wolisz jego, rozumiem. Nie rozumiem tylko jednego. Jeśli tak jest, jeśli on daje ci więcej niż ja, po jaką cholerę wróciłaś ze mną? Po co dajesz mi nadzieję, okłamując mnie, że chcesz być ze mną, że mnie kochasz? Powinnaś wybrać jego, nie mnie.

– Tak myślisz?

Spojrzał na mnie.

– Ja już dłużej tak nie mogę!

Zabolało! Zabolało jak cholera. Miał rację tak się wściekając. To co mu zrobiłam było nie do wybaczenia. Nie wiedziałam, co teraz. Co miałam zrobić, co powiedzieć. Każde słowo wydawało mi się nie na miejscu. Nic nie przychodziło mi do głowy. Absolutna pustka, którą wypełniał powoli narastający ból. Skrzywdziłam go. Bardzo. I nic już nie było w stanie tego cofnąć, czy zmienić. Mogłam się spodziewać, że tak to się skończy.

– Kenji…

Spojrzał na mnie smutno.

– I co teraz? Co teraz, Amai? Czego ty się spodziewałaś…?

Moje ulubione, urocze i dobrze mi znane zdrobnienie było dodatkową kroplą, która przepełniła czarę. Jego i moją. Pochylił się, by podnieść leżącą wciąż na podłodze, czerwoną, rozerwaną bieliznę. Stał przez chwilę, trzymając ją w ręku, a potem zapytał:

– To jego teraz kochasz?

Szarpnęło mną. Mógł nie pić wtedy z Sato! Mógł wrócić ze mną.

Jednak czy to by coś zmieniło? Milczałam, tylko łzy spływały powoli po mojej twarzy. To go chyba wkurzyło, bo wybuchnął nagle tak, że aż zadrżałam, tym razem serio ze strachu.

– Kochasz go, czy nie? A mnie? Czy jeszcze mnie kochasz? Czy kiedykolwiek mnie kochałaś? Czy to tylko ułuda?

Rozpłakałam się na dobre. Nie mogłam nic powiedzieć. Nie byłam w stanie. Wreszcie udało mi się opanować, choć z wielkim trudem. Był teraz tak blisko mnie, a jego oczy płonęły wściekłością, ale i były pełne bólu. Bólu, który ja mu zadałam.

– Powiedział, że mnie kocha… a ja… – wydukałam to, nie wiem czemu.

Nie wiedziałam, co chciałam tym osiągnąć. Czy wytłumaczyć siebie, czy Taro. Ryu zastygł. To chyba nie były teraz właściwe słowa, ale wymsknęło mi się i już nie dało się tego cofnąć.

– A więc świetne! Teraz spokojnie możecie być razem – wycedził

pozornie zimno, ale głos mu drżał od emocji. – Nie stanę wam na

drodze. Bądź z nim szczęśliwa! Powodzenia!

Nim zareagowałam wyszedł, łapiąc w biegu swoją kurtkę. Osunęłam się na podłogę, tam gdzie stałam i zaniosłam się szlochem.

Objęłam dłońmi kolana i pozwoliłam, by wszystko wyszło ze mnie razem ze łzami. Kiedy już zabrakło mi łez, siedziałam chwilę otępiała. Co teraz? Co mam zrobić? Nie wiedziałam. Odruchowo chwyciłam telefon i wykręciłam numer Yano. Tylko ona miała takie wtyki i możliwości, by mi pomóc! Krótka rozmowa nieco mnie uspokoiła.

Dlaczego tak się wszystko pomieszało? Sama sobie byłam winna!

Nie potrafiłam zatrzymać Kenjiego przy sobie! Mogłam tylko pozwolić mu wyjść, nie mówiąc ani przepraszam, ani wybacz mi. To by nic nie dało. Nie mogłam nawet go prosić, by został. Nie po tym, co się właśnie stało. Za bardzo go skrzywdziłam. Nie zasługiwałam na jego miłość i przebaczenie. A wszystko wskazywało na to, że tym razem on mi nie wybaczy. To był definitywny koniec! Właściwie, czego się spodziewałam? Tego? Położyłam się na łóżku i leżałam, patrząc przed siebie. Co ja mam teraz zrobić? Jest tylko jedno wyjście!PIĄTEK WIECZOREM – 25 LIPCA – TOKIO

Chwilę potem jechałam taksówką do mieszkania Misako.

– Crevan! Co się stało? – zapytała na mój widok, bo wyglądałam nieszczególnie, cała zapłakana, z zaczerwienionymi oczami.

Taszczyłam ze sobą walizkę i faktycznie mogło to trochę dramatycznie wyglądać.

– Który skurwiel tak cię skrzywdził? Powiedz, a go dopadnę i jaja

mu urwę! – zapytała wzburzona, wpuszczając mnie do środka.

Pokręciłam głową.

– Raczej, którego skrzywdziłam ja!

Przyjrzała mi się ciekawie.

– Wiesz co? Ty mi tu zaraz siadaj i gadaj o co chodzi! Ale najpierw

otworzymy sobie butelkę tequili. Ona jest najlepsza na sercowe rozterki.

Rozsiadłyśmy się na dywanie, oparte o czarną kanapę w stylu Ludwika XVI. Reszta mieszkania Yano umeblowana była w stylu wiktoriańskim, poza mega nowoczesną, choć strasznie małą kuchnią.

Miała rację! Już przy pierwszej kolejce poczułam się o niebo lepiej i opowiedziałam o wszystkim. Było mi już wszystko jedno. Decyzję i tak podjęłam. Wysłuchała mnie cierpliwie, ale i z odrobiną nieukrywanej odrazy na twarzy.

– Dlatego właśnie nie trawię facetów – stwierdziła przy następnej

kolejce.

Cały czas jak mówiłam, rysowała coś na kartce papieru. Podsunęła mi ją pod sam nos.

– Nie martw się Crevan! Popatrz jakiego ci Adrianka narysowałam.

Zerknęłam na kartkę.

– No piękny. Szkoda tylko, że nieprawdziwy.

To ewidentne skojarzenie wywołało we mnie kolejne łzy. Mój pan „prawdziwy-nieprawdziwy” nie był już mój! Sama to wszystko spieprzyłam! Pytanie, co było prawdziwe? Czy jego miłość do mnie? Moja do niego? A Koichi? Co z nim? Czy tak naprawdę mnie kochał?

Płakałam coraz mocniej, a Toshiko patrzyła na mnie z politowaniem.

– Masz, napij się jeszcze. To najlepsze na takie smuty.

Następna kolejka weszła jak nóż w masło. Nadal płakałam, ale z każdym kolejnym kieliszkiem było nieco lepiej. Nie chciałam już niczego. Ani Taro, ani Ryu, ani nawet tego dziecka. To mnie przerażało. Strach i ból rozsadzał wszystkie moje zmysły.

– Jaka ze mnie suka – pociągnęłam nosem – jak mogłam mu to zrobić? Kocham go! Jest dla mnie za dobry. Jest…

Łzy znów zapiekły pod powiekami. Co ja narobiłam? Miałam

ochotę wyć.

– Czuły, cudowny, delikatny, kocha cię, świata poza tobą nie widzi, jest świetny w łóżku i przystojny i… – usłużnie podsuwała mi Yano.

– Właśnie, ale Koichi…

Misako prychnęła. Spojrzałam na nią, rozmazując łzy spływające po policzku.

– Koichi to kawał seksownego, niebezpiecznego, drapieżnego drania!

Skinęłam głową. Miała rację.

– Na dodatek te niesamowicie granatowe oczy i pewność siebie i…

– I co?

– Rany! Nie masz pojęcia co się dzieje ze mną, gdy tylko jest blisko. W życiu tak nie reagowałam, na żadnego faceta! Nawet na Ryu i to mnie przeraża.

– Więc który?

– Żaden! Nie mam już sił. Yano, ja…

– Tak skarbie?

– Na serio muszę wyjechać! Jest jedna sprawa, o której jeszcze nie wiesz.

– Więc opowiedz, kochanie.

Powiedziałam! Misako zrobiła wielkie oczy i od razu zabrała mi tequilę sprzed nosa.

– A ja ci pozwoliłam tyle wypić! Oszalałaś! Było gadać od razu. Crevan…

– Proszę, aby ty mi nie truj – przerwałam jej – i tak okropnie się czuję. To jak, pomożesz mi?

– Niby w czym?

– Wyjechać!

– Na serio tego właśnie chcesz? Co ja zrobię bez ciebie, laseczka? Mamy wspólną pracę, zapomniałaś?

– Na odległość też da się pracować, Toshiko. To akurat w tym wszystkim najmniejszy problem.

– Zależy dla kogo – mruknęła, a widząc moją minę, objęła mnie i

przytuliła.

Nie oponowałam.

– Jesteś pewna, że chcesz wyjechać? A to nie jest tak, że po prostu nawiewasz z podkulonym ogonem?

Była bezlitośnie szczera! Za to też ją ceniłam.

– Nie wiem – załamałam się i znów rozpłakałam – ale co innego mam zrobić? Kenji mi nie wybaczy, zresztą teraz… czy mam prawo jeszcze z nim być? Poza tym jest jeszcze druga strona medalu.

– Czyli?

– Koichi. On też może być ojcem mojego dziecka. Może lepiej by było…

– Nawet tak nie myśl! Nie pozwalam! Jak mam dać ci wyjechać? Napytasz sobie jeszcze większej biedy.

– Misako pomóż mi! Błagam cię! Po prostu mi pomóż, dobrze?

– O ile obiecasz nie robić głupstw!

Milczałam. Yano wstała i poszła po telefon. Ja zaś skuliłam się w

sobie i objęłam kolana ramionami. Bolało jak cholera. Z trudem powstrzymywałam się, by nie kołysać się jak osierocone dziecko. Tak, wyjazd i to jak najszybszy, to najlepsze wyjście.SOBOTA – 26 LIPCA – NAGOJA

ANN

Nagoja. Kolejne ogromne, nowoczesne miasto. Japońska metropolia błyszcząca od stali i szkła niczym diament. Jechałam właśnie pociągiem do Nagoi. Czemu akurat tam? To był naprawdę czysty przypadek, nie planowałam tego! Postanowiłam wrócić, lub – według Yano – uciec z powrotem do Polski. Ponieważ tego dnia nie miałam niestety lotu z Tokio, musiałam pojechać do Nagoi i złapać wieczorny lot do Paryża. Stamtąd do Warszawy miałam szansę dostać się szybciej, dzięki częstym połączeniom. Oby do Europy! Byle wyjechać z Japonii. Serce mnie bolało, bo całą sobą chciałam zostać, ale nie mogłam.

W sumie nawet dobrze się stało z tą Nagoją, bo na lotnisku w Tokio Kenji mógł mnie jeszcze złapać. A tak, nie miał pojęcia gdzie jestem. W tym momencie dla mnie to była najlepsza opcja. Pytanie tylko, czy by mnie szukał? Ciężko było przyznać przed samą sobą, że on jednak tego nie zrobi, że nie chce mnie już zatrzymać. Nie po tej awanturze, po której tak po prostu uciekłam, byle dalej stąd.

Dworzec w Nagoi to supernowoczesny obiekt, największy budynek w całej Japonii oraz jeden z największych dworców świata. Mimo że złamana, nie mogłam tego lekceważyć. Dwie ogromne wieże, niczym WTC w Nowym Yorku, jednak zupełnie inne, a w nich – oprócz centrum japońskiej kolei, także biura, hotel, restauracje no i rzecz jasna dom towarowy Takashimaya. Nie myślałam jednak nawet o zwiedzaniu. W mega nowoczesnym holu dworca jak zawsze czysto, jasno i tłoczno, a wokół tłum obcych, obojętnych mi osób. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, i dobrze. Japońska obojętność w tym wypadku była mi na rękę. Irracjonalnie, poczucie samotności właśnie tu wydało mi się tak olbrzymie, że aż przytłaczało. Usiadłam w jednej z restauracji, by zamówić sobie kawę i wreszcie zjeść cokolwiek. Przyciemniane szyby w ogromnych oknach tłumiły słońce, które pewnie raziło by w oczy, bo okna wychodziły na południe. Japończycy o wszystkim myślą, a głównie o komforcie innych. Tak tu się żyło na co dzień. Dla innych. Dla siebie wzajemnie. Może dlatego tu jednak nie pasowałam? Zdecydowałam się na wodę i ryżowe onigiri 5 . Może lepiej nie pić kawy? Nic nie jadłam od wczoraj i nie miałam na to ochoty. Pusty żołądek to był jedyny sposób, by opanować te koszmarne mdłości, jakie mnie nawiedzały. Zresztą ceny powalały i jakby nie Yano, byłoby kiepsko z zawartością mojego portfela. Misako pożyczyła mi sporą sumkę, nie bacząc na moje protesty. Miałam opory by korzystać z jej pieniędzy, ale nie miałam wyjścia. W Japonii używanie karty jest mało popularne. To dziwne, jak na tak nowoczesny kraj. Zresztą na koncie też miałam niewiele. Byłam nieco skołowana tym wszystkim. I choć byłam w Nagoi, nawet nie pomyślałam o tym, że Taro gdzieś tu przecież mieszka, że chodzi po tych ulicach. Do chwili, gdy właśnie poprosiłam o szklankę wody by zażyć witaminy, które kazał mi brać Sakei. Nagle za plecami usłyszałam dobrze znany, seksowny głos.

– Mała! Co tutaj robisz?

W momencie, zupełnie jak wtedy, oblałam się – tym razem wodą.

Tabletki rozsypały się po stole.

– Koichi!

Szybko je pozbierałam. Przyglądał się temu z niemałym zdziwieniem.

– Co to? Chora jesteś?

Zarumieniłam się jak idiotka.

– Nieee…

Chwycił mnie za rękę, w której miałam pojemnik z tabletkami.

– To co to jest w takim razie?

W jego oczach dostrzegłam nie gniew, a strach.

– Nic, to tylko witaminy.

Zabrałam mu pudełko z dłoni.

– Co tu robisz?

– To ja zapytałem pierwszy!

Usiadłam z powrotem na krześle. Milczałam. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć? By dać sobie czas na zastanowienie, zaczęłam wycierać wodę rozlaną na blacie stolika. Jednak zaraz zjawiła się obsługa i uprzątnęła wszystko, kłaniając się. Podziękowałam ukłonem. Taro złapał mnie za rękę i zmusił bym spojrzała na niego.

– Mała? – ponaglił mnie.

– No co?

Łzy miałam już pod powiekami, ale się opanowałam. Jeśli się rozkleję, to będzie niedobrze. Sypnę się i wtedy dopiero się zacznie.

– Co ty tutaj robisz? – powtórzył pytanie.

– Piję wodę, jak widzisz!

Grałam na zwłokę, wiedziałam jednak, że go to w końcu zdenerwuje. Nie pomyliłam się.

– Dlaczego pijesz wodę na dworcu w Nagoi, na dodatek sama, zamiast siedzieć teraz z Kenjim w Tokio? – wycedził głosem na pozór spokojnym, ale zdradzającym emocje, jakie nim targały.

Co ja mam zrobić? Co mu powiedzieć? Nagle mnie olśniło. No chyba nie pomyślał, że jestem tu specjalnie dla niego? O nie! Jeszcze tego by brakowało! Postanowiłam powiedzieć mu tyle prawdy, ile mogłam.

– Jestem tu, bo wracam do Polski. Z Nagoi mam dogodny lot, bo z Tokio nie było nic, aż do jutra rana.

Spojrzał na mnie tym przenikliwym, granatowym spojrzeniem. Co za opanowanie!

– Jedziesz do Polski? Tak nagle?

– Tak.

– Dlaczego? Coś się stało?

Wzruszyłam ramionami. Podtrzymał moją twarz dłonią i spojrzał na mnie. Uciekłam wzrokiem.

– Mała!

Zadrżałam, bo jego głos jak zawsze działał na mnie, jak płachta na byka. Wzięłam głęboki oddech i powoli wypuściłam powietrze.

– Zabierz rękę, dobrze?

– Nie! Dopóki na mnie nie spojrzysz i nie powiesz co jest grane. Bo widzę wyraźnie, że coś jest nie tak.

– Powiedziałam ci, wracam do Polski. Mam lot wieczorem z Chubu 6 , bo z Narity 7 nie było żadnego! Reszta to moja sprawa.

Ton mojego głosu chyba go otrzeźwił nieco, bo odsunął się i usiadł na krześle obok.

– Czy Ryu wie, że lecisz do Polski? Bo coś mi tu śmierdzi!

Zatkało mnie. Ale się zrobił domyślny, noo! Co go to obchodzi, do jasnej!? Jednak wiedziałam, że nie mam racji. Obchodziło go i to bardzo. Powiedziało mi o tym jego gniewne, zmartwione spojrzenie.

– Nie, nie wie. I nie waż mi się go informować, jasne! To nie twoja sprawa, nie wtrącaj się.

– Chyba już się wtrąciłem! I jak możesz mówić, że to nie moja sprawa? Spotkać cię tak nagle, dziś, właśnie tutaj? Mała…

Wkurzyłam się nie na żarty. Że też musiałam spotkać go tu właśnie teraz.

– Nie jestem tutaj z twojego powodu. Tak dla twojej wiadomości.

Po prostu, tak się złożyło, jasne? Muszę wracać do domu i to tyle, co musisz wiedzieć, skoro już cię tu spotkałam, Koichan.

– Nie śmiałbym nawet marzyć, że to ja… że dla mnie…

Zamilkł i spuścił głowę.

– Taro…

Mimo woli wyciągnęłam dłoń i pogłaskałam jego włosy. Dla niego to też musiało być niezmiernie trudne.

– Naprawdę musisz wracać?

– Tak!

– Nie powiesz mi dlaczego, co nie?

– Nie!

Podniósł głowę i spojrzał na mnie dziwnie przenikliwie.

– Ale Ryu cię nie skrzywdził, bo jeśli tak…!?

Westchnęłam.

– O ile mi wiadomo, to ja wciąż go krzywdzę raczej.

Z powrotem oparł głowę o blat stolika. Ludzie dookoła dziwnie nam się przyglądali.

– Gomenne 8 , to nie jest odpowiednie miejsce na takie rozmowy.

– Teraz na to wpadłeś?

Podniósł się.

– O której masz ten lot?

Wzruszyłam ramionami.

– Pojęcia nie mam! Jakoś tak wieczorem? Dopiero co przyjechałam, chciałam wypić kawę i iść sprawdzić w informacji. Yano mi załatwiła bilet, muszę go tylko odebrać. A co?

– Wieczorem? Całkiem ci odbija? Co chciałaś robić cały dzień sama w Nagoi? Tkwić na lotnisku!? Chubu jest jakieś trzydzieści kilometrów stąd.

O raju! Nie miałam pojęcia. Ale ta Yano mnie wpakowała. Wiedziałam, że w centrum jest lotnisko, ale nie przypuszczałam, że to nie to Chubu. Jak ja tam dotrę? Dużo jeszcze nie wiem o Japonii. Jednak opanowałam zdziwienie i strach.

– Może… Pisałabym, jakoś by zleciało…

Koichi się chyba zdenerwował.

– Wybacz, ale nie mogę na to pozwolić. Pomogę ci! Przynajmniej cię tam zawiozę.

W jego głosie brzmiała nutka nadziei i błagania.

– Poradzę sobie!

Chwycił moją dłoń.

– Mała, myśl sobie co chcesz, ale to nie może być przypadek, że cię tu spotkałem. Nie wiem, co jest grane i dlaczego tak nagle wracasz do Polski. Skoro nie chcesz mi powiedzieć, muszę się z tym pogodzić. Proszę, pozwól jednak bym ci pomógł, chociaż tyle mogę zrobić, dobrze?

Jego granatowe oczy jak zawsze hipnotyzowały mnie i przeszywały na wskroś. Kochałam Kenjiego, ale jego też. Choć to było zupełnie inne uczucie niż to, jakim obdarzyłam mojego blondynka. Westchnęłam. Jakie to teraz ma znaczenie? Już za kilkanaście godzin wyjadę i nigdy już tu nie powrócę. Nigdy żaden z nich nie dowie się…

No cóż, niech i tak będzie. Byłam mu to winna. Przynajmniej przyda się jako tłumacz.

– Dobrze – rzekłam tylko tyle.

Pojechaliśmy na lotnisko. Przez całą, niezbyt długą drogę milczałam, Koichi także się nie odzywał. W ogromnym terminalu Portu Lotniczego Chubu, jak wszędzie, był tłok. Coś się jednak stało.

Okazało się, że wieczorny lot do Paryża został odwołany, rzekomo

przez uszkodzenie maszyny. Ludzie szeptali po cichu o zamieszkach w stolicy Francji, czy jakimś zamachu. Faktycznie. Pochłonięta wakacyjnymi wydarzeniami, będąc na drugim końcu świata, wcale nie interesowałam się tym, co dzieje się w Europie. Stałam teraz na środku terminalu, zbladłam i musiałam mieć niewyraźną minę, bo Taro z lekka się zaniepokoił.

– Dobrze się czujesz?

– Tak – powiedziałam niepewnie – ale co ja teraz zrobię?

– Kolejny lot jest jutro w południe, do Londynu.

– Nie mam się gdzie podziać – wymsknęło mi się, nim zdążyłam

pomyśleć – chyba wrócę do centrum i wynajmę jakiś hotel, czy co. Tylko bilet zabukuję na jutro.

– Tak bardzo ci zależy, by wyjechać? Co się dzieje? Powiesz mi

wreszcie – nadal wałkował ten temat.

– Nie pytaj, proszę…

Westchnął i podrapał się po głowie, jak zawsze kiedy był zażenowany.

– Zaproponowałbym ci, byś została u mnie, ale wiem, że i tak się nie zgodzisz.

– Nawet o tym nie myśl.

Wzruszył ramionami.

– To tylko propozycja. Oczywiście pomogę ci znaleźć hotel, jeśli tak wolisz.

– Tak będzie najlepiej.

Dobrze wiedziałam, że nie mam innego wyjścia. Bałam się, że mimo to będzie nalegał bym została u niego albo bym pozwoliła mu zostać ze mną w hotelu. Niedoczekanie! Wystarczy, że nie byłam zachwycona tym, iż muszę zostać w Nagoi na noc. Do Tokio wracać nie zamierzałam. Taro nie dawał za wygraną. Po raz kolejny imponowała mi jego stanowczość.

– Nie pozbędziesz się mnie tak po prostu!NOC Z PIĄTKU NA SOBOTĘ – 25–26 LIPCA – TOKIO

KENJI

Siedziałem w knajpie. W pewnym momencie barman zaczął dziwnym wzrokiem wodzić od zegara, do stojącego przede mną kieliszka. Zrozumiałem wtedy, że mam już dość. Nie tylko alkoholu, bo akurat

chciałem się urżnąć do nieprzytomności, ale dość wszystkiego. Tyle,

że wlewanie w siebie tylu procentów nie pomagało, bo nie umiałem

zapomnieć. Ból rozsadzał mi serce i duszę. A teraz także i głowę. Ruszyłem przez miasto, nie wiedzieć dokąd. Do domu nie chciałem wracać. Nie widziałem w tym żadnego sensu. Jednak włóczenie się po ulicach Tokio to też nie był najlepszy pomysł. Gdy tak stałem, nie wiedząc co począć, odezwał się mój telefon. Czytając wiadomość jaką przysłała mi Yano, aż usiadłem na ulicy, bo nogi załamały się pode mną. Były w niej tylko trzy krótkie zdania.

„Ann jest w ciąży! Wiedziałeś o tym?!!! Była u mnie!”

Z mety wytrzeźwiałem. Przynajmniej mentalnie. Bez wahania nacisnąłem zieloną słuchawkę. Odebrała od razu.

– Kenji! Baaakaa 9 ! Coś ty narobił! – naskoczyła na mnie.

– Co narobiłem ja?! – wkurzyłem się. – Co to za kit mi tu pociskasz?! Ann jest w ciąży?! Akurat! Kpisz! Myślisz, że jej wybaczę! To zbyt tani chwyt Yano! Nie dam się na niego nabrać. Co wy kombinujecie!?

– Ja kombinuję?!!! – wydarła się tak, że chyba pół Tokio ją usłyszało. – Obaj z Koichim wpakowaliście ją w niezłą kabałę! Biedna Crevan! Nawet się cieszę, że pomogłam jej jednak wrócić do domu! A jak mi nie wierzysz, zapytaj Minoru, on ci powie. Nie mam ochoty dłużej gadać z tobą, kiedy jesteś tak nastawiony. A raczej może wstawiony, taho 10 ! – i rozłączyła się.

Kuso 11 ! Wybrałem numer raz jeszcze, ale mimo kilku prób, nie odebrała. Opadłem na plecy i leżąc tak na chodniku zastanawiałem się nad tym, co właśnie usłyszałem. Chłód nocy dawał mi się we znaki, podobnie jak wypity alkohol. Z trudem się podniosłem i zerknąłem na telefon. Była czwarta rano. Na wschodzie nocne niebo powoli zaczynało się rozjaśniać. Odruchowo chciałem zadzwonić do Sakeia, ale coś mnie powstrzymało. Gdybym to zrobił, straciłbym wiarę nawet w samego siebie. Powlokłem się do domu, nagle przyspieszając kroku. Naiwnie wierzyłem, że ona tam będzie i że czeka na mnie. Może zapłakana, może załamana, ale czeka. Bo woli mnie! Bo mnie kocha! Dom jednak przywitał mnie ciemnością i pustką, kiedy wparowałem do środka i zawołałem:

– Ann! Amai! Jesteś tu…?

Co za idiotyzm! Przecież wiedziałem, że jej nie ma. Na stole w pokoju nadal leżał ten nieszczęsny czerwony komplet bielizny. Ten widok mnie załamał całkowicie. Usiadłem na podłodze i zaniosłem się szlochem. Płakałem jak małe dziecko. Jakbym stracił wszystko, co dla mnie najdroższe. Cały sens mojego istnienia. I choć pewnie Yano uznałaby mnie za mięczaka, miałem to teraz w dupie. Łzy pomagały wypłukać z mojego serca żal, złość na Ann i alkohol, jaki krążył mi w żyłach. Niczym oczyszczenie z Kiyomizu-dera 12 . Niczym łaska Buddy. Siedziałem i przyglądałem się jak słońce wschodzi nad miastem. Gdzie jest Ann? I co powinienem teraz zrobić?SOBOTA – 26 LIPCA – NAGOJA

ANN

Zasłabłam w samochodzie. Koichi niewiele się zastanawiał i zabrał

mnie do siebie, nie chciał mnie pewnie męczyć szukaniem hotelu.

Słaniałam się na nogach, kiedy prowadził mnie po schodach na trzecie piętro do swojego mieszkania. Byłam nawet ciekawa jak się tu zadomowił i co tak właściwie robi w tej nowej pracy. Trzymałam się silnych ramion niczym deski ratunkowej i choć byłam osłabiona i zmęczona, jak zawsze jego bliskość działała na mnie tak samo.

– Koichan, naprawdę nie musiałeś! Trzeba było mnie zawieźć do hotelu. Na pewno by się jakiś znalazł.

– Jasne! Żebyś mi tam zaraz zjechała po ścianie? Wiesz jak bym się martwił, że jesteś sama?

Jego troska wzruszała mnie. Na serio się przejmował. Westchnęłam i dałam się zanieść na kanapę w salonie. Mieszkanie nie było duże, ale przez skromne umeblowanie robiło wrażenie przestronnego. Poza ogromną białą, wygodną kanapą, stolikiem i plazmą na ścianie, nie było tu żadnych innych mebli. Z salonu dwoje drzwi prowadziło prawdopodobnie do sypialni i kuchni. Mało japoński wystrój, jakiś jakby surowy. Jakby wszystko było „na razie”, nie na stałe. Przedpokoju nie było, drzwi wejściowe były jednocześnie drzwiami do salonu. Rozglądałam się ciekawie, podczas gdy Taro wtaszczył do środka moją niedużą walizkę.

– Fajnie tu – odezwałam się, by tylko coś powiedzieć.

– Dzięki.

Przez krótką chwilę zapadła krępująca cisza.

– Jak się czujesz? – zapytał z troską, podchodząc do mnie.

Usiadł na skraju kanapy. Zadrżałam mimo woli. Nadal nad tym nie umiałam zapanować. Nad moją reakcją na jego bliskość. Nim odpowiedziałam, zapytał znów.

– Chcesz coś do picia? Baka! Głupek ze mnie. Na pewno chcesz! Wodę, może coś ciepłego, albo mocniejszego?

Widziałam jak się denerwuje i było mi go żal. Znów wlazłam w jego życie z butami. Co z tego, że tym razem przypadkiem. Nie powinno mnie tu wcale być. Nie tylko ze względu na Ryu. Mieliśmy już nigdy się nie spotkać. Czy on się z tym już pogodził? Czy dlatego wyjechał, by nigdy mnie już nie spotkać? Byłoby to nieuniknione gdyby został w Tokio.

„...myśl sobie co chcesz, ale to nie może być przypadek, że cię tu

spotkałem” – powiedział dziś.

Czy to może być przeznaczenie? Jak on się musiał czuć? Złapałam go za rękę.

– Koichi! Naprawdę nic mi nie trzeba! Jest OK, czuję się już lepiej. To pewnie tylko te zmiany klimatu i takie tam… kobiece sprawy.

Zamilkłam pod jego czujnym wzrokiem. Nie umiałam kłamać. I on to dobrze wiedział.

– Sumimasen 13 – dodałam, spuszczając wzrok – nie chciałam robić kłopotu.

Przysunął się bliżej i podniósł moją twarz, bym na niego spojrzała.

– Nie jesteś dla mnie żadnym kłopotem. Nigdy, ale…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: