W Polskę idziemy - ebook
W Polskę idziemy - ebook
Młynarski znany i niepublikowany.
Wybór wierszy i piosenek Wojciecha Młynarskiego o Polsce i Polakach. Autor w felietonach satyrycznych błyskotliwie obserwuje i punktuje polską rzeczywistość. Oprócz tekstów bardzo popularnych (takich jak np. "Róbmy swoje", "W szkole wolności" czy "Przyjdzie walec i wyrówna") najwięcej jest utworów nieznanych, po raz pierwszy wydanych w tej książce. Z obszernego archiwum Autora, zawierającego około 3 tysięcy piosenek, wybrano te, które wędrowały z Autorem przez nasz kraj. Czasem prześmiewcze, niekiedy refleksyjne, zawsze zmuszające do myślenia. Nadal niezmiennie aktualne. Absolutnie.
Wojciech Młynarski (1941–2017) – absolwent Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Filolog, poeta, satyryk, artysta kabaretowy, konferansjer, dramaturg, scenarzysta, librecista, tłumacz, felietonista, kompozytor, reżyser teatralny i wykonawca swoich piosenek. Autor ponad 2000 tekstów piosenek. Debiutował na początku lat sześćdziesiątych w kabarecie i w teatrze studenckiego klubu Hybrydy. Współpracował z kabaretami Dudek, Owca i Dreszczowiec. Przez lata związany ze sceną Teatru Ateneum, na której stworzył legendarne spektakle: "Brel", "Wysocki", "Hemar – piosenki i wiersze", "Młynarski – recital". Uznawany jest za twórcę nowej formy artystycznej – felietonów śpiewanych. Jego piosenki, pisane m.in. dla Skaldów, Hanny Banaszak, Kaliny Jędrusik, Haliny Kunickiej, Andrzeja Zauchy, Zbigniewa Wodeckiego, Alicji Majewskiej, Ewy Bem, Maryli Rodowicz, Edyty Geppert, Michała Bajora, Krystyny Prońko czy Ireny Santor, stały się ponadczasowymi przebojami. Odznaczony Złotym Medalem „Gloria Artis”, Złotym Krzyżem Zasługi oraz tytułem Mistrza Mowy Polskiej. Został pochowany w Alei Zasłużonych na warszawskich Powązkach.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8123-660-7 |
Rozmiar pliku: | 353 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Oddajemy w Twoje ręce wybór wierszy i piosenek Wojciecha Młynarskiego. Tym razem o Polsce i Polakach. Temat ten Młynarski traktował bardzo poważnie, choć pisał w lekkiej formie, jaką jest rymowany felieton satyryczny i piosenka. Miał nadzieję, że dzieląc się swoimi obserwacjami, pomoże nam być mądrzejszymi i lepszymi ludźmi, obywatelami, Polakami. Aż trudno uwierzyć, że nawet utwory powstałe w latach 60. ubiegłego wieku są wciąż aktualne. Postanowiliśmy zatem, w pierwszą rocznicę śmierci Autora, raz jeszcze wyruszyć w Polskę razem z jego tekstami.
Młynarski potrafił w lot wyłapać powiedzonka, emocje i oczekiwania wiszące w nadwiślańskim powietrzu, a nade wszystko słuchać drugiego człowieka. Między dwa wersy wpisać cały świat i jeszcze wydobyć z niego inteligentny uśmiech.
Po raz pierwszy publikujemy teksty wcześniej nieznane i niepublikowane oraz wracamy do tych, które są znakiem firmowym Autora. Niezmiennie trafnie, mimo upływu czasu, kreślą one portret współczesnego Polaka. A wraz z tytułową piosenką pytamy: dokąd idziemy?
Z wyrazami szacunku,
Fundacja imienia Wojciecha Młynarskiego:
Agata Młynarska-Schmidt, Paulina Młynarska,
Jan Emil Młynarski,
oraz redaktor wydania Michał NalewskiNIEDZIELA NA GŁÓWNYM
Szanowni państwo, cóż to była za piosenka!
Pana artystę tłum całować chciał po rękach
i każdy czuł, że ma zachodniej trochę krwi,
taka piosenka – Dimanche à Orly!
W piosence byk non-ironowo-tergalowy
nagle psychicznie trochę poczuł się niezdrowy
i żeby się odprężyć, jeździł na lotnisko
chciałby odfrunąć – to wszystko!
Pan konferansjer bez zarzutu nam to streszczał
i słuchaliśmy, piękne dzieci strasznych mieszczan,
i większość pań w słowiańskich oczach miała łzy.
Co za piosenka – Dimanche à Orly!
A jeśli ktoś posiadał język obcy,
to tak mniej więcej (proszę państwa) zachowywał
jakby do wszystkich chciał powiedzieć:
„Popatrzcie na mnie, chłopcy!”
i wcielał się w tergalowego byka,
i wchłaniał ten komunikat:
„AVION À DESTINATION DE NEW YORK
DÈCOLLAGE PRÉVU DANS UNE HEURE
LES VOYAGEURS SONT DEMANDÉS
DE SE RÉUNIR DEVANT LA PORTE 42”.
Szanowni państwo, cóż to była za piosenka!
Szanowni państwo bili brawo co sił w rękach
i większość pań w słowiańskich oczach miała łzy.
Taka piosenka – Dimanche à Orly!
Szanowni państwo, oto projekt całkiem nowy
Jak zlikwidować kompleks Sali Kongresowej,
jak się nie załamywać i nie tonąć w spleenach
oto recepta jedyna:
Na wszystkie smutki – niedziela na Głównym!
Na oddech krótki – niedziela na Głównym!
Na sypkość uczuć i brak przyjaciela
– niedziela na Głównym! Na Głównym niedziela!
Na niski wskaźnik – niedziela na Głównym!
Na nadmiar wyobraźni – niedziela na Głównym!
Na spleen, frustrację i oddech nierówny
– na Głównym niedziela! Niedziela na Głównym!
W taką niedzielę, gdy czegoś się boisz,
tych słów niewiele ci nerwy ukoi:
„POCIĄG POŚPIESZNY DO KUTNA
ODJEŻDŻA Z TORU PIERWSZEGO
PRZY PERONIE TRZECIM
POWTARZAM...”
Oto najlepszy jest relaks –
Niedziela na Głównym! Na Głównym niedziela!
1964A JA WAM RADZĘ BAWMY SIĘ!
Od dawien dawna wszyscy my Rodacy
w domu czy w pracy, w zdrowiu czy w chorobie,
jak mawiał był nieboszczyk pan Witkacy,
lubimy strasznie podziamdziać się w sobie.
Inteligencka wstrząsa nami czkawka,
głupków łagodnych chętnie udajemy,
żeby od snobów załapać dwa brawka,
gdy „w co się bawić” pytamy… nie wiemy?
A ja wam radzę – bawmy się,
porzućmy medytacji gest,
a ja wam radzę – bawmy się,
zabawa dla nas jedna jest.
Słuchajmy wodzireja słów,
co już niejeden taniec wiódł,
że trzeba się przesunąć znów
o parę osób w przód.
Od dawna dosyć mamy styp
i dosyć rozdzierania szat,
confetti bliźnim w oczy syp,
niech kolorowo widzą świat.
Pod samą szyję pławmy się,
dopóki stopy czuję dno,
a ja wam radzę – bawmy się,
bo dobrze wiemy w co!
Niejeden mędrzec, gdyby wyjąć z ram go,
włożyłby dzisiaj maskę arlekina,
niejeden pisarz dawno poszedł w tango,
świat coraz piękniej się bawić zaczyna.
Nie musi bowiem nudy w sobie dławić,
kto znacznie większej się spodziewa biedy,
bo nie istniej problem „w co się bawić”,
a co najwyżej jest problem – do kiedy.
Lecz my spokojnie bawmy się,
porzućmy medytacji gest,
lecz my spokojnie bawmy się,
zabawa dla nas jedna jest.
Słuchajmy wodzireja słów,
co na niejednym balu był,
że trzeba się przesunąć znów
o parę osób w tył.
Nie patrzmy, że serpentyn zwój
krępuje nieco ruchy nóg,
że barwny taneczników rój
czasami z prostych zbacza dróg.
Niech bratni szampan w szklankach lśni,
a my się bawmy, bawmy, bo
doprawdy, kto jak kto, lecz my
na długo mamy w co!!!
1967W RAZIE CZEGO PRZYPOMNIJCIE SOBIE ZDZISIA
Gdzieś w nadmorskiej miejscowości wakacyjnej,
której nazwy zapomniałem jak na złość,
tuż przy plaży zatłoczonej tak jak inne
na deptaku podszedł do mnie pewien gość.
Gość jak inni, przyjmę zakład, że w dowodzie
napisane miał: „szczególnych znaków brak”,
strzygł się krótko, nie hołdował nowej modzie,
postał chwilę, aż powiedział do mnie tak:
„Pan mnie sobie przypomina?
Jestem Zdzisiu.
Pan pamięta? Chodzę zimą,
w rudym misiu.
w święto zawsze wkładam krawat
pod kołnierzyk,
krawat z gumką, trochę pije,
lecz jak leży...
Ja też piję... piwo «Tychy»,
sam aromat,
raz zmieniłem panu dychę
na automat.
Gdzie? Gdzieś w Polsce,
Łódź Kaliska albo Kutno...
Nie pamięta pan? Przepraszam, sorry... smutno...”.
Gdzieś w nadmorskiej, wakacyjnej miejscowości
już po chwili głupi wstyd ogarnął mnie,
że zachciało mi się durnej wyniosłości,
że mówiłem: „Pan daruje...” itepe.
Że cholernie byłem dobrze wychowany,
gdy skłoniłem się Zdzisiowi, zanim znikł...
Małą prośbę zwracam więc do pań i panów,
aby błędu mego nie powtarzał nikt...
W razie czego przypomnijcie
sobie Zdzisia,
tego Zdzisia, co to zimą
chodzi w misiu,
w święto zawsze wkłada krawat
pod kołnierzyk,
krawat z gumką, trochę pije,
lecz jak leży...
On też pije... piwo „Tychy”,
sam aromat,
on wam kiedyś zmieni dychę
na automat,
Gdzie? Gdzieś w Polsce, Kutno albo Łódź Kaliska.
To jest drobiazg.
A dla Zdzisia może wszystko!
Może wszystko!
Może wszystko!
Może wszystko!
1968PIOSENKA O MARYNI
Swą ekspansją kulturową kapitalizm
niejednego nas nabawić chciał kompleksu,
a ostatnio znów się strasznie rozzuchwalił,
dokonując istnej wprost inwazji sexu.
Myślał bowiem, że inwazji tej łakomie
się poddadzą szkoły, biura, huty, szychty
właśnie u nas, gdzie tak przaśnie, półświadomie
półwstydliwie i w ogóle fifty–fifty.
Lecz inwazja ta nam krzywdy nie uczyni,
bowiem stwierdzić to należy tutaj śmiało,
my od lat już rozmawiamy o Maryni
i to nawet, szczerze mówiąc, nie o całej...
Na ten lep więc kapitalizm nas nie złapie,
gdy inwazją niecną swą steruje z dala,
oni mają co najwyżej lepszy papier
i cokolwiek dokładniejsi są w detalach.
Nam nic po tym, bowiem każdy z nas potrafi
trzymać temat przez godziny, dni, tygodnie
bez pomocy różnych porno-fotografii
tudzież innych wizualnych udogodnień.
U nas cieniej i subtelniej się to czyni,
niepotrzebne nam te ichnie perskie oko,
kiedy sobie gawędzimy o Maryni
traktowanej równie wąsko jak szeroko.
Lecz gdy oni swą inwazję w sztuce, w modzie
obmyślają, tkwiąc po klubach wśród otoman,
my mówimy o Maryni śmiało, co dzień
więc osądźcie – kto jest większy erotoman.
Niech już oni nas nie drażnią, bo z okazji
skorzystamy – a Marynia jest tak sexy,
że jak kiedyś im zrobimy kontrinwazję,
to nie w takie powpędzamy ich kompleksy.
A na razie nikt im krzywdy nie uczyni,
lecz niech wiedzą ci hodowcy dzieci-kwiatów,
my od lat już gawędzimy o Maryni
i na długo nie zabraknie nam tematu...
1969STĄD DO NIEPODLEGŁOŚCI
Posłuchajcie miłe panie,
co wam tutaj za psi grosz
powie pewien stary cwaniak
bywszy andrus i gawrosz.
Gdy Warszawę szkop naznaczał
krwią i ogniem – psia go mać,
to warszawiak jak rozpaczał
tak się z szkopa zaczął śmiać.
Czasem bywa gnasz do schronu
srogi nalot wokół trwa,
a tu facet podchmielony
z przeproszeniem państwa – czka.
Wyją bomby i sztukasy,
a on do mnie w słowa te:
– Panie, niech mnie pan przestraszy,
bo tak czkawka skręci mnie!
Stawało się w „Dziewiątce”,
w „Dziewiątce” na pomoście,
pytając konduktora,
co był jak łata–brat:
– Daleko, panie starszy,
stąd do Niepodległości?
Konduktor odpowiadał:
– Kochany… parę lat…
Choć futrzane macie gacie,
tam u Stalingradu bram
nigdy wojny nie wygracie,
dadzą Ruscy łupnia wam.
Nowe szkopskie odznaczenie
wyszło, nie wiem, czy pan wiesz,
z dębowego liścia wieniec
i brzozowy pod nim krzyż.
Tylko świnie siedzą w kinie
i uwaga, S.O.S,
poruszenie jest – w Berlinie
zginął pies, co zwie się Hess.
Odprowadzić sukinsyna,
estarira, rym cym cym,
za nagrodą do Berlina.
Hycler już potańczy z nim.
A potem znów w „Dziewiątce”,
w „Dziewiątce” na pomoście
pytałeś konduktora,
co pchał się poprzez tłok:
– Daleko, panie starszy,
stąd do Niepodległości?
Konduktor odpowiadał:
– Już bliżej... będzie z rok…
Patrz – dwa zera się mijają,
na co czekasz – zatkaj nos,
jadą szkopy zgraną zgrają,
ale marny już ich los.
Śmiech przywracał nam nadzieję,
naszą bronią był i jest,
z kogo się Warszawa śmieje,
tego marny czeka kres.
Póki żyją warszawiacy,
z najczarniejszych losu kart,
z ostatniego dna rozpaczy
dźwiga ich cwaniacki żart.
Nad wieloma krzyż brzozowy,
wielu z nich odeszło w cień,
aż podnieśli ludzie głowy
w tamten dzień – styczniowy dzień.
I tego dnia w „Dziewiątce”,
w „Dziewiątce” na pomoście
jechało Polskie Wojsko
z naręczem barwnych róż.
– Daleko, panie starszy,
stąd do Niepodległości?
Konduktor odrzekł: chłopcy...
kochani... toż to już…
1969
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI
PEŁNY SPIS TREŚCI:
DROGI CZYTELNIKU!
NIEDZIELA NA GŁÓWNYM
A JA WAM RADZĘ BAWMY SIĘ!
W RAZIE CZEGO PRZYPOMNIJCIE SOBIE ZDZISIA
PIOSENKA O MARYNI
STĄD DO NIEPODLEGŁOŚCI
PRZYSTANEK KOŁO ZOO
WEŹ PAN SIEKIERKĘ
PRZYJDZIE WALEC I WYRÓWNA
W SPRAWIE SEDNA
W POLSKĘ IDZIEMY
PO CO BABCIĘ DENERWOWAĆ?
PRZYPOWIEŚĆ O KORNIKACH
CO BY TU JESZCZE?
UKŁADANKA
PRZETRWAMY
TAK JAK MALOWAŁ PAN CHAGALL
DIATRYBA
MARATON SOPOT–PUCK
BALLADA O BEZRYBIU
MIŁE PANIE, POSTAWIONO MI PYTANIE
ANTYBALLADA
SIEDZĄ NA MNIE…
W MIEJSKIM TEATRZYKU LALEK
TRÓJKĄT BERMUDZKI
RÓBMY SWOJE
ZDZISIO PO LATACH
SMUTNE MIASTECZKO
LUDZIE MARGINESU
LUBIĘ, GDY WĘDKARZ RYBY ŁOWI
KUCYK
TRUSKAWKI W MILANÓWKU
ZESZYCIK Z PIERWSZEJ KLASY
PANIE WOJTKU! (MONOLOG ZNAJOMEGO STOLARZA)
DO CZYJEJ?
BYŁA WARSZAWSKA WIOSNA 79
GRUZ DO WYWÓZKI
WYWALCZYMY KAPITALIZM
WIERSZ DLA PANA KAZIMIERZA GÓRSKIEGO NA 70. URODZINY
BALLADA O KASJERZE
BUDUJEMY NOWY DOM
W SZKOLE WOLNOŚCI
PROWOKATOR
DOBRE WYCHOWANIE
ŻYCZENIA DLA TELEWIZJI
ZAPROSZENIE
STARCY I MŁODZIEŻ
ZGNIŁE SŁOWA
SPOTKANIE Z REWOLUCJĄ
ARYSTOKRACJA DUCHA
NIEPRZEWIDYWALNI
JAKA KAMPANIA?
SCENKA NA POCZCIE
STRASZNE BABY
DROMADER
MISTRZOSTWA W NARZEKANIU
EKSPERYMENT
SŁOWO I TWARZ
JAKBY
PIES SZACHISTA
FELIETON SENSACYJNY
GDZIE PSYCHIATRA?
SZCZYPTA ŻALU
STRASZNA kara
JAKI ŚRODEK?
NOWE HASŁO
SYTUACJA W SEJMIE
POMYSŁ DLA TELEWIZJI
STAN ROZUMU
POSPRZĄTAJMY POLSKĘ
GDZIE JA ŻYJĘ?
CUD ARCHITEKTURY
DROGIE BUTY
DŻOKER
ŁAPANKA
W SPRAWIE LUSTRACJI
STARZY ZDOLNI
SPISEK
MINUTA SZCZEROŚCI
ROZRYWKA DEKADENCKA
PRZEPROSINY
ŻYCZENIA NA 1995 ROK
1994
ROZMOWA W PARKU
FACECIK
DIALOG Z DEMONSTRANTEM
ŻÓŁTY BULDOŻER
WIERSZ O UTRACIE ROZUMU
LIST DO KIG Z ŁODZI
DWÓCH KOLESIÓW
LUDZIE, CO WSZYSTKO WIEDZĄ LEPIEJ
MAŁA OJCZYZNA Z WIELKIEJ PŁYTY
PAŃSTEWKO NA LINIE
PUNKT ŻYWIENIA
NIEWIELKIE SŁOWO PRZYZWOITOŚĆ
HYMN MONARCHISTÓW
BALLADA O ASTRONOMII SPOŁECZNEJ
PIOSENKA O DEMOKRACJI
POLSKIE ZESPOŁY GRAJĄ ZA CICHO
ŻYCZENIA NA 1997 ROK
DYKTATURA WYJCÓW
WYDZIAŁ BEZPRAWIA
BAR „POWIŚLE”
SLOGAN
PANOM NA RAZIE DZIĘKUJEMY
NIE WYCOFUJ SIĘ
WIERSZ NA 50-LECIE GUSTAWA HOLOUBKA
COKÓŁ I POMNIK
W MAŁYCH MIASTACH
TOAST ’98
W SPRAWIE PRZYJAŹNI POLITYCZNEJ
UKŁADANKA ’98
RÓBMY SWOJE – SUPLEMENT
POMÓŻ WŁADZY
OBSERWACJA Z DEMONSTRACJI
JAK PAN TO ROBI?
NOTATKA W SPRAWIE STARYCH LUDZI
NIEZMYWALNE KONFITURY
JAK TO ROZUMIEĆ?
ELEGANCKI POLAK
OBRONA KONIECZNA
NOWA SPECJALNOŚĆ
ŻYCZENIA BEZ PRZESADY
SŁODKI SZOPEN
ZAGADKA
NOWA ROZGŁOŚNIA
O DEKOMUNIZACJI
NIETYPOWE SPOTKANIE
PRO PUBLICO BONO
NOWY POCZĄTEK
EFEKT MILLENIUM
PRZEGRAĆ W DOBRYM STYLU
PARADOKS INTELIGENCJI
RAJ KOMIKÓW
NAJDŁUŻSZY WEEKEND
NA 61. ROCZNICĘ POWSTANIA WARSZAWSKIEGO
PIOSENKA O CHIRURGII PLASTYCZNEJ
DWÓCH FACETÓW NA PIWKU
NAJWIĘKSZY CUD
CASTING
TŁUM NIE LECZONYCH
ŻYCZENIA 2001
MONOLOG NIEDUŻY
NOWA DAMA
ZNÓW O KONFITURACH
WIELKANOC SATYRYKA
PIOSENKA ŻOŁNIERZA
HUŚTAWKA
LUDZIE WYDMUSZKI
RZECZPOSPOLITA NIEWYSPANYCH
SPOTKANIE Z PEŁNYM INTELIGENTEM
DO CZUBKÓW!
APEL
AMERYKAŃSKA KURTKA WOJSKOWA
U NAS OSTATNIO JEST MAŁYSZ
NĘDZA Z BIDĄ Z POLSKI IDĄ
ŻYCZENIA NA 2002 ROK
SYNDROM GUŚLARZA
LIST DO PROFESORA ZBIGNIEWA BRZEZIŃSKIEGO
PUSZCZA POLSKA
WESOŁA WIZJA
SŁOWA I TWARZE
OTO WKRACZAMY
JEST WARSZAWA NIE MA WARSZAWIAKÓW
CIEKAWA TERAPIA
SPORY CMENTARZ
POLSZCZYZNA
MARZENIE
NOWA LOGIKA
DLA TRADYCJI
BARBARZYŃCY I ZŁODZIEJE
NADZIEJA
ZEPSUTY TELEWIZOR
NAJNOWSZA CECHA NARODOWA
WINA TUSKA
NO WŁAŚNIE
FIOLETOWA MAŁPA Z BRZYTWĄ
NOTA EDYTORSKA
SZANOWNI PAŃSTWO