Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Upadłe serca - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
6 grudnia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Upadłe serca - ebook

Trzeci tom nowej sagi autorki bestsellerowych „Kwiatów na poddaszu”.

Piękna i dumna Heaven Leigh Casteel rozpoczyna nowy rozdział swojego życia. Uwolniwszy się od wpływu ojca i zdradliwego uroku Farthinggale Manor, wraca na Wzgórza Strachu, aby – tak jak zawsze marzyła – uczyć w szkole w Winnerow. Poślubia swoją dawną miłość, Logana Stonewalla i z nadzieją patrzy w przyszłość.
Niestety Heaven, ulegając Loganowi, zgadza się, aby przyjęli zaproszenie Tony’ego Tattertona i spędzili swój miesiąc miodowy w Farthy. Na wspaniałym weselnym przyjęciu Tony zwodzi Logana perspektywą zamieszkania w okazałej rezydencji i podjęcia lukratywnej pracy w Fabryce Zabawek Tattertonów.
Upiorna przeszłość po raz kolejny upomina się o Heaven, przejmując władzę nad jej losem i niszcząc z trudem wywalczone, kruche szczęście. Heaven musi zmagać się z demonami grzechu i zdrady, walczyć o własną niezależność. Nie poddaje się, ale czy wystarczy jej sił?

Fenomen popularności V.C. Andrews trwa nieustannie od czasu wydania „Kwiatów na poddaszu”. Książki autorki, tworzące prawie dwadzieścia bestsellerowych serii, osiągnęły łączny nakład ponad 106 milionów egzemplarzy i zostały przetłumaczone na dwadzieścia dwa języki.
„Upadłe serca” to trzecia część nowego cyklu, którego kolejne tomy wkrótce ukażą się nakładem Prószyński i S-ka.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7961-942-9
Rozmiar pliku: 533 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Drogi Papo!

Pomimo całego smutku i trudnych chwil, jakie przeżyliśmy w przeszłości, gotowa jestem Ci wybaczyć i jednocześnie prosić o wybaczenie. Minęły dwa lata od czasu śmierci Toma – dwa lata, kiedy nawet przez jeden dzień nie przestałam go opłakiwać, podobnie jak dziadka. Teraz jednak czas żałoby minął, nastał dla mnie czas szczęścia, miłości i nowego życia. Mam bowiem wspaniałe wieści dla Ciebie. Wychodzę za mąż! Za Logana Stonewalla, którego może pamiętasz, bo był moją dziecięcą miłością. Mieszkam teraz w Winnerrow i pracuję w szkole. Spełniłam swoje marzenie o zostaniu nauczycielką, jak panna Marianne Deale, która zawsze zachęcała mnie do czytania, pisania i marzeń. Dzięki niej uwierzyłam, że mogę być tym, kim zechcę. Wydaje się, że moje dziecięce marzenia wreszcie zaczynają się spełniać. Wszystkie – z wyjątkiem ułożenia sobie stosunków z Tobą. Chcę, żebyś razem ze Stacie i Drakiem zjawił się na moim ślubie. Pragnę, Papo, abyś poprowadził mnie do ołtarza i przekazał mnie przyszłemu mężowi, jak ojciec córkę. Jestem taka szczęśliwa! Papo, proszę, zapomnijmy o urazach z przeszłości. Chcę Ci wybaczyć i chcę, żebyś Ty mi wybaczył. Może teraz, kiedy minęło już tyle lat, wreszcie będziemy mogli być prawdziwą rodziną. Fanny będzie moją druhną. Mam nadzieję, że Ty wreszcie będziesz moim ojcem.

Kocham Cię

HeavenRozdział pierwszy

OBIETNICE WIOSNY

Siedziałam na długiej ławce przed domkiem, kolejny raz czytając swój list do papy. Był ciepły majowy ranek; wiosna zaczynała już dojrzewać do gorącego lata. Wydawało mi się, że świat Wzgórz Strachu budzi się razem ze mną, przechodząc stopniowo od lodowatej, mrocznej zimy śmierci i żałoby do bujnego, słonecznego lata. Wróble i rudziki ćwierkały, rojąc się wśród gałęzi, aż drżało listowie. Słońce przenikało przez korony leśnych drzew – brzóz, hikor, klonów – tkając złociste wzory, prześwietlając liście jasnym blaskiem. Świat był piękny i cudownie ożywiony.

Głęboko zaczerpnęłam powietrza, wdychając słodki aromat kwiatów i bujnej zieleni. Niebo nad moją głową miało intensywny odcień błękitu usianego obłoczkami przypominającymi strzępy cukrowej waty, które zwijały się w urocze kłębuszki niczym małe dzieci sposobiące się do snu.

Logan był ze mną od dnia, kiedy wróciłam do Winnerrow. Towarzyszył mi w tym strasznym okresie po śmierci Toma, kiedy papa leżał w szpitalu. I potem, kiedy papa wrócił ze Stacie i małym Drakiem do swojego domu w Georgii. Trwał przy mnie, kiedy umarł dziadek i zostałam samotna w chacie mojego dzieciństwa, teraz przebudowanej na nowy, przytulny dom. I tamtego dnia, kiedy miałam swoją pierwszą lekcję w podstawówce w Winnerrow. Uśmiechnęłam się na wspomnienie, jak przejęta wchodziłam do klasy, gotowa sprawdzić swoje umiejętności i przekonać się, czy naprawdę potrafię być nauczycielką, o czym od tak dawna marzyłam.

Wyszłam na ganek, jak czyniłam prawie każdego ranka, aby przez chwilę posiedzieć w starym bujanym fotelu babuni i popatrzeć na Wzgórza Strachu, zanim wyruszę w dolinę, do szkoły. Tamtego ranka, w dniu, w którym miałam rozpocząć pracę, zobaczyłam Logana stojącego na schodkach z szerokim, radosnym uśmiechem; jego ciemnoszafirowe oczy jaśniały w porannym słońcu.

– Dzień dobry, panno Casteel. – Skłonił się głęboko. – Przysłano mnie, abym zaprowadził panią na lekcje. To drobny prezent od Rady Szkolnej.

– Och, Logan! – zawołałam. – Wstałeś tak wcześnie, żeby tu dotrzeć!

– Bez przesady. Musiałem wstać wcześnie, żeby otworzyć drogerię. Jest teraz trzy razy większa niż za naszych czasów – powiedział z dumą – i wymaga więcej pracy. Proszę, panno Casteel – dodał, wyciągając ku mnie rękę. Zeszłam z ganku i po chwili już schodziliśmy w dół krętą górską drogą jak dawniej, kiedy łączyła nas szkolna miłość.

W ogóle miałam wrażenie, jakby czas cofnął się do chwil, kiedy szłam z nim za Tomem, Keithem i Naszą Jane, a Fanny drwiła z nas, usiłując odwrócić ode mnie uwagę Logana swoim prowokującym, lubieżnym zachowaniem. Nie mogąc nic wskórać, rezygnowała w końcu i nadąsana odbiegała. Niemal słyszałam głosy moich braci i sióstr biegnących przodem. Choć nasze życie było wtedy koszmarne, łzy rozrzewnienia napłynęły mi do oczu.

– Hej, hej! – wykrzyknął Logan, widząc, że zaraz się rozpłaczę. – To jest twój szczęśliwy dzień. Proszę o wielki uśmiech! Chcę słyszeć twój śmiech odbijający się echem po górach, tak jak dawniej.

– Och, Logan, dziękuję. Dziękuję, że tu jesteś i że tak o mnie dbasz.

Przystanął i obrócił mnie ku sobie. Spojrzenie miał poważne i pełne miłości.

– Nie, Heaven. To ja powinienem ci dziękować, że nadal jesteś tak piękna i urocza, jaką cię zapamiętałem. To jest jak… – przerwał, szukając słów – jak gdyby czas stanął dla nas w miejscu i wszystko, co potem się zdarzyło, było tylko snem. A teraz obudziliśmy się z niego i znowu tu jesteśmy, ty i ja, i trzymamy się za ręce. Nigdy już nie pozwolę, żeby ten zły sen wrócił.

Dreszcz przeszedł przez moje palce splecione z palcami Logana; dreszcz szczęścia, który przeniknął do serca i przyśpieszył jego bicie tak jak wtedy, kiedy pierwszy raz się całowaliśmy, a ja miałam dwanaście lat. Zapragnęłam, żeby znowu mnie pocałował. Chciałam znów być tą niewinną dziewczyną, ale od dawna nią nie byłam. Logan także nie był już naiwnym chłopakiem. Chodziły słuchy, że zamierza się ożenić z Maisie Setterton. Jednak wydawało się, że Maisie znikła z jego życia, kiedy ja wróciłam do Winnerrow.

Szliśmy w milczeniu leśnym duktem. Czerwone kardynały i szarobrunatne wróble trzepotały w cieniu lasu, fruwając tak szybko i zwinnie, że widać było tylko drżące gałązki.

– Wiem – powiedział w końcu Logan – że twoje i moje życie biegło w dziwnie odmiennych kierunkach od czasów, kiedy odprowadzałem cię z domu do szkoły i obietnice, które sobie składaliśmy, mogły się wydawać szalonymi marzeniami. A jednak chciałbym wierzyć, że nasza miłość okazała się na tyle silna, by przetrwała czasy udręk i tragedii, które nastąpiły później.

Znów zatrzymaliśmy się i popatrzyliśmy sobie w oczy. Wiedziałam, że dostrzega w moich cały bezmiar zwątpienia.

– Logan, ja też chciałabym w to wierzyć. Mam dosyć marzeń, które umierają, zbyt ulotnych i słabych, aby przetrwać, a tym bardziej umocnić się, w miarę jak ja umacniam się i dorastam. Chcę znowu komuś zaufać.

– Och, Heaven, mnie zaufaj – powiedział błagalnie, ujmując moje dłonie. – Nie zawiodę cię. Nigdy.

– Spróbuję – szepnęłam, a Logan odpowiedział uśmiechem. Pocałował mnie, jakby chciał przypieczętować w ten sposób obietnicę – ale ja za dużo widziałam w swoim życiu złamanych obietnic. Musiał wyczuć moje wahanie, mój lęk. Objął mnie czule.

– Sprawię, że zaufasz mi, Heaven. Dam ci wszystko, czego potrzebujesz od mężczyzny. – Wtulił twarz w moje włosy. Czułam na szyi jego gorący oddech; jego serce biło przy moim jak szalone. Tu, w lesie, na naszej starej drodze, nagle rozpaczliwie zapragnęłam znowu mieć nadzieję. Czułam, że mój opór słabnie. Heaven Leigh Casteel, głęboko zraniona w dzieciństwie, dręczona i uwiedziona jako młoda dziewczyna, doświadczona miłosną tragedią jako młoda kobieta, dręczona głodem szczęścia, znowu chciała uwierzyć w obietnicę.

– Myślę, że z czasem zdołam ci uwierzyć, Logan.

– Och, Heaven, kochana Heaven, naprawdę wróciłaś do domu – powiedział, całując mnie znów i znów.

Czemu w takim razie, kiedy Logan całował mnie z taką miłością i pasją, myślałam o Troyu, moim zakazanym narzeczonym, mojej mrocznej, umarłej miłości? Czemu smakowałam pocałunek Troya, a nie Logana? Czemu obejmował mnie Troy? Ale kiedy Logan zaczął całować moje powieki, otworzyłam oczy i zobaczyłam jego kochaną twarz. Nie wiedział i nigdy się nie dowie, w jakie otchłanie bólu i rozpaczy wtrącił mnie mój smutny, skazany przez los kochanek. Serce mówiło mi, że Logan mógłby dać mi życie, jakiego ja i wcześniej moja matka byłyśmy pozbawione – spokojne, godne. Takiego życia pragnęłam.

Rozpoczął się rok szkolny i weszłam w tryby wytężonej pracy. Pewnego dnia Logan zapukał do drzwi mojego domu i oznajmił:

– Mam dla ciebie niespodziankę. – Uśmiechał się łobuzersko jak mały chłopiec, który chowa w kieszeni żabę.

– Chcesz założyć mi opaskę na oczy? – zażartowałam, podejmując zabawę.

Zaszedł mnie od tyłu i delikatnie zakrył mi oczy rękami.

– Tylko nie patrz! – ostrzegł i za rękę poprowadził mnie do swojego samochodu, uważając, żebym się nie potknęła. Czułam na twarzy powiewy wiatru, ożywcze jak jego młodzieńczy entuzjazm. Ruszyliśmy. Nadal nie otwierałam oczu. Wreszcie auto się zatrzymało. Logan otworzył drzwi i podtrzymał mnie za ramię, pomagając wysiąść.

– Chodź, jesteśmy już prawie na miejscu – powiedział.

Kiedy otworzył drzwi drogerii, poczułam znajomy zapach perfum, mydeł i innych kosmetyków, zmieszany z wonią lekarstw i ziół. Nie zdradziłam mu, że domyślam się, gdzie jesteśmy. Nie chciałam zepsuć jego radosnego nastroju. Posadził mnie na stołku, zapewne w części kawiarnianej lokalu, po czym odszedł za ladę i długo coś tam robił. Wreszcie zawołał radośnie:

– Możesz otworzyć oczy!

Uniosłam powieki i zobaczyłam przed sobą tęczowy zamek zbudowany z lodów, wiśni, bitej śmietany i wielu innych przysmaków.

– Logan, jakie to piękne! Ale jeśli zjem takie cudo, od razu przytyję. Czy będziesz mnie wtedy kochał?

– Heaven… – Jego głos stał się niski, chrapliwy. – Moja miłość do ciebie nie patrzy na młodość i urodę. Zresztą ten deser nie jest do zjedzenia. Po prostu zapragnąłem zbudować dla ciebie najpiękniejszą i najsłodszą siedzibę, jaką kiedykolwiek widziałaś. Wiem, że nie jestem w stanie konkurować ze splendorem i bogactwem Tattertonów i ich wspaniałego Farthinggale Manor. Ale tamten dom wzniesiono z zimnego szarego kamienia, a moja miłość jest ciepła i kolorowa jak pierwszy dzień wiosny. Moja miłość wzniesie wokół ciebie ochronne mury zamku, z którym żaden kamienny pałac nie będzie mógł się równać. – Gruchnął przede mną na kolana na oczach zdumionych klientów. – Czy zostaniesz moją żoną?

Spojrzałam mu głęboko w oczy i zobaczyłam w nich głębokie, wierne uczucie. Byłam pewna, że Logan zrobi wszystko co w jego mocy, aby uczynić mnie szczęśliwą. Czymże było uczucie, za którym tęskniłam – szalone i żarliwe, które odebrała mi śmierć Troya – wobec tej czułej, troskliwej miłości, która gotowa była trwać do końca?

– Tak – powiedziałam przez łzy. – Tak, Logan, tak. Zostanę twoją żoną.

Nagle wokół nas zerwała się burza oklasków. Klienci uśmiechali się życzliwie, z aprobatą patrząc na świeżo zaręczoną parę. Logan spiekł raka i szybko puścił moją dłoń, zanim zdążyłam go objąć. Włożył mi do ust kandyzowaną wiśnię. Musnął ustami mój policzek.

– Kocham cię na zawsze, Heaven – szepnął.

I tak miłość, zrodzona przed laty niczym powoli rozkwitający kwiat, zajaśniała wreszcie w pełnej krasie. Czułam się lekka, szczęśliwa i ożywiona jak nigdy przedtem. Zatoczyłam koło, grzebiąc za sobą ból przeszłości, i ponownie wkroczyłam na ścieżki dzieciństwa – tyle że teraz wytyczyłam wśród nich własny szlak, zamiast dreptać z mozołem po starych śladach. Teraz miałam sama pokierować swoim losem, podążając naturalnym tropem, jaki podsuwały mi te lasy, góry i znajoma ziemia, w której zawsze znajdowałam solidne oparcie. Zupełnie jakbym nagle wyszła na magiczną, bajkową polanę i pojęła, że w tym miejscu zbuduję swój dom.

Teraz moja szczenięca miłość miała się stać dojrzałą miłością na całe życie. Marzenia naprawdę się spełniły, chociaż wydawały się zbyt cudowne i tak cenne, że świat mógłby je łacno zniszczyć. Znów przepełniały mnie nadzieja i szczęście. Znów byłam młodą dziewczyną, ufną i pełną wiary, bezbronną w swojej wrażliwości, gotową otworzyć się na kogoś bliskiego, ryzykując miłosny zawód. Na tej polanie, gdzie słońce świeciło mocno, Logan i ja byliśmy jak dwa żywotne pędy gotowe wzrastać, aż zamienią się w potężne drzewa zdolne przetrwać każdą lodowatą zimową zawieję.

Następne parę tygodni zajęło nam planowanie ślubu. Ten ślub miał zakasować swoim rozmachem wszystkie dotychczasowe uroczystości w Winnerrow. Choć nadal mieszkałam na Wzgórzach Strachu, teraz jeździłam drogim autem, nosiłam szykowne ubrania i miałam obejście wykształconej, światowej kobiety. A jednak, mimo że prowadziłam dostatnie życie jako zamożna dziedziczka zabawkarskiej fortuny Tattertonów, ludzie z miasta dalej postrzegali mnie jako jedną z Casteelów, wywłokę z gór. I jeśli nawet doceniali sposób, w jaki uczyłam ich dzieci, nadal patrzyli na mnie krzywo, kiedy zasiadałam w pierwszym rzędzie w ich kościele.

Gdy zjawiłam się razem z Loganem na niedzielnej mszy, po tym jak nasze zdjęcie ukazało się w rubryce zaręczyn i ślubów „The Winnerrow Reporter”, cała kongregacja patrzyła, jak zmierzamy do pierwszej ławki zarezerwowanej dla rodziny Stonewallów – miejsca, o którym wcześniej mogłam tylko pomarzyć.

Matka Logana powitała mnie nerwowo, wręczając mi Biblię. Ojciec tylko krótko skinął mi głową. Kiedy powstaliśmy, żeby śpiewać psalmy, zaintonowałam pieśń z mocą i dumą, aż mój głos – głos kobiety z gór, którą nadal byłam pomimo kulturowej patyny – rozbrzmiał w całym kościele, wybijając się ponad inne. Po mszy, kiedy pozdrowiłam pastora Wise’a z uśmiechem mającym go zapewnić, że nie dopuszczę, by spełniły się jego ponure proroctwa, matka Logana powiedziała do mnie:

– Heaven, nie wiedziałam, że masz taki dźwięczny i silny głos. Mam nadzieję, że dołączysz do naszego żeńskiego chóru.

Wtedy zrozumiałam, że Loretta Stonewall wreszcie postanowiła mnie zaakceptować. A skoro tak, na pewno uda mi się skłonić innych, aby zrobili to samo. Zmuszę ich, żeby wreszcie otworzyli oczy i zobaczyli, że my, ludzie z gór, jesteśmy istotami normalnymi, uczciwymi.

Dlatego właśnie zaplanowałam wystawny ślub. Logan, rozumiejąc moje motywacje, sprzeciwił się obiekcjom rodziców. W sumie bawiło go moje zamierzenie zmuszenia mieszkańców Winnerrow, by zechcieli zbratać się choć na chwilę z ludźmi ze Wzgórz Strachu. Byłam zdeterminowana, żeby urządzić uroczystość, jakiej jeszcze w tym mieście nie widziano. Gdy będę szła do ołtarza, przestaną wreszcie patrzeć na mnie jak na nędzarkę, której trafił się majątek, a zobaczą osobę tak samo godną szacunku jak oni. Przypomniał mi się moment, kiedy po latach przyjechałam do Winnerrow i paradowałam w kościele jak wytworny manekin obwieszony drogimi ciuchami, złotem i klejnotami. I cóż z tego, skoro nadal spoglądali na mnie z wysoka? Dla nich miejsce górskiej hołoty było w ostatnich ławach, pierwsze rzędy zostały zarezerwowane dla Bożych wybrańców.

Mój ślub miał być inny. Zaprosiłam kilka rodzin z gór oraz wszystkie dzieci z klasy, którą uczyłam. Chciałam, żeby moja siostra Fanny została druhną. Nie widziałam jej od dwóch lat, od chwili kiedy wróciłam do Winnerrow. Fanny bowiem nie potrafiła wyzbyć się zazdrości i uprzedzenia do mnie, choć próbowałam jej pomagać, jak tylko mogłam. Wiedziałam, co się u niej dzieje, bo Logan dostarczał mi informacji. Najwyraźniej była tematem plotek młodych ludzi w Winnerrow, a on słyszał różne pogłoski w drogerii. Od czasu jej rozwodu ze „starym Mallorym”, jak go nazywała, mnożyły się doniesienia o romansie Fanny z dużo młodszym mężczyzną – Randallem Wilcoxem, synem miejscowego prawnika. Miał zaledwie osiemnaście lat i był na pierwszym roku studiów, a ona była dwudziestodwuletnią rozwódką.

Tydzień po naszych zaręczynach pojechałam do domu Fanny, który siostra kupiła za pieniądze Mallory’ego – rezydencji zbudowanej na zboczu i pomalowanej na krzykliwy różowy kolor, z czerwonymi obwódkami okien. Nie rozmawiałam z siostrą od roku, gdyż uparcie oskarżała mnie o kradzież wszystkiego, co do niej należało – choć w rzeczywistości to ona usiłowała zagarnąć moją dziedzinę, a zwłaszcza Logana.

– Proszę, proszę, co za niespodzianka! – stwierdziła szyderczo, otwierając przede mną drzwi. – Panna Heaven we własnej osobie raczyła zaszczycić wizytą swoją ubogą siostrzycę.

– Nie przybyłam tu po to, żeby się z tobą kłócić. Jestem w radosnym nastroju i nie chcę go sobie popsuć.

– Taaak? – Wielce zaintrygowana usiadła na kanapie.

– W czerwcu biorę ślub z Loganem – oznajmiłam.

– Serio? – Jej zainteresowanie w jednej chwili opadło.

Czemu się nie cieszy? Czemu, jak każda siostra, nie dzieli mojego szczęścia?

– Chyba słyszałaś, że znów zeszliśmy się z sobą?

– A niby skąd miałabym słyszeć? Nie widziałyśmy się dawno i nie gadałyśmy z sobą.

– Och, Fanny, nie mów, że nie wiesz, co się dzieje w Winnerrow! W każdym razie chciałabym, żebyś została druhną na moim ślubie.

– Nie gadaj! – Oczy jej zalśniły, ale w następnym momencie dostrzegłam w nich ten dawny, niedobry błysk. – Na razie nie wiem, kochana siostruniu, co ci odpowiem. Jestem pieruńsko zajęta. Kiedy dokładnie chcecie się hajtnąć?

Podałam datę.

– Aha… – Fanny udała, że się zastanawia. – Mam plany na weekend; rozumiesz, mój nowy facet lubi zabierać mnie na imprezy – studenckie potańcówki i takie tam inne. Ale może zmienię plany. Fajny będzie ten ślub?

– Wspaniały!

– A kupisz swojej kochanej siostruni wystrzałową kieckę? I pojedziemy do miasta, żeby wybrać najlepszy ciuch?

– Tak.

Znów myślała przez chwilę.

– A będę mogła przyprowadzić Randalla Wilcoxa? – zapytała. – Pewnikiem wiesz, że mnie obstawia. Będzie wystrzałowo wyglądał w smokingu. Gwarantuję! Bo tacy goście jak on noszą smokingi, no nie?

– Tak, Fanny. Jeśli ci zależy, dostarczę mu do domu ręcznie wypisane zaproszenie.

– Och, super. Niezły pomysł.

Tak też zrobiłam.

Jako ostatnie wysłałam zaproszenie dla papy. Tego ranka nieco wcześniej zeszłam z gór, żeby wstąpić na pocztę. Pomyślałam, że jestem podekscytowana jak w dzieciństwie, kiedy szłam na swoją pierwszą lekcję w szkole. Gdy weszłam do klasy, powitały mnie wyczekujące spojrzenia dzieci. Nawet tak zwykle zmęczone i smutne buzie dzieciaków ze Wzgórz Strachu były tego ranka jasne i świeże. Domyśliłam się, że klasa przygotowała dla mnie niespodziankę.

Patricia Coons podniosła rękę.

– Mamy coś dla pani, panno Casteel – oznajmiła z przejęciem.

– Tak?

Wstała z ławki i powoli podeszła do mnie, dumna, że została oddelegowana przez klasę do tego ważnego zadania. Idąc, szurała nogami i obgryzała paznokcie.

– Chcemy to pani dać, zanim jeszcze dostanie pani inne ślubne prezenty. To prezent od całej klasy. – Wręczyła mi pudełko zapakowane w ładny niebieski papier i przewiązane różową wstążką. – Kupiliśmy nawet papier w sklepie pani narzeczonego, Logana… to znaczy pana Stonewalla – poprawiła się ze śmiechem.

– Dzięki, Patricio. I dziękuję wam wszystkim.

Otworzyłam paczuszkę. W pudełku znajdował się pięknie wyhaftowany widoczek mojego domku oprawny w rzeźbioną dębową ramkę. Pod spodem był napis: „Dom, kochany dom – od Twojej klasy”.

Zaniemówiłam na moment ze wzruszenia, ale dzieci czekały z zapartym tchem, więc powiedziałam:

– Dziękuję. Nieważne, jakie prezenty jeszcze dostanę, ten zawsze będzie dla mnie najważniejszy i najbardziej cenny.

Ostatnia lekcja przed ślubem dłużyła mi się niemiłosiernie. Minuty ciągnęły się jak godziny, a godziny jak dni, tak bardzo chciałam już wyjść z klasy. Nawet całe przedślubne planowanie okropnie mi się dłużyło. Oczekiwanie wzmagało moją ekscytację. Logan pomagał mi, kiedy tylko miał wolną chwilę. Napływały odpowiedzi na nasze zaproszenia. Nie rozmawiałam z Tonym Tattertonem od dnia, kiedy dowiedziałam się o śmierci Troya i opuściłam Farthinggale Manor. Nie mogłam mu wybaczyć tego, co stało się z jego bratem, i obawiałam się konfrontacji z człowiekiem, który posłał Troya na śmierć. Poza tym bałam się, że słuchając głosu Tony’ego, będę wyłapywała w nim znajomy tembr, który po nim odziedziczyłam. Minęły już dwa lata, od kiedy dowiedziałam się prawdy o nim i o mojej matce, a jednak to wspomnienie wciąż budziło we mnie dreszcz. Zbyt długo żyłam w przeświadczeniu, że jestem rodzoną córką papy – człowieka, który uparcie mnie odrzucał i którego miłości tak bardzo pragnęłam. I oto po latach pojęłam, że za każdym razem, kiedy patrzył na mnie, myślał o jej dawnym kochanku, jej ojczymie, a moim ojcu i dziadku – Tonym Tattertonie.

Ta wiedza przenikała mnie grozą do szpiku kości. Jakże podłe, żałosne okazało się moje prawdziwe dziedzictwo! Nie ośmieliłam się powiedzieć o tym Loganowi. Jego niewinność doznałaby wstrząsu, gdyby się dowiedział, do czego są zdolni bogacze, którzy rządzą tym światem. Ale było też coś jeszcze. Tamtego ostatniego dnia w Farthinggale Manor, kiedy na plaży Tony opowiedział mi o śmierci Troya, zobaczyłam w jego oczach przebłysk uczucia silniejszego od żałoby – czystego, zwierzęcego pożądania. Wtedy pojęłam, że muszę trzymać się od niego z daleka. Dlatego nie odpowiadałam na jego telefony i nie otwierałam listów, których stos rósł na moim biurku; dlatego też wolałam, żeby papa, a nie Tony poprowadził mnie do ołtarza. Choć papa nie był moim prawdziwym ojcem, nadal pragnęłam jego miłości. Ze strony Tony’ego miałam tej miłości aż za wiele.

Ponieważ jednak nie wyjawiłam Loganowi wstydliwej prawdy o moim pochodzeniu, musiałam oficjalnie wysłać Tony’emu zaproszenie ślubne. A Tatterton, szczwany lis, odpisał nie mnie, lecz Loganowi, wyjaśniając, że babcia Jillian jest tak chora, że prawdopodobnie nie będzie mógł zostawić jej i przyjechać. Nalegał za to, żebyśmy przyjechali do Farthy, gdzie urządzi nam ślubne przyjęcie, jakiego w Massachusetts jeszcze nie widziano. Logan był tak zachwycony zaproszeniem, że z niechęcią się zgodziłam, abyśmy wpadli tam na cztery dni, zanim udamy się na miesiąc miodowy do Virginia Beach. Po powrocie mieliśmy zamieszkać na Wzgórzach Strachu, dopóki nie wybudujemy sobie nowego domu na przedmieściach Winnerrow.

Jednak nie wszystkie nasze plany realizowały się gładko. Wczesnym rankiem w dniu ślubu usłyszałam pukanie do drzwi. Prawie nie spałam tej nocy; byłam zbyt przejęta i podekscytowana, by zasnąć. Zeszłam na dół w koszuli i otworzyłam listonoszowi. Przywitał mnie pogodnie.

– Mam dla pani przesyłkę poleconą. Proszę pokwitować.

Dzień był piękny, niebo błękitne bez ani jednej chmurki, jakby Bóg uśmiechał się do mnie z góry, każąc słonecznemu blaskowi przegnać wszystkie smutki. Byłam tak szczęśliwa i pełna radości, że miałam ochotę listonosza uściskać.

Kiedy oddałam mu podstawkę z długopisem, z uśmiechem dotknął daszka służbowej czapki.

– Życzę szczęścia na nowej drodze życia. Wiem, że dzisiaj bierze pani ślub.

– Dziękuję. – Patrzyłam, jak wsiada do dżipa, i pomachałam mu na pożegnanie. A potem zatrzasnęłam drzwi i poszłam do kuchni, żeby na stole otworzyć przesyłkę. Pewnie kolejna karta z życzeniami. Może od Tony’ego, który w ostatniej chwili zdecydował się przyjechać.

Niecierpliwie rozdarłam kopertę i wyjęłam z niej niewielką kartkę. To, co tam przeczytałam, natychmiast ściągnęło moje serce na ziemię jak balon, z którego nagle uszło powietrze. Powoli opadłam na krzesło. Serce tłukło mi się w piersi ogłuszającym rytmem, z oczu pociekły łzy, rozmywając litery na papierze.

Kochana Heaven!

Niestety, pilne sprawy związane z cyrkiem nie pozwoliły mi przyjechać na Twój ślub. Stacie i ja życzymy szczęścia Tobie i Loganowi na nowej drodze życia.

Całuję, papa

Kolejna łza upadła na papier, znacząc na nim mokry ślad i rozmywając słowa. Zmięłam list w garści. Nie próbowałam już powstrzymać łez. Strugami płynęły po policzkach, w ustach czułam ich słony smak.

Płakałam z wielu powodów, ale przede wszystkim dlatego, iż miałam nadzieję, że to wydarzenie pogodzi mnie wreszcie z papą i zaczniemy być sobie bliscy. I choć to Logan namówił mnie, żebym go zaprosiła, w głębi duszy sama tego pragnęłam. Wyobrażałam sobie papę, postawnego i szykownego, w eleganckim smokingu, jak trzyma mnie za rękę i na pytanie pastora: „Kto oddaje tę pannę młodą?”, odpowiada swoim głębokim głosem: „Ja”.

Mój ślub miał być ukoronowaniem całego procesu wybaczenia – on miał mi wybaczyć, że przychodząc na świat, przyczyniłam się do śmierci Leigh, jego anioła; ja zaś miałam jemu wybaczyć, że sprzedał nas obcym ludziom. Gotowa byłam przyjąć wyjaśnienie Tony’ego, który wierzył, że ojciec sprzedał swoje dzieci, gdyż nie był w stanie ich utrzymać i uważał, że tak będzie dla nas lepiej.

Nic z tego nie miało się spełnić.

Odetchnęłam głęboko i otarłam łzy z twarzy. Trudno, nic na to nie poradzę, pomyślałam. Muszę się skoncentrować na Loganie i na naszym ślubie. Nie ma czasu na złość i roztkliwianie się nad sobą. Zwłaszcza że papa zawsze mnie odrzucał. Sama będę musiała doprowadzić się do ołtarza.

Na niecałą godzinę przed uroczystością przyjechała Fanny z Randallem Wilcoxem, żeby zawieźć mnie do kościoła. Randall okazał się dobrze ułożonym, skromnym młodym człowiekiem o marchewkowej czuprynie i jasnej cerze. Czoło miał usiane drobnymi piegami. W jego twarzy wyróżniały się jasnoniebieskie oczy o czystym, kryształowym lśnieniu. Myślałam, że będzie wyglądał poważniej, tymczasem miał w sobie świeżość i niewinność dziecka, i trzymał się Fanny jak szczeniak.

– Patrzcie no, Heaven Leigh Casteel wygląda jak dziewica! – wykrzyknęła siostra, mocniej przytulając się do Randalla. Jej kruczoczarne włosy były karbowane i fantazyjnie roztrzepane, co nadawało jej wygląd ulicznej prostytutki. Już wcześniej sugerowałam, żeby je upięła, bo spodziewałam się takiej fryzury, ale jak zwykle nie posłuchała mnie. – Dobrze mówię, Randall?

Szybko przesunął po nas spojrzeniem, wyraźnie niegotowy na potwierdzenie sarkastycznej uwagi swojej ukochanej.

– Ślicznie wyglądasz – rzekł dyplomatycznie.

– Dzięki, Randall – prychnęła.

Zerknęłam na siebie w lustrze, poprawiłam fryzurę i przypięłam bukiecik do przegubu.

– Jestem gotowa – powiedziałam.

– Jakżeby nie – skwitowała moja siostra. – Od zawsze żeś się szykowała na ten dzień. – Przez moment, mimo tej jawnej zazdrości, zrobiło mi się jej żal. Fanny bezustannie usiłowała ściągnąć na siebie uwagę i chciała być kochana, ale wszystko psuła i ciągle przez to cierpiała.

– Świetnie wyglądasz w tej sukience – pochwaliłam. Wcześniej byłyśmy w mieście i kupiłam jej jasnoniebieską sukienkę z halką, aby dobrze prezentowała się jako druhna. Ale Fanny nie byłaby sobą, gdyby nie dokonała przeróbek. Obniżyła dekolt do granic przyzwoitości i zwęziła boki, aż sukienka zrobiła się wyzywająco obcisła.

– Serio? Niezłą mam teraz figurę, co? – powiedziała, lubieżnie przesuwając dłońmi po swoich piersiach i biodrach, jednocześnie zerkając znacząco na Randalla. Zaczerwienił się. – Nie roztyłam się po porodzie i szybko wróciłam do dawnego rozmiaru, nie tak jak większość bab. – Odwróciła się do mnie. – Randall zna nasz mały sekret i wie o Darcy. A ty uważaj, siostruniu, żeby cały miot małych Stonewallów nie popsuł ci figury.

– Nie zamierzam szybko mieć dzieci – odparłam.

– Czyżby? Lepiej zapytaj Logana Stonewalla, jak na to patrzy. Maisie Setterton mówi, że on ciągle gada, jaka wielka rodzina mu się marzy. Ty mi to powiedziałeś, nie, Randall?

Wiedziałam, że z rozmysłem wspomniała o Maisie, żeby wzbudzić we mnie zazdrość.

– No, niezupełnie tak mówiłem… – stropił się.

– W porządku, Randall – wtrąciłam szybko. – Fanny nie powiedziała tego złośliwie, prawda, Fanny?

– Pewno, że nie – przytaknęła skwapliwie. – Powtórzyłam tylko, co gadała Maisie.

– No widzisz? – Randall zaczął się śmiać. Fanny połapała się, że się z niej nabija.

– A właśnie że tak powiedziała! – zaperzyła się. – Może zresztą kto inny mi o tym mówił, nie ty. – Znów uśmieszek pojawił się na jej twarzy. – Tak czy siak nie mogę uwierzyć, żeś się zgodziła, aby wielebny Waysie dam wam ślub.

– Miałam swoje powody. – Uśmiechnęłam się do siebie. Naprawdę miałam powody i Fanny je znała. Chodziło o to, że pastor Wise kupił ją od papy i zabrał do swojego domu, gdzie zaszła z nim w ciążę. A potem zabrał jej dziecko i ogłosił światu, że urodziła je jego żona. Próbowałam pomóc siostrze i wykupić małą Darcy, lecz mi się nie udało. Fanny nigdy mi tego nie wybaczyła. I tak obie dzieliłyśmy mroczny sekret pochodzenia tego dziecka. A teraz chciałam spojrzeć pastorowi w oczy, kiedy będzie udzielał ślubu mnie i Loganowi. Chciałam unieważnić wszystko, co mi powiedział, kiedy przyszłam do niego, żądając zwrotu córki prawdziwej matce. „Nie znasz mnie” – rzuciłam mu w twarz.

Oczy zwęziły mu się w szparki i błyszczały spod opuszczonych powiek, kiedy odpowiedział mi: „Mylisz się, Heaven Leigh Casteel. Bardzo dobrze cię znam. Jesteś najbardziej niebezpiecznym typem kobiety, jaki widział świat. Nosisz w sobie ziarna autodestrukcji, niszczysz też tych, którzy cię kochają. Wielu będzie cię kochać za piękną buzię i ponętne ciało, ale wszystkich zawiedziesz, uważając, że oni cię pierwsi zawiodą. Jesteś idealistką w najgorszym, dramatycznie niszczycielskim wydaniu – romantyczną idealistką. Urodzoną po to, żeby niszczyć i ulec samozniszczeniu!”.

Pragnęłam, by zobaczył inną Heaven Leigh Casteel; by udławił się swoimi proroctwami, swoją religijną butą i grzeszną hipokryzją.

– Może i masz swoje powody. – Fanny zachichotała. – Ale mówię ci, że stary Waysie dostanie piany, kiedy będzie musiał ogłosić Logana i ciebie mężem i żoną. Nie mogę się doczekać, żeby to zobaczyć. Kurde, ale będzie cyrk!

– Możemy jechać? – zapytałam.

Ceremonia była dokładnie taka, jaką sobie wymarzyłam, a nawet jeszcze lepsza. Zjawili się prawie wszyscy zaproszeni goście. Czterech chłopców z mojej klasy pełniło rolę porządkowych. Poinstruowałam ich, aby usadzali ludzi w ławach jak popadnie, burząc zasady ustalone w kongregacji. Ludzie z gór mieszali się z miastowymi i wielu dawnym wybrańcom wypadło siedzieć na końcu, za pospólstwem.

Mieszkańcy Wzgórz Strachu uśmiechali się do mnie, a ich twarze były pełne radości, wręcz euforii. Miastowi, ukrywając niesmak, robili dobrą minę do złej gry i spoglądali na mnie z wyrazem niechętnej aprobaty. W końcu miałam poślubić Logana Stonewalla, a to w ich oczach oznaczało niesłychany awans wywłoki z gór na damę z miasta, która wkrótce zamieszka w pięknym domu w Winnerrow. Widziałam to w ich twarzach – liczyli, że szybko zapomnę o swoich korzeniach. Zasłużyłam sobie na ich respekt, ale nie na zrozumienie. Byli przekonani, że zrobiłam to wszystko wyłącznie dlatego, by wkraść się między nich.

Ojciec Logana stał obok syna, na miejscu drużby, które powinien zajmować mój kochany, tragicznie zmarły brat Tom. Moje serce na moment zgubiło rytm, a oczy zaszkliły się łzami, kiedy wspomniałam, jak dzika bestia zabrała mu życie. Poza Fanny, która szła obok mnie, zarzucając włosami, prężąc biust i posyłając zalotne spojrzenia co bardziej przystojnym męskim członkom kongregacji, nie było przy mnie nikogo z rodziny. Dziadek umarł. Luke i jego nowa żona harowali w cyrku, który niedawno stał się ich własnością. Tom nie żył. Keith i Jane wyjechali do liceum z internatem, a nasze obecne więzy nie były tak bliskie, jak sobie wymarzyłam. Moja rodzona babcia mieszkała w Farthy, zagubiona w swojej przeszłości, mamrocząc do siebie słowa bez związku. Tony szefował zabawkarskiemu imperium Tattertonów i pewnie dręczył się, że tego dnia będę już należała do innego mężczyzny, a nie do niego.

Pastor Wise, wysoki i imponujący jak zawsze, uniósł wzrok znad Biblii i popatrzył na mnie z wysokości swojej mównicy. Wytworny czarny garnitur leżał na nim nienagannie, pastor wyglądał w nim tak samo szczupło jak tego dnia, kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy.

Na moment poczułam dawny lęk i respekt przed tym człowiekiem, ale gdy skrzyżowały się spojrzenia moje i Logana, smutne wspomnienia uleciały, jak gdyby nagle słońce przedarło się przez ciemne chmury. To był przecież mój ślub, moja wielka chwila i Logan, jeszcze bardziej przystojny niż zwykle, stał obok i trzymał mnie za rękę, gotów wprowadzić nas w nowe, wspólne życie.

Jak piękny może być ślub dwojga ludzi, którzy prawdziwie się kochają, myślałam. To była świętość, skarb, od którego rosło serce. Czułam się, jakbym szła w powietrzu, lekka i szczęśliwa. Przypomniałam sobie noce, kiedy patrzyłam w gwiazdy i wyobrażałam sobie, że ja i Logan jesteśmy księżniczką i księciem z bajki. Pojawił się w moim życiu nagle, jak rycerz w lśniącej zbroi, gotów wspierać damę swego serca i poświęcić się dla niej, aby potem, jak to w bajkach bywa, mogli żyć razem długo i szczęśliwie.

Serce zatrzepotało mi w piersi i zaczerwieniłam się pod welonem.

Pastor Wise spoglądał na mnie w milczeniu, a potem wzniósł oczy ku kościelnemu sklepieniu i zaczął:

– Módlmy się. Panu niech będą dzięki za Jego nieskończone łaski. Oto dziś zezwolił nam napełnić serca radością. Ślub jest nowym początkiem; początkiem nowego życia i szansą służenia Bogu na nowej drodze. Za chwilę wstąpią też na nią Heaven Leigh Casteel i Logan Stonewall.

Zwrócił się do Logana.

– Loganie Stonewall – zaintonował uroczyście – czy pragniesz wziąć tę kobietę, Heaven Leigh Casteel, za swoją prawnie poślubioną małżonkę, aby trwać przy niej na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie, w bogactwie i w biedzie, póki śmierć was nie rozłączy?

Logan odwrócił się do mnie, a jego twarz i oczy promieniały uwielbieniem.

– Pragnę z całego serca – oświadczył.

– Heaven Leigh Casteel – teraz pastor Wise przemówił do mnie – czy pragniesz wziąć tego mężczyznę, Logana Stonewalla, za swojego prawnie poślubionego małżonka, aby trwać przy nim na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie, w bogactwie i w biedzie, póki śmierć was nie rozłączy?

Popatrzyłam Loganowi w oczy i szepnęłam:

– Tak.

– Kto ma obrączki? – zapytał pastor.

Fanny wysunęła się naprzód.

– Ja mam, wielebny – powiedziała z uśmieszkiem, podsuwając mu odwrócone dłonie. Na każdej leżała ślubna obrączka. Moja siostra skłoniła się głęboko, tak aby mógł zajrzeć w rowek pomiędzy jej piersiami, i upewniwszy się, że Waysie patrzy, podała nam obrączki.

Logan, wkładając mi na palec złoty krążek, obdarzył mnie najłagodniejszym z uśmiechów.

– Tą obrączką poślubiam ciebie – rzekł.

Odpowiedziałam tymi samymi słowami.

– Z woli Boga i naszego zbawcy, Jezusa Chrystusa – zaintonował pastor – ogłaszam was mężem i żoną. Co Bóg złączył, człowiek niech nie waży się rozłączyć. Możesz pocałować teraz swoją żonę, Loganie.

Logan pocałował mnie z żarem, z jakim nigdy dotąd tego nie czynił. A potem ujął mnie pod ramię i poprowadził przez nawę do wyjścia. Kiedy byliśmy przy drzwiach, pastor Wise zawołał:

– Panie i panowie, złóżcie życzenia państwu młodym!

Ludzie natychmiast otoczyli nas kręgiem, przede wszystkim ci z miasta. Tak jakby msza, zaślubiny i założenie obrączek potwierdziły wreszcie, że jestem jedną z nich.

Przed kościołem kapela Longchampów zaczęła grać melodyjnego walca. Kiedy już wszyscy złożyli nam życzenia, przyszła pora na pierwszy taniec młodej pary. Zobaczyłam, że ludzie ze Wzgórz Strachu trzymają się z tyłu, onieśmieleni i niepewni. Pocałowałam Logana w policzek, mówiąc, żeby zaczekał chwilę, i podeszłam do skrzypka, jednego z najlepszych, jakiego wydały tutejsze góry.

– Zagraj skoczny taniec – poprosiłam.

Muzyka ruszyła z kopyta, a moi ziomkowie od razu zaczęli przytupywać i klaskać. Objęłam męża w pasie i wspominając najlepsze chwile młodości, ruszyłam z nim w tany.

Miastowi stali i przyglądali się, jak ludzie z gór jeden po drugim przyłączają się do zabawy. Kiedy nastąpiła zmiana, Logan został porwany przez najładniejszą z moich uczennic. Mnie zagarnął nasz dawny sąsiad, Race McGee. A potem rozbawiony górski ludek zaczął wciągać do tańca miastowych sztywniaków.

– Miejsce dla druhny! – krzyknęła nagle Fanny. Odciągnęła Logana od partnerki, położyła mu dłonie na pośladkach i przylgnąwszy do niego całym ciałem, puściła się z nim w szalony taniec. Kiedy muzyka ucichła, oznajmiła: – Pora pocałować mężusia! – Wpiła się ustami w jego usta, namiętnie wciskając w nie język.

Dopiero po dłuższej chwili Logan zdołał się uwolnić z jej objęć. Głośny, triumfalny śmiech Fanny na moment zdominował muzykę jak dźwięk alarmu, który powinien mnie ostrzec. Słyszałam go, ale to był mój dzień i nie mogłam pozwolić, aby Fanny czy ktokolwiek inny mi go zepsuł.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: