Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

W poświacie księżyca - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
5 maja 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

W poświacie księżyca - ebook

Logan spędził dwa lata w więzieniu, płacąc za błąd popełniony w przeszłości (pobił człowieka, który próbował zgwałcić jego siostrę). Teraz jest gotów zacząć nowe życie. Ma wspaniałe mieszkanie, dobrą pracę i wiele kobiet, które pozwalają mu zapomnieć o przykrych wspomnieniach. Lecz tylko jedna tak naprawdę rozpala jego zmysły do czerwoności – sąsiadka Grace.

Grace uciekła od swojej toksycznej rodziny, przeprowadziła się do Edynburga. Odzyskuje spokój po trudnych doświadczeniach i cieszy się życiem na własny rachunek. Sielankę zakłóca jednak natrętny sąsiad, który irytuje Grace głośnym zachowaniem i złośliwościami. Początkowo Grace nie chce mieć z Loganem nic wspólnego, ale niespodziewanie łamacz serc okazuje się mężczyzną, którego szukała.

Gdy Grace zaczyna poddawać się urokowi przystojnego sąsiada, jej mroczna przeszłość powraca jak bumerang i zagraża wszystkiemu, co udało im się wspólnie zbudować. Czy mimo przeciwności losu ta znajomość skończy się happy endem?

 

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8053-938-9
Rozmiar pliku: 852 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Wpatrywałam się z niedowierzaniem w jasnoróżowe stringi tanga suszące się na poręczy schodów przy podeście, który dzieliłam z nowym sąsiadem z naprzeciwka. Jeszcze go nie poznałam, jeśli nie liczyć ubiegłej nocy, gdy wysoki, ekstatyczny pisk wyrwał mnie ze skupienia nad pracą.

Dziewczyna mojego nowego sąsiada wykonywała seksualną wokalizę. Głośno.

Bardzo głośno.

Nic nie mogłam zrobić, tylko czekać sfrustrowana, aż wreszcie skończą. Trwało to długo (muszę przyznać, że wykazali się dużym wigorem) i zrobiło się tak późno, że poszłam spać mimo mizernych postępów w redagowaniu zleconej mi książki.

A teraz z majtek tego wyjca kapało na mój podest.

Zbulwersowana myślą, że lśniąca czystością, zadbana klatka schodowa przed moim mieszkaniem zacznie wyglądać, jakby kręcono na niej _Niepokornych_, stałam nieruchomo, wpatrując się wybałuszonymi oczami w obsceniczny widok.

Dopiero odgłos otwierania drzwi zmusił mnie do oderwania wzroku.

W drzwiach stał, z telefonem przy uchu, bardzo wysoki mężczyzna. Zarejestrowałam szerokie barki, muskularne ramiona i czarny tatuaż pokrywający sporą część przedramienia. Rysunek, chyba celtycki, przedstawiał coś przypominającego miecz z półokręgiem nad rękojeścią.

– Porozmawiaj z ojcem – powiedział mężczyzna, co skłoniło mnie do przeniesienia wzroku z tatuażu na jego twarz – ale cokolwiek zdecydujesz, jestem do dyspozycji.

Przystrzyżone na jeża ciemne włosy i gęsty jednodniowy zarost uwydatniały i tak wyraziste rysy twarzy. Atletyczna budowa, świeży zarost… nie mój typ. Gustowałam w szczupłych, gładko ogolonych mężczyznach.

Spojrzał na mnie i nieoczekiwanie poczułam się uwięziona przez jego wzrok.

Zesztywniałam, policzki zaczęły mnie piec pod przenikliwym spojrzeniem. Nigdy nie widziałam tak niezwykłych oczu. Jasnych, czystych, niewiarygodnie pięknych fiołkowych, okolonych czarnymi rzęsami. Zmiękczały surowość jego rysów.

Ocknęłam się, gdy przestał patrzeć mi w oczy i przesunął spojrzeniem po moim ciele. Po czym skinął mi krótko głową. Oburzyłam się, bo to było lekceważące. Dodatkowo zirytowana tym, że nie potrafiłam zapanować nad tym uczuciem, przygryzłam dolną wargę i spojrzałam na różowe stringi. Nie życzę sobie niczyjej bielizny na moim podeście. Na coś takiego nie zamierzam pozwolić.

– Przepraszam – powiedziałam cicho, przenosząc wzrok na niego. Rozzłoszczona, chciałam przerwać mu rozmowę, ale dobre wychowanie powstrzymywało mnie przed zbyt obcesową reakcją.

O dziwo, to jedno ciche słowo zwróciło jego uwagę. Nachmurzył się i rzucił do słuchawki:

– Shannon, oddzwonię… Dobrze. Pa, kochanie. – Oderwał telefon od ucha i wsunął do kieszeni. – Czym mogę pani służyć?

– Nazywam się Farquhar. Grace Farquhar. – Wyciągnęłam rękę, nie wiem dlaczego przedstawiając się w taki sposób. – Jestem pana sąsiadką.

Z ustami mocno zaciśniętymi zamknął dużą dłoń na mojej. Natychmiast pożałowałam swojego gestu, czując, jak dreszcz przebiega mi po kręgosłupie.

– Miło mi panią poznać.

– Uhm… – Oswobodziłam dłoń z jego uchwytu, starając się nie pokazać po sobie, jak bardzo jestem wytrącona z równowagi. – A pan jest…?

– Nazywam się Logan James MacLeod.

Żartował ze mnie? Zignorowałam to.

– Panie MacLeod – siliłam się na przyjazny ton, ale kłujące mnie w oczy różowe stringi wiszące na poręczy podestu podsycały moją irytację – byłabym wdzięczna, gdyby pańska dziewczyna powstrzymała się od suszenia bielizny na klatce schodowej. – Pokazałam palcem na stringi, starając się nie okazywać zbytniego niesmaku.

– Cholera… – mruknął pod nosem, spostrzegłszy majtki.

– Logan! – rozległ się donośny kobiecy głos z jego mieszkania. – Może zjemy śniadanie w mieście?

W ślad za głosem pojawiła się i jego właścicielka ubrana w męską koszulę rozpiętą aż po rozcięcie biustonosza, tak by dekolt, zresztą imponujący, był widoczny w całej okazałości. Ponętnie zaokrąglona, kobieca, nogi miała niezbyt długie, ale kształtne, zadbane i opalone, włosy ufarbowane na platynowy blond, oczy podkreślone sztucznymi rzęsami.

Całkowite moje przeciwieństwo. Nic dziwnego, że na mój widok sąsiad ograniczył się do lekceważącego skinienia głową.

– Co się dzieje? – spytała, mrugając jasnoniebieskimi oczami.

– To ty suszysz tutaj stringi? – spytał z westchnieniem, a dziewczyna przytaknęła głową.

– Powietrze tutaj wysuszy je szybciej niż w łazience. Pomyślałam, że tak będzie lepiej.

Obserwowałam ich jak zahipnotyzowana. Mój sąsiad z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej rozzłoszczony, a jego dziewczyna kompletnie tego nie dostrzegała.

– Odbiło ci?

– Nie. – Skrzywiła się. – A tobie?

– Poznaliśmy się wczoraj i już suszysz gacie przed moim mieszkaniem?

– No i co z tego?

Mój sąsiad skierował wzrok na mnie, jakby szukał pomocy. Odwzajemniłam mu się rozbawionym spojrzeniem. Odwrócił się do dziewczyny, która, jak się domyślałam, była jego kolejnym podbojem na jedną noc.

– To, że to niezbyt sympatyczne i zdenerwowało moją sąsiadkę. – Pokazał kciukiem przez ramię na mnie. – Poza tym trochę za wcześnie na robienie sobie tutaj prania. Jak i na wspólne śniadanko. A teraz wybacz, spieszę się do swoich zajęć.

Po tej wyrażonej wprost bezceremonialnej sugestii, że powinna się wynosić, dziewczyna złapała stringi i szybko wróciła do mieszkania, wypowiadając przy tym niecenzuralne słowa. Zanim wyłoniła się znowu, ubrana w obcisłą różową sukienkę, drobiąc na niebotycznych szpilkach, w moim sąsiedzie wyraźnie się zagotowało.

Prawdę mówiąc, wyglądał tak groźnie, że przeszedł mnie dreszcz.

– Pieprz się, sukinsynie! – rzuciła dziewczyna, schodząc po stopniach ze stukotem obcasów. Zatrzymała się na chwilę, żeby posłać mi złe spojrzenie przez ramię. – I ty też, głupia snobko!

Otworzyłam usta ze zdumienia i dopiero gdy dziewczyna znikła nam z oczu, zdołałam powiedzieć:

– Cóż… urocza.

– Raczej zaborcza.

– Być może powinien pan staranniej dobierać partnerki na wieczór – podsunęłam mu uprzejmie.

Nie uznał tego za pomocne. Tym razem gniewne spojrzenie było przeznaczone dla mnie.

– Osądzasz mnie, wytwornisiu?

– Wytwornisiu? – powtórzyłam i poczułam, że zaczynają mnie piec policzki.

– Właśnie. – Obrzucił mnie wzrokiem, zanim dodał: – Słychać, że snobujemy się na wyższe sfery.

– Nie jestem snobką! – zaprotestowałam. Nadepnął mi na odcisk i zatkało mnie z oburzenia. Wychowałam się w zamożnej dzielnicy Londynu, rzeczywiście miałam wymowę charakterystyczną dla angielskich klas wyższych, ale to go nie upoważniało do takiej wrogości.

– W całym swoim życiu nie spotkałem nikogo bardziej się snobującego – oświadczył.

– Nic podobnego.

– Owszem.

– Ma pan jakiś uraz do Anglików, panie MacLeod?

– Nie uprzedzam się do nikogo, bo ja nie osądzam ludzi. – Położył nacisk na słowie „ja”, jakby uważał, że inaczej nie zrozumiem, co insynuuje.

– Ani ja – odpowiedziałam spokojnie, chociaż powinnam zauważyć, że właśnie to zrobił w stosunku do mnie. I to przy pierwszym spotkaniu!

– Tak? Więc nie osądziła mnie pani po tych stringach? Ani po tym, że należały do wyrwanej na jedną noc dziewczyny? Potępia mnie pani za przypadkowy seks czy za dobór partnerek, pani Farquhar? – Obrzucił wymownym spojrzeniem moją bluzkę z kokardą zawiązaną pod szyją i długie luźne spodnie z wysoką talią. – Ta nie miała dość klasy jak na pani gust?

– N…nie rozumiem – powiedziałam zażenowana, bo nie lubię takich konfrontacji.

– W takim razie wyjaśnię. Przyjazna sąsiadka przedstawiłaby się w momencie, gdy się wprowadziłem. Powitałaby życzliwie, zamiast pieklić się o jakieś stringi. Więc o co tak naprawdę chodzi? Nie jest pani nastawiona przyjaźnie czy słyszała coś o mnie i te głupie stringi były tylko pretekstem?

– Nie mam pojęcia, o czym pan mówi. – Pokręciłam głową. – Po prostu nie życzę sobie oglądać majtek wiszących na podeście. – Krew zaczynała we mnie wrzeć, policzki paliły coraz bardziej, nie miałam innego wyjścia, jak odwrócić się i zamknąć za sobą drzwi na klucz, by uniknąć kłótni. Nie rozumiałam przyczyn jego niechęci i dlaczego drażni mnie tak, że nie potrafię sobie z tym poradzić.

– Do widzenia pani, Grace… Grace Farquhar – wypowiedział z naciskiem.

Omal nie trzasnęłam drzwiami. Oparłam się o nie i poczułam, że brakuje mi tchu. Jakbym właśnie wbiegła po schodach. Serce biło mi jak oszalałe.

Moja klatka schodowa przestała być bezpiecznym miejscem.

Byłam wykończona.

Na dodatek tylko szczęśliwy traf sprawił, że gdy uniosłam nogę, aby przestąpić próg swoich drzwi, przytomnie dostrzegłam tuż za nimi plamę wymiocin.

Gwałtownie cofnęłam nogę i skrzywiłam się z obrzydzeniem.

Wbiłam gniewny wzrok w drzwi Logana MacLeoda.

Ty obrzydliwa świnio!

Nie dość, że mnie wykańczał, to teraz jeszcze przez niego byłam zmuszona patrzeć na zanieczyszczoną podłogę podestu.

Minionej nocy słyszałam, jak ten obrzydliwy typ próbuje uciszyć głośno rechoczącą partnerkę. W ciągu dwóch tygodni, które upłynęły od naszego pierwszego spotkania, sprowadził trzy różne kobiety. Dziwkarz. Niekwestionowany dziwkarz.

Po tym, jak wczoraj wieczorem uciszał poderwaną na jedną noc dziewczynę, przygotowałam się na nieuniknione odgłosy seksualnej gimnastyki. Ku mojemu zaskoczeniu zapanowała cisza i mogłam spokojnie pracować. Przeredagowałam trzy rozdziały romansu, nad którym ostatnio ślęczałam. O wpół do czwartej położyłam się wreszcie do łóżka, nastawiając budzik na wpół do dwunastej.

O szóstej rano obudziło mnie głośne, wielokrotnie powtarzane „och, Boże!”. Jakby istniała konieczność porównywania akurat tego faceta do Boga. I bez tego jego poczucie własnej wartości było niezmierzone niczym ocean.

Logan MacLeod był wyjątkowo aroganckim typem.

Po kolejnej turze „ochbożów” byłam zupełnie rozbudzona i nie dałam rady zasnąć. W rezultacie wyglądałam jak zombi i omal nie wdepnęłam w ohydny prezent, który on lub jego towarzyszka zostawili przed moimi drzwiami.

Cały ranek prowadziłam w myślach rozmowę z tym dupkiem o tym, że obudził mnie swoimi seksualnymi wyczynami, ale w końcu się uspokoiłam. Nienawidzę kłócić się z ludźmi. Terapeutka, z którą odbywałam sesje, gdy miałam dwadzieścia lat, powiedziała mi, że moja awersja do konfrontacji ma źródło w bezustannej potrzebie akceptacji w oczach innych. Przez lata szukałam jej u rodziców, bez skutku. Zatruło to moje relacje ze wszystkimi, z którymi wchodziłam w bliższe związki. Nie lubiłam być nielubiana, więc starałam się nie sprawiać nikomu przykrości.

Próbowałam to przezwyciężyć w obawie, że może mnie to zniszczyć, i bardzo mi pomogła praca redaktorki. Byłam zobowiązana do szczerości wobec autorów i musiałam wypracować sposoby wyrażania konstruktywnej krytyki. Dyskusje z twórcami uodporniły mnie na cudzą ocenę, niemniej wciąż unikałam denerwowania ludzi, z którymi nie stykałam się na gruncie zawodowym.

A już na pewno nie chciałam wkurzyć mojego sąsiada.

Tyle że w tej chwili to ja byłam rozzłoszczona. Bardzo i na serio.

No bo jak można zwymiotować pod czyimiś drzwiami i nie zadać sobie trudu, żeby posprzątać!

Spojrzałam mściwie na drzwi mieszkania Logana MacLeoda.

Nie chciałam mieć do czynienia z tym człowiekiem. Wyrażenie oburzenia niczego nie mogło zmienić. Nie byliśmy w żadnych relacjach i tak miało zostać. Logan MacLeod ma po sobie posprzątać i guzik mnie obchodzi, czy uzna mnie za najbardziej upierdliwą kobietę na świecie.

Kipiałam złością. Przeskoczyłam ponad plamą wymiocin, zamknęłam drzwi na klucz, pomaszerowałam do jego drzwi i zabębniłam w nie.

Cisza.

Nie czekałam. W obawie, że moja determinacja osłabnie, zabębniłam mocniej i kilka sekund później usłyszałam stłumione przekleństwo i odgłosy kroków. Otworzył drzwi z impetem i stanął w nich w całej okazałości. Zamrugałam oczami, na próżno usiłując zwalczyć uczucie gorąca. Miał na sobie tylko bokserki. Dawno nie widziałam takiego mężczyzny. Ani grama tłuszczu, same mięśnie i skóra.

Mięśniak. Tak by orzekła moja przyjaciółka Chloe.

Przesunął dłonią po ostrzyżonych krótko włosach, co miało ten dobry skutek, że przeniosłam wzrok z kaloryferka na brzuchu na jego zaspaną twarz.

– Jest niedziela rano. – Rzucił mi złe spojrzenie. – Jeśli chce pani coś powiedzieć, to niech pani mówi.

Gorąco, które czułam na policzkach, wzmogło się. Mimo to zdobyłam się na odwagę.

– Doskonale wiem, że jest niedziela rano – zaczęłam cicho, po raz pierwszy w życiu żałując, że nie odziedziczyłam po matce zdolności mówienia autorytatywnym tonem. – Pracowałam do późnych godzin nocnych, a o świcie zostałam bezceremonialnie obudzona przeraźliwie głośnymi breweriami. Po czym omal nie weszłam w kałużę wymiocin, gdy zamierzałam wyjść z mieszkania. Mogę się tylko domyślać, że to pan sam lub pana zaśmiewająca się nieprzytomnie partnerka zostawiliście mi ten prezent. – Trzęsłam się cała i nie wiedziałam, czy z gniewu czy ze złości. Od dawna nikt mnie tak nie zdenerwował.

– Cholera…! – Przeciągnął dłonią po zaspanej twarzy i zerknął przez moje ramię. – To… – skrzywił się – moja znajoma.

Przewróciłam oczami, bo najwyraźniej nie pamiętał imienia poderwanej kobiety.

– Miałem zamiar posprzątać. Przepraszam, zaraz to zrobię.

Trochę ze mnie uszło powietrze. Stałam, gapiąc się na niego w milczeniu. Zamrugał sennie powiekami; wyglądał stanowczo zbyt dobrze jak na kogoś, kto dopiero się obudził.

– Coś jeszcze?

– Nie. Wystarczy, że pan posprząta. – Odwróciłam się i postawiłam nogę na pierwszym stopniu. Ale musiałam się zatrzymać, bo powiedział:

– Nie musi pani być tak wrogo do mnie nastawiona. Mogłaby pani przestać się tak sadzić jak stara kwoka.

Znowu ogarnęła mnie wściekłość. Spojrzałam na niego przez ramię, nie dowierzając, że naprawdę to usłyszałam.

– Słucham?

– Zwraca się pani do mnie protekcjonalnie. I te ściągnięte usteczka zamiast uśmiechu, ilekroć mnie pani mija na schodach.

– Co takiego? – prychnęłam, lekko wzruszając ramionami, po czym odwróciłam głowę i zaczęłam schodzić na dół. Nie zamierzałam zaszczycić go odpowiedzią.

– A już to pełne wyższości prychnięcie było cholernie wkurzające! – zawołał za mną.

Zszokowana, zatrzymałam się w pół kroku. Bo nagle uświadomiłam sobie coś, co było jak na mnie niezwykłe. Zupełnie nie obawiałam się, że akurat ten osobnik uzna mnie za kogoś wyjątkowo nieprzyjemnego. Przeciwnie. Ogarnęło mnie uczucie triumfu, że denerwowałam go tak jak on mnie.

Podniosłam wzrok i zobaczyłam go stojącego na podeście i spoglądającego na mnie ponuro.

Wciąż czując gorąco na policzkach, odrzuciłam włosy do tyłu irytująco wyniosłym ruchem głowy.

– I dobrze – warknęłam.3

– Szlag by to trafił – mruknęłam pod nosem, usiłując wyjąć klucze z torebki i nie upuścić trzech toreb z zakupami.

Czyjaś duża dłoń wyszarpnęła mi jedną z toreb; przestraszona gwałtownie odkręciłam głowę i natknęłam się na spojrzenie fiołkowych oczu.

– Co to…

Dwie pozostałe torby znalazły się w jego drugiej ręce. Jego poważna mina rozbawiła mnie.

– Nie słyszałam, kiedy pan podszedł. – Jak na takiego postawnego mężczyznę poruszał się naprawdę cicho.

Zamiast odpowiedzieć, wskazał gestem frontowe drzwi budynku. Dłonie mi lekko drżały, gdy wyjmowałam klucze i wybierałam właściwy.

– Dalej poradzę sobie już sama. Dziękuję – powiedziałam, gdy weszliśmy do holu.

Ponieważ ciągle milczał, patrząc na mnie z niewzruszonym wyrazem twarzy, i nie zamierzał oddać mi toreb, podeszłam do mieszkania znajdującego się na parterze i zapukałam do drzwi. Logan stanął za mną, wyraźnie zdezorientowany. Zanim zdążyłam wyjaśnić, drzwi się otworzyły i stanął w nich mój ulubiony sąsiad, pan Jenner, jak zwykle radosny i ożywiony.

– Grace, jesteś. – Na twarzy starszego pana pojawił się uśmiech, który zblakł, gdy zerknął on ponad moim ramieniem. – Och, nie sama.

– Panie Jenner, to pan Logan MacLeod. Dopiero się wprowadził. Uprzejmie zaoferował mi pomoc w niesieniu pańskich zakupów.

Usłyszałam ciche chrząknięcie i nie wiedziałam, czy był to komentarz do moich dyplomatycznych wyjaśnień, czy do faktu, że zakupy nie były moje.

– Och, to bardzo miłe. – Pan Jenner uśmiechnął się do Logana. – Proszę wejść, bardzo proszę.

Logan spojrzał na mnie pytająco.

– Robię panu Jennerowi zakupy co tydzień. Dalej już mogę je wnieść sama. – Wyciągnęłam ręce, chcąc odebrać od niego torby.

– Ja to zrobię – oświadczył stanowczo, wyminął mnie i wszedł do mieszkania, a ja podążyłam za nim.

Starszy pan owdowiał kilka lat temu, kilka miesięcy po moim wprowadzeniu się tutaj. Syn wynajął panią do sprzątania, ale za robienie zakupów zażądała więcej pieniędzy, więc zaproponowałam, że ja się tym zajmę. Zrobiłam to tym chętniej, że pan Jenner od początku był dla mnie bardzo miły.

Obserwowałam Logana, jak idąc za gospodarzem do kuchni, rozgląda się po niewielkim, dobrze utrzymanym mieszkaniu. Zastanawiałam się, czy w ogóle poświęca uwagę temu, co do niego mówi pan Jenner. Tak się na tym skoncentrowałam, że nie słuchałam gawędzenia pana Jennera i kompletnie zaskoczyło mnie, gdy Logan powiedział:

– Zaraz się tym zajmę.

– Czym? – spytałam, przystępując do rozpakowywania toreb postawionych na kuchennym blacie. Zaczęłam wkładać łatwo psujące się produkty do lodówki.

– Zmywarka pana Jennera nie pracuje jak należy. Zerknę na nią.

– Zna się pan na tym? – spytałam, znowu zaciekawiona, gdzie on pracuje.

– Doktoryzowałem się z budowy zmywarek.

W odpowiedzi przewróciłam tylko oczami.

– To bardzo uprzejmie z pana strony – powiedział pan Jenner, najwyraźniej nieświadomy ukrytych podtekstów w relacji między mną a Loganem.

– Jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, zajmę się tym od razu – zaproponował Logan i zdjął kurtkę, gdy pan Jenner z wdzięcznością skinął głową.

Nie zamierzałam siedzieć tam i patrzeć, jak mój sąsiad spełnia dobry uczynek. Jeszcze by to złagodziło moje rozdrażnienie. A tego bym nie chciała. To zaledwie jeden dobry uczynek przeciwko całej, wciąż wydłużającej się liście zastrzeżeń, jakie do niego miałam.

– W takim razie ja już sobie pójdę.

– Jeszcze raz bardzo ci dziękuję, Grace – starszy pan pożegnał się ze mną z uśmiechem. – Jesteś aniołem.

Odwzajemniłam uśmiech, chociaż czułam się niepewnie pod zaciekawionym, przenikliwym spojrzeniem Logana. Pomachałam im obu dłonią i nie patrząc na nich, wyszłam z mieszkania pana Jennera.

_Wszystkie te chwile zatracą się w czasie… jak łzy w deszczu._

Wpatrywałam się w te słowa piętnasty raz, nie rozumiejąc, co mnie w nich niepokoi i dlaczego dźwięczą znajomo, ale nie mogłam się skoncentrować.

Jak mogłam w ogóle myśleć, skoro U2 od dwóch godzin produkowało się na cały regulator w mieszkaniu mojego sąsiada. W przerwach między utworami rozbrzmiewały donośne śmiechy.

Logan MacLeod zrobił imprezę.

– Wszystkie te chwile zatracą się w czasie jak łzy w deszczu _– _powiedziałam na głos, postukując palcem w myszkę. – Wszystkie te chwile… wszystkie te chwile… wszystkie… Uch…! – Zazgrzytałam zębami, odsuwając się od komputera.

Popatrzyłam gniewnie na ścianę łączącą nasze mieszkania. I pomyśleć, że zaczęłam mieć o nim trochę lepszą opinię, gdy zaoferował pomoc panu Jennerowi, jakby to było coś zupełnie naturalnego.

Niedoczekanie.

Niereformowalny prostak.

Zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinnam znowu odwiedzić psychoterapeuty, żeby pomógł mi się uporać z narastającą niechęcią do mojego sąsiada. Doszłam jednak do wniosku, że taniej wyjdzie zmiana godzin pracy. Będę redagować popołudniami i tyle.

Łatwiej powiedzieć, niż wykonać. Zdawałam sobie sprawę, że zmiana rytmu dnia i pory spania zajmie mi wiele dni, jeśli nie tygodni, ale nie widziałam innego rozwiązania, skoro miałam sąsiada z piekła rodem.

Następnego dnia po podjęciu tej decyzji wstałam rano, by pozałatwiać swoje sprawy, wrócić wczesnym popołudniem i zasiąść nad maszynopisem, który zobowiązałam się przekazać autorce wieczorem. Była sobota, wolałabym spędzić ten dzień z Chloe i Juno, które wybrały się do St. Andrews, ale musiałam dokończyć pracę.

Zmęczona i niewyspana, nie byłam w nastroju do rozmów z denerwującymi sąsiadami. Nie okazałam więc zachwytu na widok Janice, która pojawiła się na schodach, gdy zamykałam drzwi. Weszła na podest i, oszczędzając sobie powitalnych grzeczności, zapytała:

– Słyszałaś już?

Uzbroiłam się w cierpliwość, jakbym narzucała na siebie ciepłą pelerynę, by osłonić się przed lodem, którym od niej wiało.

Janice mieszkała nade mną ze swoim narzeczonym Lukashem. Rzadko go widywałam i z nią na szczęście też niewiele miałam do czynienia. Pracowała w kancelarii adwokackiej, była humorzasta i… Cóż, nie ma lepszego określenia, ale niezła z niej była wiedźma.

– O czym?

– O twoim najbliższym sąsiedzie. – Pokazała na drzwi Logana, a jej oczy ziały furią.

Czyli nie tylko mnie wkurzył. Dlaczego mnie to nie zdziwiło?

– O tym, że siedział.

– Słucham? – spytałam zaskoczona.

Janice zbliżyła się do mnie, a ja powstrzymałam odruch, by się cofnąć.

– Pan Jenner powiedział mi, że ten MacLeod wspomniał mu o tym, gdy naprawiał zmywarkę. Najwyraźniej ten kretyn założył, że i tak wszyscy wiemy. A ten drugi stary kretyn nie widzi w tym problemu. Wręcz się rozpływał nad tym, jak ten oprych mu pomógł.

– Pan Jenner nie jest starym kretynem – powiedziałam, zaciskając pięści.

– Nie to jest tutaj ważne – zbyła mnie Janice. – Nie przeraża cię, że mieszkasz drzwi w drzwi z kryminalistą? Natychmiast zadzwoniłam w tej sprawie do pana Carmichaela, ale zaczął mnie przekonywać, że to jego dobry znajomy i że mając go w pobliżu, możemy tylko czuć się bezpieczniej. Wyobrażasz sobie?

Pan Carmichael był właścicielem kamienicy. Nigdy go nie spotkałam, ale umiejętnie zarządzał swoją własnością. Wszelkie usterki w budynku i naszych mieszkaniach były naprawiane szybko i sprawnie.

– Może dobrze zdać się na jego osąd i rzeczywiście z kimś takim możemy czuć się bezpieczniej.

Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że będę bronić Logana MacLeoda. Delikatnie mówiąc, był sąsiadem trudnym do zniesienia, i musiałam przyznać, że kilka razy czułam się w jego obecności onieśmielona, ale żeby mnie przerażał? Co to, to nie.

– Wszyscy jesteście idiotami – parsknęła Janice. – Zapominasz, że ja bronię takich jak on. Wiem dobrze, co to za rodzaj ludzi. Zacznę się rozglądać za innym mieszkaniem do wynajęcia.

Wreszcie jakaś dobra wiadomość, pomyślałam i omal się nie uśmiechnęłam.

– W porządku. Miłego dnia. – Wyminęłam Janice i zbiegłam po schodach, pozbawiając ją szansy na dalszą ocenę naszych zdolności umysłowych.

* * *

Ledwie weszłam do supermarketu, gdy zadzwonił Aidan z pytaniem, czy miałabym ochotę na filiżankę kawy. Wiedziałam, że jeśli się zgodzę, odłożę na później wprowadzanie zmian w moim życiu, ale znalazłam usprawiedliwienie. Kawa dobrze mi zrobi, rozbudzi mnie i doda energii do pracy nad tekstem.

Promienie nisko stojącego na niebie wiosennego słońca przyjemnie oświetlały kawiarniany ogródek. Przymknęłam powieki i dostrzegłam Aidana siedzącego przy jednym z małych metalowych stolików. Zamówił kawę i dla mnie.

– Jesteś wielki. – Uśmiechnęłam się do niego, siadając naprzeciwko. Ujęłam w dłonie ciepłą filiżankę i upiłam łyk.

– Wyglądasz na wykończoną – zauważył, przyglądając mi się zmrużonymi od słońca oczami.

– Dzięki – burknęłam.

– Znowu przez sąsiada?

Pomyślałam o rewelacji, którą mi przekazała Janice, i zdecydowałam się nie wspominać o tym Aidanowi. Zaniepokoiłoby go to i mógłby zbyt pochopnie wyciągnąć wnioski. Ja sama… cóż, być może to właśnie ja, wiedząc, że mój sąsiad został skazany i osadzony w więzieniu, wyciągnęłam pochopnie wnioski wyłącznie na podstawie informacji, że pan Carmichael jest go całkowicie pewien. Ale przekonałam się, że z osądami lepiej się wstrzymać, dopóki nie pozna się faktów. Dotychczas byłam pewna tylko tego, że Logan MacLeod jest arogancki, hałaśliwy i irytujący. Na razie więc mogłam go osądzać tylko za to.

– Chyba chce żyć na pełny regulator.

– Co masz na myśli?

– Że jest potwornie hałaśliwy.

– Może nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo – odparł Aidan, wzruszając ramionami. – Po prostu mu powiedz.

– Co będzie miało tylko taki skutek, że uzna mnie za trudną osobę.

– Ciebie? Nie umiałabyś być trudną osobą.

– Nie chcę o nim rozmawiać. Dlaczego tak was interesuje mój cholerny sąsiad?

– Z powodu tego, jak na niego reagujesz. – Aidan roześmiał się.

– No nie, tylko nie to. Odkąd Chloe przedstawiła cię Juno, uważasz ją za uosobienie spostrzegawczości. Zapewniam cię, że ona w wielu sprawach się myli. Właściwie zawsze. – Upiłam łyk kawy i zmieniłam temat: – Co u Calluma?

Callum grał z Aidanem w jednej drużynie. Kilka lat temu spotykałam się z nim, dopóki oboje nie doszliśmy zgodnie do wniosku, że niewiele nas łączy i nie ma nudniejszej od nas pary. Zdecydowanie lepiej dla nas było zostać przyjaciółmi. Kilka miesięcy po naszym rozstaniu Callum zaczął się spotykać z Annie, dziennikarką relacjonującą głównie sporty uprawiane na świeżym powietrzu, bardzo towarzyską. Wciąż byli ze sobą i zaczęli planować ślub.

Twarz Aidana wydłużyła się.

– Callum i Annie zerwali ze sobą.

– Nie… – zaprotestowałam z niedowierzaniem. – Ale dlaczego…?

– Może trudno będzie ci w to uwierzyć, ale w pewnym sensie Annie ma podobną do ciebie sytuację rodzinną. Tylko że ona wciąż w tym tkwi. Jej rodzice są dominujący i krytyczni, przejęli zupełnie kontrolę nad przygotowaniami do ślubu. Zaczęli też wywierać presję w sprawie dzieci, wcale nie tak łagodną, jak to robią inni rodzice. Okazało się, że są właścicielami domu, który zajmuje Annie, o czym Callum nie wiedział. Zagrozili, że jej go zabiorą, jeśli nie zajdzie w ciążę w pierwszym roku małżeństwa. Jakby posiadanie dzieci miało im udowodnić, że Callum myśli o Annie na serio, sam ślub to za mało.

– O rany…! – szepnęłam przerażona. Większość ludzi uznałaby podobne postępowanie rodziców za niedorzeczne, być może powątpiewałaby, czy tacy rodzice w ogóle istnieją. Ja wiedziałam, że tak, bo miałam podobne doświadczenia.

– Callum oczekiwał, że Annie się im postawi, ponieważ dyskutowali nad kwestią posiadania dzieci i zgodnie uznali, że chcą przez pierwszy rok małżeństwa nacieszyć się sobą. Nic go nie obchodziło, czy zabiorą dom, nie na nim mu zależało. Był gotowy rozpocząć samodzielne życie, ale Annie nie. Złościła się na niego, gdy wspominał, że powinna się przeciwstawić rodzinie. Miał już dość kłótni. Czuł się zapędzony do narożnika przez jej rodziców i zrozumiał, że będą się wtrącać do końca życia.

– Okropność – powiedziałam cicho, współczując Callumowi. – Toksyczne rodziny.

– Nie wszystkie rodziny są złe.

– Nie – zgodziłam się z nim. – Zwłaszcza te, które sam stworzysz.

– Słyszałem coś tym – zaśmiał się Aidan. – Podobno budowanie swojej rodziny to niegłupia sprawa.

– Jeśli się wybierze odpowiedniej jakości materiał, może się udać.

– Rozumiem, że w tej metaforze to ja jestem materiałem odpowiedniej jakości?

Uśmiechnęłam się. Nie musiałam odpowiadać, dobrze wiedział, że tak jest.

Pomyślałam o Annie. Żałowałam, że nie mogę pójść do niej i przekonać ją, o ile lepsze stałoby się jej życie, gdyby dała szansę Callumowi i uznała raczej jego za swoją rodzinę.

Ulżyłoby jej.

Naprawdę by jej ulżyło.

Dopiero około drugiej po południu weszłam na schody prowadzące do mojego mieszkania. Niosłam niewielką torbę z zakupami i byłam tak pochłonięta redagowaniem tekstu w myślach, że wzdrygnęłam się, gdy dobiegł mnie śmiech z na wpół otwartych drzwi Logana.

Zatrzymałam się na widok wychodzącej razem z nim rudowłosej kobiety o drobnej, zapierającej dech w piersiach urodzie. Zupełnie nie była w jego typie. Przede wszystkim miała na sobie za dużo ubrania. Ona też przystanęła i rzuciła mi:

– Cześć.

Niegrzecznie byłoby nie odwzajemnić jej uśmiechu.

– Cześć. – Ruszyłam do drzwi, ale znowu się zatrzymałam, bo dziewczyna powiedziała:

– Jestem Shannon, młodsza siostra Logana. – Fiołkowe oczy patrzyły na mnie z życzliwym rozbawieniem. Wyciągnęła rękę.

– Grace – przedstawiłam się, ściskając jej dłoń. – Miło mi.

– To ty jesteś najbliższą sąsiadką Logana…

– Aha – potwierdził burknięciem, stając za nią.

Przeniosłam wzrok na jego twarz i gdy zobaczyłam kwaśną minę, poczułam przypływ satysfakcji. Irytowałam go tak jak on mnie. Jedyne pocieszenie przy poziomie decybeli, które produkował.

– Wcale nie jesteś taka, jak cię opisywał. – Shannon odwróciła głowę i uśmiechnęła się do brata, po czym znów spojrzała na mnie.

Ciekawe, co też mógł o mnie nagadać, pomyślałam, widząc psotne iskierki w jej zadziwiająco pięknych oczach.

– Spodziewam się, że nie – zgodziłam się.

– Czym się zajmujesz, Grace? Logan jest menedżerem w Fire, nocnym klubie na Victoria Street.

Znałam ten klub. Chloe kilka razy zaciągnęła mnie tam na tańce. Tylko dlaczego Shannon uznała, że warto mnie poinformować, gdzie Logan pracuje? W każdym razie wyjaśniło się, dlaczego był na nogach do późna.

– Redaguję książki. Jestem wolnym strzelcem i… – Spojrzałam Loganowi prosto w oczy i dokończyłam z naciskiem: – Pracuję w domu.

– Och, to wspaniale – rzuciła z entuzjazmem Shannon.

Dlaczego, och, dlaczego, ta urocza, cudowna istota nie wprowadziła się naprzeciwko mnie zamiast jej gburowatego brata?

– Mogłoby być. – Wzięłam głęboki oddech, nagle czując się znacznie odważniejsza w jej obecności, jakby miała mi służyć za bufor między mną a Loganem. – Zwykle pracuję do późna w nocy. Ale nie wczoraj. – Mój sąsiad zrobił władczą minę mającą mnie onieśmielić, ale nie dałam się zbić z pantałyku. – Było bardzo głośno, poza tym U2 o trzeciej nad ranem raczej nie zachwyca.

Shannon zacisnęła usta i spojrzała na brata. Wytrzymał jej spojrzenie, nie odpowiadając ani słowem na moje oskarżenie. Shannon pokręciła głową, jakby go napominała.

– Spróbuj uwzględniać potrzeby innych.

– Weź na to grubą poprawkę – powiedział, krzyżując ramiona na piersi. – Ta oto pani Farquhar bez przerwy narzeka.

– Logan! – rzuciła z wyraźnym wyrzutem.

Nic dziwnego, że nabrałam więcej odwagi.

– Narzekałam, owszem, na widok stringów tanga jednej z pańskich zdobyczy, suszących się na poręczy podestu i gdy inna pańska partnerka na jedną noc zwymiotowała przed moimi drzwiami. Jeszcze nie uskarżałam się na te niezliczone noce, podczas których nie mogłam pracować z powodu dochodzących z pańskiego mieszkania donośnych odgłosów uprawiania seksu.

Shannon patrzyła na brata z niedowierzaniem.

– Logan?

Spojrzał na nią gniewnie, ale nie odezwał się. Nie musiał. Miał wypisane na twarzy: nikomu nie muszę się tłumaczyć.

Niezręczną ciszę przerwał odgłos kroków na schodach i po chwili na podeście pojawiła się Janice. Przygotowałam się na to, co miało nastąpić.

– Cześć, Grace. – Pozdrowiła mnie kiwnięciem głowy, po czym zadarła podbródek z miną tak wyniosłą, że aż komiczną, i przeszła obok Logana i jego siostry, traktując ich jak powietrze.

– Co to było? – spytała półgłosem Shannon, gdy kroki adwokatki ucichły.

Przestąpiłam z nogi na nogę, bo nie wiedziałam, jak mam to powiedzieć. Nie lubię przekazywać ludziom nieprzyjemnych wiadomości. Nawet komuś takiemu jak mój uciążliwy sąsiad.

– Boję się, że pan Jenner popełnił błąd, wspominając Janice o pobycie twojego brata w więzieniu. Pan Jennner jest uprzejmym, życzliwym człowiekiem i nie zdaje sobie sprawy z faktu, że ludzie tacy jak Janice… no cóż, nie są serdeczni.

Logan zesztywniał, rysy twarzy mu się wyostrzyły, a Shannon pobladła.

– Myśleliśmy, że wszyscy tutaj o tym wiedzą, a ty mówisz, że… dowiedzieli się dopiero teraz?

Nie wiadomo dlaczego poczułam nieprzyjemny ucisk w żołądku. Z zupełnie niezrozumiałego dla mnie powodu zrobiło mi się przykro z powodu Logana.

Kto by pomyślał…?

– Ale to nie ma znaczenia – zapewniłam ich pospiesznie. – Wszyscy tutaj wiemy, jak nieprzyjemna potrafi być Janice. Nie martwiłabym się tym. Z resztą lokatorów nie powinno być kłopotu. – Wzruszyłam ramionami, nie wiedząc, co jeszcze mogłabym dodać. – Bardzo miło było cię poznać, Shannon.

Odwróciłam się i podeszłam do drzwi. Przystanęłam przy nich i obejrzałam się przez ramię na Logana. Patrzył na mnie tak, że wstrzymałam oddech. Wyglądał na kogoś kompletnie rozbrojonego. Zdusiłam uczucie, które mnie ogarnęło pod wpływem jego reakcji, i rzuciłam, taką miałam nadzieję, dyplomatycznie:

– Będę bardzo wdzięczna, jeśli spróbuje pan zachowywać się odrobinę ciszej.

Kiwnął energicznie głową.

– Hałas na imprezach mogę opanować. Natomiast to, jak głośno reaguje kobieta, będąc ze mną w łóżku, jest poza moją kontrolą.

– Logan… – Shannon zareagowała na tę arogancką odpowiedź przesadnie zdegustowaną miną, za co jej brat obdarzył ją promiennym uśmiechem.

Patrząc na niego, po raz drugi wstrzymałam oddech. Nigdy dotąd nie widziałam twarzy Logana MacLeoda rozjaśnionej szczerym, niezabarwionym ironią uśmiechem.

Widok wart podziwiania.

Nieoczekiwanie spojrzał na mnie i nasze oczy się spotkały.

W popłochu spróbowałam odwrócić wzrok.

Oddychaj, Grace, oddychaj!

Wypuściłam powietrze ustami i zmusiłam się do skierowania spojrzenia w bok. Otworzyłam drzwi mieszkania i weszłam do środka.

– Jak zwykle jestem panem oczarowana, panie MacLeod. – Żałowałam, że nie umiem się zdobyć na większą dozę sarkazmu.

Zamknęłam szybko drzwi, nie dając mu okazji do powiedzenia czegoś, co znowu wytrąciłoby mnie z równowagi.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: