Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Umrzesz kiedy umrzesz - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
30 października 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Umrzesz kiedy umrzesz - ebook

Człowiek nie może zmienić swojego przeznaczenia.

Rzuć się więc w wir bitwy, bo możliwości są tylko dwie: albo czeka cię chwała zwycięzcy, albo zasiądziesz do stołu Odyna, gdzie rychło wychylisz kielich z przodkami. A przynajmniej tak to widzi lud Finna.

Natomiast sam Finn wolałby przeżyć. Gdy jego wioska zostaje zmasakrowana przez wrogą armię, Finnbogi zwany Zbukiem oraz grupka przyjaciół i niezupełnie-przyjaciół ruszają w drogę, która wiedzie ich przez nieprzyjazną i niebezpieczną krainę. Aby przeżyć, Finn musi być dzielny i waleczny jak nigdy dotąd.

Nominowany do David Gemmel Award autor Czasu żelaza powraca z kolejną powieścią utrzymaną w klimacie epickiej, przygodowej fantasy.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7964-376-9
Rozmiar pliku: 2,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1 Finnbogi się zabujał

Na dwa tygodnie przed tym, jak wszyscy umarli, a świat zmienił się na zawsze, Finnbogi zwany Zbukiem marzył o Thyri Drzewonogiej.

Torował sobie drogę wśród drzew, dźwigając na ramieniu pniak. Szedł w kierunku domu brzegiem Słodkiego Morza Olafa. Głowę dam, myślał, że Thyri zapała miłością do mnie, gdy tylko pokażę jej, co wyrzeźbiłem z tego kawałka drewna. Tylko co właściwie wyrzeźbi? Może szopa? Ale jak się do tego zabrać...

Tok myśli przerwała mu osa, wielka jak wiewiórka, która wystrzeliła z kupki żwiru i pomknęła wprost na niego, kreśląc w powietrzu nieregularną linię.

Młodzieniec krzyknął, zrobił unik, upuścił pniak, po czym obrócił się przodem do przeciwnika. Człowiek i owad krążyli wokół siebie jak szykujące się do boju kraby. Masywna osa była niemal zbyt wielka, by móc latać. Finnbogi wyrwał saks z pochwy, o mało nie ucinając sobie przy tym palca. Machał krótkim mieczem, ale osa, podlatując coraz bliżej i bzycząc coraz głośniej, z łatwością unikała kolejnych ciosów. Finnbogi w końcu pękł, odrzucił saks, padł na kolana i zaczął wymachiwać ramionami nad głową. Przez ścianę przerażenia do jego świadomości przedostała się myśl, że musi teraz wyglądać dokładnie jak wtedy, kiedy robi „królika w czasie huraganu” dla swojego przybranego rodzeństwa, które zrywa wówczas boki ze śmiechu. Wtem zorientował się, że osa gdzieś znikła.

Wstał i otrzepał się z piachu. Migocząca w promieniach słońca tafla wielkiego jeziora, zwanego przez jego ludzi Słodkim Morzem Olafa, rozciągała się na wschód dalej, niż mógł sięgnąć okiem, a na zachodzie szumiało skupisko drzew, jakby wymieniało plotki na jego temat. Widziałeś? Ale tchórz. Osy się boi. Ponad nimi sunęły po niebie wielkie, obojętne chmury, rzucając cień na krainę, do której nigdy się nie zapuścił. Ta krwiożercza bestia – bo „osa” nie oddawała istoty rzeczy – frunęła na południe niczym ciśnięta dziecięcą ręką zabawka, która zapomniała o lądowaniu, zmierzając wzdłuż linii wybrzeża prościutko do Harówki.

Patrzył tak długo, aż nie mógł już dostrzec owada, a potem wznowił marsz.

Finnbogi podsłuchał kiedyś niechcący, jak Thyri Drzewonoga mówiła, że będzie tego ranka ćwiczyć w lasach na północ od Harówki, włożył więc swoją najlepszą niebieską tunikę i spodnie w pasy, po czym ruszył w tamtym kierunku, by wpaść na nią zupełnym przypadkiem. Ale znalazł tylko ten pniak, z którego wyrzeźbi dla niej coś pięknego, oraz, ma się rozumieć, tę cholerną osę, która mogłaby toczyć śmiertelny bój z samym Thorem w którejś z sag. Nigdy nie widział tak ogromnego owada. Zgadywał, że przywiały go na północ ciepłe wichry z południa, będące miłą odmianą po ostatnich chłodach.

Gdyby ktoś – Gruby Wulf, Garth Kowadłogęby czy, nie dajcie bogowie, sama Thyri – zobaczył go, jak odrzuca saks i kuli się przed byle insektem jak Loki przed gniewem Odyna, kpiłby z niego do samego ragnaröku.

A może... – rzuciło mu się na myśl – a może by tak powiedzieć Thyri, że ubiłem tę osę? Nie, wyśmieje tylko, bo nie uwierzy, jaka była wielka. Musiał zrobić coś innego, a mianowicie upolować zwierzę, które słynie ze swoich rozmiarów i dzikości... O właśnie! Tak zdobędzie jej serce! Opuści wioskę, uda się na zachód i wytropi jednego z tych dzikich kotów z kłami jak sztylety, o których tyle gadali. To będzie nie lada wyczyn, na miarę wyprawy Thora i Lokiego do krainy olbrzymów, tylko że Finnbogi będzie zarówno dzielnym Thorem, jak i cwanym Lokim w jednej osobie, niepokonanym wojownikiem, o którym będą śpiewać skaldowie. O ile wcześniej nie dopadną go skrælingowie i nie ukarzą za opuszczenie wydzielonych ziem. Dziesięciomilowy obszar był właściwie ich więzieniem, choć żaden Harowianin poza Finnbogim nigdy by tego nie przyznał.

Olaf Odkrywca i inni przodkowie mieszkańców Harówki przybyli tu ze starego świata zimą pięć pokoleń temu. W ciągu tygodnia zamarzło całe jezioro, a śniegu nawiało tyle, że zaspy przerosły maszty drakkarów. Harowianie, nie mogąc znaleźć jedzenia, szybko zaczęli przymierać głodem. Nie byli w stanie nigdzie pójść, bo grzęźli w białym puchu, ani popłynąć, bo jezioro skuł lód, zakopali się więc w zaspach i po prostu czekali na śmierć.

Wtedy na ratunek przybyli Goachikowie, lokalne plemię skrælingów, ale postawili dwa warunki. Po pierwsze, Harowianie porzucą własną mowę i nauczą się uniwersalnego języka skrælingów, a po drugie, nigdy żaden Harowianin nie zapuści się dalej niż na dziesięć mil od miejsca lądowania.

Miało to być rozwiązanie tymczasowe, ale jakiś bóg skrælingów orzekł, że Goachikowie mają dalej opiekować się plemieniem Harowian, jego członkowie zaś bez żalu porzucili zbieractwo i uprawę ziemi na rzecz całodziennych zabaw, gier, ćwiczenia się w walce, łowienia ryb, tańca, sztuki czy czego tam tylko chcieli.

Pięć pokoleń później Goachikowie wciąż dawali im wszystko, czego tylko potrzebowali, a mieszkańcy wioski trzymali się wybrzeża, na którym dawno temu wylądował sławny Olaf. Bo i czego mieliby szukać w dziczy? Na wyznaczonym terenie było dość miejsca, by mogli robić, co tylko chcieli. Większość Harowian nie oddalała się więc od sioła dalej niż na milę.

Ale Finnbogi był ulepiony z innej gliny. Był bohaterem, poszukiwaczem przygód i jak mu bogowie mili – wyruszy w podróż. Gdyby zdołał wydostać się z terenu i upolować dzikiego kota... Byłby pierwszym Harowianinem, któremu udałoby się zobaczyć to groźne zwierzę, nie mówiąc już o jego pokonaniu, gdyby więc przywlókł upolowaną bestię z powrotem do domu i zrobił dla Thyri naszyjnik z przerośniętych kłów kota, dziewczyna z pewnością zrozumiałaby, że jest on mężczyzną wprost stworzonym dla niej. Właściwie to chyba nawet wolałaby dostać sztylet. No i dobrze, sztylet łatwiej zrobić.

Minęło parę minut i Finnbogi poczuł, że ktoś go śledzi. Zwolnił i się odwrócił. Nie zobaczył niczego na plaży, ale z północy ciągnęła wielka ciemna chmura. Przez krótką chwilę obawiał się kolejnej burzy. Kilka ostatnich nawałnic kompletnie pozrywało rybackie sieci, a przez grzmoty i ulewne deszcze niektórzy nabrali przekonania, że nastał czas ragnaröku, końca świata.

Gdy zmrużył oczy, odetchnął z ulgą – chmura nie była chmurą, lecz chmarą gołębi. Jakiś czas temu podobnie nieprzeliczone stado przefrunęło tuż nad Harówką. Miliony ptaków na kilka dni zasnuły niebo i zasrały całą okolicę. Finnbogi przyspieszył kroku – nie chciał wejść do wioski utytłany ptasim gównem – i wrócił myślami do Thyri.

Gdy przeskoczył obdarty z kory pień, który zasłaniał mu widok na cypel, raptem doszły go głosy i dźwięczny śmiech. Finnbogi wiedział, do kogo należy, zanim jeszcze pokonał wzniesienie i spojrzał z wysoka na grupkę ludzi na plaży. Było to grono przyjaciół starszych od niego o kilka lat.

Gruby Wulf wbiegł nago do morza, machając ramionami i krzycząc, po czym rzucił się z chlustem do wody. Sassa Gryziwarga śmiała się, rozbawiona pajacowaniem męża, a Bodila Gęsiodzioba wrzeszczała jak wariatka. Bjarni Kurza Twarz śmiał się z odchyloną głową. Garth Kowadłogęby pryskał wodą na Bodilę i darł się jeszcze głośniej.

Kif Berserk stał w głębszej wodzie, a jego mokre, sięgające pasa jasne włosy i długa broda zakrywały tors jak bezrękawnik. Ponad falami wywijał młyńce swoim dwuręcznym toporem, Duporąbem, parując ciosy niewidzialnego przeciwnika.

Finnbogi uśmiechnął się po przyjacielsku, na wypadek gdyby ktoś go zauważył. Kawałek dalej leżały na piasku ubrania i broń. Ozdobione zgrabnym haftem sukienki Bodili i Sassy wisiały na słupach. Obydwie były dziełem Gryziwargi, która spędzała długie godziny na szyciu, dzierganiu i tkaniu najbardziej stylowych ubrań w Harówce. To ona wykonała niebieską tunikę i pasiaste spodnie Finnbogiego. Wyszły jej całkiem nieźle.

Mężczyźni ciepnęli swoje ubrania na piasek z typowo męską niedbałością. Finnbogi odnalazł wzrokiem stertę skórzanych portek i naoliwioną kolczugę Gartha, którą – mimo że ważyła tyle co wyrośnięte pacholę – jej właściciel nosił codziennie od świtu do zmierzchu. Mówił, że zardzewieje, jeśli kółka nie będą w ruchu, a poza tym w ten sposób przyzwyczai się do niej i będzie swobodniej poruszał się w bitwie.

W bitwie! Ha! Członkowie hirdu nie toczyli innych bitew niż tylko te na niby między sobą. Prawdopodobieństwo, że zasmakują kiedyś prawdziwej walki, było mniej więcej równe temu, że Finnbogi wyprawi się na zachód i upoluje sztyletozębnego kota. Doskonale znał prawdziwy powód, dla którego Garth nie rozstawał się z kolczugą. Bo był dupkiem, który uważał, że wygląda w niej jak bohater.

Choć nie miało to właściwie sensu, większość z około stu mieszkańców wioski uczyła się walki bronią przywiezioną ze starego świata. Cała czwórka kąpiących się mężczyzn należała do hirdu, elitarnego oddziału złożonego z dziesięciu najlepszych wojowników Harówki.

Finnbogi spodziewał się zaproszenia do hirdu zeszłego lata, gdy jeden z członków stał się zbyt stary i opuścił jego szeregi, ale jarl Brodir wybrał zamiast niego Thyri Drzewonogą. Początkową reakcją Finnbogiego był bezceremonialny opad szczęki. Thyri nie dość, że była dziewczyną, to miała wtedy zaledwie szesnaście lat, była więc od niego o dwa lata młodsza. Finn nie był pewien, ale podejrzewał, że o wyborze Thyri zadecydował fakt, że odkąd skończyła dwa lata, całymi dniami szkoliła się na wojowniczkę i nawet wyrabiała własną broń. Nie mógł zaprzeczyć, że pewnie odnajdzie się w hirdzie. No i właściwie to dobrze, że będzie w nim choć jedna kobieta.

Każde dziecko w Harówce wiedziało, dlaczego Olaf Odkrywca i inni założyciele wioski przepłynęli słone morze, tak wielkie, że nikt z pokolenia Finnbogiego nie potrafił tego objąć rozumem, a potem pokonali rzeki i rozległe jeziora, by ostatecznie osiedlić się na brzegu Słodkiego Morza Olafa. Jednym z powodów, dla których opuścili stary świat, było niesprawiedliwe traktowanie kobiet – a więc to bardzo dobrze, że w końcu reprezentantka płci pięknej została przyjęta do hirdu, choć Finnbogi żałował, iż odbyło się to jego kosztem, bo czuł, że miejsce w hirdzie mu się należy. Nie żeby jakoś szczególnie chciał się w nim znaleźć, co to, to nie! Co to za radocha cały dzień machać bronią? Miał lepsze rzeczy do roboty.

Gruby Wulf dał nura w morskie fale – nikt nie potrafił wstrzymywać oddechu pod wodą dłużej od niego. Garth Kowadłogęby obejrzał się przez ramię i zauważył Finnbogiego.

– Hej, Finn-ZBUK-i! – zawołał. – Jak spróbujesz zwinąć nam broń, każę jednej z dziewczyn dać ci lanie!

Finnbogi poczuł, że oblewa się rumieńcem, i odruchowo przeskoczył wzrokiem do miejsca, gdzie leżał oręż: należące do Gartha dwa przesadnie inkrustowane topory, które ktoś w starym świecie nazwał Ponurymi Bliźniakami, bo były bliźniaczo podobne, a poza tym zostawiały blizny; zjawiskowy miecz Bjarniego – Pogromca Lwów, którym ktoś pewnie kiedyś ubił to groźne zwierzę; masywny młot Wulfa – Grom, nazwany tak z pewnością na cześć boga piorunów Thora; oraz łuk Sassy, który nie miał imienia, bo nie pochodził ze starego świata.

– Fajne ciuszki! – zakpił Garth. – To miło, że ładnie się ubierasz, gdy idziesz do lasu besztać kozła. Skoro ręka to twoja jedyna panienka, warto dobrze ją traktować, co? Ty loczkowaty kutasiarzu?

Finnbogi zaczął myśleć nad ciętą ripostą, bo skoro był kutasiarzem, to znaczy, że nie mógł robić tego wyłącznie z własną ręką. Już miał odpyskować Garthowi, ale pojął, że myśl przewodnia zanadto skupiała się na jego bliskich związkach z kutasami, więc zarzucił ten pomysł.

– Weź spierdalaj, widok zasłaniasz – dowalił na koniec Garth, przerywając mu obmyślanie odpowiedzi i wytrącając go z rytmu.

Niech go Hel porwie. Garth może i był tępy, ale teksty miał mocne.

– Daj mu spokój – stanęła w jego obronie Sassa Gryziwarga, a Finnbogi jeszcze bardziej pokraśniał, bo Sassa była śliczna.

– Właśnie! – pisnęła Bodila. – Finnbogi, chodź się wykąpać!

– Właśnie, Zbuki! Lepiej się wykąp po całodziennym koniobiciu! – Garth zarechotał.

Wulf wyłonił się z wody i opromienił Finnbogiego serdecznym uśmiechem. Jego mokre, szerokie barki lśniły w słońcu.

– O, Finn! Cho no tu! – zawołał.

Wreszcie ktoś zwrócił się do niego normalnie.

– Cho-no-tu! Cho-no-tu! – skandowała uśmiechnięta uroczo Bodila.

Sassa kiwnęła na niego palcem i wyszczerzyła się, wzbudzając nieśmiały uśmiech na wargach Finnbogiego. Za jej plecami Kif, który nie zauważył pojawienia się chłopaka, wciąż rąbał wyimaginowane dupy swoim toporem Duporąbem.

– Teraz nie mogę, muszę... Znaczy... – Wskazał niezgrabnie na pniak.

– Jasna sprawa, stary! Rób, co masz do zrobienia. Widzimy się potem! – Wulf skoczył jak ryba i zniknął pod wodą.

– Cześć, Finn! – pożegnała się Bodila.

Sassa i Bjarni pomachali rękami, a stojący w wodzie Garth o błyszczącym w promieniach słońca muskularnym torsie uśmiechnął się i zmierzył Finnbogiego wzrokiem, zupełnie jakby wiedział o osie i o tym, dlaczego Finn miał na sobie najlepsze ubranie i co chciał zrobić z pniakiem.

– Pojęcia nie mam, czemu w ogóle z nim gadacie... – dobiegły go jeszcze słowa Kowadłogębego, gdy już zsuwał się po piaszczystej skarpie.

Finnbogi z kolei nie wiedział, czemu ktokolwiek chciałby gadać z Garthem. Przecież to kutas jakich mało. Reszta była w porządku. Gruby Wulf nigdy nie obraził nikogo ani słowem. Bjarni Kurza Twarz był przyjacielski i wesoły z natury. Sassa Gryziwarga – piękna jak marzenie. A Bodila Gęsiodzioba... była po prostu Bodilą, której nadano taki przydomek nie dlatego, że wyglądała jak gęś, ale ponieważ Finnbogi ogłosił kiedyś, że gdy się nad czymś zastanawia, układa wargi w dzióbek – bo to była prawda – i tak już zostało. Finn miał z tego powodu wyrzuty sumienia, ale to przecież nie jego wina, że jest tak cholernie spostrzegawczy.

Szedł dalej, obmyślając odpowiedzi na głupie gadanie Gartha o kutasach. Dwie najlepsze brzmiały: „Weź wypłyń w morze, a jak się zmęczysz, to płyń dalej!” oraz „Ja zasłaniam widok? Przecież i tak to ty masz najlepszy widok – bo sam siebie nie widzisz!”.

Nie ma to jak cięta riposta.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: