Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wiatronogi - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
22 listopada 2019
Ebook
4,99 zł
Audiobook
9,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Wiatronogi - ebook

Fedź, stary pastuch wyrusza w podróż ze swoimi końmi. Wśród stada młodych, pięknych i niezwykle sprawnych zwierząt znajduje się leciwy wałach. Współtowarzysze wyśmiewają się z konia, a przecież i on ma za sobą lata świetności. Czy opowieść o młodości wpłynie na jego pozycję w stadzie?


Piękna historia o przemijaniu, starości i szacunku do innych napisana z niezwykłej perspektywy starego konia. Poruszy najtwardsze serca i skłoni do refleksji nad pozycją osób starszych w społeczeństwie.

Lew Tołstoj (1828-1910) - wybitny rosyjski pisarz i myśliciel. Jego utwory wywarły ogromny wpływ na literaturę światową, a poglądy na rozwój myśli etycznej pierwszej połowy XX wieku. Debiutował powieścią "Dzieciństwo" (1852), która wraz z "Latami chłopięcymi" (1854) i "Młodością" (1857) tworzy trylogię autobiograficzną. W latach 60. stworzył jedno ze swoich największych arcydzieł - "Wojnę i pokój". Stanowi ona rozległą panoramę rosyjskiego społeczeństwa doby napoleońskiej. Drugim najbardziej znanym utworem Tołstoja jest "Anna Karenina". Oprócz powieści autor pisał wiele opowiadań, utwory dramatyczne, a także zajmował się publicystyką polityczną.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-26-18491-4
Rozmiar pliku: 319 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I

Sklepienie nieba stawało się coraz głębsze, zorza rozlewała się szerzej i szerzej, bielało matowe srebro rosy, sierp księżyca stawał się coraz bledszy, las rozbrzmiewał coraz donośniej. Na wsi wszczynał się hałas i ruch, a w dworskiej zagrodzie dawało się słyszeć parskanie stadniny, szelest słomy, a czasem gniewny, przeraźliwy kwik tłoczących się u wnijścia koni.

— No! zdążysz — przegłodziłyśta się — mruczał stary pastuch Fedź, otwierając szeroko wrota. — A pójdziesz! — krzyknął, zamierzając się na jedną z klaczy, która parła się naprzód.

Fedź miał na sobie wyszarzaną ściągniętą pasem świtę, za pasem węzełek z chlebem, w ręku siodło i uzdeczkę i, oznakę swej władzy — bat, zarzucony przez plecy.

Konie zachowały się dość obojętnie wobec łajań pastucha: nie okazały mu ani śladu obrazy lub obawy, lecz udając, że je to nic nie obchodzi, odeszły powoli od wrót; jedna tylko stara patłata klacz, położywszy uszy po sobie, szybko odwróciła się tyłem, przyczym któraś z młodszych kobyłek, kwiknąwszy, szturchnęła zadem pierwszą lepszą ze swych towarzyszek.

— Ano! — z groźbą w głosie huknął jeszcze donośniej Fedź, poczym skierował się w kąt zagrody, gdzie pod daszkiem stał samotnie stary, srokaty wałach.

Koń ten wbrew reszcie stada nie okazywał najmniejszego zniecierpliwienia, lecz zmrużywszy oczy lizał dębową belkę stodoły. Co za smak znajdował srokacz w tej operacyi — trudno określić, dość, że czynił to z powagą i z namaszczeniem.

— Może i ty jeszcze będziesz brykał — mruknął pastuch, kładąc koło niego na ziemi wyłojoną derkę i siodło.

Srokacz przestał lizać i, jakby w osłupieniu, wpatrywał się w Fedzia. W tym jego spojrzeniu niepodobna było wyczytać — ani radości, ani smutku, ani gniewu; patrzał długo, poczym wciągnąwszy brzuch, westchnął niezwykle ciężko i odwrócił się. Pastuch objął go za szyję i, zakładając tręzlę, rzekł: „Czemu wzdychasz“?

Wałach machnął niedbale ogonem, jakby chciał powiedzieć: „Ot, nic! tak sobie — Fedziu“!

Fedź tymczasem włożył nań derkę i siodło — przyczym srokacz na znak niezadowolenia skulił uszy, za co otrzymał epitet — psiakrew! i poczuł ściąganie popręgi, wobec czego zaczął się nadymać — ale wsunięty między zęby palec i uderzenie kolana w brzuch, zmusiło go wypuścić powietrze. Pomimo to, gdy pastuch podciągnął zębami popręgi, srokacz raz jeszcze skulił uszy, a nawet się obejrzał, bo, chociaż wiedział, że to wszystko do niczego nie doprowadzi, uważał za stosowne objawić swe niezadowolenie i dać do zrozumienia, że zawsze protestować będzie.

Po osiodłaniu srokacz, odstawiwszy w bok swą prawą spuchniętą nogę, zaczął żuć wędzidło, niewiadomo po co, gdyż miał aż nadto sposobności przekonać się, że żucie wędzidła nie przedstawia dla smaku żadnej przyjemności. Fedź tymczasem wgramolił się po krótkim strzemieniu na siodło, rozplątał bat, wyciągnął z pod kolan fałdy swej świty, poczym usadowiwszy się w specyfistyczny sposób, właściwy pastuchom, zebrał cugle. Wałach podniósł głowę na znak, że gotów do drogi; nie myślał jednak ruszać, wiedząc, że jeszcze nie czas, że jeszcze będzie dużo krzyku, nawoływań i wymyślań pod adresem koni oraz młodszego pastucha Stefana.

Jakoż rzeczywiście — Fedź zaczął wołać: „Stefan, Stefan — puszczaj matki, gdzieżeś się podział u licha — śpisz psiakrew! Otwieraj! naprzód matki“!

Po chwili, prowadząc konia za tręzlę, ukazał się Stefan zły i zaspany i zbliżył się do wrót.

Skrzypnęły wierzeje i wnet cała stadnina: młode klaczki, ogierki, źrebięta i ciężarne matki, stąpając ostrożnie i obwąchując po drodze słomę, zaczęły mijać kolejno wrota. Młodsze konie tłoczyły się u wyjścia i, zakładając jedne drugim na szyję głowy, przebierały kopytami na progu, za co im co chwila wymyślał parobczak.

Źrebięta rzucały się ku własnym, a nieraz i cudzym matkom i odzywały się rżeniem donośnym na wołania swych rodzicielek.

Jedna młoda kobyła, łobuz jakich mało, minąwszy wierzeje, zagięła szyję i kwiknąwszy wierzgnęła raz i drugi, nie ośmieliła się jednak wyprzedzić szpakowatą, popstrzoną hreczką Żułdykę, która powolnym ciężkim krokiem poważnie stąpała, jak zwykle, na czele stada.

W parę minut zagroda, przed chwilą tak pełna życia, opustoszała zupełnie, pozostały jedynie smutnie sterczące słupy i stratowana, powalana gnojem słoma.

Wałacha, chociaż był przyzwyczajony do tego widoku, obraz ten napełnił widocznie smutkiem, gdyż westchnął o ile mu pozwoliły ściągnięte popręgi, machnął parę razy głową i wlokąc swe osłabione i popsute nogi ruszył za stadniną, unosząc na kościstym grzbiecie starego Fedzia.

— Wiem teraz — myślał sobie wałach — jak tylko wyjedziemy na drogę, zacznie się krzesanie ognia i zapalenie drewnianej fajki z miedzianą skówką i łańcuszkiem; no, to jeszcze nieźle — zapach ten przy rannej rosie jest dość przyjemny, a jeszcze przyjemniejsze związane z nim wspomnienia. Zło się kryje w tym, że paląc fajkę stary nabiera animuszu i dla fanfaronady siada bokiem, a nie ulega wątpliwości, że siądzie na prawą stronę, gdzie mam tę nieznośną ranę. Choć — niech go tam! — dla mnie to nie nowina cierpieć dla cudzej przyjemności, zaczynam nawet znajdować w tym jakąś dziwną, końską przyjemność... ergo udawaj sobie zucha, siadaj bokiem — filozofował wałach i stawiając ostrożnie nogi kroczył środkiem gościńca.II

Przypędziwszy stadninę na pastwisko nad rzeką — Fedź zsiadł i rozsiodłał wałacha, stado zaś zaczęło się rozpraszać po niestratowanej łące, pokrytej rosą i oparami, które się podnosiły od opasującej łąkę rzeki. Po zdjęciu tręzli Fedź podrapał srokacza pod brodę, wzamian za co wałach przez wdzięczność przymknął oczy.

— Lubisz, bestyo! — zaśmiał się Fedź.

Jakkolwiek wałach nie znajdował żadnej przyjemności w owym drapaniu — przez delikatność zaczął udawać, że mu to sprawia niewypowiedzianą rozkosz i kiwnął potakująco głową. Gdy naraz bez żadnego wyraźnego powodu, a może zgorszony tą chwilową poufałością, która mogła wbić wałacha w zbytnią dumę — Fedź szturchnął srokacza pięścią w nos i ściągnął go sprzączką uzdy po żebrach, poczym w milczeniu odwrócił się i oddalił w kierunku pagórka, na którym zwykle siadywał... Wałach nie dał poznać po sobie, że jest dotkniętym tym, co zaszło, powoli powlókł się w kierunku rzeki, szczypiąc dla rozrywki pobliskie trawy. Stary wiedział z doświadczenia, że najhygieniczniej, zwłaszcza w jego wieku, naprzód napoić się do syta, a potem brać się do jedzenia. W tym celu wyszukał brzeg jak najmniej stromy, wszedł po pęciny w rzekę i począł ciągnąć wodę przez popękane wargi, robiąc zlekka bokami i machając z rozkoszą przerzedzonym ogonem.

Spostrzegłszy go wilczata klaczka, która miała pasyę dokuczać staremu, nieomieszkała i tym razem przebrnąć mu pod nosem, by zmącić wodę — srokacz jednak zdążył już ukoić pragnienie, więc udając, że nie zauważył jej złych zamiarów, flegmatycznie powyciągał z błota swe więznące nogi i jął się paść w odosobnieniu od reszty stada. Jadł nie prostując się trzy godziny z okładem, aż mu brzuch napęczniał i obwisł jak worek na wygiętych żebrach — poczem umieściwszy się jak można najwygodniej na wszystkich czterech obolałych nogach, z których przednia prawa dokuczała mu najwięcej — spróbował zasnąć.

Zdarzają się rozmaite rodzaje starości. Bywa starość wspaniała, starość brzydka lub godna politowania.

Czasem jednak zdarza się starość i brzydka i wspaniała zarazem. Taką właśnie była starość srokatego wałacha.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: