Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

W co wierzą dorośli? Z cyklu: Frania chce wiedzieć - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Kwiecień 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

W co wierzą dorośli? Z cyklu: Frania chce wiedzieć - ebook


Ośmioletnia Frania lubi bawić się w detektywa i badać skomplikowany świat dorosłych. Zauważa pewnego dnia, że jej bliscy nie są zgodni w jednej sprawie - chodzenia do kościoła. Postanowiła przeprowadzić wywiad z każdym, kto będzie miał coś ciekawego do powiedzenia. Jej rodzina jest nietypowa - mama i tata mieszkają osobno, mają dwie oddzielne rodziny, dziadkowie są konserwatywni, jedna ciocia zwiedza świat, a druga mieszka w Londynie. Ponieważ każdy z dorosłych mówi coś innego, Frania ma ciężki orzech do zgryzienia.

„W co wierzą dorośli?” to książka promująca tolerancję religijną, w której w przystępny sposób z perspektywy dziecka pokazane są różne światy i różne poglądy dorosłych. Główne przesłanie jest takie, że każdy ma prawo do swojego zdania, swojego sposobu na życie i swoich wyborów. Książka ma na celu otworzyć dzieci na wszelkie inności. Biorąc pod uwagę, jak wiele wojen wybucha na tle religijnym, rozsądne wydaje się pokazywanie dzieciom od najmłodszych lat, że inności nie należy się bać, ani nią gardzić, bo każdy człowiek jest inny.


Anna Kapczyńska

PoznaniANKA od urodzenia, JeżycjANKA z wyboru. Miłośniczka absurdu. Mama ośmioletniej Zuzanny. Autorka sztuki pt. „Strzelić Focha” wystawianej na deskach Teatru MplusM, w której odgrywa drugoplanową rolę. Pisze bloga „Grube Nici” promującego cuda wychodzące spod rąk i maszyny zdolnej manualnie koleżanki. Inicjatorka i współzałożycielka kameralnego klubu dla kobiet „Sąsiadki”, który mieści się na ulicy Zacisze, na poznańskich Jeżycach.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7859-149-8
Rozmiar pliku: 683 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział I

Konkurs

Jestem Frania, mam 8 lat i chodzę już do drugiej klasy, która znajduje się na pierwszym piętrze naszej szkoły. Na parterze uczą się dzieci z pierwszej klasy i z zerówki, chociaż te z zerówki to się w ogóle nie uczą, tylko ciągle bawią. To takie szkolne przedszkolaki. Nie siedzą w ławkach, tylko przy stolikach; malują, rysują i robią kółko graniaste. Dobrze o tym wiem, bo kiedyś sama byłam w zerówce. Ale to było dawno. Potem była pierwsza klasa, też na parterze. Druga i trzecia klasa sąna pierwszym piętrze, a czwarta, piąta i szósta − na drugim. Trochę to skomplikowane, ale tylko dlatego, że szkoła jest za mała. Gdyby miała siedem pięter, to wiadomo byłoby, na którym piętrze jest która klasa i nie trzeba by było zapamiętywać.

Lubię chodzić do szkoły, bo mam fajne koleżanki i miłą panią. Poza tym w szkole wciąż coś się dzieje. Najbardziej lubię informatykę, bo na informatyce pani pozwala grzecznym dzieciom grać w gry komputerowe. Ponieważ ja i Mania zazwyczaj jesteśmy grzeczne, to możemy grać. Ogólnie to jesteśmy grzeczne prawie zawsze, bo nie krzyczymy i nie bijemy się jak niektórzy chłopcy. Jedyne, z czym mamy problem, to z trzymaniem buzi na kłódkę − zwłaszcza po weekendzie. Jak nie widzimy się przez dwa dni, to mamy z Manią tyle spraw do obgadania, że nie da się nic nie mówić, naprawdę nic na to nie możemy poradzić.

Moje ciocie często pytają − jak w szkole, jaki jest twój ulubiony przedmiot? A czego nie lubisz? A ja lubię wszystko, no, może trochę nie lubię basenu, jak nam każą nurkować i woda wlatuje do nosa. Mówiłam o tym mamie, ale ona nie chce tego słuchać, mówi, że dobrze jest nauczyć się pływać. No to się uczę.

Lubię pisać i ładnie czytam, lubię też liczyć. Lubię robić pracę plastyczne i śpiewać. Największy kłopot mam jednak z religią. W pierwszej klasie to ją nawet lubiłam, dużo rysowaliśmy i kolorowaliśmy święte obrazki. Ale w tym roku siostra Leokadia zaczęła mówić o Pierwszej Komunii Świętej, którą będziemy mieć w trzeciej klasie. Że będziemy się do niej przygotowywać długo, bo to ważny dzień. Na razie nie wiem zupełnie, o co chodzi, ale na pewno dowiem się w swoim czasie, jak mawia dziadek Staszek. Na razie siostra Leokadia powiedziała, że powinniśmy co tydzień w niedzielę uczestniczyć we mszy świętej. Z rodzicami! To, co u innych było łatwe, u mnie było jak zwykle pokręcone. No bo tak: Mania mieszka z mamą, tatą i bratem. Co niedzielę razem chodzą do kościoła. Rodzice Mani chcieliby nawet , żeby ona śpiewała w chórze kościelnym i ona by też trochę chciała, ale mówi, że za bardzo się wstydzi. A moja rodzina jest kompletnie zwariowana. No bo tak: mam trzy domy. Ten, w którym mieszkam, jest stary i mieści się w centrum miasta, blisko przystanku tramwajowego. Mieszkam w nim z moją mamą, jej chłopakiem Michałem i psem Bzikiem. Mój drugi dom jest za miastem i mieszka w nim mój tata ze swoją żoną Esterą. Jak się tak nad tym zastanowić, to nie jest ani blisko, ani daleko. Żaden tramwaj tam nie jeździ, ale samochodem jedzie się szybko. Wiem, bo tata przyjeżdża po mnie czasem w piątek, a czasem w sobotę i wtedy jadę do niego. Mam u niego swój pokój, swoje zabawki, swoje niektóre ubrania, szczoteczkę, pastę do zębów i piżamkę. Tylko muszę pamiętać, żeby zawsze wziąć ze sobą mojego ukochanego psa Azorka, nie takiego prawdziwego, tylko przytulankę. Raz zapomniałam go wziąć i nie dość, że było mi bardzo przykro, to jeszcze nie mogłam zasnąć. A do mojego trzeciego domu można pojechać tramwajem. Mieszkają w nim babcia i dziadek. Często jeździmy do nich z mamą, ale bez Michała, bo on dużo pracuje i za bardzo nie ma czasu.Rozdział II

Dziadkowie

Weekend u dziadków zapowiadał się wspaniale. Moja mama zadzwoniła wcześniej do mamy Edzia i Karoliny, którzy mieszkali na tym samym piętrze, co dziadek i powiedziała, że przyjeżdżam. Edek to mój kolega „od zawsze”, a Karolina to jego młodsza siostra. Gdy się dowiedzieli, że przyjeżdżam, bardzo się ucieszyli i zaczęli wymyślać, w co będziemy się bawić. Najczęściej bawimy się w dom, czasem gramy w gry planszowe, a gdy jest ładna pogoda, idziemy na plac zabaw. Ale tym razem pogoda była paskudna − jak to w listopadzie. Było szaro, buro i mokro. Mama chciała mnie zawieźć do dziadka po obiedzie, ale uprosiłam ją, żebyśmy jechały już po śniadaniu, bo nie mogłam się doczekać świetnej zabawy. I było super! Bawiliśmy się w zespół rockowy. Ja grałam tak na niby na gitarze, Edek grał na perkusji (czyli na garnkach), a Karolina śpiewała. Zrobiliśmy koncert dla rodziców Edka i Karoliny, czyli dla mojej cioci i wujka. Bawiłam się u nich cały dzień z przerwą na obiad, ale i tak, kiedy musiałam iść na kolację do dziadka, chcieliśmy się dalej ze sobą bawić. Dziadek jednak powiedział, że jutro też jest dzień i że na mnie już czas. To niesprawiedliwe! Dlaczego jak się spędza miło czas, to on tak szybko mija? Umówiłam się z Edkiem, że jutro po kościele do nich jeszcze przyjdę. I pewnie się spotkamy w kościele.

Następnego dnia babcia obudziła mnie na śniadanie − ona z dziadkiem dawno już wstali. Śniadanie było pyszne − jajko na miękko z solą i majonezem i chlebek z białym serkiem i szczypiorkiem. Potem babcia dała mi ładnie wyprasowaną sukienkę i uczesała mnie w dwa warkoczyki, a w każdy warkoczyk wplotła czerwoną kokardę. Przejrzałam się w lustrze − wyglądałam pięknie. Szkoda, że jest tak zimno i muszę zakładać płaszczyk − nikt nie będzie mógł zobaczyć mojej pięknej sukienki. Babcia kazała mi założyć czapkę, chociaż według mnie nie było aż tak zimno. Ale cóż, z babcią się nie dyskutuje.

W kościele było tak jak zawsze. Ksiądz mówił dużo rzeczy, których nie rozumiałam, trochę śpiewania, czasami się siedziało, czasami stało, a czasami trzeba było uklęknąć. W pewnym momencie ksiądz zawołał do siebie wszystkie dzieci. Ja jednak nie chciałam iść, bo nikogo nie znałam i czułam się nieswojo, wolałam trzymać dziadka za rękę. Ksiądz zadawał pytania proste jak świński ogon, jak mówi dziadek. Chociaż właściwie nie wiem, dlaczego tak mówi, bo przecież świński ogon wcale nie jest prosty. Ale kto by nadążył za dorosłymi. Wcześniej ksiądz czytał pewną historię o panu Jezusie, która była dość ciekawa, a potem były do tego te pytania. Wiem, o co chodziło, bo nasza pani Grażyna też tak się z nami bawi i to się nazywa „słuchanie ze zrozumieniem”. Szkoda tylko, że nie byłam bardziej odważna, bo ci, którzy ładnie odpowiadali, dostali w nagrodę obrazek. Trudno, może następnym razem.Rozdział III

Michał

Nie cierpię wcześnie wstawać, zwłaszcza w poniedziałki. Ale kiedyjuż się obudzę i ubiorę, to się cieszę, że idę do szkoły, bo znów spotkam się z Manią i wszystko będę mogła jej opowiedzieć. Ona ciągle mówi, że mi zazdrości mojej zwariowanej rodziny, tego, że u mnie wciąż się coś dzieje i tego, że za każdym razem inaczej spędzam niedzielę. Ja lubię moją zwariowaną rodzinę, ale czasem zazdroszczę jej niezwariowania. Jakie to wszystko jest odwrotne! Jedni mają tak, a inni mają siak i ci, któryz mają tak, chcieliby czasem mieć siak, a ci, którzy mają siak, chcieliby mieć tak. Mam nadzieję, że wiadomo, co mam na myśli.

W ten poniedziałek okazało się jednak, że to Mania ma mi więcej do powiedzenia niż ja jej. W poniedziałek Mania powiedziała mi o tym, że dała kartkę bożonarodzeniową na konkurs na mszy, opowiedziała też o swoich emocjachpodczas losowania. Niestety − nie wygrała. Wygrał Piotrek z III C, ale ksiądz powiedział, że na następną mszę znów przynosimy kartki i tym razem zostaną wylosowane trzy prace, a nie jedna. Ta informacja zepsuła mi humor. Znów nie mogę wziąć udziału w losowaniu, bo będę u taty! Przez chwilę nawet miałyśmy z Manią taki pomysł, że ja wykonam kartkę, a Mania zaniesie ją do kościoła za mnie, ale to jednak nie był do końca mądry pomysł. Bo co się stanie, jeśli wylosują moją kartkę, a mnie nie będzie? Wszystko by się wydało. Znów musiałam zrezygnować, to niesprawiedliwe! Dobra wiadomość była z kolei taka, że wkrótce zacznie się adwent i będzie można chodzić do kościoła na roraty z lampionami! Wcześniej siostra Leokadia mówiła nam o tym na religii, pokazywała też zdjęcia z poprzednich lat. Lampiony to takie wykonane własnoręcznie lampki . Lubię prace ręczne, już się nie mogłam doczekać, aż zacznę robić mój lampion. W głowie miałam prawie gotowy projekt . Przy wykonywaniu poproszę o pomoc Michała, on się zna na takich rzeczach.

Okazja nadarzyła się jeszcze tego samego dnia, bo okazało się, że mama musiała pojechać na jakieś spotkanie służbowe. Do szkoły po mnie przyszedł Michał z psem Bzikiem i ponieważ mama wracała dopiero wieczorem, mieliśmy razem spędzić popołudnie.

− Michał, czy pomożesz mi zrobić lampion adwentowy? − zapytałam.

− Pewnie, to nic trudnego. Potrzebujemy małej latarki, a klosz zrobimy z tektury albo z butelki po wodzie. Będziemy potrzebowali czegoś do ozdoby, czyli jakieś kolorowe papiery, krepy − tu będziesz musiała się wykazać. Ja odpowiadam za oprawę techniczną, a ty − za stronę artystyczną.

− Pasuje! − zgodziłam się i przybiliśmy piątkę.

Po drodze kupiliśmy latarkę i od razu po powrocie do domu zabraliśmy się do pracy. Pomyślałam, że to doskonała okazja, żeby dowiedzieć się czegoś w sprawie, która mnie ostatnio bardzo interesuje.

− Michaaaaał… − zagadnęłam podczas wycinania gwiazdek.

− Tak Franek? − nazywał mnie tak, jakbym była chłopcem.

− Dlaczego ty nie chodzisz do kościoła?

− A dlaczego miałbym chodzić? − Chciał wiedzieć.

− Babcia mówi, że do kościoła chodzić trzeba, żeby dostać się do nieba. A dziadek powiedział, że w niebie można spotkać swoich przyjaciół i znajomych. Nie chcesz iść do nieba?

Michał uśmiechnął się.Rozdział IV

U taty

Tata przyjechał po mnie w piątek wieczorem. Bardzo się z tego ucieszyłam, bo o tej porze roku było już ciemno i mogłam mu od razu zaprezentować mój lampion. I wzięłam go ze sobą, żeby pokazać Esterze. Bardzo jej się podobał. Zaproponowałam, że zrobimy wspólnie jeszcze jeden dla dzidzi, bo Estera ma w brzuchu dzidzię, mojego małego brata Szymona, który dopiero się urodzi.

Estera uśmiechnęła się i pogłaskała mnie po głowie:

− Kochana jesteś Franiu, będziesz wspaniałą starszą siostrą – lubiłam, kiedy tak mówiła. To była dla mnie nowa rola − dotychczas byłam zawsze małą dziewczynką, a teraz miałam być starszą siostrą. − Ale Szymek nie będzie potrzebował lampionu.

− Wiem, jeszcze jest w brzuszku, ale może będziesz mogła z nim chodzić na roraty w przyszłym roku i wtedy lampion się przyda? Siostra Leokadia mówi, że w ten sposób przygotowujemy się na przyjście pana Jezusa.

Estera spojrzała na tatę, a tata na Esterę.

− Kto ma ochotę na lody czekoladowe? − zapytał tata i podszedł do lodówki.

− Ja! − wykrzyknęłam.Rozdział V

Ciocia Monika

W niedzielę byłam z tatą i Esterą w kinie na filmie 3D! Było super, nigdy wcześniej nie widziałam czegoś podobnego. Ten w dodatku był o wampirach, a to mój ulubiony temat. Ale wcale nie straszny, tylko śmieszny, bo rysunkowy, specjalnie dla dzieci.

− Jak leciały nietoperze, to myślałam, że lecą na mnie, a jak ktoś kopnął piłkę, to chciałam ją łapać! − opowiadałam Mani.

− Ale super! Ty to masz fajnie − westchnęła Mania. − Ja byłam z rodzicami i bratem w kościele, było losowanie i wyobraź sobie, że znowu nie zdobyłam nagrody. Ksiądz wylosował kartkę Oli z naszej klasy i dwóch chłopaków z innych klas, nie znam ich.

− Szkoda, że nie mogłam wziąć udziału− teraz ja westchnęłam.

− Będzie jeszcze jedno, w następną niedzielę, znów będą wybrane trzy kartki.

− Naprawdę? − Aż podskoczyłam z radości. − To super! Zrobimy razem nasze prace?

− Nie, dzięki. − Mania była markotna. − I tak nigdy nie wylosuję żadnej nagrody.

− E tam, głowa do góry, mam pewien pomysł. Zapytaj mamę, czy przyprowadzi cię do mnie jutro po szkole, a jak się zgodzi, to całe popołudnie spędzimy na robieniu kartek świątecznych. Zrobimy ich mnóstwo, a do tego podpiszemy każdą Frania i Mania, albo Mania i Frania. Wtedy będzie duża szansa, że ksiądz wylosuje naszą pracę.

− Genialne! − Mani wyraźnie spodobał się mój pomysł.

Jak tylko przyszła po mnie mama, oświadczyłam:Rozdział VI

Losowanie

W niedzielę poszłam z mamą do kościoła na mszę dla dzieci. Byłam bardzo podekscytowana losowaniem. Wcześniej umówiłyśmy się z Manią, że usiądziemy w trzeciej ławce w środkowym rzędzie, żeby się nie szukać. Okazało się, że w środkowym rzędzie siedziały same dzieciaki, bez rodziców. Mama zostawiła mnie koło Mani, a sama poszła gdzieś do tyłu. Zanim zaczęła się msza, zdążyłam opowiedzieć mojej przyjaciółce o zdjęciach z Indii, które widziałam u cioci Moniki. Mówiłam bardzo szybko, bo wiedziałam, że później już będziemy musiały być cicho. A na razieinne dzieciaki też rozmawiały. W pierwszej i drugiej ławce byli prawie wszyscy z naszej klasy, oczywiście oprócz Joli. Jola nie chodziła na religię, nie przynosiła cukierków, kiedy miała urodziny i nie chciała się wymieniać prezentami podczas klasowej wigilii. Chłopcy się z niej śmiali i ją przezywali, a niektóre dziewczyny obgadywały za plecami. Nie podobało mi się to, ale też byłam ciekawa, dlaczego tak jest − bo ja lubię wiedzieć. I pewnego dnia nadarzyła się okazja − usiadłam koło Joli w szkolnej stołówce. Zapytałam ją:

− Smakuje ci obiad?

− Tak − odpowiedziała.Rozdział VII

Wycieczka

− Michał, Michał, zobacz, co mam! Kalendarz i święty obrazek, ksiądz wylosował naszą kartkę bożonarodzeniową, moją i Mani! − zawołałam, jak tylko wbiegłam do mieszkania.

− Frania! Buty! − krzyczała za mną mama. Nie wiem, dlaczego zawsze się tak tym denerwuje, przecież nawet ksiądz mówił, że czyste mieszkanie to nie jest najważniejsza sprawa. Żeby jednak jej nie denerwować i nie przeciągać tego, co i tak musiało się stać, zrzuciłam w pośpiechu buty i kurtkę.

− Zobacz. − Pobiegłam zdyszana do pokoju.

− A buty włożyłaś do szafki i kurtkę powiesiłaś na haczyku? − zapytał Michał, zanim zdążyłam mu cokolwiek pokazać.

− Do diaska − powiedziałam. Michał spojrzał na mnie groźnie. − No co? Dziadek tak mówi.

Poszłam z powrotem na korytarz. zastanawiałam się, dlaczego dorośli skupiają się na takich drobiazgach jak rzucona byle gdzie kurtka. Czy jak byli mali, też się tym przejmowali, czy to przychodzi z wiekiem?

Włożyłam buty do szafki, wyjęłam z niej kapcie i założyłam je na nogi, a kurtkę powiesiłam na moim niskim haczyku. I wreszcie mogłam mu pokazać moje nagrody!

− Piękny obrazek i super kalendarz – pochwalił. − Czyli współpraca z Manią się opłaciła.

− I to jeszcze jak! Ksiądz wylosował nas dwa razy!

− No brawo! A ja mam dla was niespodziankę − powiedział Michał z tajemniczym uśmiechem.

− Jeśli lody, to my też kupiłyśmy − wypaplałam.

− Nie lody, chociaż lody pewnie też tam będziemy jeść. Wiecie, gdzie i z kim spędzimy najbliższy weekend?ROZDZIAŁ VIII

W chmurach

Starałam się wszystko jak najlepiej zapamiętywać, ale nie było to łatwe, bo ciągle działo się coś ciekawego. W piątek poszliśmy na lody, a potem do Muzeum Sherlocka Holmesa. Mama powiedziała, że to najsłynniejszy detektyw świata, chociaż tak naprawdę to zmyślona postać. Został stworzonyprzez pisarza i rozwiązywał zagadki w powieściach. Nigdy wcześniej o nim nie słyszałam, ale i tak podobało mi się w tym muzeum. To było takie jakby mieszkanie, pokoje były urządzone staromodnie. W nich znajdowali się sztuczni ludzie, ubrani również staromodnie. Niektórzy wyglądali dość strasznie, a już najbardziej się wystraszyłam, kiedy zobaczyłam głowę strasznego czarnego psa, która wisiała na ścianie. Potem przymierzyłam śmieszną czapkę Sherlocka Holmesa, a mama zrobiła mi zdjęcie. Szkoda, że nie ma muzeum Lassego i Mai, bo to są moi ulubieni detektywi. Przeczytałam prawie wszystkie części ich przygód.

Później pojechaliśmy metrem do mieszkania cioci. Nigdy wcześniej nie podróżowałam metrem, nawet nie wiedziałam, że takie coś istnieje! To jest pociąg, ale pod ziemią. I nie kasuje się biletów w pojeździe, tylko wcześniej, kiedy przechodzi się przez bramkę. Żeby dostać się na stację metra, trzeba jechać schodami w dół, a jak się chce opuścić stację, to schodami w górę. Nigdy wcześniej nie jeździłam tak szybko schodami! Musiałam trzymać mamę za rękę, bo trochę się nawet bałam. Ale musiałam stać przed mamą, żeby nie blokować przejścia tym, którzy chcieli być na miejscu szybciej niż schody. Dorośli są dziwni, zawsze się spieszą, nawet, gdy jadą bardzo szybko, zawsze znajdą się tacy, którym jest za wolno.

Ciocia zrobiła pyszną kolację. Bardzo się z tego cieszyłam, bo mój brzuch szybko zapomniał, że jadł deser i znów burczał. Chleb pięknie pachniał, a ja uwielbiam chleb z masłem. Ciocia zrobiła jakąś pastę, pokroiła pomidory, za którymi nie przepadam i podgrzała parówki. Dorośli pili wino, a ja herbatkę.

− I jak wam się podoba Londyn? − zapytała ciocia Ania.

− Dla mnie rewelacja − powiedział Michał. − Podejrzewałem, że będzie świetnie, ale jest jeszcze lepiej niż myślałem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: