Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

W służbie III Rzeszy - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
25 maja 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

W służbie III Rzeszy - ebook

Wspomnienia nastoletniego żołnierza obrony przeciwlotniczej 1943–1945

W zestawieniu portalu War History Online jedna z pięciu najlepszych książek 2014 r.

W styczniu 1943 roku Adolf Hitler podjął decyzję o skierowaniu uczniów szkół średnich z roczników 1926 i 1927 do służby w oddziałach obrony przeciwlotniczej na terenie Niemiec. Flakhelferami, czyli żołnierzami służby pomocniczej artylerii przeciwlotniczej, zostało około 200 tysięcy szesnasto- czy niekiedy nawet piętnastolatków. Dzięki zaangażowaniu Flakhelferów było możliwe oddelegowanie na front około 120 tysięcy żołnierzy naziemnych lotnictwa - co odpowiadało dziesięciu dywizjom polowym Luftwaffe.

Flakhelferem został także Karl Heinz Schlesier, wówczas uczeń gimnazjum w Düsseldorfie. Wcielony do wojska mimo antynazistowskich poglądów, służył w Nadrenii i Zagłębiu Ruhry, w rejonach, które doświadczyły najcięższych bombardowań przeprowadzonych przez aliantów. W swoich wspomnieniach opisuje tak działanie hitlerowskiej machiny wojennej, jak i nastroje panujące wśród mieszkańców systematycznie niszczonych miast. Schlesier obsługiwał armaty wraz z rosyjskimi jeńcami, był świadkiem niewolniczej pracy jeńców w fabrykach, umawiał się na pierwsze randki wśród ruin, a podczas przepustek często spędzał wiele godzin z rodzicami w prowizorycznym bunkrze. W końcu, po kilkunastu miesiącach, został przeniesiony do Służby Pracy Rzeszy, a później do sił lądowych. Na początku 1945 roku zupełnie nieprzygotowany trafił na front przebiegający niedaleko rodzinnego domu.

Te unikatowe wspomnienia przejmująco oddają odczucia i poglądy nastolatka rzuconego w wir wojennej służby. Stanowią także rarytas dla miłośników militariów, ukazując szczegóły funkcjonowania lekkich i ciężkich baterii przeciwlotniczych.

Ta książka wyjaśnia, dlaczego do walki powoływani są dzieci-żołnierze: z desperacji i konieczności. Niemcy były na kolanach, ale walczyły nadal i potrzebowały na froncie każdego żołnierza, a takie dzieci jak autor miały wypełniać ich funkcje na zapleczu, w „bezpieczniejszych” rolach. Kiedy czytamy tę książkę, uświadamiamy sobie, jak niebezpiecznie było w niemieckich miastach, gdy naloty RAF i USAF codziennie siały spustoszenie i chaos. Düsseldorf Schlesiera nie był wyjątkiem, i jego wspomnienia ukazują przerażenie i cierpienie ludzi na krawędzi upadku, tak jakby to było wczoraj. (…) Nie będziecie chcieli przegapić ani słowa w tej szczerej do bólu relacji. Są tu zarazem chwile doniosłe, poczucie straty, ale także humor i przyjaźń w miejscu, w którym trudno byłoby ich oczekiwać. Zdecydowanie polecam wszystkim zainteresowanym II wojną światową, ale szukającym innego na nią spojrzenia. - Phil Hodges, War History Online

Doskonała książka, która daje wgląd w wojenne przeżycia niemieckiego chłopca - „Everyone’s War: The Journal of the Second World War Experience Centre”

Kategoria: Wywiad
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8062-726-0
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Siódmego stycznia 1943 roku rząd niemiecki postanowił, że wszyscy uczniowie elitarnych liceów (Gymnasium, Oberrealschule) z roczników 1926 i 1927 zostaną skierowani do służby w oddziałach artylerii przeciwlotniczej na terenie Rzeszy. Mieli zastąpić w nich dorosłych żołnierzy potrzebnych do służby frontowej. Dekret został ogłoszony 22 stycznia 1943, z dwutygodniowym wyprzedzeniem wobec wyznaczonej daty 15 lutego 1944, kiedy to uczniowie mieli się stawić w przypisanych im jednostkach. Oficjalnie nazwano ich Luftwaffenhelfer (żołnierzami służby pomocniczej Luftwaffe), chociaż częściej i poprawniej używano słowa Flakhelfer (żołnierze służby pomocniczej artylerii przeciwlotniczej), zarówno w liczbie pojedynczej, jak i mnogiej.

Chłopcy urodzeni w roku 1926 służyli w oddziałach przeciwlotniczych do lutego 1944 roku, kiedy zostali przeniesieni do Reichsarbeitsdienst (Służby Pracy Rzeszy), a stamtąd wcieleni do armii. Ich miejsce zajęli chłopcy z rocznika 1927, uczęszczający wcześniej do innych, mniej elitarnych szkół, na przykład zawodowych. Oni z kolei służyli do 9 września 1944, kiedy także zostali przeniesieni do Reichsarbeitsdienst i później do sił lądowych. Chłopcy urodzeni w 1928 roku, bez względu na rodzaj ukończonych szkół, służyli od września 1944 do końca wojny w maju 1945 roku.

Flakhelferami zostało łącznie około 200 tysięcy młodych ludzi. Przeciętnie mieli po szesnaście lat, chociaż z racji dzielenia ich wedle roczników było też trochę piętnastolatków. Uważali siebie za żołnierzy i tak też traktowali ich zwykle dorośli towarzysze broni, ale dla rządu pozostawali uczniami wykonującymi żołnierskie obowiązki. Ponieważ nie mogli opuszczać baterii, żeby nadal uczęszczać do szkoły, szkoła przyszła do nich. Ich edukacją zajęli się pedagodzy, którzy z racji zaawansowanego wieku nie zostali już objęci poborem. Oczywiście działo się to w otoczeniu, które nie sprzyjało nauce, i program był tym samym mocno okrojony. Przede wszystkim starano się utrzymać cykl kształcenia chłopców z elitarnych szkół, którzy zgodnie z wytycznymi powinni mieć tygodniowo 4 godziny literatury niemieckiej, 3 godziny historii, 4 godziny łaciny, 3 godziny matematyki, po 2 godziny fizyki i chemii. Z oczywistych powodów nawet i to nie zawsze było możliwe, zwłaszcza w regionach, w których baterie artylerii przeciwlotniczej musiały stawić czoło szczególnym wyzwaniom, jak w Zagłębiu Ruhry czy Nadrenii. Niemniej chociaż cały znany dotąd świat rozpadał się wkoło, dbano o to, żeby pełniąca dorosłą służbę młodzież nie uznała swojego wysiłku za pozbawiony sensu.

Uczniowie trafiali do lekkich (działa kalibru 20 i 37 mm) i ciężkich baterii artylerii przeciwlotniczej (88, 105 i 128 mm). Zgodnie z rozporządzeniem otrzymywali mundury w szaroniebieskich barwach Luftwaffe, składające się z bluzy, spodni wzoru narciarskiego i czapki polowej, w typowym komplecie dla Flieger HJ, oddziału Hitlerjugend afiliowanego przy Luftwaffe. Do munduru przynależała opaska ze swastyką, którą należało nosić wysoko na lewej ręce, ale wielu wolało się z nią nie pokazywać i zdejmowało ją, gdy tylko się dało. Dowódcy byli zwykle tolerancyjni w tej kwestii i wobec ważniejszych spraw na głowie nie naciskali na pełne przestrzeganie przepisów mundurowych. Poza tym większość starała się chronić „swoje” dzieciaki i traktowała je z prawdziwą troską.

Nasilająca się wojna powietrzna nad Niemcami zbierała krwawe żniwo także wśród działonów baterii artylerii przeciwlotniczej, chroniących centra przemysłowe i miasta. Pierwszymi ofiarami wśród Flakhelferów było sześciu chłopców, którzy zginęli na stanowiskach podczas bombardowania Berlina 1 maja 1943 roku. Zdążyli przesłużyć ledwie dwa tygodnie. Wielu zostało zmuszonych do zwykłej walki z bronią w ręku, gdy miasta ich stacjonowania zostały zaatakowane przez siły alianckie nacierające na obu frontach, wschodnim i zachodnim. Sporo podzieliło los dorosłych towarzyszy broni i spędziło następnie wiele miesięcy w obozach jenieckich.

Byłem jednym z nich. Ta książka to wspomnienia Flakhelfera, który podobnie jak tysiące innych młodych ludzi został pod koniec tej trudnej drogi grenadierem, czyli pełnoprawnym szeregowcem. Powrót do takich wspomnień nie jest łatwy, zwłaszcza jeśli celem jest danie świadectwa prawdzie. Wymaga wniknięcia w mrok kryjący to, co kiedyś było aż nazbyt realne, ale zostało wyparte z pamięci dla zachowania zdrowych zmysłów. Czy warto było podejmować ten wysiłek, ocenią już czytelnicy. Wyprawy w przeszłość rzadko zaliczyć można do przyjemności.

Opinie, postawy i interpretacje faktów zawarte w tych wspomnieniach też przynależą do lat 1943–1945. Nie zostały zmienione zgodnie z powojennym spojrzeniem i obiektywnymi badaniami historyków. Różnią się tym samym mocno od tego, co znamy i myślimy dzisiaj, ale oddają chaos tamtych lat w Niemczech. Okresu, gdy życie nieustannie przeplatało się ze śmiercią i nierzadko przypadek decydował o przetrwaniu.

Wszystkie postaci, nazwiska i miejsca są prawdziwe. W gronie moich kolegów w Reisholz i Hüls często posługiwaliśmy się przezwiskami; na mnie mówiono Kalla. Oto lista imion i nazwisk: Ferdi, Ferdinand Bleines; Thei, Rolf Thiemann; Hannes, Hans Nolden; Wenner, Bernhard Wenzel; Bergittimus, Horst Bergfeld. Z tamtych znajomych muszę podziękować Ferdiemu z Kolonii za nasze ożywione rozmowy podczas pisania tej książki.

Na chwilę muszę jednak odejść od wspomnień. Czytelnicy mogą poczuć się zaskoczeni, że tak mało znajdą w tekście wzmianek o niemieckich zbrodniach wojennych oraz zorganizowanym ludobójstwie Żydów i Romów. Świat piętnasto- czy szesnastoletniego Flakhelfera oraz siedemnastoletniego grenadiera zmuszonego do dorosłej służby był dość prosty. Trudno było o szerokie horyzonty myślowe. Na dodatek obraz rzeczywistości, któremu hołdowała wówczas większość niemieckich rodzin, był mocno ograniczony. Brakowało informacji o zbrodniach popełnianych przez SS czy niekiedy także inne rodzaje niemieckich sił zbrojnych. Być może dzisiaj trudno to sobie wyobrazić, ale nazistowskie państwo zniszczyło wszystkie demokratyczne instytucje wyrosłe w Niemczech po pierwszej wojnie światowej, włączając w to wolną prasę, związki zawodowe, pluralizm polityczny i niezależne sądownictwo. Na uniwersytetach zostali tylko ci, którzy w pełni podzielali linię partii. Niemcy znalazły się w okowach represji. Państwo zezwalało tylko na to, co uznawało za istotne dla swego przetrwania. Każdy niezależny głos był natychmiast uciszany. Gdyby ktokolwiek, kto wiedział coś o wspomnianych zbrodniach, próbował mówić o nich głośno, narażałby się na surową karę, z wyrokiem śmierci włącznie. Ci spoza kraju, którzy mieli jakieś pojęcie o skali nazistowskich zbrodni, albo milczeli, jak Watykan (i tym samym katoliccy hierarchowie oraz księża w Niemczech), albo ich głos nie sięgał do Niemiec. Zresztą nawet gdyby było inaczej, nazistowska kontrola wszystkich obszarów życia była tak dokładna, że nie zrobiłoby to żadnej różnicy. Na dodatek trwała wojna i każda rodzina miała mężów czy synów walczących na odległych frontach, codziennie do wielu domów przychodziły wiadomości o śmierci czy okaleczeniu bliskich. Ludność cywilna też cierpiała swoje na skutek alianckich nalotów i mało kto był skłonny zastanawiać się nad niemieckimi winami, nawet gdyby coś o nich wiedział, czy buntować się przeciwko swojemu losowi. Tak naprawdę większość Niemców dowiedziała się o tych strasznych zbrodniach popełnianych w imieniu narodu dopiero po wojnie. Poznanie i zaakceptowanie tej prawdy było zasadniczym warunkiem budowy nowego, demokratycznego państwa niemieckiego, które odcinało się od dwunastoletniego okresu rządów Hitlera i SS. Niemniej i obecnie, trzy pokolenia po wywołanej przez Niemcy wojnie i Holocauście, jesteśmy świadomi ciężaru tamtych haniebnych win, popełnionych pod hasłem niemieckiej dominacji.Prolog 9 września 1958 roku

Słonecznym, pogodnym rankiem pierwszy raz znalazłem się w centrum Chicago. Kilka dni wcześniej przybyłem z Niemiec, żeby już z doktoratem w kieszeni kontynuować pracę badawczą z zakresu antropologii na uniwersytecie w Chicago. Idąc przez Loop, podziwiałem wielkie miasto z jego intensywnym ruchem ulicznym, tłumami przechodniów i lśniącymi dumnie budynkami, tak odmienne od poznaczonych wciąż śladami wojny miast mojego kraju. Na Michigan Avenue ujrzałem kierującego ruchem policjanta w granatowym mundurze.

Skierowałem na niego obiektyw aparatu i zrobiłem zdjęcie, bo chciałem upamiętnić ten dzień otwierający nowy rozdział mojego życia w nieznanym jeszcze kraju. Gliniarz zmierzył mnie spojrzeniem i nie przerywając swojej pracy, dał mi gestem znak, żebym do niego podszedł. Był wysoki i chyba kilka lat starszy ode mnie. Gdy stanąłem obok, przyjrzał mi się uważnie.

– Skąd pan jest? – spytał.

– Z Niemiec – odpowiedziałem.

– A skąd w Niemczech?

– Z Düsseldorfu.

Pokiwał głową i spojrzał mi w oczy.

– Bombardowałem Düsseldorf – powiedział rzeczowym tonem, bez cienia żalu czy satysfakcji.

– A ja służyłem w obronie przeciwlotniczej w Düsseldorfie – odparłem po chwili, gdy opanowałem już zaskoczenie.

Uśmiechnął się. Nagle staliśmy się dwoma weteranami, którym dane było przeżyć to samo straszne doświadczenie w tym samym miejscu. Pochylił się do mnie.

– Świetnie, że udało nam się przeżyć, prawda?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: