Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wieczory w Toronto - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Listopad 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
10,99

Wieczory w Toronto - ebook

 

 

Pracująca w finansach Kate Watson, zawsze powściągliwa i profesjonalna, zaczyna intrygować i fascynować swojego szefa, Alessandra Predę. Wyjazd służbowy i wspólne wieczory w Toronto będą okazją dla Alessandra, by poznać bliżej Kate…

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-2537-3
Rozmiar pliku: 772 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Gdzie ja jestem, na miłość boską, pomyślała Kate. Nadal w biurze, rzecz jasna. Ostatnia na posterunku, przed monitorem komputera, na którym pojawiały się dane dotyczące zysków i strat. Niektóre z kolumn wymagały uwagi, może nie natychmiastowej, ale jednak…

Westchnęła i rozprostowała zesztywniałe stawy barkowe, na moment pozwalając sobie zatopić się w myślach. Doskonale wiedziała, gdzie powinna się w tej chwili znajdować. Na pewno nie w biurze. Co z tego, że było to w gruncie rzeczy bardzo ładne pomieszczenie w wyjątkowo estetycznym gmachu, w samym sercu ekskluzywnej dzielnicy Londynu?

Kate powinna teraz odpoczywać z przyjaciółmi gdzieś w Hyde Parku, sącząc schłodzone wino i delektując się upalnym letnim dniem, wybierać się na wieczornego grilla albo relaksować przy przyjemnej muzyce, rozmawiając z ukochanym o tym, jak upłynął im powoli dobiegający końca dzień.

Zamrugała i malujące się przed oczami jej wyobraźni możliwości zniknęły. Odkąd przed czterema laty przeprowadziła się do Londynu, nie nawiązała praktycznie żadnych bliskich znajomości. Nigdy nie była jedną z tych ekstrawertycznych, rozgadanych i rozplotkowanych dziewczyn, które zawsze tworzyły kółka wzajemnej adoracji, i miała tego świadomość, ale… Cóż, był piątek i przy takiej pogodzie zdecydowana większość ludzi w jej wieku bawiła się w Hyde Parku albo gdzie indziej.

Zerknęła w przeszklone drzwi, zobaczyła szeregi biurek, przy których nie było żywej duszy, i pośpiesznie zabrała się do sporządzania listy pozytywnych stron swojego życia. Świetna praca w jednej z najbardziej prestiżowych firm w kraju; własny gabinet – prawdziwe osiągnięcie dla osoby w wieku Kate; małe mieszkanko w całkiem przyjemnej dzielnicy Londynu. No, ile osób w tym wieku mogło się poszczycić własnym mieszkaniem, i to w Londynie? Kupiła je na kredyt, to prawda, jednak co własna nieruchomość, to własna.

Radziła sobie zupełnie nieźle, bez dwóch zdań.

Może i nie udało jej się uciec od przeszłości, ale pogrzebała ją tak głęboko, że mogła się czuć mniej więcej wolna. Tyle że… Siedziała teraz tutaj, w biurze, sama jak palec, dwudziestego szóstego lipca.

I o czym to świadczyło?

Obiecała sobie, że za pół godziny zamknie za sobą drzwi gabinetu i wyruszy w drogę powrotną do swojego pustego mieszkania.

Dane, które przeglądała, natychmiast pochłonęły ją tak dalece, że w ogóle nie usłyszała odległego brzęknięcia drzwi windy ani kroków zmierzających w jej stronę przez dużą salę, która była miejscem pracy sekretarek oraz stażystów. Nie zwróciła więc uwagi na wysoką męską sylwetkę, która pojawiła się w progu i dopiero na dźwięk głosu przybyłego podskoczyła nerwowo, na kilka sekund wychodząc z roli chłodnej, całkowicie opanowanej kobiety.

Alessandro Preda zawsze tak na nią działał.

Miał w sobie coś, i bynajmniej nie chodziło o to, że był właścicielem tej ogromnej firmy, złożonej z wielu mniejszych firm córek, o nie.

– Och, przepraszam bardzo! – Kate zerwała się na równe nogi. – Co mogę dla pana zrobić?

Jedną ręką nerwowo przygładziła prostą szarą spódnicę, a drugą poprawiła ciężki węzeł włosów na karku, który i tak raczej nie wymagał żadnych dodatkowych zabiegów.

Alessandro niespiesznie wszedł do pokoju, który teraz był jedynym oświetlonym pomieszczeniem na tym piętrze budynku jego firmy.

– Na dobry początek możesz usiąść, Kate, nie należę przecież do rodziny królewskiej.

Kate przywołała uprzejmy uśmiech na twarz i usiadła. Alessandro Preda może i był oszałamiająco przystojny – szczupły, wspaniale umięśniony, opalony i emanujący niebezpieczną aurą seksu – jednak jej nigdy się specjalnie nie podobał.

Zbyt wiele osób zachwycało się jego błyskotliwą inteligencją. Zbyt wiele kobiet słało mu się u stóp, niczym żałośnie bezradne dziewice w opresji. A sam Alessandro był zbyt arogancki, aby mogło mu to wyjść na dobre. Był facetem, który miał absolutnie wszystko, i doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

Jednak ponieważ w najzupełniej dosłownym znaczeniu był właścicielem miejsca, w którym się znajdowała, musiała uśmiechać się w odpowiedzi na jego słowa i mieć nadzieję, że nie odgadnie, co się kryje za tym uśmiechem.

– Nie musisz też zwracać się do mnie w tak oficjalny sposób. – Czarne jak noc oczy spoczęły na jej bladej twarzy. – Nazywam się Alessandro i lubię, kiedy pracownicy mówią do mnie po imieniu.

Kate przełknęła ślinę.

– Co mogę dla ciebie zrobić, Alessandro?

– Chciałem zostawić dokumenty dla Cape’a. Gdzie on jest? I dlaczego tylko ty jesteś w pracy?

– Jest już za dwadzieścia siódma, więc… wszyscy wyszli jakiś czas temu.

Alessandro spojrzał na zegarek i ściągnął brwi.

– Rzeczywiście. Co nie zmienia faktu, że mam podstawy zakładać, że przynajmniej jakaś niewielka część mojego wysoko opłacanego personelu mogłaby jednak jeszcze pracować, mimo że jest piątkowy wieczór. – Popatrzył na Kate spod zmrużonych powiek. – A ty co tu jeszcze robisz?

– Miałam kilka raportów do przejrzenia i chciałam dokończyć to przed wyjściem. Późne popołudnie to najbardziej produktywna pora dnia, na dodatek zawsze panuje tu wtedy cisza.

Zmierzył ją bacznym spojrzeniem, przechyliwszy głowę na bok.

W ciągu paru minionych miesięcy miał z nią kilka razy do czynienia. Była doskonałą pracownicą, George Cape miał jak najlepsze zdanie o jej inteligencji i twierdził, że potrafi błyskawicznie dotrzeć do sedna problemu, co w grząskim świecie finansów naprawdę nie było łatwe.

Robiła wrażenie perfekcjonistki i absolutnej profesjonalistki, ale czegoś jej brakowało, coś z nią było nie tak.

Chłodne zielone oczy miały dziwnie ostrożny wyraz, pełne wargi zawsze rozciągnięte były w uprzejmym uśmiechu, fryzura nieodmiennie wydawała się idealnie gładka i uporządkowana. Spojrzenie Alessandra objęło całą postać – zapięta pod samą szyję biała koszulowa bluzka z długimi rękawami o również starannie zapiętych mankietach wydawała się zupełnie nieodpowiednia, biorąc pod uwagę panujący na dworze upał. Alessandro mógł się też założyć, że Kate miała na sobie rajstopy. Ascetyczna skromność Kate Watson zawsze budziła jego zainteresowanie.

Kiedy ostatnim razem z nią pracował – sprawa dotyczyła dość ryzykownej kwestii podatkowej, w której rozwiązaniu dziewczyna okazała się dużo bardziej sprawna niż jej bezpośredni szef, George Cape, ostatnio chodzący z głową w chmurach – próbował dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Zadał jej parę pytań o hobby pozazawodowe, lecz ostateczny rezultat tej akcji mocno go rozczarował. Większość kobiet reagowała na choćby najdrobniejsze oznaki zainteresowania z jego strony natychmiastową gotowością do obfitych zwierzeń, wprost nie mogły się doczekać, żeby opowiedzieć mu o swoim życiu, chociaż, szczerze mówiąc, uwaga Alessandra nie zawsze do końca skupiona była na tych barwnych historiach. A Kate Watson? Kate pozostała całkowicie obojętna. Popatrzyła tylko na niego tymi chłodnymi zielonymi oczami i zmieniła temat rozmowy, nie zdradzając zupełnie nic o sobie.

– Przesiadujesz tu tak do późna codziennie?

Wciąż siedząc na krawędzi jej biurka i wyraźnie przekraczając granice jej prywatnej przestrzeni, sięgnął po szklany przycisk do papieru w kształcie złotej rybki i kilka razy podrzucił go lekko.

– Nie, oczywiście że nie – odparła szybko.

Ale zdecydowanie za często, dodała w myśli.

– Nie? Tylko dzisiaj? I to mimo tego, że podobno mamy najbardziej upalny dzień w roku?

– Nie jestem wielką fanką upałów. – Spuściła wzrok, nagle zirytowana jakąś niewypowiedzianą na głos i pełną rozbawienia krytyką w jego słowach. – Kiedy jest gorąco, zawsze wolniej pracuję.

– Nic dziwnego. – Odstawił złotą rybkę na miejsce. – Masz przecież na sobie bluzkę z długim rękawem i spódnicę na podszewce.

Nawet nie mrugnęła.

– Jeżeli zostawisz mi te dokumenty dla George’a, przekażę mu je, kiedy tylko wróci – powiedziała.

– Skąd wróci?

– Jest teraz na urlopie w Kanadzie, spędzi tam jeszcze dwa tygodnie.

– Dwa tygodnie!

– To nie tak znowu długo. Większość ludzi spędza dwutygodniowy urlop w lecie…

– A ty? – przerwał jej.

– No, nie, ale…

– Nie jestem przekonany, czy te papiery mogą czekać, aż Cape znowu zaszczyci nas swoją obecnością.

Alessandro podniósł się, położył plik dokumentów na biurku, oparł dłonie po obu stronach stosu kartek i nachylił się ku dziewczynie.

– Zapytałem Watsona Russella, czy wiadomo mu coś na temat zakłóceń w łańcuchu dostaw do ośrodków wypoczynku i rozrywki, które zakładam na całym wybrzeżu, i powiedział mi, że od samego początku zajmuje się tym Cape. To prawda?

– Wydaje mi się, że to on rozlicza raporty księgowe dostaw, faktycznie.

– Wydaje ci się?

Kate wzięła głęboki oddech, starając się opanować uczucie onieśmielenia, wywołane bliskością tego mężczyzny, ale jej starania nie odniosły pożądanego skutku. Patrzyła na niego, wysokiego, muskularnego, o kruczoczarnych włosach, i serce biło jej coraz szybciej, a spocone dłonie wymagały natychmiastowego i dyskretnego wytarcia w spódnicę.

– To George Cape nadzoruje rozliczenia tych dostaw – poprawiła się. – Tylko on. Może mógłbyś mi wyjaśnić, czego chcesz się dowiedzieć?

Alessandro odsunął się i zaczął chodzić po gabinecie, zauważając, jak niewiele osobistych rzeczy Kate znajdowało się w pomieszczeniu. Żadnych zabawnych zdjęć w śmiesznych ramkach na biurku, żadnych doniczkowych roślin, zero kalendarzy z nadmorskimi krajobrazami, reprodukcjami znanych obrazów, słodkimi szczeniaczkami czy mocno rozebranymi strażakami.

Po chwili milczenia odwrócił się do niej, wciskając dłonie do kieszeni spodni.

– Zupełnie przypadkiem trafiły do mnie dokumenty oznaczone na kopercie tak wielkim nadrukiem „Wyłącznie do rąk adresata”, że listonosz musiał automatycznie dostarczyć je na piętro dyrekcji. Przejrzałem je i zwróciłem uwagę na pewne… Jak by to nazwać… Pewne nieścisłości, które zdecydowanie wymagają wyjaśnienia.

Nie mógł pilnować wszystkich, nawet najdrobniejszych spraw, rozgrywających się w jego potężnym imperium. Sowicie opłacał ludzi, którzy mieli wykonywać te obowiązki, a z wysoką pensją łączyła się przecież odpowiedzialność.

Ufał, że jego pracownicy nie będą próbowali go oszukiwać.

– Znalazłem w tych rozliczeniach dwie niewielkie firmy, których nazw nie kojarzę. Jestem właścicielem sporej liczby firm, to prawda, ale, ogólnie rzecz biorąc, raczej wiem, jak się nazywają.

Pełne znaczenie jego słów dotarło do Kate w jednej chwili. Zbladła.

– Szybka jesteś. – Z aprobatą zauważył Alessandro. – Wpadłem tutaj, żeby zapytać Cape’a, co się dzieje, ale skoro go nie ma, chętnie powierzę ci skontrolowanie danych i zgromadzenie niezbędnych dowodów.

– Dowodów? Niezbędnych do czego? – spytała słabo i natychmiast zarumieniła się, gdy pytająco uniósł brwi, jakby nie był w stanie uwierzyć, że sens jego uwagi kompletnie do niej nie trafił. – George Cape jest już prawie w wieku emerytalnym… Ma żonę, dzieci, wnuki…

– Możesz mnie uznać za szaleńca, lecz kiedy ktoś, kogo zatrudniam, postanawia wykorzystać moją hojność, uważam, że mam prawo odrobinę się zdenerwować – powiedział tak jedwabiście miękkim głosem, że miała ochotę rzucić w niego szklaną złotą rybą. – Naturalnie mogę się mylić, nie można wykluczyć, że istnieje jakieś całkowicie proste wyjaśnienie tego, co zauważyłem.

– A jeśli nie?

– Cóż, młyny sprawiedliwości muszą mieć coś do mielenia. – Alessandro wzruszył ramionami. – Zrobimy tak: ja oficjalnie przekażę ci dokumenty, a ty dokonasz drobiazgowej kontroli, od pierwszej strony do ostatniej. Zakładam, że znasz hasło do komputera Cape’a.

– Nie znam go, niestety.

– W takim razie poproś któregoś chłopaka z działu informatycznego, żeby się tym zajął. Masz przejrzeć każdy dotyczący sprawy dokument, który od nas wyszedł i do nas dotarł, i złożyć mi raport z kontroli poza godzinami pracy.

– Poza godzinami pracy? O czym ty mówisz?

– Sądzę, że Cape defrauduje fundusze – poinformował ją bez ogródek. – Możemy próbować owijać to w bawełnę, ale tak to wygląda, i tyle. Nie miałem pojęcia, że tylko on zajmuje się tym projektem. Gdyby w prace zaangażowany był ktoś jeszcze, podejrzewałbym kogoś innego, lecz w zaistniałej sytuacji wszystkie drogi prowadzą do Cape’a.

Przystanął przed jej biurkiem, co zmusiło ją do podniesienia wzroku i spojrzenia prosto w jego śniadą, pociągłą twarz.

– Odnoszę wrażenie, że chodzi o stosunkowo niewielkie kwoty i prawdopodobnie właśnie dlatego nikt nie podniósł dotąd alarmu, ale małe sumy odprowadzane przez dłuższy czas potencjalnie mogą złożyć się na bardzo poważną kwotę, a jeśli w grę wchodzą jakieś martwe firmy…

– Nie podoba mi się myśl, że miałabym przeprowadzić kontrolę operacji George’a – szczerze wyznała Kate. – To bardzo miły człowiek, który od początku mojej pracy w firmie dobrze mnie traktował. Gdyby nie on, pewnie nie awansowałabym tak szybko.

– Wychwalaj go tak dalej, a dojdę do wniosku, że ty też byłaś zaangażowana w te mętne interesy.

– To nieprawda – wycedziła lodowatym tonem, patrząc mu prosto w oczy. – Nigdy nikogo bym nie oszukała, w żadnej sytuacji. Nie jestem tego rodzaju osobą.

Alessandro nastawił uszu. Zajrzał na trzecie piętro wyłącznie po to, aby zostawić dokumenty Cape’owi. Miał wolny wieczór i wcale tego nie żałował. Jego ostatnia jasnowłosa seksbomba znudziła mu się, jak to zwykle bywało, i był wdzięczny losowi za ten krótki odpoczynek od przedstawicielek płci pięknej. Kate Watson posiadała wszystkie cechy, jakich zazwyczaj unikał u kobiet – była chłodna, opanowana, poważna i wrażliwa. Ani na chwilę nie pozwalała mu zapomnieć, że jest tutaj wyłącznie po to, aby wykonywać konkretne zadania, i tyle.

Jednak to ostatnie zdanie – „nie jestem tego rodzaju osobą” – dało mu do myślenia. Bo jeśli nie była „tego rodzaju” osobą, to jaka właściwie była?

– Pytałaś, co to znaczy, że spodziewam się twojego raportu z kontroli danych poza godzinami pracy – zaczął z namysłem.

Miał przed sobą wolny piątkowy wieczór, co było prawdziwą rzadkością. Przysunął do biurka drugie stojące w gabinecie krzesło i usiadł tak, aby móc rozprostować długie nogi i skrzyżować je w kostkach.

Kate przyglądała mu się z uczuciem zbliżonym chyba do przerażenia.

– Właśnie miałam wyjść. Moglibyśmy wrócić do tej rozmowy w poniedziałek rano? Zwykle jestem tu bardzo wcześnie, przed siódmą trzydzieści.

– Godna pochwały praktyka. Cieszy mnie, że przynajmniej jedna osoba w dziale księgowości nie zerka co parę sekund na zegarek.

– Na pewno masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór, a ja… Jeśli wezmę dokumenty do domu, będę mogła dokładnie przejrzeć je przez weekend i przedstawić ci raport w poniedziałek rano. Co ty na to?

– Zaproponowałem, żebyśmy omówili sytuację poza godzinami pracy, ponieważ wolałbym nie budzić rozmaitych spekulacji wśród innych pracowników. Naturalnie uczciwie zapłacę ci za nadgodziny.

– Nie chodzi o nadgodziny – sztywno odparła Kate.

Wciąż patrzyła mu prosto w twarz, była jednak aż nadto świadoma bliskości jego długiego ciała, wyraźnie rysujących się pod białą koszulą mięśni, opalonej kolumny szyi i muskularnych przedramion, które miała tuż przed oczami, ponieważ rękawy podwinął wysoko, aż ponad łokcie.

W jego obecności zawsze była poddenerwowana, a inni mężczyźni raczej nie budzili w niej tego uczucia. Alessandro miał w sobie jakąś surową, pierwotną, ledwo hamowaną agresję, która zagrażała jej opanowaniu, i było tak od samego początku, od pierwszego dnia, kiedy zobaczyła go jako nowo przyjęta do firmy stażystka.

Było to niebezpieczne i Kate doskonale wiedziała, że takiego niebezpieczeństwa powinna starannie unikać. Zdecydowanie nie podobał jej się sposób, w jaki jej ciało reagowało na widok szefa. Bała się samej siebie.

Już jako dziecko nauczyła się, że najważniejszą rzeczą jest kontrola – panowanie nad emocjami, finansami, podążaniem w kierunku celu, jaki miał być jej życiowym przeznaczeniem. Dorastała przecież w cieniu matki, która nie miała kontroli nad żadną częścią swego życia.

Shirley Watson jako osiemnastolatka przyjęła dość frywolny pseudonim „Lilac” i rozpoczęła karierę od tancerki na rurze, przez kelnerkę w barze, do barmanki i znowu kelnerki, praktycznie bezustannie flirtując z magazynami dla mężczyzn, w których często pojawiały się jej zdjęcia, mniej lub bardziej roznegliżowane.

Jedyną dziedziną, w jakiej osiągnęła mistrzostwo ta oszałamiająco piękna, filigranowa blondynka, było wykorzystanie fizycznych zalet, z jakimi przyszła na świat. Kate jedynie z grubsza znała szczegóły przeszłości matki, wiedziała jednak, że Lilac wychowywała się w rodzinach zastępczych. Nie zaznała żadnej stabilności i zamiast starać się stworzyć taki stan we własnym dorosłym życiu, wolała przyjąć rolę „głupiej blondynki”, która nieodmiennie wierzy, że miłość czeka tuż za rogiem, a mężczyźni, z którymi idzie do łóżka, szczerze ją kochają.

Ojciec Kate zniknął ze sceny zaraz po przyjściu na świat dziecka, pozostawiając dwudziestoletnią Lilac ze złamanym sercem. Później młoda kobieta przechodziła już z rąk do rąk. Dwa razy wyszła za mąż i błyskawicznie się rozwiodła, a pomiędzy małżeństwami poświęcała się doskonaleniu sztuki przyciągania mężczyzn, zawsze myląc ich entuzjastyczny zachwyt dla jej ciała z prawdziwym uczuciem i przeżywając dramat, gdy kolejni kochankowie, znudzeni nią, odchodzili, aby szukać bardziej interesującej partnerki.

Nie brakowało jej inteligencji i sprytu, ale nauczyła się starannie ukrywać te cechy, ponieważ, jak zwierzyła się kiedyś córce, bystra dziewczyna nigdy nie znajdzie sobie faceta.

Kate kochała matkę, lecz praktycznie od najwcześniejszych lat dostrzegała jej błędy i uroczyście obiecała sobie, że sama nigdy takich nie popełni. Natura przyszła jej z pomocą – Kate była ciemnowłosa, wysoka i pozbawiona oczywistego, rzucającego się w oczy seksapilu Lilac. Swoje zalety trzymała pod kloszem, a jeśli chodzi o mężczyzn, to każdy, któremu podobało się jej ciało, automatycznie tracił u niej wszystkie punkty. Polegała na swoim intelekcie i zawsze była świetną uczennicą, chociaż nie było to łatwe, jeśli wziąć pod uwagę częste przeprowadzki i bezustannie towarzyszące dziewczynce, a potem dziewczynie uczucie niepewności, co zastanie w domu po powrocie ze szkoły.

Jej matka, dzięki szczęśliwemu zrządzeniu losu, otrzymała po ugodzie rozwodowej z drugim mężem kwotę wystarczającą na kupno niewielkiej posiadłości w Kornwalii. Kate złożyła wtedy drugą uroczystą przysięgę, że sama nigdy nie będzie liczyła na żadne uśmiechy fortuny i własnymi siłami zapewni sobie finansową niezależność, a jeśli kiedykolwiek się zakocha, to tylko w mężczyźnie bez osobistych zobowiązań, który będzie cenił przede wszystkim jej inteligencję.

Jak na razie ten wzór cnót męskich nie pojawił się na horyzoncie, ale to nie znaczyło, że w oczekiwaniu na niego Kate pozwoli sobie na dystrakcję w postaci faceta budzącego jej pogardę.

Dlaczego więc jej głupie ciało płonęło, kiedy Alessandro Preda znajdował się w zasięgu jej wzroku? Tak jak w tej chwili, gdy na domiar złego wysuwał jakieś sugestie na temat wspólnych zajęć poza godzinami pracy?

– O co chodzi? – zapytał teraz, brutalnie wyrywając ją z zamyślenia. – Prowadzisz niezdrowo ożywione życie towarzyskie? Nie możesz poświęcić jednego tygodnia na rozwikłanie tej sprawy? – Rozejrzał się dookoła i znowu utkwił ciemne oczy w jej chłodnej, bladej twarzy. – Mimo młodego wieku masz już tak przyjemny gabinet? Bo ile właściwie masz lat? Dwadzieścia trzy, cztery?

– Otrzymałam awans za ciężką, odpowiedzialną pracę.

– I z tego awansu wynika, w sposób dość bezpośredni, gotowość do wzięcia nadgodzin, raz na jakiś czas, rzecz jasna. Uznaj tę sprawę za jedną z takich sytuacji.

Kate spuściła wzrok i powstrzymała się od odpowiedzi.

– Mówiłaś, że właśnie wychodzisz?

– Tak.

– Wobec tego odprowadzę cię do wyjścia. – Alessandro podszedł do drzwi i oparł się o framugę. – Właściwie mam jeszcze lepszy pomysł: odwiozę cię do domu. Gdzie mieszkasz?

Kate nerwowo oblizała wargi i uśmiechnęła się uprzejmie, zajęta najzupełniej zbędnym, a co za tym idzie, pozorowanym porządkowaniem blatu biurka.

– Jak długo już tu jesteś?

Podniosła głowę i obrzuciła mężczyznę zaskoczonym spojrzeniem.

– Jak długo jestem gdzie? W twojej firmie? W Londynie?

– Zacznijmy od tego gabinetu.

Kate ogarnęła wzrokiem swoją bezpieczną przystań, ten namacalny dowód, że zgodnie z planem posuwa się na drodze zwanej „finansowym bezpieczeństwem”. Niedawno matka zapytała, czy może wpaść do niej do pracy, gdy następnym razem przyjedzie do Londynu, lecz Kate z lekkim zażenowaniem, choć niezwykle taktownie, zdławiła tę sugestię w zarodku.

Lilac Watson, która miała teraz czterdzieści parę lat i nieco mniej natrętnie eksponowała swoje fizyczne atuty, i tak zupełnie nie pasowała do tego stonowanego, dyskretnie kosztownego otoczenia.

Ten budynek, ten gabinet były życiem Kate, egzystencją, którą zbudowała własnym wysiłkiem, natomiast miejsce jej matki było zupełnie gdzie indziej. W Kornwalii. Daleko stąd. Osobno.

– Co z moim gabinetem? – Wsunęła laptop do skórzanej teczki i sięgnęła po szary żakiet, przerzucony przez oparcie krzesła.

Szary żakiet, szara spódnica do połowy łydki, wygodne skórzane pantofle na płaskim obcasie i rajstopy, pomyślał Alessandro. Tak, rajstopy, nie pończochy. Możliwe, że takie z wzmacnianą, obciskającą brzuch i pośladki górą, bo przecież nie sposób powiedzieć, jaką figurę ukrywa ten skromny, rozsądny kostium. Wysoka, ani gruba, ani chuda. Koszulowa bluzka osłania górną część sylwetki, spódnica dolną.

– Jak długo masz ten gabinet? – sprecyzował.

Zmarszczyła brwi.

– Trochę ponad pół roku. Z początku wprowadziłam się tu, ponieważ bardzo często pracowałam do późna nad raportami dla dwóch ważnych klientów i George uznał, że potrzebuję ciszy i spokoju, żeby lepiej się skoncentrować, a później, gdy awansowałam, zaproponowano mi, żebym zajęła go na stałe, i oczywiście chętnie skorzystałam z tej oferty.

Przerzuciła czarny pasek torby przez ramię i poprawiła spódnicę.

– Bardzo dziękuję za propozycję podwiezienia do domu, lecz po drodze muszę załatwić parę rzeczy, więc pojadę metrem.

– Jakich rzeczy?

– Różnych. Powinnam kupić coś do jedzenia, i takie tam.

Wyraźnie usłyszał irytację, ukrytą pod spokojnie wypowiedzianymi słowami. Nie był przyzwyczajony do takiego odbioru swoich sugestii i teraz własna reakcja mocno go zdziwiła, podobnie jak wcześniejsze zaciekawienie, co znajduje się pod dyskretnym i rozsądnym strojem tej dziewczyny.

– Żaden problem. – Lekceważącym ruchem ręki zbył jej obiekcje. – Odesłałem szofera do domu, więc możemy pojechać moim samochodem. Będzie ci o wiele wygodniej, gdy wrzucisz zakupy na tylne siedzenie, niż gdybyś miała sama taszczyć je do domu.

– Jestem przyzwyczajona do radzenia sobie z zakupami.

Popatrzył na nią spod zmrużonych powiek. Nigdy nie uznałby jej za osobę lękliwą, ale teraz w jej zachowaniu był jakiś cień lęku. I dlaczego tak zdecydowanie odrzuciła propozycję podwiezienia do domu? Przez niego?

– Byłoby dobrze, gdybyśmy wspólnie zdecydowali, jak podjeść do tego delikatnego problemu z George’em i funduszami, które nielegalnie odprowadzał z firmy – rzucił.

– Jeżeli w ogóle jakieś nielegalnie odprowadzał. Odniosłam zresztą wrażenie, że już zdecydowałeś, co z nim zrobić, gdyby okazało się to prawdą – wrzucić go do lochu i pozbyć się kluczy.

– Miejmy więc nadzieję, że się pomyliłem i George uniknie więzienia. – Alessandro odsunął się, żeby przepuścić ją w drzwiach. – Zajmujesz ten gabinet od ponad pół roku, jak sama powiedziałaś, i dopiero teraz uderzyło mnie, że nie ma tu ani jednego osobistego przedmiotu. Ani jednego, dosłownie.

Kate zaczerwieniła się.

– To gabinet, pomieszczenie przeznaczone do pracy – odparła, mijając go z celowo odwróconą głową. – Nie buduar.

– Buduar, takie przyjemne słowo… Czy właśnie tam przechowujesz osobiste pamiątki, w swoim buduarze?

Nuta rozbawienia w jego głosie sprawiła, że nagle ogarnął ją gniew. Weź się w garść, powiedziała sobie. Nie daj mu wyprowadzić się z równowagi.

Alessandro Preda miał opinię uwodziciela, a nawet gdyby plotki na ten temat nie dotarły do jej uszu, wystarczyłoby jedno spojrzenie na pierwszą stronę któregokolwiek brukowca. Wykorzystywał kobiety. Na zdjęciach zawsze towarzyszyła mu jakaś modelka czy aktoreczka uwieszona na jego ramieniu i z uwielbieniem wpatrzona w jego twarz. Tych dziewczyn były całe legiony, co miesiąc inna, Alessandro mógłby chyba założyć własną agencję. Kate zastanawiała się, czy niektóre z nich były takie jak jej matka. Żałosne stworzenia, obdarzone wielką urodą, lecz zbyt małym rozsądkiem, żeby się zorientować, co się tak naprawdę z nimi dzieje, były całkowicie uzależnione od widzimisię mężczyzn i pełne nadziei na więcej, niż miały szanse dostać.

– Czy mam wysłać ci raport mejlem? – spytała z lodowatą uprzejmością.

Nacisnęła przycisk przywołujący windę i wyprostowała się sztywno.

Alessandro nigdy w życiu nie widział aż tak spiętej osoby. Było to coś więcej niż opanowanie, coś więcej nawet niż całkowita kontrola nad reakcjami. Dlaczego taka była, co o tym zdecydowało? I czy naprawdę nie zdawała sobie sprawy, że wszystkie te sygnały i symptomy były niczym świecąca w ciemności latarnia w oczach mężczyzny takiego jak on?

Miał trzydzieści cztery lata, nigdy nie musiał zdobywać żadnej kobiety i sam nie wiedział, czy powinien być dumny z tego faktu, czy po prostu uznać, że tak jest, i tyle.

Tak czy inaczej, Kate Watson miała z nim jakiś problem i było to oczywiste wyzwanie. A czy kiedykolwiek zdarzyło się, by Alessandro Preda nie podjął wyzwania? Gdyby tak było, z pewnością nie osiągnąłby w świecie biznesu tak wysokiej pozycji.

– Raczej nie. – Odsunął się, żeby wpuścić ją do kabiny windy. – Mejle są dość łatwe do przechwycenia.

– Nie ma chyba potrzeby, żeby zachowywać się jak bohaterowie filmu szpiegowskiego, prawda?

Uparcie wpatrywała się w metalową konsolę z przyciskami, miała jednak pełną świadomość jego fizycznej bliskości, ciepła, które emanowało z jego ciała i otulało ją niczym niebezpieczny płaszcz. Nie przypominała sobie, żeby wcześniej czuła się tak w jego obecności, ale być może powodem był fakt, że zawsze towarzyszyli im inni ludzie.

Alessandro zatrzymał wzrok na jej bladym profilu i ze zdumieniem zdał sobie sprawę, że ma przed sobą piękną kobietę. Jej uroda nie rzucała się w oczy tak od razu, głównie dlatego, że ze wszystkich sił starała się ją ukryć, więc dopiero teraz był w stanie ocenić jej idealne rysy. Nos miała drobny i prosty, wargi pełne i seksowne, kości policzkowe wysokie i wyraźnie zaznaczone. Pomyślał, że może to surowa, zupełnie gładka fryzura uwydatnia subtelne piękno jej twarzy. Był ciekawy, jak długie ma włosy.

Nieoczekiwanie odwróciła się do niego. Wyprostował się, przyłapany na gorącym uczynku.

– Nie sądzę, by George zdecydował się na śmiałą ucieczkę, nawet gdyby się zorientował, że masz go na celowniku – odezwała się. – I przy założeniu, że faktycznie jest winny.

– Dlaczego tak go bronisz?

– Nie bronię go, po prostu staram się zachować sprawiedliwy i trzeźwy osąd. Jesteśmy wierni zasadzie, że każdy jest niewinny, dopóki nie dowiedzie mu się winy, prawda?

Drzwi windy rozsunęły się z cichym pomrukiem, Kate zrobiła krok do przodu i znalazła się w ogromnym, wyłożonym marmurem holu, który wciąż robił na niej wrażenie, mimo że w ciągu ostatnich dwóch lat przechodziła przez niego praktycznie codziennie.

Nie broniła George’a Cape’a. Chociaż może jednak… Gdy myślała o tym niskim, niemłodym już mężczyźnie, który stał tuż przed lufą rewolweru i w ogóle nie zdawał sobie z tego sprawy, widziała swoją kruchą, sponiewieraną przez życie matkę, i serce ściskało jej się z bólu.

Oczywiście jej ściskające się z bólu serce nie miało tu nic do rzeczy. Nie dla kogoś takiego jak Alessandro Preda. Musiała też przyznać, że rozumiała jego punkt widzenia.

– Dobra decyzja – wymamrotał Alessandro. – Wobec tego w poniedziałek zaczynamy polowanie na dowody, czy George Cape jest winny sprzeniewierzenia, czy głupoty. Tak czy siak, niewątpliwie trzeba będzie go zwolnić. No, dobrze, więc gdzie mieszkasz? Mój samochód stoi na podziemnym parkingu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: