Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wielkie Oblężenie Malty - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
6 czerwca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Wielkie Oblężenie Malty - ebook

Opowieść o rozstrzygającej bitwie, która wyznaczyła granice Europy na 500 lat.

Wiosną 1565 roku olbrzymia flota Sulejmana Wspaniałego wysadziła na Malcie 40 tysięcy żołnierzy. Kawalerowie maltańscy uczynili z tej wyspy ostatni bastion broniący podbrzusza Italii – i Europy – przed muzułmańską nawałą. Zjednoczone siły Turków, Arabów oraz korsarzy berberyjskich wielokrotnie przewyższały liczebnie chrześcijańskich obrońców. A jednak tego upalnego lata siedmiuset joannitów i kilka tysięcy żołnierzy pod dowództwem charyzmatycznego Jeana de la Valette stawiło im czoło w krwawej, straceńczej walce o ów centralny punkt Morza Śródziemnego.

W Wielkim Oblężeniu Malty Bruce Ware Allen przedstawia polityczny kontekst osmańskiego najazdu i objaśnia szczegóły strategii oraz taktyki obu stron. Ukazuje wpływ na bieg wydarzeń osobowości ich przywódców, ale także poświęcenie i przemyślność zwykłych żołnierzy i marynarzy. Oparte na nowych materiałach źródłowych Wielkie Oblężenie Malty stanowi żywą opowieść o jednej z najsłynniejszych bitew z początków historii nowożytnej – której reperkusje odczuwamy do dziś.

Pasjonująca i dokładna, wierna prawdzie historycznej i poruszająca – czyta się ją jak rasową powieść. – Giovanni Bonello, sędzia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i autor książek historycznych, kawaler maltański.

Oparta na solidnych badaniach, przekonująco uzasadniona i zajmująco napisana – John Francis Guilmartin, autor Gunpowder and Galleys: Changing Technology and Mediterranean Warfare at Sea in the 16th Century

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8062-943-1
Rozmiar pliku: 5,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

* * *

WSTĘP

* * *

Selim I umierał.

Nikt się tego nie spodziewał. Sułtan Imperium Osmańskiego miał dopiero pięćdziesiąt lat i sprawiał wrażenie zupełnie zdrowego. Bez dobrego zdrowia nigdy by tyle nie osiągnął. Selim Groźny, bo tak zwali go Europejczycy, rządził ogniem i mieczem przez osiem lat, podczas których odsunął od władzy ojca, zamordował braci (i ich dzieci), podbił państwo Abbasydów, zajął rządzony przez mameluków Egipt i podwoił obszar imperium. Zasłynął z tego, że lubił przemoc i łatwo wpadał w gniew. Zostać jego wezyrem oznaczało praktycznie wyrok śmierci. Za jego panowania zginęły tysiące heretyckich szyitów, a to samo spotkałoby także wszystkich prawosławnych chrześcijan w Anatolii, gdyby naczelny mułła wyższej szkoły prawa islamskiego nie orzekł, że taki czyn nie spodobałby się Allahowi.

Gdy w 1517 roku muzułmański świat sunnitów uznał go za swojego kalifa, Selim postanowił zwrócić baczniejszą uwagę na chrześcijańską Europę. Zachód przyjął to z niepokojem. Gdyby armie Selima utrzymały dotychczasowe tempo podbojów, w niespełna dwadzieścia lat granice Imperium Osmańskiego sięgnęłyby brzegów kanału La Manche i Skandynawii na północy, obejmując całą Italię, Niemcy i Francję. W pierwszych miesiącach 1520 roku Selim zaczął gromadzić wojska wzdłuż zachodniego brzegu Anatolii, przygotowując się do uderzenia na przybrzeżne wyspy, nie należące jak dotąd do imperium.

Los dał jednak Europie tymczasowe wytchnienie. Ani wojny, ani intrygi nie powstrzymały osmańskiego władcy – dokonała tego dopiero mała krosta na nodze, gdy sułtan planował kolejną kampanię przeciw następnemu wrogowi. W ranę wdało się zakażenie, które okazało się groźniejsze niż jakakolwiek armia. Lekarze nie mogli nic zrobić dla umierającego. Sułtan musiał przekazać swe nieposkromione ambicje jedynemu synowi i spadkobiercy. Ostatnie słowa, jakie Selim miał dla niego, brzmiały: „Staniesz się doprawdy wielkim i potężnym monarchą, pod warunkiem że zdobędziesz Belgrad i wygnasz rycerzy z Rodos”¹.

* * *

Selim miał na myśli szpitalników Świętego Jana Jerozolimskiego, jeden z ostatnich chrześcijańskich zakonów rycerskich. Pomimo bojowych konotacji szpitalnicy, zwani też joannitami, wywodzili się z niewielkiego bractwa benedyktynów założonego przez włoskich kupców (i uznanego przez kalifa Egiptu), któremu w 1023 roku powierzono opiekę nad ubogimi pielgrzymami podróżującymi do Ziemi Świętej. W 1099 roku talenty medyczne braci wystawione zostały na ciężką próbę, gdy po zdobyciu świętego miasta setki rannych uczestników pierwszej krucjaty zapełniły szpitale. Niektórzy pacjenci, zachwyceni umiejętnościami medycznymi benedyktynów, zapragnęli ich bronić. W związku z tym, że opieka nad pątnikami obejmowała także ochronę tras pielgrzymkowych, mandat zakonu szybko poszerzono o obowiązki militarne. Jeszcze bardziej zyskały one na znaczeniu po przejęciu przez szpitalników Zakonu Świętego Augustyna, bardziej wojowniczego i otwarcie nawołującego do wyrzucenia muzułmanów z Ziemi Świętej.

Pomimo paneuropejskiej natury wypraw krzyżowych ich struktura organizacyjna pokrywała się z przynależnością państwową uczestniczącego w nich rycerstwa, które pochodziło między innymi z Prowansji, Owernii, Francji, Aragonii, Italii, Anglii czy Niemiec, a ściślej z przynależnością językową, co znalazło wyraz w podziale na grupy zwane langues. Trzon wypraw stanowiła wyłącznie elita społeczna, co ograniczało liczbę krzyżowców. Ich małą liczebność z nawiązką rekompensowała jednak jakość: rycerze, niezrównani wojownicy – pierwsi w ataku, ostatni w odwrocie – stanowili inspirację dla wszystkich, którzy przedkładali religię nad politykę.

Z upływem lat podczas kolejnych krucjat zakon gromadził coraz większe bogactwa – czy to z rabunków, czy donacji – i ustanawiał komandorie w całej Europie (do nich należał kwartał St. John’s Wood w Londynie, póki Henryk VIII nie postanowił, że jego potrzeby są ważniejsze), jak również inwestował w budowę kolejnych zamków i warowni w Ziemi Świętej. Na terenie dzisiejszej Syrii wzniósł Krak de Chevaliers, arcydzieło architektury militarnej, które służyło celom wojskowym jeszcze do 2014 roku. Gdy po upadku Akry (w roku 1191) zakon z resztą krzyżowców musiał uciekać z Ziemi Świętej, przeniósł się na Rodos, zieloną wyspę z niezliczonymi większymi i mniejszymi zatokami świetnie nadającymi się na bazy wypadów pirackich. Typowe bliskowschodnie miasto portowe, również zwane Rodos, przekształcił w potężną fortecę otoczoną solidnymi murami podzielonymi na odcinki, których broniły poszczególne langues.

Rodos nie było jedyną europejską kolonią we wschodniej części Morza Śródziemnego. Do końca XV wieku do Zakonu Świętego Jana Jerozolimskiego należały wyspy Kos i Leros oraz nadbrzeżne miasto Bodrum, Wenecja chwaliła się swoimi posiadłościami na Krecie i Cyprze, a Genua wyspami Chios i Samos. Obie włoskie republiki, odwieczni wrogowie o długiej historii konfliktów zbrojnych, zrezygnowały z wojen na rzecz handlu i jak to porządni kupcy pragnęły nade wszystko spokojnego życia. Rycerze zakonni mieli zupełnie inne cele. Dopuszczali handel z wrogami, a nawet zawieranie z nimi sporadycznych sojuszy, ale nie porzucili marzenia o ponownym zajęciu Ziemi Świętej. W końcu chrześcijańska Jerozolima była głównym powodem powstania zakonu.

Dopóki jednak w sprawę nie angażowała się reszta Europy, ich marzenie musiało czekać. Tymczasem wiedli przyjemne życie na Rodos. Na wyspie kwitły gaje figowe i daktylowe, a na tętniących życiem bazarach i targach handlowano wszelakimi dobrami ze Wschodu: przyprawami, drzewem sandałowym, niewolnikami i jedwabiem, częściowo pochodzącymi z legalnego handlu, a częściowo z rabunku na morzu. Znaczniejsi kupcy mieszkali we wspaniałych domach, a zakon brał prowizję od wszystkich transakcji. Na morzu rycerze ochraniali konwoje, z którymi płynęli chrześcijańscy kupcy, przewozili chrześcijańskie ładunki i chrześcijańskich pątników, a polowali na żydowskich i muzułmańskich handlarzy oraz muzułmańskich pielgrzymów. Kronikarz Mustafa Gelal-Zade opisał ich tak: „najgorsi z niewiernych żyjący w błędzie, wysłannicy diabła słynący z przebiegłości i sprytu, wyrzutki, przeklęci sprawcy wszelkich niegodziwości, doświadczeni żeglarze i niezrównani nawigatorzy”².

Nemezis rycerzy zakonnych przybyła z wyżyny anatolijskiej pod postacią Turków osmańskich – potomków pomniejszego plemienia, których wódz Osman I w 1299 roku założył we wschodniej Anatolii własne państwo. W następnych latach stopniowo zyskiwało ono na sile i z czasem otoczyło resztki Bizancjum, skłaniając sułtanów, nie bez powodu, do określania się spadkobiercami cesarstwa rzymskiego. Napotykali oczywiście na przeszkody takie jak hospodar wołoski Wład III Palownik, protoplasta książkowego i filmowego Drakuli z Transylwanii, który kazał „udekorować” ponadtrzykilometrowy odcinek drogi nabitymi na pale tureckimi najeźdźcami, czy Gjerg Kastrioti Skënderbeu z Albanii zwany Skanderbegiem, który przez dwadzieścia pięć lat prowadził wojsko przeciwko muzułmanom, broniąc ojczyzny, a co za tym idzie także całej Europy, przed islamem. Za te zasługi otrzymał tytuł athleta Christi, zapaśnik Chrystusa, a jego kraj zaszczytne miano antemurale Christianitatis – przedmurza chrześcijaństwa. Zazwyczaj jednak Osmanowie potrafili podporządkować sobie niechętnych, a pochlebstwami przekonać niezdecydowanych mieszkańców tych górzystych rejonów. W końcu zaoferowali także nowym wyznawcom islamu różne korzyści, w tym mniejsze podatki. Skanderbeg zmarł w 1468 roku, a Wład Palownik w 1477 roku. Tymczasem Imperium Osmańskie coraz głębiej wdzierało się na Bałkany, aż zatrzymało się na Belgradzie, którego w 1456 roku nie potrafił zdobyć dziadek Selima Mehmed II. Raczkująca flota turecka stawiała dopiero pierwsze nieśmiałe kroki na nieprzyjaznym morzu i na razie nie odnosiła większych sukcesów.

W 1480 roku Mehmed II podjął pierwszą poważną próbę wygnania rycerzy zakonnych z Rodos, ale poniósł sromotną klęskę. Przystał więc na układ pokojowy przewidujący położenie kresu korsarstwu rodyjczyków – które, owszem, szkodziło tureckiemu handlowi – przynajmniej do końca jego panowania. Porozumienia przestrzegano mniej lub bardziej sumiennie do 1517 roku, kiedy to Selim podbił Egipt. Gdy kraj ten wpadł w jego ręce, rycerze zakonni przestali mu być do czegokolwiek potrzebni – przeciwnie, stali się zawadą. Panując nad całym korytarzem między Konstantynopolem a Aleksandrią, sułtan zdawał sobie sprawę, że straty powodowane przez ich korsarstwo znacznie przewyższają drobne korzyści z towarów, jakie mogli mu sprzedać. Doradca Selima wyraził to bez ogródek: „Wielki sułtanie, żyjesz w mieście, którego morze jest dobroczyńcą. Gdy na morzu jest niebezpiecznie, żaden statek nie zawinie do portu, a gdy statki przestaną przypływać, Konstantynopol nie rozkwitnie”³. Rycerze zakonni musieli odejść. Właśnie przeciwko nim Selim planował kampanię, gdy zapadł na zdrowiu. Śmierć sułtana wprawiła w ruch biurokratyczną machinę, która przekazała władzę nad imperium jego jedynemu dziedzicowi, Sulejmanowi.

W tym czasie ten spokojny, wykształcony mężczyzna wyuczony na złotnika (od każdego potencjalnego sułtana oczekiwano, że opanuje jakiś praktyczny fach na wypadek osobistej katastrofy) sprawował rządy na Krymie. Osiem dni później znalazł się w Konstantynopolu, gdzie rozdał datki ubogim, kazał zabić niegodziwców, a wszystkim przyobiecał zachowanie dobrobytu. Zaniepokojona Europa odetchnęła z ulgą. Wenecki ambasador doniósł, że nowy sułtan ma przyjemne oblicze i „cieszy się reputacją mądrego pana, rozważnego, i wszyscy mają nadzieję, że będzie sprawował dobre rządy”⁴. Inni mówili, że lwa zastąpiła owca⁵. Niektórzy urzędnicy państwowi wysokiego szczebla uznali, że wstąpienie na tron nowego władcy daje im szansę na zrealizowanie własnych ambicji kosztem imperium. Jednym z takich urzędników okazał się gubernator Damaszku, który próbował przejąć władzę w Syrii, ale bez powodzenia. Po kilku tygodniach w słoju przywieziono do Konstantynopola jego głowę zamarynowaną w occie⁶. Okazało się, że owca ma ostre zęby.

Wkrótce Sulejman zwrócił uwagę na Belgrad, gdzie piętnastoletni król Ludwik Węgierski, młodzieniec o dzikim usposobieniu, obraził i okaleczył osmańskich dyplomatów, którzy przybyli z misją omówienia nowych porządków w Konstantynopolu. W miarę jak turecka machina wojskowa nabierała rozpędu w zemście, do raportów słanych do Europy przeciekały historie o płonących wioskach i głowach chrześcijan zatkniętych na włóczniach. Belgrad został zdobyty, a jego mieszkańcy wygnani lub wzięci do niewoli. Ich ziemię rozdano poddanym Imperium Osmańskiego, a samo miasto stało się najważniejszą bazą turecką⁷. Zdumiona pobożna Europa zwróciła się ku Bogu, a mniej pobożna jak Machiavelli ku czarnemu humorowi. Pragmatycy (Wenecja, Raguza i Rosja) spieszyli, by pogratulować nowemu sułtanowi wielkiego zwycięstwa i odnowić z nim porozumienia handlowe.

Bezczelni, wśród nich kawalerowie rodyjscy, szykowali się do wojny.

* * *

Rycerze ze swymi mrzonkami byliby może pomniejszym kłopotem dla islamu, ale czasy się zmieniły i Morze Śródziemne stało się areną wyścigu zbrojeń w „wojnie światowej XVI wieku”, jak to określił historyk Andrew Hess. Z początku konflikt miał charakter lokalny, przynajmniej na Morzu Śródziemnym. Władcy dwóch mocarstw owych czasów, Hiszpanii Karola V z dynastii habsburskiej na jednym jego końcu i Imperium Osmańskiego Sulejmana na drugim, nie przywiązywali większej wagi do dzielącej ich wody. Morze stanowiło szlak komunikacyjny, na którym grasowali muzułmańscy oraz chrześcijańscy piraci i korsarze przynoszący straty obu imperiom. Stanowili oni nieodłączną stronę życia, ale obaj władcy mogli się przynajmniej pocieszać, że i jednemu, i drugiemu sprawiają takie same kłopoty.

Piraci muzułmańscy ciągnęli wielkie zyski ze swego rzemiosła i uczynili z niego dochodowy sposób na życie w pierwszej dekadzie XVI wieku. A w miarę jak rośli w siłę, zwiększały się także ich ambicje. Bracia Barbarossa, najsłynniejsi z piratów berberyjskich, zaczynali karierę morskich rozbójników na jednym małym statku, a po krótkim czasie dysponowali wielką flotą, która terroryzowała całe zachodnie Morze Śródziemne. W końcu starszy z nich, Arudż, zdobywszy Algier, złożył hołd lenny sułtanowi w zamian za polityczną legitymizację działań swoich i brata. Po stronie chrześcijańskiej Karol V znalazł odpowiedników braci Barbarossów w joannitach, którzy sami finansowali swoje przedsięwzięcia.

Wojna jak rak ma tendencję do przerzutów. Zastępczy wojownicy, czy to berberyjscy korsarze, czy chrześcijańscy rycerze, doskonale nadawali się do trzymania w strachu mieszkańców wybrzeża Morza Śródziemnego, ale nie do końca można było na nich polegać. Zamiast zgodnie zwalczać piractwo, Karol i Sulejman woleli wyposażyć ich w profesjonalne floty wojenne i ściślej związać ze swoimi imperiami. Koszt budowy i utrzymania okrętów nigdy nie jest mały, ale doradcy w Madrycie i Konstantynopolu (jak i sami korsarze) zapewniali swoich władców, że oba imperia mogą sobie na to pozwolić – Karol dysponował złotem i srebrem z Nowego Świata, a Sulejman solidnymi dochodami z handlu z Dalekim Wschodem. Mając po swojej stronie Boga i tak srogich wojowników, Karol zaczął oficjalnie mówić – choć może czysto retorycznie – o odbiciu Konstantynopola. Sulejman ze swej strony, oczarowany przez osobników w rodzaju Hajraddina (Chajr ad-Dina) Barbarossy, zaczął wierzyć, że rekonkwista Hiszpanii jest w zasięgu ręki. Wystarczy, że zaufa Allahowi, berberyjskim korsarzom i morzu.

Tak oto obaj monarchowie ulegli pokusie i zaczęli wysyłać statki na wyprawy celem zdobycia obcych lądów, które czasem kończyły się sukcesem, a czasem klęską. Kiedy brakowało im pieniędzy lub kiedy wojny w innych miejscach wymagały ich uwagi, prosili o zawieszenie broni i choć nigdy nie zbliżali się do całkowitego zwycięstwa, odmawiali zakończenia zmagań. Ich długoterminowym celem była dominacja – wskrzeszenie starego Imperium Romanum i tytułu cesarskiego, do którego obaj aspirowali – Karol jako margrabia Świętego Cesarstwa Rzymskiego, a Sulejman jako władca Konstantynopola, Nowego Rzymu. Obaj nie mieli wątpliwości, że Bóg jest po ich stronie, gdyż torują drogę światu wyznającemu prawdziwą wiarę.

Ta długa, wyczerpująca i kosztowna walka miała ich w końcu zaprowadzić do geograficznego centrum Morza Śródziemnego – małej, spalonej słońcem wyspy Malty. Wszystko zaczęło się jednak sześćset mil na wschód, na skąpanej w zieleni wyspie Rodos.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Porter, Knights of Malta, Longmans Green, London 1883, s. 340–341.

2. Mustafa Gelal-Zade, w: Rossi, Assedio e conquista di Rodi nel 1522, s. 26.

3. Lütfi Paşa, Das Asafname, Mayer und Müller, Berlin 1910, s. 27.

4. Ibid.

5. Giovio, Commentario de le cose de’Turchi, Roma 1541, s. 43.

6. Sulejman chciał ten przerażający przedmiot wysłać weneckiemu doży, lecz ambasador republiki zapewnił go, że na Wenecji już udało mu się zrobić wrażenie.

7. Jeńców serbskich szczególnie ceniono ze względu na umiejętność budowy sieci wodociągowych. Do dziś upamiętnia ich las pod Konstantynopolem zwany Lasem Belgradzkim.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: