Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

W cieniu fleszy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 maja 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

W cieniu fleszy - ebook

Ta zaskakująca opowieść o miłości niemal niemożliwej poruszy serce każdej kobiety.

Młoda i niewierząca w siebie Emily wyjeżdża na wakacje do Miami ze swoją niezbyt przyjemną rodziną. Pobyt w mieście pełnym słońca i poznanie tajemniczego Mata bardzo zmieni nieśmiałą bohaterkę. Początkowo zwiedziona pozorami, stopniowo odkryje prawdę o swoim kochanku, rodzinie i o sobie samej. Dawne rodzinne konflikty, przygody, przyjaźnie i miłości dziewczyna ujrzy w inny sposób, sama zaś znajdzie się niechcący w ogniu fleszy paparazzich…

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7942-288-3
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Część I

Nieśmiałość to skutek poczucia własnej niższości.

Jane Austen, „Rozważna i romantyczna”

I

Młoda, spacerująca po plaży kobieta nie wyróżniała się szczególnie z tłumu, większość przechodniów nie zwróciła na nią swojej uwagi, bo ludzie są na ogół ślepi. Nie była blondynką, miała naturalnie złote włosy, jej oczy nie były po prostu niebieskie, były głębokie jak ocean i błyszczały jak szafiry. W jej drobnym, chudym ciele kryły się pokłady siły, wrażliwości i skromności. Jednak ludzie tego nie dostrzegali, nie tylko obcy, przechodnie, rodzina, ona sama też.

Emily wolnym krokiem szła wzdłuż Miami Beach, powłócząc nogami, wpatrywała się w spienione wody Atlantyku, był dziś taki jak ona, zrezygnowany i spokojny. Wiał delikatny wiaterek, a nieba nie przesłaniała ani jedna, choćby mała, chmurka. Słońce rozgrzewało jej bladą skórę, lekka bryza zaś ją chłodziła. Gorący piasek zdawał się masować jej małe stopy, kiedy po nim stąpała. Raj, ktoś mógłby pomyśleć, była na wakacjach z rodziną, ale uciekała w samotność, kiedy tylko mogła. Czuła się źle ze swoimi bliskimi, wymagającym ojcem, Johnem, który nie znosił sprzeciwu i był wyraźnie rozczarowany swoją młodszą córką. Z mamą, Lucy, też nie dogadywała się dobrze, gdyż ta całą swą miłość była w stanie ofiarować tylko jednemu swemu dziecku. Nie interesowała się Emily, nie pomagała i nie wspierała jej. Em miała rodzeństwo i zawsze się zastanawiała, czy się z tego powodu cieszy czy też nie. Brat, Justin, nie był szczególnie trudny, żył swoim życiem i starał się izolować od reszty krewnych jak tylko mógł, jednakże ostatnio jego stosunek do Em uległ znacznej zmianie. Za to Jennifer miała wszystko, czego Emily zawsze chciała – była wysoka, piękna, wyjątkowa i zjawiskowa. Zawsze dostawała to, czego chciała, miała znajomych, dobry gust i idealną pracę. Miała też Jacka. Jacka, w którym Emily podkochiwała się od czasów szkoły, ale niby skąd ktokolwiek mógłby o tym wiedzieć?

Lekka, przeźroczysta, długa do ziemi spódnica Emily była mokra od wody i brudna od piasku, chwyciła ją więc na wysokości kolan i szła dalej, nieważne gdzie, byle dalej, żeby być przez chwilę sama.

Jednak chwile słodkiej samotności nigdy nie trwały długo, wracając tą samą drogą, podziwiała ludzi, jedni byli szczęśliwi, drudzy nie, jedni się opalali, drudzy grali w piłkę, pewien mały chłopczyk próbował wraz z tatą puszczać latawiec, inne dziecko skrupulatnie powiększało swój skromny zamek z piasku. Gdzieś z boku pewna znana kobieta wraz ze swoją świtą i obstawą próbowała w spokoju się opalać, ku uciesze facetów z aparatami. Emily uśmiechnęła się sama do siebie, pomyślała, że ona przynajmniej jest wolna, pomijając swoją zaborczą rodzinę. Skręciła w stronę białego, imponującego hotelu, przeszła koło baru przy plaży i skierowała się do jednego z wejść, powitał ją chłód marmuru i morze światła przepuszczanego przez obszerne okna. Miłe, śliczne, opalone recepcjonistki w białych uniformach i z różowymi kwiatami we włosach kiwnęły jej głowami na powitanie. Tuż przy windzie pojawił się równie miły młody chłopak, również w białym uniformie, wiedział, na które piętro jedzie Emily, wszedł z nią do windy i wcisnął odpowiedni guziczek, a kiedy opuszczała windę, uśmiechnął się do niej czarująco. Kroczyła białym chodnikiem, co chwilkę mijając pokaźne donice z rzadkimi, kolorowymi kwiatami oraz las białych drzwi. Dotarła wreszcie do swoich, na szczęście miała swój własny, prywatny pokój, użyła karty, otworzyła starannie wykonane drzwi i weszła do lazurowego pokoju. Kiedy przekraczała jego próg, opuszczało ją napięcie, tak samo było z plażą, odprężała się i była wręcz zadowolona. Morski odcień ścian uspokajał ją i wprawiał w dobry nastrój, a widok rozpościerający się przez szklaną ścianę zapierał dech w piersiach, zatrzymała się na moment, chcąc podziwiać ten cud i pobiegła przebrać ubrudzoną spódnicę na dżinsowe szorty. Związała rozpuszczone, sięgające do połowy pleców włosy w warkocz, chwyciła niedużą torbę i wybiegła z tej oazy spokoju na spotkanie ze swoją toksyczną rodziną. Boy hotelowy, ten sam, z którym jechała windą chwilę wcześniej, zanotował zmianę spódnicy na szorty na duży plus i wyraził aprobatę promiennym uśmiechem. Zresztą odwzajemnionym. Spóźniona wpadła do dużego oszklonego holu, gdzie czekała już na nią cała zniecierpliwiona familia. Matka nawet nie zwróciła na nią uwagi, ojciec spojrzał karcącym wzrokiem i po prostu ruszył w stronę wyjścia, dając tym samym znak reszcie, że ma iść za nim. Jennifer dumnie uniosła głowę i uwieszona na ramieniu Jacka, który jak zwykle słodko się uśmiechał, poszła w ślady ojca. I tylko Justin łaskawie przywitał się z siostrą, widocznie zadowolony z jej poczynań.

– Cześć Em! Powiedz, jak ty to robisz? Nikt tak nie potrafi wyprowadzić ojca z równowagi jak ty.

– Wierz mi, nie robię tego specjalnie. – Uśmiechnęła się do brata.

– Musimy jakoś przetrwać to zwiedzanie…

– Ja lubię zwiedzać. – Napuszyła się.

– Ja też, ale nie z nimi. – Wskazał na pozostałych członków klanu Smith, idących tuż przed nimi.

– Nie będzie tak źle… – Sama chciała w to wierzyć.

– A może byśmy im uciekli?

– Kusząca propozycja, ale ja naprawdę chcę zobaczyć ten klasztor. – Spojrzała na brata z politowaniem.

– W takim razie będę musiał dotrzymać ci towarzystwa, bo inaczej grozi ci z nimi ostry dyżur! – Roześmiał się głośno, co zaowocowało kolejnym zruganiem przez Johna.

W milczeniu pośpieszyli do małego, wynajętego busa, podśmiechując się pod nosem. Zajęli razem tylne miejsca i skupili się na Jennifer i Jacku, Justinowi nie umknęło to, jak jego siostrzyczka Emily wpatruje się w przyszłego szwagra, on sam nie przepadał za Jennifer i uważał, że są razem z Jackiem siebie warci, więc powinno to wyjść na dobre Em.

– Ślicznie razem wyglądają, co nie? – Rzucił cicho do siedzącej z nim Emily, jego uwadze nie uszedł wywołany przez to stwierdzenie grymas na jej twarzy.

– Tak, pasują do siebie, oboje są idealni. – Uśmiechnęła się krzywo.

– Ciesz się, że wybrał Jen, to nie facet dla ciebie. – Szepnął, a Em na chwilę wstrzymała oddech.

– Justin… – Chciała się wytłumaczyć, ale nie dał jej skończyć.

– Wiem, że się w nim od dawna podkochujesz, ale wierz mi, zasługujesz na kogoś lepszego.

– Och, daj spokój, popatrz na niego – odpuściła sobie udawanie przed bratem – jest przystojny, uprzejmy, inteligentny, szanuje kobiety i w ogóle nic, tylko się zakochać… – Uśmiechnęła się nieśmiało.

– Bo tak go widzisz, z mojego punktu widzenia to idiota, zadufany w sobie dupek i w dodatku ślepy. – Wyszczerzył zęby w aroganckim uśmiechu.

– Wybacz, ale tyle lat się w niego wpatruję, że nie zmienię zdania w parę minut.

– Emily, zaczynam utwierdzać się w przekonaniu, iż ty też jesteś jakby… zaślepiona.

– Być może…

Tak gawędząc na temat wad i zalet ich przyszłego, wspólnego szwagra, dotarli na miejsce, wysypali się z busa z zaciekawieniem w oczach, niczym prawdziwi turyści. Em uniosła duży aparat i kiedy złapała idealne ujęcie, zrobiła pierwsze dziś zdjęcie.

Klasztor św. Bernarda z Clairvaux bardzo ją interesował, był nietypowy, gdyż został zbudowany nie tylko dawno temu, ale też bardzo daleko – w XII wieku w Hiszpanii; nazwano go imieniem mnicha Bernarda tuż po jego kanonizacji. Przez wiele lat był domem dla wielu zakonników, do czasu, kiedy został zajęty, sprzedany i przerobiony na stajnię i spichlerz. Dopiero w 1925 roku budowlę kupił William Randolph Hearst, kościół został całkowicie rozebrany i w skrzyniach przewieziony do Nowego Jorku. Jednak ponownie został złożony dopiero w 1954 roku, tutaj, w Miami Beach. Jest popularny nie tylko ze względu na samą swoją budowę, ale również przez fakt przylegających do niego imponujących ogrodów oraz liczne posągi i rzeźbione herby darczyńców.

Emily chłonęła wszystko ciekawskim okiem i rejestrowała, uwieczniając to na licznych zdjęciach; fakt, iż wnętrze klasztoru można fotografować, niezmiernie ją ucieszył. Odnalazła w skromnym tłumie brata i robiąc zbliżenie, nacisnęła przycisk migawki, uśmiechając się z zadowoleniem. Te wakacje miały jeden duży plus, zaczęła się dogadywać z bratem, wręcz go polubiła. Justin z rękami w kieszeniach nieśpiesznie do niej podszedł i wziął od niej aparat.

– Daj, ty też musisz mieć jakieś zdjęcie. – Powiedział, po czym zaczął pstrykać zdjęcia jedno za drugim.

– Może już wystarczy? Po co tyle takich samych zdjęć Emily? – Usłyszeli piskliwy głos Jen.

– Nie mogę się oprzeć przed robieniem fotek pięknym kobietom. – Odpowiedział, wciąż biegając z obiektywem za unikającą go Em.

– Daj już spokój i skup się na tym. – Powiedziała Emily i wskazała ręką na otaczającą ich przestrzeń. A było na co popatrzeć, klasztor robił wrażenie. Justin oddał jej aparat.

– Em. jesteśmy w Miami! Weź zaszalej, odpuść trochę tym starym kościółkom i wdaj się w jakiś romans…

– Może sam sobie romansuj. – Po raz kolejny uwieczniła brata na tle okazałej budowli.

– A kto powiedział, że tego nie robię? Ale ty też powinnaś o sobie pomyśleć. – Posłał jej zagadkowe spojrzenie.

– Jedyne, o czym teraz myślę, to szukanie nowej pracy.

– Dlaczego nie chcesz pracy u ojca? – Spytał, jakby nie znał odpowiedzi.

– Naprawdę zadałeś to pytanie? – Spojrzała w wizjer swojego aparatu i uchwyciła magiczny ogród.

– Przecież prawie byś go nie spotykała.

– Nie chcę mieć z nim nic wspólnego, zwłaszcza w sprawach mojego utrzymania.

– Ale na wakacje zgodziłaś się jechać, mimo iż ojciec je finansuje?

– Dobrze wiesz, że nie miałam wyboru, bo z corocznych wspólnych, rodzinnych wakacji nie możemy zrezygnować. – Zmieniła głos tak, by brzmiała bardziej jak ich ojciec.

– Och, ja już prawie zrezygnowałem, kiedy nagle dowiedziałem się, że tym razem jedziemy do Miami.

– Serio?

– Tak, ten jeden, jedyny raz Jennifer udało się wymyślić coś fajnego.

– Nie powiem, też jestem zadowolona, poza obecnością Jacka, tylko to mnie dobija.

– Mówię ci, nie ma nic lepszego niż wakacyjny romans!

– I takiej rady udziela mi starszy brat? – Roześmiała się.

Całą drogę powrotną wysłuchiwali narzekań Jen, jak to się niezmiernie nudziła i marnowała czas, mogąc się w tym momencie opalać i robić zakupy. Em przeglądała na wyświetlaczu w aparacie zrobione zdjęcia, już zastanawiając się, które z nich wywołać, miała bowiem przesadny stosunek do fotografii. Uwielbiała robić zdjęcia, ale i później je podziwiać w imponujących albumach, które prowadziła, ot takie jej hobby, oczywiście głośno wyszydzane przez Jen i rodziców, Justin jak do tej pory nie odezwał się na temat jej zdjęciowej manii.

Teraz, jadąc przez miasto, musiała przyznać, że Miami robi wrażenie, te wszystkie budynki, doskonałe pod względem architektonicznym, sklepy, restauracje, kluby, całe nocne życie, plaże i palmy w jednym miejscu musiały przyciągać masę spragnionych tego wszystkiego ludzi. I tak też było. Oczywiście nie można pominąć tych wszystkich gwiazd, które wiecznie się tu kręciły, po dwóch dniach w tym „raju” stwierdziła, iż więcej celebrytów w jednym miejscu można zobaczyć chyba tylko w Los Angeles. Kiedy tylko dojechali na miejsce, pośpiesznie opuściła samochód i szybkim krokiem ruszyła do hotelu, zdążyła jednak jeszcze usłyszeć głos mamy, oznajmiający, iż za godzinę wszyscy spotykają się wspólnie na kolacji w hotelowej restauracji. Ponownie poczuła się zrezygnowana i osłabiona, weszła więc do dużego oszklonego prysznica i puściła gorącą wodę, dziękowała temu komuś, kto wymyślił prysznic, rewelacyjne urządzenie, pomagające człowiekowi wrócić do świata żywych. Wysuszyła tylko włosy, nic więcej z nimi nie robiąc, bo niby po co? Na twarz nałożyła delikatny makijaż, ale tylko dlatego, że bez niego naraziłaby się na karcące spojrzenie matki. Zdawała sobie również sprawę, że zawsze na kolacje z rodziną ma zakładać sukienkę, tak też zrobiła, wybrała lekką i zwiewną sukienkę w kolorze brzoskwiniowym, którą kupiła na ostatnich zakupach z Meg; przypominając sobie o przyjaciółce, odnotowała w pamięci, iż musi niezwłocznie do niej zadzwonić. Powolnym krokiem, w płaskich sandałkach, udała się do restauracji.

Czas był cudowny, słońce już chyliło się ku zachodowi, sprawiając, że temperatura wreszcie robiła się znośna, wiatr dmuchał w ciężkie palmowe liście, na małych okrągłych stoliczkach pozaświecano kolorowe świece, których zapach mieszał się z cudownym aromatem podawanych potraw i wonią kwitnących wokół kwiatów. Atmosferę restauracji osładzał również widok na morze i plażę, do której było bezpośrednie zejście, w mgnieniu oka Em postanowiła, iż zaraz po kolacji z niego skorzysta.

Widok jej rodziny siedzącej wspólnie przy stole, śmiejącej się i tak pasującej do tego miejsca, ją rozczulił i podniósł na duchu, może przesadza z osądem swoich bliskich…

Podeszła do nich ze szczerym uśmiechem na ustach i zajęła wolne miejsce między Justinem i Jennifer.

– Wreszcie jesteś, już mieliśmy zamawiać bez ciebie. – Usłyszała ostry głos matki, ale nic nie odpowiedziała.

– Ślicznie wyglądasz, siostra. – Szepnął jej do ucha brat.

– Podlizujesz się, tylko nie wiem, po co. – Odpowiedziała mu ze śmiechem i zajęła się kartą dań.

– Nie muszę się podlizywać i tak lubisz mnie najbardziej z obecnego tu towarzystwa.

– Więc po co te komplemenciki? Chyba zjem dziś łososia…

– Dobry wybór, na przystawkę proponuję ci ten ser – wskazał potrawę w swojej karcie – jadłem wczoraj, smakuje jak kawałek nieba. Komplementuję tylko wtedy, kiedy kobieta zasługuje na pochwałę.

– Minąłeś się z powołaniem… A deser?

– Deser wybierzemy później. Moim powołaniem, kochana siostro, jest dogadzanie kobietom.

– Och, ja jestem twoją siostrą, więc chyba się nie kwalifikuję.

– Tu mam za zadanie podnieść cię na duchu i dodać trochę pewności siebie.

– No wiesz? Nie mam depresji i nie jestem desperatką.

– Jeszcze. – Uśmiechnął się rozbrajająco.

– O czym tak szepczecie? Nie wiecie, że przy stole nie ma się tajemnic? – Usłyszeli naganę z ust Jennifer, która wyraźnie czuła się ignorowana i nie była z tego zadowolona.

– Wybrałaś już, Jen? – Justin zwrócił wreszcie na nią swoją uwagę.

– Tak. – Powiedziała, po czym przywołała kelnera.

Złożyli zamówienie, Justin poprosił kelnera także o przyniesienie butelki dobrego, wytrawnego, białego wina, idealnego oczywiście do łososia, stwierdził, iż Em przyda się odrobina alkoholu. I jak postanowił, tak zrobił, dzięki jego perswazjom, już po zjedzeniu przystawki, Emily raczyła się drugim kieliszkiem wina, które wyraźnie jej smakowało, wiedział, iż siostra ma w tej dziedzinie dobry gust, chociaż ona sama z pewnością nie zdawała sobie z tego sprawy. Wyraźnie się rozluźniła i nie zwracała już tak dużej uwagi na przyklejonych do siebie Jen i Jacka. Przyniesiono danie główne i zapanowała względna cisza, wszyscy zajęli się jedzeniem, kieliszek Em po raz trzeci został napełniony, Justin wiedział, że siostra ma bardzo słabą głowę i ciekaw był efektów większej niż zwykle dawki alkoholu.

– Justin, łosoś jest wspaniały! Musisz kiedyś spróbować. – Już nie mówiła szeptem, wręcz krzyczała, zapewne za sprawą nadmiernej ilości procentów.

– Nie omieszkam. – Uśmiechnął się. – Jeszcze wina?

– O tak, zdecydowanie!

– Odnoszę wrażenie, że wystarczy wina jak na jeden wieczór dla Emily. – Powiedział stanowczo ojciec. Justin, widząc jego spojrzenie, odłożył butelkę na stolik.

– To może deserek, siostrzyczko? – Popatrzył współczująco na Em, całe życie była kontrolowana i poniżana przez resztę rodziny, początkowo nie zwracał na to uwagi, ale ostatnimi czasy ich stosunki znacznie się poprawiły i zaczął martwić się o siostrę.

– Właściwie to już coś zamówiłem, pozwolicie? – Odezwał się Jack.

– Oczywiście Jack, cokolwiek to jest, na pewno będzie pyszne. – Em zwróciła swoje rozkochane oczy w stronę chłopaka Jennifer. A Justin słysząc to, delikatnie uszczypnął ją w rękę, żeby się opamiętała.

Jack przywołał kelnera i coś szeptał mu do ucha, po chwili przed każdym stał mały talerzyk z kilkoma drobnymi, eleganckimi truflami. Em nie cierpiała trufli, jednak wzięła jedną i głośno zachwycała się ich smakiem, wywołując tym samym ciche podśmiechiwanie się brata. Justin był wyraźnie zadowolony, oglądanie siostry w stanie lekkiego upojenia alkoholowego rozbawiło go do reszty. Jen poszła w ślady siostry i poczęstowała się śliczną, małą truflą, a że był to jej ulubiony przysmak, wyraźnie można było zauważyć na jej twarzy błogi wyraz satysfakcji. Nie trwało to jednak długo, już po chwili Jennifer była wyraźnie zaniepokojona i jakby coś przeżuwała w ustach, mimo iż była w towarzystwie, sięgnęła ręką do ust i wyjęła… pierścionek.

Ogromny pierścionek z gigantycznym brylantem robił wrażenie, akcja jakby nagle nabrała tempa, Jen skołowana wpatrywała się w pierścionek, Jack już klęczał a w dłoniach, nie wiadomo skąd, miał ogromny bukiet róż i prosił ją o rękę, Lucy wręcz skakała z radości, John nic nie mówiąc, również wyraził swoją aprobatę, Jen wreszcie powiedziała tak, a Emily po prostu zemdlała.

Justin złapał ją w ostatnim momencie i zaczął tłumaczyć przed rodziną.

– Chyba jednak za dużo wypiła, zajmę się nią. – Powiedział i nie czekając na odpowiedź kogokolwiek z rodziny, wyprowadził Em podtrzymując ją, aby się nie przewróciła.

Opuścili z restaurację i Justin pomógł jej usiąść na małej ławce, tuż obok dużej palmy, z dala od ludzi.

– Wszystko w porządku, Em?

– Nie bardzo! Mój chłopak się żeni!

– Ściślej rzecz ujmując, to nie jest twój chłopak. – Objął ją ramieniem i głaskał po głowie.

– Nie wiem, czy to przetrawię. Boże, dlaczego musiałam się zakochać akurat w narzeczonym siostry?

– Pierwsza zwróciłaś na niego uwagę, ale teraz już się nie dąsaj, nie możesz dać tej satysfakcji Jen.

– Myślisz, że ona wie?! – Krzyknęła spanikowana.

– Oczywiście…

Emily schowała twarz w dłoniach. – Chcę wracać do domu!

– Wytrzymasz, po prostu ich unikaj, nie wiem, udawaj, że jesteś chora i zajmij się sobą. Teraz będą rozmawiać tylko o ślubie, a ty musisz się do tego przyzwyczaić i to zaakceptować. Swoją drogą oświadczył się koszmarnie, myślałem, że się nie powstrzymam i zacznę się śmiać.

– Muszę pobyć chwilę sama, dzięki Justin, za wszystko… – Pocałowała brata w policzek, zdjęła buty i pobiegła w stronę zejścia na plażę. Brat jej nie zatrzymywał.

Christopher biegł po najsłynniejszej plaży w Miami, jakby to był zwykły jogging, tyle że nie był, Chris uciekał, pędził do swojego hotelu, co sił w nogach i tylko raz pozwolił sobie na spojrzenie za siebie, tuż przed hotelem obejrzał się i wylądował na piasku.

Szybko założył z powrotem okulary przeciwsłoneczne, które w wyniku upadku całe były z piasku, rozejrzał się, znalazł swoją bejsbolówkę, nałożył ją na rozczochrane włosy i wtedy zauważył dziewczynę.

Cholera, musiałem na nią wpaść, pomyślał, chwycił ją za rękę i pomógł jej wstać, wydawała się trochę wstawiona, to tłumaczyło, dlaczego jej nie zauważył. Spytał tylko:

– Wszystko w porządku?

– Wszyscy mnie o to pytają. – Uśmiechnęła się i w tym momencie był już pewny, że miała do czynienia z alkoholem. Nie miał czasu, mimo to przyjrzał się jej uważnie, poza kacem nic jej nie będzie, zostawił ją więc i pobiegł do hotelu.

Emily zebrała swoje buty, wygładziła sukienkę i włosy, i po raz kolejny w złym humorze usiadła na piasku, słońce już prawie zaszło, a ciepła woda co chwilę zalewała jej bose stopy. Odchyliła głowę do tyłu i poddała się myślom. Co było z nią nie tak? Zastanawiała się. Czuła się samotna, zwłaszcza bez Meg, Justin co prawda był dobrym kompanem i stale ją rozśmieszał, ale nie załatał tej pustki, którą odczuwała. Poza tym była bezrobotna, straciła pracę w agencji reklamowej na poczet nowej, ładniejszej kobiety, która była siostrzenicą szefa. Nawet gdyby chciała posłuchać rady brata, nie miała szans na romans, skoro nawet facet, który prawię ją stratował, nie zwrócił na nią uwagi. Czyżby była niewidzialna? Zaczęło do niej docierać, że chyba użala się nad sobą. Dlatego też podniosła się z mokrego piasku i z butami w dłoni ruszyła do swojego pokoju. Położyła się spać pełna optymizmu.II

Radość jednak nie trwała długo, a plan unikania Jen i Jacka spełzł na niczym, zanim Em w ogóle podniosła się z łóżka. Obudziło ją bowiem głośne, namolne pukanie do drzwi i coraz głośniejsze krzyki Jennifer. Wreszcie Emily wręcz stoczyła się z łóżka, wczoraj wypite wino wyraźnie nie dało o sobie zapomnieć, serwując jej kaca i potworny ból głowy. Podeszła do drzwi, wciąż miała na sobie brzoskwiniową sukienkę, otworzyła.

Jennifer nawet nie zwróciła na nią uwagi, wparowała do pokoju niczym tajfun w skąpym, odblaskowym, pomarańczowym bikini i wyrzucała z siebie informacje z prędkością dorównującą z pewnością japońskiemu pociągowi Maglev. Jaki to Jack jest cudowny, jaki pierścionek jest wspaniały, jacy są wszyscy szczęśliwi, jak to ona zaczyna nowe życie, jakież to wszystko jest niesamowite. Emily tylko słuchała i od czasu do czasu potakiwała głową, wreszcie wzięła aspirynę i wyszła do łazienki wziąć zbawienny prysznic. Jednak siostra nic sobie z tego nie robiła i dalej krzyczała tak, aby było ją słychać przez drzwi łazienki. Na szczęście lejąca się z deszczownicy woda ją zagłuszyła. Kiedy Em zakręciła wodę, siostra w dalszym ciągu przypominała o swojej obecności, jednak po chwili krzyknęła:

– Do zobaczenia później! – I już jej nie było.

Emily odetchnęła z ulgą i wyszła z łazienki owinięta tylko w biały, hotelowy ręcznik, znalazła swoją komórkę i z wilgotnymi włosami wyszła na balkon, oparła się o balustradę, podziwiając rozpościerający się przed nią widok i wybrała numer Megan. Ta odebrała już po drugim sygnale.

– Cześć! Dlaczego nie dzwoniłaś?? I jak jest? Tak wspaniale, jak sobie wyobrażam? – Meg była osobą aż nazbyt rozgadaną i pogodną, w pełni się uzupełniały. Em zapatrzona w fale aż się uśmiechnęła.

– Tak, jest wspaniale… Musimy kiedyś razem tu przyjechać. Zobaczyłabyś tu kilku swoich ulubionych celebrytów. – Meg miała fioła na punkcie gwiazd.

– Nawet mi o ty nie wspominaj, bo dostaję białej gorączki!

– Chętnie bym się teraz z tobą zamieniła miejscami.

– Mała, nie zaczynaj…

– Jack oświadczył się Jen. – Powiedziała zupełnie spokojnie. A Meg odpowiedziała dopiero po chwili milczenia.

– To wiele tłumaczy, trzymasz się jakoś?

– Justin mi pomaga, nie jest źle, nawet udało mu się mnie wczoraj upić. – Roześmiała się.

– To akurat nic trudnego, masz tak słabą głowę, że upijasz się jednym piwem.

– No, nie przesadzaj znowu!

– Powinnaś się cieszyć, jesteś ekonomiczna. Kac męczy?

– Nie aż tak, jak powinien.

– Co dziś będziecie robić? – Dopytywała się zaciekawiona Meg.

– Dziś mamy się opalać i obijać, bo tak chce Jen.

– A ty wolałabyś oczywiście zwiedzać… Dlaczego nie pojedziesz gdzieś sama?

– O tak, już widzę, jak oznajmiam to ojcu. – Uśmiechnęła się na to wyobrażenie.

– Na Boga, Emily, masz dwadzieścia sześć lat.

– I boję się ojca, co w tym dziwnego?

– Sama sobie odpowiedz.

– Nie kłóćmy się. A jak tam twój nowy chłopak… Mark…? Dobrze pamiętam?

– Nie ma już Marka.

– Powinno mi być przykro?

– Nie bardzo. – Meg się roześmiała.

– Jak będę z powrotem w Nowym Jorku, musimy poszaleć.

– Ooo! A to coś nowego, nie poznaję koleżanki!

– Justin robi mi pranie mózgu.

– I dobrze mu idzie, muszę mu podziękować.

– Bardzo śmieszne, będę kończyć, muszę się pokazać rodzicom, chociaż po wczorajszej akcji nie wiem, czego się spodziewać.

– Głowa do góry i zapomnij wreszcie o Jacku, to naprawdę dupek.

– Tylko dlaczego ja tego nie dostrzegam?

– Miłość jest ślepa, kochana! Baw się dobrze i zadzwoń czasem.

– Jasne, trzymaj się, pa.

– Pa, pa, pa! – Rozłączyła się, a Emily jeszcze przez chwilę chłonęła piękno Florydy.

Założyła czarne bikini, na to kremową, luźną tunikę, duży słomkowy kapelusz, wzięła okulary, torbę, japonki, wodę i wyszła z pokoju. Jej stały towarzysz w windzie kolejny raz się uśmiechając, wyraził aprobatę dla jej wyglądu, ale w dalszym ciągu się nie odezwał. Pominąwszy ten fakt, przeszła przez hol, minęła hotelowy basen i chcąc unikać swojej rodziny, udała się na plażę. Zadowolona z siebie wyciągnęła z torby biały ręcznik, rozłożyła go na piasku i usiadła, przez chwilę obserwowała ludzi, ocean, życie, po czym zdjęła tunikę, okulary i kapelusz. Chciała się położyć, kiedy dopadła ją Jen.

– Chodź, Em. Zagramy w siatkówkę plażową! Będzie super! – Była podekscytowana niczym dziecko, Emily zauważyła grupkę ludzi obstających przy siatce.

– Nie jestem pewna; wiesz, że nie umiem grać…

– Nie, umiesz, tylko ci się nie chce.

– Może poszukaj kogoś innego, Jen. Mam lekkiego kaca i chciałabym odpocząć.

– Chodź, Em. Trochę ruchu dobrze ci zrobi. – Justin chwycił ją za obie ręce i podniósł z ręcznika, a gdy dalej się opierała, przerzucił ją przez ramię i zaniósł na miejsce.

– Nie musiałeś tego robić. – Odburknęła.

– W przyszłości nie przyjdzie ci do głowy mi się sprzeciwiać. – Uśmiechnął się zawadiacko.

Chris obserwował całą scenę z bliskiej odległości, poznał dziewczynę, na którą wczoraj wpadł, od razu, kiedy pojawiła się na plaży. Była ładna, szczupła, wydawało mu się, iż trochę nieśmiała, miło się na nią patrzyło. Potem podeszła do niej prawdziwa piękność, wysoka, idealna figura, długie po pas ciemne włosy i drogie bikini. Widocznie zaczęła na coś namawiać pannę nieśmiałą, ale ta nie chciała się zgodzić, zaraz po tym pojawił się facet, wyglądał jak brat tej drugiej ślicznotki: wysoki, przystojny, ewidentnie dbał o wygląd. Szybkim ruchem przerzucił sobie dziewczynę przez ramię i zaniósł pod siatkę, Chris drgnął na ten widok, nie wiedzieć czemu. A więc o to chodziło, chcieli ją namówić, żeby zagrała. Szybko zauważył, iż liczba graczy jest nieparzysta, wiedziony impulsem ruszył w ich stronę i zdeklarował chęć gry. Ona też go rozpoznała, mimo iż miał wczoraj na sobie okulary i czapeczkę, kobieta na jego widok wyraźnie się zarumieniła, co bardzo mu się spodobało.

Emily nie miała najmniejszej ochoty grać w jakąś głupią grę, została w to wciągnięta siłą i jeszcze jakoś by to przełknęła, gdyby nie ostatni zawodnik. Dosłownie spłonęła rumieńcem na jego widok, a on wyraźnie tym ubawiony, uśmiechnął się. Cholera, to ten facet, którego wczoraj stratowałam! – Krzyczał głos w jej myślach. Podzielili się na drużyny, mężczyzna, jak się okazało, miał na imię Matthew i został przydzielony razem z nią do jednej drużyny wraz z Jennifer i Jackiem, wydawało jej się, że do siatkówki plażowej cztery osoby w drużynie to stanowczo za dużo, ale widocznie panowały w tym momencie inne zasady. Piłka poszła w ruch i gra się zaczęła. Jen oczywiście przejęła pałeczkę, ustawiła ją i nowego, Mata, z przodu, kiedy ona i Jack byli razem z tyłu. Po dziesięciu minutach Em zauważyła z dumą, że jeszcze nie zdążyła się zbłaźnić, więc nie jest źle, Mat, mimo iż był w ogromnych okularach słonecznych, wyraźnie się jej przyglądał, a kiedy znalazł się bliżej niej, zebrała się na odwagę i odezwała.

– Przepraszam za ten incydent wczoraj… – Powiedziała cicho, a on się czarująco uśmiechnął.

– Właściwie to moja wina, w dodatku tak cię zostawiłem, śpieszyło mi się…

– Jak widać, jestem cała i zdrowa.

– Kac już nie męczy? – Rzucił z tajemniczym uśmiechem i odbił piłkę.

– Chyba naprawdę musiałam być pijana, skoro to zauważyłeś.

– Gdybyś była trzeźwa, pewnie nie wylądowalibyśmy na piasku. – Znowu odbił piłkę, podając do Em, a ta ścięła ją przez siatkę i zdobyła punkt.

– Całkiem nieźle. – Pochwalił ją.

– Jeszcze chwilę temu mówiłeś, że to jednak twoja wina…

– Spostrzegawcza jesteś, ale może zostawmy ten temat. Długo tu jesteś?

– Parę dni.

– Wakacje?

– Tak.

– Przestańcie gadać i skupcie się na grze! Emily, postaraj się w końcu! – Jennifer była wyraźnie wkurzona.

Chris zauważył, że owa piękna Jennifer dyryguje Emily i fakt, iż ta druga się na to zgadzała, denerwował go. Swoją drogą ładne imię: Emily, podobało mu się, Nie wiedział, co łączy Em z Jen, ale od razu zauważył, że Jennifer jest piękna tylko z zewnątrz, a Emily chciało się bliżej poznać i to właśnie planował zrobić. Zaprosić ją na kawę, spacer, gdziekolwiek, już zabierał się do tego, bo skończyli mecz, ale pojawił się ten przystojny facet i objął Em ramieniem, a ona była z tego powodu wyraźnie zadowolona, Mat znowu poczuł się dziwnie.

– Jen, pierwszy raz cię ograłem i czuję się z tym dobrze! – Powiedział z dumą Justin. – Emily, chyba nie masz mi tego za złe?

– Oczywiście, że mam, ja przecież też przegrałam.

– Mat, kiedy rewanż?

– Kiedy tylko chcesz. – Chris włożył ręce do kieszeni swoich szortów i czekał, co stanie się dalej.

– Muszę uciekać, mam randkę. Jen, Em, widzimy się na kolacji?

– Oczywiście. – Odpowiedziała Jennifer i już prowadziła Jacka w stronę hotelu.

– Jasne, o ile zdążysz. – Podśmiechując się, odparła Em i pocałowała gościa w policzek, Chris już nic z tego nie rozumiał. Nagle został sam, Justin odszedł w stronę hotelu i Chris zaczął się rozglądać za Emily, chociaż widział, że nie powinien zawierać żadnych znajomości.

Dostrzegł ją na ręczniku, gdzie wcześniej odpoczywała, niewiele myśląc, poszedł w jej stronę.

Em dopiero co zaczęła normalnie oddychać, usiadła na ręczniku, założyła okulary i kapelusz, chciała się odizolować, ale nie zawsze chcieć znaczy móc. Po chwili znów wstrzymała oddech, podszedł do niej Matthew i usiadł obok niej, opierając łokcie na kolanach. Mimo luźnych, prostych ubrań od razu zauważyła, że miał idealne ciało, jego twarz pokrywał kilkudniowy zarost, ale to akurat jej się podobało u mężczyzn, nie rozstawał się z okularami i czapeczką, zwróciła jednak uwagę, że czarne włosy aż prosiły się o podcięcie, nie widziała jednak jak dotąd oczu. Pozostawał jeszcze uśmiech… taki seksowny…, wzdrygnęła się na tę myśl.

– Co robisz wieczorem, Emily? – Powiedział spokojnie, patrząc przed siebie na fale wdzierające się na piasek.

– Jem kolację z rodziną. – Też nie patrzyła w jego stronę.

– A więc Jen i Justin to twoja rodzina? – Spostrzegł, że go nie zaprosiła, co więcej, w ogóle nie miała takiego zamiaru.

– Tak, to moje rodzeństwo.

– Nie jesteś do nich podobna.

– Bardziej przypominam ojca.

– Nie tylko z wyglądu – odwrócił głowę i popatrzył na nią przez ciemne okulary – baw się dobrze, Emily. – Powiedział i po prostu odszedł.

A Em wciąż siedziała na plaży i starała się uspokoić oddech, ten mężczyzna wyraźnie przyśpieszał jej puls. Świat nagle zwolnił i znowu dostrzegała to, co się wokół niej dzieje, odprężyła się, położyła na ręczniku i opalała, potem pływała, ponownie się opalała i jeszcze raz pływała. Po tych chwilach spokoju i relaksu zmuszona była wrócić do hotelu i coś ze sobą zrobić przed kolacją, matka wymagała od niej szczególnej dbałości o wygląd. Założyła więc elegancką, ale prostą sukienkę i upięła włosy, nałożyła znikomy makijaż i delikatną biżuterię, odetchnęła głęboko i opuściła pokój. W białym, przestronnym korytarzu wpadła na Jacka. Kiedy go widziała, przepełniała ją zawsze fala uczuć, których nijak nie mogła poskromić, a kiedy byli sami, dostawała dreszczy podniecenia, uwielbiała tego faceta, narzeczonego siostry i czuła się z tym źle.

– Cześć, Emily. Gotowa?

– Tak.

– No to chodźmy. – Ujął ją pod ramię i poprowadził do windy.

– A gdzie Jen?

– Jest już w restauracji, zapomniała torebki. – Dopiero teraz zauważyła, iż miał w jednej dłoni damską torebkę.

– Jak zwykle będę spóźniona. – Jack się uśmiechnął.

– Nikogo to nie zdziwi. Posłuchaj, Em… wiem, że bardzo to przeżywasz…

– Co przeżywam? – Obudził jej czujność.

– Moje zaręczyny z Jennifer, nie chciałem zrobić ci przykrości… Wiem, że kiedyś ci na mnie zależało… – Nie mógł się wysłowić, a Em wstrzymała powietrze i poczuła ogromny wstyd.

– Nie powinno ci być przykro, Jack. Nie interesujesz mnie… w ten sposób. Bardzo się cieszę, że postanowiliście się pobrać. – Skłamała.

– Uff, kamień spadł mi z serca, nie chciałbym żadnych kłótni czy problemów. – Emily poczuła, że jej serce jest teraz ciężkie niczym kamień. Drzwi windy się rozsunęły, wyszli z niej oboje do przestronnego holu i skierowali się do restauracji.

Wszyscy zainteresowani siedzieli już przy stoliku i głośno coś komentowali, Jen roześmiała się na głos, swoim perlistym, pięknym śmiechem, zwracając tym samym na siebie uwagę ludzi przebywających w lokalu.

Emily była w opłakanym stanie, czuła się podle. Fakt, iż Jack wiedział, jakimi darzy go uczuciami, sprawiał, że chciała uciec stąd jak najdalej, w dodatku wciąż prowadził ją pod ramię, a jego dotyk stał się palący. Była skrępowana i zawstydzona, w dodatku odczuwała coś na znak upokorzenia i poniżenia. Chciałaby teraz móc schować głowę w piasek. Przywitała się zdawkowo z rodziną i zajęła wolne miejsce obok Justina, który zaniepokoił się jej wyglądem.

– Co jest, mała? – W jego głosie dostrzegła troskę, która była jej czymś tak obcym w kontaktach z rodziną.

– Nic takiego… – Chciała go zbyć i zajęła się menu.

– Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha. – Em pomyślała, że właściwie to, co powiedział Jack, można porównać do ducha.

– Jack zapytał, czy nie będę robić problemów z powodu jego zaręczyn z Jen, bo wie, że się w nim podkochuję… – Wyszeptała, a Justin spoważniał jeszcze bardziej, ale nic nie odpowiedział, posłał jej tylko współczujące spojrzenie.

Wieczór ze względu na milczenie Justina i Emily nie był ani trochę bardziej sztywny, pozostała część rodziny doskonale się bawiła, snując domysły i przypuszczenia na temat ślubu Jen i Jacka, który planowano dość szybko. Cała wizja ślubu została przedstawiona przy kolacji – od ilości druhen, ich strojów, kolorów, kwiatów, obrączek z białego złota z brylantami, po markę wina, nieograniczoną liczbę gości i podróż poślubną, wszystko oczywiście zdeklarował się pokryć John, ku zadowoleniu przyszłych małżonków. Emily starała się po prostu wyłączyć, rodzina skrupulatnie jej to utrudniała, ciągle pytając ją o zdanie, choć nigdy wcześniej tego nie robiła. Musiała zadzwonić do Megan, potrzebowała jej optymizmu i dobrego słowa.

– Panna Emily Smith? – Usłyszała pytanie kelnera i zaskoczona obróciła głowę.

– Tak? – Kelner nie odpowiedział. Jak tylko dowiedział się, która z kobiet to Emily, nalał jej kieliszek szampana i postawił go przed nią, a całą butelkę na stoliku. Zaskoczona przeczytała: – Cristal, rocznik 2005… Nie rozumiem… O co chodzi? – Dopytywała się.

– To prezent. – Odpowiedział po prostu kelner i dyskretnie dał jej do ręki małą kopertę.

– Ktoś z państwa również życzy sobie szampana? – Jennifer nie mogła odmówić sobie tej przyjemności, więc przed nią również postawiono smukły kieliszek do połowy napełniony płynem z bąbelkami.

– W takim razie proszę podziękować darczyńcy. – Uśmiechnęła się pod wpływem nagłego przypływu radości, ściskając w dłoni kopertę. Chciała przemilczeć cała sytuację, ale Jen przystąpiła do ataku.

– Kto mógł ci przysłać szampana, o czymś nie wiemy, Emily? – Uśmiechnęła się przebiegle.

– Sama chciałabym to wiedzieć, Jennifer. – Posłała siostrze słodki uśmiech.

– Więc może otworzysz ten liścik i nas oświecisz? – Jen nie dawała za wygraną.

– Obawiam się, iż list jest do mnie, a nie do wszystkich, pozwolę sobie więc otworzyć go na osobności. – Jen aż poczerwieniała ze złości, wyraźnie była niezadowolona z faktu, że Em ktoś przysłał szampana i to nie byle jakiego.

Emily była tak zadowolona z siebie i uradowana, że mogłaby przysiąc, iż zauważyła na kamiennym obliczu ojca cień uśmiechu; przekonywała jednak samą siebie, że musiało jej się to przewidzieć. Jadła w pośpiechu i kiedy tylko dobre maniery i etykieta pozwoliły jej odejść od stołu, zrobiła to niezwłocznie. Justin o nic nie pytał, a z jego oblicza można było wyczytać rozbawienie i zadowolenie. Pobiegła na plażę i usiadła nad brzegiem, słońce już prawie zaszło i stworzyło magiczną atmosferę, odbijając się od tafli spokojnego dziś morza. Plaża wciąż była pełna ludzi, za plecami Em, wzdłuż plaży piętrzyły się liczne hotele i wytworne wieżowce, podobało jej się tu. Wzięła głęboki oddech i zakopując stopy w piasku, powoli otwierała małą kopertę. Wyjęła z niej kremowy bilecik i czując narastające podniecenie, zaczęła czytać napisany odręcznie tekst.

Patrzę właśnie na Ciebie i nie mogę się pozbyć wrażenia,

iż potrzebujesz pomocy… Szampan zawsze pomaga.

Matthew

Uśmiechnęła się sama do siebie. Miał rację, szampan pomógł jej i nawet sprawił, że poczuła radość. A Matthew? To intrygujący mężczyzna, chyba jedyny, który w ogóle zwrócił na nią swoją uwagę, roztaczała się wokół niego aura tajemniczości pociągająca Emily. Był zdecydowanie zdumiewającym facetem i szalenie przystojnym, mimo iż starannie starał się to ukrywać. Em, myśląc o palącym spojrzeniu Mata, podarła w dłoniach liścik, wstała i spacerując, wyrzuciła go w nadpływającą falę, szeroko się przy tym uśmiechając.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: